Latem 1904 roku w kolejce do „Wystawy Ludów Egzotycznych” w ogrodzie zoologicznym w Breslau ustawiło się aż 41 tysięcy osób. Na wybiegu można było podejrzeć żywe „eksponaty” z Tunezji. Światła Europa z uczuciem wyższości, ale i fascynacją podglądała „dzikich”. Przedtem wsadziwszy ich za kraty...
W XIX wieku, wraz z rozwojem kolonializmu i eksploracją kolejnych skrawków globu, w Europie nastała moda na egzotykę. Bogaci przemysłowcy, podróżnicy, dyplomaci oraz naukowcy lubowali się w przywożeniu z kolonii najróżniejszych bibelotów. Nowe doniesienia z egzotycznego świata cieszyły się na Starym Kontynencie ogromną popularnością.
Zapotrzebowanie zrodziło podaż, zwłaszcza że na tubylcach przywożonych do Europy w charakterze eksponatów dało się dobrze zarobić. Nikt wówczas nie myślał o uprzedmiotowieniu ludzi, których obsadzało się w roli maskotek.
Ludzkie zoo były też na rękę kolonialnym imperiom – stanowiły dowód sukcesów w eksploracji nowych krajów, a jednocześnie uzasadniały potrzebę dalszej ekspansji. Opowieść o dzikim człowieku, który na przykład trudnił się zbieractwem bądź budował swoje domostwa z wysuszonego zwierzęcego kału, stanowiła dowód wyższości oraz potwierdzenie konieczności misji cywilizacyjnej stojącej przed Europą. To ona – jako lepiej rozwinięta – powinna była zaopiekować się takimi ludźmi, nieść kaganek oświaty i… uczynić z nich, stopniowo – podobnych sobie.
W tamtych czasach w antropologii kulturowej i socjologii dominował ewolucjonizm, a więc pogląd, zgodnie z którym społeczeństwa ewoluują od form prostych do zaawansowanych, a w ludach egzotycznych – stojących na niższym szczeblu rozwoju – można podejrzeć człowieka pierwotnego. Dziś w dużym stopniu odrzuca się ewolucjonizm jako przestarzały i szowinistyczny. Współcześnie kultury ludzkie traktuje się jako równorzędne.
W XIX wieku jednak, pełnym wiary w europejską supremację, dominował pogląd, że „dzikiego” należy ucywilizować. Taki przekaz ideologiczny stał za ludzkimi zoo, w których nawet gawiedź z niższych klas mogła podglądać „dzikusów” i chełpić się swoją wyższością.
Czytaj też: Ile „wybryki natury” zarabiały w XIX-wiecznej Ameryce?
Pokazy „dziwadeł”
Początkowo „ludzkie zoo” nie były reklamowane jako wystawy dzikich lub egzotycznych ludzi, ale raczej jako pokazy „kuriozów”, „dziwadeł” i postaci „niesamowitych”. Za jedną z pierwszych takich „instytucji” uznaje się wystawę zorganizowaną w 1835 roku przez amerykańskiego właściciela cyrku – Phineasa Taylora Barnuma, uważanego za prekursora współczesnego przemysłu rozrywkowego.
On to zorganizował „wystawę” żywego człowieka. Dla celów marketingowych rozpowiadał, że pokaże publiczności 161-letnią mamkę George’a Washingtona. W rzeczywistości przed gapiami „występowała” zniedołężniała, niewidoma czarnoskóra niewolnica – 80-letnia Joyce Heath.
W tym samym okresie brytyjski kupiec i podróżnik Robert Hunter w Syjamie, czyli w dzisiejszej Tajlandii, znalazł „skarb”, a nawet dwa „skarby”, które miały mu dać fortunę. Tymi skarbami byli zrośnięci ze sobą bracia bliźniacy Chang i Eng Bunkerowie. Bracia pozostali już na zawsze „razem” – i to dosłownie. Ówczesna medycyna nie umiała ich rozdzielić.
Hunter, niczym prawdziwy myśliwy, zwietrzył trop i przez lata czerpał zyski z braci syjamskich (to właśnie od nich wzięło się to określenie), jednak co dwie głowy to nie jedna. Gdy umowa z Anglikiem wygasła, bracia zaczęli zarabiać na swojej sytuacji na własną rękę. Osiedlili się w USA, kupili ziemię, co więcej – każdy z nich miał żonę. Doczekali się 21 dzieci i – jako, że zawsze byli razem – razem też wybrali się w podróż na „tamten świat”. Gdy jeden z braci zachorował i zmarł na zapalenie oskrzeli, drugi przeżył tylko kilka godzin.
Czytaj też: Najsłynniejsze przypadki bliźniąt syjamskich w dziejach
Murzyńska wioska na Expo
Apogeum popularności ludzkie zoo zaczęły osiągać w na przełomie XIX i XX wieku. W latach 70. XIX stulecia wystawy tego typu w największych europejskich metropoliach organizował Carl Hagenbeck – niemiecki cyrkowiec i treser. W 1874 roku ściągnął do Europy Zachodniej, Samoańczyków oraz Lapończyków, których pokazywał publiczności w otoczeniu mającym udawać ich środowisko. Ludzkie zoo reklamował jako pokazy „nieskalanie czystych” nacji.
W 1876 roku, zachęcony sukcesem, sprowadził na Stary Kontynent Nubijczyków z Afryki. By obejrzeć „wioski murzynów” (negro villages), jak nazywano ekspozycję z ich udziałem, ustawiały się potężne kolejki chętnych w Berlinie, Paryżu i Londynie.
W 1877 roku we Francji w ramach „spektakli etnologicznych” prezentowani byli Nubijczycy i Inuici. Wystawę obejrzało ponad milion zwiedzających. Od tego momentu do 1912 rok w paryskim Ogrodzie Aklimatyzacji odbyło się aż 30 wystaw „dzikich ludów”. W latach 1878 i 1889, podczas Wystawy Światowej (z okazji której zbudowano wieżę Eiffla), cywilizowana europejska publiczność lubowała się w podglądaniu czarnoskórych Afrykańczyków. „Murzyńską wioskę” (village nègre), do której sprowadzono aż 400 „mieszkańców” z Afryki, odwiedziło w sumie 28 mln osób.
W 1906 roku goście ogrodu zoologicznego w Nowym Jorku mogli oglądać nietypową ekspozycję. W klatce z szympansem znajdował się człowiek. Kongijski pigmej trafił tam, by „wytłumaczyć” gościom meandry ewolucji. Ekspozycję podpisano hasłem brakujące ogniwo.
Uczestnicy takich wystaw niekoniecznie byli zmuszani do nich siłą. W czasach popularności ludzkich zoo istniały wyspecjalizowane firmy, które zajmowały się „rekrutacją” mieszkańców egzotycznych krajów. Ci często zgadzali się dobrowolnie, mamieni widmem sławy i dobrobytu w bogatej Europie. Oczywiście nie mieli pojęcia, na co tak naprawdę się piszą. Często zamiast pieniędzy czekała ich bieda, a ich gażę przejmowali opiekunowie. Z kolei sława okupiona była poniżeniem, z którym wielu nie dawało sobie rady.
Wspomniany wcześniej pigmej z wybiegu dla małp – Ota Benga – nie uniósł psychicznie udziału w show. Chłopiec trafił do USA przywieziony przez Philipsa Vernera, organizatora „ludzkich zoo”, który odkupił go od handlarzy niewolników. Zwrócił uwagę na charakterystyczne spiłowane zęby Oty. Pigmej po kilku latach pokazywania się publiczności w otoczeniu małp wyszedł na wolność. Trafił do sierocińca, uczył się angielskiego. Dostał też okazję powrotu do ojczystego Konga. To się jednak nie udało z powodu wybuchu I wojny światowej. Zrozpaczony, zmagający się z depresją Ota popełnił samobójstwo, strzelając sobie prosto w serce.
Czytaj też: Smoki, ludzkie zwłoki i perpetuum mobile – jak wyglądały renesansowe gabinety osobliwości
Hotentocka Wenus
Choć ludzkie zoo miały rzekomo poszerzać wiedzę o innych kulturach, w rzeczywistości spełniały perwersyjne pragnienie podglądania, wyszydzania innych, a także czerpania przyjemności z odarcia człowieka z intymności. W tym sensie miały w sobie ten sam pierwiastek, co pornografia.
Wątek seksualny nieodmiennie towarzyszył zresztą takim ekspozycjom. Szacowne panie i eleganccy dżentelmeni walili drzwiami i oknami, by podziwiać szczegóły anatomiczne „dzikich”. Wśród miejskich legend są opowieści i o tym, jak za grube pieniądze szacowne matrony wykupywały gorące noce z „dzikim” kochankiem. Czy tak istotnie było, czy to tylko plotki? Tego nie wiemy.
Wiemy natomiast z całą pewnością, że wystawy, podczas których głośno komentowano dostatki i wady cielesności „dzikusów”, musiały być dla tych ludzi potężnym upokorzeniem. I tak istotnie było. Purytańska, wiktoriańska Anglia, która tak bardzo prześladowała wszelką „goliznę”, bez oporów pozwalała sobie oglądać nagiego człowieka, ale tylko pod warunkiem, że nie traktowała go jak pełnoprawną istotę ludzką, a bardziej jak zwierzę lub rzecz.
Symbolem uprzedmiotowienia ludzkich eksponatów stała się Saartjie Baartman, czarnoskóra niewolnica z farmy południowoafrykańskich Burów. W 1910 roku budowa anatomiczna Baartman, typowa dla kobiet południowoafrykańskich Hotentotów (przerośnięte pośladki i wargi sromowe – tzw. fartuszek hotentocki), zainteresowała Alexandra Dunlopa – brytyjskiego chirurga marynarki wojennej.
On to namówił właściciela niewolnicy – Hendricka Ceasara – do wystawienia Saartje w europejskim „ludzkim zoo”, roztaczając przed nim wizję wielkich zarobków. Tak też się stało. Niedługo później we trójkę wsiedli w statek do Londynu. Należy przy tym zaznaczyć, że Saartjie dobrowolnie zgodziła się na tę wyprawę. Właściciel obiecał jej fortunę i wolność.
Hotentocka Wenus – bo tak została nazwana przez londyńską publikę (gawiedź używała innego określenia: tłusty tyłek) „występowała” od tej pory w klatce na podwyższeniu w wynajętym lokalu przy Piccadilly Street. Jej zadaniem było m.in. wychodzenie z klatki co jakiś czas, przechadzanie się wzdłuż widowni, by ta mogła się napatrzeć na jej ciało. Musiała przy tym znosić kąśliwe uwagi, a także dotyk co bardziej natarczywych „klientów”.
Z czasem londyńska publika znudziła się Hotentocką Wenus, a jej dotychczasowy właściciel zaczął mieć kłopoty z prawem, w związku z oskarżeniem o handel niewolnikami – zakazany już wówczas w Wielkiej Brytanii. Na potrzeby sądu sfabrykował umowę, która miała poświadczyć, że kobieta otrzymuje gażę za swoje występy. W rzeczywistości była oszukiwana i wykorzystywana.
Ostatecznie Saartjie i jej opiekunowie wyjechali do Holandii, a potem Francji. Tam nadal trwała jej „kariera”, którą znosiła coraz gorzej. Oprócz wyzysku finansowego, była również wykorzystywana fizycznie przez kolejnych mocodawców, organizatorów pokazów Hotentockiej Wenus – właściciela cyrku, wystawcę zwierząt egzotycznych itd.
Była też ciekawym „obiektem” dla badań naukowych. W 1815 roku, niedługo przed śmiercią żyjącej w nędzy i już wówczas uzależnionej od alkoholu Saartjie, badał ją anatomista Georges Cuvier. Rysowano jej portrety, mierzono części ciała i komentowano budowę. Zoolog Étienne Geoffroy Saint-Hilaire napisał w swoim sprawozdaniu, że jej „przednia część pyska jest jeszcze obszerniejszą niż u orangutana”. Z kolei „nadzwyczajny rozmiar pośladków” porównał z wyglądem samic małp lapunder i Mandrillus podczas menstruacji.
Europejska nauka była bardzo zainteresowana wyjątkowym „okazem”, nie dostrzegając człowieka, któremu trzeba pomóc. Ostatecznie Hotentocka Wenus zmarła w nędzy i osamotnieniu w Paryżu w 1815 roku.
Zoo w Breslau
Co jakiś czas słyszy się komentarze piętnujące rzekomą polską prowincjonalność, brak wiedzy i kontaktu z aktualnymi trendami – kulturalnymi, cywilizacyjnymi itp. Nawet jeśli miałoby być w tym ziarno prawdy, to czasem taka prowincjonalność może okazać się ratunkiem, pozwalającym ustrzec się wstydliwych epizodów, których doświadczył rzekomo cywilizowany świat.
Tak było i z ludzkim zoo. W Polsce, będącej wówczas pod zaborami, nie pojawiały się podobne wystawy. Sami też ich nie organizowaliśmy. Nie mieliśmy na swoim koncie kolonializmu, choć łyżką dziegciu jest fakt, że jednak pragnęliśmy i w tej sprawie dorównać „potęgom”. Tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej polskie elity roiły marzenia o polskich koloniach – w Liberii, na Madagaskarze czy w Brazylii. Nic z tego nie wyszło. I dobrze – dziś nie musimy się wstydzić dziedzictwa kolonializmu.
Nie było też w Polsce ludzkich zoo. Bywały za to u sąsiadów – m.in. w niemieckim Breslau, czyli w dzisiejszym Wrocławiu. W 1876 roku dyrekcja ogrodu zoologicznego zdecydowała się na organizację wystawy „ludów egzotycznych”. Sprowadzono do Breslau Beduinów z Afryki Północnej i Tunezyjczyków. Przybysze na specjalnie zaaranżowanych wybiegach mieli prezentować typowe scenki rodzajowe ze swego życia – m.in. polować, rzucać oszczepem, jeździć konno.
Wystawa okazała się wielkim sukcesem frekwencyjnym i finansowym, dlatego ją powtarzano. Dziś szacuje się, że przez ludzkie zoo w Breslau do lat 20. minionego wieku przewinęło się nawet około 320 tys. zwiedzających.
Czytaj też: Okrutne eksperymenty, bezduszność i obmacywanie. Jak dawniej traktowano „wybryki natury”?
Ludzkie zoo w Brukseli
W czasach powojennych ludzkie zoo stały się jednym z symboli rasizmu i kolonializmu, jednak nie tak łatwo było społeczeństwom Zachodu pożegnać się z uprzedmiotawiającym stosunkiem do innych kultur. Jeszcze w 1958 roku pokaz żywych eksponatów zorganizowano w dzisiejszej „stolicy” Unii Europejskiej. Podczas Wystawy Światowej zaprezentowano „kongijską wioskę”. Widzowie zza płotu oglądali m.in. czarnoskóre dzieci.
Kongijska wioska to ostatnie „ludzkie zoo”. Dziś piętnuje się tego typu inicjatywy, jednak idea za nimi stojąca, a więc podglądactwo, grupowe wyszydzanie, łamanie tabu i intymności, żerowanie na inności – wcale nie przeminęła.
Czasem uważa się, że ludzkie zoo były pierwszymi reality shows. Dziś tę samą – co do zasady – rozrywkę, przejęły media. Prezentuje się ludzi w klatkach, w odosobnieniu, na wyspach, w domach, w zamknięciu. To wszystko ten sam mechanizm, który stał za wsadzaniem ludzi do klatek na przełomie XIX i XX wieku.
Bibliografia:
- Bradford P. V., Blume H., Ota Benga: The Pygmy in the Zoo. New York: St. Martins Press 1992.
- Clifton C. Crais, Pamela Scully, Sara Baartman and the Hottentot Venus: A Ghost Story and a Biography. Princeton University Press 2009
- Sandrel C., Vénus & hottentote. Sarah Bartman. Perrin 2010.
- Kuchta K., Ludzkie ZOO w Breslau, MiejscaWeWroclawiu.pl (dostęp: 28.06.2021).
- Luty P., Trwa nagonka na Belgów. Internet wypomina im ludzkie zoo, naTemat.pl (dostęp: 28.06.2021).
- „Ludzkie zoo” – publiczne wystawy „żywych eksponatów”, WP Opinie (dostęp: 28.06.2021).
- Liga Morska i Kolonialna, dzieje.pl (dostęp: 28.06.2021).
KOMENTARZE (14)
W artykule jest błąd. Sam artykuł dotyczy przełomu XIX i XX wieku. Tymczasem w tekście pisze że Niemiec – Carl Hagenbeck cyrkowiec i treser w 1974 ??? Ściągnął do Europy – Samoanczyków i Laponczyków. Po co miał ściągać do Europy Lapończyków jeśli ci w tej Europie już mieszkali na północy Norwegii, Szwecji i Finlandii. Mógł tych Lapończyków co najwyżej pokazać mieszkańcom Europy spoza półwyspu Skandynawskiego. Natomiast w tekście chodzi o rok 1874.
Hagenbeck zalozyl tierpark w hamburgu ( zoo hagenbeka) tam sciagnol afrykanczykow z rownika ktorzy w zimie siedzieli przy ogniskach , tylko w biodrowych przepaskach ( tak jak na co dzien w afryce) a motloch wykupywal bilety zeby zobaczyc dziki h w naturalnym srodowisku. Ci dla odmiany byli w nie naturalnym srodowisku. Chorowali i umierali z powodu zimna ktorego nie znali na rowniku.
No cuz, przykre dla nich i przykra ze biala rasa nie rozumie innych wywyzszajac sie nad wszystko bedac zwyklym gownem
Zycie ….
Czy w dawnej Polsce nie było „ludzkich zoo”?
Przeciwnie!
Były i to liczne, w tym także i te objazdowe! Może były one mniejsze i mniej skomercjalizowane – od zachodnich, ale…
Na zachodzie Europy uważano wręcz, że to „na wschodzie” czyli w Polsce, na Litwie i w Rosji, powstała na nie moda (np. słynne zbiory ludzkich nietypowych zwłok, w tym płodów ludzkich, cara Piotra), „która rozeszła się po świecie”. Kwitła ona u nas w tzw. muzeach osobliwości, Kunstkamerami z niemiecka zwanych. Zwłaszcza bogata Litwa była zagłębiem, rajem dla poszukiwaczy „osobliwości” do ludzkich kolekcji, karłów szczególnie. Na polskich z charakteru dworach litewskich magnatów i szlachty, były ich bowiem dziesiątki!
Wilanowskie opracowanie mówi o tym tak: „Polscy magnaci, podobnie jak zagraniczna część arystokracji, traktowała karły jako żywe lalki. W czasie uczt karły ukrywały się w koszach, pasztetach, tortach i zadziwiały gości nagłym ukazywaniem się. Kazano im również chodzić po stole i grać na skrzypcach, budowano im całe dworki, co bawiło gości….”
„W XVIII wieku karły spotykamy na niemal we wszystkich zamożniejszych dworach.”
„Karły często traktowane były jako ruchomości i niemal zawsze wchodziły w skład dworów kobiecych…”
„Podobnie, jak na dworze królewskim, karły traktowane były przez szlachtę, jako egzotyczny i zadziwiający prezent.”
…a „O NIELUDZKIM TRAKTOWANIU KARŁA najlepiej jednak świadczy wypowiedź Bogusława Radziwiłła w liście do żony, Anny Marii Radziwiłłówny, iż: wszystkie Radziwiłłówny zawsze brzydziły się karłami i karlicami.”
Oczywiście też i polski „straszny, okrutny kolonializm” jest teraz „modny” w Europie Zachodniej – głównie dzięki słynnej laudacji sztokholmskiej z 2019r….
Badacze zachodni opisują rzekomo powszechne, drastyczne traktowanie biednych ukraińskich poddanych przez swych polskich „kolonialnych” panów; znacznie gorsze niż czarnoskórych niewolników przez ich francuskich, czy brytyjskich właścicieli.
Tam byli „neger” – czarny” niewolnikiem, a w naszych kresowych „koloniach” oczywiście była nimi – niewolnikami, ukraińska czerń…
Nawet nazwy zatem pasują!
Ba, nasi uczeni, np. J. Sowa, piszą: „Polscy pisarze polityczni XVI i XVII wieku używają otwarcie określenia „kolonie”, aby opisać polskie zdobycze w Europie Wschodniej…”
Problem w tym, że chłopi ukraińscy, rzekomi niewolnicy, mają u nas w dawnej Rzeczypospolitej samorządy, ziemię przede wszystkim, i choćby nie pilnują ich na noc, by nie uciekli, nadzorcy, nie zakuwają ich wszystkich bez wyjątku w kajdany… Minimum zatem praw posiadają.
A że nazwę „kolonia” stosowało się i stosuje się do dzisiaj zresztą, także na ziemiach rdzennych korony – Polski, do nazwy nowego osiedla założonego na świeżo zagospodarowanym terenie…
A to już nic nie znaczący „drobiazg” dla nieco zbyt lewicowo, by nie powiedzieć lewacko zideologizowanych, z zachodu i naszych, „uczonych” białogłów i mężów…
W ten sam sposób, idąc tym ich tokiem myślenia, i robotnicze przedmieścia Londynu XVIII -XIX wiecznego, gdzie warunki życia były znacznie gorsze, a śmiertelność była znacznie wyższa, niż w naszych „ukraińskich” koloniach; należałoby też uznać za kolonie?
Choć niektórzy i tak zresztą uważają, tak myślą, no bo tymi skrajnie biednymi pracownikami londyńskimi byli bowiem głównie celtyccy – nie anglosascy zatem, Irlandczycy. Zresztą Irlandię uważa się za pierwszą brytyjską „z krwi i kości” nomen omen kolonię!
Co ciekawe w brytyjskich i francuskich karaibskich koloniach, śmiertelność wśród pracowników wolnych i opłacanych za swą pracę, była znacznie wyższa niż wśród czarnoskórych niewolników.
Dlaczego?
Otóż pracownikowi trzeba było „płacić”, a niewolnikowi nie dość, że nie trzeba było płacić, to można go było jeszcze z zyskiem sprzedać! Miał więc swoją realną wartość. Wartało więc było o niego zadbać i w niego inwestować!
Dotknął w swoim komentarzu niepoprawny politycznie kilku tematów w tym odpowiedzialności za kolonializm państw Europy na zachód od rzek Odry i Nysy Łużyckiej. Ponieważ ich wina nie podlega dyskusji próbują podzielić się swoją odpowiedzialnością za posiadanie kolonii, oraz panujący tam wyzysk tubylców z Polską, w podobny sposób jak chcieli podzielić się w 2015 roku inżynierami i lekarzami z Bliskiego Wschodu i Afryki którzy przybyli nielegalnie do Europy zaproszeni przez Kanclerz Niemiec – Merkel, która swoją decyzję podjęła bez pytania się innych krajów o zdanie. W tym celu finansują takich osobników jak Ukrainka-Tokarczuk, którzy wypisują brednie o rzekomych podbojach i „koloniach”, które w XVI, XVII, XVIII wieku miała posiadać na wschodzie Polska. A jak wygląda prawda ? Ostatnimi ziemiami przyłączonymi na wschodzie przez Polskę-Koronę były odzyskane ponownie po raz trzeci w historii, Grody Czerwienskie z Przemyślem, Czerwieniem i Lwowem, a miało to miejsce w pierwszej połowie XIV wieku, dokładnie w latach 1344-1349. W XV wieku w wyniku wojny 1454-1466 przyłączono do Korony z powrotem Pomorze z Gdańskiem, ziemię Chełmińską, Powiśle i Warmię na północy oraz na zachodzie małopolskie – Oświęcim i Zator. Natomiast biskup krakowski utworzył w Siewierzu księstwo Biskupie. I to był koniec podbojów Polski-Korony w XV wieku. Dopiero w 1569 roku Wielki Książę Litewski postanowił przyłączyć do Korony, ziemię Ruskie należące do tego czasu do Litwy, a mianowicie województwo – Kijowskie, Braclawskie, Wołyń i Podlasie. Ale według takich koltunów, ( który to kołtun nosi Tokarczuk na głowie ), nieuków, oraz oszustów, Unia Lubelska z 1569 roku była podbojem i kolonizacją, Co zyskała Polska-Korona na unii Lubelskiej, poza granicą z Moskwą ? Nic to Litwa w osobie WKL – Zygmunta Augusta, wciągnęła Koronę w wojny z Moskwą w interesie Litwy, wojny z Tatarami i Turkami, a następnie w wojny Kozackie. Wszystkiego tego mogłaby Polska-Korona uniknąć gdyby nie powstanie Rzeczpospolitej Obojga Narodów – RON w 1569 roku. I od tego czasu nie można już mówić o Polskiej odpowiedzialności tylko co najwyżej współodpowiedzialności Polski-Litwy-Bialorusi-Ukrainy, bo z tych krajów składał się RON, od 1569 roku. Polska nie bedzi odpowiadać za zbrodnię rodaków Tokarczuk – Ukraińców, którzy podczas powstania Chmielnickiego mordowali -Żydów, Polaków, Ormian, Litwinów i Rusinów. Kolonie posiadali Niemcy, Francuzi, Anglicy, Belgowie, Portugalczycy, Hiszpanie, Włosi w Afryce. Anglicy, Francuzi, Holendrzy, Hiszpanie, Portugalczycy, Niemcy w Azji. Hiszpanie, Portugalczycy, Francuzi w Ameryce Południowej i Środkowej. Anglicy, Francuzi, Hiszpanie, Rosjanie ( Alaska ), w Ameryce Północnej. Anglicy w Australii. Ale dla Ukraińskiego Kołtuna-Tokarczuk to tylko Polacy, a nie narody RON są mitycznym „kolonizatorami”. Kiedy w 1658 chciano przekształcić RON w Rzeczpospolitą Trojga Narodów z trzecim członem – Księstwo Ruskie, to najbardziej protestowali przeciw temu magnaci-oligarchowie i szlachta-bojarzy ….Ukraińscy. W 1654 roku Bohater Narodowy Ukrainy – Chmielnicki na mocy ugody perejaslawskiej, złożył przysięgę na wierność Carowi Moskiewskiemu i stał się jego poddanym przyłaczając do Rosji – Ukrainę Lewobrzeżną, która była „kolonią” RON, dokładnie 85 lat.
Biedna Polska….😥😅🤣.. Jak zawsze pokrzywdzona przez ten podły „Zachód”…
Biedny chory na ojkofobię nienawistniku antypolski, zgłoś się jak najszybciej do najbliższej poradni zdrowia psychicznego bo w przeciwnym razie przy narastających objawach zaczniesz realizować swoje omamy w realu jak niejaki zwolennik szkodnika Tuska i członek PO Ryszard Cyba.
Uwielbienie dla koalicji ***** *** w sytuacji pogrążania Polski w chaosie, bezrobociu, ucieczki inwestorów, drożyzny choć inflacja zmalała do minimum, zastopowania inwestycji rozwojowych, rezygnacji z nowoczesnych technologii jak Intel pod Wrocławiem, jak wiele zamykanych fabryk,itd.itp. świadczy o dużych zmianach w mózgu. Stąd to emocjonalne, bezrozumne wzmożenie b. groźne dla twego zdrowia. Niestety ta choroba o tvn-FOZZ -SB rodowodzie objęła już 2/3 elektoratu.
Co ty hejterze nasz wspólnego z Polską? Tyle co Tusk czy Tokarczuk?
A dziś to zachód o europejskie draństwo poucza nas Polaków o tolerancji demokracji i praworządności. Nóż się otwiera w kieszeni…
Zwolennik Piss????
człowieka wykupił, a małpy zostawił.
Przykre to było i jest.
Bo Małpy to można, prawda??? Hipokryto…
„Wiemy natomiast z całą pewnością, że wystawy, podczas których głośno komentowano dostatki i wady cielesności „dzikusów”, musiały być dla tych ludzi potężnym upokorzeniem.”
Nie musiały. To mit. Jak ustalili badacze tego tematu (pracownicy Instytutu Antropologii i Etnografii PAN Ośrodka Etnologii i Antropologii Współczesności prof. Dagnosław Demski i de Dominika Czarnecka, autorzy książki „Staged Otherness. Ethnographic Shows in Central and Eastern Europe, 1850–1939” oraz wirtualnej wystawy na ten temat https://stagedotherness.eu/#), w tych pokazach, występujący tam ludzie robili to dobrowolnie i otrzymywali wynagrodzenie. Ze wszystkimi podpisywano szczegółowe kontrakty. Bywało, że władze kolonialne w Afryce wymagały pozostawienia przez organizatorów depozytu na podróż powrotną i pokrycie zakontraktowanych zarobków. Natomiast uczestnicy takich spektakli traktowali je jako swoiste „saksy”, zajęcie zarobkowe, w którym przez dziesięciolecia specjalizowały się całe grupy.
Ha ha …
Ty wiesz co piszesz???
Nawet jak trafiles na taki dokument to to jest jednostka. Naogol lapano niewolnikow i przywozona do zoo gdzie im organizowano wioske i nawet w zimie biegali nago przy ognisku zeby upiec krolika dla zabawy gawiedzi. Bilety nie byly tanie a banda dzikisow miala ch..j wielki i 2 babelki. Na dodatek choroby i smierc z powodu przemarzniecia wic byly potrzebne kolejne eksponaty😁
Tak byla w Hagenbeck Tierpark w Hamburgu a wiec gdzie indziej napewno nie bylo bardziej po ludzku …..
Jestem kims kogo sie traktuje obecnie. Pomowiona przez sluzby specjalne o prostytucje jestem z uzyciem technologii i zorganiziowanego stalkingu wyzywana od psow, bo jakis sadystyczny wojskowy chce miec „posluszna zona zone” i neka mnie od kilku lat doslownie wszedzie gdzie pojde. Sluzby chca udawac, ze uksztaltowaly moj uprzejmy charakter i nazywaja tortury bezczelnie i obscenicznie „ulozeniem suki” (mnie bezczelnie nazywa suka ten facet i nachalnie chce sie wiazac). O sprawie wiedza setki tysiecy ludzi a wszyscy udaja ze jestem chora psychicznie i wciskaja mi tego faceta. Jeszcze bezczelnie udaja ze lubie BDSM zeby uzasadnic swoje obrzydliwe praktyki