Komuniści, jak już się zabierali do roboty, to zawsze musieli postawić wszystko na głowie. Trudno o lepszy przykład niż „Tygodnik Powszechny”. Stalin zza grobu zamknął go tak skutecznie, że pismo... nadal się ukazywało. Jaruzelski zamknął tę samą gazetę i nawet przestała się ukazywać. Ale redakcja dalej, w najlepsze, przychodziła do pracy.
Demokracja ludowa rządziła się pewną kulturą. Na przykład kiedy umierał najwspanialszy przywódca w historii globu, wypadało go odpowiednio pożegnać. Włodarze Katowic doskonale wiedzieli o co chodzi. Ledwo pikawa starego Stalina odmówiła posłuszeństwa, a już pobiegli do Warszawy, prosić o przemianowanie swojego miasta na Stalinogród.
Dziwnym trafem dziennikarze jedynej niezależnej gazety w ówczesnej Polsce nie pałali podobnym entuzjazmem. O historii „Tygodnika Powszechnego” pisałem już przed paroma tygodniami. Teraz pora poświęcić nieco uwagi dwóm próbom jego likwidacji.
Stalin zza grobu…
Po śmierci Stalina redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego” Jerzy Turowicz odmówił publikacji pochwalnego tekstu na temat dyktatora. Nie chciał też przyznać, że zgon przywódcy ZSRR to wielki cios dla ludzkości.
Rozwścieczone władze natychmiast nakazały przerwać wydawanie pisma. Redakcja próbowała negocjować z partią rządzącą warunki kompromisu. W zelockiej atmosferze, jaka zapanowała na szczytach władzy nie było to jednak możliwe. Ostatni numer „Tygodnika” wyszedł 8 marca.
Można było w nim przeczytać o średniowiecznej świętej („Czy Joanna D’Arc została spalona?”), o „Krainie trudnej turystyki”, a nawet o „Sensie i bezsensie w poezji”. O Stalinie ani słowa.
Początkowo wydawało się, że pismo po prostu przestanie istnieć. Urząd ds. Wyznań kierowany przez Antoniego Bidę próbował jeszcze bezskutecznie paru wariantów.
Kusił zgodą na wznowienie tygodnika, o ile odejdzie z niego redaktor naczelny (Turowicz) i najbardziej zjadliwy publicysta (Stanisław Stomma). Podobno dopuszczano nawet pozostawienie Turowicza w redakcji, o ile przestanie nią kierować. Ale zespół się zaparł. I władza poszukała innego rozwiązania.
Józefa Hennelowa, jedna z ówczesnych pracownic „Tygodnika Powszechnego” opowiada w książce „Gen ryzyka w sobie miał”:
Tolo Gołubiew udał się na ostatnią rozmowę o naszym być albo nie być z sekretarzem KC Franciszkiem Mazurem. Gdy Gołubiew z niej wrócił, powiedział tylko: „Rozbiłem Tygodnik Powszechny”. No i władze odebrały nam „Tygodnik” (…)
Oddały nasze pismo PAX-owi, ludziom niemającym z naszym środowiskiem nic wspólnego. Oni wydawali „tygodnik” jak gdyby nigdy nic, pod tą samą winietą, zachowując ciągłość numeracji”.
Kolejny numer „Tygodnika Powszechnego” ukazał się 10 lipca 1953 roku. Z pozoru wyglądał identycznie, jak poprzednie. Nikt nie poinformował czytelników o jakichkolwiek zmianach. Tylko linia pisma stała się jakby przychylniejsza partii. O wiele!
Zaczęło się wychwalanie socjalizmu, krytykowanie zepsutej młodzieży, wbijanie szpilek Kościołowi. Nic dziwnego. Odtąd „Tygodnik” wydawali ludzie zupełnie podporządkowani władzy. Oczywiście za bardzo się z tym nie afiszowali i gros czytelników dało się nabrać.
Co stało się z prawdziwą redakcją? Wyleciała na bruk z zakazami podejmowania innej pracy. Niektórzy trudnili się wykonywaniem ozdób świątecznych, inni żyli dzięki pomocy Kościoła lub datkom od Polonii. Wspomniana Józefa Hennelowa utrzymywała się z pensji oddawanej przez wikarego jednej z krakowskich parafii – Karola Wojtyłę.
Jaruzelski z automatu…
Prawowici właściciele odzyskali „Tygodnik Powszechny” po dojściu do władzy Władysława Gomułki. Nowy pierwszy sekretarz chciał się przypodobać Kościołowi. Wypuścił prymasa, oddał tygodnik, przez jakiś czas udawał, że wszystko będzie lepiej.
Oczywiście nie było, ale „Tygodnik” przetrwał aż do 1981 roku. Wtedy raz jeszcze został zamknięty – z automatu, jak każde niepewne pismo podczas stanu wojennego.
Redakcja zagrała jednak władzy na nosie. Może i pismo nie mogło się ukazywać, ale dziennikarze i tak przychodzili do pracy. Dyskutowali o sytuacji w państwie, sprowadzali gości, planowali przyszłe posunięcia. Roman Graczyk wspominał:
W redakcji – dosłownie – kłębiło się. Młodzi i starsi poeci, zbuntowani członkowie partii, brodaci solidarnościowcy wypuszczeni z internatów, profesorowie Uniwersytetu, katoliccy działacze z małych miasteczek (…), druhowie z niezależnego harcerstwa, piękne kobiety oraz chłop z Liszek ze świeżą dostawą kiełbasy. Całe to towarzystwo w gruncie rzeczy nieustannie konspirowało przeciwko władzy ludowej.
Tak rodził się ferment, którego skutki dały o sobie znać kilka lat później. Przed, podczas i po obradach Okrągłego Stołu.
Bibliografia:
- „Gazeta Wyborcza Kraków”, 30-31 stycznia 1999, nr 26.
- Joanna Podsadecka, Gen ryzyka w sobie miał… O Jerzym Turowiczu, Literatura Faktu PWN, 2012.
- Kalendarium „Tygodnika Powszechnego”
KOMENTARZE (5)
Tekst może i ciekawy, ale kompletnie nieobiektywny, co się kłóci z regułami warsztatu historyka.
Dlaczego nieobiektywny? Jeśli stawiasz jakiś zarzut, to wypada go uargumentować.
Osobiście ze zdziwieniem obserwuję, że w pewnych środowiskach wręcz odruchem stało się krytykowanie „Tygodnika Powszechnego”. Bez względu na fakty i zasługi; wyłącznie z uwagi na zaangażowanie polityczne tego środowiska w latach 90. Moim zdaniem to takie podejście kłóci się z historią.
Wybrane Komentarze z serwisu Wykop (http://www.wykop.pl/link/1126491/praca-w-zamknietej-gazecie-absurd-rodem-z-prl-u/):
histeryk_13:
Ten opis znaleziska trochę bez sensu, bo ostatnie zdanie zupełnie wyrwane z kontekstu.
Sam artykuł ciekawy, szczególnie sprawa ze Stalinem.
spiskuje_z_korporacjami:
Tylko linia pisma stała się jakby przychylniejsza partii. O wiele! Zaczęło się wychwalanie socjalizmu, krytykowanie zepsutej młodzieży, wbijanie szpilek Kościołowi.
Tak już zostało do dziś.
CreativePL:
@spiskuje_z_korporacjami: A powiedz mi kiedy ostatnio wbijali oni szpilki Kościołowi? Z tego co wiem to tygodnik katolicki. To tak jak by napisać o Wprost że jest gazetą skrajne prawicową…
Udawali piewców prawdy.Ale są gorsi od propagandy z PRL.
O tym, co działo się w i z Tygodnikiem Powszechnym w latach 50. można przeczytać w „Dzienniku 1954” Tyrmanda. On sam zresztą z Tygodnikiem współpracował.