W czasach pozbawionych telewizji, internetu i brukowców, gawiedź musiała szukać taniej rozrywki przy... miejskim szafocie. Egzekucja zbrodniarza to była dla plebsu zabawa lepsza od najnowszej tureckiej telenoweli. I tylko zakończenie spektaklu o wiele zbyt łatwo dało się przewidzieć.
Publiczne egzekucje inscenizowano z pełnym rozmysłem. Miały one odstraszać kolejnych szaraków myślących o zejściu na drogę zbrodni. Poza tym bezwzględna kara pozwalała definitywnie pozbyć się przestępcy ze społeczeństwa. Zgodnie ze słowami króla Stefana Batorego, wypowiedzianymi pod adresem uporczywego banity, Samuela Zborowskiego: Canis mortuus non mordet. Martwy pies nie kąsa.
5. Powieszenie poprzedzone męczeniem
Zwykłe powieszenie to po prostu założenie stryczka i kopnięcie podnóżka. Powieszenie widowiskowe mogło być jednak okraszone rzężeniem skazanego, jeśli wyrwanie podstawki spod nóg nie spowodowało przerwania rdzenia kręgowego, a śmierć sprowadzało dopiero powolne uduszenie. Można też było powiesić za nogi, choć wiszącemu trzeba było wtedy „pomóc”, aby ostatecznie wyzionął ducha.
Inną odmianą tej formy egzekucji była powieszenie klasyczne, ale dopiero po odbyciu męczarni. Doświadczył jej w 1559 r. w Krakowie Bartosz z Lusiny – złodziej, który miał poważnego pecha. Przez zbieg okoliczności ukradł królewskiemu dostojnikowi tłok pieczęci królewskiej, służący do obijania oficjalnych dokumentów państwowych. Dla złodzieja miał on wartość materiału, ostatecznie jako zwykły fant, ale sąd zakwalifikował sprawę jako przestępstwo polityczne.
Bartosza skazano na piętnowanie i powieszenie. Najpierw objechał wraz z katem Rynek Główny. Na każdym z czterech rogów placu wóz zatrzymywał się. Tam kat brał od swoich pomocników, niosących kociołek z rozżarzonymi węglami, przyrząd do piętnowania i rozpalonym do białości żelazem wypalał Bartoszowi cechę kolejno na czole, prawej piersi, lewej piersi i na plecach. Dopiero po napiętnowaniu odwieziono go za bramy grodu i powieszono na miejskiej szubienicy.
4. Ćwiartowanie
Zarezerwowane było dla groźniejszych przypadków kryminalnych. Humanitarne było to, że następowało dopiero po zadaniu śmierci – wówczas odcinano kończyny i głowę. Często tę ostatnią wbijano na pal, a kończyny umieszczano na mniejszych szubienicach. Karę taką wymierzano np. sprawcom rozbojów na drogach, nawet jeśli byli stanu szlacheckiego.
Odmianą było ćwiartowanie przy pomocy czterech koni, ciągnących za kończyny w różne strony. Taki wyrok wykonano na Michale Piekarskim, który 15 listopada 1620 r. dokonał nieudanego zamachu na króla Zygmunta III Wazę. Była to wielka obraza majestatu i całego stanu szlacheckiego, który szczycił się, że nikt z nich nigdy na króla ręki nie podniósł – w przeciwieństwie do zdegenerowanej Europy.
Najpierw sprawcę, jako chyba jedynego szlachcica w historii, za zgodą panów braci poddano torturom sądowym. Te potwierdziły jedynie, że szubrawiec jest chory na umyśle, dzięki czemu narodziło się powiedzenie pleść jak Piekarski na mękach. Nie była to jednak okoliczność łagodząca. Sąd jako wyrok skopiował wzorzec zaczerpnięty z Francji, a egzekucja była „widowiskiem” jedynym w swoim rodzaju.
Po pierwsze, Piekarskiego skazano na infamię i pozbawiono szlachectwa. Potem, 27 listopada 1620 r. nastąpił właściwy „spektakl” – skazańca przewieziono na rynek i targano gorącymi szczypcami. Dłoń, którą zamachnął się na króla spalono nad ogniem i odcięto. Drugą odcięto już bez palenia, dodatkowo zrzucano go z podestu oraz przebijano mu ręce i nogi. Na końcu przystąpiono do wielkiego finału, gdy żywego wciąż eks-szlachcica próbowano rozerwać czterema końmi popędzanymi w przeciwnych kierunkach.
Sztuka ta udała się dopiero, gdy kat naciął korpus ofiary. Wówczas konie oderwały prawą nogę i Piekarski wyzionął ducha. Kaźń trwała większą część dniówki roboczej kata – od 9 do 16. Nie był to jednak koniec kary. Szczątki zebrano i spalono, a prochy wrzucono do Wisły.
3. Spalenie na stosie
Kara ta zarezerwowana była głównie dla heretyków. Tylko ogień mógł oczyścić z tak wielkiego przewinienia, jakim było wyparcie się wiary, sprowadzające grzeczne dotąd owieczki na drogę grzechu i wiecznego potępienia.
W epoce nowożytnej nie podchodzono do sprawy aż tak rygorystycznie, jak w średniowieczu, gdy inkwizytor z zakonu dominikanów Konrad Dorso stwierdzał: spaliłbym i stu niewinnych, gdyby między nimi znalazł się choć jeden winny. Jednak nie wszyscy byli równie tolerancyjni religijnie, jak XVI-wieczny biskup krakowski Andrzej Zebrzydowski, który stwierdził: Niech wierzą sobie i w kozła, byleby dziesięcinę płacili.
W Krakowie słynnym stało się spalenie na stosie w 1539 r. Katarzyny Weiglowej, która przez Żydy zmamiona, chrześcijańską wiarą wzgardziła. Na stos trafił też chory psychicznie, który zaatakował i zranił księdza podczas mszy świętej i podeptał Najświętszy Sakrament, a także złodziej sreber kościelnych, które sprzedawał je potem Żydom.
Stosy przygotowywano i palono na Rynku Głównym w pobliżu wejścia do kościoła Mariackiego. Warto dodać, że w Polsce płonęły one znacznie rzadziej niż na Zachodzie, a za akt łaski uznawano uduszenie skazanego tuż przed podłożeniem ognia, by nie płonął żywcem.
2. Wbicie na pal
Metoda ta była stosowana nie tylko przez Włada III Palownika (zwanego Drakulą), czy przez Jeremiego Wiśniowieckiego na Dzikich Polach. Była widowiskowa i budząca grozę, a nabity mógł męczyć się i trzy dni. Zasada była taka, że w odbyt lub krocze leżącego skazańca wbijano przy pomocy koni pociągowych zaostrzony drąg. Potem całość unoszono do pionu i osadzano w ziemi, a skazany pod wpływem swojego ciężaru opadał coraz niżej, podczas gdy pal rozdzierał mu ciało i przebijał kolejne organy.
Taki wyrok wydano i wykonano na Aleksandrze Kostce Napierskim, który przy pomocy Marcina Radockiego i Stanisława Łętowskiego w czerwcu 1651 r. zorganizował oddziały chłopskie, zajął zamek w Czorsztynie i próbował wzniecić rebelię na Podhalu. W tym samym czasie król Jan Kazimierz zmierzał ze swoimi oddziałami na rozprawę z Kozakami pod Beresteczko.
Co prawda batalię wygrał, ale musiał osłabić swe siły przed bitwą i wysłać 2-tysięczny oddział, by bronić dalekiego zaplecza. Napierskiego oskarżono o zdradę, a on sam przyznał się do konszachtów z Bohdanem Chmielnickim i Jerzym II Rakoczym.
18 lipca 1651 r. na podkrakowskich wówczas wzgórzach Krzemionek wykonano wyrok – Radockiego ścięto, Łętowskiego poćwiartowano, a Kostkę nabito na pal. Ten ostatni miał dodatkowego pecha, bo jak zapisał świadek kaźni Wawrzyniec Rudawski „z powodu niezręczności kata dziesięciu nawrotami na ostry pal był wbijany”.
Poeta z epoki Wespazjan Kochowski upamiętnił to wydarzenie żartując sobie z króla Jana Kazimierza, który osobiście zatwierdził wyrok na Napierskim:
Nie wiem, co to za nowy kucharz się pojawił,
Miasto pieczeni, Kostkę nam na rożen wprawił.
1. Łamanie kołem
Egzekucja była długa i brutalna – rozebranego do naga skazańca przywiązywano do ziemi z rozciągniętymi rękami i nogami. Pod każdy staw – pod kostkami, kolanami, biodrami, ramionami, łokciami i nadgarstkami – był podkładany kawałek drewna. Właśnie tam uderzał kat kołem, czyli kanciastą drewnianą maczugą obłożoną dodatkowo metalem.
Właśnie taki koniec w 1694 roku spotkał praskiego Żyda Löbla Kurtzhandla, oskarżonego o zabicie starozakonnego chłopca chcącego przyjąć chrześcijaństwo. Dokładny opis kaźni – oparty na relacji świadków tamtych wydarzeń – przytacza w swojej powieści „Straszna nowina o zamordowaniu Szymona Abelesa” Marka Tomana. Ostatnimi doznaniami skazańca na tym świecie było trzydzieści uderzeń czterdziestokilogramowym kołem na nogi i ręce i ponad dziesięć kolejnych na klatkę piersiową.
Gdyby nieszczęśnik decydował się w trakcie procesu nawrócić się i przejść na chrześcijaństwo, wówczas kat zastosowałby wersję łagodniejszą – rozpocząłby uderzenia od klatki piersiowej i przerwałby rdzeń kręgowy. Wówczas i skazany cierpiałby mniej, i egzekucja trwałaby tyle samo, bo kat uderzałby kołem w martwe ciało, więc i publiczność miałaby swoją krwawą rozrywkę.
Inspiracja:
Inspiracją do opublikowania tego artykułu była powieść Marka Tomana pod tytułem Straszna nowina o okrutnym mordzie Szymona Abelesa.
Bibliografia:
- Christine Caldwell Ames, Inkwizycja i bracia św. Dominika. Słuszne prześladowanie, Poznań 2013
- Timothy Brook, Jerome Bourgon, Gregory Blue, Historia chińskich tortur, Warszawa 2010
- Aleksander Brückner, Encyklopedia staropolska, Warszawa 1990
- Tomasz Gałuszka OP, Inkwizytor też człowiek. Intrygujące karty Kościoła, Poznań 2016
- Jan Kracik, Michał Rożek, Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie. O marginesie społecznym XVI-XVIII w., Kraków 1986
- Paweł Jasienica, Polska Jagiellonów, Warszawa 1988
- Piotr Lewandowski, Zabić króla! Zamach Michała Piekarskiego na Zygmunta III Wazę, Warszawa 2012
- Andrzej Nazar, Ezoteryczny Kraków, Kraków 2010
- Michał Rożek, Kraków. Historie nieopowiedziane. Ludzie – zdarzenia – obyczaje”, Kraków 2008
- Janusz Tazbir, Polska na zakrętach dziejów, Warszawa 1997
- Szymon Wrzesiński, Potępieńcy średniowiecznej Europy, Kraków 2007
KOMENTARZE (11)
Lista tortur według Kwicoła:
-oberżnięcie głowy
-oberżnięcie rąk i nóg
-zakopanie żywcem w mrowisko
-powieszenie za nogi lub za szyję
-zaciupanie ciupaską na śmierć
-ćwiartkowanie po śmierci lub na żywca, a te z kolei dzielimy na ćwiartkowanie zwykłe i ćwiartkowanie z posolyniem.
Artykuł słaby. Brak opisu wszystkich tortur stosowanych podczas przesłuchań w średniowieczu. Ponadto jeśli już piszemy o znanych skazanych czy torturowanych należy wspomnieć chociażby i Marcinie Chrzanie czy postępowaniu Bolesława Krzywoustego, lub Michała Olelkowicza i Iwana Holszańskiego, można było przywołać sprawę księcia Mikołaja II opolski (niemodlińskiego). Ostatecznie nie tylko wspominać ale wymienić przypadek Samuela Zborowskiego.
Każdy ma prawo do własnej oceny, ale:
1) Artykuł dotyczył brutalnych sposobów zadawania śmierci, a nie znanych skazanych czy torturowanych – choć to oczywiście też ciekawy temat.
2) Tortury nie były tematem tego artykułu, więc ograniczyłem się tylko do opisania męczenia skazańców w trakcie egzekucji i przed zadaniem im zasądzonej śmierci.
3) Marcin Chrzan, czasy Bolesława Krzywoustego, Michał Olelkowicz, Iwan Holszański, Mikołaj II to postaci, które zabito w egzekucjach w czasach średniowiecza, a więc przed okresem opisywanym – jak to widać w tytule „Rzeczypospolitej” kojarzącej się z okresem od XVI w. do 1795 r.
4) Tematem artykułu były brutalne sposoby egzekucji, a ścięcie zaliczano do honorowego i humanitarnego, bo cierpienia trwały (najczęściej) tylko chwilę. W ten sposób pozbawiono życia chociażby Michała Olelkowicza, Mikołaja II, czy wspomnianego Samuela Zborowskiego.
5) Ten ostatni „łapie się” na okres opisywany, ale nie „łapie się” na brutalność w sposobie zadania mu śmierci, więc ostatecznie jego przypadek został tylko wspomniany, a nie opisany.
6) Na pewno można było wymienić więcej skazanych i poddanych brutalnej egzekucji, ale artykuł ma swoje ograniczenia, jeśli chodzi o długość tekstu, więc trzeba było wybrać przykłady.
Pozdrawiam,
Mateusz Drożdż
Kajam się, istotnie nie wziąłem pod uwagę zakresu czasowego. Jednakże przypalanie żelazem i podtapianie czy „obierane ze skóry” było stosowane w czasach „Rzeczypospolitej”. Dziękuję za odpowiedź. Pozdrawiam
W przypadku palenia na stosie zapomniał Pan o czarownicach, choć można by je wrzucić do kategorii „herezja”. Inna sprawa, że kara spalenia na stosie była też przewidziana dla fałszerzy pieniędzy
Dziękuję za te słuszne uwagi! Faktycznie, czarownice – jako obcujące z diabłem – wrzuciłem niejako bez wymienienia jako odrębnej grupy do kategorii „herezje”, a fałszerzy nie wspomniałem w ogóle. Ale cieszę się, że artykuł trafił do Czytelnika znającego się na rzeczy. :)
Pozdrawiam!
Drogi autorze, myli się Pan w przypadku Bartosza z Lusiny i sprawy dotyczącej obrabowania podkanclerzego Filipa Padniewskiego. Wyrok jaki zapadł dla złodzieja nie był odmianą powieszenia, prawo magdeburskie takich odmian nie znało. Nie znało także pojęcia „przestępstwa politycznego”. Wyróżniało tylko crimen laesae maiestatis czyli przestępstwo przeciwko majestatowi królewskiemu. Zastosowano tu kwalifikowaną karę śmierci za kradzież szczególnie zuchwałą, co było częstą praktyką w podobnych przypadkach. Bartosza z Lusiny piętnowano na rogach rynku, a potem zwyczajnie powieszono. Natomiast spalenie na stosie stosowano najczęściej za włamania do kościołów i profanację sprzętów liturgicznych. W Pana bibliografii brakuje też jakiegokolwiek tekstu Marcina Kamlera.
Dziękuję za uwagę, tym bardziej że jest ona słuszna. Przyznaję się także niniejszym do pewnego uproszczenia i uwspółcześnienia kategorii przestępstwa, które dokonał Bartosz z Lusiny. Stwierdzenie o powieszeniu „klasycznym” po torturach też było uproszczeniem z mojej strony, aby możliwie prosto przedstawić karę. Zainteresowanych światem przestępczym i sposobami walki z nim w wiekach dawnych odsyłam za radą Czytelnika do pozycji autorstwa Marcina Kamlera, za której przypomnienie bardzo dziękuję!. :)
Pozdrawiam,
Mateusz Drożdż
Szkoda że autor pominął proces Sieradzki z 1633 roku. Podczas którego za zoofilie i sodomie spalono Marcina Gołka i Wojciecha ze Sromotki. A także spalenie na stosie pedofila i zoofila Jana Witkowskiego z Wolborza. Przecież to idealni kandydaci na męczenników dla wyznawców ideologii LGBT.
Celem artykułu było przedstawienie okrutnych sposobów zadawania śmierci osobom skazanym. Choć wątki Marcina Gołka i Wojciecha ze Sromotki oraz Jana Witkowskiego z Wolborza są niewątpliwie ciekawe, to jednak chciałbym zauważyć, że sposób ich egzekucji – spalenie na stosie – został przeze mnie opisany w artykule (jako nr 3).
Pozdrawiam,
Mateusz Drożdż
Niesamowite odkrycie autora o dniówce ośmiogodzinnej w Polsce zadziwiło mnie rewelacja dla historyków prawa pracy . Ta maczuga przy łamaniu kołem to zwykłe koło drewniane z ówczesną oponą czyli pasem stali