Jeżeli ktokolwiek mógł wpłynąć na Hitlera, to tylko Erich von Manstein. Ten lojalny nazista odważył się skrytykować Führera. Co go za to spotkało?

Adolf Hitler dawno już popadł w podszyty nienawiścią triumfalizm. Jego noworoczne przesłanie do żołnierzy nie brzmiało wszakże bombastycznie – choć wyzywające, skrywało zarazem niepewność. Uderzył w nim w quasi-mistyczną nutę, wydawał się pogodzony z losem, jaki może zgotować stworzonej przez niego Trzeciej Rzeszy wszechmogący Bóg:
Żołnierze! Rok 1944 będzie bardzo trudny. Naszym wspólnym zadaniem jest nie ograniczać się wyłącznie do defensywy i zadać przeciwnikowi tak potężne ciosy, że w końcu nadejdzie godzina, gdy Opatrzność będzie mogła dać zwycięstwo narodowi, który najbardziej na nie zasłużył […]. [Jeżeli] Opatrzność wręczy nagrodę życia temu, kto walczy o nią i broni jej najmężniej, wówczas nasz Volk zostanie łaskawie przyjęty przez Tego, który jako sprawiedliwy sędzia zawsze przyznawał zwycięstwo najbardziej na nie zasługującym
Coraz większa liczba dowódców wyższego szczebla zdawała sobie jednak sprawę z tego, że brakuje widocznych oznak, aby „sprawiedliwy sędzia” miał zamiar interweniować w obronie nazizmu. Ci zahartowani w boju generałowie nie wierzyli już w mit o niezwyciężoności Hitlera, a niektórzy zaczynali po cichu go krytykować. Wśród tych krytyków wyróżniał się stojący na czele Grupy Armii Południe feldmarszałek Erich von Manstein – najbardziej niezłomny, energiczny i szczery ze wszystkich dowódców Führera na froncie wschodnim.
Desperacka obrona Wału Wschodniego
Miał zresztą ku temu szczególny powód. W styczniu 1944 roku siły Mansteina, wypchnięte za wielką naturalną barierę Dniepru, trzymały się wciąż zachodniego brzegu rzeki, którego wysoka skarpa stanowiła potężną przeszkodę dla wojsk sowieckich po drugiej stronie. Siły Watutina odbiły Kijów i 4 Armii Pancernej – która, choć osłabiona walkami w poprzednich miesiącach, pozostawała jedną z najpotężniejszych w Grupie Armii Południe – groziło teraz okrążenie. Manstein otrzymał jednak rozkaz, by utrzymać linię nazywaną przez Hitlera „Wałem Wschodnim”, jak gdyby samo to określenie miało przekształcić liche, na wpół ukończone zapory w niepokonywalną barierę.
Manstein nie po raz pierwszy znalazł się w beznadziejnej sytuacji. W ostatnich 12 miesiącach jego armie zostały odepchnięte 1500 kilometrów na zachód tylko po to, by znów zostały postawione pod ścianą z zadaniem obrony tego, czego obronić się nie dało. W ciągu tych miesięcy stale powtarzał, że aby powstrzymać sowieckiego molocha, niezbędne jest „wycofanie […] całego niemieckiego skrzydła” na położone wzdłuż krótszego frontu nowe linie obronne. Hitler nie dał się jednak przekonać. W rezultacie sytuacja Grupy Armii Południe zaczęła się – jak ujął to feldmarszałek – „jeszcze bardziej pogarszać” . Nie przesadzał: w ciągu zaledwie pół roku jego wojska poniosły straty sięgające co najmniej 400 tysięcy żołnierzy.
Ogólniej rzecz biorąc, Manstein był przekonany, że katastrofy porównywalnej z Wagnerowskim „zmierzchem bogów” na froncie wschodnim można będzie uniknąć tylko wtedy, gdy dowódcom pozostałych trzech grup armii (Północ, Środek oraz A) pozwoli się myśleć i działać samodzielnie na odcinkach, za które są odpowiedzialni. Teraz musieli się oni ubiegać o aprobatę OKH (Oberkommando des Heeres – naczelne dowództwo armii) dla każdej istotnej decyzji operacyjnej. W praktyce oznaczało to aprobatę samego Hitlera, który na hańbę odwrotu zareagował jeszcze większym ograniczeniem swobody swoich generałów.
W opinii Mansteina nieustępliwość naczelnego dowódcy groziła przyspieszeniem właśnie takiego scenariusza, jakiego nie chciał sobie nawet wyobrażać – porażki na froncie wschodnim i następnie upadku Trzeciej Rzeszy. W styczniu 1944 roku feldmarszałek był już tak zdesperowany, że postanowił osobiście stawić czoła Führerowi, aby zaprotestować przeciwko pętaniu rąk dowódców narzuconą im strategią.
Lojalny nazista
Jeżeli ktokolwiek miał szansę wpłynąć na Hitlera, był to właśnie Manstein. Wykazał on, że jest lojalnym nazistą, gdy zezwolił podwładnym na liczne zbrodnie na Żydach, a wręcz przypominał im o „konieczności surowej, lecz sprawiedliwej odpłaty dla podludzkiego żydostwa”, lecz udowodnił również, że jest wybitnym strategiem zasługującym na podziw Hitlera.
Ten weteran I wojny światowej i inwazji na Polskę w 1939 roku odegrał kluczową rolę w niemal każdej większej operacji na froncie wschodnim od czasu napaści na Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku. Od pierwszych tygodni tego blitzkriegu walnie przyczyniał się do najważniejszych zwycięstw. Latem 1941 roku dowodził błyskawicznym natarciem korpusu pancernego na Leningrad. Mianowany we wrześniu tego samego roku na Ukrainie dowódcą 11 Armii, poprowadził atak na Sewastopol – twierdza nad Morzem Czarnym upadła po 250 dniach morderczego oblężenia.

Jeżeli ktokolwiek miał szansę wpłynąć na Hitlera, był to właśnie Manstein.
W sierpniu 1942 roku Mansteina wezwano z powrotem na front leningradzki, gdzie Hitler rozkazał zakończyć blokadę miasta i zrównać je z ziemią. Dowódca uznał to za niefortunny pomysł i przypomniał decyzję, którą podjęto co do losu Leningradu rok wcześniej, we wrześniu – „lepiej go okrążyć i pozwolić obrońcom umrzeć z głodu wraz z mieszkańcami”. Jego ocena sytuacji okazała się równie trafna, co bezlitosna. Gdy przełamanie obrony głodującej metropolii okazało się niemożliwe, zacieśnił niemiecki pierścień i zrealizował serię operacji, które zmusiły Sowietów do zaprzestania prób przełamania blokady.
Czytaj też: Jak zdaniem Ericha von Mansteina Polska powinna się bronić przed niemiecką inwazją w 1939 roku?
Militarna i psychologiczna katastrofa
Bezpośrednio po tym triumfie Manstein został dowódcą nowo utworzonej Grupy Armii Don, której zadaniem było uratowanie 6 Armii generała Friedricha Paulusa przed klęską pod Stalingradem. Zanim jednak zdążył objąć nowe stanowisko, 6 Armia była już oskrzydlona i śmiertelnie zagrożona. Manstein od razu zdał sobie sprawę, że Paulus nie zdoła utrzymać linii ani wyprowadzić swoich rozbitych i wyczerpanych wojsk z okrążenia bez dalszych straszliwych strat. Doszedł do wniosku, że najmniej katastrofalną opcją jest kapitulacja, i doradził ją Hitlerowi, ale Führer nie potrafił się pogodzić z takim upokorzeniem. Nie mając innego wyboru niż zbiorowe samobójstwo, Paulus i tak się poddał.
Manstein, który nie naciskał zbytnio na Hitlera w sprawie Stalingradu, doskonale wiedząc, że oznaczałoby to pogorszenie stosunków z Führerem, wyszedł z tej militarnej i psychologicznej katastrofy obronną ręką.

Niemiecki żołnierz pod Stalingradem. Jedno z nielicznych kolorowych zdjęć z tej krwawej bitwy.
W ostatnim czasie feldmarszałek naprawiał błędy wynikające z taktycznej krótkowzroczności Führera, które w przeciwnym razie okazałyby się zgubne w skutkach. Po klęsce pod Stalingradem, stanąwszy na czele Grupy Armii Południe (tak bowiem przemianowano Grupę Armii Don), nadzorował odwrót z Kaukazu, dowodząc wojskami niemieckimi, które zażarcie walczyły, lecz nieustannie wycofywały się znad Wołgi aż do Dniepru.
Czytaj też: Statystyka kanibalizmu w Leningradzie. Ilu ludzi zjedzono w oblężonym mieście?
Pyrrusowe zwycięstwo
W lutym 1943 roku, gdy na krótko powróciła nadzieja, dodatkowo potwierdził swoją reputację dzięki udanej kontrofensywie zakończonej odbiciem Charkowa, położonego 600 kilometrów na zachód od Stalingradu. Hitler, ośmielony tym pyrrusowym zwycięstwem, podjął pochopną decyzję o rozpoczęciu wielkiej operacji o kryptonimie Cytadela, wymierzonej przeciwko pięciu sowieckim armiom zgromadzonym w rejonie Kurska, około 200 kilometrów na północ od Charkowa. W lipcu Mansteinowi oraz dowódcy 9 Armii generałowi Walterowi Modelowi powierzono zadanie okrążenia i zniszczenia wojsk sowieckich w bitwie na łuku kurskim.
W tym największym starciu pancernym II wojny światowej naprzeciw siebie stanęło 10 tysięcy czołgów – 3 tysiące niemieckich przeciwko 7 tysiącom sowieckich, przy podobnej nierównowadze sił artylerii i piechoty. Chociaż Niemcom udało się na wczesnym etapie odnieść sukces taktyczny, gdyż zadali sowieckim wojskom straty przekraczające 700 tysięcy żołnierzy, sami stracili ich ponad 380 tysięcy – wliczając zabitych, rannych i zaginionych. Dodatkowe cenne zasoby ludzkie kosztowała decyzja Führera, który nie pozwolił Mansteinowi użyć w decydującym momencie rezerw.

Bitwa na Łuku Kurskim przeszła do historii jako największa batalia pancerna wszech czasów.
Hitler zdecydował się zakończyć operację dopiero pod koniec sierpnia, po sześciu tygodniach nieustannych walk, a Manstein przypisywał jej „fiasko” właśnie wcześniejszej odmowie naczelnego dowódcy. Starannie przygotowana sowiecka kontrofensywa zmusiła Niemców do dalszego odwrotu. Kursk pokazał, że niezwyciężone niegdyś armie niemieckie można pokonać w bezpośredniej konfrontacji na wielką skalę. Co ważniejsze, dowiódł również zdolności Sowietów do zdobywania istotnej przewagi strategicznej po początkowych niepowodzeniach, co potwierdzało, że niemiecka porażka w bitwie pod Moskwą była nie odosobnionym epizodem, lecz kluczowym punktem zwrotnym.
Czytaj też: Erich von Manstein. Najlepszy dowódca Hitlera?
„Krytyczna” sytuacja
Od tego momentu armie Hitlera nie zdołały już odzyskać inicjatywy. Po stronie sowieckiej zdarzały się wprawdzie komplikacje taktyczne i nietrafne decyzje operacyjne, ale z każdym miesiącem stawało się jaśniejsze, że przytłaczająca przewaga Armii Czerwonej w liczebności i uzbrojeniu, powiększana stale rosnącymi dostawami ciężarówek dostarczanych przez Amerykanów i Brytyjczyków w ramach zapoczątkowanego w 1941 roku programu Lend-Lease, nieuchronnie przechyla szalę zwycięstwa na stronę Stalina.
Przejąwszy inicjatywę, sowieckie wojska stale nacierały, zmuszając Grupę Armii Południe do odwrotu. Mimo hitlerowskiej polityki spalonej ziemi, która poskutkowała doszczętnym spustoszeniem szerokiego na 40 kilometrów pasa wzdłuż wschodniego brzegu Dniepru, do listopada 1943 roku 4 z 10 sowieckich frontów – 1, 2, 3 i 4 Ukraiński – utworzyły przyczółki w krytycznych punktach na południu, odbiwszy między innymi Kijów.
W obliczu sytuacji, którą uznał za „krytyczną”, Manstein z własnej inicjatywy nakazał jednostkom pancernym wycofać się 100 kilometrów na zachód i zająć pozycje łatwiejsze do obrony, po czym – mając świadomość, że Hitler jest mistrzem samooszukiwania się – opuścił swój sztab w Winnicy, by polecieć do kwatery głównej Führera w Wilczym Szańcu w Polsce i wyjaśnić podjętą decyzję.
Gdy przybywał 4 stycznia do Wilczego Szańca, miał reputację człowieka asertywnego i mówiącego bez ogródek, a sądząc po jego własnej relacji, zachował się w taki właśnie sposób. W obecności znanej z tchórzostwa kliki oficerów sztabowych ostrzegł Führera: „Niebezpieczeństwo grożące całemu skrzydłu południowemu frontu wschodniego musi skończyć się katastrofą, jeśli nie uda się ponownie i ostatecznie ustabilizować sytuacji na północnym skrzydle naszej grupy armii. […] Grupy Armii Południe i A skończą swój żywot w Rumunii albo w Morzu Czarnym”.
Nalegał, aby Hitler pogodził się z rzeczywistością: tylko strategiczny odwrót i radykalne przegrupowanie sił niemieckich, liczących wciąż ponad 570 tysięcy żołnierzy, mogły je uchronić przed dalszymi, potencjalnie śmiertelnymi, stratami. Naczelny dowódca, niezdolny odróżnić wycofania się z przyczyn strategicznych od upokarzającej porażki, zdecydowanie odrzucił jednak propozycję Mansteina.
Mrzonki Hitlera
Aby uzasadnić swoją decyzję, że Grupa Armii Południe musi „utrzymać linię”, Hitler snuł mrzonki, wysuwając bez żadnych namacalnych dowodów przypuszczenia, iż oportunistyczne partnerstwo Stalina z aliantami zachodnimi wkrótce nieuchronnie się rozpadnie i w ten sposób osłabnie presja na froncie wschodnim. Kiedy feldmarszałek, zmieniwszy taktykę, poprosił o posiłki dla swoich zmęczonych i wyczerpanych wojsk, Hitler odmówił.

Hitler uważał, iż oportunistyczne partnerstwo Stalina z aliantami zachodnimi wkrótce nieuchronnie się rozpadnie.
Nie mógł zabrać żadnych dywizji Grupie Armii Środek, która i tak była już przyparta do muru, ani z frontu północnego, gdyż obawiał się, że skłoni to Finlandię do zmiany strony, co z kolei zagrozi dostępowi Kriegsmarine (niemieckiej marynarki wojennej) do Morza Bałtyckiego; nie było też mowy o wycofaniu sił z Europy Zachodniej, gdzie jego wojska przygotowywały pozycje obronne na wypadek spodziewanej brytyjsko-amerykańskiej inwazji przez kanał La Manche.
Sfrustrowany tym, że niczego nie wskórał, Manstein poprosił Führera o prywatną audiencję i jego życzenie zostało spełnione.
Czytaj też: Największy wróg Hitlera – Adolf Hitler
Człowiek, który skrytykował Führera
W obecności jedynie Kurta Zeitzlera, szefa sztabu generalnego armii, feldmarszałek zapytał o pozwolenie na swobodną wypowiedź. Hitler wyraził zgodę, jednak „z lodowatym i odpychającym wyrazem twarzy”. Dwa razy wcześniej (w lutym i wrześniu 1943 roku) Manstein odważył się w podobnych okolicznościach na zawoalowaną krytykę wojskowego przywództwa wodza III Rzeszy i mimo że przedstawił ją bardzo oględnie, nie spotkała się ona z przychylnym przyjęciem.
Teraz postawił na szali swoje stanowisko, mówiąc bez ogródek: „Trzeba sobie jasno powiedzieć, mein Führer, że naszej obecnej krytycznej sytuacji nie można tłumaczyć jedynie niewątpliwą przewagą przeciwnika. Wynika ona również z przyjętego przez nas sposobu dowodzenia”. Hitler był wściekły:
Spojrzał na mnie tak, jak gdyby chciał mi odebrać chęć powiedzenia czegokolwiek. Nie przypominam sobie, aby czyjś wzrok odzwierciedlał tak potężną siłę woli. […] W jego dość pospolitej twarzy uwagę przyciągały głównie te wyraziste oczy, a teraz patrzył nimi na mnie tak, jak gdyby chciał, bym padł przed nim na kolana. […] Nie zamilkłem jednak i oświadczyłem Hitlerowi, że przyjęty model dowództwa jest po prostu nie do utrzymania.
Manstein dodał wyraźnie – co sugerował już podczas dwóch poprzednich spotkań – że Führer powinien mianować zarówno „wyposażonego w pełną władzę i odpowiedzialność” szefa sztabu, na którym można byłoby polegać we wszystkich kwestiach strategiczno-politycznych, jak i w pełni niezależnego naczelnego dowódcę na froncie wschodnim. Na to Hitler wybuchnął: „Feldmarszałkowie nie słuchają nawet mnie! Sądzi pan, że będą na przykład słuchać pana?! Ja mogę ich zwolnić, pan już nie!”.
Manstein nie cofnął się, tylko zripostował sucho, że nigdy nie miał żadnych problemów z posłuszeństwem wśród podwładnych. Hitler, mający dość tej impertynencji, raptownie zakończył rozmowę. Feldmarszałek powrócił do swojej kwatery, nie mając innego wyboru, jak tylko zebrać żniwo decyzji Führera o rozpoczęciu w czerwcu 1941 roku operacji Barbarossa, co poskutkowało wojną lądową na dwóch frontach.
Źródło:

Zdj. otwierające tekst: Nedim Sancar/CC BY-SA 4.0; Bundesarchiv, Bild 102-10460 / Hoffmann, Heinrich / CC-BY-SA 3.0
KOMENTARZE (1)
Bardzo dobry, fachowo napisany artykuł o Mansteinie, książka zapowiada się dobrze. Tylko, że jej okładka jest bez sensu. Książka jest o roku 1944, a na okładce mamy Berlin w maju 1945. Niestety, myślę, ze okładka źle wygląda. Szkoda, że wydawca tak źle wybrał. :-(