Ciekawostki Historyczne
Średniowiecze

Krystyna Rokiczana. Jakim cudem czeska mieszczka została żoną Kazimierza Wielkiego?

W jej żyłach nie krążyła błękitna krew. Nie miała zacnego pochodzenia, ani królewskiego majątku. Czym więc odznaczała się Krystyna Rokiczana? Była ponętną uwodzicielką. I agentką wrogiego wywiadu.

Nie da się tego ująć delikatnie. W 1356 roku król Polski Kazimierz Wielki został bigamistą. I winny był tylko on sam – bo nie po raz pierwszy w życiu wykazał się w sprawach miłosnych i małżeńskich wprost zadziwiającą naiwnością.

Tak wyobrażano sobie czeską modę dworską XIV stulecia na początku wieku XX. Portret luksemburskiej królewny Anny, wydanej za mąż za władcę Anglii Ryszarda II

Tak wyobrażano sobie czeską modę dworską XIV stulecia na początku wieku XX. Portret luksemburskiej królewny Anny, wydanej za mąż za władcę Anglii Ryszarda II. Ilustracja poglądowa: nie zachowały się żadne potrety Krystyny Rokiczany.

Polski władca musiał doskonale pamiętać, jak przed parunastu laty wystrychnięto go na dudka. Wówczas to, po śmierci swojej pierwszej żony Aldony Anny przystał na to, by potężni sąsiedzi, władający w Czechach Luksemburgowie, wzięli na siebie role swatów i podsunęli mu nową partnerkę. W efekcie pozwolił się wplątać w małżeństwo prywatnie zupełnie nieudane, politycznie nieprzydatne, a dynastycznie wprost katastrofalne (przeczytaj więcej o tym jak doszło do tego małżeństwa w innym moim artykule).

Druga żona Kazimierza, poślubiona w 1341 roku Adelajda Heska była biedna jak mysz kościelna, a do tego okazała się bezpłodna. Król, nie posiadający żadnego męskiego potomka, po piętnastu latach był już absolutnie pewien, że musi się pozbyć żony i zawrzeć nowy związek.

Próbował wymusić na Adelajdzie zgodę na rozstanie; zamknął ją nawet w jednym ze swoich zamków i więził tam przez kilkanaście miesięcy. Królowa pozostawała jednak nieugięta. I właśnie wtedy Kazimierz wpadł na doprawdy genialny pomysł. Postanowił poprosić o pomoc… tych samych Luksemburgów, którzy zgotowali mu wszystkie te małżeńskie przyjemności.

Idealny sprzymierzeniec

Nie nauczywszy się niczego po poprzedniej sromotnej wycieczce do Pragi, Kazimierz znów wybrał się do czeskiej stolicy i raz jeszcze zdał się na rady człowieka, którego w traktatach dyplomatycznych określał mianem swojego „czcigodnego brata”: cesarza Karola IV.

Było to w czasie, gdy los Adelajdy jeszcze nie był przypieczętowany. Królowa tkwiła w żarnowieckiej twierdzy, ale wciąż jeszcze nosiła koronę i pozostawała oficjalną małżonką władcy. Król liczył pewnie, że czeski partner wyciągnie go z opresji i wykorzysta swoje kontakty, by przekonać papieża do zerwania jego ślubu z Adelajdą.

Adelajda Heska na szkicu Jana Matejki.fot.domena publiczna

Adelajda Heska na szkicu Jana Matejki.

Karol mógłby to zrobić z łatwością, ale właściwie – z jakiej racji? W jego interesie leżała zupełnie inna gra. Chciał, aby Kazimierz na dobre zamotał się w swoich rodzinnych ekscesach, podpadł Stolicy Apostolskiej i ostatecznie stracił szanse na przedłużenie rodu. Upadek dynastii Piastów musiał przecież skutkować latami chaosu nad Wisłą, a tym samym – dalszym wzmocnieniem i tak pokaźnego luksemburskiego imperium.

Jakby tego było mało, Karol miał też nadzieję, że przy korzystnym zbiegu zdarzeń on albo jego potomkowie odziedziczą całą Polskę. Bądź co bądź, przewidywany na następcę Kazimierza władca Węgier Ludwik sam też nie miał synów. A najsilniejsze roszczenia do wszystkich włości tej linii Andegawenów dzierżyli właśnie Luksemburgowie…

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Druga najlepsza propozycja

Nie sposób pojąć, dlaczego Kazimierz nie brał pod uwagę wszystkich tych zależności. Pojechał na południe z pełną beztroską i zaufaniem, że zostanie potraktowany jak na przyjaciela przystało. Karol rzeczywiście okazał mu wszelką serdeczność. Wprawdzie nie obiecał, że zajmie się sprawą Adelajdy, ale za to… znów, jak przed laty, przedstawił drugą najlepszą propozycję. Miała na imię Krystyna.

Cesarz odrobił pracę domową. Wiedział, jakie damy wywołują u polskiego króla przyspieszone bicie serca; w jakiej urodzie gustuje, jakie słowa go podniecają, jakiemu ubiorowi nie jest w stanie się oprzeć. Wyszukał taką kobietę, o której mógł powiedzieć z całą pewnością, że Kazimierz nie zdoła jej się oprzeć. I która przy okazji była jego zaufaną, wierną pomocnicą.

Karol IV Luksemburski

Karol IV Luksemburski

Nazywano ją Rokiczaną, wywodziła się praskiego mieszczaństwa. Była kobietą obrotną, dojrzałą, wiedzącą, czego pragnie. Jej ojciec był wójtem Pragi, ona sama wychowywała się we wszelkich luksusach i odebrała należyte wykształcenie. Miała już jednego męża, którego pochowała parę lat wcześniej. Z pewnością nie brakowało jej też majątku – patrycjat wielkich miast handlowych żył na stopie nawet wyższej niż magnateria. Od wszelkich arystokratek i szlachcianek Krystynę odróżniał tylko brak własnego herbu. I ten akurat mankament miał się okazać niezwykle istotny.

„Nie chcę żyć z królem mającym żonę”

Damę wprowadzono na praski dwór, gdzie momentalnie zawróciła Kazimierzowi w głowie. Gdyby o początki ich związku zapytano polskiego króla, ten odparłby pewnie, że to on zdołał oczarować i uwieść piękną mieszczankę. W rzeczywistości jednak to Krystyna uwiodła Kazimierza i owinęła go sobie wokół palca.

Pewnie już w Pradze została jego kochanką albo przynajmniej dała monarsze do zrozumienia, że jest gotowa nią zostać. Przy tym jednak podkreśliła, że rola „tej drugiej” jej nie wystarcza i że nie zamierza zrównywać się z tabunami wszetecznic, które swawolny król trzyma po różnych swoich zamkach i prywatnych lupanarach. Uważała się za kobietę z klasą i oczekiwała, że będzie traktowana zgodnie ze swoim statusem.

Kazimierz Wielki na obrazie Leopolda Löfflera.fot.domena publiczan

Kazimierz Wielki na obrazie Leopolda Löfflera.

Kazimierz na jej widok jakby zupełnie ogłupiał. Nie zważając na to, że nadal ma żonę, zgodził się poślubić Krystynę. Zapomniał chyba, że takie małżeństwo do reszty pogrąży jego perspektywy. Patrycjuszka, choćby najszykowniejsza, najbogatsza i najbardziej kulturalna, nie mogła zostać koronowana na królową. Nie mogła też urodzić następcy tronu. Nawet jako królewska żona miała, z perspektywy polityki dynastycznej, status równy dowolnej kochanicy.

Ugodzony strzałą Amora Kazimierz nie zwracał jednak na to wszystko uwagi. Przywiózł Krystynę do Polski, na miejscu wysłuchując od niej, że ta „nie chce żyć z królem mającym żonę”. Zniecierpliwiony i rozpalony zaskakującym nawet go uczuciem król przyspieszył jeszcze swoje kroki względem Adelajdy. Krystyna zaś dotrzymała słowa: wprowadziła się na Wawel, gdy tylko Kazimierz odebrał żonie tytuł, wszystkie włości, a wreszcie – prawo pobytu w Polsce.

Bibliografia:

  1. Kiryk F., Wielki król i jego następca, Krajowa Agencja Wydawnicza 1992.
  2. Klápště J., The Czech Lands in Medieval Transformation, Brill, Leiden–Boston 2012.
  3. Kurtyka J., Odrodzone Królestwo. Monarchia Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego w świetle nowszych badań, Societas Vistulana, Kraków 2001.
  4. Wyrozumski J., Kazimierz Wielki, Ossolineum, Wrocław 2004.
  5. Śliwiński B., Kronikarskie niedyskrecje, czyli życie prywatne Piastów, Marpress, Gdańsk 2004.
  6. Śliwiński J., Mariaże Kazimierza Wielkiego. Studium z zakresu obyczajowości i etyki dworu królewskiego w Polsce XIV wieku, Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Olsztynie, Olsztyn 1987.
  7. Świeżawski E.S., Esterka i inne kobiety Kazimierza Wielkiego [w:] tegoż, Zarysy badań krytycznych nad dziejami, historiografią i mitologią, t. 3, Warszawa 1894.

Zobacz również

Średniowiecze

Osiągnięcia Kazimierza Wielkiego

Według części historyków „Polska zaczęła się od Kazimierza Wielkiego”. Rzadko prowadził wojny – wolał negocjować i budować. Nie tylko miasta i zamki.

11 listopada 2024 | Autorzy: Maria Procner

Średniowiecze

Maćko Borkowic w lochu śmierci

Bunty, morderstwa, wspieranie bandyterki. Do tego ponoć uwiódł królową! Maćko Borkowic herbu Napiwon miał dużo na sumieniu. I poniósł za to straszliwą karę.

5 grudnia 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

Średniowiecze

Ostatni bastion Zachodu. Czy Polska rzeczywiście była przedmurzem cywilizacji?

Mordujący kalekie dzieci pruscy barbarzyńcy, Turcy i Tatarzy niosący islamską nawałnicę, brutalni poganie z Litwy – to przed nimi Polska broniła Europy, stając się przedmurzem...

16 października 2019 | Autorzy: Maria Procner

Średniowiecze

Kim był Siemowit, legendarny założyciel państwa Piastów?

To on miał dać początek dynastii, która stworzyła państwo polskie. Czy jednak legendarny syn Piasta i Rzepichy rzeczywiście istniał, czy był tylko wytworem wyobraźni kronikarza? Do...

13 kwietnia 2019 | Autorzy: Marcin Moneta

Nowożytność

Największe skandale epoki Jagiellonów

Król oskarżany o gwałty na małoletniej żonie, królowa obelżywie nazywana "maciorą wyczerpaną połogami". Nieślubne dzieci, morderstwa politycznych konkurentów i potajemne związki. Jakie były największe skandale...

9 marca 2019 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

Nowożytność

Zygmunt August i Barbara Radziwiłłówna. Jak naprawdę król traktował swoją „ukochaną”?

Historia wielkiej miłości, poświęcenia i tęsknoty? Nic z tych rzeczy. Zygmunt August był dla Barbary Radziwiłłówny prawdziwym łajdakiem. A tego, w jaki sposób ją traktował...

3 marca 2019 | Autorzy: Aleksandra Zaprutko-Janicka

KOMENTARZE (26)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Anonim

Znowu nagonka znanego wszystkim autora na Kazimierza Wielkiego. Jaki to ma sens?

    Jarek

    Kamil Janicki ma tym razem rację. Kazimierz Wielki był idiotą i sprowadził na nas nieszczęście, pod którym mimo upływu wieków nadal cierpimy.

      Anonim

      Co Pan rozumie przez nieszczęscia? Jakie nieszczęścia sprowadził?

        Bartosz W.

        Pewnie standardowo: Żydzi, Żydzi i jeszcze raz Żydzi. Jest to tak utarty w świadomości mit, że nie wiem doprawdy czy kiedykolwiek się go wypleni. Wątpię.

      Bartosz W.

      Jeśli chodzi o tego konkretnego władcę to niestety nie ma autor racji praktycznie w niczym. Tak naprawdę szuka tylko taniego poklasku (bardzo taniego) siląc się na kontrowersje, wplatając jakieś bzdurne wątki i popełniający interpretacje przez siebie samego wymyślone. Tak, wymyślone, bo nie poparte żadnymi badaniami, ergo bezwartościowe z punktu widzenia naukowego. Taką metodą każdy może sobie napisać co chce, albowiem papier (lub komputer) wszystko przyjmie, jak głosi stara mądrość. Tylko czy jest to uczciwe? Odpowiedź brzmi: nie, bo w praktyce tylko tumani się ludzi, tworząc w ich umysłach przekłamany, lub wręcz fałszywy obraz dawnych dziejów. Dlatego apeluję do wszystkich: sięgajcie po literaturę naukową, albo chociaż popularnonaukową (wiem, że zwłaszcza ta pierwsza jest czasem trudna w odbiorze dla :”przeciętnej” osoby, ale naprawdę warto się wysilić). Strzeżcie się zaś „popularyzatorów” (a już na pewno przyjmujcie to co piszą z DUŻYM przymrużeniem oka), którzy już dawno przestali robić to, co powinni (czyli popularyzować), a zaczęli się bawić w „poprawiaczy” próbujących od nowa pisać historię. Najczęściej albo poprzez powtarzanie utartych w tzw. „powszechnej świadomości” stereotypów (niekiedy dawno już podważonych bądź wręcz obalonych) albo jak tutaj, poprzez tworzenie osobistego fanfiction przez redaktora Janickiego. Bo tym, i niczym innym, jest, niestety, jego pisarstwo o królu Kazimierzu, fanfiction, i to dość kiepskim, przynajmniej moim zdaniem. Najbardziej widoczne jest to chyba w tych momentach gdzie pan autor pisze właściwie z pozycji nie dość, że bezpośredniego świadka, to jeszcze osoby dopuszczonej przez monarchów do ścisłej konfidencji, osoby znającej ich najtajniejsze zamysły, uczucia, pragnienia itd. Proszę wybaczyć, ale to jest naprawdę, NAPRAWDĘ słabe. Ponadto przez to cały wywód jest właściwie do przekreślenia i wywalenia do kosza jako oparty na prywatnych wymysłach autora, a nie faktach historycznych. Gdybyśmy mieli własnoręcznie napisany przez króla Kazimierza pamiętnik, w którym opisałby co myślał, zamierzał itd. to taka narracja jak w artykule byłaby uprawniona. Ale skoro nic takiego nie mamy na to niestety, pan autor NIE BYŁ świadkiem, nie znał tych ludzi, nie rozmawiał z nimi, nie był dopuszczony do konfidencji. W praktyce próbuje się więc bawić w telepatę i podróżnika w czasie równocześnie… co jest po prostu niedopuszczalne i najzwyczajniej w świecie śmieszne. Historia opiera się na faktach, a nie na mocno wątpliwych zdolnościach para-psychologicznych.

      Tak więc ode mnie dla autora, w skali akademickiej (od 5 do 2), niestety ponownie „pała” i brak zaliczenia… Proszę się jednak nie poddawać. Może następnym razem się uda.

      PS. Mam nadzieję, że nie zablokujecie mi państwo ponownie możliwości pisania (dopóki nie dopuszczę się poważnego wykroczenia oczywiście). To była naprawdę nędzna próba uciszenia krytyki, z którą nie można sobie inaczej poradzić.

        Bartosz W.

        Bo jakby ktoś się zastanawiał o co mi chodzi na końcu to już wyjaśniam. Jeszcze do niedawna moje wiadomości nie pojawiały się na stronie. Ewidentnie była nałożona jakaś blokada, bo problem trwał przez długi czas, w którym inni pisać mogli normalnie… Nie była to więc jakaś awaria strony. Jeśli faktycznie byłem zablokowany to chciałbym się dowiedzieć za co konkretnie, o ile oczywiście można o to zapytać.

        Nasz publicysta | Anna Dziadzio

        Szanowny Panie Bartoszu, naprawdę mógłby Pan już dać spokój z teoriami spiskowymi. Jestem moderatorem na forum i daje Panu 100% gwarancji, że żadna, ale to żadna blokada nie została na Pana nałożona. Niby z jakiego powodu mielibyśmy blokować naszych komentatorów? Każdy ma prawo do własnego zdania. Pan wyraża je niekiedy w sposób dość szkolny, jak w sytuacji oceniania Autorów artykułów na „pałę” i deprecjonując ich wiedzę historyczną, niemniej jednak nie dopuszcza się Pan gróźb, czy sformułowań o charakterze karalnym. Proszę zatem o nie przekłamywanie zasad działania na naszym forum – nie blokujemy, ani nie banujemy żadnych komentatorów z powodu odmiennego zdania. Pozdrawiamy i zachęcamy do dalszego komentowania, chociaż cieszylibyśmy się gdyby te wpisy były różnorodne, a nie dotyczyły wciąż tego samego wątku.

        Bartosz W.

        Wiem tylko, że problem był, bo przez miesiąc żadne wiadomości pisane przeze mnie nie pojawiały się… Ale dobrze, uwierzę na słowo i z tego powodu przepraszam, jeśli poczuli się państwo urażeni moim podejrzeniem. Mam jednak nadzieję, że to już się nie powtórzy. Rozumiałbym jakąś formę cenzury niepuszczającej wpisów z ostrzejszymi sformułowaniami (i niczego nie podejrzewał), ale nie wszystkich jak leci, niezależnie od treści. Przyzna pani, że coś takiego wygląda dziwnie, prawda? Ale zostawmy już ten temat.

        Co do tekstu to pragnę coś uściślić. Ja nie deprecjonuje wiedzy autora. Ja krytykuję jego styl, który jest dla mnie niedopuszczalny. Jest to w praktyce gorszy wariant z tej pary, ponieważ brak wiedzy wyjaśnia pisanie takich hmm… kontrowersji, po prostu ktoś się na czymś nie zna. Jest to oczywiście godne krytyki, ale jest to też swoiste usprawiedliwienie pewnych… „odlotów”. Jeśli jednak ktoś wiedzę ma (jak autor) i popełnia takie teksty jak powyższy i wiele innych… to niestety wygląda to nieciekawie. Nie raz to podkreślałem: jeśli ktoś chce dokonać rewolucji w historiografii to musi to zrobić na stopie naukowej, a nie popularyzatorskiej, ergo musi udowodnić swoje rację na przykładzie konkretnych badań, a nie przeczytawszy trochę, nawet sporo, powszechnie znanych opracowań i kronik i na ich podstawie buduje jakieś dziwne narrację, nie wykazując dodatkowo skąd konkretnie wziął swoje co „smakowitsze” kąski (a w takim przypadku aprioryczne założenie jest tylko jedno: wziął to ze swojej własnej głowy). Nie wspominając już o stawianiu się w roli wszechwiedzącego w kwestii tego co chodziło po głowach ludziom zmarłym kilkaset lat temu, że tak to skrótowo określę. To już jest poniżej krytyki i mam nadzieję, że każdy rozumie dlaczego? A ocena nie była szkolna, tylko akademicka. Bo proszę wybaczyć, ale z takim tekstem (i wieloma innymi z tego tematu) pan Janicki prawdopodobnie nie zdałby (lub miałby duże problemy ze zdaniem) drugiego roku I stopnia studiów (a więc chodzi tutaj o licencjat) na moim wydziale. Powód byłby zaś banalny tj. nieumiejętność udowodnienia swoich powtarzanych z uporem tez stojących w jawnej kontrze do powszechnie przyjętych w nauce ustaleń. Ponadto tez skrajnie kontrowersyjnych i skandalizujących. Gdyby zachował je dla luźnych dyskusji to jedno, ale przez kolokwia i zaliczenia to by nie przeszedł, proszę mi wierzyć. Zaraz byłoby pytanie: „A proszę wykazać skąd pan wziął to a to” i jak byłaby odpowiedź? Obawiam się, że coś w stylu: „Eeee… Kazimierz Wielki był zerem i basta!”. Z drugiej strony byłoby zaś tylko coś w stylu: „Takie sztuczki nie ze mną Bruner” i odpowiednia ocena. Takie są przykre fakty, więc prosiłbym nie obrażać się na rzeczywistość.

Stach

Nic kobitka nie wniosła ani nie wyniosła. Jak dla mnie artykuł bez sensu

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    Szanowny Panie Stachu, artykuł nie jest o tym, co Krystyna „wniosła lub wyniosła”, jak Pan to ujął, ale o tym jak doszło do ślubu, który na pierwszy rzut oka nie powinien mieć miejsca. Tekst odpowiada więc tytułowi. I z tego co mi się wydaje to jeden z elementów sensu właśnie… Pozdrawiamy.

      Bartosz W.

      Nie do ślubu, ale do „ślubu” jak już, bo była to zwykła farsa od początku do końca. No ale lepiej jest zrobić z tego faktycznie gorszącego, ale w praktyce nieistotnego wydarzenia tanią i tandetną opowiastkę para-sensacyjną o kolosalnym znaczeniu, prawda?

    Bartosz W.

    Jak to „bez sensu”?? Przecież to kolejna dobra okazja do uderzenia w tego imbecyla, z jakiegoś nieznanego powodu zwanego powszechnie „Wielkim”, a tak naprawdę tylko i wyłącznie młodszego brata prawdziwie wielkiej siostry.

    PS. Tak, to ironia, od początku do końca.

      Nasz publicysta | Anna Dziadzio

      Szanowny Panie Bartoszu, potrafimy jeszcze rozpoznać ironię ;) Myślę, że nazywanie jej na końcu niszczy efekt, jaki ten środek stylistyczny ma wywoływać. Pozdrawiamy :)

        Bartosz W.

        Już wielokrotnie atakowały mnie tutaj różne osoby, które ewidentnie nie łapały co to ironia, przenośnia, skrót myślowy. Chciałem się zabezpieczyć.

Sławomir

Fajnie się galopuje z myślami autora, choć w istocie jest pewne ryzyko przekłamywania historii przyjętym w artykule popularyzatorstwem. Z drugiej jednak strony, historyk to nie dziennikarz, i to, że jego narracja jest mocno subiektywna wcale nie powinna dziwić.

    Bartosz W.

    Problem polega na tym, że historia opiera się na faktach (chyba nie muszę podawać definicji czym jest „fakt”?), a nie na tym co się komuś wydaje. Np. co siedziało w głowach poszczególnych władców i co sobie oni tam chcieli i zamierzali. Tego nie wie nikt, a „popularyzatorstwo” nie powinno się zajmować takim chocholim tańcem…

      Nasz publicysta | Anna Dziadzio

      Panie Bartoszu, im głębiej w historię, tym mniej faktów jest znanych. Opieramy się często tylko na kronikach, które nie do końca były obiektywne. Próba interpretacji na podstawie przesłanek w tych miejscach, w których nie mamy pewności nie jest niczym dziwnym i złym. Pozdrawiam.

        Bartosz W.

        Nie żadnych przesłanek, tylko czyjegoś widzimisię, i nie interpretacja, a duża nadinterpretacja, wręcz tworzenie własnej narracji w oparciu o, tak naprawdę, nic. I to i to jest niedopuszczalne w choćby około-poważnym dyskursie. Dodatkowo całe to fantazjowanie jest tworzone pod z góry założoną tezę, obiektywizmu w tym nie ma za grosz. Mnie nie interesuje, że dany autor ma jakoś problem do tej czy innej postaci historycznej, to jego sprawa i „demon” do pokonania. Oczekuję natomiast, że nie będzie nadinterpretował, konfabulował, kręcił, dopowiadał „od siebie” i tak dalej. To nie zadanie dla historyka tylko dla bajkopisarza.

        Nasz publicysta | Anna Dziadzio

        Panie Bartoszu, już wiemy, że artykuły na naszej stronie nie przypadły Panu go gustu. Mimo wszystko w dalszym ciągu nas Pan czyta i aktywnie komentuje, więc może jednak teksty są znacznie bardziej ciekawe i dobrze napisane, czemu Pan intensywnie zaprzecza? ;) Co do konfabulacji – tu się nie spotkamy. Pan zarzuca nam uprawnienie nieprawdy historycznej mimo oparcia na szeregu źródeł. Pozdrawiam serdecznie,

        Bartosz W.

        Nie źródeł, a opracowań. I to by było na tyle jeśli chodzi o konfabulacje.

        A czytam i komentuje zwłaszcza tam, gdzie widzę tendencyjność lub przekłamania (jak powyżej). Trzeba niewyrobionych ostrzegać, co czytają.

Bolesław Chrobry

Ślub z jakąkolwiek inną kobietą nie dałby nic Kazimierzowi. Obecnie mamy świadomość tego, że to mężczyzna odpowiada za płeć dziecka, a nie kobieta. Kazimierz był skazany na córki. Jedyny błąd jaki popełnił, to postawienie na Andegawenów. Powinien zwrócić się do kuzynów z Mazowsza i to z nimi budować rozejm. Zmiana żony nie zmieniłaby historii Polski, ale połączenie się z Mazowszem. Mogło to uczynić. Ciężko jest powiedzieć na ile skomplikowałoby to sytuację Polski, a na ile mogłoby pozytywnie wpłynąć na jej dalszy rozwój.

    Bartosz W.

    Bzdury za przeproszeniem piszesz. Kazimierz miał przynajmniej 2 nieślubnych synów… no faktycznie „był skazany na córki” jak nic. Po prostu miał wyjątkowego pecha i nie zdążył mieć syna. Taki książę wrocławsko-legnicki Henryk V Brzuchaty (przypadkiem ożeniony z siostrą matki KW) miał z nią 8 dzieci, z czego pierwszych 5 stanowiły córki, jedna po drugiej. Dopiero potem 3 synów, z czego ostatni pogrobowiec… Jak więc widać w takich przypadkach ważna była ilość potomstwa, im więcej tym proporcjonalnie większa szansa, że a nuż się uda trafić na potomka płci męskiej. Może więc jak już szukamy „winnych” to spójrzmy na Annę Giedyminównę? Przecież 2 dzieci jak na kilkanaście lat małżeństwa to nędzny wynik, a jej mąż nawet jako 60 letni „dziadek” dawał radę, tak więc z pewnością za tak marny wynik nie odpowiadał… Może była słabowita i chorowita? To by w sumie tłumaczyło jej śmierć w wieku ok. 28-27 lat. A może po prostu mało płodna? Jej bratanek Witold nie stronił od kontaktów płciowych, miał dwie żony, a doczekał się tylko jednej córki… Jagiełło, drugi bratanek, poradził sobie znacznie lepiej od kuzyna, ale też swojemu ojcu (23 dzieci z 2 małżeństw) to do pięt nie dorastał… Może więc zastanówmy się, zanim zaczniemy pochopnie coś pisać, dobrze? Zresztą to jeden z częstych motywów naszego „popularyzatorstwa”, tam gdzie kiedyś oskarżano w czambuł (często niesłusznie) kobiety, dziś atakuje się mężczyzn (też często niesprawiedliwe). Nie wprowadzono więc żadnej nowej jakości, a jedynie odwrócono proporcje na takie, które pasują pod współczesną ideologię, niech każdy sobie dopowie jaką. Inny przykład takich wynurzeń stanowi twierdzenie w wielu „popularyzatorskich” pracach, że „winnym” kilkuletniego braku dzieci w małżeństwie Władysława Hermana i Judyty czeskiej był książę… Problem w tym, że okoliczności śmierci matki Krzywoustego (nie mówiąc o prawdopodobnej deformacji jego szczęki i właściwie całej potylicy), oraz opinia kręgów dworskich, przekazana nam przez Anonima (aluzje co do kobiecej bezpłodności w zestawieniu z przykładami biblijnymi) wskazują (moim zdaniem dość jednoznacznie) właśnie na księżną, a na na jej męża (który miał później jeszcze 3 dzieci z inną). No ale jak to? Napisać coś takiego? Toż to seksizm i męski szowinizm! Naprawdę, dajmy sobie spokój z tymi dywagacjami para-ideologicznymi bo przez to nie da się na dłuższą metę prowadzić normalnej dyskusji.

    Co do następstwa to Kazimierz miał jeszcze inny wariant. Mianowicie ożenić swojego kuzyna (ostatniego z Piastów kujawskich) Władysława Białego ze swoją córką Elżbietą i w ten sposób zachować wszystko w rodzinie i w swojej linii dynastycznej… Niestety do tego typu kombinacji potrzebna była ideologia dynastyczna podobna do tej francuskiej, gdzie ukuto pojęcie „Domu Francuskiego”, czyli jedności dynastii Kapetyngów (niezależnie od linii, czy główna, czy Walezjusze, czy Burboni) jako całości potomków agnatycznych (w linii męskiej) Hugo Kapeta. U nas powinno to pójść tak, że przecież wszyscy Piastowie to potomkowie agnatyczni Mieszka I (bo tak przecież było) i na tej podstawie powinno się, wzorem Francji, ustalać sukcesję. To nie było przecież tak jak w Czechach czy na Węgrzech, gdzie rodzime dynastie faktycznie wymarły. Nasi Piastowie natomiast o wiele lat przeżyli ruskich Rurykowiczów (nie mówiąc o Przemyślidach czy Arpadach) i wymarli ostatecznie dopiero pod koniec XVII/ na początku XVIII w. Pozbywanie się własnej dynastii na rzecz obcej faktycznie nie było mądre, ale w perspektywie „długiego trwania”, tak wiec osobiście nie do końca winię współczesnych, że tego nie dostrzegali. Niestety przeklęte rozbicie dzielnicowe zrobiło swoje… Jeśli zaś NAPRAWDĘ chcielibyśmy zmiany historii to obawiam się, że należałoby cofnąć się jeszcze dalej, bo aż do Bolesława II Szczodrego i utraty przez niego władzy (w dość głupawy sposób, niestety). To tamto wydarzenie rozpoczęło tamtą spiralę. Późniejsze panowanie Władysława Hermana, jego zmagania z opozycją możnowładczą dążącą do maksymalnego osłabienia władzy monarszej, stanięcie po stronie buntowników jego własnych synów (czy to z głupoty, ignorancji, czy też bardziej w roli figurantów i de facto zakładników, tego nie wiem ja ani nikt inny), kolejna wojna domowa między owymi synami (wbrew „popularnej” opinii to Krzywousty, a nie Zbigniew, był najprawdopodobniej „kandydatem” możnych), wreszcie rozbicie dzielnicowe i całkowite fiasko naiwnego, utopijnego systemiku skleconego nieudolnie przez Bolesława III… I mamy co mamy. Jeszcze się potem oskarża Kazimierza Wielkiego, że tego czy tego nie był w stanie zrobić, że musiał lawirować, często godząc się na takie czy inne ustępstwa… A czyja to była wina, jego, czy też jego przodków tak do 5-6 pokolenia?

    No ale nie, bo przecież trzeba pisać „kontrowersyjnie”, bo na tym najłatwiej nabić „fejm” i co za tym idzie sięgnąć po bardziej wymierne korzyści… O ile nie chodzi o coś gorszego. Trzeba więc pisać sensacyjnie bądź babrać się w „obyczajówce”, albo najlepiej i jedno i drugie. Oczywiście to wszystko podlane sosem współcześnie modnych ideologii i światopoglądów. Potem zaś różne osoby powtarzają te „opowiastki” jak prawdę objawioną i jeszcze mają czasami pretensję (mniejsze lub większe) jak im próbujesz wykazać, że ten czy inny „guru” dał się, delikatnie mówiąc, ponieść fantazji, a oni łyknęli to jak młode pelikany „bo było dobrze napisane i fajnie się czytało”. Ręce opadają. Taka niezwiązana, luźna dygresja na koniec.

Grzegorz Tarasik

Najwybitniejszy to byl Boleslaw Chrobry.Kazimierz zas to naprawde cien swojej wielkiej siostry.

Agg

Panie Bartoszu, ma Pan wiedzę ale ile w Panu jest agresji to aż mi Pana żal. Pozdrawiam.

Barbara Sykutowska

A ja mam propozycje! umówcie się państwo na kawe ,najlepiej na Wawelu i prowadzcie nadal spór.Bo wiadomo że Kaziu Wielki lubił kobiety z wzajemnością.Gdy czytam te państwa komentarze to widzę że zanosi się na wielką awanturę.A Kaziu pewnie się śmieje.Pozdrawiam

Anonim

A ja tak dodam ze Adelajda miala jednak szczescie gdyby wyszla ze Henryka Vlll to prawdopodobnie ten znalazl by nie jeden powod zeby pozbyc sie niechcianej zony I bynajmiej nie trzymalby ja w domowym wiezieniu

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.