Ciekawostki Historyczne

Rycerze z długimi kopiami i skrzydłami u boków stanowią dumną kartę historii polskiego oręża. Ale nie byli jedyni – w dziejach naszego kraju nie brakowało zabójczo skutecznych i doskonale przeszkolonych żołnierzy, gotowych przelać krew za ojczyznę. Oto najlepsi z najlepszych – prawdziwa elita polskiego wojska.

Drużyna piastowska

Mieszko I i Bolesław Chrobry nie dokonaliby swoich podbojów, gdyby nie bitna drużyna książęca. Już za panowania pierwszego polskiego władcy wojowie znaleźli się pod jego specjalną opieką – zapewniał im wikt i opierunek, a w zamian oczekiwał absolutnej wierności.

W polskiej historii mieliśmy wiele wyróżniających się formacji wojskowych. Wśród nich byli również pancerni.fot.Juliusz Kossak/domena publiczna

Poza husarią mieliśmy wiele wyróżniających się formacji  wojskowych. Jedną z nich byli pancerni.

Jak wyglądało ich uzbrojenie? Piastowscy wojowie nosili szpiczaste, stożkowate hełmy, kaftany ze skóry, nabijane metalowymi płytkami. Mieli też drewniane okrągłe lub migdałowe tarcze. Miecze nosili tylko najzamożniejsi. Typową broń stanowiły natomiast włócznie, łuki, topory, czekany i młoty.

Arabski podróżnik Ibrahim ibn Jakub wspominał, że Mieszko miał: „3000 pancernych, podzielonych na oddziały, a setka ich znaczy tyle, co dziesięć setek innych„. Dzięki tak bitnym zbrojnym mógł Mieszko pokonać choćby niepokornego Wichmana w 967 roku, a pięć lat później odnieść spektakularne zwycięstwo w bitwie pod Cedynią.

Bolesław Chrobry, który znacznie powiększył kraj ojca, dzięki swoim wojom zwyciężał samego cesarza Niemiec oraz podbił Kijów. Według Galla Anonima miał aż 3900 pancernych i 13000 tarczowników.

Zobacz również:

Średniowieczni rycerze

W czasach średniowiecza, gdy na zachodzie Europy kwitła kultura rycerska, także nasi rycerze dokonywali chwalebnych czynów i zapisywali się na kartach kronik. Ówczesne prawo i obyczaj nakazywały, by stawić się na polu bitwy na wezwanie władcy w uzbrojeniu stosownym do pozycji społecznej oraz możliwości finansowych. Obok rumaka najbardziej kosztowną częścią ekwipunku była broń, stąd na polach bitwy pojawiały się rozmaite jej rodzaje.

Na początku XIV wieku dominowały miecze przeznaczone do cięcia, z czasem jednak popularność zaczęły zdobywać również takie z głownią do kłucia oraz koncerze. Używano także toporów, czekanów, włóczni i kopii. Do walki na odległość służyły łuki refleksyjne i kusze. Najbardziej charakterystycznym elementem rycerskiego wyposażenia była zbroja. Mniej zamożni rycerze używali kolczug, pancerzy z lamelek oraz brygantyn, czyli materiałowych kamizel z przynitowanymi od środka metalowymi płytkami. Bogatsi mogli sobie pozwolić na kirys przykrywany tkaniną ozdobioną herbami.

Chrobry dbał o swoich wojów, wymagał w zmiana absolutnej lojalności. Na ilustracji obraz Michała Byliny pod tytułem "Bolesławowa drużyna"fot.materiały prasowe

„Bolesławowa drużyna”, obraz Michała Byliny. Ilustracja z książki „Polskie triumfy”.

Do obrony stosowano tarcze – najczęściej z herbem właściciela – początkowo trójkątne, później również czworokątne z wycięciem na oparcie kopii. Niektórzy wybierali prostokątne pawęże (większe piechociarze, mniejsze, tak zwane pawężki, jeźdźcy).

Jednym z najsławniejszych polskich rycerzy był oczywiście Zawisza z Grabowa, uczestnik bitwy pod Grunwaldem. Wojsko Jagiełły rozgromiło tam Krzyżaków właśnie za sprawą ciężkozbrojnych hufców polskich. Zawisza Czarny (podobno przydomek rycerza wziął się od jego szmelcowanej na czarno zbroi) znany był na dworach europejskich nie tylko z sukcesów na polach walki, ale i ze zwycięstw w wielu turniejach rycerskich.

Brał udział między innymi w turnieju w Budzie na Węgrzech, gdzie nagrodą dla zwycięzcy był rumak ze złotymi podkowami. W 1415 roku w turnieju w Hiszpanii jednym uderzeniem kopii zrzucił z siodła słynnego wówczas rycerza Jana z Aragonii, co utwierdziło jego sławę w całej Europie.

Lisowczycy

W czasach Rzeczpospolitej Szlacheckiej nieśli zniszczenie, gdziekolwiek się pojawili. Lisowczycy – szlacheckie oddziały „od brudnej roboty” – siali postrach w XVII wieku.

Już same zasady funkcjonowania tego wojska niejako prowokowały późniejsze gwałty, rozboje i mordy, z których – niestety – Lisowczycy słynęli. Byli najemnikami, a jedyne ich wynagrodzenie stanowiły łupy wojenne. Formacja drogą głosowania sama wybierała sobie dowódcę. W ich szeregach służyli także obcokrajowcy – głównie Rusini i Litwini.

Słynęli z niesamowitych zdolności jeździeckich i wielkiej szybkości przemieszczania się. Potrafili pokonać do 150 kilometrów dziennie. Strój i broń Lisowczyka zależały wyłącznie od niego – pod tym względem panowała niemal całkowita dowolność. Przeważnie stosowali wschodni, tatarski styl walki konnej i byli niesamowicie okrutni. Podobno mieli zwyczaj zabijać każdego napotkanego przechodnia, by nie pozostawiać świadków swych gwałtów i zbrodni.

Lisowczycy na akwareli Juliusza Kossaka.fot.domena publiczna

Lisowczycy na akwareli Juliusza Kossaka.

Lisowczyków panicznie bali się między innymi Rosjanie. Oddziały te siały bowiem spustoszenie na ich ziemiach podczas tak zwanych Dymitriad – zbrojnych interwencji Rzeczpospolitej w Rosji za czasów panowania Zygmunta III Wazy.

Pancerni

Choć stanowili nie mniej ważny niż husaria trzon armii Rzeczpospolitej Obojga Narodów, wspomina się o nich zdecydowanie rzadziej. A zazwyczaj to właśnie pancerni – po przełamującym uderzeniu husarzy – okrążali i ostatecznie niszczyli przeciwnika.

Typowe elementy ich stroju i uzbrojenia to zbroja kolcza z kapturem lub szyszak na głowę, okrągła tarcza pochodzenia tatarskiego (tak zwany kałkan), łuk refleksyjny, szabla, bandolety, czekan oraz włócznia. Kawalerzyści brali udział w większości bitew, które zapisały się w historii jako słynne zwycięstwa Polaków tamtego okresu.

Na przykład pod Chocimiem, pod wodzą hetmana Jana Sobieskiego walczyło ich aż 11 tysięcy. Atak pancernych podczas tego legendarnego starcia stał się gwoździem do trumny dla wojsk tureckich. „Zza wału wdarły się chorągwie pancerne, a za nimi wpadł Stanisław Jabłonowski z husarią. (…) Turcy „tłumem rzucili się na most, ale go wnet tak obciążyli, że się rozerwał pod natłokiem uchodzących, a ci, co na nim byli, wpadłszy w wodę, na[s]tępującym przecięli ucieczkę” – opisuje Kacper Śledziński w „Polskich triumfach”.

Towarzysz pancerny na obrazie Józefa Brandta.fot.domena publiczna

Towarzysz pancerny na obrazie Józefa Brandta.

Co ciekawe, według uchwały z 1527 roku tylko rotmistrzowie musieli być szlachcicami. Od „zwykłych” kawalerzystów nie wymagano szlachectwa, a jedynie jak najlepszych wyników w walce. Z uwagi na fakt, że utrzymanie pancernych było zdecydowanie tańsze od kosztów generowanych przez husarię, już w drugiej połowie XVII wieku zaczęli stanowić przeważającą część polskiej jazdy.

Szwoleżerowie

Kolejną formacją, która przeszła do historii, był 1 Pułk Szwoleżerów Gwardii Cesarskiej walczący pod Napoleonem Bonaparte, utworzony dekretem francuskiego władcy z 6 kwietnia 1807 roku.

Z założenia miała to być jednostka elitarna, złożona w całości z ochotników (pod warunkiem, że posiadali odpowiedni majątek i pochodzenie – chłop nie mógł zostać szwoleżerem). Do walki stawali w granatowych mundurach z amarantowymi kołnierzami, mankietami i wyłogami oraz wysokich na przeszło 20 centymetrów czapkach. Ich uzbrojenie obejmowało szable, a także broń palną: karabinki i pistolety. Po kilku latach otrzymali również ponad dwumetrowe lance.

Nie sposób nie napisać o ich porywającym zwycięstwie w przełęczy Somosierra w Hiszpanii. Polacy dosłownie dokonali tam niemożliwego. W mierzącym 2,5 kilometra i wąskim na 8 metrów wąwozie hiszpański generał Benito San Juan umieścił cztery baterie dział. A to nie wszystko! Jak wylicza w „Polskich triumfach” Piotr Dróżdż:

Ponadto w pustelni stojącej około 400 metrów przed zabudowaniami osady Somosierra wykuto strzelnice dla piechoty. (…) Hiszpańskie działa czyniły wąwóz iście piekielną bramą dla atakujących. Jednocześnie San Juan rozmieścił mniej więcej trzy tysiące w większości nieregularnej piechoty na łagodnie opadających stokach doliny. Mieli oni prowadzić ogień zza znajdujących się tam licznych odłamów skalnych.

Bitwa pod Somosierrą na obrazie Louisa François Lejeune'a.fot.domena publiczna

Bitwa pod Somosierrą na obrazie Louisa François Lejeune’a.

Wąwóz wydawał się nie do zdobycia. To wtedy Napoleon miał rzec: „zostawcie to Polakom”. I miał rację. Szwoleżerowie ruszyli na wroga z pełnym impetem, wprost roznosząc Hiszpanów. Trwająca 10 minut szaleńcza szarża na armaty się powiodła i otworzyła Bonapartemu drogę na Madryt.

Kawaleria w XX wieku

Polscy ułani po raz kolejny pokazali swoją potęgę już w XX wieku, było to zarazem ostatnie wielkie zwycięstwo kawalerii. Chodzi oczywiście o bitwę pod Komarowem w trakcie wojny polsko-bolszewickiej. 31 sierpnia 1920 roku przeciwko 1500 polskich ułanów (1 Dywizja Jazdy pod dowództwem pułkownika Juliusza Rómmla) stanęło ponad 6000 kozaków z Armii Konnej Siemiona Budionnego, spieszącego na pomoc bolszewikom walczącym pod Warszawą.

Ewentualne dołączenie Konarmii Budionnego do wojsk Michaiła Tuchaczewskiego mogłoby przesądzić o całej wojnie. Tak się jednak nie stało. Najpierw sowieckich kozaków zatrzymała twarda obrona Zamościa, a później na przedpolach miasta czterokrotnie mniejsza jazda polska dosłownie rozgromiła wroga. Bitwa była mordercza, trwała w sumie 12 godzin. Szala zwycięstwa przechylała się to na jedną to na drugą stronę. Aż w końcu jedna z szarż przypieczętowała zwycięstwo Polaków. „Nic dziwnego, że po wojnie Rómmel określił tę szarżę jako jedną z najświetniejszych podczas całej wojny” – podkreśla Sławomir Zagórski w „Polskich triumfach”.

Do wybuchu II wojny światowej kawalerzyści stanowili jeden z członów Wojska Polskiego. Na początku czerwca 1939 roku w szeregach polskiej armii służyło około 28 tysięcy koni. Ich jeźdźcy byli wyposażeni w taki sam sprzęt, jak inne formacje. Już podczas kampanii wrześniowej żołnierze walczyli bowiem głównie pieszo. Osławione konne szarże należały do rzadkości, a zwierząt używano przede wszystkim do przemieszczania się i przenoszenia sprzętu (na przykład ciężkich karabinów).

Cichociemni

Byli polskim oddziałem specjalnym z czasów II wojny światowej, wyszkolonym i wyekwipowanym przez Brytyjczyków. W latach 1941–1944 w tajnych zrzutach spadochronowych Cichociemni przedostawali się do kraju i dołączali do Armii Krajowej. Walczyli w zasadzie we wszystkich oddziałach bojowych Polskiego Państwa Podziemnego.

Wyróżniali się świetnym wyszkoleniem i niezrównanym żołnierskim etosem. Specjalizowali się w działaniach partyzanckich: dywersji, sabotażu, kontrwywiadzie i walce na tyłach wroga. Pierwszy ich zrzut pod kryptonimem „Adolphus” przeprowadzono w nocy z 15 na 16 lutego 1941 roku. Łącznie zorganizowano ponad 80 takich przelotów. Wojny nie przeżyła około 1/3 z ponad 300 Cichociemnych, którzy zostali przetransportowani do kraju. Część po aresztowaniu przez Gestapo zażywała truciznę.

Po wojnie wielu kontynuowało walkę w podziemiu antykomunistycznym, tak jak jeden z najsłynniejszych Żołnierzy Niezłomnych – Hieronim Dekutowski, ps. Zapora. Wielu Cichociemnych po aresztowaniach przez Sowietów zostało wywiezionych w głąb Rosji. Na ośmiu żołnierzach sądy PRL wykonały wyrok śmierci. Nazwa oddziału była w Polsce Ludowej zakazana. Dziś jego tradycję kultywuje między innymi jednostka specjalna GROM im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej,

Dywizjon 303

Ten najsłynniejszy w historii polskiej wojskowości oddział lotniczy zapisał się na kartach dziejów przede wszystkim brawurową obroną Wysp Brytyjskich podczas bitwy o Anglię. Dywizjon na mocy polsko-brytyjskiej umowy wojskowej sformowano 2 sierpnia 1940 roku. Okazał się najskuteczniejszą formacją lotniczą, biorącą udział w walkach z Luftwaffe podczas hitlerowskiej operacji Seelöwe.

Latem 1940 roku koło 1200 oficerów i aż 5000 podoficerów i szeregowych polskich sił powietrznych. czekało, aby wziąć rewanż na Luftwaffe.fot.domena publiczna

Piloci dywizjonu 303 na zdjęciu z 1940 roku.

Polscy piloci latali na myśliwcach Hawker Hurricane Mk I. Co prawda były one gorsze od niemieckich Messerschmittów Bf 109 E, ale jednak w rękach Polaków okazały się zabójczo skutecznym narzędziem. Na brytyjskim niebie nasi rodacy „zadebiutowali” pod koniec sierpnia 1940 roku. Już pierwszego dnia strącili sześć wrogich maszyn. Wkrótce ich niesamowite zdolności przyniosły im sławę.

Łącznie dywizjon strącił 126 samolotów, co stawiało go na pierwszym miejscu wśród wszystkich oddziałów lotniczych broniących Wysp Brytyjskich. Dziś co prawda niektórzy badacze uważają tę liczbę za zawyżoną, ale nie kwestionuje się faktu, że Polacy okazali się ponadprzeciętnymi lotnikami. Zresztą uważali tak nawet Niemcy. „Generał Adolf Galland, niemiecki bohater bitwy o Anglię, przyznał, że podczas wojny Niemcy poznawali polskie dywizjony po szyku, a on sam kazał swoim młodym pilotom „walczyć jak Polacy” – pisze w poświęconym dywizjonowi 303 rozdziale „Polskich triumfów” Mateusz Drożdż.

GROM

Powołana w 1990 roku jednostka specjalna GROM zaliczana jest do najlepszych oddziałów tego typu na świecie. Porównuje się ją do amerykańskiego oddziału Delta Force. GROM-owcy brali udział w operacjach niemal w każdym zakątku globu.

Pierwszą misję zagraniczną jednostka odbyła w 1994 roku – żołnierze w ramach operacji „Uphold Democracy” trafili wówczas na Haiti. Później wykorzystywano ją do działań zbrojnych między innymi na Bałkanach, w Zatoce Perskiej czy Afganistanie.

Operatorzy GROM-u i Navy_SEALs podczas wspólnych ćwiczeń.fot.domena publiczna

Operatorzy GROM-u i Navy_SEALs podczas wspólnych ćwiczeń.

Najbardziej spektakularna akcja GROM-owców miała miejsce w 2003 roku podczas drugiej wojny w Iraku. Polscy komandosi opanowali potężną platformę wiertniczą KAAOT. Obiekt ten był prawdziwym monstrum mierzącym 30 metrów wysokości oraz kilometr długości, zawierającym 8 dźwigów do obsługi tankowców, a także czterokondygnacyjny hotel. Na dodatek był połączona 300-metrową kratownicą z drugą platformą MABOT. Polakom udało się go opanować bez strat własnych.

Ich obecny zakres obowiązków obejmuje misje ratunkowe, antyterrorystyczne, ale również – bojowe. Spośród innych oddziałów Wojska Polskiego wyróżnia ich nakrycie głowy. Tak jak ich poprzednicy z czasów II wojny światowej – Cichociemni – współcześni komandosi z dumą noszą szare berety.

***

O sukcesach naszego oręża przeczytacie w książce „Polskie triumfy. 50 chwalebnych bitew z naszej historii”. Dzięki tej bogato ilustrowanej publikacji poznasz starcia, które zmieniły bieg dziejów. Od zwycięskich bojów w czasach Bolesława Chrobrego, po zacięte walki drugiej wojny światowej.

Bibliografia:

  1. Biskup M., Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308–1521, Wydawnictwo Marpress 1993.
  2. Filipowiak W., Cedynia w czasach Mieszka I, Wydawnictwo Poznańskie 1966.
  3. Kukiel M., Dzieje oręża polskiego w epoce napoleońskiej 1795–1815, Kurpisz 1996.
  4. Nowak W., 1920 Komarów, Bellona 2014.
  5. Polskie triumfy. 50 chwalebnych bitew Polaków, o których każdy powinien pamiętać, CiekawostkiHistoryczne.pl 2018.
  6. Witkowicz A., Czerwone sztandary Osmanow. Wojna roku 1683 opisana na nowo, Muzeum Pałac w Wilanowie 2016.
  7. Zamoyski A., Orły nad Europą. Losy polskich lotników w czasie drugiej wojny światowej, Wydawnictwo Literackie 2018.

KOMENTARZE (13)

Skomentuj Kapitan Bomba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

zxc

To jakieś dziecko pisało?

Anonim

No ludzie, żeby takie rzeczy wypisywać… Zawisza był brunetem i stąd się wziął jego przydomek! Te tezy o ciemnej zbroi wymyślili sobie pisarze żyjący dużo później od naszego bohatera. Z tymi turniejami to też nie do końca tak jak tu autor pisze. Ten słynny pojedynek w Perpignan owszem wygrał, ale przeciwnik Zawiszy miał raptem 18 lat i był słynny tylko z tego że był synem króla Aragonii, nie miał na koncie jakichś większych sukcesów militarnych. A pan Marcin nam tu sugeruje że Zawisza pokonał jakiegoś Pudziana. W ogóle większość opowieści o zwycięstwach Zawiszy na turniejach to legendy napisane wiele lat po jego śmierci. Co innego na polu walki, tam to dopiero wymiatał : )

    Członek redakcji | Maria Procner

    Bardzo dziękujemy za to uzupełnienie. Jeśli chodzi o przydomek – z tego powodu, że istnieją różne wersje o jego pochodzeniu, autor podkreślił, iż jedynie podobno z tej przyczyny tak go nazywano – jest to bowiem część (mocno romantycznej w swym wydźwięku) legendy rycerza. Podobnie jak jego turniejowe wyczyny.

    Dyskusyjną kwestią jest natomiast to, czy pokonanie 18-latka było taką błahostką – ostatecznie w owym czasie Jan z Aragonii był – można już rzec – mężczyzną w kwiecie wieku, podczas turnieju typowanym na pewnego zwycięzcę. Co oczywiście nie umniejsza osiągnięć Zawiszy na polu bitwy
    Pozdrawiamy serdecznie!

gregorowitz

Pod Chocimiem nie dowodził Jan III Sobieski ale hetman Jan Sobieski

Retro

„Arabski podróżnik Ibrahim ibn Jakub” – mowa oczywiście o Żydzie sefardyjskim ( אברהם בן יעקב (Abraham ben Jakow)

Kapitan Bomba

„Cichociemni byli polskim oddziałem specjalnym” – jaki to był oddział działający w ramach Sił Zbrojnych ?? Była to nie formacja tylko zołnierze rekrutowani i desantowani w okupowanej Rzeczpospolitej. Czechosłowacy tez mieli swoich cichociemnych, nawet garstkę przy naszych bohaterach ale dokonali bardzo głośnej akcji na Heydrich’u co rozsławiło ich a nie nas. Był to zespół zołnierzy zbierany z różnych poddodziałów Sił Zbrojnych a nie zadna zwarta formacja dodatkowo zrzucana w małych grupkach i różnych okresach czasowych przewaznie do tworzenia i szkolenia struktur partyzankich AK.
Jedno niewinne początkowe zdanie a tak zniekształca obraz Panie autorze.

Anonim

Ibrahim ibn Jakub (transkrypcja polska uproszczona), Ibrāhīm ibn Yacqūb (lub Yūsuf[1]) al-Isrā’īlī aṭ-Ṭurṭūšī, arabskie إبراهيم بن يعقوب الإسرائيلي الطرطوشي, hebrajskie אברהם בן יעקב (Abraham ben Jakow) (ur. ok. 912/913 zm. po 966) – Żyd sefardyjski, pochodzący z Tortosy w kalifacie Kordoby, kronikarz, podróżnik i kupiec. Zajmował się handlem z plemionami słowiańskimi, głównie niewolnikami . A wy piszecie ,,Arabski podróżnik Ibrahim ibn Jakub”

    yamata

    A do kogo wówczas należała Kordoba? Zatem był arabskim podróżnikiem, pochodzenia żydowskiego. Równie dobrze Tuwim był Polakiem pochodzenia żydowskiego. Czego nie rozumiesz?

    I oczywiście każdy, kto choć liznął historię Polski wie, kim był niejaki Ibrahim ibn Jakub. Zresztą samo nazwisko go zdradza. I że handlował, czym handlował. A diler Mieszko chętnie mu towar dostarczał. W tym i własnych rodaków… ;)

    Co ten niewiele wnoszący do tekstu epizod ma za znaczenie? Ma podkreślać jakąś szczególną rolę Żydów w tworzeniu naszej państwowości czy może tylko twój antysemityzm?

A...

„To jakieś dziecko pisało?”

No cóż tę stronę często, jak już zdążyłem zauważyć, odwiedzają studenci historii (podejrzewam, że do nich należy i autor cytowanej uwagi), którzy fakt z wielkim trudem dostając się na ten „ekskluzywny” kierunek studiów jakim jest niewątpliwie historia, czyją się w ten sposób szczególnie nobilitowani i…
I muchy im wielkimi stadami do nosa :) …

Ta strona jak mniemam służy do propagowania publikacji książkowych jednak takich dla tzw. szerokiego grona czytelników i mam nadzieję, że to się nie zmieni. Tj. nie stanie się onaż praktycznie naukową, np. z całą masą neologizmów właściwych warsztatowi badawczemu historyka ale kompletnie niezrozumiałymi dla szarego „zjadacza” historii.

„Arabski podróżnik…” – tak pisali i piszą nawet najwybitniejsi historycy, dodając najczęściej (choć nie zawsze): „żydowskiego pochodzenia”.

„…ale dokonali bardzo głośnej akcji na Heydrich’u…”
Ha, ha, ha…
I była to właściwie jedyna ich – Czechów akcja, a tak naprawdę nie ich, a wywiadu brytyjskiego. Z trudem zwerbowani (niektórzy – broń Boże nie chciałbym obrazić pamięci bohaterów, mówili, że wysokie gratyfikacje, a nie patriotyzm odegrać mogły tutaj decydującą rolę). W czasie zamachu stali się skrajnie nieudolni (jeden nie mógł odbezpieczyć broni, drugi z kilku metrów nie trafił granatem).
Gdyby nie lekkomyślność i pogarda dla Czechów jako takich Heydricha (i mogę tutaj go choć w części zrozumieć, zgodzić się z nim), który ranny krwawiąc zaczął gonić swoich niedoszłych oprawców, a następnie nie dał się zoperować czeskiemu chirurgowi…
Zamachowcy zostali wydani przez swego kolegę, którego przekupiono lub zdradził bo zagrożono mu śmiercią członków rodziny. Na marginesie: iluż naszych cichociemnych wybrało przy identycznym zagrożeniu inaczej… A Czesi?
A po Lidicach do roku 45. praktycznie zaniechali jakiegokolwiek oporu…
Nasi cichociemni pochodzili z różnych rodzajów wojsk, to prawda, ale stanowili „przed skokiem” formalnie wydzieloną część brygady Sosabowskeigo. Po zrzucie zostawali „oddelegowani” do jednostek terytorialnych AK zachowując jednak formalnie ciągle pierwotną przynależność służbową. Wg dostępnej, odtajnionej dokumentacji było ich 316.

Oczywiście za chwilę pewno będą też zarzuty wobec pilotów dywizjonu 303, że naprawdę zestrzelili mniej samolotów bo oszukiwali. Jednak wg dokładnej weryfikacji rzekome oszustwa nieomal w 100%. polegały na tym, iż często dwóch i więcej strzelało do jednego strąconego samolotu niemieckiego, nie zauważając tego w ferworze walki i sobie wyłącznie przypisując nie tylko swoje zwycięstwo.

A o wartości polskich rycerzy turniejowych świadczy bitwa pod Koronowem gdzie wręcz upokorzyli „gości” zakonu, w tym wielu wybitnych zachodnich „turniejowców”.

No i drogi autorze pominął Pan co się niestety często zdarza (podświadomie boimy się ciągle o tym pisać? – w końcu już dawno po rosyjskim zaborze wstrzymującym od tegoż np. Sienkiewicza, a i PRL-u przecież już zaraz jak 30 lat…, związek sowiecki to samo…) chyba najwybitniejsze polskie zwycięstwo, bitwę pod Kłuszynem – triumf polskiej piechoty, artylerii i lekkiej konnicy: polskiej głównie.
Tak, tak, artylerii i jakże często niedocenianej polskiej piechoty tych czasów – „kwarcianych”, a nie husarii! Ta właściwie tylko dokończyła pogromu w czasie pogoni za uciekającymi.
Po wręcz klęsce husarii (7-krotnej szarży) zatrzymanej przez płoty chroniące oddziały strzelców rosyjskich… „Wówczas Polacy użyli dwóch dział oraz około 200 rusznic, co nie spowodowało poważnych strat u nieprzyjaciela, ale poważnie osłabiło jego morale. Następnie polscy hajducy ruszyli z szablami na nieprzyjaciela, którego szeregi zaczęły pustoszeć, ze względu na początek paniki i próby ucieczki. [co ciekawe na polu bitwy najdłużej pozostawała najemna dość liczna angielska jazda]”(za hussar.com.pl).

Tak więc drodzy „profesjonalni” studenci, absolwenci, a nawet doktoranci i młodzi doktorzy nauk historycznych, studiujcie, studiujcie i raz jeszcze studiujcie i… I dopiero potem sądźcie tych innych którym historia „nie do końca jest obca” a wtedy…
A piszcie, byle mądrze.

    Guc

    Panie A. Weszedł Pan w szczegóły komentarzem, nie obalił Pan zadnej podanej kwestii przez przedmówców to ja się dalej pytam i „pije” do autora: To jakieś dziecko pisało?

      Anonim

      Jeśli nawet artykuł nie wybitny to w sam raz, a przemilczenia można by było mnożyć – vide komentarz niżej.
      Jeśli dziecko to pisało to, fakt, stosunkowo zdolne – jako przynajmniej dziennikarz :)

sławek

Dzień dobry – ja dodałbym jeszcze tzw „cyrk Skalskiego”. Mając 15 pilotów zestrzelili w krótkim czasie (ok. 3 miesięcy) 28 (niektórzy powiadają że 32) samoloty niemieckie i włoskie. Własne straty – 0 (tzn. 1 w niewoli o ile pamiętam por. Wyszkowski – bo Go poniosła fantazja husarska:-))))
Co do GROM-u….. po poczynaniach niektórych decydentów w postaci Antoniego jednostka ta straciła status „elitarności” . A szkoda …. Pozdrawiam

Wolak.

W RONa Litwini i Białorusini to nie obcokrajowcy.

Zobacz również

Dwudziestolecie międzywojenne

„Najwierniejszy z wiernych synów Ojczyzny”. Major „Hubal” jako jeden z pierwszych prowadził partyzancką walkę z hitlerowcami

Bohaterstwo i patriotyzm miał we krwi. Henryk Dobrzański ps. „Hubal” w trakcie II wojny światowej mocno dawał się we znaki hitlerowcom. W końcu go dopadli...

16 lutego 2024 | Autorzy: Herbert Gnaś

Średniowiecze

Stał się legendą już za życia. Czego dokonał najsłynniejszy polski rycerz – Zawisza Czarny?

Mistrz turniejów. Zaprawiony w boju rycerz. A przy tym zręczny dyplomata, lawirujący między Władysławem Jagiełłą a Zygmuntem Luksemburskim. Oto Zawisza Czarny.

15 września 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

Nowożytność

Tylko król miał większą władzę od niego! Kim był najpotężniejszy hetman w historii Polski?

Dziś powiedzielibyśmy o nim człowiek instytucja! Kanclerz wielki koronny, hetman wielki koronny, założyciel Zamościa i wódz, który wziął do niewoli arcyksięcia.

7 maja 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

Druga wojna światowa

Podziemny król fałszerzy. To dzięki niemu Armia Krajowa wodziła Niemców za nos

Przed wojną marzył o budowaniu domów. Zamiast tego przypadło mu w udziale tworzenie fikcyjnej rzeczywistości, opakowanej w fałszywe przepustki i pozwolenia. Z ich pomocą oszukiwał...

26 lipca 2019 | Autorzy: Sebastian Pawlina

Nowożytność

Prawdziwe piekło na ziemi. Jaki los czekał Polaków, którzy dostali się do tatarskiej niewoli?

Porywano ich z rodzinnych miejscowości, bito, gwałcono, pędzono pieszo setki kilometrów i jak zwierzęta sprzedawano na targu. Potem musieli ciężko pracować dla swoich właścicieli. Setki...

28 czerwca 2019 | Autorzy: Paweł Stachnik

Średniowiecze

Krzyżacki odwet za Grunwald. Dlaczego kilkadziesiąt lat po historycznym zwycięstwie ponieśliśmy tak upokarzającą klęskę?

Zwycięstwo pod Grunwaldem nie złamało potęgi krzyżackiej. Już w 1454 roku wybuchła kolejna wojna. Polacy spodziewali się łatwego zwycięstwa, ale srodze się zawiedli. Już na...

21 stycznia 2019 | Autorzy: Marcin Szymaniak

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.