Ciekawostki Historyczne
Średniowiecze

Teściowa zrobiła z niej pośmiewisko, biskup nią poniewierał, mąż życzył jej śmierci. Dlaczego życie Aldony Anny zamieniło się w koszmar?

Aldona Anna budziła politowanie dworzan oczekujących narodzin królewicza i wstręt księży, widzących w niej frywolną utracjuszkę. Nie szanował jej papież. A mąż? Po dziesięciu latach małżeństwa chyba tylko życzył jej śmierci.

Jadwiga Bolesławówna – potężna i powszechnie szanowana małżonka Władysława Łokietka – o synowej nie miała chyba nic dobrego do powiedzenia. Nie wiadomo czy w czambuł potępiała cały związek jedynego męskiego potomka. Na pewno jednak nie wierzyła, że świeżo ochrzczona, frywolna i beztroska Aldona Anna ma zadatki na przyszłą królową.

Małżeństwo polskiego następy tronu Kazimierza i córki litewskiego księcia Giedymina, zawarte w roku 1325, okazało się politycznym niewypałem. Sojusz, który umacniało nie przyniósł Polsce żadnych korzyści, a zarazem – sprowadził na kraj oraz dynastię nieprzerwaną falę oskarżeń, insynuacji i ataków ze strony sąsiadów. Jakby tego było mało Aldona Anna, mimo upływających lat, nie urodziła mężowi żadnego syna.

To na niej – jak wierzyli poddani i teściowie – ciążył obowiązek przedłużenia monarszego rodu. Żona królewicza nie była jednak władna sprostać najważniejszemu zadaniu, co stawiało pod znakiem zapytania pozycję i przyszłość Litwinki.

Aldona Anna na portrecie wedłu wzoru Michała Stachowicza

Aldona Anna na portrecie wedłu wzoru Michała Stachowicza

Ostatnie ogniwo

Nieufność względem Aldony Anny były tym silniejsza, im słabsze okazywało się zdrowie wciąż bardzo młodego królewicza. Kazimierz, który w przyszłości zyska przydomek Wielkiego, w chwili ślubu liczył sobie piętnaście lat, z pozoru nie było więc powodu by już teraz obawiać się o to, czy doczeka się męskiego potomstwa. Wszystko zmieniło się, gdy w 1327 roku następcę tronu powaliła ciężka choroba.

Sytuacja młodego Piasta była krytyczna. Zrozpaczona matka królewicza, Jadwiga Bolesławówna, błagała o modlitewne wsparcie samego papieża, a zarazem powierzyła syna szczególnej pieczy świętego Ludwika. To był już jej ostatni żyjący syn. Najstarszy brat Kazimierza, Stefan, umarł jako sześciolatek, w roku 1306. Drugi z gromadki Władysław odszedł do wieczności jako bobas, w 1312 roku. Najmłodszy Kazimierz stanowił ostatnie ogniwo dynastii. Bez niego cały wysiłek włożony w zjednoczenie kraju i w odbudowę instytucji królestwa poszedłby na marne.

O reakcji Aldony Anny na chorobę męża nic nie wiemy. Dziewczyna musiała jednak być przerażona. Gdyby Kazimierz umarł, to właśnie na nią zrzucono by winę za upadek rodu panującego. Królewicz zdołał dojść do siebie. Co innego Aldona Anna. Teraz szybkie przedłużenie dynastii uznawano za rzecz absolutnie nieodzowną i nie cierpiącą zwłoki. Litwinka tymczasem rodziła… tylko córki.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Królowa jest jedna

Pozycja Aldony Anny była wątła. O tym, jak mało ją szanowano przekonała się boleśnie i publicznie w roku 1333 roku. Wczesną wiosną zmarł król Polski Władysław Łokietek. Natychmiast zaczęto czynić przymiarki do nowej koronacji. Nikt nie kwestionował praw 23-letniego Kazimierza do korony i tronu. Prawa Aldony Anny to był jednak temat zupełnie odrębny.

Królowa wdowa, Jadwiga, otwarcie ogłosiła, że sprzeciwia się wyniesieniu synowej do monarszej rangi. „Według prawa dziać się tak nie powinno, ponieważ żyję ja, prawdziwa królowa koronowana. Dlaczego za mojego życia drugiej nie należy koronować w tym samym królestwie” – argumentowała.

Repliki polskich insygniów koronacyjnych (fot. Gryffindor; CC ASA 3,0)

Repliki polskich insygniów koronacyjnych (fot. Gryffindor; CC ASA 3,0)

Zdaniem wybitnego mediewisty, Janusza Bieniaka, opór Jadwigi dowodzi, że za czasów Łokietka polskie obyczaje związane z władzą królewską wciąż się kształtowały. Po niemal dwustu latach rozbicia dzielnicowego nie pamiętano już jak należy postępować po śmierci króla i jak godzić stanowiska królowej-matki oraz królowej-małżonki. W zaistniałym chaosie Jadwiga mogła twierdzić, że przysługują jej takie same prawa, jak mężowi. A więc także wyłączne prawo do korony, tak długo jak żyje.

W rzeczywistości sprawa była bardziej zagmatwana. Pamiętajmy, że Jadwiga znała wzorce zagraniczne. Była kobieta światową i musiała wiedzieć, jak obecność matek oraz żon królewskich godzą Niemcy czy Węgrzy. Jeśli mimo to zaprotestowała przeciwko koronacji Aldony Anny, to widocznie znaczenie kluczowe miały nie obyczaje czy osobiste ambicje, ale raczej – niechęć wobec kobiety przewidywanej na nową władczynię.

Wzgarda papieża, bezczelność biskupa

Opór Jadwigi udało się złamać, a małżonka Kazimierza została 25 kwietnia 1333 roku koronowana na królową. Konflikt odbił się jednak szerokim echem w kraju oraz zagranicą. Już na stałe zaciążył na wizerunku Aldony Anny.

Jan XXII na miniaturze z XV wieku.

Papież Jan XXII na miniaturze z XV wieku.

Nowa królowa budziła politowanie dworzan, z coraz mniejszą nadzieją wyczekujących narodzin królewicza i wstręt księży, widzących w niej frywolną utracjuszkę, rozkochaną w zabawach i niezdolną do wypełniania monarszych obowiązków. Nie szanował jej nawet papież, Jan XXII. Gdy w 1334 roku wysłał do Polski swojego legata, zwyczajowo poinformował o tym miejscową królową. List wysłał jednak wyłącznie do starej Jadwigi, „zapominając”, że aktualną małżonką władcy jest Aldona Anna.

Jeśli żona Kazimierza nie cieszyła się respektem w kurii, to co dopiero w kraju. Bezsilność monarchini w 1337 roku ostatecznie obnażył biskup Krakowa, Jan Grot. Pod nieobecność monarchy nakazał on gwardzistom wtargnięcie na Wawel w celu uwolnienia z kazamatów swojego człowieka, osadzonego za bliżej nieokreślone przestępstwo.

Włamanie do rezydencji stanowiło ciężką obrazę nawet nie tyle króla, co przede wszystkim królowej. Bo akurat Aldona Anna znajdowała się na Wawelu, a jej protesty i napomnienia zwyczajnie zignorowano. Żołnierze minęli królową, jakby w ogóle nie uznawali jej władzy, włamali się do zamkowej wieży i opuścili wzgórze razem z więźniem, za nic mając majestat monarchini.

Niezwykła historia kobiet, które zbudowały polskie mocarstwo. Jadwiga Andegaweńska i jej poprzedniczki w nowej książce Kamila Janickiego: "Damy polskiego imperium". Do kupienia już dzisiaj w naszej oficjalnej księgarni!

Prawdziwy obraz średniowiecznej Polski. Historia bez pudru w nowej książce Kamila Janickiego: „Damy polskiego imperium”. Do kupienia na empik.com

Życzenie śmierci

Prestiż Aldony Anny znalazł się w rynsztoku. Ostatni cios zaś wymierzył jej już sam Kazimierz. Prawdopodobnie pod koniec lat 30. XIV wieku król zawarł pakt o dziedziczeniu ze swoją siostrą – królową węgierską, Elżbietą Łokietkówną.

Niewystarczająca płodność Aldony Anny stała się tematem międzynarodowych rokowań. Publicznie roztrząsano kwestię niezdolności królowej do powicia syna. Władczyni najadła się wstydu, a Kazimierz oficjalnie… wydziedziczył urodzone przez nią córki. Zdecydował, że jeśli sam umrze, nie doczekawszy się syna, to polski tron przejdzie w ręce męża Elżbiety, króla węgierskiego Karola Roberta.

Jedyną nadzieją dla dynastii i dla samego króla zdawała się… szybka śmierć królowej. Tylko po jej odejściu Kazimierz mógł liczyć na to, że zwiąże się z partnerką, która przyniesienie krajowi następcę tronu. Aldonie Annie życzono wszystko najgorszego. I w 1339 roku te życzenia się spełniły.

Kazimierz Wielki na nieukończonym szkicu Jana Matejki.

Kazimierz Wielki na nieukończonym szkicu Jana Matejki.

Strasznym losem z tego świata zeszła

Co konkretnie nastąpiło? Nie wiadomo. To mógł być wypadek, w którym ciało zostało sponiewierane niczym szmaciana lalka chwycona w zęby przez psa. To mogła też być ciężka choroba, z powodu której członki pokryły się ropą i śluzem, nim kobieta wydała z siebie ostatnie tchnienie.

Jakkolwiek było, śmierć królowej w wieku niewiele ponad dwudziestu pięciu lat wzbudziła powszechny szok. „Ponieważ nadmiernie używała życia, dlatego też dość znamiennym i strasznym losem z tego świata zeszła” – podkreślał związany z krakowskim dworem dominikanin o imieniu Traska. Choć nie można wykluczyć, że tylko podkoloryzował informacje o zgonie Aldony Anny, by podkreślić, jak bardzo nieudaną i grzeszną była królową…

***

Jeden artykuł to o wiele zbyt mało, by opisać fascynujące sylwetki żon Kazimierza Wielkiego. Dowiedz się znacznie więcej o królowej Aldonie Annie i jej następczyniach z mojej nowej książki: „Damy polskiego imperium. Kobiety, które zbudowały mocarstwo”. Do kupienia już teraz w oficjalnej księgarni CiekawostekHistorycznych.pl.

Wybrana bibliografia:

Artykuł został oparty na materiałach zebranych przez autora podczas prac nad książką „Damy polskiego imperium. Kobiety, które zbudowały mocarstwo”. Poniżej wybrane z tych pozycji. Pełna bibliografia w książce.

  1. Dąbrowski J., Kazimierz Wielki twórca Korony Królestwa Polskiego, Ossolineum, Kraków 1964.
  2. Długopolski E., Władysław Łokietek na tle swoich czasów, Universitas, Kraków 2009.
  3. Jana Długosza Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego, ks. 9: 1300–1370, red. Z. Kozłowska-Budkowa i in., oprac. łac. D. Turkowska, M. Kowalczyk, tłum. J. Mrukówna, oprac. pol. J. Garbacik, K. Pieradzka, PWN, Warszawa 2009.
  4. Jasiński K., Małżeństwa i koligacje polityczne Kazimierza Wielkiego, „Studia Źródłoznawcze”, t. 32–33 (1990).
  5. Marzec A., Aldona Anna [w:] Poczet władczyń Polski, red. B. Czwojdrak, Wydawnictwo M, Kraków 2017.
  6. Sroka S.A., Życie osobiste Kazimierza Wielkiego. Źródła a prawda [w:] Kazimierz – sławny i z czynów Wielki Materiały z sesji naukowej, Nowy Wiśnicz, 14–15 maja 2010, Historia Iagellonica, Kraków 2011.
  7. Śliwiński J., Mariaże Kazimierza Wielkiego. Studium z zakresu obyczajowości i etyki dworu królewskiego w Polsce XIV wieku, Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Olsztynie, Olsztyn 1987.
  8. Wyrozumski J., Kazimierz Wielki, Ossolineum, Wrocław 2004.

Zobacz również

Średniowiecze

Bigamia Kazimierza Wielkiego. Ile żon na raz miał słynny władca?

Legalna żona Kazimierza Wielkiego, Adelajda, wciąż żyła, to jednak nie powstrzymywało króla przed ponownym stawaniem na ślubnym kobiercu. Zawarł dwa kolejne małżeństwa, niemożliwie plącząc swoją...

5 lipca 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Śmierć Kazimierza Wielkiego. Wewnętrzny ogień, środki na przeczyszczenie i niebezpieczne rozrywki

Kazimierz Wielki nie słuchał nikogo. Ani wtedy, gdy przestrzegano go przed groźną rozrywką, ani w drodze powrotnej, gdy ranny zignorował wszelkie napomnienia dworzan i lekarzy.

25 czerwca 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Kazimierz Wielki zamknął swoją żonę w wieży. Dla Adelajdy to nie była historia z bajki, ale najprawdziwszy koszmar

Król Kazimierz Wielki nie odegrał roli rycerza w lśniącej zbroi. Wręcz przeciwnie. To on zamknął niechcianą i niekochaną żonę w twierdzy, próbując złamać jej wolę...

20 marca 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Kazimierz Wielki i Adelajda Heska. Jak doszło do związku, przez który wymarła dynastia Piastów?

Przebiegły podstęp, związek z martwą kobietą i pospieszne małżeństwo z podstawioną zamiast niej zastępczynią. Drugie małżeństwo Kazimierza Wielkiego było więcej niż nieporozumieniem. Król dał z...

25 lutego 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Gdy Kazimierz Wielki zasiadł na tronie, Polska była na skraju upadku. Jak król uratował kraj przed katastrofą?

Do starcia, które zdecydowało o losach Polski nie doszło na polu bitwy, ale w pałacowych komnatach, w toku potajemnych negocjacji. Kazimierz Wielki zgodził się zapłacić...

8 stycznia 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Kazimierz Wielki i Aldona Anna. Jak doszło do małżeństwa między polskim królewiczem i poganką z Litwy?

Dla jednych Aldona Anna była pozbawioną powagi siksą, która więcej myśli o zabawach i muzyce, niż o sprawach tronu. Inni widzieli w niej fałszywą chrześcijankę...

3 stycznia 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

KOMENTARZE (69)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nana

Kazimierz nie był jedynym męskim potomkiem pary królewskiej, Jadwiga i Łokietek mieli jeszcze dwóch synów (Władysław i Stefan), ale ci zmarli. Można było ewentualnie napisać „jedynym żyjącym męskim potomkiem”.

    Bartosz W.

    W porównaniu do innych błędów i przekłamań ten wymieniony przez Panią jest absolutnie pomniejszy.

    Haha.E

    ,,Najstarszy brat Kazimierza, Stefan, umarł jako sześciolatek, w roku 1306. Drugi z gromadki Władysław odszedł do wieczności jako bobas, w 1312 roku. Najmłodszy Kazimierz stanowił ostatnie ogniwo dynastii.,,
    Czyzby wczesniej nie bylo tego fragmentu?

Bartosz W.

1. Nie ma nic dziwnego w tym, że praktycznie wszyscy poczynając od teściowej, a na dworzanach kończąc, uważali Annę (imię Aldona to całkowity wymysł, tak więc odradzałbym jego używanie) za niegodną tytułu i pozycji królowej. W porównaniu do męża i jego rodziny była to bowiem osoba (brutalnie mówiąc) dość prymitywna. Do tego ciążyła na niej skaza niedawnej poganki. Ponadto pamiętano jej pewnie (to akurat w żadnym razie nie zależało od niej) owo fiasku sojuszu z jej ojcem, po którym Łokietek naiwnie dużo sobie obiecywał, a wyszło jak zawsze. Tak więc, bezcelowy przecież, opór Jadwigi przed koronacją synowej nie był raczej zaskakujący dla otoczenia. Kazimierz szybko i sprawnie nakłonił jednak starą matkę by odsunęła się na ubocze, co też ta ostatnia bez większego oporu uczyniła.

2. Bez przesady z tym rzekomym „super-hejtem” na Anne. To, że traktowano ją protekcjonalnie lub lekceważąco to niestety, zważywszy na jej pochodzenie, nic nadzwyczajnego. Brakowało tylko oskarżenia Kazimierz (nazwanie go nieukiem, nieudacznikiem i gwałcicielem już było) o żonobójstwo. Zresztą miał prawo czuć się zawiedziony. Młoda małżonka dała mu tylko 2 córki, oddalone zresztą od siebie o wiele lat. Jeśli zestawi się to z faktem, że mocno posunięty w latach Kazimierz był w stanie w szybkiej sekwencji spłodzić kolejne 3 córki ze swoją ostatnią żoną Jadwigą żagańską to otrzymujemy obraz faktycznie niezbyt płodnej Anny. Jeszcze ta przedwczesna śmierć, może to ona była słabowita? W każdym razie to ona, nie Kazimierz, dobrze do takiego wzorca pasuje.

3. Kazimierz zawarł układ o dziedziczeniu nie z siostrą lecz ze swoim szwagrem – Karolem I Robertem, królem Węgier. Elżbieta NIE była suwerenną władczynią i dopiero za panowania swojego syna uzyskała prawdziwie mocną pozycję. W latach 30 XIV w. mogła co najwyżej zstępować męża za jego upoważnieniem np. przy zawieraniu niektórych umów, ale nie do niej należały decyzje. Zresztą to Łokietek najpewniej już w czasie choroby Kazimierza w 1327 r. obiecał zięciowi ewentualne następstwo po sobie. To raz. Natomiast dwa to to, że Kazimierz NIE wydziedziczył swoich córek. Cóż to w ogóle za pomysł?! Kobiety nie miały prawa do bezpośredniego dziedziczenia (panowało prawo salickie). Co innego pośrednio. W końcu Kazimierz widział jako następce (tylko raczej bezdzietnego Ludwika, a nie swojego) w Kaźku słupskim, swoim wnuku po córce Elżbiecie.

4. „Aldonie Annie życzono wszystko najgorszego. I w 1339 roku te życzenia się spełniły.” – A tego to już nie skomentuje. Panie redaktorze rozumiem, że to portal popularny, a nie naukowy, ale jeśli NAPRAWDĘ zależy Panu i reszcie zespołu na jego jakości, to radziłbym powstrzymać się od takich „rewelacji” (to samo tyczy się innych, na które opisałem powyżej). Nie na tym polega bowiem popularyzatorstwo historii, czyli na przedstawianiu nieprawdziwego jej obrazu. Popularyzować należy powszechnie akceptowaną wersję, a nie lansować na siłę własne teorie, które miejscami wydają się być kontrowersyjne dla samej kontrowersji i niczego ponadto…

    Sabina

    Pana komentarz wpisuje się w dziwny nurt obarczania żon władców wina za rodzenie córek. Trudno to skomentować. Podobnie jak sugestie, że to na niej ciąży jakąś hipoteczna odpowiedzialność za brak częstych ciąż. To tego trzeba dwojga, a Kazimierz w aspekcie małżeńskiej wierności (i w ogóle przyzwoitości) nie jest chyba najlepszym wzorem.
    Teza o jej rzekomym prymitywizmie–to jak podkreślanie złego pochodzenia. Pochodzenie Kazimierza nie było wcale lepsze niż jej, to potomek jednak mało znaczącego z urodzenia ksiazatka.
    Zawsze miałam sentyment do tej królowej, pewnie z powodu jej ewidentnie nieszczęśliwego życia, wredne teściowej, kiepskiego męża.

Jk

Komentarz Bartosza bardziej merytoryczny od artykułu :-)

    Bartosz W.

    Dziękuję bardzo za pochwałę, ale proszę nie przesadzać:) Pisałem bardzo ogólnikowo i całkowicie z pamięci.

Agnieszka

Co do słów pana Bartosza sugerujących, że winą Anny był brak męskiego potomka, pragnę zaznaczyć, że to od nasienia mężczyzny zależy płeć dziecka. Kobieta daje zawsze chromosom X, a mężczyzna X lub Y.

    Krzysztof

    Wtedy tego nie wiedziano.

      Nasz publicysta | Anna Dziadzio

      Panie Krzysztofie, zgadza się. Jednak Pani Agnieszce chodziło o to, że Pan Bartosz napisał, że Kazimierz miał prawo czuć się pokrzywdzony, bo Aldona dała mu 2 córki w odległym czasie, a on spłodził potem w szybszym tempie 3, ale przecież także córki. Jego poczucie pokrzywdzenia jest zatem nielogiczne w stosunku do Aldony, bo z kolejną również miał córki, a nie synów. Pozdrawiamy.

        Bartosz W.

        1. Napisałem „zawiedziony”, a nie „pokrzywdzony”, prosiłbym więc szanowną Panią o nieprzekręcanie moich słów. To trochę niefajne bo choć słowa niby podobne, to ich znaczenie całkiem inne. Czy to takie naganne, że starałem się spojrzeć na sprawę z potencjalnego(bo przecież nie mamy pojęcia co myślał) punktu widzenia Kazimierza? Przecież on też miał ludzkie uczucia wbrew temu jak się go tutaj próbuje przedstawiać. Nawet jeśli jego żona nie ponosiła winy w tym, że mieli córki, a nie synów, to nie zmienia to faktu, że on sam miał prawu czuć zawód. Tym bardziej, że nie miał dzisiejszej wiedzy na temat owych kwestii.

        2. Z tymi córkami z ostatniego małżeństwa to o co innego mi chodziło, a mianowicie o to, że Anna mogła być słabowita i przez to nie rokować dużych nadziei na liczne potomstwo przy równoczesnym zaznaczeniu, że Kazimierz nawet w podeszłym wieku nie miał większych problemów. Po prostu zabrakło mu już czasu, ale możemy spekulować co by było gdyby nie fatalne małżeństwo z bezpłodną Adelajdą heską, od której nie mógł się uwolnić przez wiele lat.

        Nasz publicysta | Anna Dziadzio

        Panie Bartoszu, to nie był komentarz polemizujący z Pana zdaniem. Chodziło o wyjaśnienie, o co chodziło poprzedniej komentatorce. Ona odebrała to prawdopodobnie jako atak na Aldonę, co zdziwiło Pana Krzysztofa. Pozdrawiam.

    Bartosz W.

    A gdzie ja niby oskarżam Annę o brak męskiego potomka?? Chodziło mi tylko o to, że sam Kazimierz jak i reszta otoczenia mogli czuć rozczarowanie z tego powodu. To chyba oczywiste i naturalne, czyż nie?

Mara

Panie Bartoszu, dziękuję za komentarz, ma Pan rację. Redaktor tego artykułu powinien troszkę się douczyć. Do tego ta nagonka na film Korona Królów, który jest dobry, trafiony i skłonił do szukania i czytania książek historycznych.

    Bartosz W.

    Droga Pani, dziękuję za miłe słowa. Co do „Korony Królów” to niestety w wielu punktach muszę się zgodzić z Panem Janickim, choć nie zawsze pochwalam formę jakiej używa w wyrażaniu swojego zdania. Serial jest raczej słaby (chociaż może się trochę rozkręci co nie zmienia faktu, że mnóstwo w nim głupich błędów), ale to wina różnych czynników. Ponadto zdaje się, że mimo to może jednak odegrać pozytywną rolę, bo jak Pani zauważyła coraz więcej ludzi zdaje się interesować tematem, może nawet sięgną po fachowe opracowania, a to będzie duży plus.

    Jednak w porównaniu do nagonki na serial prawdziwym złem jest nagonka na samego Kazimierza Wielkiego. Nie wiem czemu akurat jego się tutaj uczepiono, ale zaczyna się to powoli robić męczące. Jeden przykład, określanie z uporem Kazimierza jako „nieuka” bo prawdopodobnie był analfabetą. Po pierwsze: czy to w jakikolwiek sposób go ograniczało? Jeśli nie to po co to drążyć jakby miało to jakieś znaczenie? Po drugie: to nie młody Piast odpowiadał za kształt swojej edukacji, tylko jego ojciec. Skoro Łokietek (bardzo tu promowany) nie widział potrzeby w tym by syn uczył się czytać i pisać to może do niego trzeba mieć ewentualne pretensje (zresztą on sam był zapewne analfabetą)?

Glujo.

Dla mnie największym kuriozum jest ten fragment: ” To mógł być wypadek, w którym ciało zostało sponiewierane niczym szmaciana lalka chwycona w zęby przez psa. To mogła też być ciężka choroba, z powodu której członki pokryły się ropą i śluzem, nim kobieta wydała z siebie ostatnie tchnienie”. Co to ma w ogóle być? Sensacja do kolorowego magazynu dla półanalfabetów? Na bazie jakich źródeł autor artykułu pisze podobne bzdury? A może od razu napisać, że została zgwałcona przez żółwia i stratowana przez stado mrówek a jej szczątki rozwłóczyli Jezuci, mimo że ich jeszcze nie było?

    Bartosz W.

    Patrząc na przekrój wszystkich artykułów traktujących o tamtym okresie to proponuję coś w stylu: „Nieszczęsna Anna została bestialsko zgwałcona przez swojego bezlitosnego męża, który potem oddał ją do zabawy swoim strażnikom, a potem psom myśliwskim ze swojej psiarni. Nic więc dziwnego, że biedaczka tak potraktowana zeszła z tego świata w wielkim cierpieniu. Kolejna po najcnotliwszej Klarze Zach, która padłą ofiarą seksualnego zbrodniarza Kazimierza I Niedouka”.

    Dosadnie? Może i tak, ale z tego co widzę to powoli zaczyna to dryfować w tą właśnie stronę, z czego szczerze ubolewam, ponieważ portale popularyzatorskie SĄ potrzebne, ale nie w takiej formie, która coraz bardziej zaczyna przypominać magiel.

      Paulina Szmit

      Panowie, miejcie litość nad człowiekiem wychowanym w gimnazjum, po lekcjach historii raz w tygodniu, gdzie w podręcznikach jeszcze większe bzdury są napisane.

        Bartosz W.

        Może szanowną Panią zaskoczę, ale ja również ukończyłem gimnazjum, a ponadto dyplomowanym historykiem jestem od niedawna. Jak więc można się pewnie domyśleć jestem aktualnie młodszy od Pana redaktora. Ja po prostu nie dążę do kontrowersji za wszelką cenę i sprzeciwiam się takiej narracji (i będę to robił).

    Emilia

    Jestem również zbulwersowana opisem przyczyny śmierci Anny. Za to w innym miejscu tego portalu, kochanicę króla Kazimierza, opisuje się w pełnych superlatywach… no ale to przecież była Esterka….

Nasz publicysta | Anna Dziadzio

Szanowni Państwo, dziękujemy za komentarze. Słowa krytyki są dla nas cenne. Ale proszę na to spojrzeć również z drugiej strony – Państwu nie nie podoba się co jest napisane, ale jak. Uwagi odnoszą się głównie do narracji. A ta rzeczywiście nie każdemu musi się podobać – inni cenią sobie podawanie historycznych faktów w formie nie podręcznikowej, ale ciekawej i niekiedy kontrowersyjnej. Ważne by zaciekawić historią także tych, którzy na co dzień nią się nie interesują – a pewne formy narracji spełniają ten cel doskonale. Pozdrawiamy serdecznie.

    Rozalinda

    Problemem jest nie tylko styl narracji, ale fabularyzowane historii wedle własnego uznania przez autora tego wpisu. Kamil Janicki sprawia wrażenie człowieka o ubogich umiejętnościach badawczych, ponieważ nieustannie wymyśla nowe zdarzenia, dopowiada, albo komentuje, jakby pisał na średniowiecznym Pudelku. Dodanie bogatej bibliografii do książki nie tworzy dobrego historyka, zwłaszcza, że często podane źródła opisują zupełnie inną wersję historii, niż autor książki, ale to by nie było tak clickbaitowe, jak wersję Janickiego.
    Niestety, od czasu do czasu przypadkiem klikam w jego artykuł, gdy nazwiska autora nie widać, albo zapomnę sprawdzić. Bo normalnie unikam aktywnie jego wpisów – tego się nie da i niempwoinno czytać, jeśli kogoś obchodzą fakty.

Karolina

Aż przykro czytać, że tak inteligentni ludzie nie mają co robić, tylko czepiać się słówek w artykule popularnonaukowym. Proponuje trochę się odprężyć :)

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    Droga Pani Karolino, jak widać każdy ma różne sposoby spędzania wolnego czasu i inne rzeczy sprawiają przyjemność. „Czepialstwo” jak widać należy do bardzo popularnych dziś rozrywek. Jednak gdy padają merytoryczne argumenty połączone z krytyką – tam jesteśmy bardzo wdzięczni. Co do odprężenia – dołączamy się do Pani propozycji :) Pozdrawiamy.

    Bartosz W.

    „Czepiać się słówek”?? Aha, to ja nie mam chyba więcej pytań.

      Nasz publicysta | Anna Dziadzio

      Drogi Panie Bartoszu, może to sformułowanie naszej Czytelniczki nie było subtelne, ale chodziło właśnie o czepianie się sposobu pisania, a nie tego co jest napisane. Narracja, styl Autora to kwestie, moim zdaniem, drugorzędne wobec treści. A jeśli są Autorzy, którzy ważne kwestie potrafią podać w sposób, który zainteresuje każdego – to naprawdę rzadka i cenna umiejętność.

zh

Aldona Anna najprawdopodobniej miała nowotwór, albo zapalenie otrzewnej.

    Bartosz W.

    Może tak, może nie. Niestety nie jesteśmy po tylu latach i przy tak skromnych źródłach stwierdzić co było przyczyną śmierci.

Marta- dawna historyczka

cały akapit „strasznym losem …” jest straszny sam w sobie, cały tekst czyta się dobrze, (nie oceniając merytorycznie, ja nie jestem specjalistą z dziedziny średniowiecza) ale te zakończenie to nawet stylistycznie do tekstu nie pasuje, ja rozumiem, że jak średniowiecze to musi być ropień i poszarpane mięso :) ale nie można było napisać, że zmarła w bliżej nie znanych okolicznościach etc. :) ?od razu tak czytelnika straszyć tą ropą i psami?

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    Droga Pani Marto, nikt nie miał zamiaru straszyć, to tylko jedne z prawdopodobnych ówcześnie wersji ;) Pozdrawiamy serdecznie :)

      Bartosz W.

      Proszę sobie nie żartować, bo to nie było śmieszne.

        Rozalinda

        Kamil Janicki jest znany z dopowiadania sobie historii, i zmyślania, przekręcania faktów albo interpretacji czy opisów rodem ze średniowiecznego Pudelka, i nazywania tego „popularyzacją historii.” Anna Dziadzio – z bronienia go w komentarzach poprzez sugerowanie, że czytelnicy portalu są niedoedukowani/niekulturalni.
        Aktywnie unikam artykułów sygnowanych nazwiskiem KJ, ale czasem nie widać autora i kliknę… Clickbaity działają i na mnie. XD na szczęście coraz częściej w komentarzach pod rzeczonymi postami udzielają się ludzie faktycznie zorientowani w historii.

Czepialska

Gdy pragnienie męskiego potomka spycha ludzi do takich okropności… Aldony i wszystkich kobiet na których ciążyła presja urodzenia męskiego potomka najzwyczajniej mi szkoda, ale to efekt postrzegania kobiety w tamtych wiekach.
Całe szczęście, że nauka poszła do przodu i udowodniono, że za płeć odpowiada mężczyzna, a nie kobieta. Choć czasu się naturalnie nie cofnie. W niektórych krajach, gdzie relacje męsko-damskie były inaczej uregulowane (z uwagi na inną religię panującą) syna witano z radością, ale i z powodu córki się radowano. Bo gdy przyszło do podziału tronu, to one mogły przeżyć. Ich bracia nie mieli tego szczęścia…

    Nasz publicysta | Michał Korzec

    Droga Pani Czepialska, ciekawe jest to co Pani napisała na temat innych krajów, czy mogłaby Pani podać przykład? Jestem po prostu ciekaw ponieważ w Europie utarło się podejście o którym Pani pisze np. Henryk VIII i jego żony. Pomimo osiągnięć nauki tego typu podejście jest mocno zakorzenione w tradycji. Pamiętajmy, że wydając córkę za mąż należało wnieść posag. W sytuacji kiedy ktoś miał 3 córki automatycznie mógł zostać bankrutem.
    Pewien znany mi starszy Pan, ojciec czworga dzieci mieszkający na Śląsku mawiał: „Jak się córka urodzi to gorzej jakby się chałupa spaliła”.

      Bartosz W.

      Z kolei na Sycylii do dzisiaj ponoć występuje powiedzenie o córkach: „Jak jej do 18-nastki nie wydasz na mąż, to daj jej w łeb (pozbądź się jej)” czy coś takiego.

      gosia

      Zdaje się że pani Czepialskiej chodziło nie o europejskie kraje a o Imperium Osmańskie, bo przecież podkreśliła, że inna religia tam była. Jak wiadomo w sułtańskiej rodzinie córki miały szansę przeżyć, a synowie zabijali się w walce o tron. Sułtanem zostawał nie najstarszy, ale ten który wygrał, a jeśli żyli jeszcze jacyś bracia to skazywał ich na śmierć i ich synów także.

      gosc

      Za płeć nie odpowiada mężczyzna jako taki, tylko chodzi o moment współżycia w cyklu. Im bliżej owulacji (przed) tym większa szansa na chłopaka (męskie plemniki są szybsze, silniejsze, ale krócej żyją), im dalej do owulacji, tym większa szansa dla żeńskich plemników, które może słabsze, ale są za to dłużej żywotne ;). Po owulacji nie ma już raczej szans na poczęcie, dlatego my kobiety mamy dni płodne i niepłodne. Gdyby taka wiedza wtedy istniała, ciekawe ile z tych kobiet jednak okazało by się płodnymi, a ile narodziłoby się książąt… ale Pan Bóg i tak jakby chciał, toby takowego powołał do życia, więc to tylko teoria.

    Bartosz W.

    Jakich znowu okropności? Zdaje sobie pani sprawę z tego, że ten artykuł to w dużej mierze fantazja pana redaktora? Wiem, że były różne sytuacje, ale Kazimierz Wielki bynajmniej nie należał do grona żonobójców.

Martyna

Po tylu latach nie jesteśmy w stanie powiedzieć NIC pewnego o Kazimierzu, a tym bardziej o Aldonie. Zajmuję się sprawą zatonięcia Titanic’ a, które miało miejsce w 1912 roku, a nie w XIV w. i tam też nie można powiedzieć zbyt dużo.

    Bartosz W.

    Bez przesady, co nieco ze sporą dozą prawdopodobieństwa możemy powiedzieć. Problem pojawia się zwykle wtedy, kiedy w wydarzenia historyczne próbujemy wpleść różne wątki „sensacyjne”, że je tak nazwę. O Kazimierzu na ten przykład można dużo powiedzieć, ale na pewno nie to, że był żonobójcą. Jakoś swojej drugiej żony (bezpłodnej, a więc bezużytecznej z jego punktu widzenia, a do tego ponoć bardzo brzydkiej) nie zabił, ani nawet nie próbował zabić, a jedynie oddalił od siebie. Tutaj natomiast sugeruje się, że „życzył śmierci” jej poprzedniczce (co już jest fantazją), a może nawet jej „pomógł”. Jak w świetle tego co napisałem o drugiej żonie należy oceniać takie rewelacje?

    Krzysztof

    Jak powiedział swego czasu prof. Bronisław Geremek, mediewistyka jest dziedziną odpowiednią dla historyków inteligentnych, ale leniwych. Leniwych, bo niewiele jest źródeł do opracowania. Inteligentnych, bo ubóstwo źródeł średniowiecznych daje pole do popisu dla błyskotliwych wniosków i karkołomnych interpretacji ocierających się o konfabulację. Których zresztą sprawdzić nie sposób, bo mało źródeł. I tak koło się zamyka.

PyskataAgata

Niestety z tym wydziedziczeniem to poniekąd prawda . Już mieliśmy w Polsce króla, który prawo do korony pozyskał przez małżeństwo z córką swojego poprzednika. Mowa o Wacławie Czeskim z czeskiej dynastii Przemyślidów. Poślubił on córkę Przemysła, króla Polski . Podobnie tron czeski pozyskał Jan Luksemburski -poprzez małżeństwo z córką rzeczonego Wacława. Więc Kazimierz mógł wybrać odpowiedniego małżonka dla jednej z córek z małżeństwa z Anną i zięcia wyznaczyć na następcę . Mógł osadzić na tronie wnuka, Kazimierza , który był szwagrem cesarza. Pominięcie w sukcesji córek, ich mężów i dzieci faktycznie było równoznaczne z ich wydziedziczeniem.

    Bartosz W.

    Od razu widać, że niestety nie posiada szanowna pani stosownej wiedzy i podpiera się jedynie tym portalem, który notabene prezentuje wyjątkowo tendencyjni i niski poziom jeśli idzie o postać Kazimierza Wielkiego. Domyślam się, że nie jest to pani wina (bo nie każdy musi być historykiem, choćby amatorem) więc pozwolę sobie wyjaśnić pewne sprawy. Ostrzegam, będzie ściana tekstu.

    Otóż po pierwsze Kazimierz wybrał dla obydwu córek odpowiednich mężów. Małżeństwo starszej Elżbiety z Bogusławem, księciem zachodniopomorskim, było elementem szerszej polityki króla na kierunku północnym (możliwe ściślejsze związanie tych ziem z Polską w przyszłości i alians przeciwko Krzyżakom), nie wspominając już o tym, że Kazimierz „Kaźko”, syn Elżbiety i Bogusława, jak najbardziej był szykowany przez dziadka na następce tronu w Polsce. Niby dlaczego przebywał on długi czas na krakowskim dworze króla (gdzie udał się za zgodą ojca, również żywo zainteresowanego ewentualną sukcesją syna). Mało tego Kaźko został przez dziadka dodatkowo adoptowany (w świetle prawa był odtąd tak jakby jego własnym synem). Bez wątpienia był też przygotowywany przez Kazimierza do przyszłej roli króla polskiego. Pozostaje zasadniczo tylko jedno pytanie, mianowicie czy stary król chciał odsunąć od dziedziczenia Ludwika i zainstalować bezpośrednio Kaźka, czy też jego bezpośrednim dziedzicem miał być jednak Ludwik, a wnuk miał dziedziczyć w Polsce po bezdzietnym kuzynie (Ludwik dopiero 4 miesiące przed śmiercią Kazimierza doczekał się pierwszej córki, synów nie miał o ogóle, jego małżeństwo było całkowicie bezdzietne przez 17 lat!). Jest też kwestia szerokich nadań dla Kaźka w testamencie Kazimierza. Ewidentnie nie była to forma „podziału państwa a’la Krzywousty”, jak chciała starsza literatura, ale przyznanie desygnowanemu dziedzicowi stosownego uposażenia, jakie zwyczajnie mu się należało (pamiętajmy, że pod względem prawnym Kaźko był nie tylko wnukiem, ale i adoptowanym synem króla). Owo hojne uposażenie miało zapewnić Kaźkowi bezpieczne przezimowanie do czasu śmierci Ludwika (w razie gdyby to jednak on dostał początkowo tron) i objęcie władzy. Po prostu król najpewniej zakładał, że tak wyposażonego w ziemie Kaźka zwyczajnie nie da się pominąć. Ostatecznie przeliczył się, ale nie mógł wiedzieć, że Ludwik posunie się do przekupienia możnych i szlachty, a sam Kaźko zdecydowanie przedwcześnie i bezdzietnie zakończy swój żywot (jeszcze przed Andegawenem). Na to jednak nieżyjący od kilku lat Piast chyba nie miał już wpływu, prawda? Co do młodszej Kunegundy to pod względem prestiżowym ojciec załatwił jej nieporównywalnie lepsze małżeństwo. Otóż w 1345 r. poślubiła ona Ludwika Rzymianina, najstarszego syna księcia Bawarii, króla Niemiec, cesarza rzymskiego i hrabiego Palatynatu Ludwika Bawarskiego. Ponownie główną rolę odgrywała polityka, mianowicie ściślejsze związanie się z Wittelsbachami, odgrywającymi wtedy jeszcze główną rolę w Rzeszy. Sam zięć Kazimierza został po śmierci ojca księciem Górnej Bawarii i margrabią brandenburskim. Nie jest wykluczone, że także i jego (oraz ewentualnych synów Ludwika i Kunegundy, których jednak nie było, jak i w ogóle dzieci) uwzględniał Kazimierz jako potencjalnego dziedzica tronu w Polsce w razie bezpotomnej śmierci, sytuacja jak wiadomo mogła się wielokrotnie zmienić wraz z przebiegiem lat. Jakby tego było mało to jeszcze w kontekście Elżbiety należałoby wspomnieć o tym, że jej córka-imienniczka (siostra Kaźka) poślubiła w 1363 r. w Krakowie (jej dziadek miał w tym niemały udział jak można się pewnie domyśleć) ponownie owdowiałego cesarza Karola Luksemburskiego, gdyż zwłaszcza w ostatnich latach życia Kazimierz zaczął trochę oddalać się od Andegawenów i bardziej zbliżył się do Luksemburgów. Elżbieta młodsza i Karol mięli razem syna – Zygmunta, który jako prawnuk Kazimierza (właśnie po linii żeńskiej) również miałby w przyszłości pewne szanse na tron polski, o czym zapewne dobrze wiedział jego ojciec. Mając starszego syna (i głównego dziedzica) z poprzedniego małżeństwa – Wacława – mógł Karol planować przyszłe rozszerzenie rządów swojej dynastii na Polskę w sposób pokojowy na drodze dziedziczenia przez młodszego syna po piastowskim pradziadku. Nie byłoby to zresztą takie złe rozwiązanie, a Zygmunt po śmierci Ludwika Węgierskiego miał zresztą oryginalnie zostać królem Polski jako mąż jego starszej córki Marii, ostatecznie wylądował jednak na samych Węgrzech.

    Proszę mi więc teraz szanowna pani odpowiedzieć na pytanie: czy nadal uważa pani, że król Kazimierz zaniedbał kwestie matrymonialne swoich dzieci, a także pominął cytuję: „w sukcesji córek, ich mężów i dzieci faktycznie było równoznaczne z ich wydziedziczeniem.”? Gdzie tu pani widzi jakiekolwiek wydziedziczenie lub choćby coś podobnego? Proszę także nie zapominać, że król bardzo długo liczył, że jednak będzie miał syna/synów. Jego ostatnie małżeństwo pokazuje, że był na dobrej drodze pomimo zaawansowanego wieku, ale niestety umarł przedwcześnie. Kto wie co by było jakby pożył jeszcze parę lat, a co jeśli ok. dekadę? Niestety nikt się tego nigdy nie dowie. Pragnę też jeszcze raz przypomnieć, że kobiety NIE MIAŁY prawa do bezpośredniego dziedziczenia po swoich ojcach. Panowało bowiem prawo salickie, na mocy którego tylko po linii agnatycznej (męskiej) było możliwe owo bezpośrednie dziedziczenie. Mogły natomiast te prawa przekazać pośrednio swoim dzieciom płci męskiej, co obszernie opisałem powyżej. W takiej Francji poszło to jeszcze dalej i pozbawiono kobiety nawet prawa owego przekazywania roszczeń potomkom. U nas jak widać nie i Kazimierz jak najbardziej nie tylko rozważał taki wariant, ale wręcz chciał takowy wprowadzić. Teza o „wydziedziczeniu” jest nie do obronienia.

    Jak więc pani widzi pan redaktor Janicki nie jest niestety dobrym źródłem wiedzy o wielkim królu Kazimierzu. Pisze o nim tendencyjnie, niemal wyłącznie negatywnie (choć czasami próbuje to niezbyt zgrabnie maskować, ale i tak „negatyw” zawsze wyłazi), złośliwie, nagminnie próbuje króla ośmieszyć, przedstawić jako wsiowego głupka i zwykłego łajdaka, marionetkę uległą matce i siostrze (haha, „dobry” żart) oraz obrzuca go pomówieniami. Jak bowiem wiadomo na skandalach i negacji ikon najłatwiej się niestety wybić. Czasami, jak już pokazałem, posuwa się wręcz do przekłamań (jak z owym rzekomym wydziedziczeniem córek, co jest tezą zwyczajnie bzdurną, a to nie jedyny taki kwiatek). Co do pomówień, to niektóre są zwyczajnie wstrętne, jak np. to, że Kazimierz mógł maczać palce w śmierci Anny ,lub przynajmniej jej owej śmierci życzyć, a to jest zwyczajnie podłe, nawet w stosunku do bardzo dawno zmarłego człowieka.

    Aha, i jeszcze jedno:

    „Już mieliśmy w Polsce króla, który prawo do korony pozyskał przez małżeństwo z córką swojego poprzednika. Mowa o Wacławie Czeskim z czeskiej dynastii Przemyślidów.”

    Jest to zwyczajnie nieprawda. Wacław nie objął tronu na zasadzie dziedziczenia poprzez żonę, bo poślubił córkę Przemysła II (notabene kolejna przereklamowana postać) już jako koronowany król Polski. Służyło to oczywiście jako dodatkowa podkładka, ale miało drugorzędne, albo i nawet trzeciorzędne znaczenie. Tak naprawdę jego „prawo” to było klasyczne prawo „dużej pałki”. Po prostu Wacław miał największą „pałkę” do obłożenia ciosami potencjalnej opozycji i był w stanie siłą narzucić ziemią polskim swoją władzę. Dorzućmy do tego całkowitą kompromitację prowincjonalnego awanturnika i fuksiarza, niejakiego Władysława Łokietka i mamy rządy Wacława, który wydawał się możnym najlepszą opcją w obliczu spektakularnego „kiksa” piastowskiego pretendenta.

      Nasz publicysta | Anna Dziadzio

      Panie Bartoszu, dziękujemy za jak zwykle rozbudowany komentarz. Będziemy jednak wdzięczni jeśli twierdząc, że Autor tekstu, który opiera się na szeregu źródeł bibliograficznych i wiedzy historycznej nie jest „dobrym źródłem informacji”, doda Pan źródła, na których Pan opiera „prawdę historyczną”. Jak bowiem wynika z Pana wypowiedzi, zna ją właśnie Pan. Pozdrawiamy.

        Bartosz W.

        Ehh… zmarnowałem tylko czas na napisanie obszernej odpowiedzi, ale zmieniłem zdanie i skasowałem ją. Nie ma sensu odpowiadać, ponieważ najwyraźniej panuje tutaj niepisana reguła wychwalania pana naczelnego i niedopuszczalna jest krytyka (nawet jeśli jest zasłużona). W takiej sytuacji nie ma co liczyć na polemikę, ale co najwyżej na kolejne bzdurne oskarżenia. Mizoginem, żydożercą, szowinistą, autystykiem (czego z powodów osobistych nie daruje tamtej osobie, niech lepiej nic do mnie więcej nie pisze), już byłem, nie licząc oczywiście wiązanki bluzgów od jednego z fanów. Co dalej? Może od razu wariat? Szkoda czasu i atłasu, jak powiedział kiedyś ktoś mądry, nie ma po co walić głową w ceglany mur, bo i tak go nie przebije. Zmęczyło mnie ciągłe wytykanie tych samych błędów i podawanie tych samych argumentów. No bo ileż można? Ostatecznie dostanę taką samą odpowiedź jak zawsze. Albo nie odnoszącą się do tego co napisałem, ale odnoszącą się wybiórczo. Straciłem zainteresowanie takimi przepychankami.

        Nasz publicysta | Anna Dziadzio

        Panie Bartoszu, tu nie chodzi o żadne przepychanki, ale merytoryczną dyskusję, w której obie strony wymieniają materiały źródłowe i są otwarte na różne racje. Szkoda, że skasował Pan swój komentarz, prosiliśmy wyłącznie o jego podparcie, tak, aby inni czytelnicy mogli zestawić źródła wyszczególnione w tekście w tymi podanymi przez Pana i sami wyrobić sobie zdanie, na pewne historyczne kwestie. Pozdrawiam.

        Bartosz W.

        Jakie źródła? W bibliografii artykułu są (jak zawsze) same opracowania innych historyków, autor ani razu nie podał ich (źródeł) ani tam, ani na indywidualne prośby czytelników takich jak np. ja, kiedy dopytywali się skąd bierze swoje niektóre rewelacje (przedstawiane w formie stwierdzeń faktów, czyli czegoś co bezdyskusyjnie miało miejsce), a teraz to ja mam przedstawiać szczegółową rozpiskę wszystkich opracowań i materiałów źródłowych z jakich zaczerpnąłem swoją wiedzę o historii XIV wiecznej Polski? Chyba doszło tutaj do jakiegoś nieporozumienia. Ponadto tak jak już piałem, jestem zwyczajnie zmęczony wytykaniem w kółko tych samych błędów, niedociągnięć i niedomówień, z którego nic nie wynika bo w każdym kolejny artykule o tej (i nie tylko) tematyce mamy ponownie to samo. Ileż można kopać się z koniem? Każdy ma granice wytrzymałości.

        Nasz publicysta | Anna Dziadzio

        Szanowny Panie Bartoszu, Pan od nas oczekuje, że pod wpływem Pana wypowiedzi zmienimy całą narrację historyczną na portalu… Pan nie przyjmuje odmiennego zdania, „prawda jest jedna i koniec kropka”. Jest Pan oburzony i zdziwiony tym, że Pana argumenty do nas nie trafiają. Ale problem polega na tym, że nie jest Pan otwarty na dyskusję i wymianę poglądów sprzecznych, ale oczekuje od nas zmiany naszych. Niestety tak nie da się efektywnie i ciekawie dyskutować… My czytamy Pana komentarze, chociaż krytyczne, z dużą przyjemnością i zaciekawieniem. Postanowiliśmy w tamtym miesiącu Pana wyróżnić w zestawieniu najciekawszych wpisów, mimo że z wieloma z nich się nie zgadzamy. I nie musimy. Nie oczekujemy jednak od Pana zmiany zdania i widzenia pewnych spraw. Pozdrawiam.

        Bartosz W.

        Droga pani, żeby była dyskusja to muszą być konkretne argumenty. A żeby nie było wątpliwości to napiszę to wprost: To nie na mnie, ale na państwu spoczywa obowiązek udowodnienia stawianych przez was tez. Jeśli twierdzicie, że:

        1. Kazimierz Wielki był tak naprawdę zaślinionym idiotą – poproszę o dowody i argumenty

        2. Kazimierz zamordował swoją żonę/kazał to zrobić/pragnął jej śmierci itd. – poproszę o dowody i argumenty

        3. Kazimierz był sterowany przez matkę/oddał matce ster rządów w państwie – poproszę o dowody i argumenty

        4. Robił to co mu siostra kazała/był pod jej silnym wpływem – poproszę o dowody i argumenty

        5. Był schorowanym, rozpieszczonym, niemalże rachitycznym wymoczkiem, który w momencie objęcia władzy był do tego kompletnie nieprzygotowany – poproszę o dowody i argumenty

        5. To Jadwiga z Elżbietą zorganizowały zjazd Wyszehradzki, Karol Robert i jego polityka środkowoeuropejska nie miały z tym nic wspólnego (wszystko sprowadziło się do „babskich intryg”) – poproszę o dowody i argumenty

        6. Władysław Łokietek był cyt. „pantoflarzem” – poproszę o dowody i argumenty

        7. Dobrawa wzorowała się na swojej babce, która była jej idolką (i co za tym idzie podejmowała wzorowane na niej działania w Polsce), no i oczywiście sterowała mężem – poproszę o dowody i argumenty

        Mam wymieniać dalej? Bo moim zdaniem tyle na razie wystarczy. Powtarzam raz jeszcze: Im bardziej kontrowersyjna teza, tym większy i cięższych obowiązek jej udowodnienia. Oczywiście swobodnie można pisać tak jak tutaj, bez przedstawienia dowodów, w sposób maksymalnie sensacyjny i skandalizujący itd. Tylko niech potem nie będzie zdziwienia, że przychodzi ktoś taki jak ja i punktuje te nieścisłości i niedociągnięcia. Nie mówiąc o poważniejszych uchybieniach. Najgorszy jest jednak styl. Pisanie o czymś w taki sposób jakby opisywało się powszechnie uznane fakty, takie „oczywiste oczywistości”, w sytuacji kiedy mamy tak naprawdę do czynienia z hipotezą, nie faktem, to nie jest taki dobry pomysł.

        Nie jest sztuką parcie na kontrowersje. Sztuką jest udowodnienie i obrona swoich tez w oparciu o konkretne przykłady tak z literatury (wykorzystanie dorobku innych autorów w danym temacie), jak i ze źródeł historycznych z epoki (własna praca na źródle). W przeciwnym razie mamy do czynienia z pisarstwem typowo popularnym, o dyskusyjnej wartości merytorycznej (nie koniecznie złej, ale dającej się łatwo podważyć) i co za tym idzie bez choćby cząstki „naukowej” w swojej istocie.

        PS. Nikogo nie zmuszam, żeby przyjmował „moją wersję” (od kiedy to jest „moja” wersja??), ale co najwyżej oczekuję, że jak ktoś jest/próbuje być obrazoburczy i idzie pod prąd, to będzie potrafił wyczerpująco wyjaśnić i obronić swoje stanowisko. Taka jest, a przynajmniej powinna być, naturalna kolej rzeczy.

        brawo p.Bartoszu

        Pnie Bartoszu, gratuluję obnażenia płytkości chyba wszystkich publikacji p.Janickiego oraz wytrącenia argumentów do dalszej rozmowy p.Annie.
        Źródłem faktów historycznych nie może być subiektywna publikacja czy indywidualne opracowanie jakiegoś historyka. Gdyby tak było to każdą wyssaną z palca bajeczkę spisaną i wydaną można by uznać za fakt historyczny, również fantazje p. Janickiego.

        Jednak najsmutniejsze jest to, że portal jak i sam autor nie wyciąga żadnych wniosków z sugestii czytelników – a szkoda bo jasno świadczy to o tym, że dla autora nie liczy się prawda historyczna a jedynie prawda widziana oczami p. Janickiego. Takie pisanie oczywiście ma swój ściśle określony cel.

        Bartosz W.

        Dziękuję i pozdrawiam.

        Nasz publicysta | Anna Dziadzio

        Drogi „brawo Panie Bartoszu”, dziękujemy za wpis. Chciałam tylko sprostować, że nikomu argumenty nie zostały wytrącone z rąk – tak na marginesie, argumenty chyba ewentualnie można mieć w głowie, a wypowiada się je, a nie trzyma, ale to tylko taka mała lingwistyczna uwaga :) Powtarzanie jednak, że artykuły opierają się na szerokim materiale źródłowym nie ma sensu, jeśli materiał ten zamieszczony jest pod tekstem i na jego podstawie można zweryfikować rzetelność naszych tekstów. Pozdrawiam :)

        Bartosz W.

        Oparte to chyba na (głównie) opracowaniach, prawda? Źródeł historycznych to tam na ogół tyle co kot napłakał…

Ewa

A ja chyba jednak musze zaoponować wobec wypowiedzi pana Bartosza, że Kazimierz córek nie wydziedziczył. Nie ma żadnego dokumentu, w którym Kazimierz zastrzegałby powrót tronu polskiego do ewentualnych synów swoich córek w przypadku śmierci Ludwika bez męskich potomków. A przecież Ludwik juz od 1364 roku był JEDYNYM męskim Andegawenem węgierskim, na dodatek sam nie posiadał nawet córek, a jego dziedziczką na Węgrzech była bratanica Elzbieta. Tak więc moim zdaniem Kazimierz ani trochę nie zabezpieczył praw swoich ewentualnych wnuków. Dziwne, że nikt tego nie zauważa.

    Bartosz W.

    No był jedynym męskim Andegawenem węgierskim, tylko co z tego? Układ sukcesyjny był zawarty i kilkakrotnie potwierdzony, wypadało go dotrzymać tym bardziej, że Ludwik był faktycznie bezdzietny. Wydawało się, że pozycja Kaźka jest niezagrożona (jako następcy po kuzynie). A co do zabezpieczenia praw owego WNUKA (nie wnuków, bo Kazimierz miał tylko jednego takiego, później także PRAWNUKA w osobie Zygmunta Luksemburskiego) to właśnie w latach 60 XIV Kaźko był niejako „pełną parą” szykowany przez dziadka do roli przyszłego króla polskiego, to niby nic? A oficjalny dokument też się pojawił w postaci testamentu Kazimierza. Czy to jego wina, że Ludwik przy pomocy przekupionych możnowładców ów dokument unieważnił? Wobec takich działań żadne dokumenty nie mogły być „odpowiednie”, bo każdy z nich był do załamania. Dodatkowo król był na dobrej drodze do dorobienia się syna z czwartą żoną Jadwigą (trzy kolejne córki). Gdyby pożył dłużej to kto wie co by było. Taki Henryk Brzuchaty miał kolejno pięć córek, a potem trzech synów, w tym pogrobowca. Jak więc widać widoki były, a sam król, jak to on zresztą, grał na kilku fortepianach jednocześnie (tutaj intensywne starania o syna, tam Kaźko, jeszcze gdzie indziej Ludwik). Co najwyżej można mieć więc do Kazimierza pretensje o to, że nie przewidział każdej możliwej ewentualności, nawet tych tak mało prawdopodobnych jak ta z reala. Ale oskarżać go fałszywie, że wydziedziczył kogoś kogo wydziedziczać nie musiał, ponieważ ów ktoś NIE MIAŁ żadnych praw do dziedziczenia (w Polsce kobiety nie mogły dziedziczyć, Jadwiga to był wyjątek)? To jest po prostu próba ataku na króla, i to wyjątkowo niska pod względem merytorycznym.

      Bartosz W.

      Ponadto młodsze córki króla pochodziły z małżeństwa bigamicznego, więc najpierw musiałby być legitymizowane przez Papierza. W praktyce był więc tylko Ludwik i Kaźko (dwuletni Zygmunt nie mógł być brany pod uwagę).

Kobieta

Wychodziłoby więc, że Kazimierz dobrał sobie złych współpracowników – okazali się wierni wobec Andegawena, nie wobec Kazimierza. I przekupstwo tu nie ma nic do rzeczy. Ludwik nakazywał wielokrotnie Polakom skłądać przysięgi posłuszeństwa (od 1351 roku). Kazimierz nie nakazywał poddanym skłądać przysiąg wierności wobec Kaźka. Nie zmuszał Ludwika do uznania Kaźka za swojego ewentualnego nastepcę w Polsce. A czy mało prawdopodobna była bezpotomna śmierć Ludwika? Kazimierz uznał Adelajdę za bezpłodną po 15 latach małżeństwa. Ludwik w 1368 również nie miał potomków, co gorsza z pierwszej żony również żadnych się nie doczekał. Dlaczego więc Kazimierz już wtedy nie zaczął się starać o oficjalne uznanie wnuka za swojego następcę? Przez swoich poddanych. Miał wszak przykład, jak postępuje z nimi Ludwik. Nie wiedział o wszystkich obietnicach składanych przez siostrzeńca? Przecież w takiej sytuacji to nawet legalny syn Kazimierza miałby problem z objęciem dziedzictwa bezpośrednio po ojcu czy nawet po Ludwiku.

    Bartosz W.

    Trochę pani mota. Jakby Kazimierz miał w pełni legalnego (ślubnego) syna to Ludwik mógłby sobie najwyżej pogwizdać. Nie miałby w takim przypadku NIC do powiedzenia. Byłby niekwestionowany przez nikogo dziedzic. Gorzej by było z synem późnym z Jadwigi, ale tutaj Kazimierz stanąłby na głowie, a miałby panów polskich po swojej stronie (jakby im w ogóle nie zależało to stawili by twardy opór przed zawarciem tego związku, pamiętajmy: druga bigamia, a mimo to nawet nie sapnęli, nawet duchowni!). A dlaczego nie posunął się dalej? Podejrzewam, że zabrakło mu czasu. Był wciąż w dobrej formie, pomimo podeszłego wieku, i nie planował wybierać się na tamten świat. Ponadto Kaźko był nie tylko wnukiem króla, ale i jego adoptowanym synem. Z punktu widzenia Kazimierza to czyniło go dziedzicznym panem, tak jak i hipotetycznego, biologicznego syna monarchy. A Ludwik żadnych „przysiąg posłuszeństwa” nie odbierał. Jakby to miało wyglądać? Niby szlachta i panowie polscy służyli dwóm królom równocześnie i składali przysięgi posłuszeństwa obcemu władcy? To tak nie działało. Faktycznie w roku 1351, kiedy Ludwik przybył ze swoimi oddziałami na wspólną wyprawę wojenną, jego wuja złożyła poważna choroba. Wtedy to panowie polscy złożyli mu przyrzeczenie „przyjęcia go na króla” w razie śmierci Kazimierza. Ale nawet wtedy było to obwarowane pewnymi warunkami, to nie było tak, że król Węgier kazał, a tamci jak posłuszne pieski zamerdali ogonkami. Musiał się z nimi targować. Przecież gdyby to wyglądało tak jak pani to przedstawiła to znaczyłoby to, że Kazimierz był kimś nędzniejszym niż ludwikowy lennik… A taka teza jest wręcz „kosmiczna” i nie do obronienia. Nie było więc żadnych „przysiąg posłuszeństwa”, a jedynie kilkakrotnie potwierdzanie obietnic co do sukcesji i przedstawianie kolejnych warunków ze strony polskiej. Zresztą jeszcze co do sukcesji to jest też taka koncepcja, że Kazimierz autentycznie szanował Andegawenów i ich dokonania na Węgrzech i CHCIAŁ ich sukcesji w Polsce (postawił krzyżyk na piastowskich krewnych uznając ich za „nieperspektywicznych”), ale nie na zasadzie unii personalnej z Węgrami. Ciekawostką jest fakt, że w 1355 r. (w czasie rozmów w Budzie i wydaniu przywileju przez Ludwika dla szlachty polskiej w ramach ustępstw z jego strony), na wniosek króla węgierskiego, Kazimierz adoptował jego bratanka (a swojego ciotecznego wnuka, to tak jak Oktawian dla Cezara, wnuk siostry), Jana syna nieżyjącego od ok. roku Stefana. W myśl tamtych postanowień to Jan miał być najprawdopodobniej dziedzicem wuja w Polsce (mieliśmy więc mieć własną, polską linię Andegawenów, tak jak były już neapolitańska i węgierska).Pamiętajmy, że Ludwik miał wtedy niecałe 29 lat i nie był od tak dawna żonaty. Do głowy by mu pewnie nie przyszło (tak jak i jego wujowi), że nie będzie miał nawet jednego legalnego syna. Jan jednak zmarł jeszcze jako dziecko (w 1360, albo w 1363). Przyjmując taką wykładnie to cała ta akcja z Kaźkiem mogła być robiona w ramach takiego zabezpieczenia i traktowana (początkowo) nie do końca poważnie. Oczywiście król mógłby preferować własnego wnuka ponad wnuka siostry (a najlepiej własnego syna), ale z drugiej strony chyba faktycznie szanował dokonania szwagra i mógł sobie myśleć, że skoro Węgry wyszły na tej bocznej linii Kapetyngów tak dobrze, to może i Polska wyjdzie? Jak już nie będzie innego wyjścia? Tak naprawdę jesteśmy skazani na spekulację bo nie wiemy tak naprawdę co myślał Kazimierz i jak zmieniały się jego plany razem z rozwojem sytuacji. Unikajmy jednak parcia na siłę do jakieś sensacji typu: „Kazimierz wydziedziczył córki”. Już tyle razy pisałem, że to bzdura i wyjaśniałem dlaczego, że aż mi się szybko odechciewa.

Kobieta

Może przesadziłam z tymi „przysięgami posłuszeństwa” – przyznaję jednak, że nie jestem historykiem z wykształcenia, a jak pisałam wcześniej, czasami Kazimierza nie interesuję się zbyt mocno i nie mając dostępu do źródeł (zresztą cóż to pisac, niewiele by mi pomogły, skoro nie znam średniowiecznej łąciny) opieram się na opracowaniach innych historyków. Powinnam była napisac o przysięgach wierności,. Już wczoraj pisząc moją wypowiedź pomyslałam sobie, że Kazimierz mógł dokonać adopcji Kaźka własnie dlatego, że Ludwik nie miał żadnych dzieci i według Kazimierza zapewne również szans na potomstwo.

Właśnie dlatego, że Ludwik w trakcie rozmów z Polakami zgadzał się na stawiane przez nich warunki uważam, że syn Kazimierza (legalny czy nie, dla Polaków syn Jadwigi Żagańskiej z pewnością byłby uważany za legalnego nawet bez dyspensy papieskiej i tu się obydwoje zgadzamy) nie miałby jednak szans w starciu z Ludwikiem. Po pierwsze po śmierci ojca byłby niemowlęciem – druga i chyba bardziej przesądzająca sprawa to właśnie te przysięgi panów polskich i obietnice poczynione przez Ludwika. Przy czym nie twierdze, że oznaczałoby to jakieś całkowite wyzucie syna Kazimierzowego z jego praw do polskiego tronu – gdyby Ludwik nie miał syna, zapewne kuzyna wydałby za którąś ze swoich córek i problem byłby rozwiązany.

Dziękuję za tę ciekawostke, przyznaje, że o tej „węgierskiej” adopcji dokonanej przez Kazimierza również nigdzie nie czytałam – ale to być może skutek braku większego zainteresowania tymi czasami.
Co do kwestii wydziedziczania córek Kazimierza – mozna się zgodzić, że uczynił to właściwie Ludwik ;) prosze pamiętać, że takie portale czytają głównie osoby niezbyt dobrze (albo nawet wcale) obznajomione z prawodastwem czy obyczajowością danych czasów. Poza tym można się spytac, dlaczego Kazimierz nie mógł oddać tronu któremuś z zięciów, skoro przyjmując uznanie sukcesji andegweńskiej na 1327 rok (pierwsza choroba Kazimierza) właśnie to obiecał Łokietek Karolowi Robertowi – bo wypada założyć, że Łokietek nie liczył na zbyt długie życie własne i nie spodziewał się, że kraj toczący wojny na wielu frontach dostanie za króla chłopaczka ledwo wyrosłego z pieluch?

Pozdrawiam

    Bartosz W.

    Bez przesady z tym chłopaczkiem. W momencie zawierania przez Łokietka układów sukcesyjnych z zięciem Kazimierz miał 17 lat i był na ówczesną miarę w pełni dorosłym (także już od jakiegoś czasu żonatym) mężczyzną.

    Co do tamtych przysiąg to jednak nie mogę się zgodzić co do takiej interpretacji. Były one bowiem z góry opatrzone jedną, podstawową „klauzulą”. Mówiła ona, że w chwili urodzenia się kazimierzowego syna wszelkie układy z Ludwikiem stracą swoją moc, a raczej zostaną zawieszone (na okres życia nowego królewicza) na czas nieokreślony. Ponadto nie byłby to nawet przysięgi wierności sensu-stricto, a raczej przysięgi powołania na tron właśnie Ludwika (ewentualnie przysięgi wierności-z-opóźnionym-zapłonem, wchodzące w życie w momencie BEZPOTOMNEJ śmierci Kazimierza). Także panowie małopolscy poparliby takie rozwiązanie. Przecież panowanie króla-dziecka, albo nawet niemowlaka, oznaczało jedno: regencję. I to może nawet na okres kilkunastu lat (wszystko zależy od tego ile miałby lat w chwili śmieci ojca). Po co komu obcy władca skoro jest swój w dodatku taki, za którego przez dość długi okres czasu to my będziemy rządzić? W realu Ludwik miałby w takim wypadku właściwie tylko jedną sensowną propozycję (bo raczej nie pchałby się na drugą stronę Karpat z wojskiem na pełnoskalowy konflikt zbrojny z Polską, miał inne problemy na głowie, a sam był ponadto człowiekiem rozsądnym). Mianowicie zaręczyć nowo narodzonego kuzyna z własną córką Katarzyną (zmarł co prawda w dzieciństwie, ale w takiej „alternatywie” może by przeżyła dzięki „efektowi motyla”, a jak nie to wkrótce pojawiła się jeszcze Maria, a później także Jadwiga). W posagu dałby węgierskie prawa do Rusi halickiej i może sypnął dodatkowo jakimś groszem i właściwie wszystkie sprawy byłyby załatwione. Niestety w praktyce wyszedł z tego jakiś pokraczny przekładaniec. W sumie to dość ironiczne jak wybitni władcy tamtego czasu mieli problemy z następstwem. W Danii wraz z Waldemarem IV Atterdagiem, którzy pozostawił tylko córki, kończy się dynastia Estridsenów, na Węgrzech Ludwik z wielkim trudem (17 lat bezdzietności) dorabia się tylko córek, co oznacza rychły koniec Andegawenów węgierskich, u nas Kazimierz Wielki znowu, tylko córki i złożenie z tronu Piastów (bo inne linie nie miały szans na następstwo). Jedynie farciarz Karol Luksemburski oddala koniec swojego rodu mając dwóch synów, wystarczy jednak tylko prześwietlić ile razy był żonaty żeby zobaczyć, że również tak gładko to mu też nie szło (dla przykładu taki Edward I angielski z jedną żoną miał 16 dzieci, a nie był to bynajmniej rekord). Napisałem „oddala” bo jak wiemy starszy z jego synów, Wacław, zmarł bezdzietnie (może był bezpłodny, a może to jego zdegenerowane pijaństwo było za to odpowiedzialne?), a młodszy Zygmunt to kolejny pechowiec, który ponownie, z wielkim trudem, dorabia się tylko jednej córki (trochę jak u nas Przemysł II, trzykrotnie żonaty i tylko jedno dziecko, w dodatku córka właśnie). I tak kreska przyszła z kolei na Luksemburgów, ku uciesze Habsburgów.

Małgorzata Śpiewa

Panie Bartoszu nie jestem historykiem ale interesuje sie historią Polski i przewertowałam wiele stron internetu ( zapewne o różnej wiarygodności) ale muszę powiedzieć, że tak jak Pan nikt lepiej jak dla mnie tych informacji o Kazimierzu nie przedstawił. Twierdzę, że ma Pan całkowitą rację co do poprzednich wpisów.
pozdrawiam

Anonim

Panie Bartoszu dziekuje za pana komentarze. Droga redakcjo, zatrzymalam sie na waszej stronie na ” troche dluzej” tylko dlatego, ze zainteresowaly mnie komentarze pana Bartosza.

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    Drogi Anonimie, dziękujemy za podzielenie się z nami tę informacją i zachęcamy do czytania dyskusji, w których biorą udział i inni nasi Czytelnicy. Równie merytorycznych, interesujących a przy tym dojrzałych. Pozdrawiamy.

gosia

No cóż, jeśli książka pana Janickiego wygląda tak jak ten artykuł, to lepiej do niej nie zaglądać. Komentarze pana Bartosza bardzo merytoryczne, dowiedziałam się o Kazimierzu i jego czasach więcej niż z jakichkolwiek innych źródeł. Autor artykułu natomiast przedstawia króla Kazimierza jako nieokrzesanego dzikusa, nieudacznika w sprawach politycznych, bo skoro decydowały na niego matka i siostra, a w dodatku niemal żonobójcę. Na pewno nim nie był, skoro swoich późniejszych żon, które także nie urodziły mu synów, nie kazał mordować. Będąc mężem Anny mógł czuć się zawiedziony brakiem syna, bo pamiętajmy, że w tamtych czasach za brak potomstwa lub potomstwo tylko płci żeńskiej winiono wyłącznie kobietę. Zapewne to trochę dziwne, dlaczego Anna przez 14 lat małżeństwa urodziła tylko dwie córki i to na początku małżeństwa? Być może istotnie była słabego zdrowia, miała trudności z zajściem w kolejną ciążę, albo później zachorowała na jakąś przewlekłą chorobę, która uniemożliwiała urodzenie dziecka, a w konsekwencji była przyczyną jej śmierci? A może, tak jak sugeruje serial Korona Królów, miała poronienie, albo nawet kilka? Niestety, możemy się tylko domyślać, bo nikt tego nie zanotował. Medycyna praktycznie nie istniała, więc nikt nie mógł postawić właściwej diagnozy. Co do sukcesji tronu to Kazimierz nie spiskował przeciwko Annie i własnym córkom, jak sugeruje autor tekstu. Węgry były wówczas potęga polityczną w Europie, a Kazimierz potrzebował sojuszników. Nic jednak za darmo. Zdaje się, że chodziło o scedowanie na Kazimierza węgierskich praw do Halicza i Włodzimierza oraz o wsparcie przy ewentualnym przejmowaniu Rusi, a także o pomoc w zbrojnej rozprawie z Krzyżakami. W zamian za to wszystko Kazimierz obiecał Andegawenom własny tron, w przypadku swojej bezpotomnej śmierci. Nie znaczy to wcale, że nie miał nadziei na posiadanie syna, a wątpliwa płodność Anny roztrząsana była na zjeździe w Wyszehradzie. Nie dlatego Kazimierz zawarł ten układ, a dlatego że był świetnym strategiem. O syna starał się niemal do końca życia. Swojego następcę widział też we wnuku Kaźku, o czym świadczy jego adopcja. Ostatecznie jednak nie zerwał układu z Ludwikiem gdyż zobowiązania wobec niego zaszły zbyt daleko. Myślał jednak że Kaźko będzie dziedziczył po Ludwiku, ale po pierwsze testament króla został unieważniony, a po drugie Kaźko młodo zakończył życie. Młodo zmarły też córki Kazimierza i Anny. Natomiast jego najmłodsze córeczki były z małżeństwa bigamicznego, papież co prawda uznał je za legalne potomstwo króla, ale bez prawa dziedziczenia. Po śmierci Kazimierza Ludwik lub jego matka Elżebieta, zabrali je matce i wywieźli na Węgry, aby przypadkiem nie wyszły kiedyś za jakiegoś księcia piastowskiego, który mógłby sobie rościć prawa do tronu. Czyli to Ludwik wydziedziczył córki Kazimierza. Ludwik także nie miał syna. Ale zmienił prawo i zapewnił sukcesję obu tronów córkom. Dlaczego, skoro nie było wtedy takiego zwyczaju? Czy ustanowił precedens? Wiadomo, że córka Jagiełły Jadwiga, z małżeństwa z Anną Cylejską, wnuczką Kazimierza Wielkiego, także została oficjalnie uznana dziedziczką tronu polskiego jednak młodo zmarła. Czy to znaczy, że od Jadwigi Andegaweńskiej możliwa była sukcesja kobiet, czy to jednak wyjątek? Może ktoś rozwinie temat?

gosia

Aldona Anna została pochowana na Wawelu, ale podobno jej grób zaginął, nie ma żadnego śladu? Czy jakiś historyk potrafi to wyjaśnić?

Kobieta

gosia…zaginęło wiele grobów królowych, choćby ten Elżbiety Granowskiej, sądze, że to chodziło o podejście do kobiet w tamtych czasach, one nie były ważne, w końcu przecież nawet grób królowej Jadwigi został przez biskupa krakowskiego podczas remontu katedry zniszczony. A dlaczego Ludwik zapewnił sukcesję swoim córkom? Myślę, że powód jest bardzo prosty – chyba lepiej oddać tron swoim dzieciom niż obcym, a Ludwik nie miał żadnych innych krewnych w owym czasie oprócz dalekiego kuzyna z Durazzo. Poza tym na dworze Ludwika panowały inne obyczaje i tacy Węgrzy czy choćby Neapolitańczycy (a stamtąd wywodził się ród Ludwika) nie mieli problemu z dziedziczeniem tronu przez kobiety (w końcu Andegawenowie wywalczyli tron węgierski jako potommkowie Arpadów po kądzieli). I skoro Pani wie o następstwie tronu dla Jadwigi Jagiełłówny, powinna Pani już wiedzieć, że tak – przypadek Jadwigi Andegaweńskiej sprawił, że sukcesja kobiet w Polsce stała się możliwa.

Panie Bartoszu – czy na pewno Polakom uśmiechałaby się wieloletnia regencja? Ale wydaje mi sie, że wszystko zależałoby od tego, ile lat miałby syn Kazimierza w chwili zgonu ojca.

Pozdrawiam

    Bartosz W.

    Uśmiechałaby się, ponieważ oznaczało to kilkanaście lat, podczas których to oni sprawowaliby realną władzę.

    I nie, sukcesja córek Ludwika oznaczała przejście władzy w ręce obcych dynastii, tak jak u nas sukcesja po Kazimierzu. Wymarłych na Ludwiku Andegawenów węgierskich mieli w Polsce zastąpić Luksemburgowie (bo to Maria miała zostać zgodnie z wolą ojca królem-królową Polski, a nie Jadwiga) w osobie Zygmunta, prawnuka Kazimierza Wielkiego po kądzieli (to wyraźnie wzmacniało jego pozycję jako przyszło następcy). Na Węgrzech mieli natomiast zapanować Habsburgowie w osobie Wilhelma ożenionego z Jadwigą (ona miał być królową Węgier). Jednak po śmierci swojego męża Elżbieta Bośniaczka (bardzo nieciekawa postać, którą mąż trzymał od polityki z dala na odległość 3-metrowego kija), i dokonała chyba nie do zrozumiałej do dzisiaj wolty, polegającej na „zamianie” tj. Jadwiga jednak do Polski, Maria na Węgry (i odpowiedni mężowie). Tak więc „realnym” następcą króla Ludwika w Polsce miał być Wilhelm Habsburg… Ale jak wiemy panowie polscy (małopolscy konkretnie) nie życzyli go sobie. Co ciekawe, Zygmunt Luksemburski był już powszechnie zaakceptowanym przyszłym monarchą…

wolf85

Panie Bartoszu W. ,
jak Pańskiej wiedzy w obszarze historii nie zaprzeczę, tak muszę przyznać, że bardzo łatwo jest Pana rozszyfrować. Pańskie niby tematyczne komentarze idealnie obnażają Pana charakter i frustracje.
Jak rozumiem(w sensie okazania wyrozumiałości- to jest blog, ma zachęcać do polemiki) nieco prowokacyjny charakter artykułu Redaktora, tak wyraża tu swoje poglądy, iście przenosząc panujące w XIV wieku.
Mówi to Panu socjolog i psycholog, mający u podstawy ośmioklasową podstawówkę i jednocześnie dość dobrze orientujący się w programie obecnych gimnazjów.

Ps. Panie Redaktorze, najmocniej przepraszam, iż również zeszłam nie na temat- bynajmniej wprost.

Aldi

Nie wiem po co spojrzałam na komentarze….. Z reguły tego nie robię i już wiem, że nie będę robić. Po prostu po przeczytaniu opadło mi to i owo….
Ciekawostki Historyczne czyta się łatwo, lekko i przyjemnie i wlaśnie o to chodzi.
Dla mnie to forma odprężenia nawet przed snem. Jeśli poszukuję suchych faktów, dowodów poprzedzonych wieloletnimi badaniami itp….. To sięgam po odpowiednią pozycję w biblioteczce bądź takiej poszukuję.
Nie chciałabym aby forma, styl lub cokolwiek się tutaj zmieniało. Właśnie ten lekki i przystępny styl jest wyjątkowo relaksujący.
Niedopowiedziane bądź ominięte fakty często skutkują pogłębianiem wiedzy co uważam jest super.
Zwłaszcza w dzisiejszych czasach gdzie umiejętności czytania i pochłaniania wiedzy sprowadzają się głównie do przeglądania portali społecznościowych.
Dlatego właśnie ma być łatwo, lekko i przyjemnie… Niestety takie mamy „łatwe” czasy😜
Dla niezadowolonych i bardziej wymagających polecam bardziej profesjonalne strony.

Miłego dnia!

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.