Uciekła dla niego z domu. Urodziła mu dwójkę dzieci. Gdy ją porzucał, błagała go o jeszcze jedną szansę. Kilka lat później popełniła samobójstwo – a on nie przepuścił żadnej okazji, by nawet po śmierci zszargać jej reputację. Jak to możliwe, że ten wrażliwy poeta okazał się tak bezduszny?
Percy Shelley zapisał się w historii jako wybitny poeta – jeden z czołowych przedstawicieli angielskiego romantyzmu. Niektórzy kojarzą go też jako męża Mary z domu Godwin, autorki Frankensteina. Zanim jednak zdobył sławę i związał się z prekursorką powieści grozy, dał się poznać jako zażarty wróg tradycyjnej moralności: ateista, anarchista i przeciwnik małżeństwa. Współcześni uważali go za społecznego wyrzutka; i o ile w przypadku większości „skandalicznych” zachowań artysty można ich obwiniać o nadmierną pruderię, to już sposób, w jaki potraktował on swoją pierwszą żonę, niejednego zszokuje nawet dzisiaj.
„Związek pospieszny i pozbawiony uczuć”
Wybranka Shelleya, Harriet Westbrook, miała szesnaście lat, kiedy w 1811 roku uciekła z nim z domu. Percy wprawdzie nie widział się w roli męża, ale w końcu przekonał się do ślubu. Jak pisze Charlotte Gordon w książce „Buntowniczki”:
Ożenił się, wierząc, że ma chwalebną misję do spełnienia – uwolnienie szesnastoletniej Harriet Westbrook z dusznego, konwencjonalnego domu. Harriet nie sprawiała wprawdzie wrażenia zniewolonej, w każdym razie nie zanim poznała Shelleya, ale uciekła z nim na północ. Wzięli ślub tylko dlatego, że nalegała.
Nic dziwnego, że tak zawarte małżeństwo nie przetrwało długo. „Miałem wrażenie, że martwe i żywe ciało zostały ze sobą złączone w obmierzłej, potwornej komunii” – pisał już wkrótce w liście do przyjaciela poeta. Wytrzymał niecałe dwa lata. Gdy Harriet była w ciąży z jego drugim dzieckiem, opuścił ją i wdał się w nowy romans. Żona błagała go o kolejną szansę. „On jednak wzdragał się na samą myśl – powrót do Harriet byłby krokiem wstecz. Chciał uwolnić się od starego życia” – opowiada Gordon.
Niedługo później Shelley oznajmił Harriet, że odchodzi na dobre. Swojej nowej miłości – Mary Godwin – opowiadał, że jego małżeństwo było fikcją, przez którą czuł się nieszczęśliwy. Sugerował też, iż żona go zdradzała, i spekulował, że może wcale nie być ojcem jej dzieci.
„Zniżyła się do prostytucji”
Byłą partnerką zainteresował się dopiero, kiedy doszło do tragedii. W grudniu 1816 roku ciało Harriet wyłowiono z jeziora Serpentine. Była w zaawansowanej ciąży. Na wieść o jej samobójstwie Percy przypomniał sobie o dwójce swoich dzieci. Charlotte Gordon w książce „Buntowniczki” referuje:
Trzyletnia Ianthe i dwuletni Charles nie budzili jego zainteresowania, kiedy żyła ich matka, ale teraz jeździł tam i z powrotem do Londynu, żądając oddania mu dzieci pod opiekę. Pogrążeni w żałobie rodzice Harriet, państwo Westbrook, byli przerażeni. Jak ten szaleniec o dzikim spojrzeniu, który zrujnował życie ich córki, śmiał domagać się dzieci, których prawie nie znał?
Sprzeciw jednak zawsze pobudzał Shelleya do skutecznego działania. Kiedy stało się jasne, że Westbrookowie nie ustąpią, Shelley rozpoczął regularną kampanię (…). Wysyłał list za listem do wpływowych przyjaciół i do krewnych Harriet, jednocześnie knując różne plany, z których część opierała się na porwaniu dzieci.
Nie trzeba było długo czekać, by sprawa trafiła przed oblicze sądu. Tam zdesperowany Shelley porzucił resztki przyzwoitości. „Harriet wprawdzie już nie żyje, ale nie była bez winy – kiedy się zabiła, była w ciąży” – oznajmił. Choć istniało podejrzenie, że to on sam może być ojcem jej dziecka (Gordon pisze, że odwiedził samotnie Londyn kilka miesięcy przed śmiercią byłej żony), oskarżył ją… o zejście na złą drogę. Autorka „Buntowniczek” opowiada:
Jakieś sześć tygodni przed śmiercią przepadła bez wieści. Krążyły plotki, że została dziwką, którą to historię Shelley przedstawił przed sądem, oznajmiając, że Harriet „zniżyła się do prostytucji, dopóki nie poznała mężczyzny o nazwisku Smith. Gdy ją zostawił, zabiła się”.
Jak się wydaje, tego było za wiele nawet dla sędziego. „Wydając werdykt, skarcił go i odrzucił jego roszczenia, co było skrajnie nietypowe jak na XIX wiek, epokę, w której rzadko kwestionowano prawo ojca do dzieci” – podkreśla Gordon. Wyroku nie podważono, a przyjaciele Shelleya zdołali odwieść go od planu porwania maluchów. Ani Ianthe, ani Charles nigdy więcej nie zobaczyli ojca.
Źródło:
Ciekawostki to kwintesencja naszego portalu. Krótkie materiały poświęcone interesującym anegdotom, zaskakującym detalom z przeszłości, dziwnym wiadomościom z dawnej prasy. Lektura, która zajmie ci nie więcej niż 3 minuty, oparta na pojedynczych źródłach. Ten konkretny materiał powstał w oparciu o książkę:
- Charlotte Gordon, Buntowniczki. Niezwykłe życie Mary Wollstonecraft i jej córki Mary Shelley, Wydawnictwo Poznańskie 2019.
KOMENTARZE (9)
„[…] zażarty wróg tradycyjnej moralności: ateista, anarchista i przeciwnik małżeństwa […]”. Co w tym złego, że był ateistą? Albo przeciwnikiem małżeństwa? Złe było to, że był anarchistą i to, jak potraktował Harriet Westbrook.
@Emilian vel Gonzo alias Gonzalo: zupełnie nic, dlatego zresztą już w kolejnym zdaniu jest napisane, że dzisiaj nikt by go za to nie potępił, natomiast jego sposób potraktowania pierwszej żony nadal szokuje :)
absolutnie nie ma nic złego w niszczeniu norm społecznych nie dając z siebie nic w zamian.
Typowy rewolucjonista. Nic nie zbudował. ale wszystko rozwali. Totalny EGOISTA, który nie dorósł do niczego poważnego. Główne zadanie życia – zaspokajanie SWOICH kaprysów. Sobie nic do zarzucenia nie ma ale inni są fuj w całej rozciągłości.
Zupełnie jak nasz Stanisław Przybyszewski.
W dzisiejszych czasach tacy „tatusiowie” zdarzają się bardzo często, niestety.
Nie. Nie jestem zgorzkniałą staruszką, mój mąż jest przy mnie, jedno z naszych dzieci jest głęboko niepełnosprawne.
„Ani Ianthe, ani Charles nigdy więcej nie zobaczyli ojca.” – no i dobrze, przeciez to był dupek i palant, dzieci takiego ojca NIE POTRZEBUJĄ.
Hm, wspaniały ojciec, trochę jak ten nasz Przybyszewski
Przez niego i Dagny Marta Foerder też się zabiła.