Jest 55 rok naszej ery. Partowie najechali Armenię, sojusznika Rzymu, i obalili króla Radamista. Teraz szykują się na odwet ze strony nowego cesarza – Nerona.
Ktezyfon, stolica królestwa Partów, marzec 55 roku n.e.
Służba z królewskiego pałacu uwijała się jak w ukropie, przygotowując pawilon nad brzegiem rzeki na wieczorne spotkanie, podczas którego król i jego rada mieli omówić nowe zagrożenie dla Partii ze strony Rzymu. Służących poganiał, pokrzykując niecierpliwie i wymierzając im ciosy, chudy, wymizerowany mężczyzna – królewski szambelan. Jego przedwczesna siwizna świadczyła dobitnie, ile nerwów kosztuje usługiwanie porywczemu władcy imperium rozpościerającego się od brzegów Indusu aż do granicy rzymskiej Syrii.
Furia monarchy
Król Wologazes był pochłonięty bez reszty wizją przywrócenia Partii dawnej świetności i nie znosił, gdy ktoś choćby w najmniejszym stopniu stawał na drodze jego przeznaczenia – niezależnie od tego, czy był to buntujący się oligarcha, czy niezdarny, opieszały służący. Poprzedni szambelan nie dopilnował, by strawa serwowana na uczcie u króla była odpowiednio ciepła, za co został prawie zachłostany na śmierć i wyrzucony na ulicę. Jego następca nie zamierzał podzielić losu poprzednika, dlatego miotał przekleństwa i tłukł swoich podwładnych (…).
Szambelan jeszcze raz omiótł wzrokiem wszystko wokół (…). Rozejrzał się czujnie. Był sam. Przy nawale obowiązków, które niosło ze sobą jego stanowisko, takie momenty zdarzały się w jego życiu nieczęsto. Ta przerwa miała trwać tylko chwilę, do czasu, aż słudzy wrócą z owocami i winem oraz królewskim degustatorem, który skosztuje jadła i napitku z każdego naczynia, by król Wologazes miał pewność, że może bezpiecznie biesiadować. Partia była mocarstwem wielkim i stabilnym, lecz jej władcy regularnie padali ofiarą spisków oligarchów albo ambicji członków rządzącej rodziny.
Szambelan odetchnął głęboko. Uśmiechając się na widok królewskiej sofy, nagle poczuł w sobie przemożną chęć rzucenia się w te jedwabne poduszki. Mógł to zrobić teraz, kiedy nikt nie patrzył i nikt by się o tym nie dowiedział. Jego serce przyspieszyło na samą myśl o takim niezwykłym naruszeniu dworskiej etykiety. Jeszcze przez chwilę zmagał się z pokusą. W końcu cofnął się o krok, z przerażeniem zakrywając usta dłonią, gdy wyobraził sobie, co by się z nim stało, gdyby o jego występku dowiedział się król. Nawet teraz, kiedy był sam, kierował nim strach przed jego panem i władcą (…).
Król Partów
Zanim król i jego niewielka świta wyłonili się z pałacu, słońce zdążyło schować się za horyzont, zostawiając po sobie tylko rudawy pas nieba górujący nad krajobrazem po drugiej stronie rzeki, który teraz tonął w głębokich cieniach. Powyżej brąz przechodził w fiolet i ciemny aksamit nocy, na tle którego pierwsze gwiazdy migotały niczym okruchy srebra. Na przedzie maszerowali żołnierze z osobistej ochrony monarchy. Byli uzbrojeni w włócznie i ubrani w powłóczyste bogato haftowane spodnie, z nogawkami wsuniętymi w cholewki skórzanych butów. Ich łuskowe kirysy i stożkowate hełmy lśniły w świetle pochodni i piecyków rozstawionych po obu stronach ścieżki. Przy swoim władcy wyglądali jednak jak najzwyklejszy metal przy złocie najwyższej próby.
Wologazes był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną, z szerokim czołem i kwadratową szczęką, której kanciastość podkreślała starannie przystrzyżona ciemna broda. Oczy miał równie ciemne jak wypolerowany heban, co przydawało jego spojrzeniu budzącej respekt intensywności. Mimo to w jego aparycji była też pewna jowialność. Gdy przemawiał swoim głębokim, ciepłym głosem, w kącikach ust majaczył uśmiech. Potrafił oczarować polotem i dobrodusznością, a nade wszystko mądrością. Jego żołnierze i cały lud wielbili go i byli mu lojalnie oddani. Ci jednak, którzy znali go osobiście, wiedzieli aż nadto, jak wybuchowy ma temperament, dlatego mieli się na baczności, uśmiechając się, gdy on to czynił, i zamierając w trwożnym bezruchu, kiedy się wściekał.
Czytaj też: „Wyrzygaj, by zjeść, jedz, by wyrzygać!” – jak NAPRAWDĘ ucztowali starożytni Rzymianie?
Kość niezgody
Tego wieczora panował posępny nastrój. Do stolicy Partów dotarły wieści, że cesarz Klaudiusz został zamordowany, a władzę po nim przejął jego adoptowany syn Neron. Wologazes musiał teraz odpowiedzieć sobie na pytanie, jak ta zmiana może wpłynąć na dość napięte relacje między Partią a Rzymem, które w ostatnich latach jeszcze się pogorszyły.
Powodem tego, jak zawsze, był los Armenii – nieszczęsnego pogranicznego królestwa targanego ambicjami Rzymu i Partii. Jakieś cztery lata wcześniej pretendent do armeńskiego tronu, książę Radamist z sąsiedniego królestwa Iberii, najechał Armenię, zabił króla i jego rodzinę, po czym ogłosił się nowym władcą. Sam okazał się równie okrutny, co ambitny, dlatego Ormianie zwrócili się do Wologazesa, by ich uwolnił od tyrana. Król Partów poprowadził więc swoją armię przeciwko Radamistowi, który przed nim uciekł. Wówczas Wologazes osadził na armeńskim tronie swojego brata, Tiridatesa. To była prowokacja i Wologazes miał tego świadomość, ponieważ Rzym uważał, że Armenia leży w jego strefie wpływów, i to od ponad stu lat. Można więc było się spodziewać, że Rzymianom nie spodoba się ingerencja Partów.
Szambelan, który czekał przy wejściu, pokłonił się w pas, gdy przybysze wchodzili po stopniach do pawilonu. Straż przyboczna zajęła pozycje na zewnątrz, oprócz dwóch najroślejszych mężczyzn, którzy ustawili się po obu stronach królewskiego podium. Wologazes usadowił się wygodnie na sofie, zanim skinął na członków swojej rady. – Usiądźcie.
W bardziej formalnych okolicznościach goście króla pozostaliby na stojąco, ale Wologazes celowo wybrał na miejsce spotkania pawilon, by odłożyć na bok dworską etykietę i zachęcić podwładnych do swobodniejszego wyrażenia opinii.
Czytaj też: Dumna królowa, która chciała podporządkować sobie Rzym. Kim była „Kleopatra” z Palmyry?
Co wiemy o tym Neronie?
Gdy ci już zajęli miejsca na sąsiednich sofach, król się pochylił, sięgnął po jedną z fig leżących na paterze i odgryzł kęs, w ten sposób sygnalizując innym, że mogą się częstować. Wologazes odrzucił nadgryzioną figę z powrotem na paterę i rozejrzał się po gościach. Sporaces, jego najznamienitszy generał; Abdagazes, królewski skarbnik; książę Vardanes, najstarszy syn króla i dziedzic partyjskiego tronu. Był jeszcze Mitraxes, przedstawiciel Tiridatesa, młodzieniec mniej więcej w wieku księcia.
– Nie mamy czasu do stracenia, moi przyjaciele – oznajmił Wologazes – dlatego pozwólcie, że przejdę od razu do sedna sprawy. Wszyscy słyszeliście wieści z Rzymu. Na tron wstąpił nowy cesarz. Neron.
– Neron? – Sporaces pokręcił głową. – Nic mi to imię nie mówi, panie.
– Nic dziwnego. Został adoptowany zaledwie kilka lat temu. To syn ostatniej żony cesarza Klaudiusza z jej poprzedniego małżeństwa.
(…)
– Co wiemy o tym Neronie? – kontynuował Sporaces. (…) Abdagazes odchrząknął.
– Po pierwsze jest młody. Ma zaledwie szesnaście lat. To jeszcze bardziej chłopiec niż mężczyzna.
– Być może – Sporaces lekko przekrzywił głowę – ale Augustus miał tylko osiemnaście lat, gdy postanowił zniszczyć swoich rywali i zostać pierwszym imperatorem Rzymu.
– Neron to nie Augustus – skwitował rzeczowo skarbnik. – Może jeszcze wyrośnie na kogoś tej miary, chociaż według naszych agentów w Rzymie to bardzo wątpliwe. Nowy cesarz uważa się za artystę. Muzyka, poetę… Otacza się aktorami, grajkami i filozofami. Ma ambicje uczynić Rzym czymś w rodzaju azylu dla takich ludzi, sprawy militarne natomiast najwyraźniej go nie pociągają.
Czytaj też: Neron – żonobójca utrzymujący kazirodcze stosunki z matką, sadysta i szaleniec
Rzymska choroba
– Artysta? Muzyk? – Sporaces pokręcił głową. – Co to za cesarz?
– Taki, który będzie nam na rękę, jak sądzę – powiedział Wologazes. – Miejmy nadzieję, że młody Neron skoncentruje się na swoich dokonaniach artystycznych i nie przyjdzie mu do głowy interesować się Armenią.
– Tak, panie. – Abdagazes skinął głową. – Możemy mieć taką nadzieję, ale byłoby roztropniej nie liczyć tylko na to. Neron może i jest dyletantem, ale nie wolno zakładać z góry, że nie przysporzy nam problemów. Jest otoczony przez doradców, z których wielu ma głowę na karku i już nieraz zaszli nam za skórę. Głównie dlatego, że toczy ich rzymska choroba.
– Rzymska choroba? – Varades uniósł brew, sięgnął po drugą figę i ugryzł spory kęs. Przeżuł niespiesznie, zanim spróbował kontynuować z pełnymi ustami. – Co to… za… choroba?
– Tak część z nas na królewskim dworze nazywa przypadłość Rzymian, którzy mają obsesję na punkcie własnej sławy i bardzo sztywne poczucie honoru. Żaden szanujący się rzymski arystokrata nigdy nie przepuści okazji do zdobycia chwały dla swojego rodu. Bez względu na koszty. Właśnie dlatego Krassus próbował najechać Partię i źle na tym wyszedł. A po nim Marek Antoniusz. Niestety, najwyraźniej mierzą swoją wartość tym, na ile uda im się przewyższyć dokonania przodków, i kieruje nimi chęć osiągnięcia sukcesu tam, gdzie innym się nie powiodło. – Abdagazes zamilkł na moment.
– Można odnieść wrażenie, że porażki Krassusa i Antoniusza sprawiły jedynie, że Rzymianie zaczęli traktować Partię jak wyzwanie. Rozsądni ludzie wyciągnęliby wnioski z niepowodzeń, ale u Rzymian honor arystokraty zawsze bierze górę nad rozsądkiem. Augustus był dość roztropny, by sobie uświadomić, że w kontaktach z Partią więcej zyska dyplomacją niż działaniami militarnymi. Jego następcy przeważnie brali z niego przykład. Nawet jeśli to oznaczało scysje z senatorami, którzy domagali się rozpętania wojny przeciwko nam. Pytanie brzmi, czy nowy cesarz zdoła oprzeć się zakusom swoich doradców i senatu?
Dwa psy walczące o kość
– Mam szczerą nadzieję, że tak – odparł Wologazes. – Partia nie może sobie pozwolić na wojnę z Rzymem teraz, gdy nasi wrogowie knują przeciwko nam na innych frontach.
Vardanes westchnął. – Mówisz o Hyrkanach, ojcze? (…)
– Tak, mam na myśli Hyrkanów. Wygląda na to, że nie chcą się pogodzić z podwyżką trybutu, której od nich zażądałem.
Vardanes się uśmiechnął. – Nic dziwnego. Co gorsza, właśnie naraziliśmy się naszym greckim poddanym, zmuszając ich, by wyrzekli się własnej mowy i tradycji na rzecz naszych, mimo że w całym świecie Wschodu greka to uniwersalny język. A teraz jeszcze zanosi się na konflikt z Rzymem z powodu Armenii. – Wysączył łyk wina i kontynuował: – Obawiam się, że nie mierzymy sił na zamiary. Szczególnie w kwestii Armenii. Rzym i Partia są jak dwa psy walczące o kość.
Skarbnik odkaszlnął uprzejmie, zanim się wtrącił.
– Wasza wysokość upraszcza sprawę. Tak się składa, że ta kość należy do nas. Ci rzymscy intruzi nie mają do niej żadnych praw. Większość armeńskiej arystokracji jest spokrewniona z nami. Armenia trwała lojalnie u boku partyjskiego imperium przez całe wieki, zanim Rzym skierował spojrzenie na wschód.
Czytaj też: Jego zmarła córka zyskała status bogini. Jak bardzo senat bał się Nerona?
Legenda legionów
– Myślę, że w tej kwestii wszyscy jesteśmy zgodni. Rzym nie ma żadnego prawa do Armenii. Niemniej jednak rości je sobie i jeśli dojdzie do wojny, zagarnie ją. Słyszałem wiele na temat potęgi rzymskich legionów. Nie oprzemy się im.
– Nie w otwartej bitwie, mój książę. Jeśli jednak zdołamy uniknąć takiego starcia, nasze wojska mogą wyczerpać przeciwnika, osłabić go, i kiedy przyjdzie dogodny moment, rozerwać go na strzępy. Podobnie jak psy myśliwskie zabijają górskie niedźwiedzie. Czyż nie tak, generale? – Abdagazes zwrócił się do Sporacesa o wsparcie.
Generał zamyślił się na chwilę, zanim odpowiedział:
– Partia pokonała Rzymian w przeszłości. Dokonaliśmy tego, ponieważ wkroczyli na nasze ziemie bez odpowiedniego rozpoznania terenu i zapasów dla swojej armii. Maszerują powoli, nawet bez taborów oblężniczych. Tymczasem nasze wojska potrafią się przemieszczać znacznie sprawniej, szczególnie konni łucznicy i katafrakci. Możemy sobie pozwolić na to, by oddawać teren w zamian za zyskanie czasu potrzebnego do wyczerpania ich sił i zapasów. To jednak sprawdzi się tylko wówczas, gdy uderzą przez rzeki i pustynie Mezopotamii. Armenia jest inna. Górski teren daje przewagę raczej rzymskiej piechocie niż naszej kawalerii. Obawiam się, że książę Vardanes ma rację. Jeśli Rzym zechce zagarnąć Armenię, postawi na swoim.
– Proszę! – Vardanes pstryknął palcami. – A nie mówiłem?
– Niemniej – kontynuował Sporaces – aby podbić Armenię, Rzym musiałby skoncentrować swoje wojska. Ma najlepszych żołnierzy na świecie, to prawda. Nawet jednak oni nie mogą być w dwóch miejscach jednocześnie. Jeśli Rzym ruszy na Armenię, odsłoni się w Syrii. Nie znaczy to, że wówczas ją podbijemy. To ponad nasze możliwości. Partia nigdy nie będzie na tyle potężna, by zniszczyć Rzym, a Rzym nigdy nie zbierze dość sił, by ujarzmić Partię. Tak było zawsze i tak już pozostanie, mój książę. To konflikt, w którym żadna ze stron nie może wygrać. Z tego względu jedynym rozwiązaniem jest pokój.
Naszych królów zwykle się obala albo morduje
– Pokój! – Wologazes parsknął. – Próbowaliśmy zawrzeć pokój z Rzymem. Honorowaliśmy każdy traktat, a ci przeklęci Rzymianie tylko je łamali, jeden po drugim. – Król zmarszczył czoło i przez chwilę zbierał myśli. – Właśnie dlatego w kwestii Armenii musimy zachować daleko idącą ostrożność. – Po tych słowach zwrócił się do przedstawiciela swojego brata. – Mitraxesie, jeszcze nie zabierałeś głosu. Nie masz zdania na temat nowego cesarza w Rzymie i jego zamiarów wobec Armenii.
Mitraxes nonszalancko wzruszył ramionami. – Moja opinia jest bez znaczenia, panie. Jestem ormiańskim arystokratą, potomkiem długiej linii rodowej szlachetnie urodzonych, z których żaden nigdy nie widział naszych ziem wolnych od wpływów Partii czy Rzymu. Naszych królów zwykle się obala albo morduje. Twój brat zasiada na tronie od zaledwie dwóch lat. (…) A jednak był zmuszony zaprowadzić rządy twardej ręki, by wymóc posłuszeństwo w swoim królestwie.
– Jak twarda jest ta ręka?
– Niektórzy możni wolą Rzym, wasza wysokość. Inni są przeciwni każdemu obcokrajowcowi na ormiańskim tronie. Król Tiridates uznał, że należy dać nauczkę tym, którzy okazali nielojalność. Niestety, niektórych uznał za konieczne wygnać, innych zgładzić. Osiągnął jednak zamierzony efekt i zdusił ferment. (…) Jego wrogowie zostali zastraszeni, przynajmniej na obecną chwilę. Chociaż jestem pewien, że wkrótce zwrócą się o pomoc w obaleniu króla. Jeśli jeszcze tego nie zrobili. – Mitraxes przeniósł wzrok na Wologazesa. – Z tego względu twój brat, panie, prosi cię, abyś przysłał mu armię, która pomoże zachować kontrolę nad Armenią. Armię dość silną, by pokonać możnych, którzy konspirują przeciwko niemu, a Rzym zniechęcić do najechania jego ziem.
Niepowstrzymani Rzymianie
– Armię? Tylko tyle chce ode mnie? – Król Partii prychnął. – (…) Wątpię, czy siły, które mógłbym wysłać do Armenii, byłyby w stanie odstraszyć Rzymian.
Mitraxes pokręcił głową.
– Nie byłbym tego taki pewien, panie. Nasi szpiedzy w Syrii donoszą, że stacjonujące tam legiony nie są gotowe na wojnę. Brakuje im ludzi i sprzętu. Od lat nie brały udziału w żadnych walkach. Nie sądzę, by stanowiły realne zagrożenie dla króla Tiridatesa.
(…) Sporaces zamyślił się na moment.
– To pokrywa się z tym, co wiemy od naszych wywiadowców, panie. Jeśli jednak Rzymianie zdecydują się na interwencję, sprowadzą do Syrii więcej legionów, a te już na miejscu z pewnością zasilą nowymi rekrutami. Oczywiście będą jeszcze musieli ich wyszkolić, a także zgromadzić zapasy, naprawić drogi i przygotować machiny oblężnicze. To wszystko zajmie wiele czasu. Może nawet całe lata. Kiedy jednak Rzymianie postanowią działać, nic ich nie powstrzyma. Tak z nimi jest. – Zamilkł na moment, by jego słowa zapadły w pamięć pozostałym.
– Moja rada jest taka, by nie prowokować naszego nieprzyjaciela jeszcze bardziej. Rzym już teraz czuje się dotknięty tym, że na tronie w Armenii zasiada Tiridates. Nie zdecydował się jak dotąd na wszczęcie wojny. Jeśli jednak wyślemy wojsko na pomoc twojemu bratu, może to przeważyć szalę i sprowokować Rzymian do interwencji. Poza tym jeszcze nie wiemy, z jakiej gliny jest ulepiony ten ich nowy cesarz, Neron. Może się skłonić ku jednej lub drugiej stronie.
(…) Wologazes osunął się głębiej w poduszki i założył ręce na piersiach, rozważając w myślach wszystko, co usłyszał od swoich doradców. Było prawdą, że cierpliwość Rzymian miała swoje granice, a on nie mógł ryzykować wysyłania bratu pomocy wojskowej w chwili, gdy w Hyrkanii w każdej chwili mogła wybuchnąć rebelia. – Cóż, wychodzi na to, że jestem zmuszony czekać, jak rozwinie się sytuacja. Inicjatywa należy do cesarza Nerona. Niech zdecyduje, czego chce, pokoju czy wojny.
Źródło:
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.