Znęcanie się nad ludźmi i zwierzętami. Śmiertelnie niebezpieczne gry i kuriozalne sporty. Dogadzanie najniższym instynktom. A nade wszystko wszechobecna żądza krwi. Tak jeszcze do niedawna wyobrażano sobie udaną zabawę.
Jak zawsze wszystkie pozycje w TOP10 zostały oparte na publikowanych przez nas artykułach. Tym razem postanowiliśmy pokazać, jak bardzo zmieniło się przez wieki podejście do rozrywki. I to zdecydowanie na lepsze…
Jaka to ulga, że dziś nie bawimy się w:
8. Walki gladiatorów
Widok niewolników staczających na stadionie bój na śmierć i życie już sam w sobie stanowił podstawową rozrywkę rzymskich tłumów. Rządzący starali się jednak ze wszystkich sił urozmaicać tę makabryczną „zabawę”. Cesarz Domicjan obsypał zgromadzoną w Koloseum publiczność deszczem egzotycznych owoców i rzadkiego ptactwa. Łasy na podarki plebs toczył o nie regularne bitwy, które same w sobie mogły stanowić z góry przewidzianą atrakcję.
Czasem egzekucja przeistaczała się w wyrafinowaną inscenizację. Otwarcie Koloseum uświetniono serią krwawych scen mitologicznych. W jednej z nich, ku uciesze tłumu, unieruchomiona w drewnianej krowie kobieta została zmuszona do kopulacji z bykiem.
Zdarzało się też, że w przerwach między poważnymi starciami czyniono ukłony w kierunku ciężkiego poczucia humoru Rzymian. Za czasów republiki na arenę wychodzili niewolnicy walczący w hełmach z zasłoniętymi oczami. Groteskowy widok bijącej na oślep grupy skazańców bawił publiczność do rozpuku (przeczytaj więcej na ten temat).
7. Hodowlę karłów
Karły fascynowały monarchów od wieków, ale szczególną popularność zyskały sobie w dobie renesansu. Do tego stopnia, że francuska królowa Katarzyna Medycejska rozmnażała karły niczym rasowe konie. Z dumą rozgłaszała, że kojarzy je w pary „by hodować potworki na podziw dla swoich lekarzy i całego otoczenia”. Tych „małych ludzi” zresztą zawsze traktowano jak kurioza i wybryki natury.
W takiej roli trafili też do Polski. O pierwszych karłach nad Wisłą wiadomo w czasach Kazimierza Jagiellończyka, ale własnego „pigmeja” miał chyba dopiero Jan Olbracht. Jego brat Aleksander trzymał na swoim dworze już dwóch karłów, a prawdziwa lawina zainteresowania małymi ludźmi spadła na nasz kraj razem z przybyciem Bony Sforzy.
Królowa odpowiedzialna też była za nowe spojrzenie na karły. Dalej pełniły one rolę błaznów, dostarczających dworskiej rozrywki. Karzeł mógł być też kosztownym prezentem – parę niziołków Bona wysłała habsburskiemu cesarzowi. Jej karły jednak pełniły ponadto rolę szpiegów, a jednemu z nich monarchini zawdzięczała nawet życie (przeczytaj więcej na ten temat).
6. Kąpanie gołębi w perfumach
Rzymscy bogacze ucztowali przy suto zastawionych stołach w pomieszczeniach aż dusznych od kosztownych wonności. Nikogo nie dziwiło dolewanie ich do potraw. Za to zdumienie i podziw gości wywołał gospodarz, który wykorzystał wykąpane w wonnych olejkach gołębie do roznoszenia perfum nad głowami biesiadników.
Lucjusz Krassus, cenzor 92 r. p.n.e., ozdabiał swe ulubione węgorze najszlachetniejszą biżuterią. Niesławny Wediusz Pollion za czasów Augusta dokarmiał minogi ciałami niewolników.
W porównaniu z tym procederem niewinnym dziwactwem wydaje się praktykowane przez Kwintusa Hortensjusza podlewanie rozległych plantacji drzewek winem (przeczytaj więcej na ten temat).
5. Stawianie wozów na dachu… domu
Sylwester na XIX-wiecznej polskiej wsi obfitował w zabawy, które z ulgą można odłożyć do lamusa. Między innymi wchodzono tyłem po drabinie na dach domu, by popatrzeć do komina. W ten sposób można było jakoby dostrzec twarze tych, którzy mieli wkrótce umrzeć. Na Mazurach jeden dzielny kowal odważył się zajrzeć do komina, gdzie zobaczył samego siebie. Po zejściu z dachu od razu wyzionął ducha.
Wraz ze zbliżaniem się północy przed domami pojawiali się młodzi mężczyźni i rozpoczynali strzelanie z batów. Po tym odpowiedniku fajerwerków, gdy gospodarze pokładli się już spać, młodzież rozpoczynała harce i psoty. Cichaczem wynoszono bramy poza wieś, przepędzano bydło do zagrody sąsiada, a nawet umieszczano na dachach domów wozy.
O świcie taki widok budził w pierwszej chwili uśmiechy na twarzach, jednak później był przyczyną niemałych kłopotów. Zabawy często kończyły się sporymi stratami. Gospodarz musiał, dajmy na to, układać od nowa dach (przeczytaj więcej na ten temat).
4. Prowadzenie oślej parady
Na przełomie XV i XVI wieku osioł stał się synonimem rozwiązłości. Dlatego musiał uczestniczyć w prześmiewczych obrzędach. Szczególnie przeciwko… pantoflarzom.
Gdy w 1762 roku Prowansalczyk Raymond de Blasy grał w szynku w karty, żona próbowała go subtelnie stamtąd wywabić. Ponieważ jej się to nie udało, wpadła w szał. Podarła talię kart, chwyciła męża za fraki i siłą zawlekła do domu. Niestety dla sponiewieranego karciarza to nie był koniec upokorzeń. Świadkowie zajścia zapowiedzieli, że „przewiozą go na ośle”. I słowa dotrzymali.
W niedzielę wystawili osła do biegu przez okolicę. W paradzie podążał on za grupką wyśpiewującą z wozu zarzuty wobec Raymonda. Zwierzak taszczył postać symbolizującą pantoflarza, którą – ku uciesze gawiedzi – aktor grający żonę zrzucił z „rumaka” i okładał kądzielą (przeczytaj więcej na ten temat).
3. Freak shows
Okaleczanie jeńców było stałym elementem średniowiecznej strategii zastraszenia przeciwnika. W 1159 roku jeden z rycerzy Fryderyka Barbarossy dostał się w ręce załogi twierdzy Crema. Pozbawiono go rąk i nóg i zmuszono do pełzania po ulicach miasta, co wzbudziło powszechną wesołość wśród mieszkańców.
Nie tylko na wojnie traktowano niepełnosprawnych jako źródło rozrywki. Zdeformowane osoby stanowiły modny podarunek w środowisku arystokracji. Zmuszano ich do toczenia walk, występów nago i akrobacji. Panowie szczególnie cenili błaznów cierpiących na epilepsję lub porażenie mózgowe. Zawieszano im nawet dzwoneczki, by prowokować napady choroby.
Trudno się zatem dziwić, że najstarszy w Europie dom dla umysłowo chorych był w stanie niemal samodzielnie się utrzymywać. Od XV wieku organizowano tam bowiem odpłatne „pokazy obłąkanych”, przyciągające tłumy żądnych rozrywki londyńczyków… (przeczytaj więcej na ten temat).
2. Erotyczne zabawy z dzieckiem
XVII-wieczny francuski delfin Ludwik, przyszły król Ludwik XIII, nie miał jeszcze roku, gdy służąca rozbawiała go do rozpuku łaskotaniem w ptaszka. Przez kolejne lata, nieupominany przez nikogo, mógł dla żartu dotykać swoich genitaliów. Trudno mu się dziwić, skoro piastunka i jedna z kochanek ojca chętnie wsuwały ręce pod jego koszulkę.
W wieku pięciu-sześciu lat, gdy dorośli przestali bawić się jego królewskimi klejnotami, on zaczął bawić się genitaliami innych. Zabawiał się z pokojówką o nazwisku Mercier w jej łóżku, chłoszcząc ją, oglądając tyłek, a nawet – jak sam stwierdził – cipę. Potrafił ją zresztą zaskakująco dokładnie opisać: mówił, że Mercier ma taką wielką cipę (pokazuje dwie pięści) i że w środku jest woda.
Stulecia później komentowano, że „zabawy” obudziły w dorosłym już królu niechęć do płci pięknej. Jego wychowanie nie było jednak tak szokujące dla jemu współczesnych, jak dla nas. Seksualne żarciki i zabawy z dziećmi były wówczas normą (przeczytaj więcej na ten temat).
1. Publiczne tortury i egzekucje
Trudno o lepszą rozrywkę dla gawiedzi w dawnych wiekach, niż ćwiartowanie czy łamanie kołem na ulicach miasta. Szczególnie widowiskowe było ćwiartowanie przy pomocy czterech koni, ciągnących wciąż żywego skazańca za kończyny w różne strony. Czasem rozerwanie ciała udawało się dopiero wtedy, gdy kat naciął korpus ofiary.
Podczas łamania kołem rozebranego do naga skazańca przywiązywano do ziemi z rozciągniętymi rękami i nogami. Pod każdy staw był podkładany kawałek drewna. Właśnie tam kat uderzał kołem, czyli kanciastą drewnianą maczugą obłożoną dodatkowo metalem. Ostatnimi doznaniami skazańca na tym świecie było zwykle kilkadziesiąt uderzeń czterdziestokilowym przyrządem na kończyny i klatkę piersiową.
Gdyby nieszczęśnik-innowierca zdecydował się w trakcie procesu nawrócić i przejść na chrześcijaństwo, wówczas kat zastosowałby wersję łagodniejszą – rozpocząłby uderzenia od przerwania rdzenia kręgowego. Wówczas i skazany cierpiałby mniej, i egzekucja, ku uciesze tłumu, trwałaby tyle samo. Kat po prostu uderzałby kołem w martwe ciało… (przeczytaj więcej na ten temat).
KOMENTARZE (3)
Co było złego w hodowaniu karłów?
Oczywiście, przecież nie ma nic złego w hodowli ludzi. Szczególnie takiej, która prowadzi do rodzenia kolejnych pokoleń posiadających coraz boleśniejsze i utrudniające samodzielne funkcjonowanie deformacje. Tylko po to, by się z nich wyśmiewać.
Mocny artykuł, aż chyba będę mieć do końca dnia dziwną minę