W trzecim stuleciu przed naszą erą wzrastający w siłę Rzym rozpoczął walkę na śmierć i życie o dominację w basenie Morza Śródziemnego. Konkurował z potęgą, która od wieków umacniała tam swoje wpływy i nie zamierzała łatwo się poddać. Niewiele brakowało, a to Rzymianie zostaliby rzuceni na kolana. Co przesądziło o ich ostatecznym sukcesie?
„Nigdy bowiem nie starły się ze sobą orężnie potężniejsze państwa i ludy, nigdy te dwie wojujące strony nie miały tyle mocy i potęgi” – zapisał u progu naszej ery rzymski historyk, Tytus Liwiusz. Słowa autora „Dziejów Rzymu od założenia miasta” odnosiły się do drugiej wojny punickiej, toczącej się między Rzymem i Kartaginą w latach 218-201 r p.n.e. .
Opisany przez starożytnego kronikarza konflikt był kulminacją trwających ponad sto lat, od 265 do 146 roku przed naszą erą, zmagań między dwiema potęgami. Aspirowały one bowiem do grania pierwszych skrzypiec w tym samym regionie.
Jak zauważa, specjalizujący się w historii Kartaginy badacz, Hubert Adamczyk:
Obszar zachodniej części basenu Morza Śródziemnego okazał się zbyt mały, by mogły na nim istnieć obok siebie dwa państwa, z których jedno – Kartagina – kontrolowało go od wieków, drugie – Rzym – nie zadowoliło się panowaniem nad Italią i szukało nowych możliwości próbując obalić istniejący w świecie śródziemnomorskim korzystny dla Kartaginy układ stosunków.
Wynik rywalizacji, jak zanotował Tytus Liwiusz, wcale nie mógł przy tym zostać z góry przesądzony: „szczęście wojenne było do tego stopnia zmienne i wynik bitew tak niejednakowy, że bliżsi przegranej byli ci, którzy ostatecznie wygrali wojnę”. Rzeczywiście, wiele wskazywało na to, że to fenicka Kartagina zdobędzie status imperium. W przeszłości udawało się temu miastu skłonić Rzym do uznania jego interesów na terenie dzisiejszej Hiszpanii czy na Sycylii. Od wieków rozwijało też potężną flotę, która królowała na Morzu Śródziemnym.
Ostatecznie afrykańska metropolia musiała przekazać jednak palmę pierwszeństwa przeciwnikowi z północy. Jej klęska była całkowita. W 146 r p.n.e. została doszczętnie zniszczona, a ziemię, na której stała posypano solą, by nic więcej nie zdołało na niej urosnąć. „Stolicą świata” i „Wiecznym Miastem” stał się Rzym. Tylko dlaczego?
5. Kartagina – podboje i kolonizacja
Na początku trzeciego wieku przed Chrystusem założone przez Romulusa miasto dopiero umacniało swoją pozycję na Półwyspie Apenińskim. Siłą, z którą należało się liczyć stało się po zwycięstwie nad Pyrrusem, królem Molossów, wspomagającym grecką kolonię, Tarent, w walce z ambitnym sąsiadem. Znaczenie Rzymu pozostawało jednak lokalne i ograniczało się do Italii.
Kartagina, (fenickie Kart Hadaszt, czyli Nowe Miasto) założona została prawdopodobnie w połowie VIII wieku. W VI wieku przed Chrystusem, po upadku Tyru, przejęła metropolia inicjatywę w regionie Morza Śródziemnego, zdołała rozciągnąć swoje wpływy na znacznie większym obszarze. Wielokrotnie wtrącała się w sprawy wewnętrzne Sycylii i Sardynii. Handel z tymi wyspami miał ogromne znaczenie dla jej gospodarki.
Prężnie rozwijające się miasto podporządkowało sobie także dużą część fenickich kolonii w zachodniej części śródziemnomorskiego wybrzeża. Oprócz tego zakładano własne ośrodki handlowe, między innymi na Ibizie. Ekspansja kartagińska stała się tak intensywna, że zdołała zahamować grecką kolonizację tych terytoriów.
Choć wpływy Kartaginy w Afryce Północnej oraz całym regionie są zauważalne, władza, którą miała ona nad „podległymi” sobie terytoriami, nie była sformalizowana. Jak podkreśla historyk Richard Miles, Kartagina „nie sprawowała żadnej bezpośredniej politycznej kontroli nad ziemiami starej fenickiej diaspory”. Jej model dominacji nieco tylko odbiegał od wcześniejszej migracji greckiej. Opierał się prawdopodobnie przede wszystkim na kontaktach handlowych, okazjonalnych zbrojnych interwencjach i sieci korzystnych dla siebie umów międzynarodowych.
Zbudowanej w ten sposób hegemonii, Rzym przeciwstawił dużo bardziej radykalne rozwiązania. Istniejące państwo powiększały kolejne podbite przez Wieczne Miasto terytoria. Budowano cały szereg zależności, włącznie z regularnym ściąganiem podatków z nowych ziem (czego, o ile wiemy, Kartagina nie robiła). W efekcie kandydat do miana imperium rósł w siłę, zdobywając coraz to nowe zasoby, w tym ziemię i ludność. Kiedy nadeszła wojna, ta przewaga okazała się decydująca.
4. Handel czy rolnictwo?
Choć Kartagińczycy nie byli całkiem pozbawieni rolniczego zaplecza, niewątpliwie głównym źródłem ich dochodu stał się międzynarodowy handel. To jemu podporządkowana została działalność miasta. Nie bez powodu jego ustrój określa się czasem jako „arystokrację kupiecką”. Rozwojowi handlu służyło też utrzymywanie dużej floty, obsługiwanej przez dobrze wyszkoloną załogę.
Ponieważ bogactwo miasta opierało się na swobodzie przepływu towarów między zaprzyjaźnionymi ośrodkami handlowymi, Kartagina której posiadłości były rozproszone, uzależniona była od spokoju w basenie morza śródziemnego. Jego brak mógł dość szybko zburzyć hegemonię metropolii. Rzymianie dobrze o tym wiedzieli i, jak zauważył historyk Józef Wolski, już w 310 r p.n.e powołali kolegium nadzorujące budowę floty. Domagali się dostarczania okrętów także od swoich sojuszników.
Zresztą, jak podkreśla polski uczony, gospodarka Rzymu, choć z pozoru skromniejsza, bo oparta na produkcji rolnej i górniczo-rzemieślniczej, w niczym nie ustępowała tej kartagińskiej. W razie konfliktu była nawet bardziej bezpieczna, bo namacalne ryzyko stwarzała jedynie zbrojna interwencja obcych wojsk na terenie Italii. Stuletni konflikt, który tylko podczas otwartych wojen zagrażał rzymskiemu terytorium, z zasady mocniej uderzył więc w afrykańskie imperium.
3. Obywatele
Rzymianie jednak nie tylko przemocą zdobywali lojalność swoich nowych poddanych. Ich stosunek do ludności ziem zależnych zdecydowanie odróżniał ich od Kartagińczyków. Mieszkańcy afrykańskiego miasta niechętnie dzielili się swoimi przywilejami. Były one zarezerwowane, oprócz nich samych, jedynie dla wspólnot fenickich. Spowodowało to, że ich ekspansja nie przełożyła się na zwiększenie liczby punickich obywateli. Kontrolowanym ludom nie nadawano żadnych politycznych praw.
Rywale afrykańskiego miasta przyjęli zupełnie inną strategię. Tak opisuje ją autor pracy “The Fall of Carthage” (“Upadek Kartaginy”), Adrian Goldsworthy:
Rzymska gotowość do poszerzania grona obywateli była czymś wyjątkowym w świecie starożytnym i jednym z głównych czynników ostatecznego zwycięstwa [Rzymu – przyp. A.W.]. […] Talent Rzymu polegał na tym, że potrafił on wchłaniać innych i sprawiać, że stawali się wobec niego lojalni.
Ustalenia z 338 roku [przed naszą erą – przyp. A.W.] rozciągnęły pełne obywatelstwo na wspólnoty niemówiące po łacinie. „Miasta sojusznicze” straciły swoją polityczną niezależność, choć wciąż zarządzały swoimi sprawami wewnętrznymi, ale w zamian zyskiwały korzyści za związek z Rzymem.
Nie ulega wątpliwości, że takie działania przyczyniły się w dłuższej perspektywie do sukcesu Rzymu. Zwłaszcza, że nowi obywatele mieli również obowiązek walki w wojnach toczonych przez „nową ojczyznę”.
2.Kartagina – wojsko
Rozwiązanie polegające na powoływaniu własnych obywateli pod broń nie było powszechnie przyjęte w starożytnym świecie. Zarówno Grecy, jak i Fenicjanie, w tym Kartagińczycy, woleli korzystać z wojsk zaciężnych. Wynikało to z prostego rachunku. Ponieważ obywateli było niewielu, niechętnie szafowano ich życiem. Dysponujący wciąż powiększającym się gronem pełnoprawnych mieszkańców Rzym, nie miał tego dylematu. Dostarczenie żołnierzy było jednym z ciężarów nakładanych na podbite terytoria.
W ten sposób, jak pisze Goldsworthy, „rzymska armia przekształciła się z milicji obywatelskiej w coś przypominającego armię poborową, podobną do tych, które upowszechniły się w Europie po rewolucji francuskiej”. Rzym w zamian za służbę wojskową zapewniał żołd i wyżywienie, ale poddawał rekrutów bardzo surowej dyscyplinie. To, że byli oni skłonni się podporządkować, „pozwoliło Rzymianom rozwinąć armię, która była większa, lepiej wyszkolona i bardziej złożona niż armia jakiegokolwiek innego miasta-państwa”.
Ponadto żołnierzy starano się odpowiednio zmotywować. Istniał cały system nagród otrzymywanych za bohaterskie zachowanie. Najwyższym odznaczeniem była tak zwana corona civica, laur przypadający temu, kto ocalił życie współobywatela.
Inna struktura wojska przekładała się także na odmienny sposób zarządzania. O ile rzymska armia działała jako całość, a jej wodza wybierały republikańskie instytucje, kartagińskie jednostki często podlegały konkretnym dowódcom z wielkich rodów miasta. Najbardziej boleśnie Kartagińczycy przekonali się o słabości swojej organizacji pod Zamą w 202 roku przed naszą erą. Armia Hannibala składała się wówczas tak naprawdę z trzech odrębnych jednostek, które nawet w trakcie bitwy zachowały samodzielność i nie potrafiły skutecznie się wspierać.
1. Przywództwo
Można narzekać na fakt, że rzymski sposób dowodzenia był wadliwy. Wodzowie imperium, przynajmniej na początku każdej z wojen punickich, rzeczywiście zmieniali się co roku, podczas gdy oddziały kartagińskie zachowywały tego samego dowódcę zwykle aż do jego śmierci w walce. Zdarzało się również, że mianowano kompletnych laików bez doświadczenia, za to z dużym politycznym zapleczem, którzy nie potrafili poradzić sobie z ciążącą na nich odpowiedzialnością.
Z biegiem czasu rzymski system znalazł jednak sposób na ograniczenie powstałych w ten sposób szkód. Sprawdzeni dowódcy mogli liczyć na reelekcję, a nawet powrót do tych samych oddziałów. Jakość rzymskiego korpusu stopniowo się zatem poprawiała, a jednocześnie wciąż istniała przestrzeń na awans dla „młodych talentów” w stylu Scypiona Afrykańskiego, który pokonał Hannibala pod Zamą.
W efekcie, jak zauważa Adrian Goldsworthy, „przeciętny dowódca rzymski wydaje się być co najmniej tak samo dobry jak jego przeciętny kartagiński odpowiednik”. Wygląda na to, że także pod tym względem system republikański sprawdził się lepiej, niż „kupiecka arystokracja” zza morza.
Inspiracja:
Inspiracją dla powstania artykułu była najnowsza książka Bena Kane’a pt. Hannibal. Wróg Rzymu, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
Bibliografia:
- Hubert Adamczyk, Kartagina a Rzym przed wojnami punickimi, Wydawnictwa Uniwersytetu Wrocławskiego 1978.
- Adrian Goldsworthy, The Fall of Carthage. The Punic Wars 265-146 BC, BC-Cassell 2003.
- Richard Miles, Carthage Must Be Destroyed. The Rise and Fall of an Ancient Mediterranean Civilization, Allen Lane 2010.
- The Cambridge Ancient History. Rome & the Mediterranean to 133 BC, red. A. E. Astin i in., Cambridge University Press 2006.
- William McLaughlin, 4 Reasons Hannibal Couldn’t Win the War for Carthage, War History Online 30.03.2016.
- Tytus Liwiusz, Dzieje od założenia miasta Rzymu. Wybór, oprac. Władysław Strzelecki, Ossolineum 2004.
KOMENTARZE (8)
„Na ilustracji rzymski statek zwany „trireme”.”. Proponuję uściślić: … zwany triremą (łac. trireme). Pozdrawiam.
Szanowny Grocie, słuszna uwaga. Co prawda nie zmienia ona znaczenia, ale rzeczywiście uściśla kwestię nazwy łacińskiej, a jej odmiany w polszczyźnie. Pozdrawiamy.
A jakby kogoś intrygowało dlaczego wojny z Kartaginą nazywane są punickimi to po prostu ich nazwa pochodzi od łac. punicus – fenicki.
Rzym wygrał rywalizację z Kartagina dzięki talentów scypiona i wynalezieniu taktyki abordazu w czasie bitew morskich, co bozbawilo fenicjan największego atutu, bez tych dwóch powodów, te opisane powyżej nic specjalnie by nie zmieniły.
Fakt. Chociaż i to by nie pomogło, gdyby Hannibal zamiast upierać się przy oblężeniu bezbronnego Rzymu, wkroczył do miasta i je spalił…
W tym artukule popełniono parę małych błędów.Po pierwsze większość pieniędzy Kartagina zbierała za rolnictwo. Nawet po drugiej wojnie punickiej Kartagina była nadal najbogatszym miastem w basenie morza śródziemnego mimo iż dochody z handlu zmalały. Naturalnie dochody z handlu były ogromne ale Kartagina zbierała większy zysk z rolnictwa. Po drugie Tyr nigdy nie był potęgą w rejonie morza śródziemnego. Po trzecie wojska Kartaginy podczas 2 wojny punickiej nie były gorsze czy mniej zdscplinowane od Rzymian. Poza tym armia kartagińska podczasz 2 wojny punickiej składała się w większości nie z najemników ale z ludów sprzymierzonych, sojusznicych np. Libijczycy, Numidowie, Galowie, Iberowie itp. Rzecz jasna Kartagina stosowała najemne wojska ale od momentu 2 wojny punickiej były mniejszością. W armii tej służyło też w wielu epizodach dużo obywateli np. kampania Sxypiona w afryce.
Drogi Anonimie, bardzo dziękujemy za uwagi. Jednak aby inni czytelnicy mogli zweryfikować Pana opinię jakoby w tekście popełniono błędy, będziemy wdzięczni za opatrzenie swojej wypowiedzi bibliografią. Autorka bowiem oparła się na szeregu pozycji, które na końcu wymieniła i informacje pochodzą właśnie stamtąd. Pozdrawiamy.
…nie jestem autorem uwag powyższych jako anonim, to raz. I dwa “mine main job” to wojny na morzu od bitwy pod Lissą do 1945 ale… We wcześniejszej historii, nazwijmy ją „morską”, też muszę się przecież dobre „co nieco” orientować :)
Ad meritum.
1. Z większością uwag anonimowego autora trzeba się zgodzić. Jako efekt źródłowej kwerendy można choćby polecić świetną książkę (kilka razy „sczytaną” przeze mnie i jak myślę dogłębnie przyswojoną) prof. T. Łoposzko, „Starożytne bitwy morskie”, 1992. Myślę, że jest to jeden z pierwszych badaczy, który zwrócił uwagę, na ogromny wkład obywateli Kartaginy, żołnierzy-obywateli Kartaginy jako państwa, a nie tylko bogatego miasta wynajmującego wodzów i żołnierzy z państw satelickich do prowadzenia wojen. Wiemy z wielu badań archeologicznych, że w okolicy dawnej Kartaginy obszar zazieleniony, uprawny, zamieszkały – na koniec dodajmy, był znacznie większy niż dzisiaj. Klimat był chłodniejszy i wilgotniejszy. Państwo kartagińskie mogło być zaskakująco ludne!
Owszem najemnicy stanowili często większość marynarzy floty, ale i tutaj z czasem…
Przejmujący jest obraz (szczególnie w przekazie profesora Łoposzko) ostatniej wielkiej bitwy morskiej Kartagińczyków w kartagińskim porcie, gdy nawet w bardzo małych jednostkach obywatele Kartaginy (w tym i starcy i dzieci i kobiety!) we wręcz samobójczych atakach próbowali unicestwić rzymskie okręty…
Szczególnie jednak przekrojowe opracowania historyków zachodnich bardzo często „konserwują” ustalenia starszej historiografii, ignorując nowsze ustalenia; i piszą niestety najczęściej niezgodnie z prawdą o dominującej roli najemników w armiach kartagińskich.
Więzy poczucia wspólnoty krwi, a nie tylko interesów, wśród mieszkańców Kartaginy być może bardziej cementowały kartagińskie imperium niż rzymskie rzymski terror, dyscyplinujący bezwzględnie nawet najbliższe Rzymianom ludy półwyspu apenińskiego, często zresztą kompletnie niespokrewnione z nimi. Polecam tutaj lekturę – jak krwawym i bezwzględnym, a skutecznym narzędziem był nieznany wcześniej Kartagińczykom pokój rzymski; dostępną od parunastu dni w polskim tłumaczeniu książkę „Pax Romana” wyżej już zaznaczonego w źródłach do artykułu, A. Goldsworthy’ego.
2. Co do Tyru. Czy nigdy nie był, jedną z dominujących, potęgą akwenu śródziemnomorskiego? Nowsze badania (przepraszam trudno mi je w tej chwili znaleźć „na szybko” – tj. odpowiednie źródła) uważają, że jest to jedna z najbardziej niedocenianych współcześnie potęg świata starożytnego. Czy znowu tylko miasto-port, mogło nie być taką potęgą, skoro przez 13 lat nie uległo Nabuchodonozorowi? A wielki Aleksander „męczył się” z nim circa 7 m-cy aby go zdobyć?
3. Czy nie było miejsca dla dwóch potęg na Morzu Śródziemnym?
Rzym zawsze miał tam groźnego wroga, nigdy nie dominował w wystarczającym stopniu. Jak nie Kartaginę to np. swojego byłego sprzymierzeńca Rodos. A miejsce Kartaginy szybko zajęli głównie Partowie (fakt nigdy nie opanowali wybrzeża morskiego ale toczyli regularne i często zwycięskie wojny z Rzymem), ich z kolei „podmieniło” zdominowane przez Greków Bizancjum, później mieliśmy już nie Rzym, a np. króla rzymskiego Karola V wspartego przez najczęściej Hiszpanię, kontra Imperium Osmańskie.
Morze Śródziemne zawsze miało co najmniej binarną „strukturę” potęg!