Ciekawostki Historyczne
Nowożytność

Stefan Czarniecki – bohater narodowy, krwawy dowódca i… pazerny hetman

Jego nazwisko pojawia się w hymnie Polski, gdzie wymieniany jest jako ten, co dla ojczyzny ratowania „wrócił się przez morze”. Stefan Czarniecki na stałe „zasiadł” w panteonie narodowym jako wzór żołnierza i patrioty. Nie była to jednak postać kryształowa. Ten wielki dowódca miał na swoim koncie także okrucieństwa, zbrodnie na cywilach, kradzieże i defraudacje...

Słynął z wyjątkowego talentu do prowadzenia wojny szarpanej. Jeszcze jako zwykły żołnierz był świetnym zagończykiem, podziwianym nawet przez Tatarów. Podczas potopu szwedzkiego nękał wroga wyjątkowo uciążliwymi podjazdami. Później poprowadził armię do zwycięstwa nad Rosjanami pod Połonką.

Stefan Czarniecki na stałe „zasiadł” w panteonie narodowym jako wzór żołnierza i patrioty.fot.Juliusz Kossak/domena publiczna

Stefan Czarniecki na stałe „zasiadł” w panteonie narodowym jako wzór żołnierza i patrioty.

Do wszystkiego – stanowisk i zaszczytów – doszedł samodzielnie. Startował od zera. Pochodził z niezamożnej rodziny szlacheckiej. Czarnieckich nie stać było na opłacenie niezwykle kosztownych studiów, dlatego syn szukał szczęścia w armii. Biografowie wskazują, że w młodości mógł trafić do lisowczyków, co nie pozostało bez wpływu na jego dalsze losy. W Poczcie hetmanów polskich czytamy o nim:

To, iż smak wojaczki poznał właśnie wśród chorągwi lisowskich, znanych z grabieży i okrutnego obchodzenia się z ludnością miejscową, miało swoje znaczenie. Te twarde prawa wojny stosował do końca swoich dni, walcząc o przywrócenie polskiego panowania na Ukrainie.

Czarniecki szybko dał się poznać jako zdolny żołnierz. W wieku 35 lat został porucznikiem chorągwi kozackiej. Brał udział w wojnie z Rosją w 1632 roku. W ramach podjazdów i działań dywersyjnych zapuścił się w głąb Państwa Moskiewskiego – aż do Kaługi i Kozielska. W zamian za zasługi na wschodzie król Władysław IV nadał mu majątek ziemski.

W 1637 roku tłumił powstanie kozacko-chłopskie Pawluka na Ukrainie. Jako porucznik chorągwi husarskiej brał pod hetmanem Mikołajem Potockim udział w bitwie pod Kumejkami. Wówczas po raz pierwszy zrobiło się o nim naprawdę głośno. Wraz ze swoją jazdą zdołał rozerwać tabor kozacki. Zwycięstwo było wielkie, ale brawura Czarnieckiego sporo kosztowała. Jego chorągiew poniosła aż 40 proc. straty. Z tego powodu musiała być wycofana.

Mimo to Kumejki stanowiły ważny krok w jego karierze. W tamtym okresie zakupił dwie wsie na Ukrainie, ożenił się i spłacił braci. Od tej pory nie tylko dobro kraju, ale i własny interes pchały go do walki na wschodnich rubieżach państwa.

Zabili go i uciekł

W 1644 roku zabłysnął, prowadząc szarżę husarii w bitwie przeciw Tatarom pod Ochmatowem, gdzie wojska hetmana Koniecpolskiego i księcia Jeremiego Wiśniowieckiego rozgromiły siły Tuhaj-beja.

W 1648 roku wybuchło powstanie na Ukrainie. W trakcie zakończonej klęską Rzeczpospolitej bitwy pod Żółtymi Wodami Czarniecki jako poseł został jeńcem. Zdołał uciec. Schronił się w twierdzy Kudak, którą niedługo później zdobyli Kozacy. Gwarantowali obrońcom honorową kapitulację, ale słowa nie dotrzymali. Czarniecki znów – tym razem aż na rok – trafił do kozackiej niewoli. W międzyczasie w wojsku rozeszła się wieść, że buntownicy go zabili.

Czarniecki szybko dał się poznać jako doskonały żołnierz.fot.January Suchodolski/domena publiczna

Czarniecki szybko dał się poznać jako doskonały żołnierz.

Plotki o śmierci rotmistrza okazały się przedwczesne. Po uwolnieniu brał udział we wspaniałym zwycięstwie Polaków pod Beresteczkiem, ale też na własne oczy widział przeraźliwą rzeź ponad 3,5 tysięcy polskich żołnierzy pojmanych przez Kozaków i Tatarów po bitwie pod Batohem. Wśród zamordowanych był również jego brat. Sam Czarniecki przetrwał ponoć dlatego, że pomocy udzielił mu znajomy Tatar, który ukrył go we własnym namiocie.

Według niektórych biografów te wydarzenia ostatecznie ukształtowały skrajnie negatywny stosunek Czarnieckiego do kozacczyzny. Niedługo później zresztą miał okazję do odwetu. I skwapliwie z niej skorzystał.

Czytaj też: Najdziwniejsza kariera żołnierska w dziejach Polski. Jak Czarnieckiemu udało się przebić szklany sufit?

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Krwawy rajd po Ukrainie

W 1653 roku dostał rozkaz zorganizowania samodzielnego zagonu w głąb zbuntowanej Ukrainy. Rotmistrz uznał, że terror będzie najlepszym sposobem złamania buntowników. Nie zbywało mu litości dla cywilów. „Podczas kampanii ukraińskiej między innymi wymordował mieszkańców Borszczagówki, do Pohrebyszcz wtargnął w trakcie jarmarku – tam również nie oszczędził nikogo” – pisze Michael Morys-Twarowski.

Poeta Samuel Twardowski wspominał: „Nigdy dotąd więcej/Ani krwie się rozlało w tym kraju żelazem/Ani ogniem spłonęło miast i włości razem/jak wtedy”.  Jednak choć trup ścielił się gęsto, a Ukraina spływała krwią, militarne skutki wypraw Czarnieckiego były słabe. Jak ocenił kanclerz litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł: „jedynie chłopów nazabijali, zjedli żywność, która mogła nam służyć, konie poczynili niezdatnymi do boju i wrócili niesławnie”.

Dowódcy trzeba oddać, że nigdy nie brakowało mu odwagi i nie stronił od walki. W trakcie wyprawy 54-letni Czarniecki osobiście poprowadził (nieudany) szturm na miasteczko Monasterzyska, bronione przez porucznika kozackiego Iwana Bohuna (będącego pierwowzorem sienkiewiczowskiego Bohuna).

Czarniecki z szablą w dłoni wdarł się do miasta jako jeden z pierwszych, jednak poniósł bolesną ranę. Postrzał zmiażdżył mu kość podniebienia. Od tej pory zamiast niej nosił w jamie ustnej metalową płytkę. „Wystrzelone podniebienie srebrną do śmierci szpontowal blachą; bo inaczej, kiedy mu ją do przemywania wyjęto, słowa jednego przemówić nie mógł” – zanotował służący pod rozkazami rotmistrza Jan Chryzostom Pasek.

Oblężenie Monasterzysk ma jeszcze jeden niechlubny wątek. Otóż przypuszcza się, że Czarniecki odpuścił walkę o miasto, bo został… podpłacony przez Kozaków, a konkretnie przez samego Bohuna. Za odstąpienie od oblężenia miał wziąć 10 tysięcy dukatów. W wojsku później (niejednokrotnie zresztą) szeptano, że nie rozliczył się ze zdobyczy z żołnierzami.

Czarniecki pod Monasterzyskamifot.Henryk Pillati/domena publiczna

Czarniecki pod Monasterzyskami

W 1654 roku wrócił na Ukrainę, by znów stosować okrutne prawo wojny. Wziął udział w wyprawie pod hetmanem Stanisławem Potockim. Historyk Ludwik Kubala nazwał ją później „krwawym spacerem z Winnicy do Humania i z powrotem”. Z dymem poszło wiele miast i miasteczek. Od polskiej szabli ginęli tak buntownicy, jak i zwykli chłopi. Ponoć jeden z żołnierzy Czarnieckiego przyznał, że stanęło przed nimi zadanie „plądrowania Ukrainy”, co gorliwie czynili ramię w ramię z tatarskimi posiłkami.

Wyprawa nie przyniosła większych sukcesów militarnych. Polakom nie udało się zdobyć choćby Humania, dobrze obsadzonego przez Kozaków. Po tej kampanii i nierozstrzygniętej bitwie pod Ochmatowem (1655) Czarniecki miał nawet opuścić wojsko, ale sprzeciwił się temu sam dowódca tatarski – Mengil Girej, który pod groźbą zerwania przymierza z Rzeczpospolitą, zażądał zatrzymania oboźnego w polskich szeregach. Wynikało to wprost z szacunku, którym Czarniecki cieszył się u Tatarów.

Potop grabieży

W 1655 roku na kraj targany wojnami najechali Szwedzi, wywołując panikę w Warszawie i ucieczkę króla. Czarniecki dostał zadanie obrony Krakowa. Szanse na utrzymanie miasta były nikłe w obliczu demoralizacji i masowej dezercji szlachty i wojska.

Dysponował zaledwie nieco ponad 2 tysiącami żołnierzy, drugie tyle stanowiła zbieranina pospolitego ruszenia i mieszczan. Mimo to prowadził obronę aktywnie, raz po raz nękając wroga. Podobno na równi ze zwykłymi żołnierzami nosił wodę do pożarów. W trakcie jednego ze starć został ranny w policzek. Jednocześnie to właśnie w Krakowie doszło do największego skandalu w biografii wielkiego dowódcy. Po raz pierwszy na dużą skalę ujawniła się negatywna cecha Czarnieckiego, jaką była chciwość.

Ponoć nie rozliczył się z wojskiem aż z 60 tysięcy złotych przekazanych przez króla Jana Kazimierza na żołd dla armii. Pieniądze miał zagarnąć dla siebie. Na tym nie koniec. Tuż przed honorową kapitulacją i wyprowadzeniem wojsk z miasta zezwolił żołnierzom na grabieże domów – zwłaszcza Żydów i luteran.

Czytaj też: Dla pieniędzy był gotowy niemal na wszystko. Jak bardzo pazerny był ten wielki dowódca?

Pożoga w Wielkopolsce

W 1656 roku Czarniecki – słusznie wychodząc z założenia, że wobec siły ognia Szwedów walna bitwa będzie klęską – unikał decydującego starcia, nękając jednak niemiłosiernie wojsko Karola X Gustawa. W kwietniu 1656 roku pokonał wroga pod Warką na Mazowszu. Było to pierwsze większe starcie w tym konflikcie wygrane przez stronę polską.

Ludzie Czarnieckiego trafili do Wielkopolski. W obliczu grabieży i zbrodni Szwedów dowódca wydawał uniwersały nawołujące chłopów do walki i namawiał króla do ogłoszenia wojny wszystkich stanów. Jednak w rzeczywistości lud miał mało powodów, by walczyć po stronie korony. Był prześladowany zarówno przez wojska najeźdźców, jak i swoich. Historyk Włodzimierz Dworzaczek pisał:

Oddziały Czarnieckiego dały się ludności wielkopolskiej mocno we znaki, tu gwałty i mordy kierowano w pierwszym rzędzie, nie bez inspiracji dowództwa, przeciw dysydentom, Niemcom i Żydom. Podburzano przeciw nim chłopów, mnożyły się bezprawia w miarę posuwania się wojska w głąb kraju, a grabiono zarówno dwory jak i chaty.

Bitwa pod Warkąfot.Marcello Bacciarelli/domena publiczna

Bitwa pod Warką

Na ile wpływ na bandyterkę wojska miał sam Czarniecki? Nie do końca jest to jasne. Wiadomo, że w swoich oddziałach utrzymywał żelazną dyscyplinę. Jak wspominał pamiętnikarz Mikołaj Jemiołowski, gdy dowódca dowiedział się o gwałtach i kradzieżach, ukarał żołnierzy wyjątkowo okrutnie. Część wyroków wykonał samodzielnie:

Karał, bił, to albo samym wieszać się kazał, albo i sam spod uwiązanych na drzewie, albo na wrociech, konia zacinał. Nawet w ogień świętokradców miotać kazał, u ogona końskiego tych predończyków [tj. nikczemników] uwiązawszy, za nogi po cierniach i krzakach włóczyć rozkazywał.

Niedługo po kampanii w Wielkopolsce wziął udział w zwycięskim dla Polaków oblężeniu Warszawy. Z pobytem w stolicy wiąże się jednak kolejna afera finansowa z Czarnieckim w roli głównej. Oskarżano go, że przywłaszczył sobie część kosztowności przejętych od Szwedów. Był członkiem komisji zajmującej się tą sprawą, a majątek przepadł w niewyjaśnionych okolicznościach.

Z pożogą „przez morze”

W 1657 roku przyszły hetman ruszył na północ, by niszczyć i palić w odwecie na terenie wroga, czyli na Pomorzu Szwedzkim. Przy okazji jego ludzie najeżdżali i łupili Marchię Brandenburską. Swojemu wojsku wytłumaczył, że „jakby co” nie miał pojęcia o traktatach welawsko-bydgoskich, które uniezależniały Prusy od Rzeczpospolitej w zamian za odstąpienie od sojuszu ze Szwecją.

”Prowincyja dymem śmierdzi, wielkie i gęste trzody głodne ryczą” – tak opisywał okolice Szczecina po najeździe Polaków kapelan Czarnieckiego, jezuita Adrian Piekarski. Niedługo później, gdy Dania wypowiedziała wojnę Szwecji, Czarniecki dostał misję specjalną – wraz z Brandenburczykami i siłami Habsburgów miał wspomóc Duńczyków w walce ze wspólnym wrogiem.

14 grudnia 1658 dokonał (znanej z hymnu) przeprawy przez cieśninę bałtycką Mały Bełt na duńską wyspę Als, oddaloną od stałego lądu o pół kilometra. Jak wspominał w swoich pamiętnikach Chryzostom Pasek, pogoda Czarnieckiemu sprzyjała. Mimo początku zimy nie było mrozu ani wiatru. Wojsko pokonało cieśninę na łodziach, za którymi ciągnięto płynące konie. Desant zupełnie zaskoczył Szwedów. Niedługo później Polacy zdobyli też mocno obsadzoną twierdzę Koldynga.

Czarniecki pod Koldyngąfot.Józef Brandt/domena publiczna

Czarniecki pod Koldyngą

Za brawurową eskapadę na północ doczekał się Czarniecki splendorów. W uznaniu zasług otrzymał złoty łańcuch od króla Danii, a także listy pochwalne od papieża Aleksandra VII i cesarza Leopolda. Ostatecznie Polacy wrócili do kraju w 1659 roku. Wcześniej odbili z rąk szwedzkich wszystkie ważniejsze twierdze i miasta, zmuszając wroga do opuszczenia Jutlandii.

Żołnierze Czarnieckiego, choć występowali w roli sojuszników i oswobodzicieli, nie zapisali się jednak pozytywnie w pamięci miejscowej ludności, która postrzegała ich raczej jako okupantów. Szlak bojowy Polaków był naznaczony spalonymi wsiami i powieszonymi chłopami, którzy odmawiali oddawania wojsku żywności. Sytuacja szybko stała się krytyczna, bo na wyniszczonej przez Szwedów ziemi i Duńczykom, i przybyszom brakowało pożywienia. Widmo głodu pchało ludzi do bandyterki, a sam Czarniecki, mimo iż karał samowolę okrutnie, zdawał sobie sprawę, że nie zdoła zapobiec przemocy.

Czytaj też: Mątwy 1666, czyli rzeź polsko-polska

Buława na odchodne

Tuż po wyprawie duńskiej wojewoda ruski (otrzymał tę godność w 1657 roku) wspólnie z hetmanem wielkim litewskim Pawłem Janem Sapiehą pokonał wojska rosyjskie pod Połonką. Klęska Rosjan była druzgocąca. Straty rosyjskie to 3500 zabitych i 700 jeńców (czyli około 40 proc. oddziałów biorących udział w bitwie). Po stronie polskiej było 300 poległych.

Po bitwie znów ujawniła się wyjątkowa zachłanność wielkiego wodza. Czarniecki wziął do niewoli kilku znaczących oficerów wroga, zamknął ich na zamku w Tykocinie i za uwolnienie „zainkasował” okrągłe 2 mln zł. Ponoć w sprawie jeńców interweniował u króla Jana Kazimierza sam car rosyjski, skarżąc się na wyjątkowo podłe warunki uwięzienia. Przypuszcza się również, że wojewoda pod Połonką przywłaszczył sobie… zdobyczne armaty.

Ostatnie lata życia spędził Czarniecki na pacyfikowaniu Ukrainy, zaangażował się też w politykę. W narastającym konflikcie między hetmanem Lubomirskim i szlachtą dążącą do utrzymania przywilejów a Janem Kazimierzem forsującym plan reform i wzmocnienia władzy królewskiej poprzez elekcję vivente rege opowiedział się za królem.

Biografowie podkreślają, że wobec niechęci magnaterii, która już raz – w 1657 roku – utrąciła jego nominację hetmańską, wojewoda nie miał wyboru innego, jak pozostać wiernym dworowi. Za wsparcie planu wprowadzenia elekcji vivente rege brał zresztą pieniądze od stronnictwa francuskiego królowej Ludwiki Marii Gonzagi. Ostatecznie jednak politykowanie nie wyszło mu na dobre. Dodatkowo stracił popularność w armii – do tego stopnia, że krążyły na jego temat plotki i paszkwile, a część kampanii musiał przeprowadzać wojskami obcego autoramentu.

W 1663 roku wojewoda ruski ruszył w swoją ostatnią wyprawę wojenną – na Ukrainę, o której utrzymanie przy Rzeczpospolitej bił się przez całe życie. Wzorem lat ubiegłych Czarnieckiemu w sojuszu z Tatarami nie starczyło miłosierdzia dla pokonanych. Krwawe pacyfikacje z tysiącami ofiar obejmowały cały kraj. Podczas wizyty w Subotowie nakazał odnaleźć i wydobyć z grobu zwłoki Bohdana Chmielnickiego. Następnie wrzucono je do rzeki.

Śmierć Czarnieckiegofot.Leopold Loeffler/domena publiczna

Śmierć Czarnieckiego

W 1664 roku Polacy oblegali miasteczko Stawiszcze niedaleko Kijowa. Po czterech miesiącach udało się złamać obrońców głodem. Czarniecki kazał stracić dowódców kozackich, a Stawiszcze musiało zapłacić odszkodowanie. Rok później jednak Kozacy znów się zbuntowali. Wymordowali polską załogę. Wtedy Czarniecki ponownie zdobył miasto. Osobiście poprowadził szturm, podczas którego został ranny. Po zwycięstwie, nakazał spalić miejscowość, wcześniej mordując wszystkich jej mieszkańców.

Zmarł 16 lutego 1665 roku, w wyniku rany poniesionej w trakcie tego starcia. Zaledwie trzy tygodnie wcześniej – gdy kraj znalazł się na skraju wojny domowej, a król potrzebował lojalnego dowódcy przeciw zbuntowanemu Lubomirskiemu – Czarniecki dostał upragnioną buławę hetmańską. Sprawdziła się jego ponura przepowiednia: „wtenczas dadzą mi buławę, kiedy ani do wojny, ani ręka do szabli zdolne nie będą”.

Epilog

Taka była droga narodowego bohatera uwiecznionego w hymnie państwowym. Czy zasłużył, by w ten sposób stać się nieśmiertelnym? Czasem stawia się w kontekście Czarnieckiego takie pytanie. Odpowiedź na nie brzmi: tak, zasłużył. Z zasadniczego powodu: był utalentowanym dowódcą, któremu Rzeczpospolita zawdzięczała wiele zwycięstw, w tym najważniejsze – wygnanie z kraju niemiłosiernie dewastujących go Szwedów.

W „złej godzinie” dla ojczyzny ten odważny żołnierz, o którym szeptano legendy, że wpław „rzucił się przez morze”, potrafił podtrzymać naród na duchu. Jego partyzantka kąsająca Szwedów, jak i zwycięskie bitwy dawały nadzieję, że kraj przetrwa ostry zakręt. Tak też się stało i tego nikt mu nie odbierze.

Nie ulega jednak i wątpliwości, że nie był Czarniecki człowiekiem doskonałym, nie był wzorcem ani postacią ze spiżu. Na polu bitwy cechowała go porywczość i brawura. W postępowaniu z wojskiem i cywilami zdarzało się okrucieństwo, wobec dóbr materialnych – chciwość.

Z drugiej jednak strony nie wyróżniał się szczególnie na tle innych dowódców swoich czasów. Był człowiekiem epoki, w której żył. Krwawe pacyfikacje zdobywanych miejscowości, grabieże, wyprawy odwetowe – wszystko to było w tamtych czasach na porządku dziennym, często na znacznie większą skalę – by wspomnieć choćby o szwedzkich najeźdźcach. Bilans dokonań Czarnieckiego powinien brać pod uwagę kontekst historyczny i realia.

Dotyczy to także i naszego hymnu narodowego, który powstał w określonej sytuacji i jako taki wyrażał postawy, oczekiwania i nadzieje jego twórców i żyjących wówczas Polaków. Stąd padło w nim i inne nazwisko – cesarza Francuzów Napoleona Bonaparte, który jedynie pogrywał polskimi marzeniami o niepodległości. Z całą pewnością jego obecność w treści narodowej pieśni jest znacznie mniej uzasadniona niż hetmana, który oddanie ojczyźnie wiele razy udowodnił walką i przelaną na polu bitwy krwią.

Bibliografia:

  1. Bohun Tomasz, Milewski Dariusz, Wojny polsko-kozackie, Warszawa 2019.
  2. Jemiołowski Mikołaj, Pamiętnik dzieje Polski zawierający: (1648-1679), oprac. Jan Dzięgielewski, wyd. DiG, Warszawa 2000.
  3. Kersten Adam, Stefan Czarniecki 1599–1665, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 2006.
  4. Morys-Twarowski Michael, Stefan Czarnecki. Komu ojczyzna miła, za mną, w: Polscy Bogowie Wojny, Wydawnictwo Znak 2019.
  5. Nagielski Mirosław (red.), Poczet hetmanów Rzeczpospolitej, Bellona, Warszawa 2005.
  6. Spieralski Zdzisław, Stefan Czarniecki 1604-1665, Wyd. MON, Warszawa 1974.
  7. Wimmer Jan, Wojsko polskie w drugiej połowie XVII wieku, Napoleon V, Oświęcim 2013.
  8. Pasek Jan Chryzostom, Pamiętniki, wstępem i objaśnieniami zaopatrzył Władysław Czapliński, Ossolineum, Wrocław 1952.

Zobacz również

Nowożytność

Bitwa pod Beresteczkiem 1651. Dzień po dniu

„Nie wiem, czy ojczyzna nasza, czy świat cały widział po grunwaldzkiej bitwie coś podobnego” – pisał jeden z uczestników bitwy pod Beresteczkiem.

11 stycznia 2022 | Autorzy: Michael Morys-Twarowski

Nowożytność

Odsiecz smoleńska 1633

W 1633 roku pod Smoleńskiem armia moskiewska starła się z polskimi rycerzami. Gdy husarze dopadli przeciwnika w otwartym polu, znów udowodnili swą przewagę.

8 listopada 2021 | Autorzy: Radosław Sikora

Nowożytność

Jeremi Wiśniowiecki – młot na Kozaków. Czarna legenda kniazia Wiśniowieckiego

Słynął z bezkompromisowości, talentu do wojaczki i okrucieństwa. Książe Wiśniowiecki krwawo tłumił bunt kozacki na Ukrainie. Dla wrogów nie miał litości, nie respektował też zawieszenia...

21 lutego 2021 | Autorzy: Marcin Moneta

Nowożytność

Mątwy 1666, czyli rzeź polsko-polska

Po dziesięcioleciach krwawych wojen z Turkami, Tatarami, Moskwą, Kozakami, tuż po dramatycznie wyniszczającym potopie szwedzkim polska szlachta zafundowała Rzeczpospolitej wojnę domową. Jej najkrwawszym, a zarazem...

5 stycznia 2021 | Autorzy: Marcin Moneta

Nowożytność

Jak bardzo pazerny był Stefan Czarniecki?

Niewątpliwie Stefan Czarniecki kochał ojczyznę – za swe zasługi został nawet uwieczniony w polskim hymnie. Równie mocno kochał jednak... pieniądze, a wojnę traktował jako główne...

21 lipca 2019 | Autorzy: Michael Morys-Twarowski

Nowożytność

Najdziwniejsza kariera żołnierska w dziejach Polski. Jak Czarnieckiemu udało się przebić szklany sufit?

Kiedy stawiał pierwsze kroki w żołnierskim życiu, wydawało się, że jest na z góry przegranej pozycji. Ubogi, niewykształcony i nieokrzesany, dzięki odrobinie szczęścia i dużej...

9 kwietnia 2019 | Autorzy: Michael Morys-Twarowski

KOMENTARZE (7)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hans Kloss

„Krwawy dowódca ,pazerny Hetman”. Ciekawe określenia jak na żołnierski ideał w oczach szlachty i magnatow. Ideał dlatego ze takim żołnierzom jak Czarnecki nie trzeba było płacić ,a płacenia na wojsko szlachta unikalna jak diabeł święconej wody. Jak już się szlachcie pod tylkami paliło to dopiero wtedy wprowadzała jednorazowy podatek nadzwyczajny z którego rekrutowano wojska ,wygrywano bitwy i znowu wszystko wracało do normy. Czyli nieliczne wojska żeby królowi czasem nie przyszło do głowy podnieść szlachcie podatki albo co gorsze odebrać przywileje. Czarnecki był typowym wytworem polityki szlachty ,karierę zaczął jako Lisowszczyk ,czyli żołnierz który sam żywi się na wojnie – jak to mawiał pan Kmicic. Czy był krwawym dowódcą ? Raczej typowym dla swojej epoki ,bo ludność cywilną mordowali i grabili wszyscy – Moskale ,Szwedzi ,Kozacy ,Tatarzy ,Turcy i wszelkiej maści najemnicy. Na pewno nie był Czarnieckiego tchórzem chowającym się za plecami żołnierzy ,bo czesto walczył na pierwszej linii co przepłacil licznymi ranami z których ostatnia przyczyniła się do jego śmierci. Co do jego chciwości i pazernośći ,to tylko w połowie prawda nie ma żadnych dowodów-pokwitowan że takie sumy w rzeczywistości otrzymał ,po drodze nie brakowało różnych złodziei którzy przywłaszczamli sobie różne sumy. Na pewno część tych pieniędzy zatrzymywać dla siebie ale musiał też wypłacać zołd wojskom najemnym ,bo te za darmo nie walczyły ,ponadto miał swoje prywatne wojska które też musiały dostawać zołd. Sytuacja Hetmana Czarnieckiego przypomina sytuację najlepszego wodza Wschodniego Rzymu – Belizariusza ,który też był oskarżany o przywlaszczalnie sobie zdobytych i otrzymanych pieniędzy. Problem w tym że zarówno Cesarz oraz jego urzędnicy jak i szlachta oraz król nie kwapili się żeby wojsku płacić.

niepoprawny politycznie

No jako, że mieszkam we wsi, którą „pozwolił sobie” we wrześniu 1657., spalić, nieomal doszczętnie, Czarniecki…
Dodam, że jednak zostawił kościół i budynki poklasztorne, a mieszkańców, co prawda do ostatniego grosza, ziarenka zboża ograbił, jednak pozostawił wszystkich ich (ponoć) przy życiu.
Inni nie mieli tyle szczęścia. Dla wielu bowiem okolicznych miejscowości był bardziej bezlitosny. I tak okolice Szczecina, Gryfina, a zwłaszcza Stargardu, po jego rajdach (1657-58) wyglądały podobnoż nie lepiej jak, po stosunkowo dobrze jeszcze tam pamiętanej, wojnie 30-letniej.
Mimo to Pomorze Zachodnie obchodzi dzisiaj hucznie każdą rocznicę związaną z hetmanem – ulic jego imienia jest chyba najwięcej właśnie tutaj w Polsce! No bo łupił co prawda ale wiadomo, tak mało historia Polski ma wspólnego z tymi zachodniopomorskimi ziemiami, że każdy przypadek takiej nawet „pseudo” wspólnoty dziejowej, wspomnieć warto i to odświętnie, ba nawet koniecznie trzeba!

A że hetman to „człowiek akuratny” był, jak pisał Pasek, to też wszystko starał się robić perfekcyjnie, stąd to zapewne gdy już bywał okrutny, to tak, jak mówi młodzież, „na maksa”.
Napisał ponoć np. eufemistycznie do żony w 1654 r. – tuż po rajdzie na kozaczyznę: „nasiekliśmy ich jako kapustę” (…).

Mnie najbardziej jednak fascynuje samo żołnierskie życie hetmana – te jego niezliczone pojmania ucieczki i znowu pojmania i ucieczki zwłaszcza!
Toż to jeden z najbarwniejszych, najwspanialszych, „najpełniejszych” życiorysów w naszych dziejach! Tzw. „gotowy scenariusz” na dodatek z pod, wielce popularnego i dzisiaj, znaku płaszcza i szpady.

Obecnie z niesmakiem patrzę, tak jak i autor wcześniejszego komentarza, na próby „odbrązawiania” tego jednego z największych Polaków w dziejach naszych!
Próby dodajmy, odejmowane przez wszędzie się obecnie u nas „panoszących”, neopozytywistów, na siłę dążących do poprawności politycznej, puszczających „wiernopoddańcze” oko do obecnie mocno „lewakującego” tzw. „zachodu”, zachodu ni stąd ni zowąd, zrzucającego ochoczo ostatnimi laty, z cokołów swoich narodowych bohaterów, nawet jeśli – vide ubiegły 2020 rok – tylko są oni podejrzani np. o udział w procederze handlu czarnoskórymi niewolnikami.
Kiedyś tak to skomentowałem i teraz raz jeszcze powtórzę: „…gdyby Czesi stosowali nasze „odbrązawiające” kryteria oceny swoich bohaterów narodowych, to mało który ich pomnik by się w Czechach ostał.
Nawet Masaryka i Benesza „ojców” odzyskania niepodległości, którzy jeszcze w 1918 roku pisali do cesarza Karola, krytykując tych co domagali się bezwzględnie pełnej dla Czech i Słowacji suwerenności – niepodległości, „…przy tobie najjaśniejszy Panie trwamy, i trwać chcemy…”; zapewne musieliby z cokołów pozrzucać.

    neo

    Pomorze łączy z Polską jeden zasadniczy fakt – były to ziemie naszych przodków, rdzennie od zawsze słowiańskie – zamieszkałe przez plemiona Lechickie darzące Niemców taką samą nienawiścią jak sąsiedni Połabianie ale też Polanie. Tylko tyle i AŻ TYLE. to są nasze ziemie

      Pulpecior

      To może Berlin tez,, bo to była osada słowiańska Barlinek

niepoprawny politycznie

„odejmowane” – oczywiście powinno być: podejmowane

Bolek z Garwolina

Pochodzę z Pomorza odwiedzanego onegdaj przez Stefana. Ale jakie czasy, tacy bohaterowie. Tadeusz Kościuszko w trakcie walk Rosjan z wojskami napoleońskimi po odwrocie z Rosji, ujawniał Rosjanom plany naszych twierdz i słał dziękczynne listy do cara.

Lmaotron

To przykre że wrogom, którzy palili wsie i grabili również palił i grabił wsie zamiast wysłać list i pogrozić palcem, zabijanie na wojnie jest wysoce niemoralne.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.