Bezwzględny dla wrogów, podejrzliwy wobec klakierów, zakompleksiony intrygant i megaloman, kaprysem skazujący na więzienie i na śmierć. „Słoneczny brylant Rumunów” sprowadził na swój kraj terror i nieporównywalną z poprzednimi latami biedę.
Trzydzieści strzałów z karabinów maszynowych szybko zakończyło żywot kata rumuńskiego narodu. Tuż obok zakrwawionego ciała z głuchym stukotem upadły podziurawione przez kule zwłoki kobiety. W ciągu kilkudziesięciu sekund „geniusz Karpat” i „matka ojczyzny” opuścili Rumunię na zawsze.
Lenin, Stalin, Hitler, Mao Zedong, Idi Amin czy Pol Pot na długo wstrząsnęli podstawami zaufania człowieka do cywilizacji. Rumun Nicolae Ceauşescu nie należy bezpośrednio do tej ligi – przyznaje Thomas Kunze w książce „Ceauşescu. Piekło na ziemi”. Jednak mimo tego, że nie popełnił masowych zbrodni, przez lata despotycznych rządów dokonał niewyobrażalnych zniszczeń i sprawił, że Rumunią rządziły terror i strach.
Wschodzi „Gwiazda Bałkanów”
W pierwszych latach po wyborze na przywódcę Rumuńskiej Partii Komunistycznej Ceauşescu starał się przekonać do siebie Rumunów i opinię międzynarodową. Fasadowa „otwartość” podobała się Zachodowi. Wydawał się być powiewem wolności w bloku komunistycznym i, ku zgrozie Rumunów, szybko przestano uważnie patrzeć mu na ręce.
Lata siedemdziesiąte to czas gwałtownej zmiany kursu „Gwiazdy Bałkanów”. Zafascynowany „reformami”, jakie w Chinach przeprowadził Mao Zedong i kultem, jaki odbierał Kim Ir Sen, „Światło Dacji” postanowił wprowadzić podobne w swoim kraju. Artyści mieli od tej pory pracować tylko ku chwale „wodza”, sztuka miała stać się tylko użytkową. Celem propagandy było stworzenie „nowego człowieka”. Upowszechnił się kult jednostki.
„Conducător” rozpoczął karuzelę stanowisk. Ufał w zasadzie tylko członkom własnej rodziny i to oni zaczęli piastować najważniejsze urzędy w państwie. Przeciwnikom brutalnie zamykano usta. Przy najmniejszych oznakach sprzeciwu wkraczała służba bezpieczeństwa. Szczególnym kontrolom podlegali mieszkający w Rumunii obcokrajowcy. Wkrótce cały naród był pod nieustanną obserwacją służb specjalnych.
Państwo Wielkiego Brata
W momencie przejęcia władzy przez Ceauşescu w Rumunii było jedno centralne i jedenaście regionalnych urządzeń podsłuchowych. Trzynaście lat później dwieście czterdzieści osiem stacji obserwacyjnych i ponad tysiąc przenośnych urządzeń dbało o to, by nikt nie zagroził rządom Ceauşescu. Można było szybko reagować na negatywne wypowiedzi.
Rumuni bali się nawet w prywatnych rozmowach poruszać tematów dotyczących życia codziennego w ich kraju, nie mówiąc już o krytyce władzy. A inwigilacja z każdym rokiem się zwiększała. Od marca 1984 roku każda maszyna do pisania musiała być zarejestrowana na policji.
W grudniu 1985 roku zaczęło obowiązywać prawo (Dekret nr 408), według którego każda rozmowa, jaką Rumun przeprowadził z cudzoziemcem, musiała być w ciągu 24 godzin zgłoszona organom bezpieczeństwa. Niestosowanie się do tego wymogu było przestępstwem – pisze Thomas Kunze.
Wraz z nasilonymi kontrolami społeczeństwa i coraz cięższymi karami za negatywny stosunek do władzy rosła paranoja „wodza”. Bał się już nie tylko zamachu, ale i chorób, którymi mógłby się zarazić (i tak dezynfekowano kwiaty i prezenty, które dostawał, po każdym uściśnięciu dłoni przemywał ręce alkoholem etc.).
Securitate – okrutne narzędzie terroru
Od lat siedemdziesiątych służba specjalna – Securitate, jest prywatnym folwarkiem I sekretarza – podlega całkowicie jego kontroli i rozkazom. Utworzona przez KGB po II wojnie światowej rumuńska tajna policja stała się budzącym grozę instrumentem terroru i swoistym państwem w państwie.
Z czasem metody pracy stawały się coraz bardziej brutalne. O ile w latach siedemdziesiątych starano się przynajmniej stwarzać pozory legalności, później panowała totalna samowolka. Powszechne stało się używanie tortur, wielu ludzi ginęło w tajemniczych okolicznościach.
Według Virgila Măgureanu, szefa tajnej policji od 1989 roku, pod koniec rządów Ceauşescu Securitate zatrudniała 14 259 pełnoetatowych pracowników i około 400 tysięcy informatorów. Inne osoby mówiły o 700, lub nawet 800 tysiącach wewnętrznych szpiegów.
Personel chętnie rekrutowano wśród dzieci i młodzieży z sierocińców. Odizolowani, niepodlegający wpływom rodzin, młodzi ludzie byli tresowani niczym zwierzęta. Te dzieci (…) nie znały żadnego ojca poza szkolącym je oficerem i oczywiście „ojcem Ceauşescu”, dla którego uczyły się nawet zabijać.
Nie ma więźniów politycznych, są tylko wariaci
Choć oficjalnie w Rumunii więźniów politycznych nie było, to niewygodnych osób pozbywano się zamykając je w zakładach psychiatrycznych. W fatalnych warunkach sanitarnych, praktycznie bez jedzenia. W ramach „terapii’ serwowano elektrowstrząsy, silne psychotropy, kary fizyczne i dotkliwe pobicia. O realiach tych miejsc czytamy w książce „Ceauşescu. Piekło na ziemi”:
(…) złą opinię miał szpital im. Dr. Petru Grozy w okręgu Bihor. Przetrzymywano tu często „pacjentów” w celach o powierzchni 4 metrów kwadratowych. Nosili kaftany bezpieczeństwa i poddawani byli dziesięciodniowej izolacji. W innych pomieszczeniach na 30 metrach tłoczyło się do 26 osób: ciężko niepełnosprawni umysłowo ze zdrowymi. Ośrodek psychiatryczny przypominał więzienie. Kompleks okalał drut kolczasty.
W innym bukaresztańskim szpitalu pacjenci przez większość czasu chodzili nago. Po takiej „kuracji” wielu zdrowych osadzonych faktycznie zaczynało popadać w obłęd. Dziennikarz, podróżujący po Rumunii tuż po rewolucji, opisał jedno z takich miejsc jako „przedsionek piekła”.
Gonimy Zachód!
W 1973 roku po wizycie Ceauşescu w Stanach Zjednoczonych, „Jutrzenka Wszystkich Rumunów” postanowił przystąpić do Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. By sprostać wymaganiom, „wódz” postanowił wprowadzić reformy gospodarcze. Rumunia zamieniła się w plac budowy, a jej głowa popadała w coraz większą manię wielkości.
Ceauşescu tracił kontakt z rzeczywistością. Duży udział miała w tym jego żona i najbliższa rodzina. Przed wizytą prezydenta aranżowano się na nowo całe wioski (dosadzano drzewa, dowiązywano dodatkowe owoce w sadzie, schludnie ubierano mieszkańców). Wódz mocno wierzył w preparowane statystyki, według których rumuńska gospodarka rozwijała się w niewiarygodnym tempie. Teatr żywcem skopiowany z wsi potiomkinowskiej cieszył jego oko i serce.
Na początku lat osiemdziesiątych mydlana bańka kłamliwych statystyk pękła. Kredytodawcy ze Stanów Zjednoczonych i z Kanady odmówili realizacji obiecanych już umów kredytowych. W państwie nie było pieniędzy. Rozbuchane projekty, na czele z budową kanału Dunaj–Morze Czarne, opróżniły publiczną kasę.
Głód i chłód
W 1982 „Wódz” nakazał spłacenie wszystkich zagranicznych długów. Społeczeństwo rozpoczęło drakońskie zaciskanie pasa. Zaczęło brakować jedzenia. Na podstawowe produkty obowiązywały kartki. Bardziej „luksusowych”, na przykład mięsa, po prostu nie było. Praktycznie całkowicie zamarł import żywności. Wprowadzono program racjonalnego żywienia – głoszono, że jedzenie więcej niż trzech tysięcy kalorii dziennie jest szkodliwe.
Z powodu braku surowców zamykano fabryki, nie wypłacano pieniędzy, nie było prądu. W ramach oszczędności w transporcie zabroniono na wsi korzystania z samochodów i traktorów, które miały być zastąpione przez zaprzęgi krowie i bawole.
Wprowadzono drastyczne ograniczenia w dostawie ciepła do mieszkań i limity na włączanie żarówek. Za każde niedostosowanie się do nakazów groziły surowe kary.
Od 1986 roku temperatura w bukareszteńskich blokach z wielkiej płyty nie mogła przekraczać zimą 12 stopni Celsjusza. Nierzadko bywała niższa, bo całkowicie wyłączono centralne ogrzewanie – pisze Thomas Kunze.
Państwo – więzienie
Wielu chciało uciec z tego piekła na ziemi, ale nie było to możliwe. Jak donosiła Amnesty International: Każdy złapany na próbie ucieczki jest w pierwszej kolejności bity, na uciekających szczuje się psy, które dosłownie rozrywają ich na strzępy.
Nie mniej niebezpieczny były próby ucieczki drogą wodną. Jeśli ktoś zdecydował się na pokonanie Dunaju wpław, mógł liczyć się z tym, że łodzie patrolujące nie będą mieć skrupułów, by na niego wjechać.
W pętli przepisów
Wokół obywateli zaczęła zaciskać się także pętla coraz bardziej surowego prawa. W sposób szczególny uderzyło ono w kobiety i dzieci. Wprowadzono praktycznie całkowity zakaz aborcji. „Granitowy Drogowskaz Promiennej Przyszłości” zadecydował, że na przełomie stuleci ma mieć trzydziestomilionowy naród. Ciążę przerwać mogły kobiety tylko po 45 roku życia. Antykoncepcja była zakazana. „Wódz” zakładał, że do 45 roku życia każda Rumunka powinna być matką przynajmniej pięciorga dzieci.
Efektem tych zarządzeń był lawinowy wzrost liczby porzuconych dzieci, sierot i niedożywienie. W wycieńczonym głodem społeczeństwie śmiertelność noworodków była tak duża, że w urzędzie stanu cywilnego można było zarejestrować je dopiero, gdy dożyły 15 lub 30 dni. Niechciane dzieci trafiały do domów dziecka, które bardziej przypominały łagry. Otumanione lekami maleństwa kiwały się wśród odchodów i wymiocin. Wielu kilkulatków nie mówiło, mało które z dzieci potrafiło chodzić.
Koniec epoki
Gwoździem do trumny Ceauşescu, było nieprzychylne kazanie wygłoszone przez węgierskiego pastora László Tőkésa. Gdy „gwiazda Karpat” podjęła decyzję o jego eksmisji, w narodzie coś pękło. Obrona duchownego błyskawicznie zmieniła się w antyrządowa manifestację.
„Wódz” usiłował przeforsować tezę, że rzekome zamieszki to efekt działania wrogich, zachodnich sił. Na 21 grudnia 1989 zaplanowano ogromną demonstrację, która według oficjalnych mediów miała zaprezentować „spontaniczny ruch poparcia dla Ceaușescu„. Rzeczywistość okazała się być okrutna dla Ceauşescu i jego żony. Zostali wygwizdani. Następnego dnia rebelia objęła cały kraj.
Z powodu nagłej śmierci ministra obrony „Najznakomitszy syn narodu” przejął władzę nad armią. Postanowił użyć wojska do stłumienia buntu. W czasie zamieszek życie straciło kilka tysięcy osób. Małżeństwo Ceauşescu usiłowali salwować się ucieczką helikopterem do rezydencji w Snagov. Stamtąd ponownie uciekli, tym razem do Târgoviște. Zostali zatrzymani przez policję, która przekazała ich wojsku.
W święta Bożego Narodzenia, 25 grudnia, obydwoje zostali skazani przez sąd wojskowy na śmierć pod licznymi zarzutami: ludobójstwa (ponad 60 000 ofiar), osłabienia władzy państwowej poprzez organizowanie akcji zbrojnej przeciw społeczeństwu i władzom państwowym, niszczenia dóbr publicznych, w tym niszczenia i uszkodzenia budynków, osłabiania gospodarki narodowej. Trzydzieści pocisków głucho przebijających wystrojone w drogie ubrania ciała zakończyło epokę Nicolae i Eleny.
Bibliografia:
- Buisson Jean-Christophe, Zamordowani, Filia 2013.
- Klein Shelley, Największe zbrodniarki w historii, Muza 2006.
- Kunze Thomas, Ceauşescu. Piekło na ziemi, Prószyński i S-ka 2016.
KOMENTARZE (29)
Pamietam jak pokazywano w TVP ów sad i egzekucje. Wstrząsające i chyba wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że to wszystko było szopką.
W 1998 lub 1999 roku mój kolega pojechał do Rumunii i po powrocie pokazywał zdjęcia jeden z niewielu, wzorcowych wsi Causescu. Podobno planowano tak unowocześnić wszystkie rumuńskie wsie. Wsród pół sterczał 12 piętrowy blok z wielkiej płyty. Postawiono go w miejscu wyburzonej wsi z drewniana zabudowa. Mieszkańcy wsi zostali przesiedleni do wieżowca, a zwierzęta umieszczono w drewnianych baraczkach wokół bloku. Blok hucznie i z pompą oddano do użytku. Była telewizja, dostojnicy. Pokazano, jak Causescu dba o rolników, poprawia im warunki bytowe. Zamiast drewnianych chat, blok z prądem, woda, gazem i kanalizacja. Na otwarciu wojskowy generator dostarczał prąd, gazu, wody i kanalizacji nie było. Po skończeniu imprezy, wojsko pojechało z generatorem, a ludzie zostali w pustym bloku z wielkiej płyty, w którym nic nie było. W 1998 roku blok był już jedna, śmierdząca ruiną, zamieszkała przez bezdomnych i osoby, które nie były zainteresowane tym, by ktoś wiedział gdzie przebywają. Prawdziwi mieszkańcy wioski albo wyjechali, albo wymarli. To, wzorcowa wieś Causescu.
a no tak było :)
Półki a nie pułki. Proszę poprawić błąd w opisie pod zdjęciem :)
No, cóż ludzie to skomplikowane bestie. Ceausescu jest dobrym przykładem.
O mało co czekało nas to samo. W III RP istniała ta sama propaganda ” RP” teoretycznie istniała a koalicja PO-PSL dążyła do unicestwienia Polskiej Gospodarki, zakłamanie i rozbój w ” biały dzień”.
Wyniszczali lub sprzedawali Majątek Narodowy w dodatku szpiegowali i donosili na własny KRAJ do UNI, wprost wyśmiewali i szydzili z POLAKÓW !!! Dzisjaj obecny RZĄD ma problemy postawić zarzuty oszustom i marnotrawcom – zasłaniają się niepamięcia lub nieświadomością PRAWA !!!
Wychodza na ulice i w niebopgłosy krzycza, że w III RP za rzadów PiS jest łamana DEMOKRACJA, aby odwrócić uwagę od siebie gotowi są poniżać każdego kto im sie nie PO-doba !!! Utwożyli nową formaje – KOD: za (kodowani oszołomi demoludów).
Takim po-myleńcom i im po-dobnym przydałby się Ceausescu !!!
muahahaahha :D
Ale może choć wyniki krwi masz dobre ?
Ło matko jakiś Ty głupi… szybko zabrać dzieciakowi komputer!!!
Jeszcze nie wiadomo czy dla niektórych prezesów nie skończy się to jak dla Nicolae jak ludzie się zorientują co im chce zgotować ….
I pewnie czcisz Kaczynskiego
Co tutaj robi taki dureń.
Pytasz siebie? No wlasnie co tu robisz?
Juz myslalem, ze wszystkie komentarze pisza tutaj tylko czerwone ryje ale milo, ze nie tylko ;)
Brawo Ty
Oto wypowiedź prawdziwego PISowca. Nie widziałem, nie słyszałem, nie mówiłem. Idź zrób siku, bo coś na mózg ciśnie. A po wyjściu z kibelka zacznij myśleć racjonalnie. I kup sobie słownik ortograficzny, bo „błędów, jak mrówków”. Płacą ci za to???
kazdy przywodca powinien poznac zyciorys tego Roma, tak na wszelki wypadek
Jakiego Roma, człowieku? Rumuna od Cygana nie odróżniasz? Poza tym, brakuje w tekscie faktu nie zgodzenia się na zainstalowanie wojsk sowieckich. Tam i ch w rumunii nie było.
wojsk nie było ale świetnie zadziałało GRU i KGB infiltrując Sekuritate
w Rumunii była jeszcze większa bieda niż w PRL-u.
Szanowny Charlie, to prawda. Trzeba jednak pamiętać, że i tu i tu zdarzały się środowiska żyjące niestety na podobnie niskim poziomie. Pozdrawiamy.
mam 50 lat, pamiętam końcówkę lat 70tych i szalone lata 80te z poprzedniej epoki, nie żałuję tych lat, półki świeciły pustkami, to prawda ale ludzie dawali sobie radę, istniał czarny rynek gdzie było wszystko, żyło się spokojniej, przyjaźniej, bez podziałów, ludzie się szanowali wzajemnie i było bezpiecznie, nie było bezrobocia, bezdomności i prostytucji, nie było wyścigu szczurów
To ty w ORMO pracowales. Bo tylko tam myslenie bylo niepotrzebne. Za duzo dziennika ogladales.Bylo bezpieczniei nie bylo prostytucji ;))) pogadaj z zona co robila w Victorii bo nie na recepcji pracowala.
Nie trzeba było być ormowcem, a człowiek i tak jakoś sobie radził. Ja jestem z 1963 roku i doskonale pamiętam pustki w sklepach, kilometrowe kolejki, stanie miesiącami (na listę) za potrzebnymi sprzętami, typu lodówka, meble… Karol myli się, że nie było prostytucji- była, tylko ukryta. Ale… ludzie mieli pracę (choć stanowiska często fikcyjne) i pieniądze za nią. W mojej rodzinie problemy żywnościowe rozwiązywano wyjazdami na wieś, gdzie zawsze można było kupić u gospodarzy jajka, kurę, ziemniaki, umówić się na świniobicie i „zdobyć” coś z wieprzowiny. Przydomowy trawnik zamieniło się w warzywnik. Kto był zaradny, radził sobie. Po wprowadzeniu kartek jakoś najpotrzebniejsze produkty się zdobywało. Popularne były „wymiany”: cukier- za papierosy, tłuszcze- za alkohol itd. To były bardzo ponure czasy gospodarcze. Jednak Karol ma rację- ludzie byli jacyś życzliwsi, pomagali sobie. A że na tamte lata przypadła moja młodość, też wspominam lata 80- z sentymentem. Było trudno, jednak nikt z głodu nie umierał, opieka społeczna zajmowała się tylko naprawdę skrajnymi przypadkami, nikt nie wyciągał ręki „bo mu się należy”. Jako młoda dziewczyna nauczyłam się szyć na maszynie. Przerabiało się ubrania po mamie, ze zdobytych cudem materiałów tworzyło się nowe „kreacje”. Niektóre koleżanki robiły na drutach, więc swetry, czapki, szaliki, rękawiczki jakoś się miało. Wszystko oczywiście- wymiana handlowa.. Nie było łatwo np. ze środkami chemicznymi, higienicznymi, ale zawsze jakoś się udawało coś zdobyć, albo wymienić. Nie zapomnę, jak mój ojczulek wrócił dumny jak paw, bo kupił w aptece dwie paczki podpasek. Przechodził obok i zobaczył kolejkę. Dopytał, co rzucili i stanął. Kobiety chciały go wyrzucić, ale powiedział, że ma w domu trzy kobiety i nie ustąpi. Po raz pierwszy w życiu kupił podpaski. Mama była z niego jeszcze bardziej dumna.
Takich opowieści mogłabym tu namnożyć, ale po co? W każdym razie u nas było o niebo lepiej niż w Rumunii. Nie gotowaliśmy zupy z trawy (a tam tak), kobiety nie wkładały do pochwy biseptolu jako środka antykoncepcyjnego (a tam tak), nie byliśmy inwigilowani na każdym kroku- wśród przyjaciół, znajomych można było wypowiadać się swobodnie. Mój szwagier był w Rumunii w 1984 roku przez dwa tygodnie. To, co widział i o czym opowiadał nam „jeżyło włosy na głowie”. Tak więc nie ma co porównywać
ja też mam tyle lat ale Ty wypisujesz głupoty, wstyd!!!!! Jedynym plusem było to, że byliśmy bardzo młodzi a reszta to jakieś bzdury
Tylko że taki stan rzeczy jaki był w PRL nie mógł trwać wiecznie. W każdym kraju komunistycznym prędzej czy póżniej dojdzie do zmian ze względów gospodarczych. A konsekwencje tamtych czasów widzimy bo do dziś zmagamy się np. ze spużcizną beztroskiego wysyłania ludzi na emerytury w wieku 40- 50 lat, i ja teraz muszę na nich robić bo im się już dawno składki wykończyły. Niemniej to co nam przyniosła III RP to powiem szczerze, nie dziwie się że wielu ludzi tęskni do komuny bo co dostaliśmy: bezrobocie, pozorną demokracje, dziką prywatyzacje i ogólnie zakonserwowanie a nawet pogłębienie się wielu patologii komunistycznych. Ciekaw jestem czy w Rumunii do dziś wspomina się dobrze wspomnianą już dyktaturę bo w Bułgarii tęsknota do komuny jest silna.
oddziały Securitate walczyły z oddziałami armii rumuńskiej jeszcze do połowy lutego 1990 r. w Karpatach w okolicy miasta Brasov – jeńców nie brano.
Ale fajnie jest narzekać i kląć na „Jaruzela” jaki to on był zły paskudny i w ogóle. Nasza „rewolucja przebiegła dość bezkrwawo.
Byłem w Rumunii kilka miesięcy przed upadkiem ich słońca narodu, nawet trafiłem na dzień jego urodzin czyli święto państwowe czułem się jak bym cofnął się do lat 50 w Polsce. Odwiedziłem kilka mieszkań rozmawiałem z ich mieszkańcami i aż takiej biedy jak tu opisana nie zauważyłem w sklepach towarów mieli więcej niż my, z żarciem podobnie lub trochę gorzej natomiast wieś to bieda w porównaniu do naszej i to wielka bieda, zachudzone karłowate bydło, pstrokate małe świnie na postronkach przy każdej zagrodzie jak psy. Terror był ale nie była to Korea północna raczej Polska lat 50.
Egzekucja pokazana w naszej tv była wstrząsająca.Pierwszy raz widziałam coś takiego….Teraz czytam ten artykuł i ryczę…
Byłem w Rumunii kilka razy w latach 1986 -88 sprzedawałem biseptol i kawę inkę. A tam kupowałem ciuchy i plastiki