Od ich galopu trzęsła się ziemia. Ryk i ostre kły wywoływały popłoch w szeregach wroga. Okute pancerzem słonie były prawdziwymi czołgami starożytności.
Potężne zwierzęta z zamocowanymi na grzbietach wieżyczkami, z których wojownicy ranili wrogów długimi włóczniami, siały spustoszenie w szeregach przeciwnika. Słonie bojowe po raz pierwszy pojawiły się w świecie grecko-rzymskim około IV wieku p.n.e. Helleni spotkali się z tymi „czołgami starożytności” na polach bitew z Persami. Ci zapożyczyli wykorzystywanie słoni w celach bojowych od Hindusów.
Atak gigantów
Aleksander Wielki po raz pierwszy ujrzał te przerażające maszyny do zabijania w bitwie pod Gaugamelą w 331 r. p.n.e. Perski władca Dariusz III wystawił do walki 15 zwierząt. Choć słonie budziły lęk, nie przeszkodziły Macedończykom w odniesieniu spektakularnego zwycięstwa. Stało się tak prawdopodobnie ze względu na fakt, że Persowie nie umieli skorzystać ze swojej wunderwaffe. Słonie nie odegrały istotnej roli na polu bitwy.
Zupełnie inaczej było 5 lat później, podczas morderczej kampanii w Indiach. W bitwie nad rzeką Hydaspes w 326 r. p.n.e. lokalny władca Poros wystawił przeciw Macedończykom aż 200 rozwścieczonych gigantów, które nieomal zgniotły siły Aleksandra. Od tego czasu Helleni zaczęli doceniać wartość bojową słoni. „Oddziały” tych potężnych zwierząt zaczęły pojawiać się w ich armiach.
Czytaj też: Aleksander Wielki – szalony?
Słoń słoniowi nierówny
Najczęściej w szeregach starożytnych wojsk „służyły” słonie indyjskie (Elephas maximus bengalensis). Znacznie rzadziej „żywymi czołgami” byli ich krewniacy z Afryki. Słonie afrykańskie (Loxodonta africana) nie nadawały się do tresury. Były niepokorne, więc niechętnie wykorzystywano je w bitwach. Sprowadzaniem słoni z głębin Afryki zajmowali się m.in. władcy Egiptu, Kartaginy czy królestw numidyjskich. Wybierali najczęściej słonie północnoafrykańskie lub leśne – mniejsze nie tylko od krewniaków z sawanny, ale również od słoni indyjskich.
Przez kilkaset lat militarnej popularności tych zwierząt triumfy święciły więc słonie z Indii. Samce, osiągające ponad 3 metry wysokości w kłębie i ważące ponad 5 ton, mogły niczym walec „rozgniatać” formacje wroga. Stanowiły też świetną ruchomą „wieżę”, z której można było celnie razić przeciwnika z łuków i za pomocą długich włóczni. Pędzące słonie z łatwością rozrywały zarówno szeregi piechoty, jak i kawalerii. Konie przeciwnika reagowały popłochem nie tylko ze względu na gabaryty słoni, ale i ich… smród. Zapach tych zwierząt był nie do zniesienia dla końskich nozdrzy. Często właśnie z tego powodu konie uciekały z pola walki, unosząc jeźdźca.
Przed walką słonie „ozdabiano” jaskrawymi malunkami – były to swoiste barwy wojenne. Zakładano im pancerze, kaftany oraz napierśniki z kolcami. Na kły nakładano dodatkowe ostrza. Zwierzęta były też celowo rozwścieczane, np. poprzez pojenie winem, co zwiększało ich agresję.
Czytaj też: Mordercze i płochliwe słonie bojowe. Jak wykorzystywano te zwierzęta na polach bitew?
Wunderwaffe z trąbą
Do walki nie puszczano słoni samodzielnie. Ruszały do boju z „załogą” w wieżyczce na grzbiecie. Gigantycznym zwierzętom towarzyszyła też osłaniająca je piechota – tak jak czołgom w czasie II wojny światowej . Chodziło o to, by chronić wrażliwe części ciała słonia. Nie tylko po to, żeby nie doprowadzić do zranienia, ale również – aby uniknąć ataku szału poranionego zwierzęcia, które mogło zacząć tratować „własne” szeregi.
Słonie bojowe były tak cenną bronią, że państwa hellenistyczne w Azji, które nie miały bezpośrednio dostępu do Indii, najeżdżały się wzajemnie, by wymusić okup w postaci tych zwierząt. Przykładem mogą być „żywe czołgi” Pyrrusa, króla Epiru, który w III w. p.n.e. wyruszył z nimi na Rzym. Władca dysponował słoniami zdobycznymi – przejął je od macedońskiego Demetriosa I Poliorketesa. Ten z kolei pozyskał słonie podczas wojny z diadochem Aleksandra Wielkiego, Seleukosem I Nikatorem, władcą państwa Seleucydów.
„Żywe czołgi” w akcji
Lista bitew, w których po stronie zwycięzców „walczyły” słonie bojowe, jest długa. Używał ich w wojnach z Rzymem m.in. wspomniany Pyrrus oraz Hannibal. Ten pierwszy, by zmieść kawalerię rzymską w bitwie pod Herakleą w 280 r. p.n.e., ustawił słonie naprzeciwko konnicy wroga. Bitwa okazała się zwycięska dla władcy Epiru.
Słonie szarżowały także w trakcie tzw. pyrrusowego zwycięstwa pod Asculum w 279 r. p.n.e. Po starciu władca miał rzec do swoich dowódców, że jeszcze jeden taki „sukces”, a będzie skończony. Stracił 4 tys. ludzi, podczas gdy Rzymianie około 6 tys. Ci jednak byli u siebie i mogli wystawić kolejne oddziały. Pyrrus nie miał takiego komfortu. Mimo wszystko zwyciężył – właśnie dzięki słoniom. Szarża 20 słoni bojowych przeciwko Rzymianom, nieprzyzwyczajonym do walki z tymi kolosami, przechyliła szalę na korzyść Pyrrusa.
„Czołgi starożytności” nie musiały koniecznie szarżować. Innym wariantem wykorzystania bojowych gigantów było ustawienie ich w drugiej linii – by chroniły piechotę przed atakami kawalerii wroga. Tak właśnie uczynił Seleukos I Nikator w bitwie pod Ipsos w 301 r. p.n.e. podczas czwartej wojny diadochów. Z 400 wielkich zwierząt uformował potężny mur, który zneutralizował konnicę przeciwnika.
Czytaj też: Kartagina mogła zastąpić rzymskie imperium. Poznaj 5 powodów, dla których do tego nie doszło
Słoniowe przysługi
Słonie niewątpliwie wywierały presję psychologiczną na wrogach. Dlatego największe sukcesy osiągały, gdy przeciwnik stykał się z nimi po raz pierwszy. Ponoć podczas kampanii Cezara w Brytanii w 54 r. p.n.e. tylko jeden słoń wystarczył, by oddziały barbarzyńców uciekły. Zazwyczaj jednak starożytne armie adaptowały się dość szybko do walki z kolosami. Zdarzało się, że budowano specjalne makiety słoni naturalnej wielkości, by konie mogły się oswoić z ich widokiem. Co prawda nie dało się zasymulować smrodu, ale same atrapy pomagały zniwelować element strachu.
W obliczu coraz skuteczniejszych metod walki ze słoniami bilans zysków i strat z ich posiadania wypadał coraz bardziej negatywnie. „Żywe czołgi” były bronią drogą i wymagającą sporego „zachodu”. Ich sprowadzanie zwyczajnie przestawało się opłacać. Transport słoni z Indii kosztował majątek i pochłaniał czas. Najczęściej najpierw jako trybut, zdobycz bądź zakup trafiały do imperium Seleukidów, graniczącego bezpośrednio z Indiami. Stamtąd „dostawy” mogły wędrować do innych państw, m.in. w basenie Morza Śródziemnego.
By przeprowadzić słonie do Mezopotamii, trzeba było pokonać pasy pustynne, m.in. Gedrozję, która okazała się śmiertelną drogą dla tysięcy żołnierzy Aleksandra Wielkiego. Nie inaczej musiało dziać się ze słoniami, które w normalnych warunkach potrzebują wody nie tylko do picia, ale i schładzania się. Gdy jej brakuje – cierpią.
(Nie)końskie zdrowie
Śmiertelność słoni zarówno w transporcie, jak i późniejszej hodowli była bardzo wysoka. Zwierzęta najciężej znosiły brak wystarczającej ilości roślinności (dorosły słoń indyjski zjada dziennie 200 kg roślin) i wody (zapotrzebowanie: 240 litrów dziennie). Nie radziły też sobie z zimnem i trudami wypraw w niesprzyjających warunkach klimatycznych. Podczas przejścia przez Alpy Hannibal stracił 36 z 37 posiadanych zwierząt.
Słonie afrykańskie lepiej radziły sobie z niedoborem wody i soli mineralnych w pożywieniu. Transportowano je Nilem z Afryki. Miały mniejsze wymagania, ale za to były bardzo trudne w tresurze. Zazwyczaj nie sprowadzano największych słoni – z głębin afrykańskiej sawanny.
Problem stanowił też fakt, że słoń mógł być bronią obosieczną. Jeśli wpadał w szał (a o to było nietrudno), rozgramiał zarówno szeregi wroga, jak i własne. Wojska zaprawione w walce z „żywymi czołgami” zdawały sobie sprawę z tego, że rana wrażliwej części ciała słonia – np. trąby, nóg czy wątroby – może rozwścieczyć zwierzę. Taką metodę walki stosowali m.in. Rzymianie w czasach Juliusza Cezara. Doświadczony kornak, który kierował słoniem, gdy nie miał wyjścia i nie zdołał opanować czworonoga, sięgał po metalowy klin. Za pomocą młotka wbijał go zwierzęciu w kark, uśmiercając je na miejscu. Było to rozwiązanie ostateczne. Słonie stanowiły zbyt cenny nabytek, by zabijać je z „błahego” powodu.
Czytaj też: Pijane słonie bojowe. Tajna broń starożytnych
Kres słoni bojowych
Już w II wieku p.n.e. armie basenu Morza Śródziemnego zaczęły odchodzić od używania słoni w walce na dużą skalę. Nie bez znaczenia dla takiego stanu rzeczy pozostawał fakt, że słonie z północnej Afryki (Loxodonta africana pharaonensis), które trafiały m.in. do armii i aren cyrkowych Rzymu, w wyniku masowej eksploatacji wyginęły już z początkiem naszej ery.
W Azji słonie indyjskie wykorzystywano natomiast w bitwach aż do czasów nowożytnych. Jeszcze w 1558 roku król Rajasinghe I użył przeciwko Portugalczykom w Sri Lance aż 2200 „żywych czołgów”. Ostateczny kres wykorzystywania tych zwierząt stanowiło upowszechnienie broni palnej. Duże słonie były zbyt łatwym celem strzeleckim. Ich wystawianie w bitwach w takich okolicznościach traciło sens.
Bibliografia:
- Krzysztof Kęciek, Magnezja 190 p.n.e., Bellona 2021.
- Krzysztof Kęciek, Benewent 275 p.n.e., Warszawa 2006.
- Bolesław Orłowski, Zwierzęta w służbie człowieka, Warszawa 1988.
KOMENTARZE (3)
Poprawcie literówkę – „Gaugamelą”, a nie „Gaugameą”.
szkoda że tak krótko wykorzystywano je w walce
Przykładem mogą być „żywe czołgi” Pyrrusa, króla Epiru, który w III w. p.n.e. wyruszył z nimi na Rzym. Władca dysponował słoniami zdobycznymi – przejął je od macedońskiego Demetriosa I Poliorketesa. Ten z kolei pozyskał słonie podczas wojny z diadochem Aleksandra Wielkiego, Seleukosem I Nikatorem, władcą państwa Seleucydów.
Ten cytat wiele wyjaśnia, Synowie Wilczycy jak się zdaje byli geniuszami pola walki i mniej więcej właśnie w czasie walk z Pyrrusem opracowali skuteczna strategie radzenia sobie zarówno ze słoniami jak i formacją falangi, jeszcze kilka świetnych pomysłów i cyk, panowanie nad morzem śródziemnym na kilkaset lat zapewnione.