ion id="attachment_86963" align="alignright" width="340"] Ilu ludzi, tyle historii. Obraz Jamesa Santa R.A.[/caption]
Co miesiąc goszcząc na portalu zostawiacie nam szereg komentatorskich perełek. Postanowiliśmy wybrać te, które najbardziej zapadły nam w pamięć. Oto kilka naszym zdaniem najcenniejszych wpisów. Prezentujemy je poniżej – zebrane i pokrótce opisane.
Maskować się czy nie?
Autor: zły porucznik
Artykuł: Szkoleni tylko po to, by dać się prowadzić na rzeź. Odrażająca prawda o losie rekrutów 300 lat temu
Mundury były kolorowe bo dowódca musiał widzieć swoich żołnierzy. Od końca XVII w. aż do poł. XIX dominował szyk linearny gdzie najważniejsze było wykonywanie manewrów tj. zwrotów całymi oddziałami rozciągniętymi nieraz na wieleset metrów. Nie było łączności radiowej, telefonicznej, optyka była rzadka. Stąd kolorowy mundur i duże znaczenie dźwięku (rola dobosza). Do lat 80-tych XIX w. stosowano proch czarny, pole bitwy po pierwszych salwach stawało się nieprzejrzyste od dymów (w takiej „mgle” zginął Lew Północy, Gustaw Adolf).
Ponadto żołnierz nie musiał się maskować. Z karabinu skałkowego wyposażonego w gładką lufę, możliwość trafienia w drzwi od stodoły ze 100 metrów to była loteria (stąd powiedzenie „Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi”). Nie przejmowano się celnością a szybkostrzelnością i zagęszczeniem ognia-stąd szyk linearny. Jeszcze za Napoleona, poza nielicznymi oddziałami wyposażonymi w broń gwintowaną, przeciętny żołnierz miał karabin o donośności 250 m a powyżej 70 m nie celował z niego tylko strzelał „w kierunku”. Wszystko zmieniło się wraz z wprowadzeniem systemu Minie czyli specjalnych pocisków do luf gwintowanych, ładowanych od przodu. W wojnie krymskiej czy secesyjnej, żołnierz wyposażony w taki karabin mógł celować już na 700 m. Pod koniec XIX w. Mauser wprowadził karabin Gew98 – przyrządy celownicze były wyskalowane na 1600 m. – już trzeba było się maskować.
Wpis „złego porucznika” był odpowiedzią na pytanie Pana Jaremy: dlaczego dawniej żołnierze ubrani byli „jak laleczki”? Nasz Czytelnik dodał przy tym ironicznie, że kolorowe stroje kontrastowały przecież z polem bitwy i musiały naprawdę „estetycznie” wyglądać po starciu. „Zły porucznik” podzielił się z nami i Panem Jaremą swoją wiedzą w sposób klarowny i zwięzły. Dlatego właśnie postanowiliśmy wpis przypomnieć i wyróżnić.
Nie każdy nie prześladowany AK-owiec był kolaborantem
Autor: sss
Wbrew pozorom nic niezwykłego. U wielu znanych ludzi żyjących w tamtym okresie znajdziesz takie zaskakujące niespodzianki i wcale nie świadczą o tym, że ktoś współpracował z bezpieką. Jest, a właściwie było wielu AK-owców, którzy po zakończeniu wojny (czasem po odsiadce i kilkuletnich represjach – ale też nie zawsze), wbrew dzisiejszej narracji wedle której AK-owiec nie mógł piastować żadnych funkcji i skończyć studiów, zostawali znanymi lekarzami, inżynierami, naukowcami itd.
Przejrzyj sobie życiorysy znanych ludzi – zdziwisz się jak wielu było w AK i jednak po wojnie, a w szczególności po zakończeniu okresu stalinowskiego podjęli pracę na poważnych stanowiskach. Piszesz, że Twój ojciec przez rok siedział w obozie przejściowym – dla porównania – mój dziadek był w AK. Został aresztowany jako AK-owiec w 1945 przed zakończeniem wojny. Do 1948 r. siedział w obozie, a potem w więzieniu w okolicach Wołogdy, przy czym miał wyrok śmierci za ucieczkę z obozu zamieniony na (chyba) 25 lat, Po powrocie do kraju i krótkim okresie został kierownikiem szkoły… Morał z tego jest jeden – ilu ludzi tyle indywidualnych historii.
I ponownie odpowiedź na wpis innego Czytelnika. Tym razem Pan Bogusław zapytał: „Jak to było z prześladowaniem, mój ojciec za AK przesiedział rok w Sowieckim obozie przejściowym. W Kałudze, ojciec Kaczyńskich był w AK i awansował na kierownika szkoły w Gdańsku”. Odpowiadając, „sss” również podzielił się swoim rodzinnym doświadczeniem, ale postarał się umieścić je w szerszym, obiektywnym kontekście. A ostatnie zdanie – chociaż proste i pozornie oczywiste – idealnie podsumowuje zagadnienie i odpowiada na pytanie pana Bogusława.
Cud przeżycia
Autor: polanka
Artykuł: Poród pod ostrzałem. Przemilczane losy najmłodszych uczestników powstania
Ja urodziłam się 7 czerwca 1944 roku w Warszawie na Powiślu. 7 tygodni w piwnicy z mamą i rok starszą siostrą. Dziś zdaję sobie sprawę, że to był cud Mama opowiadała, że byłam z odparzeniami jednym strupem łącznie z głową. Karmiła mnie łyżeczką papką wody z mąką. Potem był obóz w Pruszkowie – po wojnie wyjazd na Ziemie Zachodnie. Siostra moja zmarła w wieku 49 lat a ja mam ciągle problemy z sercem i stawami. Wszystko w czasie wojny stracone – a szanse po wojnie lepiej nie mówić…
Bardzo dziękujemy Pani polance, że podzieliła się z nami swoją historią. Z jednej strony tragiczna, a z drugiej piękna – w końcu udało się naszej Czytelniczce przeżyć. Serdecznie pozdrawiamy i życzymy wszystkiego dobrego.
Jeden z więźniów czy sadysta?
Autor: TajgerBonzo66
Artykuł: Bez nich obozy koncentracyjne nie mogłyby funkcjonować. Kim byli kapo?
Nie zapominajmy że w Berezie Kartuskiej też było coś w rodzaju kapo czyli nadzorcy złożeni z więźniów kryminalistów. Moim zdaniem wśród kapo byli tak jak i wszędzie różni ludzie- ludzie i ludziska. Czytałem kiedyś wspomnienia jak jeden z więźniów został za jakieś zaniedbanie 2 razy uderzony przez kapo i dzięki temu został …uratowany bo po chwili podszedł ssman i gdyby zobaczył to zaniedbanie to więzień ów zostałby zakatowany lub zastrzelony. Ja nie dziwie się że kapo zachowywali się często brutalnie bo oni w tych ekstremalnych warunkach musieli walczyć o swoje życie i przy okazji jak ssman nie widział mógł komuś pomóc. Więc pewnie jeśli taki kapo nie był skończonym sadystą tylko zwykłym człowiekiem który trafił w to piekło to w jednych sytuacjach bił w innych zaś ratował.
Myślę że super jest sięgnąć do takiej książki ,,numery mówią” bo tam są ciekawe wspomnienia byłych więźniów. I tak mamy opis jak jeden kapo był bardzo brutalny ale jedynie w takich sytuacjach kiedy np. jeden więzień ukradł coś drugiemu. Więźniowie wiedzieli że on po prostu musi użyć pały czy drąga lub kija ale wiedzieli też że on pomaga innym. Jest też taka ciekawa postać, Eliezer Grunbaum – po wojnie walczył o Izrael z Arabami i wtedy zginął chyba w 1948 r. Chciał na początku być delikatny ale kiedy został pobity przez innych kapo i ssmanów to żeby się w ich oczach ,,zrehabilitować” stał się sadystą.
Nasz komentator wyciągnął słuszne i dojrzałe wnioski, a także podzielił się z nami doświadczeniami z lektury wspomnień byłych więźniów. Trudno oceniać zachowanie kapo z dzisiejszej perspektywy – a właściwie łatwo klasyfikować ich czyny jako „moralnie złe”. Pytanie jednak brzmi: czy mamy do tego prawo?
Królestwo zbudowane „wyłącznie siłami czarnej ludności”
Autor: Podróżnik
Artykuł: Prymitywizm i brak cywilizacji? To czarne imperium zawstydziłoby niejedno europejskie królestwo
Na terenach obecnego Mozambiku i Zimbabwe rozwinęło się potężne państwo ludu Shona Mwene Mutapa. Jego stolicą było Wielkie Zimbabwe, potężna twierdza, wzniesiona z ociosanych kamieni, połączonych bez użycia zaprawy. Większość poddanych znała jedynie głos władcy, gdyż król pokazywał się jedynie osobom najbliższym i dworzanom. Na dworze istniała ściśle przestrzegana hierarchia. Kobiety zajmowały w niej bardzo wysokie miejsce. Królowa-matka i dziewięć żon króla miały osobne dwory, a po śmierci władcy rządziły państwem do czasu wyboru następcy. Usługiwało im prawie 3 tysiące dziewcząt.
Ważną funkcję w państwie pełnił płonący nieprzerwanie ogień na znak, że monarcha żyje. W chwili śmierci króla ogień gaszono. Rozpalano go ponownie dopiero po wstąpieniu na tron następcy. Wodzowie wszystkich podległych plemion przyjmując szczapę rozżarzoną w nowym ogniu potwierdzali posłuszeństwo kolejnemu władcy. Królestwo prowadziło handel z innymi krajami. Mieszkańcy udawali się na wybrzeże by sprzedawać złoto i kość słoniową. Do portowego miasta Sofala przybywali kupcy z dalekich stron: Chińczycy przywozili porcelanę, Hindusi i Arabowie – tkaniny i kamienie szlachetne. Musieli jednak pozostawać w Sofali, gdyż podróże w głąb kraju były cudzoziemcom zabronione.
Pod koniec XV w. w Sofali osiedlili się Portugalczycy. Zbudowali tam potężny fort. Wkrótce udało im się przepędzić kupców arabskich i przejąć kontrolę nad miejscowym handlem. Portugalczycy śmiało zapuszczali się w głąb kraju. Ich łupieżcze wyprawy znacznie osłabiły królestwo i przyspieszyły jego upadek. Z ciekawostek mogę jeszcze dodać, że w Zimbabwe dziewczęta – amazonki dbały o porządek w mieście i pełniły straż w pałacu królewskim. Królestwo jest o tyle ciekawe, że powstało „wyłącznie siłami czarnej ludności”, bez wpływu „z zewnątrz”.
Dzieje Afryki to ta część historii świata, która w Polsce jest niestety dość mało popularna. Postanowiliśmy serią artykułów przypomnieć wielkie cywilizacje „czarnego” kontynentu, które zasługują na uznanie i pamięć. Nie tylko zainteresowało to naszych Czytelników, ale i skłoniło jednego z nich, Pana Podróżnika, do podzielenia się swoją wiedzą na temat Afryki. Bardzo dziękujemy i pozdrawiamy, zachęcając do stałego komentowania tekstów na naszym portalu.
“Dziwny jest ten świat”
Autor: Ja
Artykuł: Nieobliczalni i okrutni. Pięciu najbrutalniejszych carów Rosji
Dziwny jest ten świat.
Zabijesz kogoś to zostaniesz mordercą
Zabijesz więcej zostaniesz seryjnym mordercą
Zabijesz tysiące, zostaniesz bohaterem narodowym.
A na koniec wpis, który nie wymaga już chyba dodatkowego komentarza z naszej strony.
***
W uznaniu dla wysiłku i wiedzy autorów wyróżnionych komentarzy postanowiliśmy nagrodzić ich niespodziankami. Do tych, którzy pozostawili nam drogę kontaktu, odezwiemy się już wkrótce.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.