Jest rok 1806. Grupa komandosów przybywa na tereny okupowanej Wielkopolski, by dokonać jednej z najbardziej brawurowych operacji w dziejach: uprowadzić Napoleona Bonaparte i w jego miejsce podstawić sobowtóra.
Gwiazdy torysowskiej opozycji, liberałowie: hrabia Henryk Bathurst i Spencer Perceval, na czele z lordem Castlereaghem, nie tylko w kraju przeciwstawiali się partii reprezentującej poglądy konserwatywne. Pałali również wielką nienawiścią do Napoleona, dlatego postanowili pozbyć się go z pomocą tajnej organizacji Filadelfów. Stworzyli plan, który zakładał odmianę losów całego świata.
Zbieramy ludzi
W pierwotnym założeniu specjalnie zebrana grupa komandosów miała zostać wysłana na tereny Prus, aby tam uprowadzić Małego Kaprala, wykorzystując androida stworzonego przez von Kempelena, tak zwanego Mechanicznego Turka. W miejsce Napoleona postawiony zostałby natomiast sobowtór. Plan opatrzono kryptonimem: „Chess-player”. Jego realizacja została natomiast powierzona krewnemu hrabiego, zaledwie dwudziestodwuletniemu Beniaminowi Bathurstowi.
Początkowo operacją miał dowodzić starszy o siedem lat od Bathursta sir Robert Thomas Wilson. Człowiek wigów i przyjaciel Jerzego Canninga, szefa liberalnego skrzydła torysów, nie wzbudził jednak sympatii hrabiego Henryka. Wilson marzył bowiem o odegraniu wielkiej roli politycznej, pragnął mieć znaczący wpływ na bieg dziejów. Dlatego wybór padł na młodego, ale lojalnego i odważnego Beniamina, który od razu zgodził się stanąć na czele tajnej operacji.
Nie zwlekając ani chwili, Beniamin zaczął gromadzić swoich komandosów w różnych zakątkach Londynu. Potrzebował ludzi dobrych i posiadających odpowiednie konspiracyjne doświadczenie. Już po tygodniu udało mu się sformować grupę operacyjną składającą się z czternastu osób, które pozytywnie przeszły wymyślony przez Bathursta test. Z pewnością nie należał on do najprostszych, skoro trzech potencjalnych kandydatów zmarło podczas tajemniczej próby.
Jedenastu z nich, zaopatrzonych w fałszywe paszporty, wyruszyło do Prus, aby dotrzeć w końcu do Baszty Halszki w Szamotułach, zwanej również wieżą czarnej księżniczki od tragicznej historii Elżbiety Ostrogskiej (księżnej uwięzionej w baszcie przez własnego męża, której kazano nałożyć na twarz czarną, metalową maskę). Tam też Beniamin przywiózł księdza Stefana Błażewskiego, gostyńskiego mnicha, szantażowanego groźbą zamordowania jego ukochanej siostrzenicy.
Zmuszony do udziału w misji ksiądz miał pełnić funkcję napoleońskiego sobowtóra. Był on młodszy od Cesarza zaledwie o cztery lata, a jako częsty delegat polskiego kleru na jego dwór (posługiwał się bowiem biegle językiem francuskim) nie raz miał okazję obserwować Napoleona z bliska. Zachowanie mnicha jednak całkowicie odbiegało od charakterystycznego sposobu bycia Cesarza. Zaniepokojony Bathurst, wysłał więc Błażewskiego do Poznania, gdzie obecnie przebywał Napoleon, aby tam mnich nauczył się go jak najlepiej naśladować. Po powrocie księdza i demonstracji nabytych umiejętności, Beniamin był nareszcie usatysfakcjonowany.
Nie warto ufać księdzu
13 grudnia 1806 roku, przystąpiono do ostatecznej realizacji planu. Operacja zakładała porwanie Napoleona przy pomocy Mechanicznego Turka, z którym – rozmiłowany w szachach Cesarz – przegrał kiedyś rozgrywkę. Beniamin planował zaoferować mu wyjawienie zasady działania maszyny i pokazanie miejsca wewnątrz skrzyni, w której znajdował się zestaw linek i magnesów sterujących mechaniczną figurą. Napoleon miał wejść do środka, wtedy – po zamknięciu wieka – zostałby ściągnięty do sąsiedniego pomieszczenia na specjalnie do tego przygotowanych rolkach. W jego miejsce komandosi zamierzali umieścić sobowtóra. W Poznaniu natomiast czekali już na niego Filadelfowie, gotowi do przejęcia władzy.
Napoleon powiadomiony o obecności „Turka” w Szamotułach niezwłocznie pośpieszył na spotkanie z automatem. Wszystkie punkty planu udało się zrealizować bez jakichkolwiek przeszkód. Gdy ksiądz Błażewski odjeżdżał już do Poznania, Barthurst z innymi komandosami wieźli ogłuszonego i zawiniętego w dywan Cesarza do Kołobrzegu, by tam wsiąść na statek i udać się z powrotem do Anglii. Stało się jednak coś, czego spiskowcy nie przewidzieli.
Napoleon miał za uchem charakterystyczną krostę. O dziwo, identyczne znamię – w dodatku w tym samym miejscu – posiadał również sobowtór Cesarza – ksiądz Błażewski. 12 grudnia 1806 roku, w dniu, w którym Beniamin wysłał mnicha do Poznania, doszło do zamiany sobowtóra i Małego Kaprala. Duchowny postanowił bowiem wejść we współpracę z francuskim wywiadem i wyjawił cały sekret tajnej operacji. W Szamotułach wraz ze spiskowcami znalazł się zatem nie Błażewski, ale Napoleon we własnej osobie, który podmienił domniemanego sobowtóra. Do Poznania powrócił zatem prawowity władca, podczas gdy spiskowcy wieźli do Kołobrzegu księdza, mającego zastąpić Cesarza na tronie.
Czy to już koniec?
Od tej pory rozpoczęła się istna fala tajemniczych zgonów wszelkich osób powiązanych z tajną operacją. Sam Bathurst miał zginąć w 1809 roku w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach. „Miał”, ponieważ do dziś nie wiadomo czy rzeczywiście został zamordowany. Krążyły pogłoski jakoby sam zainicjował własne zniknięcie, aby uniknąć odpowiedzialności za kierowanie operacją „Chess-player”.
Brak świadectw i zniknięcie osób nie oznacza jednak, że można podważyć autentyczność samego planu. Przemawia za nią postać sobowtóra. Znamy kilka relacji, potwierdzających jego podobieństwo do Małego Kaprala. Otton Pirch, oficer pruski, który w latach dwudziestych XIX wieku wykonał mapę okolic Gostynia, we wspomnieniach z pobytu w świętogórskiej bazylice, zwrócił uwagę na dziwnego mnicha, członka poselstwa do Napoleona. Zaciekawiony jego powierzchownością i dużym autorytetem wśród braci zakonnych postanowił poznać księdza i, gdy spotkał go w zakrystii, odezwał się do niego po francusku. Duchowny z wyraźną niechęcią wypowiadał się na temat Paryża i koronacji „Małego Kaprala”. Co ciekawe, gdy Pirch ostatni raz wspomniał o stolicy Francji, zakonnik po udzielonej odpowiedzi doznał „mocnego skurczu piersiowego” i musiał oddalić się do refektarza.
Inna ważna relacja pochodzi od chorego na zapalenie płuc, Gijsberta Berntropa. Wracał on do swej ojczyzny przez państewka niemieckie, Prusy oraz Polskę. Wątpiąc, że uda mu się żywym powrócić do kraju, w styczniu 1813 roku poszukiwał katolickiego spowiednika. Trafił na gostyńską Świętą Górę. Podczas spowiedzi w języku francuskim, Holender doznał szoku, kiedy przez przysłonięte długimi włosami spowiednika kratki konfesjonału zobaczył… oblicze Napoleona!
Co stało się z mnichem? Ksiądz Stefan w 1806 lub 1807 roku, za przyzwoleniem przełożonych, opuścił Świętą Górę i udał się do Chocieszewic. Po powrocie do klasztoru w 1811 roku prowadził samotniczy tryb życia. Według relacji ks. Brzezińskiego, ksiądz Stefan prawie nie wychodził z klasztornej celi: „dwa czy trzy razy przez całe życie widziano go o trzysta kroków za bramą i zaraz wracał”. Może długie włosy, o których wspomniał w swojej relacji Pirch, miały na celu ukrycie podobieństwa do Napoleona?
Ostatnim niewyjaśnionym wydarzeniem jest wizyta Garcia Tejady w Rzymie, w pokoju hotelowym napoleonisty Waldemara Łysiaka. Hiszpan poprosił Polaka o kilka informacji dotyczących pobytu Napoleona w Poznaniu w 1806 roku, o wieży czarnej księżniczki w Szamotułach oraz o gostyńskim klasztorze Filipinów na Świętej Górze, tłumacząc się prowadzeniem studiów historycznych na temat epoki napoleońskiej. Przy drugiej wizycie, ten tajemniczy mężczyzna przyniósł skórzaną teczkę (barokową dyplomatkę z XVIII wieku) z napisem „Chess-player 1806” zawierającą kilka listów oraz „Memoriał” będący zasadniczym dokumentem w sprawie. Łysiak po przepisaniu otrzymanych materiałów już nigdy więcej nie zobaczył Tejady, a jak się później okazało, ambasada hiszpańska i włoskie władze, nigdy o kimś takim nie słyszeli.
Bibliografia:
- Waldemar Łysiak, Szachista, Krajowa Agencja Wydawnicza, Kraków 1982.
- Grzegorz Skorupski, Spotkania z przeszłością. Gostyń i okolice, Drukarnia Real, Gostyń 2009.
- Edward Raczyński, Wspomnienia Wielkopolski to jest województw poznańskiego, kaliskiego i gnieźnieńskiego. tom 1, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1982.
KOMENTARZE (21)
Komandosi, operacje i tym podobne stwierdzenia w roku 1806… Moze jeszcze „terytorialsi” czy ” „specjalsi”. Trochę logicznego podejscia do tematu Panie autorze.
No niestety takie pojęcia nie funkcjonowały … ale jak je inaczej zastąpić żeby było ciekawie ?
Tekst napisałem tak, aby był prosty i zrozumiały dla wszystkich, nieobarczony przy tym historycznym aparatem naukowym. Zależy mi na tym, żeby osoba będąca na bakier z historią, po dotarciu do tego artykułu, mogła go przeczytać jak poranną gazetę nie nudząc się przy tym, dzięki temu, że niektóre terminy „przełożyłem” na czasy nam współczesne :)
Bez przesady. Można opisać ludzi zajmujących się operacjami specjalnymi innymi slowami niż „komandosi”. Świadczy to tylko o pośpiechu autora w pisaniu tekstu lub wiedzą polszczyzny- nie chce opiniowac jaką.
Nawet Łysiak używa wyrazu „komandosi” aby przybliżyć sposób działania grupy.
Nigdy nie słyszałam o tej historii. Niesamowite, że Polacy brali udział w takiej akcji i że była ona tak przemyślana jak na te czasy. Tylko zaprawiony w bojach historyk był w stanie odnaleźć takie ciekawostki.
@Xhsb: Cieszymy się, że tekst się spodobał. Jak widać warto „grzebać” w historii i pisać o tym co mniej znane, a nawet snuć domysły na podstawie fragmentów zachowanych dokumentów.
Bardzo dziękuję za miłe słowo i cieszę się, że tekst Panią zainteresował :)
To streszczenie ,,Szachisty” Łysiaka?
Jest to artykuł napisany w oparciu o dostępne źródła, dotyczące tematu „Chess-player 1806”.
czyli streszczenie „szachisty”
Historia wydaje się być mało prawdopodobna, jak dla mnie, ale z drugiej strony doskonale pasuje do anegdot Łysiaka. Mimo tego, nie sądzę, żeby była autentyczna, skoro nie słyszałem o niej wcześniej, a słyszałem najróżniejsze (m.in. historia nocnych spacerów po płonącej Moskwie udając cywila). Po za tym źródła są głównie lokalne.
Historia jest bardzo obszerna i gwarantuję Panu, że mógłbym przedstawić wydarzenia powszechnie nieznane, o których nawet ciężko usłyszeć, mimo, że naprawdę miały miejsce :)
Źródła lokalne nie mogą przekreślać autentyczności tej historii, jak i każdej innej. Oczywiście ciężko stwierdzić autentyczność patrząc
tylko na memoriał, który dostał się w ręce Łysiaka, ale postać ks. Stefana Błażewskiego jest jak najbardziej prawdziwa. Łysiak przyjechał na gostyńską Świętą Górę, by w archiwum filipinów odnaleźć tajemniczego mnicha Stephena i oczywiście to mu się udało. Czy wcześniej trafił gdzieś na ślad gostyńskiego księdza, który pasowałby do jego nowej powieści? Jest to możliwe, ale jak dla mnie wątpliwe z tego względu, że Łysiak musiałby przekopać się przez tony książek, żeby go odnaleźć…no i druga prawa: czy specjalnie przyjeżdżał by do Gostynia, żeby podać nazwisko dla jednego z bohaterów swojej powieści? Dla mnie to wątpliwe…
Szczerze powiem, że sam myślałem kiedyś, że „Szachista” to tylko świetna książka, ale w momencie, w którym zacząłem szukać dalszych informacji, zmieniłem zdanie na temat wydarzeń, które miały zostać opisane i zamknięte w dyplomatce z napisem „Chess-player 1806”.
Dlatego warto zgłębiać historie, a nie czytać pobieżnie informacje
To rzeczywiście ma sens. Łysiak oczywiście stanowi dobre źródło do zapoznania się z pewnymi historiami i nakierowania na dalsze poszukiwania wiedzy na temat przytoczonych przez niego anegdot, tak samo jak Saint-Hilare ,czy Macdonell. Tylko trzeba odbierać ich ze sporym dystansem.
Doszukiwanie się informacji w źródłach lokalnych ,tak jak przytoczył Pan Łysiaka, nie zawsze jest dobre, szczególnie dla tej epoki, bo niektóre z nich mogą być wyimaginowane i podtrzymywanie w prawdzie przez lokalną ludność. Absolutnie nie twierdzę ,że historia nie mogła mieć miejsca, ale sprawia wrażenie mało autentycznej. Z drugiej strony, zbyt mała ilość źródeł może nie świadczyć o jej zaprzeczeniu. Sam fakt, że Łysiak szukał jest imponujący. Osobiście nie natknąłem się na tę informację wcześniej do tej pory. Cóż w moim odbiorze będzie to raczej ciekawostka ,aniżeli fakt historyczny.
Dziękuję za odpowiedź i przedstawienie swoich argumentów.
Wszystko to co jest napisane w artykule, przeczytacie ze szczegółami (treść Memoriału )w książce Waldemara Łysika „Szachista” Mogę dodać od siebie że po lekturze zaczęła się moja fascynacja twórczością autora( mialem wtedy dwadzieścia parę lat)ktora trwa do dzisiaj .Mam 55 wiosen.
Nie tak do końca wszystko o czym napisałem, jest w „Szachiście” :)
Ostatnio czytałem o „Operacji Szachisty” na tablicy w Łowiczu Wałeckim – zachodniopomorskie.
Nie doczytuję się tych faktów w poprzednich wzmiankach.
Problem z Łysiakiem polega na tym ż ejest znanym konfabulatorem niestety (piszę to jako jego wieloletni czytelnik)
Niezły scenariusz na film sensacyjny, ale ta historia to zwykła bajka. Jej akcje umieścił Łysiak w roku 1806, podczas kiedy swój pojedynek szachowy z „mechanicznym Turkiem” – „Szachistą” stoczył Napoleon dopiero w roku …1809 w Austrii. Twórca „Szachisty” swój wynalazek z roku 1769 do swojej śmierci w 1804, poza europejskią trasą, wystawiał niechętnie. Następny właściciel „mechanicznego Turka” zorganizował jego pojedynek z Napoleonem właśnie w roku 1809. Natomiast nieuchwytny Garcia Tejada to kolejny pomysł Łysiaka na wywołanie sensacji i promocję swojej książki.
WSTYD. Ciekawostki „historyczne” ??? To streszczenie 1:1 fikcji literackiej, bujnej wyobraźni Łysiaka zawartej , w świetnej skądinąd, powieści Szachista. Powieści upstrzonej prawdziwymi przypisami ,dla nadania jej waloru autentyczności. To powieść. A tu mamy portal HISTORYCZNY.