Nie tylko ludzie walczyli na frontach – wśród bohaterów wojennych były też zwierzęta. Gołębica Cher Ami ocaliła setki żołnierzy podczas I wojny światowej.

Gołębie pocztowe od wieków były wykorzystywane do przekazywania ważnych informacji. Już w starożytności Grecy, Rzymianie czy Egipcjanie polegali na tych ptakach jako niezawodnych listonoszach. W późniejszych czasach gołębie również cieszyły się zaufaniem. Był to bowiem najszybszy, a także najbezpieczniejszy środek przekazywania informacji. Taką drogą przesłano m.in. wiadomość o klęsce Napoleona pod Waterloo. Jednak dopiero dwa największe konflikty w dziejach – I i II wojna światowa – sprawiły, że owe ptaki zyskały uznanie i szacunek. Przenosiły tajne meldunki, a także wiadomości, które uratowały tysiące żołnierzy na wszystkich frontach.
Nie ma wojny bez zwierząt
We wszystkich wojnach, jakie toczyła ludzkość, w taki czy inny sposób brały udział zwierzęta. Jedne były wsparciem dla człowieka, inne niosły zagrożenie lub śmierć. Konie, słonie, psy, wszy, gołębie, a nawet niedźwiedź Wojtek, którego darzymy w naszej historii szczególnym uznaniem, były bronią w rękach człowieka. Wielka wojna uzmysłowiła, jak ważne dla ludzi są w trakcie konfliktów zwierzęta – ale i jak wielką płacą za to cenę. Jak piszą Przemysław Słowiński i Teresa Kowalik:
Zwierzęta wykrywały miny, ratowały ludzkie życie, wykonując zadania, które często wymagały od nich poniesienia tej największej ofiary, przenosiły meldunki, ostrzegały przed gazowymi atakami wroga. Osłaniały ludzi własnym ciałem, dodawały otuchy i pomagały przetrwać swoim opiekunom, chociaż same przeżyły koszmar. Bały się przecież tak samo jak ludzie, a może nawet bardziej, bo nie rozumiały, o co w tym wszystkim chodzi.

Podczas I i II wojny światowej gołębie przenosiły tajne meldunki, a także wiadomości, które uratowały tysiące żołnierzy na wszystkich frontach.
Książka Na Zachodzie bez zmian Ericha Marii Remarque’a ukazuje brutalność wojny, uwzględniając perspektywę zwierząt. W jednym z fragmentów możemy przeczytać: „To coś strasznego, konie jęczą z przerażenia, leżą poszarpane i wiją się w męczarniach – nic nie działa tak na nerwy, jak konie. Szczególnie kiedy leżą i patrzą tymi wielkimi, ciemnymi oczami i rżą tak przeraźliwie”.
Gdy zwierzęta stawały do walki
Prawdopodobnie pierwszymi zwierzętami, które ruszyły do walki z ludźmi, były słonie bojowe. W dolinie rzeki Indus stworzenia te pełniły funkcję odstraszającą wroga, a w niektórych przypadkach służyły do rozbijania zwartych szyków przeciwnika jako żywy taran lub coś w rodzaju współczesnego czołgu. To właśnie z tymi potężnymi ssakami musiał mierzyć się Aleksander Wielki u kresu swojej potęgi. W bitwie pod Hydaspes w 326 r.p.n.e Falangici Aleksandra stanęli przed słoniami Porosa.
Jednak przez wieki to nie słonie, a przede wszystkim konie były świadkami największych militarnych sporów w dziejach. Wykorzystywane do transportu i jako środek lokomocji, walczyły, dźwigając na grzbietach średniowiecznych rycerzy, skrzydlatych husarzy, napoleońskich kirajserów czy legionistów Piłsudskiego.

Falangici Aleksandra w boju ze słoniami Porosa.
Ciekawym przypadkiem było wykorzystanie w czasie wojny… wszy. Doskonale znane każdemu żołnierzowi na froncie. te niepozorne stworzenia przenosiły tyfus plamisty – groźną chorobę zakaźną, która zabiła tysiące ludzi, zwłaszcza w czasie I wojny światowej i wojny polsko-bolszewickiej. Z tego powodu w XX wieku wszy były rozważane jako broń biologiczna. Japońska Jednostka 731 podczas II wojny światowej wykorzystywała insekty do wywoływania epidemii tyfusu w Chinach. Równolegle we Lwowie polski biolog Rudolf Weigl opracował szczepionkę przeciw tyfusowi, hodując… zakażone wszy. Tysiące ludzi uratowano dzięki temu przed chorobą, a wielu prześladowanych Żydów i członków podziemia znalazło schronienie jako tzw. karmiciele.
Nie sposób nie wspomnieć również o brutalnym i szalonym pomyśle Armii Czerwonej, która chciała wykorzystywać psy w roli min. Ten kontrowersyjny pomysł na szczęście okazał się nieskuteczny. Zwierzęta miały wbiegać pod czołgi wroga z przyczepionymi ładunkami wybuchowymi, jednak czworonogi szkolono na sowieckich maszynach, które miały inny zapach i budowę niż niemieckie. W efekcie w czasie walk wiele psów wracało do własnych linii…
Czytaj też: Psy wojny, czyli jak wyszkolić idealnego radzieckiego psa służbowego
Gruchający posłańcy na froncie
Wojna to nie tylko bezpośrednie starcia. To również przepływ danych – kto kontroluje informacje, kontroluje wojnę. Do tego celu również wykorzystano zwierzęta – przede wszystkim gołębie. Przez wieki były one podniebnymi listonoszami, jednak dopiero I wojna światowa obnażyła kluczową rolę tych stworzeń. Z tego względu w Wielkiej Brytanii wprowadzono restrykcyjne przepisy mówiące o tym, że kto zabije, zrani lub będzie znęcał się nad gołębiem pocztowym, podlega sześciomiesięcznej karze pozbawienia wolności lub grzywnie.
Gołębie były na wagę złota. Wszędzie, gdzie przemieszczała się armia, ciągnięto za sobą gołębniki. Gdy okazało się, że skuteczne i szybkie przekazywanie informacji może dać przewagę na froncie, w samolotach brytyjskich siłach powietrznych nakazano umieszczać przynajmniej po dwa gołębie na wypadek nieprzewidzianych zdarzeń. Nawet w pierwszych czołgach przewidziana była specjalna dziura, przez którą można było wypuścić gołębia z wiadomością – bez konieczności opuszczania maszyny.

Samochód przerobiony na mobilny gołębnik z czasów I wojny światowej.
Ratunek skrzydlatego posłańca potrzebny był m.in. w czasie bitwy pod Verdun. Francuski oddział broniący fortu de Vaux przed Niemcami pilnie potrzebował pomocy. Śmiały, bo tak nazwano gołębia, był ostatnią nadzieją. Ptak dotarł do sztabu przy drugiej próbie. Za pierwszym razem prawdopodobnie wystraszył się artylerii i wrócił. Ostatecznie jednak gołąb wypełnił misję, choć zapłacił za to życiem. Prawdopodobnie zatruł się gazami bojowymi.
Skuteczność gołębi pocztowych była niezwykle wysoka. W czasie I wojny światowej obie strony konfliktu wykorzystały ok. 100 tys. skrzydlatych posłańców, z czego 95% wypełniło swoją misję. Najlepiej radziły sobie gołębie niemieckie, najwięcej porażek odnotowały brytyjskie. Wśród ptaków, którym powierzano przenoszenie wiadomości, był też absolutny rekordzista – Prześmiewca, bo tak się nazywał, wykonał aż 52 loty.
Czytaj też: Historia pisana dziobem, pazurem i łapą. 10 naprawdę niezwykłych zwierząt
Ostatnia deska ratunku
Za największego skrzydlatego posłańca uznaje się brytyjskiego gołębia Cher Ami (fr. Drogi Przyjaciel). Ptak został podarowany wojsku amerykańskiemu walczącemu na terenie Francji podczas I wojny światowej. Oddział, w którym służył gołąb, znalazł się w pułapce: bez wody, amunicji, uwięziony pomiędzy liniami przeciwnika a okopami aliantów. Gdy Amerykanie zaczęli ostrzeliwać ten teren, sądząc, że nikt nie przeżył, a na miejscu są jedynie wrogie wojska, zdecydowano się na wysłanie ostatniej deski ratunku – Cher Ami. Treść wiadomości brzmiała: „Ostrzeliwuje nas nasza własna artyleria. Na miłość Boską, przestańcie”.

Gołąb Cher Ami uratował przeszło setkę żołnierzy.
Zanim Cher Ami wypełnił misję, wysłano wcześniej dwa inne ptaki, ale zaginęły. Bohaterski gołąb dotarł do celu, lecz został ranny – stracił nóżkę i oko. Jednak udało mu się: ostrzał natychmiast zatrzymano. O poświęceniu Cher Ami pisano w gazetach na całym świecie. Ptak otrzymał francuski Krzyż Wojenny. Sfinansowano również jego operację, polegająca na wstawieniu drewnianej protezy nóżki. Następnie przewieziono go do Ameryki, gdzie stał się bohaterem narodowym. Po śmierci 13 czerwca 1919 roku gołąb został poddany preparacji. Można oglądać go w Muzeum Narodowym w Waszyngtonie.
Gołębie znowu w służbie
Podczas II wojny światowej, pomimo lepiej rozwiniętej komunikacji, gołębie wciąż odgrywały ogromną rolę. Brytyjczycy powołali nawet do życia National Pigeon Service, organizację dbającą o szkolenie i transport gołębi. Klatki z ptakami zabierano na statki czy pokłady samolotów. W walkach o miasto Arnhem jeden z oddziałów alianckich został otoczony przez SS. Problemy z radiostacją sprawiły, że zdecydowano o wezwaniu ratunku przez gołębia o imieniu William of Orange. Posłaniec dostarczył wiadomość, przelatując 420 km.
Inny gołąb – G.I. Joe – dostarczył wiadomość dosłownie w ostatnim momencie. Sytuacja miała miejsce w południowych Włoszech. W wyniku ucieczki niemieckich żołnierzy Anglicy zdobyli miasto bez walki. Problem polegał na tym, że wcześniej zaplanowano zbombardowanie tego miejsca, by ułatwić jego zdobycie. Tymczasem „wysiadła” aliancka radiostacja, więc nie było jak powiadomić dowództwa, że wsparcie nie jest już potrzebne. G.I. Joe doleciał do bazy w chwili, gdy samoloty rozpoczęły już kołowanie na lotnisku. Przeniesienie tej wiadomości uratowało setki istnień.

Ale prawdziwą rekordzistką w trakcie drugiego globalnego konfliktu była gołębica Mary of Exter. Odbyła 22 udane misje, zostając przy tym wielokrotnie ranna. Zginęła w czasie ostatniego lotu. Żołnierze wyprawili jej pogrzeb ze wszystkimi honorami. W pamięci alianckich żołnierzy pozostał również gołąb Paddy. Ptak przebył kanał La Manche w rekordowym tempie 4 godzin i 50 min.
W czasie II wojny światowej wykorzystano łącznie ok. 250 tys. gołębi, z czego 34 odznaczono medalem Dickin. Odznaczeniem tym wyróżniano zwierzęta, które wykazały się szczególnym bohaterstwem i poświęceniem w służbie w siłach zbrojnych oraz cywilnych służbach ratunkowych.
Bibliografia:
- Słowiński P., Kowalik T., Zwierzęta na wojnie, Fronda, Warszawa, 2023.
- Marian Zacharski, Marian Zacharski: gołębie pocztowe w walkach na cichym froncie, wiadomosci.onet.pl (dostęp: 10.07.02025).
- Bohaterska gołębica. Cher Ami uratowała blisko 200 żołnierzy, tech.wp.pl (dostęp: 10.07.02025).
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.