Lepiej się pomodlić i zaaplikować sobie zioła, czy najeść się ziemniaków i natrzeć tłuszczem kozy? A może warto sprawdzić, czy mąż nie ma francy? W epoce renesansu spragnieni potomka małżonkowie musieli wziąć wiele rzeczy pod uwagę…
Przedstawiamy pięć renesansowych metod na doprowadzenie do szczęśliwego poczęcia.
1. Odpowiednie menu
Jeśli para miała kłopoty z doczekaniem się potomka, trzeba było jakoś ją wspomóc, by nie traciła zapału w sypialni. Kluczem do częstego współżycia były afrodyzjaki. Jeśli jest to robione dla płodności, to jest godne pochwały uzasadniał ich używanie Bartolomeo Platina, włoski pisarz, bibliotekarz z Watykanu oraz autor książki kucharskiej.
Jako afrodyzjaki zachwalano tak zadziwiające preparaty, jak mieszanka króliczej krwi, moczu owczego, mleka klaczy i bylicy pospolitej. Albo środek ze skrzydlatych mrówek, jąder przepiórki, olejku z kory drzewa i bursztynu, który – przyłożony do członka – działać miał cuda.
Bezpłodnym kobietom obiecywano zdolności reprodukcyjne królika, jeśli wypiją miksturę zrobioną ze sproszkowanej macicy tego zwierzęcia; kobiety zimne i bierne miały natomiast nacierać miejsca intymne tłuszczem kozy – czytamy w książce „W łożu z Tudorami” Amy Licence.
Dobrą markę miały w renesansie także trufle, gorczyca, mieszanki orzechów, anyż czy karczochy. Te ostatnie były ulubionym warzywem królowej Francji Katarzyny Medycejskiej (1519–1589). Szczególnie zajadała się sercami karczochów smażonymi z nerkami i grzebieniami kogucimi. A że Katarzyna długo miała kłopoty z zajściem w ciążę, któregoś razu najadła się ich tyle, że omal nie pękła!
Nie wolno zatem było z afrodyzjakami przesadzać. I należało wybierać sprawdzone, bo ziemniaki – zwane kiedyś „białymi truflami” mającymi rzekomo pobudzać namiętność – okazały się bezużyteczne. Osobny problem stanowiły produkty, których należało unikać. Platina ostrzegał na przykład przed winem, przez które ludzie stają się niepłodni i nieskorzy do prokreacji.
2. Przychylność niebios
Modlitwa to stara metoda na zajście w ciążę – sięgająca jeszcze średniowiecza i znana nawet w Polsce. Wszak w XI wieku książę Władysław Herman posłał do klasztoru w prowansalskim St. Gilles posąg ze złota wielkości dziecka oraz kosztowności i drogie szaty, by prosić o wstawiennictwo św. Idziego. Posłowie Hermana nie zdążyli jeszcze wrócić do kraju, a księżna Judyta była już przy nadziei!
Kiedy pielgrzymki, dary i kropienie wodą święconą nie wystarczały, w renesansowej Anglii doradzano małżonkom nosić podczas stosunku kartonik z modlitwą „Ojcze nasz” zapisaną sokiem z żywokostu oraz powtarzanie inwokacji typu „Panie, dlaczegóż oni wzrastają?”.
Do krwawego absurdu doprowadziła taką walkę o przychylność niebios królowa angielska Maria Tudor, która wyszła za hiszpańskiego następcę tronu Filipa II. Oto pod koniec 1554 roku stwierdziła, że jest przy nadziei. Niestety, ciąża okazała się urojona.
Królowa uznała wtedy, że to… kara boska za tolerowanie w Anglii heretyków! I rozpoczęła okrutną rozprawę z protestantami, doczekując się przydomka „krwawej Mary”. Ale niebiosa nie chciały słuchać władczyni. Maria nie zaszła w ciążę, za to niebawem umarła.
3. Szczypta paranauki
Modlitwę i odwoływanie się do Boga wspierano w renesansie pseudonauką. Szukano podpowiedzi co do korzystnej pory na poczęcie u astrologów i w kartach tarota. Katarzyna Medycejska unikała nawet podróżowania na grzbiecie mulicy, bo – jak wierzono – to niepłodne zwierzę mogło „zarażać” bezpłodnością dosiadające je kobiety.
Mniemano – jak pisał biograf Katarzyny Jean-François Solnon – że wiara chrześcijańska i zabobon zaprzęgną swe siły, by wspomóc naturę. Dlatego na przykład angielskie kobiety spragnione macierzyństwa prowadziły białego byka do bramy pewnego opactwa, usilnie się modląc.
Wierząc w mieszankę magii i „nauki”, wspomniana Katarzyna Medycejska piła napoje miłosne, często o podejrzanym składzie. Wiedziała, że na dłuższą metę mogą okazać się niebezpieczne, ale podjęła to ryzyko. Być może dlatego pierworodny syn władczyni był rachityczny i chorowity. Wszystko, jak wierzono, ma swoją cenę.
Także w Polsce mogła się o tym przekonać Barbara Radziwiłłówna. Starając się o dziecko z Zygmuntem Augustem, miała na podorędziu napary, maści i woreczki z ziołami do umieszczania w pochwie. Tyle, że – jak pisze Kamil Janicki w „Damach złotego wieku” – sposoby te łatwo mogły doprowadzić do zakażenia, a następnie rozwinąć się w znacznie cięższą chorobę. Barbara zmarła albo na raka szyjki macicy albo na ciężkie zapalenie narządów rodnych…
4. Ignorowanie faktów
Kiedy Zygmunt August nie doczekał się dziecka z Elżbietą Habsburżanką, winę zrzucono na padaczkę królowej, a potem nieszczęśnica przedwcześnie zmarła. Kiedy nie doczekał się z Barbarą Radziwiłłówną, winę znów można było zrzucić na żonę. Kolejna wybranka, Katarzyna Habsburżanka, siostra ś.p. Elżbiety, była jednak w lepszej formie.
W 1553 roku wyszła za króla, a wiosną 1554 roku wszystko wskazywało, że jest w ciąży. Zygmunt August zauważył u niej piersi pełne mleka i żywot dziwnie miąższy. W kwietniu donosił, że Katarzyna Habsburżanka dziecię ustawicznie w żywocie czuje, tak iż dalibóg jest dobra nadzieja, że nas Pan Bóg pocieszyć będzie raczył. Ale do rozwiązania nigdy nie doszło. Nie wiadomo nawet, czy królowa faktycznie była w ciąży, czy symulowała!
Zygmunt August uznał, że to spisek Habsburgów, by osłabić pozycję Jagiellonów. Jednak biorąc pod uwagę podboje kochliwego króla, prawda mogła być prostsza. Ciąża była urojona, ale przede wszystkim to Zygmunt August był bezpłodny, lecz nie przyjmował tego do wiadomości! Niewykluczone, że zaraził się chorobą weneryczną od którejś z dwórek. A to mogło uczynić go bezpłodnym. Na dodatek mógł roznosić chorobę weneryczną i przyczynić się do stanów zapalnych u swoich żon…
Tymczasem w renesansowej Anglii wynaleziono test na bezpłodność. Małżonkom kazano sikać na mieszaninę pszenicy i otrąb. Przy kim ta mieszanka uległy zwarzeniu, ten był „winowajcą”. Nawet gdyby test ten był skuteczny (co delikatnie mówiąc, jest bardzo wątpliwe), polski król w jego wynik na pewno by nie uwierzył…
5. A może po prostu pójść do lekarza?
Okazuje się, że Katarzyna Medycejska i jej mąż, następca tronu Francji (delfin), mogli mieć kłopoty z doczekaniem się potomstwa ze względu na pewne niedoskonałości anatomiczne. Przyczyną niepowodzeń były najprawdopodobniej wady budowy obojga małżonków: tyłozgięcie szyjki macicy u delfiny i spodziectwo (ujście cewki moczowej po stronie brzusznej prącia) delfina pisze Maciej A. Brzozowski w książce „Boskie. Włoszki, które uwiodły świat”.
Jak podkreśla, w końcu jednak przeszkody zostały jakoś pokonane, bo dziesięć lat po ślubie para doczekała się syna, a potem królowa zajęła się seryjnym i regularnym rodzeniem dzieci. W następnych latach urodziła jeszcze dziewięcioro. Małżonkowie skorzystali więc pewnie z rady kogoś obeznanego z tematem i zastosowali się do jego rad w alkowie. Na pewno konsultowali się z lekarzami, mieli doświadczone akuszerki.
Notabene, w renesansie pojawiły się już także podręczniki pisane przez te ostatnie, na przykład Louise Bourgeois Boursier, położną Marii Medycejskiej. Wśród rozmaitych kobiecych dolegliwości, zajęła się ona także bezpłodnością. Wskazywała, że jej przyczyną może być „zawilgocenie” łona matki, wyziębiające je i „niczym burza” utrudniające podtrzymanie nasienia.
Biednych nie stać było na porady fachowców. Ale ówczesna wiedza wynikała często z prostych obserwacji. Zauważono chociażby, że karmienie piersią zmniejsza płodność kobiety. Dlatego panie, którym zależało na licznym potomstwie (a w renesansie zwykle były to te pochodzące z bogatych rodów) rezygnowały z karmienia, zrzucając to na mamki. Efekty? W końcu XV wieku pewna bogata Wenecjanka urodziła aż 26 dzieci! Natomiast panie z weneckiego rodu Donato pomiędzy XIV a XVII wiekiem wyśrubowały niesamowitą średnią 12 porodów na kobietę!
Bibliografia
[expand title=”Artykuł został oparty na szerokiej bibliografii. Kliknij, aby ją rozwinąć.”]
- Maciej A. Brzozowski, Boskie. Włoszki, które uwiodły świat, Znak Horyzont 2016.
- Benedetta Craveri, Kochanki i królowe. Władza kobiet, W.A.B. 2008.
- Dave DeWitt, Kuchnia Leonarda da Vinci, Rebis 2007.
- Małgorzata Duczmal, Jagiellonowie: leksykon biograficzny, Wydawnictwo Literackie 1996.
- Człowiek renesansu, red. Eugenio Garin, Świat Książki 2001.
- Kamil Janicki, Damy złotego wieku, Znak Horyzont 2014.
- Amy Licence, W łożu z Tudorami, Wyd. Astra 2014.
- Diana Maury Robin, Anne R. Larsen, Carole Levin, Encyclopedia of Women in the Renaissance: Italy, France, and England, ABC-CLIO 2007.
- Jean-François Solnon, Katarzyna Medycejska. Złowroga królowa Francji, Świat Książki 2007.
- Edwin R. Van Teijlingen, George W. Lowis, Peter McCaffery, Midwifery and the Medicalization of Childbirth, Nova Publishers 2004.
[/expand]
KOMENTARZE (10)
Od kiedy to przepiórka posiada jądra? Może chodzi jednak o jaja tychże ptaków?!
@Anonim
A gdzie mają powstawać plemniki u samca? ;)
Zauważmy że dziś są całe strony poświęcone zdrowiu trybowi życia, jego wpływowi na zajście i przebieg ciąży itd. itp. Zatem to nie tak że ludzie w Renesansie byli jakoś szczególnie śmieszni – ten stan trwa nadal, a tekst jest po prostu tendencyjny poprzez wyrwanie go z kontekstu.
Może za pięćset lat Ziemianie śmiać się będą z naszej niewiedzy i obecnie rozpowszechnianych mitów o „zdrowym życiu”. Lecz to nie powód, byśmy nie mogli dziś ubolewać nad wiarą Katarzyny Medycejskiej, że mulica zarazi ją bezpłodnością…
A czemu się śmiejecie z horoskopu? Przecież zegar biologiczny np. kobiety w zupełności gra z fazami księżyca a horoskopy to w końcu gwiazdy, nie? A tak serio to też bym chciał, żeby książeczka z modlitwą mi pomogła, ale niestety nie jest tak dobrze. Z żoną staramy się o dziecko, ale jej rygor mnie wykańcza i czuję się jak maszyna do płodzenia. Zaraz w ogóle przestanie mi stawać. Weźcie pomóżcie, bo ja już nie wiem co robić. Nie chcę jej zawieść, ale też nie chcę się wykończyć.
Naprotechnologia. Nam się udało po 5 latach :-)
Jak kobita uparła się na dziecko to stary nic nie zrobisz i musisz wytrwać i to dziecko jej dać ;). Ale nie przejmuj się, kiedyś wycelujesz i będziesz miał 9 miesięcy świętego spokoju. A tak na teraz, żebyś nie poległ w walce to chyba musisz sobie coś skutecznego przyswoić z apteki, bo długo to nie dasz rady jako reproduktor ;). Brałem maxon jak moja starała się o drugie dziecko i jakoś daliśmy radę. Powodzenia!
panowie bez paniki zapisac swoich wojownikow do wlasciwej parti politycznej kazdy niedobitek stanie
Słyszałam od mojego nauczyciela historii Anglii (na studiach), że królowa Maria chorowała na endometriozę, stąd jej okresowe napady wściekłości, stąd też jej niepłodność. Ciekawe czy to prawda.
Calkiem mozliwe, pewne objawy byly. Poza tym dlugotrwaly stres czesto powoduje zaburzenia nie tylko psychiczne, ale fizyczne tez, nawet nieplodnosc (zwlaszcza jesli kobieta bardzo chce zajsc w ciaze). W sumie, po tym jak tatuncio i macoszka traktowali Marie i to od malego dziecka, dziwne ze nie wymordowala polowy Anglii. Za te powsciagliwosc „winilabym” wlasnie jej wiare. Nazywanie jej krwawa Mary i czepianie sie jej religi po tych niespelna trzystu ofiarach (winila ich nie tylko za kare Boza ale tez za cierpienie swoje i swojej matki- nie umniejsza to tragedii i cierpienia ofiar, ale jej wine na pewno) jest faktycznie „wlasciwe” przy prownaniu, co wyprawial jej wlasny tatunio, zlwaszcza jak tejze wiary sie pozbyl, jako ze na dole swedzialo… 52 tys (z grubsza, moze i wiecej, nie liczymy prostaczkow) przy bodajze 300max? No ale co sie dziwic protestanckim Anglikom (jaka normalna osoba przyznalaby dobrowolnie ze jej wiara pochodzi od niewyzytego mordercy i dewianta?) skoro Polaczki przescigaja sie w pluciu na wlanego Boga i honor, ktore to rzeczy utrzymaly ich ojczyzne… Jesli ktos sobie porowna np wyczyny corenki Mao Tse Tunga, dzieciatek Hussajna czy Kadafiego, to moze przez chwile swoja „oswiecona” mozgownica ruszy i zastanowi sie nad wiara wlasnych ojcow – Polska byla jednym z najbardziej chrzescijanskich i najbardziej TOLERANCYJNYM krajem Europy. To do nas uciekali Hugenoci, Arianie, Zydzi i wszelakiej masci innowiercy. Nie bylo rozowo, nie jestem idiotka, ale w porownaniu chocby z Hiszpania… To nie katolicyzm mordowal, tylko ludzie ktorzy o jego zasadach zapomnieli. Porozmawiajcie sobie z przecietnym Mahometaninem, wyliczy wam zasady milosci i milosierdzia itd., itp. I tak sie sklada, ze matki wybaczajace mordercom wlasnyuch dzieci na przyklad naleza do tej samej „wiary” co Al Kaida. Naleza? No, coz, ci drudzy to „deklaruja”, ci pierwsi po prostu wypelniaja. Ale to niewygodne, lepiej byc bogatym s…synem, wiec hajda, plujmy na religie ojcow… I na Marie.