Marek Krassus zamarzył o podbiciu Partów. Rzeczywistość okazała się brutalna. Zamiast kąpieli w chwale spotkała go hańbiąca klęska.
Był rok 54 p.n.e. Marek Licyniusz Krassus, jeden z triumwirów, zgodnie z wcześniejszymi postanowieniami objął namiestnictwo w Syrii. Do prowincji udał się co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, był to obszar względnie bogaty, a więc dobry do życia i działania. Po drugie, Syria sąsiadowała z Patrią, kontrolującą olbrzymią część ówczesnego szlaku jedwabnego – drogi handlowej pomiędzy Azją (głównie Indiami) a Europą. Krassus zapragnął podbić Partów i tym samym zyskać uznanie wśród Rzymian. Większe niż Cezar i Pompejusz.
Droga do bogactwa
Marek Licyniusz Krassus przyszedł na świat w 114 r. p.n.e. w rodzinie o tradycjach senatorskich. W młodości rozpoczął karierę nadwornego mówcy. Musiał ją przerwać z powodu wojen domowych. Swoją drogą był ponoć utalentowanym oratorem i adwokatem. Wewnętrzny konflikt pomiędzy zwolennikami Gajusza Mariusza i Lucjusza Korneliusza Cynny a Sullą sprawił, że ojciec i brat Marka (zwolennicy Sulli) w obawie przed niewolą popełnili samobójstwo, a on sam musiał ukrywać się w Hiszpanii.
Krassus nie był z tych, którzy mogliby uciekać całe życie. 1 listopada 82 r. p.n.e. stanął na czele prawego skrzydła armii Sulli, która starła się z wojskami Karrynasa i Marcjusza w bitwie przy Bramie Kollińskiej. Jego udział z zwycięstwie był znaczny i otworzył mu bramy Rzymu. Dał też możliwość odzyskania utraconego w wyniku proskrypcji rodzinnego majątku.
Po powrocie Marek został jednym z najbogatszych ludzi swoich czasów. Konsekwentnie powiększał swoją fortunę, między innymi zatrudniając niewolników, których następnie szkolił na wykwalifikowanych pracowników. Sporo zarobił też na budownictwie, kopalniach srebra oraz – wówczas nielegalnych – pożyczkach na procent. Ogromne zyski przynosił mu też handel nieruchomościami.
Podpalał Rzym?
Ale bogacz imał się praktyk moralnie wątpliwych. Według niektórych źródeł nakazywał swoim ludziom podpalanie domów, które następnie ratowała jego prywatna straż pożarna. Rzecz jasna usługa nie była darmowa. Przed interwencją Marek miał zmuszać właścicieli ogarniętych ogniem domów do przekazania mu swojej własności za niewielkie pieniądze. A ci, często podstawieni pod ścianą, zgadzali się. Jak bardzo bogaty był Krassus? Kiedy uciekał do Hiszpanii, miał posiadać majątek w wysokości około 300 talentów. Pod koniec życia jego wartość wzrosła do 7100 talentów.
Czytaj też: Neron – żonobójca utrzymujący kazirodcze stosunki z matką, sadysta i szaleniec
Zazdrość, plany zamachów i rozgrywki o wpływy
Pieniądze to nie wszystko. Ogromna fortuna nie satysfakcjonowała Marka w pełni. Marzył o władzy, dlatego rozpoczął karierę polityczną. Początkowo obejmował kolejne, wymagane urzędy. Nie wiadomo, jak długo wspinałby się po politycznej drabinie, gdyby nie powstanie Spartakusa. Marek Licyniusz Krassus zdławił je, zyskując tym samym coś w rodzaju „politycznej trampoliny”. Otrzymał prawo do owacji oraz urząd konsula, który współdzielił z Pompejuszem. Ciemną stroną tamtego zwycięstwa był rozkaz ukrzyżowania blisko sześciu tysięcy buntowników, za którym miał stać bogacz.
Jako polityczny i finansowy sponsor Juliusza Cezara Krassus dołączył do niego i Pompejusza w nieoficjalnym sojuszu I triumwiratu w 60 roku p.n.e. Główna idea porozumienia mówiła, że „odtąd nie stanie się w Republice nic, co nie podobałoby się któremukolwiek z trzech”.
Ale sojusz ten nie mógł trwać w nieskończoność z powodu ambicji i zazdrości trzech mężczyzn. Podczas gdy Cezar i Krassus byli starymi przyjaciółmi, Krassus i Pompejusz nienawidzili się nawzajem. Zresztą Pompejusz stał się chorobliwie zazdrosny o spektakularne sukcesy Cezara podczas wojen galijskich. Twierdził też, że Marek przygotowuje i finansuje zamach na jego życie. Być może nieporozumienia ciągnęłyby się jeszcze długo, ale w pewnym momencie cała trójka zdała sobie sprawę, że może stracić polityczne wpływy. Dlatego w 56 r. p.n.e. triumwirat został odnowiony. W Lukce. To tam Marek Krassus dowiedział się, że „otrzyma” Syrię.
Czytaj też: Seksualne ekscesy, skandale i mordy. Tego cesarza znienawidzili poddani
Wszystko dla sławy
Fortuna to jedno. Niepohamowana potrzeba wybicia się ponad Juliusza Cezara i Pompejusza – drugie. Decydując się na wyprawę przeciwko Patrom, Marek liczył, że powróci w chwale. Rzeczywistość okazała się brutalna. W książce Simona Scarrowa „Orły Imperium. Krew Rzymu” czytamy:
Tak część z nas na królewskim dworze nazywa przypadłość Rzymian, którzy mają obsesję na punkcie własnej sławy i bardzo sztywne poczucie honoru. Żaden szanujący się rzymski arystokrata nigdy nie przepuści okazji do zdobycia chwały dla swojego rodu. Bez względu na koszty. Właśnie dlatego Krassus próbował najechać Partię i źle na tym wyszedł. A po nim Marek Antoniusz. Niestety, najwyraźniej mierzą swoją wartość tym, na ile uda im się przewyższyć dokonania przodków, i kieruje nimi chęć osiągnięcia sukcesu tam, gdzie innym się nie powiodło.
W 54 r. p.n.e. wojska Krassusa liczące około 39 tys. ludzi przeprawiły się przez Eufrat i zajęły kilka miast Partów. Ich mieszkańcy poddawali się w zasadzie bez walki. Marek zyskał też sprzymierzeńca w osobie króla Armenii, Artawazdesa II. Ten sugerował mu, by uderzył na partyjskie ziemie od strony swojego kraju. Rzymianin miał inny pomysł. Ruszył w kierunku Seleucji i stolicy Partów Ktezyfonu. Wobec takiej decyzji władca Ormian wycofał się.
Wojna podjazdowa
Wojska rzymskie posuwały się powoli, brnąc przez pustynię. Armia partyjska liczyła blisko 10 000 żołnierzy, głównie konnych łuczników oraz około 1000 ciężkiej jazdy zwanej katafrakci, wykorzystując panujące warunki zamiast przyjąć zaciekłą bitwę, atakowała uderzając z dystansu i zadając ciężkie straty wrogowi. Scarrow tak opisuje tę taktykę:
Armia Partów (odpowiedzialność za dostarczenie żołnierzy do dyspozycji władcy spoczywała na możnych tego kraju) składała się głównie z kawalerii – konnych łuczników i katafraktów. To oznaczało, że Partowie mogli przemieszczać się szybciej i byli bardzo skuteczni w tak zwanej wojnie podjazdowej. W efekcie, kiedy Rzymianie podjęli walkę z Partami na otwartym terenie, ci drudzy mieli przewagę. Warto wspomnieć, że Krassus i jego legiony zostali rozgromieni przez znacznie od nich mniejszą formację Partów, złożoną głównie z konnych łuczników, którzy z bezpiecznego dla nich dystansu dziesiątkowali bezradnych legionistów.
9 czerwca 53 r. p.n.e. wojska rzymskie starły się z Partami, dowodzonymi przez generała Surenę, pod Carrhae. Plan Krassusa polegał na ochronie swoich legionistów przed łucznikami konnymi, dopóki tym nie zabraknie strzał. Tyle że Partowie zdawali się mieć niewyczerpalne zapasy amunicji. Po kilku godzinach legioniści zaczęli padać z powodu upału, pragnienia i uporczywych ataków wroga. Następnie Rzymianie zostali całkowicie otoczeni.
Formacje testudo (żółwi) działały jako skuteczna obrona, ale nie dawały żadnego efektu ofensywnego przeciwko mobilnej kawalerii Partów. Dało to Surenie powód do bezpośredniego ataku z katafraktami na siły rzymskie. Wojska Krassusa zostały rozbite. Bitwa – zamiast przynieść mu chwałę – stała się jedną z największych porażek Rzymu. A Markowi przyniosła śmierć obecnego na miejscu syna.
Czytaj też: To nie tylko kwestia zaplecza, czyli Juliusz Cezar na wojnie
Obalony mit i wieczna hańba
Po ustaniu walk Marek miał możliwość ucieczki. Zamiast z niej skorzystać, wdał się w negocjacje z dowództwem Partów. Te nie przyniosły niczego dobrego. Krassus został zabity. Niektóre źródła podają, że w odpowiedzi na chciwość bogacza Partowie wlali mu do gardła stopione złoto. Mówiono też, że wpierw odziano go w damskie ubrania i obwożono po kraju. W ten sposób najbogatszy człowiek ówczesnego świata miał zostać upokorzony. Jego obciętą głowę zawieziono na dwór królewski, gdzie posłużyła jako rekwizyt w przedstawieniu Bachantek Eurypidesa
Straty Rzymian pod Carrhae wyniosły około 20 000 poległych żołnierzy. Około 10 000 zostało schwytanych, osiedlono ich w Sogdianie we wschodniej części imperium partyjskiego. Z bitwy uratowało się około 5 tys. żołnierzy.
Bitwa pod Carrhae obaliła mit o niepokonanych legionach. Mocno wryła się też w świadomość Rzymian. W „Orłach Imperium. Krew Rzymu” znajdziemy dialog dwóch mężczyzn. Jeden z nich mówi do drugiego: „Gdyby z jakiegoś powodu odwrót okazał się niemożliwy, dopilnuj, by sztandary kohorty nie wpadły w ręce wroga. Rzym nie chce powtórki z hańby, jaką była utrata legionowych orłów pod Carrhae”.
Zwrot symboli wynegocjował dopiero w roku 20 p.n.e. cesarz August.
Inspiracja:
Bibliografia:
- Bitwa pod Carrhae, imperiumromanum.pl (dostęp: 22.01.2023 r.)
- Marek Licyniusz Krassus, imperiumromanum.pl (dostęp: 22.01.2023 r.)
- Historia w pigułce, Bitwa pod Carrhae – największa klęska Rzymian, youtube.com (dostęp: 22.01.2023 r.)
KOMENTARZE (3)
Myślę, że lanie jakie Rzymianom spuścił Hannibal pod Cannami było znacznie bardziej dotkliwe.
Pod Cannami zginęło około 60 tys. Rzymian i to na własnym terytorium.
Rzymianie często mieli problem z ludami koczowników walczącymi wyłącznie konnicą. Krassus popełnił błędy ale potem Marek Antoniusz zrobił to samo. Paradoksalnie przestarzałe formacje Macedończyków uzbrojonych w sarissy, wspomagana lekką piechotą(łucznikami i oszczepnikami) plus kawaleria była o wiele bardziej skuteczna w starciu z walczącymi przede wszystkim konno Persami i Partami.