Ciekawostki Historyczne

Człowiek-słoń, bliźnięta syjamskie czy Dama Pawian – w XIX wieku występy „odmieńców” przyciągały tłumy. O ile jednak gapie po prostu się im przyglądali, to ówcześni lekarze za wszelką cenę chcieli dowiedzieć się, co było przyczyną anomalii. I niekoniecznie obchodziło ich przy tym dobro „pacjenta”.

Medycyna była jeszcze w powijakach, gdy co bardziej obrotni przedsiębiorcy postanowili zarabiać na ludzkim nieszczęściu i prezentować rozochoconej publiczności „ślepe zaułki natury”. Jak relacjonuje Yunte Huang w książce „Nierozłączni. Słynni syjamscy bracia i ich spotkanie z amerykańską historią”:

Te pokazy zwierząt i ludzi – nazywanych „monstrami”, „dziwadłami”, lusus naturae, „rzadkościami”, „dziwakami”, „ekscentrykami”, „cudami”, „dziwami”, „pomyłkami natury”, „dziwnymi ludźmi”, „cudakami” i „ludźmi bardzo wyjątkowymi” – stały się modne pod koniec XVIII wieku, a ich popularność utrzymywała się przez cały wiek XIX.

Niezwykłe przedstawienia ściągały nie tylko żądne sensacji tłumy zwyczajnych ludzi. Za chwilę sam na sam z „potworem” byli gotowi słono zapłacić także przedstawiciele ówczesnych elit – arystokraci, naukowcy oraz lekarze. Ci ostatni interesowali się tematem również z pobudek zawodowych.

Okazy cieszą się doskonałym zdrowiem

Niewątpliwie o wielkim powodzeniu tak zwanych freak shows wśród uczonych decydował w dużej mierze fakt, iż miały one solidne umotywowanie w dotychczasowej literaturze specjalistycznej. Już w 1755 roku Karol Linneusz, opisując gatunki człowieka, oddzielał „zwyczajnego” Homo sapiens od Homo monstrosus (człowieka potwornego) oraz Homo ferus (człowieka dzikiego).

"Okazem" wystawianym w Londynie stał się na przykład Joseph Merrick, znany jako Człowiek-Słoń.fot.domena publiczna

„Okazem” wystawianym w Londynie stał się na przykład Joseph Merrick, znany jako Człowiek-Słoń.

Podobne rozróżnienie sugerował kilkadziesiąt lat później Darwin, pisząc w książce „O pochodzeniu gatunków” o Homo monstrosus, który rzekomo był produktem krzyżowania się ludzi z innymi gatunkami.

Skoro więc poważna nauka zajmowała się „dziwadłami”, dlaczego nie wykorzystać tego w celach marketingowych? Tym bardziej, że lekarze sami ustawiali się w kolejkach, by móc przebadać eksponaty i wystawić im „certyfikat autentyczności”. A te były coraz bardziej w cenie – bo z popularnością pokazów rosła podejrzliwość widzów.

Jednak medycy, żywo zainteresowani poszerzeniem własnej wiedzy na temat wszelkiego rodzaju anomalii ludzkiego ciała, nie traktowali swoich ekscentrycznych pacjentów podmiotowo. Dla nich byli oni jedynie „obiektami”, „atrakcją”, do której – jako specjaliści – powinni mieć uprzywilejowany dostęp.

Na nic innego nie mogli liczyć również słynni „oryginalni” bracia syjamscy – Eng i Chang Bunkerowie, którzy w 1829 roku za sprawą brytyjskiego kupca Roberta Huntera trafili z Syjamu do Ameryki. Reporter, któremu pozwolono „przedpremierowo” przyjrzeć się braciom, zdał później szczegółową relację z tego spotkania. Jego notatka była utrzymana w entuzjastycznym, a zarazem okrutnym tonie. Jak zauważa Yunte Huang w książce „Nierozłączni”, dziennikarz wypowiadał się na temat bliźniaków, „jakby pisał o psach czystej rasy pokazywanych w Westminsterze”:

Mają dobry apetyt, wydają się pełni energii, biegają po pokładzie i kajutach statku z taką łatwością, jakby to robiło dwóch zwykłych, zdrowych chłopców. (…) Z pewnością będą obiektem wielkiego zainteresowania, szczególnie ze strony lekarzy.

Zobacz również:

Ciekawość (prawie) zabiła monstrum

Dociekliwość specjalistów nie ograniczyła się jednak do przeprowadzenia zwyczajnego badania i wywiadu lekarskiego z pacjentami. Ostatecznie wystawiane na widok publiczny anomalie nie były już uznawane za dopust boży, więc można było – i wręcz należało – bliżej im się przyglądać. Co to oznaczało dla Enga i Changa?

John Collins Warren, pierwszy autorytet medyczny, który się nimi zajął, poddał zrost łączący ciała braci skrupulatnym analizom. Dotykał go i ściskał w palcach, dopóki badani nie zaczęli zdradzać oznak bólu, po czym – by sprawdzić, gdzie znajduje się punkt „wspólnego czucia” – zaczął kłuć ciało szpilką.

W ten sposób, nie zważając na cierpienia zadawane bliźniętom, ustalił, gdzie przebiega granica pomiędzy ich ciałami, a następnie zawyrokował: „Ich stan zdrowia jest obecnie dobry; prawdopodobne jest jednak, że zmiana ich prostego stylu życia (…) w nieunikniony sposób doprowadzi ich życie do końca w ciągu kilku najbliższych lat”.

Nie był jedynym specjalistą, którego fascynował przypadek braci. Doktor Philip Syng Physik, nazywany ojcem amerykańskiej chirurgii, wprost nie mógł się doczekać, kiedy Chang i Eng wpadną w jego ręce. Nie miało przy tym dla niego większego znaczenia, czy będą żywi, czy martwi – uważał bowiem sekcję zwłok za jedną ze skuteczniejszych metod uczenia się o ludzkim ciele.

Bracia syjamscy Chang i Eng przez całe życie występowali na pokazach "dziwadeł".fot.domena publiczna

Bracia syjamscy Chang i Eng przez całe życie występowali na pokazach „dziwadeł”.

Równie entuzjastycznie do badania bliźniąt byli nastawieni brytyjscy lekarze, których trzeba było aż 34 (i to tych najlepszych), by wystawić „certyfikat autentyczności” tego konkretnego lusus naturae. Peter Mark Roget, sekretarz Towarzystwa Królewskiego w Londynie, pokusił się nawet o eksperymenty galwaniczne z udziałem braci. Na szczęście ciekawscy specjaliści powstrzymali się od próby podania jednemu z mężczyzn rtęci (choć i takie pomysły chodziły im po głowie).

Przedmiot – nie podmiot – badań

Podobne emocje wśród medyków budzili również inni zdeformowani nieszczęśnicy. Niestety – miały one więcej wspólnego z niezdrową ciekawością niż profesjonalnym zainteresowaniem. Na przykład doktor Frederic Trevers na widok Josepha Careya Merricka, znanego jako człowiek-słoń, wykrzyknął podobno: „Nigdy dotąd nie spotkałem się z tak zdegradowaną, perwersyjną wersją istoty ludzkiej”. Mimo tej odrazy później usiłował zrobić karierę kosztem Merricka – i po części mu się to udało.

Z kolei Aleksander Dunlop postanowił dorobić się na swojej podopiecznej, Saartjie Baartman. Ta zwana hotentocką Wenus kobieta zyskała „sławę” z powodu przerostu bioder i pośladków oraz wydatnych warg sromowych, tworzących „fartuszek hotentocki”. Brytyjski chirurg zbliżał się do emerytury, kiedy na nią natrafił w 1810 roku – i natychmiast uznał ją za żyłę złota.

Aleksander Dunlop uznał Saartjie Baartman za "żyłę złota".fot.Wermer, Maréchal, Huet, de Lasteyrie/domena publiczna

Aleksander Dunlop uznał Saartjie Baartman za „żyłę złota”.

Dunlop i Hendrick Ceasar, który był właścicielem kobiety (kupił ją za tytoń i alkohol), wystawiali ją na widok publiczny na targowiskach i arenach cyrkowych w Europie. Zmuszali ciemnoskórą Wenus do prezentowania swoich wdzięków, podczas gdy publiczność bezceremonialnie ją obłapiała:

Jeden ją szczypał, inny obchodził dookoła, pewien gentleman dźgnął ją laską, jakaś kobieta za pomocą parasolki sprawdzała, czy zdeformowane ciało nie jest przypadkiem kostiumem. Saartjie znosiła to cierpliwie, póki ktoś nie traktował jej naprawdę brutalnie. (…) W takim przypadku jej opiekunowie musieli posłużyć się autorytetem, by złamać jej opór.

Gdy już gawiedź znudziła się widokiem obfitych kształtów kobiety, Dunlop przekazał ją kolegom po fachu. Étienne Geoffroy Saint-Hilaire, dyrektor Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu, poddał ją uważnym oględzinom. Towarzyszył mu przy tym zoolog Georges Cuvier.

Mężczyźni stwierdzili, że Saartjie ma „przednią część pyska jeszcze obszerniejszą niż u orangutana”, a jej pośladki wyglądają „jak u małpy lapunder podczas menstruacji”. I wściekli się, że obiekt ich badań odmówił całkowitego obnażenia się, co chyba najlepiej świadczy o tym, jak przedmiotowo traktowano w tamtych czasach podobne do Baartman „monstra”.

Chlubnym wyjątkiem w tej kwestii był doktor Thomas Mütter, pionier chirurgii plastycznej. Prezentował on bardzo nowatorską i humanitarną (jak na tamte czasy) postawę względem „pomyłek natury”. Jak relacjonuje Cristin O’Keefe Aptowicz:

Uczył [studentów medycyny – przyp. red.], że pacjenci zgłaszający się do kliniki nie powinni być definiowani przez swoje choroby, urazy czy deformacje. Że nie byli zagadkami, które należało rozwikłać, ani przypadkami do odhaczenia na liście. Byli ludźmi, mieli imiona i rodziny oraz – jeżeli lekarze dobrze wykonali swoją pracę – mieli przyszłość.

Do końca życia i jeszcze dłużej…

Takich jak doktor Mütter było jednak niewielu. Większość lekarzy – zgodnie z duchem epoki – przyglądała się „dziwadłom” z niezdrową fascynacją. Zresztą „wybryki natury” inspirowały ich do eksperymentowania nie tylko za życia. Ostatecznie na wystawianiu ich zabalsamowanych ciał również można było zarobić. A na dodatek zwłoki nie protestowały, gdy poddawano je zbyt inwazyjnym oględzinom i procedurom mającym na celu jedynie zaspokojenie ciekawości badacza.

W ten sposób „karierę” mogła kontynuować po śmierci między innymi Julia Pastrana, słynna Dama Pawian. Cierpiąca na objawiającą się nadmiernym owłosieniem ciała hipertrichozę Meksykanka jeszcze za życia stała się przedmiotem zainteresowania naukowców. Chirurg Alexandedr B. Mott po przebadaniu Julii uznał, że narodziła się ona ze związku człowieka z orangutanem. Dopiero Samuel Kneeland uznał ją za przedstawicielkę gatunku Homo sapiens.

Kobieta zmarła w wyniku powikłań poporodowych podczas europejskiego tournée, jednak to bynajmniej nie położyło kresu jej „występom”. Niejaki profesor Sokołow z Uniwersytetu Moskiewskiego namówił bowiem „managera” (a zarazem męża) Julii, Theodore’a Lenta, by ten udostępnił mu ciało kobiety. Interesowało go również zmarłe niedługo po narodzinach dziecko, dotknięte tą samą przypadłością, co matka.

Julia Pastrana wzbudzała zainteresowanie publiczności ze względu na obfite owłosienie.fot.domena publiczna

Julia Pastrana wzbudzała zainteresowanie publiczności ze względu na obfite owłosienie.

Mężczyzna za pomocą opracowanej przez siebie techniki zabalsamował zwłoki, wypchał je i upozował tak, by wyglądały „jak żywe”. Na wieść, że zabieg się powiódł, Lent upomniał się o żonę i syna, po czym kontynuował pokazy – tyle, że już z Julią i niemowlęciem w przeszklonych gablotach. Wkrótce zresztą znalazł sobie kolejną partnerkę, owłosioną równie obficie, co Pastrana.

Tymczasem z biegiem lat popularność freak shows zaczęła wygasać. Paradoksalnie dużą rolę odegrali w tym właśnie lekarze, którzy prześcigając się w raportach na temat rozmaitych anomalii odarli je z tajemniczości. Okazało się bowiem, że „cuda” i „monstra”, wystawiane w cyrkach i na placach targowych, to w rzeczywistości zwyczajni ludzie, cierpiący po prostu na jakąś rzadką chorobę. A wtedy publiczność, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, straciła zainteresowanie „dziwadłami”.

Bibliografia:

  1. Nadja Durbach, Monstrosity, Masculinity, and Medicine: Reexamining 'the Elephant Man’, The Spectacle of Deformity: Freak Shows and Modern British Culture, University of California Press 2009.
  2. Yunte Huang, Nierozłączni. Słynni syjamscy bracia i ich spotkanie z amerykańską historią, Wydawnictwo Poznańskie 2019.
  3. Cristin O’Keefe Aptowicz, Dr. Mutter’s Marvels: A True Tale of Intrigue and Innovation at the Dawn of Modern Medicine, Penguin Random House 2014.
  4. Fiona Yvette Pettit, Freaks in Late Nineteenth-Century British Media and Medicine, University of Exeter 2012.
  5. Barbora Půtová, Freak shows. Otherness of the human body as a form of public presentation, „L’Anthropologie” 56 (2), s. 91–102.
  6. Sadiah Qureshi, Displaying Sara Baartman, the ‘Hottentot Venus’, „History of Science” 42 (2), s. 233–257.

 

KOMENTARZE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W tym momencie nie ma komentrzy.

Zobacz również

Zimna wojna

Wstrząsająca historia bliźniaczek syjamskich. Marii i Darii zgotowano piekło. Traktowano je jak króliki doświadczalne

Znęcanie się fizyczne i psychiczne, okrutne eksperymenty medyczne – życie pierwszych bliźniaczek syjamskich z ZSRR, które przetrwały dzieciństwo, było udręką. 

16 października 2023 | Autorzy: Violetta Wiernicka

Matthias Buchinger. Kaligraf bez rąk i nóg

Nazywano go „małym człowiekiem z Norymbergi”. Nie miał rąk i nóg, ale opanował kaligrafię, grę na instrumentach, sporo magicznych trików oraz „sztukę kochania”.

18 kwietnia 2023 | Autorzy: Joanna Zaręba

XIX wiek

Miała być pierwowzorem ptaszka Tweety. Bezzębna, umysłowo upośledzona została gwiazdą freak shows. Smutna historia Dziewczyny Ptaka

Gwiazda estrady freak show Minnie Woolsey zasłynęła jako Koo Koo the Bird Girl. O jej życiu niewiele wiadomo. Poza tym, że było naznaczone chorobą i...

27 marca 2023 | Autorzy: Joanna Zaręba

Nowożytność

Gdy go znaleziono, był nagi i nie umiał chodzić ani mówić, choć miał już 12 lat. Tragiczna historia dzikiego chłopca z Hemln

W 1725 r. brytyjski król Jerzy I wybrał się do rodzinnego Hanoweru. Podczas polowania w lesie koło Hameln natrafił na dziecko, które wkrótce zaszokowało Londyn.

20 września 2022 | Autorzy: Anna Baron-Jaworska

XIX wiek

Cierpiał na poważną chorobę, ale przez lata nazywano go żywym szkieletem i wytykano palcami podczas pokazów dziwadeł. Tragiczna historia Isaaca W. Spraque’a

Pokazy dziwadeł zapewniały osobom o nietypowym wyglądzie schronienie i możliwość zarobku. Jednak historia „żywego szkieletu” pokazuje, że nie wszystkim...

15 lipca 2022 | Autorzy: Anna Baron-Jaworska

XIX wiek

Zrobił międzynarodową karierę jako człowiek lew. Urodził się... koło Grójca

W wielu krajach był znany jako Lionel. Rzadka choroba genetyczna sprawiła, że Stefan Bibrowski został sławny. Jak wyglądało życie człowieka o lwiej twarzy?

2 maja 2022 | Autorzy: Gabriela Bortacka

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.