Ciekawostki Historyczne
Nowożytność

Niewolnicza historia… cukru

Życie niewolników na plantacjach bawełny było horrorem. Jednak jeszcze gorszy los spotykał tych, którzy musieli harować przy produkcji cukru z trzciny cukrowej.

Trzcina cukrowa należy do tej samej rodziny, co owies czy pszenica, jednak ma nieco bardziej egzotyczne pochodzenie. Prawdopodobnie została udomowiona na Nowej Gwinei. W basenie Morza Śródziemnego była znana już w starożytności, choć raczej jako ciekawostka z dalekich stron. Kiedy rozpoczęła się epoka wielkich odkryć geograficznych, na portugalskiej Maderze i hiszpańskich Wyspach Kanaryjskich funkcjonowały już cukrownie dostarczające całkiem pokaźnych zysków.

Wycieńczające zbiory

Szybko okazało się, że wyspy Karaibów oraz Brazylia mają idealny klimat do uprawy trzciny cukrowej. Popyt na cukier był ogromny, więc plantacje zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Cukrownie produkowały słodki rarytas w portugalskiej Brazylii, na hiszpańskiej Kubie, brytyjskiej Jamajce, holenderskiej Gujanie i francuskiej Martynice. Między wszystkimi tymi miejscami występowały pewne różnice, jednak podobieństw było zdecydowanie więcej. Metody produkcji były wszędzie takie same, więc system pracy i życie niewolników wyglądały bardzo podobnie. Niewiele też zmieniło się między XVI a początkiem XIX w., bo tania siła robocza nie zachęcała do innowacji.

Praca przy zbiorach uważana była za najcięższą, a niewolnicy, którym przypadła, najszybciej tracili siły i zdrowie.fot.A.C. Bosselman & Co., New York/domena publiczna

Praca przy zbiorach uważana była za najcięższą, a niewolnicy, którym przypadła, najszybciej tracili siły i zdrowie.

Skąd w ogóle brali się niewolnicy? Przede wszystkim z Afryki. Portugalczycy w Brazylii próbowali zmusić do pracy schwytanych tubylców, jednak ich wysiłki spełzły na niczym. Z kolei mieszkańcy Karaibów wyginęli, zanim cukrowy przemysł zdążył się w ogóle rozwinąć.

Proces produkcji cukru trzcinowego był dość specyficzny. Nie można powiedzieć, że był przemysłowy, ale mimo wszystko istniały pewne podobieństwa. Pierwszy etap produkcji stanowił zbiór trzciny, który np. w przypadku Brazylii trwał 9 miesięcy. Praca przy zbiorach uważana była za najcięższą, a niewolnicy, którym przypadła, najszybciej tracili siły i zdrowie. Trzcina była ścinana przy pomocy maczet, ładowana na wózki i jak najszybciej transportowana do cukrowni. Im szybciej tym lepiej, bo opóźnienia skutkowały mniejszą wydajnością surowca. Z kolei nad wydajnością niewolników czuwali rekrutujący się spośród nich nadzorcy, których nie żałowali bata.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Wypadki przy pracy w cukrowni

Ścięta na polu trzcina trafiała do cukrowni, gdzie najpierw w prasach wyciskano z niej sok. Prasy były bardzo prymitywne, więc stanowiły zagrożenie dla wycieńczonych niewolników. Często zdarzało się, że ktoś tracił palce, dłoń lub całą rękę wciągniętą w maszynę. Nadzorcy często nosili ze sobą toporek lub maczetę, by w razie potrzeby odciąć kończynę i uratować życie niewolnika.

Do soku z trzciny dodawano następnie wody wapiennej, by wyklarować go i zmienić jego odczyn. Następnie niewolnicy usuwali szumowiny i zanieczyszczenia, używając chochli lub ogromnych łyżek na długi trzonkach. Potem sok podgrzewano, żeby odparować wodę. Uzyskiwany w ten sposób gęsty syrop przelewano do specjalnych naczyń, w których ochładzał się i krystalizował. Odpadem z produkcji była melasa, używana na ogół do produkcji rumu.

Ścięta na polu trzcina trafiała do cukrowni.fot.William Clark/ CC0

Ścięta na polu trzcina trafiała do cukrowni.

W porównaniu ze zbiorem trzciny praca w cukrowni wypadała zdecydowanie lepiej. Przede wszystkim wymagała większych umiejętności, bo ewentualne błędy mogły skutkować tym, że cukier był gorszej jakości lub w ogóle nie nadawał się do sprzedaży. Niewolnicy w cukrowniach mogli więc liczyć na lepsze traktowanie, nieco większe porcje jedzenia czy nawet przydziały rumu. Wysoko ceniono zwłaszcza specjalistów, którzy wiedzieli jak podgrzewać sok (był to decydujący moment całego procesu produkcji). Oczywiście nie znaczy to, że praca w cukrowni nie niosła żadnych niebezpieczeństw. Ktoś musiał pilnować ognia pod kotłami, co w tropikalnym klimacie było torturą. Z kolei kontakt z wrzącym sokiem lub syropem groził poważnymi poparzeniami.

Czytaj też: Kolej podziemna – droga do wolności dla niewolników z amerykańskiego Południa

Naprawdę tania siła robocza

Przy tej okazji warto rozprawić się z mitem, że właściciele dbali o swoich niewolników, ponieważ stanowili oni część majątku. Owszem stanowili, ale dość łatwo można ich było zastąpić. Kolejny przykład z Brazylii (będzie ich więcej, bo Brazylia przez wieki była największym producentem cukru trzcinowego): koszt zakupu niewolnika zwracał się po 14–24 miesiącach. Potem jego praca była już czystym zyskiem. Zatem jeśli opadł z sił lub zachorował, łatwiej było kupić kolejnego niż inwestować w leczenie.

Z tego samego powodu plantatorzy niezbyt chętnie patrzyli na posiadanie dzieci przez niewolników. Dopiero czternastolatek był uważany za pełnowartościowego pracownika. Wcześniej mógł wykonywać tylko lżejsze prace, a przecież cały czas trzeba było zapewnić mu jakieś (nawet nędzne) utrzymanie.

Koszt zakupu niewolnika zwracał się po 14–24 miesiącach. Potem jego praca była już czystym zyskiem.fot.Francisco Manuel Oller/domena publiczna

Koszt zakupu niewolnika zwracał się po 14–24 miesiącach. Potem jego praca była już czystym zyskiem.

Roczny spadek populacji niewolników w Brazylii między XVI a XIX w. szacuje się na 1,5–3%, więc bez transportów z Afryki szybko zabrakłoby rąk do pracy.

Trudne życie codzienne

Plantatorzy niespecjalnie dbali też o wyżywienie swoich niewolników. Na ogół składało się ono z solonego mięsa i kukurydzy, słodkich ziemniaków lub manioku. Nie brzmi to może aż tak źle. Rzecz w tym, że pożywienia dostarczano po prostu za mało. Na Kubie istniały wprawdzie regulacje dotyczące ilości jedzenia dla niewolników, jednak były notorycznie ignorowane. W trakcie zbiorów niewolnicy mogli pożywić się nieco, żując łodygi trzciny. Często też otrzymywali od właścicieli niewielkie działki, na których mogli uprawiać warzywa lub zbudować kurnik. Wyhodowane płody rolne uzupełniały ich dietę. Czasem nawet trafiały na lokalny rynek, dzięki czemu mogli zdobyć pieniądze, które dawały im namiastkę niezależności. Zdarzało się nawet, że oszczędności wystarczało na wykupienie się z niewoli.

Jednak wyhodowanie czegokolwiek wymagało dodatkowej pracy, którą niewolnik mógł wykonywać tylko w czasie wolnym. A tego nie miał za wiele. Ciężko było więc znaleźć moment, żeby rzeczywiście odpocząć. Właścicielom się to jednak opłacało. Uprawiane warzywa obniżały koszty utrzymania niewolników, a jednocześnie zmniejszały prawdopodobieństwo ucieczki ludzi, przywiązanych do „swojej” ziemi.

Czytaj też: Niewolnictwo nie kończyło się ze śmiercią. Studenci znaleźli dowody nieludzkich praktyk na uniwersytecie

Kary za wszystko

Tym, czego nie brakowała na plantacjach i w cukrowniach, były kary. Chłosta stanowiła codzienność, ale plantatorzy i nadzorcy bywali bardzo pomysłowi w dręczeniu niewolników. Thomas Thistlewood, żyjący w XVIII w. na Jamajce nadzorca, a potem właściciel plantacji, pozostawił po sobie obszerne dzienniki, które są doskonałym źródłem historycznym. Oto kilka przykładów stosowanych przez niego kar.

Niewolnicy na plantacjach trzciny cukrowej byli okrutnie traktowani.fot.William Dobson Valentine /domena publiczna

Niewolnicy na plantacjach trzciny cukrowej byli okrutnie traktowani.

Niewolnika, który próbował uciec, nakazał związać, wysmarować  melasą i pozostawić na żer muchom i komarom. Inny z kolei został wychłostany, a jego rany natarto sokiem z limonki, solą i lokalną odmianą ostrej papryki. W jeszcze innym przypadku nakazał jednemu niewolnikowi oddać kał do ust drugiego. Dzienniki Thistlewooda są też pełne opisów gwałtów dokonywanych na niewolnicach. I bynajmniej nie był on jakimś zdegenerowanym wyjątkiem. Okrutne traktowanie niewolników stanowiło normę. W Brazylii tym, których złapano w trakcie ucieczki, przecinano ścięgno Achillesa. Wciąż mogli się poruszać, jednak nie dość szybko, by znów spróbować wyrwać się na wolność. Zdarzały się również przypadki pieczenia żywcem czy obdzierania ze skóry.

Czytaj też: Dom strachów Delphine LaLaurie

Bunt i opór

Okrutne traktowanie, głód i praca ponad siły rodziły opór. Czasem przyjmował on bierne formy, jak na przykład sabotowanie produkcji. Zdarzało się też, że doprowadzeni do desperacji niewolnicy popełniali samobójstwa. Najskuteczniejszą metodą oporu, która dawała nadzieję na odmianę losu, była ucieczka. Często w górskich czy bardziej oddalonych regionach wysp, a także w brazylijskim interiorze powstawały całe osiedla uciekinierów, w których mogli żyć jak wolni ludzie. Największe z nich – Palmares – istniało przez około sto lat. Wedle niektórych szacunków zamieszkiwało je nawet 20 000 ludzi. Bywało również, że niewolnicy wszczynali zbrojne powstanie, krwawo tłumione przez plantatorów.

Cały ten system okrucieństwa i wyzysku trwał aż do XIX w., kiedy kolejne państwa zaczęły zakazywać handlu niewolnikami, a potem w ogóle ich posiadania. Warto jednak pamiętać, że przez stulecia import cukru do Europy był okupiony krwią i cierpieniem milionów.

Polecamy video: Belgijskie Kongo, czyli odcięte dłonie i stosy trupów

Bibliografia:

  1. Stuart B. Schwarz, Slaves, Peasants, and Rebels. Reconsidering Brazilian Slavery, University of Illinois Press, Urbana, Chicago 1992.
  2. Plinio Mario Nastari, The role of sugar cane in Brazil’s history and economy, A Dissertation Submitted to the Graduate Faculty in Partial Fulfillment of the Requirements for the Degree of Doctor of Philosophy, Iowa State University, Ames, 1983.
  3. Elizabeth Abbott, Sugar. A Bittersweet History, Duckworth Overlook, Londyn, Nowy Jork 2010.

 

Zobacz również

Historia najnowsza

Na bulwarach czyhają potwory. Filmowa historia Ameryki

Wyprawa przez zekranizowany kraj i filmy, które go kreują.

24 września 2024 | Autorzy: Redakcja

Nowożytność

Jak powstała capoeira?

Chcesz ukryć przed kimś, że trenujesz sztukę walki? Nazwij ją tańcem! Właśnie tak miała powstać brazylijska capoeira. Stworzyli ją niewolnicy.

6 kwietnia 2024 | Autorzy: Herbert Gnaś

XIX wiek

Dom strachów Delphine LaLaurie

W 1834 roku w luksusowej rezydencji w Nowym Orleanie wybuchł pożar. Płomienie ujawniły prawdę o makabrycznych zbrodniach Delphine LaLaurie.

28 kwietnia 2022 | Autorzy: Anna Baron-Jaworska

XIX wiek

Ludzkie zoo, czyli podglądanie „dzikiego”

Latem 1904 roku w kolejce do „Wystawy Ludów Egzotycznych” w ogrodzie zoologicznym w Breslau ustawiło się aż 41 tysięcy osób. Na wybiegu można było podejrzeć...

1 lipca 2021 | Autorzy: Marcin Moneta

Nowożytność

Z dziejów wyznawców boga węża. Jak voodoo zmieniało świat?

Krwawe rytuały, zombie i tajemnicze laleczki – z tym dziś głównie kojarzy nam się voodoo. Ten zrodzony na Haiti system wierzeń ze zrozumiałych względów budzi...

6 kwietnia 2021 | Autorzy: Paweł Filipiak

Starożytność

Kastracja, kara chłosty, piętnowanie, czyli jak znęcano się nad niewolnikami i karano przestępców

Ludzkość przez tysiące lat opracowywała, udoskonalała i stosowała formy kary czy przemocy cielesnej. Najpopularniejszym i najdłużej utrzymującym się sposobem zadawania cierpień była kara chłosty, ale...

14 kwietnia 2020 | Autorzy: Sławomir Żywczak

KOMENTARZE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W tym momencie nie ma komentrzy.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.