Symbol wolności, który pielęgnowała polska szlachta, prowadząc wielokrotnie do paraliżu decyzyjnego. W imię prywatnych interesów i powolnej destrukcji państwa.
Możliwe jest wskazanie źródła liberum veto. Jest nim konkretna zasada ustrojowa: zasada jednomyślności, która wywodzi się jeszcze z początków polskiego parlamentaryzmu. Dążono wtedy do tego, by zawsze osiągnięty został consensus, czyli porozumienie ogółu.
Zasada liberum veto: jej istota i skala wykorzystywania
Ciężko jest jednoznacznie wskazać moment, w którym ona zaistniała. Jak wspomina Michał Dankowski, uznanie urzędowe tej zasady miało miejsce w orędziu Zygmunta Starego do szlachty krakowskiej z 1514 roku. Jak z kolei podaje Anna Grześkowiak-Krwawicz, można było stwierdzić, że fundamentami tzw. polskiej wolności były konstytucja nihil novi, dająca władzę pozytywną, oraz ius vetandi – dające władzę negatywną, polegającą na możliwości obrony przed narzuceniem niechcianych praw i ochrony wolności. Przy pomocy liberum veto uczynić to mogła jedna osoba.
W kontekście funkcjonowania zasady liberum veto w Polsce, dającej prawo każdemu posłowi do zerwania sejmu, prezentowane są różne statystyki tego, jak często była ona stosowana i do zerwania ilu sejmów w ten sposób doszło. Historia sejmu polskiego zna jednak wiele takich przypadków. Do pewnego momentu przyczyną nie było nawet veto samo w sobie.
Za Zygmunta III Wazy do rozejścia się sejmu bez podjęcia uchwał doszło sześciokrotnie. Czas Władysława IV był trochę spokojniejszy, bo zdarzyło się to tylko 3 razy. Z kolei panowanie Jana Kazimierza to 7 takich sejmów, przy czym uważa się, że zasadę liberum veto stosować zaczęto za jego czasów. Za Jana III Sobieskiego zrywanie sejmu stało się praktyką niemalże nagminną. Tragiczny zaś pod tym względem okazał się czas panowania obu Sasów: za Augusta II Mocnego zerwano 9 sejmów, natomiast za Augusta III – w zależności od autora – wszystkie lub niemalże wszystkie.
Poseł upicki zrywa sejm
Powszechnie uważa się, że pierwsze zerwanie sejmu z woli jednego posła miało miejsce na sejmie, którego obrady rozpoczęły się 26 stycznia 1652 roku. Obfitowały one w wiele bulwersujących sytuacji (choćby sprawa Hieronima Radziejowskiego) oraz sporów pomiędzy obozem Jana Kazimierza a opozycją (aczkolwiek Jerzy Sebastian Lubomirski i Janusz Radziwiłł się nie stawili). Bez podjęcia żadnej uchwały zakończył się i ostatni dzień obrad sejmu, 9 marca. Padła wówczas propozycja ich przedłużenia o jeden dzień. I w tym momencie to się stało.
Powstał Władysław Siciński, poseł upicki, który stanowczo stwierdził: – Ja nie pozwalam na prolongację, co później tłumaczył otrzymaną instrukcją poselską. Po czym od razu wyszedł. Co było w takiej sytuacji począć? Niektórzy jeszcze mieli nadzieję, że Siciński odwoła swoją protestację. Jednak w poniedziałek, 11 marca, nic takiego się nie stało. Sejmowe obrady trzeba było zakończyć, co zresztą było na rękę i królowi, i opozycji.
Za prowodyra tej sytuacji uważany jest hetman polny litewski Janusz Radziwiłł. Miał w tym własny interes, dotyczący m.in. kwestii losu wakującej buławy litewskiej. Paradoksalnie jednak można powiedzieć, że poseł Władysław Siciński… bronił obowiązującego wtedy prawa. Jak bowiem informuje Izabela Lewandowska-Marzec, prolongacja obrad sejmu została oficjalnie zakazana na mocy uchwały z 1633 roku. De facto jedynie ostrożnie zgadzano się na jednodniowe przedłużenie obrad sejmu zwyczajnego.
Czytaj też: Czy to się w ogóle mogło udać? Narodziny i śmierć demokracji szlacheckiej w Polsce
Pierwsze formalne zerwanie sejmu
Postawić jednak należy pytanie o to czy rzeczywiście to właśnie wtedy po raz pierwszy obrady zostały zerwane? Przecież poseł upicki uniemożliwił jedynie przedłużenie obrad. Jeżeli chcielibyśmy odnaleźć pierwszy sejm zwyczajny, który został zerwany jeszcze w trakcie „regulaminowego” czasu trwania obrad, to powinniśmy raczej zwrócić uwagę na 5 listopada 1669 roku, a wtedy pierwszym formalnym zerwaniem sejmu stałoby się zerwanie w 35. dniu obrad sejmu koronacyjnego Michała Korybuta Wiśniowieckiego.
Za dyskusyjną należy tu uznać sprawę zerwania obrad w 1639 roku przez Jerzego Lubomirskiego. Jednym z głównych podnoszonych przeciwko „pierwszeństwu” tego przypadku argumentów jest to, że nie działał on wtedy sam, a ze wsparciem innych posłów biorących udział w obradach.
O awanturach sejmowych i próbach reform słów kilka
Właściwie od samego początku liberum veto uważano za dość problematyczne. Sejmy jednak nadal były zrywane. W burzliwych latach panowania Jana Kazimierza na uwagę zasługuje ten, który został zwołany na 11 lutego 1654 roku. Konflikt króla z sejmikami, które chciały m.in. ograniczyć władzę królewską nad wojskiem, trwał w najlepsze nawet wtedy, gdy nadeszła informacja o tym, że zaczęła się wojna z Moskwą. Tym razem to stronnicy króla zaczęli „nie pozwalać”. Zerwano sejm, który rozszedł się bez podjęcia jakiejkolwiek wiążącej uchwały. A już w trakcie potopu szwedzkiego zaczęły pojawiać się sugestie, że liberum veto okazało się uprawnieniem wadliwym i że tę destrukcyjną w skutkach zasadę trzeba będzie jednak ograniczyć lub nawet ją znieść.
Na projektach się jednak skończyło. Jak zresztą i często później. Tego typu propozycje poprawy funkcjonowania państwa zostały odrzucone przez sejmy z lat 1661 i 1662. Z podobnych planów na pewnym etapie musiał także zrezygnować Jan III Sobieski, któremu jasno dała to do zrozumienia opozycja magnacka na sejmach z lat 1676–1679. Zresztą wspierana zarówno przez Hohenzollernów, jak i Habsburgów. Wracając natomiast do praktyki stosowania liberum veto: kuriozalna sytuacja miała miejsce w roku 1688, w którym to nie zdołano nawet jeszcze na dobre rozpocząć obrad, bo… zerwano je, jeszcze zanim w ogóle został wybrany marszałek sejmu!
Czytaj też: Jak Szwedzi złupili Polskę podczas potopu?
Remedium na liberum veto? Konfederacja!
W jaki sposób można było w ogóle rządzić państwem, w którym groźba zastosowania przez kogoś liberum veto była wszechobecna? Mariusz Markiewicz wspomina, że np. August II starał się kierować państwem głównie w oparciu o konfederacje, ponieważ w takim przypadku liberum veto mu w ogóle nie groziło. W radach konfederackich decyzje podejmowane były większością głosów. Równocześnie doradcy proponowali królowi różne sposoby usprawnienia państwa, a proponowany model angielski zakładał m.in. ukrócenie liberum veto.
Konfederacje zawiązywane były oczywiście i wcześniej. Weźmy chociażby konfederację gołąbską z 1672 roku czy tyszowiecką z 1655. Zamiast sejmu w państwie funkcjonował wtedy zjazd generalny lub walna rada, a w rubryce liberum veto można byłoby zapisać: „nie dotyczy”. Jak wyjaśnia to Mariusz Markiewicz, nie wynikało to ze specjalnej uchwały, ale z praktyki, gdyż w sytuacji związku braterskiego nie liczono się ze zdaniem opozycjonistów. W przyszłości posłużono się kilka razy tą metodą, aby nie dopuścić do zerwania ważnych sejmów. Chociaż nie zawsze wychodziło to Polsce na dobre.
Liberum veto w służbie zaborców
W zasadzie ingerencja przyszłych zaborców w polski porządek prawny w kontekście liberum veto zaczęła się jeszcze nawet przed samymi zaborami. Dość wcześnie zaczęła o tym myśleć Katarzyna II, która po śmierci Augusta III uważała, że należy tak wpłynąć na sytuację polityczną w Polsce, by został wybrany król, który zagwarantuje zachowanie liberum veto. Utrata możliwości zrywania sejmów przez swoich „agentów” byłaby z pewnością nie po myśli Rosji. Zresztą taka polityka Rosji bynajmniej nie była czymś nowym. Takie samo podejście prezentował wcześniej chociażby Piotr I. Paradoksalnie pierwszego sejmu rozbiorowego nie dało się zerwać przy pomocy liberum veto, ponieważ zawiązana została wtedy konfederacja.
O tym, że taki kierunek polityki został przez Rosję przyjęty, mogliśmy się przekonać już w trakcie panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego, podczas sejmu z roku 1766. Wtedy to Andrzej Zamoyski zaproponował wprowadzenie reformy, dzięki której tylko w sprawach ekonomicznych możliwe stałoby się podejmowanie decyzji większością głosów. Katarzyna II zareagowała na to słowami: Nieźle oszukać się nas starają, lecz im się to nie uda. A tak Rosja, jak i Prusy zagroziły wojną, jeżeli liberum veto zostałoby zlikwidowane.
Zresztą Katarzyna II wspierała nawet domagające się utrzymania tej zasady konfederacje. A w celu wprowadzenia dodatkowego zamieszania „siły zewnętrzne” zaczęły domagać się praw dla dysydentów, czyli wyznawców protestantyzmu i prawosławia. Z reform zrezygnowano. Natomiast możliwość zrywania sejmów znalazła później potwierdzenie w przyjętych przepisach prawnych. Pakiet ustaw został przyjęty na sejmie w roku 1768. Zatwierdzono chociażby prawa kardynalne, wśród których znalazły się m.in. wolna elekcja, prawo szlachty do wypowiedzenia posłuszeństwa królowi i właśnie liberum veto.
Czytaj też: Pierwsza w Europie, druga na świecie. Konstytucja 3 Maja
Ostatnie próby reform wewnętrznych
Ostatnią szansą, aby coś jeszcze zmienić w chylącym się powoli ku upadkowi państwie, stały się obrady Sejmu Wielkiego, trwające od 1788 do 1792 roku. Czas ten pełen był wielkich wystąpień, a wśród nich znalazło się to autorstwa Stanisława Staszica, który postulował m.in. zniesienie liberum veto. I jego postulat miał zostać spełniony. Trzy lata później uchwalona została Konstytucja 3 Maja, na mocy której w istocie wprowadzano zasadę głosowania większością głosów, likwidując tragiczne w skutkach dla historii Polski liberum veto. Dlaczego jednak polska szlachta nie zerwała Sejmu Wielkiego? Odpowiedź jest prosta: ponieważ obradował on pod węzłem konfederacji. A zatem zerwać się go po prostu nie dało.
Sukces Konstytucji 3 Maja miał jednak obrócić się wniwecz. Nastał czas II rozbioru Polski, która przestawała już istnieć jako samodzielne państwo. Do tego 16 października 1793 roku sejm grodzieński zatwierdził zawarcie układu polsko-rosyjskiego, na mocy którego właściwie traciła już wtedy suwerenność. Sejm ten wprowadził też szereg zmian ustrojowych. W ich ramach postanowiono, że liberum veto miało mieć zastosowanie, aczkolwiek tylko do spraw dotyczących naruszania praw kardynalnych. Wszystko to nie miało już jednak decydującego znaczenia. Bo niedługo później w końcu się udało. Liberum veto zostało ostatecznie w Polsce zlikwidowane. Szkoda tylko, że razem z Polską.
Bibliografia
- Bogucka, Dawna Polska. Narodziny, rozkwit, upadek, Wydawnictwo Trio, Warszawa 1998.
- Z. Dankowski, Liberum veto. Chluba czy przekleństwo?, Jagiellońskie Wydawnictwo Naukowe, Toruń 2019.
- Dybkowska, Polskie dzieje od czasów najdawniejszych do współczesności, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995.
- Grześkowiak-Krwawicz, Veto – wolność – władza w polskiej myśli politycznej wieku XVIII, „Kwartalnik Historyczny”, Rocznik CXI, nr 3/2004.
- Lewandowska-Malec, Sejmy rozerwane i zerwane w XVII stuleciu, „Studia z Dziejów Państwa i Prawa Polskiego”, tom XII/2009.
- Markiewicz, Historia Polski 1492-1795, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002.
- Samsonowicz, J. Tazbir, T. Łepkowski, T. Nałęcz, Polska. Losy państwa i narodu do 1939, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2003.
- Spórna, Słownik władców Polski i pretendentów do tronu polskiego, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2003.
- Wójcik, Jan Kazimierz Waza, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1997.
KOMENTARZE (2)
No cóż to co powyżej… Świadczy przynajmniej tylko o jednym: szkoła krakowska „wiecznie żywa choć wadliwa”, zwłaszcza niestety dzisiaj… To nie myśmy głównie winni za to, że na kolanach przed potęgami (u)klękliśmy… To nasi antenaci – poprzednicy, nie my – jakże aktualne…
Podsumowując bowiem: artykuł powyższy reprezentuje poglądy Polaków czasu rozbiorów – to naszych przodków wina, to nie my! Jeśli tak to których pytam? Czy aby tych, którzy cara na postronku „piechtą” gonili czas jakiś Moskwę mu zajmując…? Wielki zakon do roli małego księstwa sprowadzając…? Portę otomańską pierwszą potęgę europejską tych czasów upokarzając, uchwalając w czasach już czynnego stosowania liberum veto – a jakże, na sejmach i sejmikach ogromne podatki na wyprawę wiedeńską…?
Adam Asnyk tych ówczesnych (ale pasuje to i do dzisiejszych) biczujących się w nieswoje plecy historyków krakowskich, tak krytycznie – ironicznie, podsumował: „Historyczna nowa szkoła, Swą metodę badań ścisłą, Sprowadzoną HURTEM Z NIEMIEC [jakże to aktualne!], Rozpowszechnia ponad Wisłą…” „By zgiąć bytu żądzę dziką, Przed dziejowych praw logiką… W pełnym świetle jej dochodzeń, JASNĄ GWIAZDĄ LŚNI DESPOTYZM… Gdyż Kościuszko to był wariat, Co buntował proletariat! I tak dalej… i tak dalej… Coraz śmielsze wnioski przędzie… I, nicując dawne sądy, Nie powstrzyma się w obłędzie, Aż dowiedzie, że król Herod Dobroczyńcą był dla sierot…”
Skróciłem wiersz celowo, by tym celniej… :)
„Poza komentatorami zagranicznymi, niektórzy polscy historycy, szczególnie z tzw. szkoły krakowskiej, posunęli się (za)daleko w kierunku ostrej krytyki przeszłości Polski. Wraz z „uczonymi” z szeregów WROGÓW Polski powtarzając stereotypy zarzucające Polakom brak rozsądku politycznego, uniemożliwianie władzy jej sprawowania i przedkładanie własnych interesów prywatnych nad dobro publiczne. W takich okolicznościach nie dziwi fakt, że idee historyczne w różnych krajach, w tym w Polsce, zaczęły być orientowane w kierunku WYZNACZONYM PRZEZ MOCARSTWA ZABORCZE. [!!!] Podejście to zakorzeniło się na tyle głęboko, że nie zostało odrzucone przez nasze badania historyczne nawet po odzyskaniu niepodległości [!!!], choć zostało ono zakwestionowane przez WIELU wybitnych uczonych. Jednym z takich podejść jest przekonanie, że polska szlachta, kierując się własnymi interesami, była w stanie wymusić na królu coraz większe ustępstwa, zwane zwykle „przywilejami”.” „Według dzisiejszych standardów wprowadzenie instytucji demokratycznych w Polsce nie miało charakteru przywilejów.” „…historyczne polskie „przywileje” polegały po prostu na UZNANIU PODSTAWOWYCH PRAW CZŁOWIEKA przy jednoczesnym zapewnieniu poszanowania godności ludzkiej [!!!] i ograniczeniu arbitralności organów władzy. Obecnie we wszystkich demokratycznych i praworządnych narodach, zasady wprowadzone przez staropolskie „przywileje” uznawane są za PODSTAWOWE ELEMENTY FUNKCJONOWANIA – ŻYCIA SPOŁECZEŃSTWA.” (…)
(za „Kilka uwag na temat starych „przywilejów” i „Liberum Veto” W. J. Wagner)
Liberum Veto wynikało z stosowania nie tylko dla prawa kanonicznego, powszechnej i dzisiaj (!!!) zasady: „…quod omnes tangit, ab omnibus approbari debeat” – co wszystkich dotyczy, przez wszystkich powinno być aprobowane…
…
A czy Polska była w dobie rozbiorów w ostatecznym upadku – „chyląc się powoli” jako państwo ku niemu?
G. Lucchesini „prominentny” dyplomata pruski, poseł samego króla „w Prusiech” w Polsce: „Rzeczy pospolita ustanowiła sobie teraz doskonały rząd (une constitution exellente)…” „Także i sejm działa jakoś sprawniej, patrjoci decydują sprawy na zebraniach poufnych, a potem w sejmie uchwalają w szybkiem tempie, niema nawet czasu by tem przeszkodzić…“
……………………………………………………………………………………………………………..
Gdybyśmy tylko jeszcze mogli stanąć po stronie Anglii, a nie – moim zdaniem musieli – po stronie Francji…
…ale gdybać post factum to sobie można do woli.
Krytycy Rzeczypospolitej nie chcieliby życ w państwach Fryderyka II czy Katarzyny II.