Ciekawostki Historyczne
Średniowiecze

Ohydna tajemnica wybitnego monarchy. Czy Kazimierz Wielki był gwałcicielem?

Historycy szukają dla niego coraz to nowych wymówek. Przecież takie były czasy, taka mentalność. Nie każdą zbrodnię można jednak uzasadnić. I nie o każdej wypada nam dzisiaj milczeć.

Nie dało się ukryć, ze królowa węgierska ma u prawej ręki tylko jeden palec. A że nie chodziło o byle jaką królowa, lecz o wszechmocną w kraju i cieszącą się ogromnym poważaniem na całym kontynencie Elżbietę Łokietkównę, to jej kalectwo stało się tematem powszechnych plotek.

Czy największy polski król był w rzeczywistości gwałcicielem?

Czy największy polski król był w rzeczywistości gwałcicielem?

„Królowa kikuta” – określił ją niepochlebnie jeden z kronikarzy. Rzecz jasna obcokrajowiec, bo na Węgrzech nikt by sobie nie pozwolił na równie dosadny komentarz. Nikt też nie miał odwagi drążyć sprawy, mimo że ta nurtowała każdego.

Tchórzliwy król, królowa z nerwami ze stali

Co wiedziano z całą pewnością? W roku 1330, a konkretnie w pewien kwietniowy poranek, doszło do bezprecedensowego ataku na rodzinę panującą. Potężny możnowładca, Felicjan Zach, zakradł się do monarszej jadalni, po czym nagle wyszarpnął broń i rzucił się na swojego króla: Karola Roberta z dynastii Andegawenów.

Przerażony władca – tak przynajmniej podaje autor jednej z relacji – natychmiast wpełznął pod stół, porzucając najbliższych na pastwę szaleńca. Na linii ataku została żona króla, 25-letnia Polka Elżbieta, oraz dwóch małoletnich synów. Monarchini nie miała wyjścia. By ratować życie pociech, osłoniła je własnym ciałem, w efekcie tracąc cztery palce.

Nim zamachowiec zdołał wyprowadzić kolejne cięcie, dopadli go królewscy siepacze. Na zdradzieckiego magnata sypały się coraz to nowsze ciosy. Karol Robert jeszcze nawet nie zdążył wypełznąć spod stołu, a z zamachowca została tylko krwawa, poćwiartowana miazga. On przynajmniej umarł szybko. Krewni i przyjaciele Felicjana Zacha nie mogli liczyć na równie łaskawy koniec.

Fragment obrazu „Gniew Felicjana Zacha” pędzla Somy Orlai-Petricha. Druga połowa XIX wieku. Widoczny zamachowiec i oniemiali dworzanie.

Fragment obrazu „Gniew Felicjana Zacha” pędzla Somy Orlai-Petricha. Druga połowa XIX wieku. Widoczny zamachowiec i oniemiali dworzanie.

Jedyny syn zamachowca został rozerwany końmi, a resztki jego zmasakrowanego ciała rzucono psom na pożarcie. Trybunał złożony z dwunastu baronów, ślepo realizujących wolę pary królewskiej, orzekł też, że cała rodzina Záchów ma zostać wytępiona, aż do trzeciego stopnia pokrewieństwa. Na śmierć skazano siostrzeńców i siostrzenice Felicjana, a także wszystkie jego wnuczęta. Do siódmego stopnia pokrewieństwa karą były konfiskata majątku i dożywotnie niewolnictwo.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Śmierć będąca wybawieniem

Najbardziej poniżająca, rozciągnięta w czasie i brutalna kara spotkała jednak nie synów czy współpracowników Zacha, ale jego córkę, Klarę.

Odcięto jej nos i wargi. Odrąbano osiem palców u rąk, pozostawiając wyłącznie kciuki. W tym stanie posadzono dziewczynę na koń i obwożono ją po różnych węgierskich miastach, zmuszając do głośnego powtarzania, że każdy, kto okaże niewierność parze królewskiej, skończy tak samo jak ona. Gdy wreszcie Klarę ścięto, śmierć musiała być dla niej wybawieniem.

Fragment obrazu „Gniew Felicjana Zacha” pędzla Somy Orlai-Petricha. Druga połowa XIX wieku. Widoczna Elżbieta i jej przerażeni synowie.

Fragment obrazu „Gniew Felicjana Zacha” pędzla Somy Orlai-Petricha. Druga połowa XIX wieku. Widoczna Elżbieta i jej przerażeni synowie.

Dworzanie nie potrafili zrozumieć tego, co zaszło. Klara Zach była oczywiście córką zamachowca. Ale była też dotąd… zaufaną członkinią fraucymeru Elżbiety, od lat usługującą najjaśniejszej pani. Wierna służba monarchini najwidoczniej nie tylko nie uchroniła kobiety przed egzekucją, ale wręcz pogrążyła ją w oczach Piastówny. I nie mógł to być przypadek.

Zasłona dymna

Królewscy urzędnicy zrobili wszystko, by ukryć tło sprawy. Oficjalnie przyjęto, że Felicjan targnął się na życie władcy, ponieważ pozbawiono go jakichś tytułów i nie był on w stanie przełknąć degradacji. Tłumaczenie trzeszczało w szwach.

Rzeczywiście Zach stracił w oczach króla, ale doszło do tego… na długie dwa lata przed zamachem. Karol Robert, z nieznanych bliżej względów, pozbawił magnata dzierżonej dotąd kasztelanii. Nie zarekwirował mu natomiast żadnych rodzinnych majątków, w żaden sposób go nie poniżył.

Klara w cieniu ojca. Obraz Viktora Madarásza, połowa XIX wieku.

Klara w cieniu ojca. Obraz Viktora Madarásza, połowa XIX wieku.

Osobisty atak na władcę można by zrozumieć chyba tylko wtedy, gdyby nastąpił on w przypływie ogromnych emocji, o których w tym przypadku zwyczajnie nie mogło być mowy. Łączenie sprawy zamachu z karierą magnata to tylko niezbyt udana zasłona dymna, którą sprokurowali sędziowie pozostający na usługach króla.

Jak w taki razie wyglądała rzeczywistość? O tej zaczęto pisać jeszcze za życia Elżbiety Łokietkówny. Choć rzecz jasna poza granicami Węgier.

Prawda ukryta w źródłach

Do dzisiaj przetrwały trzy kroniki, w których znajdują się tropy prowadzące do rozwiązania zagadki. Opisy w nich zawarte różnią się w szczegółach, wszystkie księgi podają jednak, że wzburzenie Zácha nie miało nic wspólnego z polityką. Na królewskim dworze skrzywdzono jego ukochaną córkę Klarę. I ten właśnie fakt popchnął magnata do gwałtownej, nieprzemyślanej reakcji.

W anonimowym włoskim dziełku historycznym zanotowano, że dwórkę zgwałcił „siostrzeniec króla” Karola Roberta. Tekst powstał kilkanaście lat po wydarzeniach, a jego autor zasięgnął języka u dworzan Elżbiety. Nawet jeśli powtarzał plotki, to całkiem świeże i pozyskane u źródła. Dalsze światło na sprawę rzuca austriacka kronika niejakiego Henryka von Mügelna.

Człowiek ten przebywał na węgierskim dworze około 1350 roku i też nie omieszkał dyskretnie wypytać miejscowych, dlaczego królowa ma tylko sześć palców u rąk. W relacji na pierwszy plan wysuwa się Elżbieta. Henryk von Mügeln podaje, że władczyni, zamiast chronić swą podopieczną, sama oddała ją w ręce napastnika.

Dowiadujemy się, że przebywający na dworze dostojny gość „spał z córką Felicjana za wolą królowej”. Gdy tylko ojciec Klary dowiedział się o hańbie dziewczyny, wparował do komnat Karola Roberta z mieczem w dłoni, myśląc tylko o tym, by „zniszczyć królewskie nasienie”.

Klara Zach i królewicz Kazimierz na obrazie Aladara Körösfői-Kriescha.

Klara Zach i królewicz Kazimierz na obrazie Aladara Körösfői-Kriescha.

Austriak, podobnie jak Włoch, nie był w stanie jasno wskazać, co łączyło gwałciciela z parą monarszą. Dla tego drugiego mężczyzna był siostrzeńcem władcy. Henryk von Mügeln zrobił z niego z kolei brata Karola Roberta. Zarazem jednak podał tytuł i imię napastnika. Dzięki temu wiemy, że chodziło nie o kogoś z rodzeństwa króla, ale o jego szwagra. A zarazem: polskiego następcę tronu, Kazimierza.

Chorowity synalek

Kazimierz nie był jedynym bratem Elżbiety Łokietkówny i jedynym synem Władysława Łokietka. Był jednak tym, który przeżył. Dwaj starsi Piastowicze odeszli do wieczności jeszcze przed osiągnięciem lat sprawnych. W efekcie sam tylko Kazimierz dawał szansę na przedłużenie rodu. Na synka dmuchano i chuchano, rozpieszczając go i chroniąc przed jakimkolwiek niebezpieczeństwem. Nic nie słychać o udziale młodego królewicza w wyprawach zbrojnych czy nawet w polowaniach. Nie uczy się on też chyba zbyt pilnie, a rodzice nie przykładają wagi do tego, by siedział z nosem w książkach.

Król Kazimierz w młodych latach. Grafika Franciszka Ejsmonda z drugiej połowy XIX wieku.

Król Kazimierz w młodych latach. Grafika Franciszka Ejsmonda z drugiej połowy XIX wieku.

Król i królowa folgowali Kazimierzowi tym bardziej, że ten był słabego zdrowia. W 1327 roku napędził matce, Jadwidze Kaliskiej, takiego stracha chorobą, że monarchini zwróciła się z prośbą o pomoc i modlitwę aż do samego papieża.

Do formy wracał powoli, a jego zdrowie wciąż budziło niepokój bliskich. Najchętniej trzymano by go w bezpiecznej złotej klatce, nie dało się jednak powstrzymać nieubłaganego upływu czasu. Władysław Łokietek sam coraz bardziej niedomagał, zbliżając się do matuzalemowej granicy siedemdziesięciu lat. Od starca nikt nie oczekiwał odsunięcia się w cień i oddania władzy. Trzeba jednak było myśleć o przyszłości. I o tym, że już wkrótce tron przejmie nieokrzesany smarkacz.

Chcąc nie chcąc, trzeba było dziewiętnastoletniego młodzieńca przeszkolić w sztuce rządzenia. W grę wchodził udział w kolejnej wojnie ze sprawiającymi ciągłe trudności Krzyżakami. Na takie ryzyko król nie chciał się jednak zgodzić. Zamiast wysyłać syna na pole bitwy, polecił mu jechać na Węgry. Na dworze starszej o pięć lat siostry i znanego z surowych rządów szwagra Kazimierz miał się otrzaskać z polityką, zyskać nieco ogłady i doświadczenia w grach pałacowych. Przy okazji miał też wyprosić u Karola Roberta pomoc zbrojną w nadchodzącym konflikcie z rycerzami zakonnymi.

Karol Robert u schyłku swego życia. Litografia z początku XIX wieku.

Węgierski król Karol Robert u schyłku swego życia. Litografia z początku XIX wieku.

Sercowe katusze

Do Wyszehradu królewicz przybył pod koniec 1329 lub może z samym początkiem 1330 roku. I od razu poczuł się jak u siebie w domu. Tak jak rodziców od lat brał na litość i zyskiwał dzięki temu szczególne traktowanie, tak teraz próbował symulanctwem ugrać coś u dobrodusznej Elżbiety.

Jadwiga i Łokietek na pewno zawczasu ostrzegli, że trzeba bacznie śledzić stan królewicza i wzywać medyków w razie jakiejkolwiek zapaści. I jeśli wierzyć Janowi Długoszowi, kondycja następcy tronu rzeczywiście zaraz zaczęła szwankować. Elżbieta znalazła brata w łóżku, osłabionego i pogrążonego w letargu.

Kronikarz twierdził, że przenikliwa królowa szybko zrozumiała, co dolega jej podopiecznemu. Wydaje się jednak, że to raczej Kazimierz musiał naprowadzić siostrę na źródło swojej niedyspozycji. Cierpiał fizyczne katusze, bo jego i tak słaby organizm trawiła „choroba serca”.

Kazimierz Wielki na nieukończonym szkicu Jana Matejki.

Kazimierz Wielki na nieukończonym szkicu Jana Matejki.

Pod nieobecność młodej, pozostawionej w Polsce żonki, zapałał mianowicie nagłym i niepowstrzymanym uczuciem do jednej z dwórek Elżbiety: pięknej dziewicy Klary Zách. Jeśli miał odzyskać zdrowie, to tylko za sprawą spotkania z upragnioną kobietą. Rzecz jasna sam na sam, w tej samej łożnicy, w której leżał teraz zmorzony słabością.

Niecodzienne lekarstwo

Elżbieta nie miała nic przeciwko pielęgnowaniu brata w chorobie. Propozycja, by organizowała mu schadzki z własnymi dwórkami, musiała jednak przejąć znaną z pobożności monarchinię wstrętem. Bardzo możliwe, że na tym etapie do gry włączyli się dworscy lekarze. XIX-wieczny historyk Ernest Świeżawski sugerował, że to właśnie mędrcy medycyny zalecili młodemu dynaście jakiś romans – dla wzmocnienia organizmu.

Takie recepty rzeczywiście stosowano, i to do całkiem niedawna. Mógł się z nimi zetknąć sam Świeżawski, bo jeszcze w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku polscy lekarze przepisywali cierpiącym na migreny i złe samopoczucie mężczyznom wizyty u prostytutek.

Kaźń Klary Zach na obrazie Aladara Körösfői-Kriescha.

Kaźń Klary Zach na obrazie Aladara Körösfői-Kriescha.

Elżbieta widocznie też dała się przekonać sprytnemu bratu lub rzekomym specjalistom. A może po prostu po latach życia ze swoim niezbyt restrykcyjnym i znanym ze skoków w bok mężem nieco opuściła gardę, jeśli chodzi o prawidła etyki.

Od Jana Długosza dowiadujemy się, że władczyni przybyła do komnaty Kazimierza „niby w odwiedziny”. Następnie:

(…) odprawiła z pokoju usługujących choremu – pod pozorem jakoby coś tajemnego z nim omówić miała – i sama tylko pozostała z Klarą, która z nią razem przyszła.

Potem, wymówiwszy jakieś banalne słowa, odeszła, a wspomnianą Klarę zostawiła u księcia Kazimierza na zgwałcenie, uważając je za niewielki występek i sądząc, że nikt o nim wiedzieć nawet nie będzie. I że bynajmniej nie nadwyręży dobrej sławy Klary.

Atak Felicjana Zacha na miniaturze z tak zwanej Kroniki ilustrowanej.fot.A. Pietrzyk/CiekawostkiHistoryczne.pl

Atak Felicjana Zacha na miniaturze z tak zwanej „Kroniki ilustrowanej”.

Samce królewskiej krwi

Długosz lubił fantazjować i wyolbrzymiać zasłyszane opowieści. Wielu badaczy także w historii wykorzystanej Klary doszukuje się oznak fałszu.

O ile wypada podzielić ogólne wątpliwości co do warsztatu kronikarza, o tyle należy być bardzo ostrożnym, zaprzeczając występkowi opisanemu w trzech różnych źródłach. Szczególnie że badacze od naukowej krytyki zaskakująco łatwo przechodzą do chamskich, szowinistycznych zaczepek.

Trudno mówić o gwałcie, „skoro, co wiemy skądinąd, opieranie się samcom królewskiej krwi nie było specjalnie w modzie u panienek owej epoki” – stwierdza gburowato znany antropolog Ludwik Stomma. Nie ma sensu dodawać tutaj, że pojęcie gwałtu wcale nie powstało w ostatnich latach i że w każdej epoce da się wskazać kobiety stawiające opór seksualnym drapieżnikom.

Tym bardziej bezcelowe wydaje się podkreślanie, że – wbrew twierdzeniom Ludwika Stommy – nie wszystkie dawne „panienki” uważały swoje ciała za karty przetargowe w grze politycznej. Nie wszystkie tym samym były skłonne narażać się na niechciany stosunek, na hańbę i nieślubną ciążę tylko dlatego, że wpadły w oko „samcowi królewskiej krwi”. Choć może podkreślić to trzeba, jeśli podobne komentarze padają nawet w pracach naukowych…

Nie sposób dociec, co dokładnie nastąpiło za zamkniętymi drzwiami alkowy Kazimierza. Klara uważała w każdym razie, że stała jej się krzywda i że na poniżenie naraziła ją jej własna królowa. Wbrew przewidywaniom Elżbiety dwórka nie pozostawiła incydentu w tajemnicy. Milczała tylko tak długo, aż z zagranicznych wojaży powrócił ojciec. Może z własnej inicjatywy, a może pod naciskiem zaniepokojonego jej roztrzęsieniem Felicjana Klara wyznała prawdę. Zdaniem Długosza prosiła nawet, by krwią pomścić jej hańbę.

Odstręczający epizod z młodości nie przeszkodził Kazimierzowi w zdobyciu sławy największego polskiego króla. Rysunek A. Lessera.

Odstręczający epizod z młodości nie przeszkodził Kazimierzowi w zdobyciu sławy największego polskiego króla. Rysunek A. Lessera.

Do rozmowy ojca z córką doszło już po tym, jak zadowolony z siebie i nagle ozdrowiały Kazimierz opuścił węgierski dwór. Jeden winowajca wywinął się od kary. Na miejscu wciąż jednak byli ludzie, którzy gwarantowali Klarze bezpieczeństwo i opiekę. A przede wszystkim: monarchini, której ta usługiwała.

***

Historia Elżbiety na tym haniebnym epizodzie się nie kończy. Za sprawą spotkania ze śmiercią – a może też pod wpływem wstydu i poczucia winy – z posłusznej żony i stojącej w cieniu męża figurantki, stała się ona najpotężniejszą z władczyń tej epoki.

Jej fascynującemu życiu, a także losom jej wnuczki, sławnej Jadwigi Andegaweńskiej, poświęciłem moją najnowszą książkę: „Damy polskiego imperium. Kobiety, które zbudowały mocarstwo”.

Wybrana bibliografia:

Artykuł został oparty na materiałach zebranych przez autora podczas prac nad książką „Damy polskiego imperium. Kobiety, które zbudowały mocarstwo”. Poniżej wybrane z tych pozycji. Pełna bibliografia w książce.

  1. Dąbrowski J., Elżbieta Łokietkówna 1305-1380, Universitas, Kraków 2007.
  2. Dąbrowski J., Ostatnie lata Ludwika Wielkiego 1370-1382, Universitas, Kraków 2009.
  3. Engel P., The Realm of St. Stephen. A History of Medieval Hungary 895-1526, I.B. Tauris, London-New York 2001.
  4. Kibelka J., Heinrich von Mügeln [w:] Neue Deutsche Biographie, t. 8, Duncker & Humblot, Berlin 1969.
  5. Lendvai P., Węgrzy. Tysiąc lat zwycięstw w klęskach, Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków 2016.
  6. Sroka S.A., Elżbieta Łokietkówna, Homini, Bydgoszcz 1999.
  7. Sroka S.A., Zamach Felicjana Zacha w świetle najnowszej historiografii węgierskiej, „Studia Źródłoznawcze”, t. 44 (2006).
  8. Stomma L., Królów polskich przypadki, Warszawa 1994.
  9. Śliwiński B., Kronikarskie niedyskrecje, czyli życie prywatne Piastów, Marpress, Gdańsk 2004.
  10. Śliwiński J., Mariaże Kazimierza Wielkiego. Studium z zakresu obyczajowości i etyki dworu królewskiego w Polsce XIV wieku, Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Olsztynie, Olsztyn 1987.
  11. Świeżawski E.S., Esterka i inne kobiety Kazimierza Wielkiego [w:] tegoż, Zarysy badań krytycznych nad dziejami, historiografią i mitologią, t. 3, Warszawa 1894.
  12. Zajączkowski S., Polska a Zakon krzyżacki w ostatnich latach Władysława Łokietka, Towarzystwo Naukowe we Lwowie, Lwów 1929.
  13. Zientara B., Kazimierz Wielki – czyli na zakręcie dziejowym, „Kultura”, nr 44 (1970).

Zobacz również

Średniowiecze

Tylko w Polsce: Rebelianci zajęli zamek bez walki, bo… upili całą załogę łącznie z komendantem

Alkohol był za darmo, więc nawet wieści o nadciągającym wrogu nie zniechęciły gwardzistów. Wszyscy pili tak chętnie, że trzeba aż było posłać po dodatkowe beczułki...

24 lipca 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Bigamia Kazimierza Wielkiego. Ile żon na raz miał słynny władca?

Legalna żona Kazimierza Wielkiego, Adelajda, wciąż żyła, to jednak nie powstrzymywało króla przed ponownym stawaniem na ślubnym kobiercu. Zawarł dwa kolejne małżeństwa, niemożliwie plącząc swoją...

5 lipca 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Kazimierz Wielki i Adelajda Heska. Jak doszło do związku, przez który wymarła dynastia Piastów?

Przebiegły podstęp, związek z martwą kobietą i pospieszne małżeństwo z podstawioną zamiast niej zastępczynią. Drugie małżeństwo Kazimierza Wielkiego było więcej niż nieporozumieniem. Król dał z...

25 lutego 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Gdy Kazimierz Wielki zasiadł na tronie, Polska była na skraju upadku. Jak król uratował kraj przed katastrofą?

Do starcia, które zdecydowało o losach Polski nie doszło na polu bitwy, ale w pałacowych komnatach, w toku potajemnych negocjacji. Kazimierz Wielki zgodził się zapłacić...

8 stycznia 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

W tym europejskim kraju wydobywano jedną trzecią światowego złota. I dotąd nie miałeś o tym pojęcia

U schyłku średniowiecza jeden kraj zaspokajał nawet 80% europejskiego zapotrzebowania na złoto. Kraj, którym współrządziła Polka. I który niespodziewanie wyrósł do rangi niekwestionowanego mocarstwa.

21 listopada 2017 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Jadwiga Kaliska. Potężna polska królowa, która zrobiła z męża pantoflarza. Dlaczego o niej nie pamiętamy?

Władzy nie chciała oddać ani za życia męża, ani po jego śmierci. „Królowa może być tylko jedna” – mówiła otwarcie Jadwiga Kaliska. I nawet jako...

15 listopada 2017 | Autorzy: Kamil Janicki

KOMENTARZE (43)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piotr

Dlaczego nigdzie nie ma podanego imienia króla??? Macie swoich czytelników za głąbów? Dowiedziałem się o kogo chodzi dopiero dzięki wyszukiwaniu obrazem, że to Kazimierz Wielki.

    Anonim

    Fajne…ale zawiódł Cię wiesz o co …

    Nasz publicysta | Autor publikacji | Kamil Janicki

    Panie Piotrze, imię Kazimierza pada w tekście 19 razy. To nie żadna tajemnica, że artykuł jest o nim. Może wystarczyło przeczytać? :-)

    Anonim

    Historia się kłania…. to było w podstawówce.

    Maciej

    Ależ z Ciebie głąb …..

Anonim

Nieokrzesany smarkacz który wtedy miał już żonę i córkę i na pewno musiał gwałcić – bo mu same te dworki nie wchodziły do łóżka – aaa podobno lubił też żydówki

    Robson

    toś się namęczył z tym komentarzem..

      Nasz publicysta | Anna Dziadzio

      Drogi komentatorze, no cóż, inni męczą się bardziej, inni mniej, dzieląc się z nami swoją opinią oraz historyczną wiedzą ;) Pozdrawiamy.

Rozpałka

Przerażająca historia… Motyw niechlubnego incydentu w historii Kazimierza Wielkiego pojawia się również w beletrystyce, a konkretnie w książce Anny Rychter „Łzy nocy”. Zachęcam do obejrzenia filmiku na temat tej pozycji: https://www.youtube.com/watch?v=4oLDAnGVnkY

grammarnazi

JakiCHś tytułów… ;)

    Nasz publicysta | Agnieszka Wolnicka

    Literówka poprawiona, dziękujemy za zwrócenie na nią uwagi. Na przyszłość w przypadku tego typu zastrzeżeń do tekstu prosimy o używanie formularza do zgłaszania literówek i błędów ortograficznych, który znajduje się zawsze u dołu artykułu.

Zbig

Królewicz Kazimierz nie był chowany na wielkiego lalusia i maminsynka. Król ojciec dbał o jego wszechstronne przygotowanie. Wykształcenie odebrał staranne, skoro jego wychowawcą był być może sam Jarosław Bogoria ze Skotnik. Jest to wielce prawdopodobne, bo skądś się wzięło zacięcie króla Kazimierza w porządkowaniu prawa w państwie. Od ryzyka nie stronił – np. w 1329 uczestniczył w zbrojnej wyprawie na ziemię chełmińską. Na Węgry i do koronowanej siostry jeździł wiele razy, nie po przygody seksualne, a po nauki w sztuce panowania. W 1329/30 pojechał też w misji dyplomatycznej, o czym szanowny autor wspomina, a co dobrze świadczy o umiejętnościach młodego Kazimierza.
Co się naprawdę wydarzyło w Wyszehradzie, tego nie wie nikt i pewnie się nie dowie. Faktem jest, że wersja gwałtu/uwiedzenia powstała dopiero za następnego pokolenia, a aktywnie uczestniczyli w tym Krzyżacy, ówcześni mistrzowie propagandy. Akurat wtedy toczyli z Kazimierzem długoletnią wojnę, właśnie propagandową i dyskredytacja Kazimierza i Polski była im bardzo na rękę.
P.S.
Karol Robert chyba aż tak szybko nie uciekał pod stół, skoro został ranny w ramię.
Felicjan Zach w XIV w. był możnowładcą. Dopiero w XVI w. mógłby być magnatem, a w XIX w. arystokratą.
Ludwik Stomma nie jest antropologiem, tylko antropologiem kultury, etnologiem, czyli nie bada pochodzenie człowieka, tylko bada człowieka i kulturę człowieka.

    Nasz publicysta | Autor publikacji | Kamil Janicki

    „wersja gwałtu/uwiedzenia powstała dopiero za następnego pokolenia”

    Nie jest to prawdą. Nie licząc Jana Długosza, relacje poświęcone zamachowi na rodzinę królewską powstały jeszcze za życia Elżbiety Łokietkówny i Kazimierza Wielkiego.

    Podział na magnaterię/arystokrację/możnowładztwo według stuleci jest sztuczny i nie znajduje większego uzasadnienia.

    A co do edukacji – Kazimierz Wielki to jedyny polski król, o którym mamy względnie pewne informacje, iż był analfabetą. Jak rozumiem brak zdolności pisania i czytania = staranne wykształcenie?

      Opel-No!

      Król nie musi umieć czytać i pisać! Król musi umieć panować. Królowi się wszystko należy. Bo przecież jest królem, No nie? A po 700 latach nie musi się tłumaczyć z tego co zrobił.

      Bartosz W.

      No i analfabeta Kazimierz okazał się absolutnie nieosiągalny dla wykształconych ludzi pokroju chociażby Michała Korybuta czy króla Stasia. Jak widać umiejętność czytania i pisania nie jest potrzebna do tego, by być wybitnym władcą, a wielka erudycja, znajomość języków itd. nie uchroni człowieka od bycia słabeuszem (psychicznym), tchórzem i nieudacznikiem… To trochę ironiczne, ale prawdziwe.

Laik

Nie interesuje się historią na codzień, a nawet nie od święta. Nie wiem czy ta jest prawdziwa, ale na pewno interesująca, bo przeczytałam całą. Mam wrażenie, że nie zmarnowalam tutaj czasu, dziękuję.

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    @Laik: Autorem artykułu jest historyk i Redaktor Naczelny portalu. Zdecydowanie mogę zatem rozwiać Pana wątpliwości w kwestii wiarygodności opisywanej historii. Cieszymy się, że tekst zainteresował i dziękujemy w imieniu Redakcji za pozytywną opinię. Pozdrawiamy :)

Czytacz

Tekst podobał mi się bardzo. Jedna uwaga co do treści królewscy siepacze raczej nie występowali na dworze króla Węgier jeżeli już to strażnicy lub dworzanie w zależności od autora relacji i zdarzeniu. Siepacz w znaczeniu ówczesnym i obecnie dotyczy raczej najemników. Wątpliwość budzić może także wpełzanie króla Karola pod stół skoro zdążył odnieść rany. Pozdrawiam

Historia zamknięta

Trochę nazbyt tekst przeinacza rzeczywistość dwunastowiecznego świata na współczesny, a całkiem niepotrzebnie. Pomimo iż wiadomym jest, że w każdej epoce gwałty istniały pod taką postacią jak dzisiaj, trzeba zawsze nadmienić jaką mentalnością prowadzili się ludzie w owych epokach. Nie można po prostu powiedzieć (tudzież napisać), że mentalność nie ma tu znaczenia, bo ma, gdyż bez niej nie byłoby różnic pomiędzy czasem dzisiejszym a tym minionym. Teraz łatwo (i prawdziwie) jest powiedzieć, że gwałty dokonywane na kobietach, mężczyznach i dzieciach są jedną z najgorszych form upokorzenia, jakie człowieka może spotkać. Takie rozumowanie jest to spowodowane mentalnością współczesnego świata, nie samym aktem – lecz faktem jego dokonania. Spójrzmy na sławnych ludzi, którzy uginają się, kiedy zostają posądzeni o gwałt bądź molestowanie – dzisiejsze prawo pozwala ofierze na obronę po ataku, coś, co jak dobrze wiadomo nie istnieje w krajach nierozwiniętyc nawet dzisiaj, lecz isnieje w rozwiniętych, w różnym stopniu dokładne. Wyobraźmy sobie, że żona chłopa z dwunastego wieku przychodzi do wójta i mówi, że została zgwałcona. Co robią? Szukają zbrodniarza i każą go wychłostać a potem odmówić tysiąc zdrowasiek, czy raczej na odwrót – to kobietę chłoszczą, na grochu klęczeć każą a jeszcze męża pytają, czy odpusty od pożenku za sprawą zdradliwej żony by nie chciał? W tej kwestii nie można patrzeć na świat, o którym jest mowa przez pryzmat świata, z którego sami pochodzimy. Możemy to potępiać, lecz nie powinno się wprowadzać zmienionej narracji historycznej.
Mówiąc krótko: gwałty, rozboje bądź po prostu przestępstwa znane bądź nie dla rodzin królewskich były chlebem powszednim, czy to z ich, czy to z winy członków rodziny, dla monarchów takie sprawy przedstawiały się jasno – nie w ich krwi leży wina, lecz w tej która sprzeciwia się ich majestatowi.

    Bartosz W.

    Ależ to przecież nic nadzwyczajnego, że artykuł jest kompletnie oderwany od kontekstu epoki i napisany poprzez optykę współczesną, w dodatku nieco tendencyjnie, pod z góry założoną tezę. Ot typowa publicystyka historyczna co widać już po tytule: „Ohydna tajemnica…” jeśli to nie jest tzw. „przynęta na kliknięcia” to nie wiem doprawdy co nią jest.

      Nasz publicysta | Anna Dziadzio

      Panie Bartoszu, a jednak i Pan „kliknął” ;) Pozdrawiamy serdecznie :)

też interesujący się historią

Witam, argumenty w tej dyskusji pod artykułem są bardzo rzeczowe i konkretne. Myślę że wobec przydomka króla jako „Wielki” (Kazimierz oczywiście) zestawienie określenia „ohydna tajemnica” jest jak najbardziej obliczone na sensację i zdyskredytowanie przydomka „Wielki”. A przecież realia dziś i kiedyś wobec gwałtów, jak zauważyli poprzednicy, są zupełnie inne dzisiaj niż w średniowieczu. Dziś są zdecydowanie adekwatniejsze niż kiedyś oczywiście. Zresztą agresywna walka polityczna i militarna w średniowieczu państwa krzyżackiego jest niepodważalna. Dlatego trudno nie brać tego pod uwagę. Podsumowując, artykuł chyba jednak agitacyjny (z uwagi na krzykliwy i skandalizujący tytuł).

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    Drogi komentatorze, ale jak można po samym tytule stwierdzić, że artykuł jest agitacyjny? Przecież o charakterze tekstu decyduje nie tylko tytuł, ale przede wszystkim treść. Poza tym stwierdził Pan, że „ohydna tajemnica” nie przystoi jako element tekstu o królu o przydomku „Wielki”. Przydomki jednak nadawane są nie zawsze adekwatnie do faktów… Gdyby samo to określenie było barierą, która sprawia, że nie można pisać niechlubnych faktów o danym królu, to nikt by nie wiedział np. o zbrodniach Karola Wielkiego… Zachęcam również do zapoznania się z najnowszym artykułem Autora o Kazimierzu Wielkim: https://ciekawostkihistoryczne.pl/2018/01/08/gdy-kazimierz-wielki-zasiadl-na-tronie-polska-byla-na-skraju-upadku-jak-krol-uratowal-kraj-przed-katastrofa/. Pozdrawiamy.

      Bartosz W.

      Tylko nawet w tym najnowszym artykule ciągle jest podejmowana próba przemycania tez o rzekomej nieporadności (na początku panowania, ale jednak) i niemal uzależnieniu Kazimierza od starej matki, będącej w czasie opisywanych wydarzeń już na „emeryturze” bez realnego wpływu na politykę, (nawet jakby chciała mieszać, to nie miała ku temu ani narzędzi, ani możliwości) a która miała (jak zwykle) rzekomo grać pierwsze skrzypce, do spółki z ukochaną córeczką z Węgier oczywiście. Bo przecież Kazimierz był za głupi żeby cokolwiek zdziałać bez superwizji tych wspaniałych kobiet:) (tak to prowokacja z mojej strony). Nie muszę chyba dodawać, że tezy owe to w najlepszym razie duża (bardzo) nadinterpretacja? Oczywiście każdy ma prawo do stawiania takowych hipotez, ale inni mają święte prawo je oceniać i ewentualnie krytykować.

      Tak naprawdę nie było nigdy żadnego „Kazimierza Wielkiego”, wszyscy jednak próbują nas oszukać! Ponieważ zamiast niego były jak najbardziej suwerenne królowe Jadwiga Wielka i Elżbieta Wielka:)

      PS. Czyżby według redakcji Kazimierz Wielki był niegodny swojego przydomku? Bardzo mnie to ciekawi.

        Nasz publicysta | Anna Dziadzio

        Panie Bartoszu, wyjątkowo nie może Pan „przeboleć” świadomości, że kobiety mogły mieć znacznie większy wpływ na politykę w tamtych czasach niż mężczyźni, a w dodatku mogły po prostu być lepszymi i bardziej sprytnymi i doświadczonymi politykami :) Nikt nie twierdzi, że Kazimierz nie zasłużył na swój przydomek, piszemy jednak o tym dzięki komu ten przydomek otrzymał. Pozdrawiamy :)

        Bartosz W.

        Pani Anno, to nie chodzi o to, że nie mogę czegoś”przeboleć” czy też nie. To kwestia elementarnej rzetelności, od której strefa popularnonaukowa nie może być wolna. Nie ma żadnych dowodów na znaczący wpływ Jadwigi kaliskiej na męża (a więc stawianie tego za pewnik to duża nadinterpretacja), a co dopiero na syna, za którego naleganiami odsunęła się na praktycznie całkowite pobocze życia politycznego. W świetle takich faktów nie mówimy już więc o nadinterpretacji (chyba, że bardzo skrajnej), ale potencjalnie czegoś gorszego. Kwestia Elżbiety Łokietkówny jest jeszcze gorsza, bo ona wpływu na brata i jego rządy nie miała prawdopodobnie żadnego, lub naprawdę niewielki. No bo i jak niby? Owszem, mogła mu nieco pomóc na arenie międzynarodowej (ale nie przesadzajmy), ale na sprawy polskie i dużą część jej polityki zagranicznej wpływu nie miała, już chociażby poprzez banalny fakt, że to nie w Polsce przebywała na stałe, ale na Węgrzech. Jak niby stamtąd mogła wyręczać brata w rządzeniu jego państwem? Przecież to jakiś absurd. Czy więc Kazimierz naprawdę zawdzięczał jej tak wiele? Tym bardziej, że siostra nawet w tych działaniach kiedy pomagała nie kierowała się bynajmniej jakimiś gorącymi uczuciami. Po prostu liczyła na bezpotomną śmierć Kazimierza (i niestety doczekała się) by na tronie Polski mógł się rozsiąść jej syn Ludwik, w historii kraju nad Wisłą absolutnie nie „Wielki”, lecz raczej „Szkodnik” (zaznaczam, że nie jestem wyznawcą apokaliptycznych wizji Janka z Czarnkowa i nie przesadzam z rolą przywileju koszyckiego, „Lois” ma większe grzeszki na sumieniu, za które w mojej ocenie zasługuje on na miano szkodnika).

        I żeby była jasność. Nie mam absolutnie żadnych problemów z podkreślaniem roli kobiet w tych miejscach, w których mamy wystarczająco pewne i wiarygodne informacje, że laury im się należą. Bo jeśli faktycznie należą się, to po prostu należą i już. Na co się natomiast nie godzę, to stosowanie takich zabiegów za zasadzie daleko posuniętej nadinterpretacji pewnych pojedynczych wydarzeń. Naprawdę nie trzeba dużych korekt by nawet ktoś taki jak ja nie miał większych podstaw by się czepiać. Wystarczy więcej, wyraźniej zaznaczonego trybu przypuszczającego. Tak, żeby nie wyglądało to w tekście jak stwierdzenie mniej lub bardziej oczywistego faktu, lub przynajmniej silna hipoteza, na którą mamy wiele mocnych przesłanek. Ponadto myślę, że autorzy częściej i wyraźniej powinni podkreślać, że są to ich własne przemyślenia i tezy, a nie powszechnie przyjęte „dogmaty”, tylko takie trochę mniej popularne. Mam nadzieję, że wyjaśniłem trochę jaśniej moje stanowisko i nie wychodzę na hejtera:)

        Jeszcze co do Kazimierza to rozumiem, że trochę taka klasyka: „Jestem za, a nawet przeciw”:) Niby na przydomek zasłużył, ale zawdzięczał go innym, a sam się do niego zbytnio nie dołożył swoją królewską osobą?

        Nasz publicysta | Anna Dziadzio

        Panie Bartoszu, bardzo dziękuję za odpowiedź i wyjaśnienie swojego stanowiska. Chociaż nie spotkamy się w zakresie oceny zjawiska – proszę brać pod uwagę, że stanowisko Autora, co do roli Jadwigi Kaliskiej i Elżbiety Łokietkówny to nie stanowisko odosobnione, a poparte również szeregiem materiałów źródłowych – to cieszę się, że mamy tak oddanego Czytelnika, który potrafi stać „na swoim” i zawsze to argumentować. Pozdrawiam serdecznie :)

Barbara

Panie Kamilu
Bardzo lubię Pana książki, na szczęście jeszcze nie wszystkie przeczytałam. Staram je sobie dawkować , przedłużając przyjemność czytania. Własnie skończyłam Damy polskiego imperium.
Historię Klary Zach znałam oczywiście od dawna, ale gdy opisał Pan Elżbietę Łokietkównę, coś zaczęło się nie zgadzać.
Do religijnego charakteru Elżbiety, wręcz dewotki, zupełnie nie pasuje rola rajfury oddającej swoją podopieczną bratu. Wnuczka błogosławionej Jolenty, krewna Kingi, codziennie uczęszczająca
na mszę, dbająca o swoją reputację osoby pobożnej, na pewno trzymająca swój fraucymer w ryzach, takich rzeczy nie robi.
I nie ma tu nic do rzeczy symulowana choroba. Bo gdyby nawet takie było „zalecenie” lekarzy, to w Budzie na pewno było wiele pięknych mieszczek, a Kazimierz to raczej utracjusz, a nie Romeo zakochany na śmierć i życie w tej jedynej.

Gdyby jednak założyć że młodzi spotykali się za plecami królowej – to sytuacja wyglądałaby dużo bardziej prawdopodobnie. Zwłaszcza że spotkania młodych zakochanych w każdej epoce odbywają się za plecami rodziców i opiekunów.
Klara na pewno była piękna (bo na brzydką królewicz by nie zwrócił uwagi)
ale mogła być też „charakterna”. Córka Felicjana Zacha mogła odziedziczyć po ojcu temperament.
Takie spotkania na dworze nie mogły długo być utrzymane w tajemnicy.
Ktoś musiał donieść królowej o romansie i ta szybko przerwała sielankę . Ciupasem odesłała Klarę do rodziny, a brata do kraju.
Kiedy Felicjan wrócił z podróży, zastał w domu odesłaną Klarę. Klara na pewno dobrze znała wybuchowy charakter ojca. Wiedziała że takiej hańby jej nie daruje. Musiała coś wymyślić, aby uniknąć kary. Za schadzki ojciec pewnie by ją zabił i to nawet całkiem dosłownie.
Wymyśliła więc bajeczkę, że wszystkiemu winna królowa.
Nie mogła jednak przewidzieć, że w furii Felicjan zaatakuje rodzinę królewską.

W takiej sytuacji całkiem normalna wydaje się wściekłość Elżbiety na Klarę.
Nie dość że za plecami królowej chodziła na schadzki, to jeszcze pomówiła ją o to że królowa te schadzki organizowała. Takie oskarżenie musiało pobożną Elżbietę zranić do żywego
To ona wychowywała dziewczynę, opiekowała się nią, a zamiast wdzięczności co otrzymała ? Kłamstwo i potwarz.
Tłumaczyłoby to nawet rodzaj kary dla Klary : obcięcie kłamliwych warg i obwożenie po miastach aby odszczekała swoje kłamstwa.
Prawdy, jak Pan napisał pewnie nie dowiemy się nigdy,
ale taka wersja tej historii ma dla mnie większy walor prawdopodobieństwa.

    Bartosz W.

    A kogoś obchodzi jakaś prawda? Na pewno nie pana autora, który chyba uczynił swoją osobistą „misją” dowalanie Kazimierzowi na każdym możliwym kroku, nie bacząc na stosowane do tego celu metody (nadinterpretacje, złośliwości, otwarta szydera, pomówienia, nawet przekłamania tu i ówdzie). Zrobienie z niego (tj. Kazimierza) idioty i łajdaka, niegodnego noszonego przydomka (który według autora powinny nosić do spółki jego matka i siostra). Najlepiej machnąć ręką na te próżne wysiłki bo i tak są skazane z góry na porażkę. Don Kichot też myślał, że powali wiatraki…

    A co do całej tej sprawy węgierskiej to zgadzam się, że taka wersja jak przedstawiona przez panią powyżej jest już dużo bardziej prawdopodobna. Zresztą nawet jeśli Elżbieta się jednak w ową rajfurę z jakiegoś niezrozumiałego powodu zabawiła, to nie wierzę w to by nie znała dobrze charakteru swoich dwórek i wybrała taką „cnotliwą” (jak chce pan autor) co to będzie miała obiekcję co do zbliżeń z Kazimierzem i ten będzie musiał się uciekać do siły. Jeśli faktycznie wybrałaby Klarę, to bynajmniej nie z powodu jej silnej moralności, a raczej czegoś zupełnie przeciwnego. No chyba, że założymy iż Elżbieta była naiwną idiotką? Zresztą byłby to istny ewenement jeśli chodzi o tego człowieka (Kazimierza), gdyż praktycznie wszystkie interpretacje materiału źródłowego przedstawiają go raczej jako mężczyznę atrakcyjnego i czarującego, do którego kobiety same wręcz lgnęły (całkiem dobrze pokazuje to tak mocno krytykowana „Korona Królów”, w której bardzo dobrze dobrano wizualnie aktora, gdzie Kazimierz i owszem ogląda się za ładnymi kobietami, ale i one oglądają się chętnie za nim), pomijając inne oczywiste walory takie jak bycie następcą tronu, a potem wręcz królem, co wiele pań i panien musiało bardzo lubić samo w sobie, takie są fakty. Czyżby jednak wszyscy nie mieli racji i Kazimierz był tak naprawdę pozbawionym wdzięku i uroku oblechem? Osobiście jakoś w to nie wierzę. Już jeden z historyków zauważył (niestety nie pamiętam który), że w tych wszystkich „zachowych” rozważaniach jakoś dziwnym trafem nie uwzględnia się tego prozaicznego powodu, że Kazimierz mógł się zwyczajnie podobać przeciwnej płci i z tej przyczyny nie narzekać na brak okazji i propozycji, z których zwyczajnie korzystał.

    Pomijaj już to, że sam z siebie przychylam się do zdania tych, którzy twierdzą, że geneza tej konkretnej historii o romansie/gwałcie i tak dalej miała swój początek w plotce, albo ewentualnie była to powstała po przynajmniej kilku latach (jak nie później) od zamachu Felicjana Zacha, zresztą bardzo nieciekawego typa, być może wręcz niezrównoważonego emocjonalnie bądź psychicznie (no co może wskazywać styl przeprowadzenia przez niego akcji niedoszłego królobójstwa), zbitka dwóch oddzielnych wydarzeń. Swoją drogą jakieś schadzki Kazimierza z dwórkami (może nawet i Klarą), a z drugiej zamach Zacha, należącego przecież do opozycji wobec Karola Roberta (autor moim zdaniem popełnia błąd z góry bagatelizując ten wątek bo mu nie bardzo pasuje do z góry założonej tezy). Te dwa fakty później sami ludzie zbili w jedną całość, bo tak im pasowało by całość miała sensowne ręce i nogi, a przecież wiadomo jacy są ludzie w takich przypadkach, zawsze gadają i to najczęściej niezbyt mądrze, mając naturalną tendencję do szukania taniej sensacji i skandalu obyczajowego nawet tam gdzie ich zwyczajnie nie ma.

Anonim

Gwałt na gwałcie gwałtem zgwałcony. Panie autorze, Postać Kazimierza Wielkiego z pewnością nie może zostać umniejszona poprzez gwałt? (znak zapytania postawiony przy słowie jest tak samo istotny jak ten w tytule). Polacy z pewnością czytają takie rzeczy z dużym zainteresowaniem i nie mogą się nadziwić, że władcy ówczesnego Państwa Polskiego (okres średniowiecza) mogli również być ludźmi. Okrutne rzeczy. Wręcz skandaliczne. W obecnych czasach ewolucja kulturalna przyśpiesza, zmieniają się trendy, obyczaje, ludzie jednak pozostają ludźmi. W obliczu królestwa Hollywoodu, królestwo Polskie pewnie ma się nieco inaczej – w końcu nie dość, że różne epoki, różne dzieje, różni ludzie to i różna obsada. Jednak gwałty pozostają gwałtami i tak jak matematycznie możemy spierać się nad ilością zasłużonych w ludobójstwie (patrz Hitler a Stalin, a może również i Pol Pot), to matematyką możemy zadziałać w porównawczym zestawieniu gwałtu? z gwałtami… chociażby Kazimierza a Pana Weinstein’a.

    Bartosz W.

    Skandale i dramy, wszędzie skandale (obyczajowe) i dramy (bzdurne)…

jan

Mamy juz maj i brak reakcji Redaktora

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    Szanowny Janie, ale na co Redaktor Pana zdaniem powinien zareagować? Pozdrawiamy serdecznie.

    Bartosz W.

    Do żadnego z zarzutów czy wątpliwości się nie odniósł i nie odniesie (i chodzi mi tutaj o ogół „wesołej twórczości” o królu Kazimierzu), bo zwyczajnie nie ma jak. Podejrzewam, że nie byłby w stanie obronić swojego stanowiska. No bo niby jak? Do tego są potrzebne twarde fakty, a nie osobiste fanfiction z pogranicza taniego filmu sensacyjnego i opery mydlanej…

Justice

W tamtych czasach by być królem a w dodatku wielkim czy śmiałym wystarczyło realizować polecenia/politykę kościoła i być wobec niego hojnym. Dobrze to wiedziały matka i siostra Kazimierza. I współcześni też to wiedzą. Pobożność i moralność ludzi kościoła i polityki tak wtedy jak i teraz są na pokaz dla maluczkich a inne twarde standardy w realizacji planów władzy i majątków

    Bartosz W.

    Jakoś Kazimierz był wielkim królem (wbrew temu co usiłuje wmówić „plebsowi” autor powyższego artykułu), a nie bardzo pasował do tego wzorca. A już z całą pewnością nie po drodze mu było ze zdewociałymi matką i siostrą.

      Nasz publicysta | Anna Dziadzio

      Panie Bartoszu, dlaczego deprecjonuje Pan Czytelników? Nie powinno się nazywać ich „plebsem”, nawet w cudzysłowie. Ci, którzy wchodzą na historyczny portal są historią zainteresowani, co jest godne podziwu i bardzo nas cieszy. Pozdrawiam.

Elemelek.

Korona królów jest rezyserowana przez pisowcow. Upiększona i klamliwa. Kazik tylko roxgladal się za nowymi dupami.za swoje grzeszki musiał budować kościoły. A dużo ich powstało! !to największy lubieznik z Polskich królów !!!same zdrady romanse i dzieci na boku.slynnej rychezie zydowie postawił zamek! !!to ma być wielki król jak walczył tylko …w komnatach.

anonim

Ciekawe, we wszystkich artykułach królowie polscy co do jednego to zbrodniarze, tchórze i gwałciciele. A taki Henryk VIII, to anioł ze skszydłami.

Cieśla Górniczy

Artykuł napisany przez marksistę ku pokrzepieniu lewackich serc. Z założenia mosi być antypolski i forsujacy marksistowską wizję świata w tym lewacki oglad historii. Redaktor aby zostać zauważonym musi pluć na Polaków i dąć w pseudo feministyczną tubę marksistowskiej propagandy. W artykule brakuje mi jedynie wzmianki o polskim antysemityźmie i ociepleniu klimatu.

sobiepani

Łoże przyszłego monarchy to była ( i jest) trampolina do umoszczenia sobie wygodnej przyszłości, a dwórki cnotliwe również nie były koniecznie, a często i uchem zausznym pozostawały bądź bezwolnym narzędziem politycznym wykorzystywanym przez rodziny lub przeciwników politycznych rodu panującego. Dwór był i jest ( w znaczeniu władzy) tyglem seksu, układów i wiecznej wojny o wpływy i stołki. Historiografia również bywa prostytutką więc pisanie czy mówienie o pewności czynów jest naciąganiem. Oceniać możemy widoczne skutki, ale droga do nich jest mroczna i pokrętna więc pamiętać należy zawsze, iż logiczne przesłanki nie muszą zaprowadzić nas do prawdziwych wniosków.

Egil

Dwóch kronikarzy, których od zdarzenia dzieliło zaledwie kilkanascie lat, napisało wyraźnie o siostrzeńcu króla. Jednak autor artykułu za pewnik bierze relację Długosza, który pisał 100 lat później, lubił fantazjwać i był inspirowany Krzyzacką propagandą. Dawno nie czytałem czegoś tak stronniczego.

Adda

Faktycznie. spojrzawszy na tytuly artykulow wydaje sie ze strona powinna sie nazywac ciekawostkihistorycznepolski.de a nie ciekawostkihistoryczne.pl. Brzmia dziwnie znajomo, jak opowiastki mojej nazistowskej (w 2007roku) niemieckiej wspolpracownicy…

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.