Bez tego błyskotliwego mówcy i mistrza propagandy politycznej Hitlerowi byłoby dużo trudniej rozpętać drugą wojnę światową. Jaki był prywatnie Goebbels, który wytrwale zatruwał serca i umysły Niemców wirusem nazizmu? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Christopher Macht w swojej najnowszej książce.
Joseph Goebbels był prawą ręką Adolfa Hitlera. Bez tego błyskotliwego mówcy i mistrza propagandy politycznej Hitlerowi byłoby dużo trudniej rozpętać drugą wojnę światową. Jaki był prywatnie Goebbels, który wytrwale zatruwał serca i umysły Niemców wirusem nazizmu? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Christopher Macht w swojej najnowszej książce.
Joseph Goebbels czekał na mnie w gabinecie, racząc się kolejną filiżanką kawy. Zresztą jej aromat unosił się już na korytarzu prowadzącym do jego pomieszczenia. Zapukałem i na jego wyraźny znak zgody wszedłem do środka raz jeszcze. Ku mojemu zdziwieniu na biurku poza napojem Goebbelsa była również dla mnie filiżanka kawy.
– Proszę. Kawka dla pana.
– Dziękuję… – niekoniecznie wiedziałem, co więcej odpowiedzieć.
– Ostatnio zapytał mnie pan – cytuję: „Dlaczego jest z pana taki chamski narcyz?!”. Zgadza się?
– Tak… – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– No więc właśnie… To pytanie dało mi sporo do myślenia, choć nie ukrywam, że również mocno mnie zabolało…
Mężczyzna, który uwielbiał podziwiać siebie
Goebbels oczekiwał ode mnie jakiegoś słowa komentarza. Ja zaś zbytnio nie byłem gotów tego uczynić. Po prostu postanowiłem przytaknąć: – Yhym…
– No więc właśnie… Od naszego ostatniego spotkania minęło niewiele czasu. I ja postanowiłem wykorzystać ten czas, przypominając sobie, co się kryje pod pojęciem „narcyz”. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to mit o Narcyzie. Kojarzy pan?
– Naturalnie. Mężczyzna, który uwielbiał podziwiać siebie.
– Zgadza się. Jego głównym zajęciem było podziwianie własnej twarzy w lustrzanym odbiciu. Kochał się w tym widoku bezgranicznie, zachwycał się nim na każdym kroku. Twierdził, że był ideałem, pozbawionym jakichkolwiek wad. Jak sam o sobie mówił, był postacią obdarzoną samymi talentami, wyjątkową na każdym kroku. Narcyz był dla siebie autorytetem. A wie pan, co go zgubiło?
– Nie…
– W pewnym momencie Narcyz uświadomił sobie, że nie jest w stanie doświadczyć bezpośredniego kontaktu z tym, kogo widział w lustrze. Doszło do tego, że mężczyzna zaczął głodówkę, a w efekcie zmarł. Krótko mówiąc, zmarł z powodu zapatrzenia we własne ja.
Nie miałem pojęcia, do czego zmierza Goebbels. Prawdę powiedziawszy, cała ta opowieść o Narcyzie uderzała przecież w jego osobę. Dlatego tym bardziej niezrozumiałe było to, co opowiadał ten człowiek. Zwłaszcza że mówi się, iż każda władza deprawuje, a minister Goebbels dzierżył w swoich rękach bardzo dużą władzę.
Czytaj też: Jak wychować idealnych nazistów? Poradnik Magdy Goebbels
Propagandowe sztuczki
Goebbels, nie zważając na moje zamyślenie, kontynuował: – Z tym pytaniem o narcyzm zmierzam do tego, że miał pan co nieco racji. Owszem, od pewnego czasu byłem zapatrzony w siebie, a najpiękniejszy widok ukazywał się mym oczom, gdy spoglądałem w lustro. Ale dotychczas nikt nie miał wystarczająco dużych cojones, by mi o tym powiedzieć. Dopiero pan, niesiony swoim bezmyślnym instynktem, wypalił mi prosto w twarz tę bolesną prawdę. I chwała panu za to.
– Dziękuję… Choć przyznam, że do teraz nie wiem, czy to pytanie było na miejscu. (…) Nie jestem przygotowany na taki rozwój wydarzeń, ale myśląc tak na szybko… Zastanawiam się… No bo, skoro jest pan jednym z najbliższych współpracowników Adolfa Hitlera, a przy tym ministrem propagandy, to zastanawiam się, jak często stosuje pan swoje sztuczki propagandowe w stosunku do wspomnianego Adolfa Hitlera?
– Dobre! Bardzo dobre, przebiegłe pytanie. Ale nie. Adolf Hitler byłby odporny na wszystkie te propagandowe sztuczki. Dlatego nigdy nie testowałem swoich tricków na Führerze.
– No to zapytam inaczej. Kiedy spotkał się pan z Hitlerem po raz pierwszy?
– To było w lipcu 1925 roku. Pamiętam to jak dziś. To była krótka rozmowa, która tchnęła we mnie nową energię i utwierdziła mnie w tym, że Adolf Hitler powinien zostać przywódcą narodu. Wtedy też widziałem go w akcji na mównicy. Matko, co to było za przemówienie! Co za gesty, co za kunszt oratorski! To było spełnienie wszystkich moich oczekiwań.
– Mówi pan, że to była krótka rozmowa. A kiedy spotkaliście się na dłużej, tak żeby poznać się lepiej?
– W tym samym roku, na początku listopada. To było coś niesamowitego. Tamto spotkanie zauroczyło mnie do reszty. Jego wielkie oczy mówiły więcej niż setki słów razem wziętych. Poczułem w tamtym momencie, jakby trafiła mnie strzała Amora w politycznym tego słowa znaczeniu.
Czytaj też: „Kawaler z rozklekotanymi nerwami”. Co wiosną i latem 1939 roku pisano w Polsce o Hitlerze?
Przyjaciel Hitlera
– Od tamtego momentu minęło już blisko dwadzieścia lat. W tym czasie zdarzało się, że miewał pan chwile zwątpienia co do geniuszu Adolfa Hitlera?
– Oj, nie! To najlepszy przywódca, jaki mógł się trafić Trzeciej Rzeszy. Od tamtego momentu czciłem go nad wyraz mocno, właściwie to na każdym kroku. Można powiedzieć, że on był moim bogiem! I tak pozostało do dzisiaj. Za każdym razem, gdy się budzę i uświadamiam sobie, że mam przyjemność znać Hitlera osobiście, wówczas na mojej twarzy pojawia się szczery uśmiech spowodowany tym ogromnym szczęściem. To ogromne wyróżnienie móc być przyjacielem samego Führera.
– Przepraszam, jeśli będzie to nazbyt szczere, ale teraz mówi pan jak na wiecu wyborczym. A ja chciałbym, jeśli już mamy rozmawiać otwarcie, aby była to rozmowa bez tej otoczki propagandowej.
– Ale ja mówię szczerze!
– Doprawdy? Przecież – przy całym szacunku do Hitlera – pańskie słowa brzmią jak wypowiedź ślepo zapatrzonego wyznawcy. Nie wierzę, że nie widzi pan żadnych wad u Hitlera.
– To prawda, nie widzę!
– Poważnie? Może jednak spróbowalibyśmy rozmawiać bardziej szczerze. Pan brzmi teraz jak członek jakiejś sekty, ślepo zapatrzony w jedną osobę.
– Ale tak to już jest. Całą Trzecią Rzeszę i nazizm można by opisać dwoma słowami. Wie pan, jakimi?
– Nie…
– Adolf Hitler!
Czytaj też: Przychodzi Hitler do lekarza, a tam… ginekolog! Kim był „nadworny medyk” Führera?
Jasnowidz
– No tak. Czegoż innego mógłbym się spodziewać… A co z tymi wadami?
– Gdybym głęboko sięgnął do pamięci, pewnie coś by się znalazło. No, wie pan, panie Weissman. Na przykład to, że Hitler nie może być w dwóch miejscach jednocześnie. Gdyby tylko było to możliwe, to wiele decyzji można by podejmować znacznie szybciej. To jest chyba największa wada naszego wodza.
– Ciągle czuję się jak na wiecu wyborczym. Może jednak…
Moją wypowiedź przerwało pukanie do drzwi.
– Proszę! – zawołał Goebbels.
Ktoś zwinnym ruchem otworzył drzwi i na progu stanął dobrze mi znany osobisty doradca Hitlera: – Panie ministrze, melduję, że za moment przyjdzie do pana Der Führer und Reichskanzler Adolf Hitler!
– Spocznijcie! Dziękuję za informację.
Skórzane trzewiki doradcy Hitlera uderzyły jeden o drugi.
– Odmeldowuję się!
Doradca Hitlera opuścił pomieszczenie, a ja pomyślałem: Oho! O wilku mowa. Dopiero co o nim rozmawialiśmy. I proszę, Hitler jest tuż obok. Co za jasnowidz!
Hitlerowi się nie odmawia
Na twarzy Goebbelsa zaczęło się malować coś na kształt podniecenia. Ten widok był mi znajomy. Dość szybko mnie olśniło i uśmiechnąłem się do siebie, kiedy ta myśl przyszła mi do głowy. Tak zawsze wyobrażałem sobie siebie w dość nietypowej sytuacji. Zdawało mi się, że mam trochę podobny wyraz twarzy w momencie, gdy oddaję się przyjemnościom w sypialni. To była euforia przeplatana chorym podnieceniem, a przy tym tak naturalna, że aż nienormalna.
Raz jeszcze ktoś zapukał. Goebbels zerwał się na równe nogi i stanął na baczność. Ja również poszedłem w jego ślady.
Zza uchylonych drzwi wyłoniła się twarz, którą poznałbym nawet w kosmosie. Ten anemiczny wąsik nosić mogła tylko jedna osoba. Rozejrzał się błyskawicznie po pomieszczeniu i lekko się uśmiechnął. Następnie jego 165 centymetrów wzrostu weszło do gabinetu Josepha Goebbelsa.
– Nie przeszkadzam, panowie? – zapytał łagodnym tonem Hitler, choć jego mina wskazywała jakąś dziwną emocję, jakby złość.
– W żadnym wypadku, mein Führer! Zapraszam! – Goebbels mentalnie już prawie osiągnął szczyt euforii.
Minister wskazał Hitlerowi wygodny fotel, jednak ten tylko przecząco pokręcił głową i kontynuował: – Panie ministrze, za pięć minut zwołałem ważną naradę w sprawie dalszej strategii dotyczącej działań na wschodzie. Byłoby dobrze, gdyby pan był na niej obecny.
– Ja, natürlich, mein Führer!
– Świetnie. Zatem do zobaczenia za chwilę.
Hitler opuścił nas, a wraz z nim jego mocno przerzedzony wąsik. Kiedy tylko zatrzasnął za sobą drzwi, Goebbels stwierdził to, co wydawało się oczywiste: – Jak pan widzi, obowiązki wzywają. Zawołam pana później. Zaraz po naradzie. Sam pan rozumie. Hitlerowi się nie odmawia…
Źródło:
Tekst stanowi fragment najnowszej książki autora bestsellerów Christophera Machta „Spowiedź Goebbelsa. Szczera rozmowa z przyjacielem Hitlera”, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Bellona.
KOMENTARZE (1)
„Goebbels, który wytrwale zatruwał serca i umysły Niemców wirusem nazizmu”
Oj ci biedni Niemcy, oni wcale nie chcieli wojny, nie chcieli nazizmu, ale Hitler z Goebbelsem „zatruli im serca i umysły”.