Zygmunt August jechał na Litwę, bo tak kazała mu matka. A z kim jak z kim, ale z matką się nie dyskutowało. Niespodziewanie beztroskie wakacje przerodziły się w najważniejszą podróż życia. To wtedy poznał Barbarę Radziwiłłównę. I wtedy obdarzył Bonę nienawiścią.
August miał prawie dwadzieścia trzy lata. Był dorosłym mężczyzną i za takiego się uważał. Matka wciąż jednak traktowała go jak dziecko. Nigdy też nie dała mu okazji do młodzieńczego buntu. Dopiero teraz, gdy dawno wyrósł z wieku, w którym chłopcy mają w zwyczaju przeciwstawiać się rodzicom, spuściła go z oczu. Nie zresztą z własnej woli, ale ze względów czysto politycznych.
Skłóceni z królową Habsburgowie zdołali, pomimo ostrych protestów Bony, doprowadzić do skutku projekt małżeństwa między Zygmuntem Augustem, a wiedeńską księżniczką Elżbietą. Królowa matka została upokorzona i nie zamierzała puszczać rzeczy płazem. Od pierwszych dni dokładała starań, by zatruć relacje między nowożeńcami. A po dwóch miesiącach postanowiła sięgnąć po opcję ostateczną. Kazała synowi porzucić Elżbietę i wyjechać na Litwę, aby tym samym zademonstrować, że nieudany związek małżeński dobiegł końca. Zygmunt August zgodził się bez gadania i bez słowa protestu. Dokładnie tak, jak należałoby oczekiwać.
Życie godne królewicza
Było lato 1543 i młody król miał pojechać na wakacje. Był wprawdzie koronowanym (za życia ojca) władcą Polski i Wielkiego Księstwa Litewskiego, matka zadbała jednak, by o polityce tylko się uczył. I żeby za żadne skarby nie próbował jej uprawiać. Od tego była ona. To właśnie dlatego zamiast do stołecznego Wilna, Zygmunt August został wysłany do dóbr koronnych pod Kownem. Tam, daleko od ośrodków władzy, niemal anonimowo, miał spędzać czas na biesiadach, tańcach i polowaniach. A potem wrócić do Krakowa jak gdyby nigdy nic i dać sobie z powrotem założyć matczyny kaganiec.
Ten plan działania na razie w pełni mu odpowiadał. Jeśli August na czymś się znał, to właśnie na zabawach. Był młody, przystojny i doskonale czuł się w towarzystwie. Źródła historyczne są zgodne co do tego, że urodę odziedziczył przede wszystkim po swoich italskich dziadach i pradziadach. Miał śniadą, typowo włoską cerę. Jego twarz była nieco pociągła, a jej rysy układały się tak osobliwie, że niemal zawsze zdawał się intensywnie nad czymś myśleć. I zawsze, nawet gdy nie mówił niczego, wyglądał na mędrca. Włosy miał ciemnobrązowe i lekko kędzierzawe.
Ogółem, w przeciwieństwie do swojego ojca, już od młodych lat prezentował się tak, jak na króla przystało. Dosłownie wygrał na genetycznej loterii. Nie miał żadnych defektów, żadnych fizycznych niedociągnięć. Od swoich bezpośrednich przodków – wśród których poza sześcioma Włochami było też dwóch Litwinów, dwóch Rusinów, czterech Niemców, jeden Hiszpan i jedna Francuzka – przejął tylko najlepsze cechy wyglądu.
Aby prezentować się perfekcyjnie, nie potrzebował już niczego więcej, a przecież był też wielkim strojnisiem. Najchętniej nosił stroje włoskie i hiszpańskie, choć w jego garderobie można było znaleźć także ubrania z każdego innego kraju, z Litwą i Polską włącznie. Bardzo lubił czarne kaftany z jedwabiu i długie płaszcze, ale tak naprawdę jego ubiorem kierowały tylko dwie zasady. Miał być modny i efektowny. Tyle.
Nuncjusz papieski Giulio Ruggieri pisał o Zygmuncie Auguście: „jest przeciętnego wzrostu, bardzo szczupły i chudy, czarno zarasta, ma brodę rzadką i nie zdaje się być bardzo silnej, ale raczej delikatnej konstytucji”. Zgadzało się wszystko poza ostatnim. W rzeczywistości król cechował się sporą sprawnością fizyczną, zręcznością i talentami łowieckimi. Był też – a może przede wszystkim – wprawnym rozmówcą. Jeden z jego biografów, Stanisław Cynarski, wyraził przekonanie, że Zygmunt August był „w kontaktach z ludźmi uprzejmy, miły i ujmujący”. No i kochał wszelkie luksusy, a to jeszcze dodawało mu monarszego majestatu.
Nic dziwnego, że nie musiał daleko szukać towarzystwa, także kobiecego. I w żadnym razie tego towarzystwa nie odtrącał.
Ruchliwa sypialnia Zygmunta Augusta
Przyjmuje się, że jeszcze przed ślubem z Elżbietą Habsburżanką następca tronu nawiązał romans z jedną z dwórek swojej matki, włoszką Dianą di Cordona. Ta była wprawdzie niemal dwukrotnie starsza od króla, ale różnica wieku nie zrażała Jagiellona. Wręcz przeciwnie. Z ochotą przystał na to, by doświadczona kobieta wprowadziła go w tajniki miłości. Po niej miał wiele innych partnerek, o czym dość otwarcie opowiadano na krakowskim dworze.
Bona raczej, wbrew temu, co dawniej pisali historycy, nie podsuwała mu kolejnych kochanic, by odciągnąć go od polityki. Nie miała takiej potrzeby, bo Zygmunt August i tak we wszystkim jej słuchał. Z drugiej strony nie sprzeciwiała się romansom syna. Może i sama prowadziła się nienagannie, wiedziała jednak, że młodość rządzi się swoimi prawami. I że mężczyznom wolno w Polsce więcej. Niech chłopak się wyszumi – myślała, święcie przekonana, że żadna z jego miłostek nie może stać się politycznym problemem.
August bawił się więc w najlepsze. Niewiele myślał o sprawach państwowych, o porzuconej w Polsce żonie i nieznoszącej sprzeciwu matce. Aż nagle jego uporządkowany świat legł w gruzach wraz z przybyciem do grodzieńskich lasów dwóch młodych Radziwiłłów – dwudziestoośmioletniego Mikołaja zwanego Czarnym i trzydziestojednoletniego Mikołaja zwanego Rudym.
Nowy przyjaciel dworu
Król znał dobrze przynajmniej pierwszego z nich. Mikołaj Czarny od 1529 do 1533 roku przebywał na wawelskim dworze, gdzie w towarzystwie monarszych dzieci nabierał ogłady i wdrażał się w tajniki działalności politycznej. Nie było niczego dziwnego w tym, że słysząc o przyjeździe na Litwę polskiego króla, natychmiast postanowił go odwiedzić. Tak samo nie dziwiło nikogo, że wziął ze sobą do towarzystwa stryjecznego brata – a zarazem syna niedawno zmarłego hetmana, Jerzego Radziwiłła, i rodzonego brata świeżo owdowiałej Barbary Gasztołdowej.
Wizyta miała z pozoru charakter kurtuazyjny i tak też się zaczęła. Dwaj magnaci towarzyszyli królowi w polowaniach pośród bezkresnych ostępów Puszczy Białowieskiej. Wspólnie tropili zwierzynę, wspólnie zastawiali sidła i zasiadali wieczorami przy ogniu. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, ale tak naprawdę Mikołaj Czarny tylko czekał na odpowiednią okazję. Ten człowiek miał nie lada łeb na karku. W przyszłości zostanie ochrzczony mistrzem podstępu i zakulisowych gier. Historycy powiedzą, że to dopiero dzięki niemu rozkwitła potęga domu Radziwiłłów.
Wszystko robił w interesie rodziny, miał żelazną wolę i nie bał się podejmować trudnych decyzji. Z drugiej strony był też typem brutalnym i bezwzględnym, ale akurat te cechy zręcznie ukrywał pod maską renesansowego bon vivanta. Z zewnątrz jawił się jako typowy polski możnowładca. Węsząc w tym okazję do wielkiej kariery, spolonizował się zupełnie – pisał i mówił po polsku i chyba nawet nie znał rodzimej mowy. Litwinem był w takim samym stopniu jak Zygmunt August. Już tylko z herbu i pochodzenia.
Mikołaj Rudy był od niego postacią niewątpliwie bardziej sympatyczną. Pod wieloma względami wdał się w ojca. Też był sprawnym żołnierzem i niezłym dowódcą. Brakowało mu jednak – przynajmniej w młodości – siły przebicia i determinacji. Od udziału w politycznych grach wolał uczestnictwo w dobrej pijatyce. Cynizm zdarzało mu się zastępować współczuciem, a nad interes rodu często przedkładał dobrobyt konkretnych, ukochanych krewnych. Był świadomy swoich słabości i bez wahania pozwolił wieść prym młodszemu bratu stryjecznemu. Zarówno na co dzień, jak też teraz, u boku Zygmunta Augusta, karty rozdawał przede wszystkim Mikołaj Czarny.
Szansa na świetlaną przyszłość
Z królem miał do załatwienia kilka konkretnych spraw. Sytuacja rodu Radziwiłłów nie przedstawiała się na początku lat czterdziestych XVI wieku różowo. Odkąd umarł stary hetman, stracili realną władzę nad Wielkim Księstwem Litewskim. W Wilnie rozpanoszyli się stronnicy potężnej królowej Bony. To oni kierowali teraz radą monarszą, nie dając Mikołajom i ich krewnym dostępu do urzędów ani godności. Pomóc mogła tylko interwencja monarchy, jednak Zygmunt Stary właśnie dożywał swoich dni i nie był już skłonny do żadnych odważnych ruchów. Radziwiłłowie nie chcieli zresztą podczepiać się pod karocę pędzącą ku przepaści. Szansę na podniesienie swojej pozycji widzieli w tym, co dopiero miało nadejść.
W ich najlepszym interesie leżało takie pokierowanie młodym królem, by ten zbuntował się przeciwko matce, wywalczył sobie niezależną pozycję, a następnie to właśnie ich wyznaczył na swoich głównych doradców. I o dziwo wcale nie okazało się to trudne.
Dobra pod Grodnem, przekazane przez parę królewską synowi jako jego pierwsza, choć tylko myśliwska posiadłość, jeszcze do niedawna należały do Radziwiłłów. Bona wykupiła latyfundia grodzieńskie z rąk hetmana Jerzego dopiero przed dziesięcioma laty. Mikołaj Rudy mógł się tu czuć niemal gospodarzem. Jako młody chłopak długie tygodnie spędzał w tutejszych lasach i z łatwością przejął teraz rolę przewodnika. Do rozmów siłą rzeczy przenikał temat utraty dóbr, a wraz z nim – także kwestia rabunkowej, zdaniem Radziwiłłów, polityki Bony.
Klapki na oczach
August początkowo nie chciał o tym słuchać. Starał się zmieniać temat lub zbywać krytykę wymierzoną w matkę. Narzekaniom nie było jednak końca – a krople drążyły skałę. Młody król z coraz większym zaskoczeniem, a może nawet zawstydzeniem, odkrywał, że Bona wcale nie jest ukochaną panią Litwinów. Radziwiłłowie opowiadali mu o szemranych procesach, o głośnych konfiskatach majątków, o protestach wystosowywanych nie tylko przez ich ojców, ale przez wszystkie niemal możne rody Wielkiego Księstwa. Historia prezentowana przez braci była oczywiście odpowiednio wyolbrzymiona, spreparowana pod ich potrzeby. Zarazem jednak prezentowała cały pejzaż wydarzeń, które Bona skrzętnie ukrywała przed synem, nawet podczas pobytu rodziny królewskiej w Wilnie.
Mikołajowie na tym nie poprzestali. Wiedzieli, za jakie struny pociągnąć, by poruszyć nie tylko polityczne sumienie Zygmunta Augusta, ale też jego poczucie godności. Mimochodem napomykali o tym, że synowie królów w jego wieku w przeszłości niemal zawsze kierowali już polityką państwa; byli wyznaczani do najbardziej odpowiedzialnych zadań, zastępowali ojców wszędzie tam, gdzie ci nie byli w stanie wybrać się osobiście. A przy okazji mieli swoje dwory i siedziby, nie mniej wspaniałe od tych rodzicielskich. Zygmunt August nie miał tymczasem nic poza tym, co zgadzała mu się podarować matka.
Z niechętnego słuchacza August stopniowo przeistaczał się w zainteresowanego adepta. A wreszcie – w krytyka własnej rodzicielki. Nagle w innym świetle zaczął widzieć nie tylko sprawy litewskie, ale też wszystkie narzekania polskich dostojników, wszystkie dworskie awantury i małostkowe postępki matki. Bony nie było nigdzie w pobliżu, nie mogła więc się bronić. W Zygmuncie tymczasem narastała złość. „Król cierpiał od dzieciństwa na swego rodzaju kompleks w stosunku do matki” – pisała jedna z jego biografek, Anna Sucheni-Grabowska. – „Nadmierna uległość przerodziła się z czasem w stałą potrzebę podkreślania swej niezależności od niej”. Jeśli tej przemianie można by przypisać konkretne miejsce i czas, to musiało do niej dojść właśnie w Puszczy Białowieskiej latem 1543 roku.
Wielka ucieczka
Król odkrył, że wcale nie pojechał na Litwę na wakacje. Uwierzył, że to była tak naprawdę wielka ucieczka przed Boną. Że los zagnał go tutaj, by wreszcie zrobił użytek z wielkoksiążęcego kołpaku, którą przed czternastu laty włożono mu na głowę. I by położył kres samowolom matki jako prawdziwy wielki książę na wileńskim tronie.
Nim jednak to miało nastąpić, dwaj młodzi Radziwiłłowie chcieli z nim załatwić jeszcze jedną naglącą sprawę. Mikołaj Rudy przypomniał władcy o trudnym położeniu swojej siostry, Barbary. Po śmierci męża, potężnego magnata Stanisława Gasztołda urzędnicy wielkoksiążęcy zastosowali wobec niej przepisy, zgodnie z którymi w przypadku wygaśnięcia rodu możnowładczego cały jego majątek przechodzi na własność dynastii panującej. Barbara nie miała dzieci i w efekcie straciła prawo do jakiejkolwiek oprawy wdowiej. Olbrzymia, zbierana przez wieki fortuna Gasztołdów trafiła w ręce Jagiellonów.
Nawet Bona miała świadomość, jak drażliwa jest to sytuacja. Wiosną 1543 roku wysłała list do Radziwiłłówny, zapewniając byłą wojewodzinę nowogrodzką, że nie pozwoli, by stała się jej jakakolwiek krzywda. Skierowała nawet do Wilna specjalnego agenta, który miał dopilnować wydania Barbarze części skarbów i klejnotów. W korespondencji życzyła jej „zdrowia i wszego dobrego”. Być może Zygmunt August wiedział o tych kontaktach. Być może chciał pokazać, że będzie hojniejszy i bardziej dobroduszny od matki; że jednym gestem zjedna sobie możnowładców, których ona zrażała przez całe życie. Niezależnie od przyczyn, przystał na propozycję Mikołaja Rudego. Zgodził się na spotkanie z Barbarą Radziwiłłówną.
Źródło:
Więcej na temat zagmatwanych dziejów rodu Jagiellonów dowiesz się z książki Kamila Janickiego pt. „Damy złotego wieku” (Znak Horyzont 2014). Artykuł powstał w oparciu o literaturę i materiały zebrane przez autora podczas prac nad książką.
KOMENTARZE (6)
Panie Janicki, oklaski. Naprawdę świetny artykuł w Pana wykonaniu. Dawno nie czytałem dobrego artykułu z Pana pióra, a tu niezwykłe zaskoczenie.
To skandal… Jak tak można, to niewybaczalne i haniebne! Przerwać w najlepszym momencie…
No, ja też już nie będę czytać tych artykułów skoro nie są publikowane do końca. Strata czasu.
Świetny tekst ,czytałam z zainteresowaniem
Opis tych wydarzeń dokonany jest w sposób i językiem jakim posługują się szesnastolatkowie w początkowych klasach gimnazjum. Jeśli w tak spłaszczony sposób musi być popularyzowana historia Polski aby była czytana, to świadczy to także o stanie intelektu dzisiejszych Polaków.
Zygmunt August król nieudolny i słaby którego można porównać do innego nieudolnego i słabego władcy – Stanisława Augusta Poniatowskiego. W roku 1569 w czasie unii lubelskiej dzięki Zygmuntowi Augustowi dostała Korona …granice z Moskwa której dotychczas nie posiadała. To właśnie na ziemiach Ruskich – Litwy które przyłączył do Korony – August w 1569 roku, doszło do wojny domowej w czasie powstania Chmielnickiego w 1648 roku. Kolejnym „osiągnieciem” Zygmunta Augusta było roztrwonienie skarbu Litwy i Korony będącego w posiadaniu Augusta w chwili jego śmierci kiedy został on dosłownie rozgrabiony przez różnych „przyjaciół” którymi się Zygmunt August otaczał przed śmiercią łącznie z „kopia” Barbary Radziwiłłówny. Władca RON umarł w osamotnieniu, ubogi jak żebrak.