W momencie jej wybuchu nikt nie brał pod uwagę, że wojna ta może trwać dłużej niż kilka miesięcy. Każda ze stron wierzyła w szybkie zwycięstwo. I niewiele myśląc, zaangażowała się w wieloletni, wyniszczający konflikt. Jak można było aż tak się pomylić?
Wielka Wojna na ponad cztery lata pogrążyła świat w krwawej zawierusze. Między 1914 a 1918 rokiem do udziału w niej zmobilizowano po obu stronach około 65 milionów żołnierzy. 8,5 miliona z nich zginęło. Liczba rannych, zaginionych oraz jeńców sięgnęła prawie 30 milionów.
Wysiłek zbrojny pociągnął za sobą olbrzymie nakłady finansowe. Ogromu strat gospodarczych, kulturalnych i społecznych nie sposób wręcz oszacować.
Hekatomba, w którą przerodził się rozpoczęty w lecie 1914 roku konflikt, okazała się gorsza, niż najczarniejsze scenariusze wysuwane u progu wojny. Skala zniszczeń najbardziej zaskoczyła tych, którzy podjęli decyzję o jej rozpętaniu.
Niestety, kiedy okazało się, że brawurowe strategie przygotowane przez wojskowych można w najlepszym razie nazwać myśleniem życzeniowym, było już za późno. Jak zapisał brytyjski polityk David Lloyd George, europejskie narody „prześlizgnęły się nad krawędzią wrzącego kociołka wojny bez śladu lęku czy refleksji”.
Wielkie oczekiwania
Trudno nie przyznać mu racji, gdy prześledzi się nastroje, jakie panowały wśród przywódców państw europejskich tuż przed godziną zero. Tak opisuje je brytyjska historyk Ruth Henig:
Spodziewano się, że europejska wojna, która wybuchła w sierpniu 1914 roku, będzie krótka. Niemiecki następca tronu oczekiwał wojny „żywej i radosnej”. Żaden europejski rząd nie opracował gospodarczych i militarnych planów na wypadek przedłużających się zmagań. Podejście rosyjskiego Ministerstwa Wojny w 1914 roku było typowe: przygotowywano się na konflikt trwający od dwóch do sześciu miesięcy (…).
Wypowiadając sobie wzajemnie wojnę w 1914 roku, mocarstwa europejskie przewidywały serię krótkich, intensywnych starć zbrojnych, po których zorganizowano by przypuszczalnie konferencję wojujących stron, utrwalającą wojenne zdobycze przy pomocy politycznych i dyplomatycznych układów. Butnemu przekonaniu Brytyjczyków, że wysłane przez nich na front oddziały wrócą do domu na święta Bożego Narodzenia, wtórowano w innych stolicach Europy.
Przeświadczenie, że konflikt między Ententą a Trójprzymierzem nie potrwa długo sprawiło, że państwa wrogich sojuszy zdecydowały się na podjęcie ryzyka. Chociaż, jak zauważa Ian Kershaw, może bardziej niż przekonanie była to… nadzieja, pozbawiona jednak – zdaniem historyka – „refleksji dotyczącej tego, co może się stać, jeśli rzeczywistość nie dopasuje się do mrzonek”. Co ciekawe, pewni o rychłym zakończeniu wojny byli nawet ci, którzy wskazywali na potencjalne zagrożenia z nią związane!
- Wielka Wojna oczami kilkuletniego chłopca. Czy dzieci są w stanie zrozumieć, dlaczego dorośli jadą na front?
- Liczba ofiar pierwszej wojny światowej. Ilu ludzi zginęło w Wielkiej Wojnie?
- Rażono ich prądem, głodzono i rozstrzeliwano. Nerwica frontowa (zespół stresu pourazowego) w pierwszej wojnie światowej
Szybko…
Kluczem do osiągnięcia szybkiego i spektakularnego rezultatu była ofensywa. Zwłaszcza strategia niemiecka opierała się na koncepcji przejęcia inicjatywy na froncie. Tworząc ją szef Sztabu Generalnego, generał Helmuth von Moltke, oparł się na planie opracowanym w latach 1897-1905 przez swojego poprzednika, feldmarszałka Alfreda von Schlieffena. Podążał on śladem wielkich dowódców, takich jak Fryderyk Wielki czy Napoleon. Projektował krótkie, zdecydowane kampanie, których celem było całkowite rozbicie wybranej części wojsk przeciwnika.
Co więcej, niemiecki strateg uważał, że w zaproponowany przez niego sposób można walczyć nawet na dwa fronty. W przypadku równoczesnego konfliktu z Francją i Rosją chciał najpierw poprowadzić zdecydowany atak na zachodzie. Następnie – po pokonaniu sąsiada znad Sekwany – należało przerzucić wszystkie siły na wschód. Schlieffen optymistycznie zakładał, że dzięki błyskawicznej, zmasowanej ofensywie można wygrać z Francuzami w ciągu miesiąca.
Problem w tym, że bardzo podobny plan działań przygotowali… właściwie wszyscy uczestnicy konfliktu. Jak pisze historyk Ian Kershaw:
Francuzi dobrze wiedzieli, jakie grozi im niebezpieczeństwo, a jako że ich armia polowa dorównywała niemieckiej w liczbach, przygotowywali plany własnej, porównywalnej ofensywy. Plany rosyjskie również przybrały formę śmiałych, szybkich, zdecydowanych działań ofensywnych w Galicji (…). Austro-Węgry także wychodziły z założenia, że atak jest najlepszą formą obrony. Zakładały jednak, że w pierwszej fazie zajmą się zajęciem terytorium Serbii, a przeciwko Rosjanom skierują się dopiero w niszczycielskim tandemie z Niemcami.
Tym samym każdy z przeciwników kontynentalnych zakładał przede wszystkim działania ofensywne. To właśnie ofensywa miała być drogą do decydującego – i szybkiego – zwycięstwa. Nikt nie przygotowywał planów na wypadek konieczności defensywnego wycofania się na pozycje obronne.
…albo wcale
Jak wyjaśnić tę obsesję na punkcie „błyskawicznych zwycięstw” i niechęć do planowania obrony? Paradoksalnie, wynikała ona z realistycznego oglądu sytuacji. Przywódcy walczących państw zdawali sobie sprawę z tego, że angażowanie się w konflikt ma sens tylko wtedy, gdy można go szybko wygrać.
W 1914 roku nikt nie był zainteresowany przedłużającymi się zmaganiami, bo powoli uświadamiano sobie, jak wysoki będzie ich koszt. Dziesięciolecia poprzedzające wybuch I wojny światowej przyniosły ogromne zmiany w dziedzinie wojskowości. Liderem części z nich były Niemcy, które w zmaganiach z lat 1866-1870 mobilizowały ogromne rzesze ludzi, między innymi dzięki wprowadzeniu powszechnego poboru w czasie pokoju. Rozwój sieci kolejowej i telegraficznej umożliwił ich sprawne przemieszczanie i stałą łączność między oddziałami.
W tym czasie udoskonalano również artylerię i broń dalekiego zasięgu. Kolejne lokalne potyczki ukazywały ich mrożący krew w żyłach niszczycielski potencjał. Polak Jan Bloch już pod koniec XIX stulecia ostrzegał, że wojna, jaką zna świat, odchodzi w przeszłość. Jego zdaniem połączenie milionowych wojsk oraz nowoczesnej broni musiało doprowadzić do sytuacji patowej, w której stojące naprzeciwko siebie armie, niezdolne do zyskania przewagi, powoli się wykrwawiają.
Celem opartej na ofensywie strategii było uniknięcie właśnie tego czarnego scenariusza. Europejscy generałowie ciągle jeszcze łudzili się, że jest to możliwe. Historyk wojskowości Michael Howard zauważa, że „inspiracji” dostarczyły im zwłaszcza dwa konflikty – druga wojna burska z lat 1899-1902 oraz konflikt rosyjsko-japoński z lat 1904-1905. W pierwszym przypadku, jak pisze badacz, Brytyjczycy wygrali „w dużej mierze dzięki kawalerii, której zmierzch od lat zapowiadali wojskowi reformatorzy”. W drugim zaś:
Japończycy byli w stanie, dzięki połączeniu zręcznej taktyki wykorzystania piechoty i artylerii oraz samobójczej odwagi swoich oddziałów, pokonać Rosjan w kolejnych bitwach i zmusić ich do proszenia o pokój.
Wniosek, jaki z tej lekcji wyciągnęli przygotowujący się do walki wojskowi, był prosty. Wojnę wciąż da się wygrać, ale tylko pod warunkiem przeprowadzenia zdecydowanego, wręcz brawurowego uderzenia. Przeciwnika należy wręcz obezwładnić, rzucając na niego maksymalną liczbę wojska i nie pozwalając na przejęcie inicjatywy. A więc strategia mogła być jedna: ofensywa.
Barbarzyńcy, dekadenci i rentierzy
Trzeba też dodać, że uwierzyć we własne zwycięstwo było europejskim przywódcom tym łatwiej, im gorsze zdanie mieli o swoich rywalach. „Niemiecka armia jest o niebo lepsza niż armie jej wrogów” – chwalił się swojej siostrze strateg Alfred von Schlieffen – „to jak Europejczycy przeciw Indianom czy czarnuchom [sic!]”.
Tego typu i podobne stwierdzenia rozpowszechniały się wraz ze wzrostem potęgi Rzeszy. Rosjan przedstawiano jako na pół dzikich barbarzyńców. Francuzów – zblazowanych, nieposłusznych leni. W Brytyjczykach widziano co prawda wielki naród, który jednak w ostatnich czasach osiadł na laurach i jedynie odcina kupony od dawnych sukcesów. Niemcy oczywiście nie byli w tym nastawieniu odosobnieni. W latach bezpośrednio poprzedzających wybuch wojny niemal wszędzie widać wyraźny wzrost nastrojów nacjonalistycznych.
Może właśnie to wszechobecne lekceważenie adwersarzy przesądziło o tym, że niewiele myślano o potencjalnych scenariuszach defensywnych? Na pewno stanowiło ono dodatkowy argument za przystąpieniem do wojny. Wojny, której – jak dowodzili wszyscy naokoło – nie dało się przegrać. A jednak wszyscy przegrali.
Inspiracja
Pierwsza wojna światowa widziana oczami małego chłopca. Czy uda mu się odnaleźć i uleczyć zaginionego ojca? Polecamy książkę Johna Boyne’a „Zostań, a potem walcz” wydaną nakładem wydawnictwa Replika, która stała się inspiracją do napisania tego artykułu.
Bibliografia:
- Bloch Jan, The Future of War in its Technical, Economic and Political Relations, Atheneum Press 1899.
- Delpech Thérèse, La “Guerre impossible” selon Ivan Bloch, “Politique étrangère” nr 3/2001.
- Henig Ruth, Origins of the First World War, Lancaster Pamphlets 2001.
- Hewitson Mark, Germany and the Causes of the First World War, Berg Publishers 2005.
- Howard Michael, The First World War, Oxford University Press 2003.
- Kershaw Ian, Do piekła i z powrotem. Europa 1914-1945, Znak 2016.
- Simkins Peter i in., The First World War. The War to End All Wars, Osprey Publishing 2003.
KOMENTARZE (13)
„Niemiecka armia jest o niebo lepsza niż armie jej wrogów” – chwalił się swojej siostrze strateg Alfred von Schlieffen – „to jak Europejczycy przeciw Indianom czy czarnuchom [sic!]”.”
A jak jest po niemiecku „czarnuch”? Czy też może on chwalił się po polsku?
Sdhwarzenegger
Nieprawda, der Nigger lub der Kaffer
To pierwsze słowo to współczesny import z amerykańskiego, to drugie to współczesny import z południowoafrykańskiego.
Alfred von Schlieffen nie mógł użyć takich słów.
Co więc napisał?
Nie mam dostępu do źródła, ale myślę, że on po prostu napisał „Neger”, czyli „Murzyni”.
…po pierwsze tłumaczenie chciało oddać (i oddało) kontekst wysoce negatywny porównania użytego przez Schlieffena. Choć „murzyn” jest odbierane też zwykle jako określenie negatywne, to „czarnuch” przecież o niebo bardziej ma deprecjonować… i to tłumaczenie – czarnuch dlatego i ja bym wybrał.
Ale ja bym jeszcze dodał tutaj z mojej „działki” przewagę znaczną jakościową floty niemieckiej w dziedzinie systemów kierowania ogniem i uzbrojenia pasywnego (opancerzenia) pancerników i krążowników liniowych, co udowodniła bitwa jutlandzka.
No i na koniec pamiętajmy, że w tej wojnie brało udział 3 miliony, a wg niektórych nawet 4, żołnierzy przyznających się do polskiego pochodzenia (więcej niż w II wojnie). Zresztą dowódca wojsk C.K. Franz Conrad von Hötzendorf uważał Polaków za zdecydowanie najlepszych słowiańskich żołnierzy.
Drogi A… dziękujemy za zabranie głosu w tej dyskusji i bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiamy :)
Bardzo ciekawy artykuł.
Panie Karolu, dziękujemy w imieniu Redakcji i Autorki. Pozdrawiamy :)
najszybszą wojną XXI wieku było zajęcie Krymu przez Rosjan .
Niedawno czytałem recenzję jakiejś książki o I Wojnie Światowej. Nie mogę odnaleźć linku ani tytułu.
Książka stawiała tezę, że straty były tak ogromne, gdyż oficerowie dążyli do jak największych strat we własnych oddziałach, gdyż to było traktowane, że oddział bił się dzielnie i nagradzano oddział i/lub dowódcę.
Ktoś coś kojarzy?
Czy dobrze mi się wydaje że na zdjęciu z oficerem piszącym list ma on przy prawej nodze kij do golfa? Bo jakby to było lusterko na kijku to chyba przymocowane byłoby po środku? No i ten kij tak się ładnie zwęża ku końcowi jak jakaś fabryczna rzecz.
Drogi Grocie, cóż za spostrzegawczość! Trudno jednak nam będzie odpowiedzieć na to pytanie… Może gdzieś w internecie zdjęcie to znajduje się z dokładnym opisem? Bo jeśli chodzi o rozdzielczość to po kliknięciu na ilustrację wyświetli się Panu w wersji oryginalnej. Pozostaje nam tylko domyślanie się. Pozdrawiam :)
Akurat lubię analizować stare zdjęcia, zwłaszcza gdy mnie zaciekawią, stąd moje komentarze na „Ciekawostkach” dotyczące kilku z nich. Przed zamieszczeniem komentarza próbowałem znaleźć wyjaśnienie ale na chwilę obecną jestem jednak przekonany że może to być po prostu szpicruta, natomiast jej zakończenie wskazujące na kij do golfa to skaza na zdjęciu. Pozdrawiam.