Nie miało to nic wspólnego z Kościołem i z pobożnością. Za to bardzo wiele – z dawno nieżyjącym założycielem cesarstwa, Karolem Wielkim. To on, bezwiednie, wysłał do luksusowych więzień dziesiątki imperatorskich krewniaczek.
Rozliczne królowe na przestrzeni dziejów wybuchały płaczem, gdy okazywało się, że zamiast wyczekiwanego syna wydały na świat córkę. W kolejnej generacji rzecz wyglądała już jednak zupełnie inaczej. Królewnom i ich mężom paradoksalnie zależało przede wszystkim na córkach. I chyba nigdzie nie było to w większym stopniu prawdą niż w Niemczech epoki Ludolfingów – a więc w X stuleciu.
W tym państwie – czy też raczej niestabilnym zlepku państw, które łączyło przede wszystkim posiadanie wspólnego króla – istniała tylko jedna legitymizacja najwyższej władzy. Oczywiście zasługi przodków, majątek rodu czy osobiste przymioty pomagały wykazać zdatność do rządzenia, ale nie one były najważniejsze. I nigdy nie były wystarczające.
Wśród niemieckich elit panowało przeświadczenie, że królem może być tylko człowiek, w którego żyłach krąży cesarska krew. I to w bardzo wąskim rozumieniu: krew cesarza, czyli krew Karola Wielkiego.
Nie należy dawać się zwieść późniejszej nomenklaturze, z Cesarstwem Rzymskim Narodu Niemieckiego na czele. W tej epoce nic takiego jeszcze nie istniało. Ottonowie rządzili cesarstwem Franków. Oczywiście koronę przyjmowali w Rzymie, z rąk papieży. Nie robili tego jednak za przykładem ginących w pomroce dziejów władców Imperium Romanum, ale właśnie – na wzór Karola.
Aż trudno w to uwierzyć, ale ten jeden jedyny człowiek jeszcze dwieście lat po swojej śmierci determinował polityczne układy na obszarze obejmującym ponad milion kilometrów kwadratowych. To on był symbolicznym źródłem i uzasadnieniem praw imperatorów do zwierzchności nad chrześcijańskim światem.
Kto może być potomkiem wielkiego Karola?
Na tym rzecz się nie kończyła. Krew Karolingów uświęcała władzę na każdym poziomie. Rody książęce prześcigały się w tworzeniu legend na temat swoich związków z najważniejszą dynastią kontynentu. W dokumentach często większy nacisk kładziono na wzmianki o pokrewieństwie z Karolem Wielkim niż na bieżące tytuły. Odpowiednie drzewo genealogiczne ułatwiało zdobywanie urzędów i niebotycznie zwiększało prestiż. Dawało argumenty przeciwko konkurentom i uzasadniało akty agresji względem sąsiadów. Zmieniało też znacząco relacje z imperatorem. Potomek Karola Wielkiego mógł rozmawiać z monarchą jak ze swym krewniakiem. Zwyczajnie było mu wolno więcej.
Te wyobrażenia rosły w siłę z upływem lat. A wraz z nimi rósł też opór cesarzy przed dopuszczaniem do „rozlewania się” imperatorskiej krwi.
Nieprzypadkowo córki Ottonów przeznaczano najczęściej do kariery kościelnej. Tylko w wyjątkowych przypadkach pozwalano na ich małżeństwa. Gdy nawet do tego dochodziło, królowie skrzętnie pilnowali sytuacji w kolejnym pokoleniu. W Niemczech tego okresu jak grzyby po deszczu wyrastały żeńskie wspólnoty klasztorne. W X wieku powstało ich ponad trzydzieści. I były to idealne miejsca do ulokowania – rzecz jasna w roli matek przełożonych – cesarskich wnuczek, siostrzenic i dalszych krewniaczek.
Najlepsza partia
Linia sporu była oczywista. Możni, którym udało się spowinowacić z domem panującym, robili, co mogli, by wydać córki za mąż, zawierając korzystne sojusze. Bądź co bądź, te niewiasty były najlepszą partią w całej zachodniej Europie. Wiele można było za nie dostać na matrymonialnej giełdzie. Cesarze tymczasem wykorzystywali wszelkie środki, byle tylko podobne związki powstrzymać. Zwykle to ci drudzy stawiali na swoim. W efekcie, aby zostać cesarskim zięciem lub szwagrem, trzeba było świadomie oddać prawo do prowadzenia własnej polityki małżeńskiej.
Gdy zdarzały się wyjątki od tej reguły, rozprawiano o nich głośno w całej Europie, a mężczyźni dopuszczeni do ślubu z cesarską potomkinią robili rewelacyjne kariery. Tak było z lotaryńskim możnowładcą Ezzonem, który niespodziewanie poślubił siostrę cesarza Ottona III, Matyldę. I tak też należałoby interpretować wielkie wizerunkowe zdobycze Bolesława Chrobrego – który uzyskał królewską koronę między innymi dzięki temu, że jego syn, Mieszko II Lambert, poślubił siostrzenicę imperatora i córkę wspomnianej Matyldy, Rychezę.
***
Kobiety, które dały Polsce koronę. Bezkompromisowa opowieść o czasach upadku i moralnej degrengolady. Uderzające sylwetki wielkich szubrawców. I historia zwracająca godność najważniejszym damom w dziejach polskiego średniowiecza.
Wybrana bibliografia:
Artykuł został oparty na materiałach zebranych przez autora podczas prac nad książką „Damy ze skazą. Kobiety, które dały Polsce koronę”. Poniżej wybrane z tych pozycji. Pełna bibliografia w książce.
- Borawska D., Kryzys monarchii wczesnopiastowskiej w latach trzydziestych XI wieku, Warszawa 2013
- Eckenstein L., Woman under Monasticism. Chapters on Saint-Lore and Convent Life between AD 500 and AD 1500, Cambridge 1896.
- Fried J., Otton III i Bolesław Chrobry. Miniatura dedykacyjna z „Ewangeliarza” z Akwizgranu, zjazd gnieźnieński a królestwa polskie i węgierskie, Warszawa 2000.
- Jasiński K., Rycheza, żona króla polskiego Mieszka II, „Herald. Historia, Genealogia, Heraldyka”, nr 8 (1994).
- Leyser K., Rule and Conflict in an Early Medieval Society. Ottonian Saxony, London 1979.
- Michałowski R., Świadomość saskiej grupy rządzącej w wiekach X–XI. „Nobilis, dives, pauper” – próba analizy semiotycznej, „Studia Źródłoznawcze”, t. 19 (1974).
- Pleszczyński A., Niemcy wobec pierwszej monarchii piastowskiej (963–1034). Narodziny stereotypu, Lublin 2008.
- Wolfram H., Conrad II, 990–1039. Emperor of Three Kingdoms, University Park 2006.
KOMENTARZE (6)
Dziwne dane . Nazwa Niemcy pojawia się w historii po raz pierwszy w 1876 r.(USA powstało w 1875 )
Skąd takie dane? To jak ich nazwaliśmy wcześniej?
Germanie?
Niemcy powstały w 1871 roku po zjednoczeniu księstw i państewek niemieckich przez Prusy. Więc skąd data 1876 jako pojawienie się nazwy Niemcy ?
Reich der Deutsche to nazwa państwa z 962 roku z Ottonem I jako władcą. Była to część składowa Świętego Cesarstwa Rzymskiego, znanego jako I Rzesza. W jego skład wchodziło kilka królestw np. Królestwo Czech. Cechą charakterystyczną Rzesz niemieckich jest dążenie do sprawowania władzy ustawodawczej, wykonawczej, sądowniczej i religijnej przez dyktatora zwanego cesarzem lub kanclerzem. Rzesze nie znoszą sprzeciwu i wolności, szczególnie wolności słowa. II Rzesza wywołała pod płaszczykiem ochrony katolicyzmu wojnę religijną, próbując wykorzenić niezależnie myślących protestantów. Korzystała z tego że Biblia była na Indeksie Ksiąg Zakazanych, by prześladować jej posiadaczy niczym w Arabii Saudyjskiej dziś. Cesarze z dynastii Habsburgów wybili wtedy około 30% własnej ludności, bo nie chcieli dać wolności religijnej swoim poddanym. Niemcy dziś mają władzę nad religią w ten sposób, że duchowni zarejestrowanych kościołów są opłacani z podatków kontrolowanych przez państwo, są na garnuszku państwa. Jest duża grupa kościołów, których duchowni się nie godzą na taki układ i muszą mieć drugi świecki etat, który daje dochód. To jest ucisk ekonomiczny pod płaszczykiem praworządności i spokoju społecznego, tak jak w Rosji Putina, gdzie nie prawosławne (czyt. niezależnie od władcy myślące) kościoły są prześladowane. UE ma dużo narzędzi, by stać się IV Rzeszą. Już ustala co można a czego nie można uczyć w kościele, czyli cenzuruje. Zaczyna mieszać się poprzez naciski finansowe w wybory w poległych państwach. Nie ma póki co armii, nie ma też odpowiednika FBI. Gdy szef UE będzie miał te narzędzia, to będziemy świadkami utworzenia IV Rzeszy. Wtedy nadejdzie czas, że taki komentarz, jak ten będzie penalizowany ze względu na niestrawną dla urzędników zawartość prawdy.
Masz rację ..