“Żałuję tylko tego, że nie wybiłem więcej Żydów”. Tak podsumował swoje życie Alois Brunner, fanatyczny nazista, odpowiedzialny za śmierć ponad 128 tysięcy ludzi. Czy wśród nazistów nie było takich, którzy wyrazili skruchę? A jeśli tak, to jak szczere mogły być słowa morderców ze szczytów władzy III Rzeszy?
Alfred Rosenberg, czołowy teoretyk partii nazistowskiej, stał się fanatycznym antysemitą i antykomunistą po zakończeniu I wojny światowej. Ten absolwent architektury i inżynier, który w ramach pracy dyplomowej opracował projekt krematorium, był cichą inspiracją dla Adolfa Hitlera. Jego relacja z Führerem od początku znajomości była dość skomplikowana.
Ideolog III Rzeszy nie miał zresztą co do tego złudzeń. „Cenił mnie bardzo, ale mnie nie lubił” – zapisał w dzienniku.
Podobne uczucia Rosenberg wzbudzał wśród partyjnych kolegów. Niewiele sobie jednak z tej niechęci robił. Parł do przodu, uważając, że zlikwidowanie “żydokomuny” jest dziejową misją nazistów. To on w książce “Mit XX Wieku”, określanej czasem złośliwie jako drugi po “Mein Kampf” nieczytany bestseller III Rzeszy, spopularyzował określenie “untermensch”, czyli “podczłowiek”. Nazywał tak rasy słowiańskie.
Śmierć „żydokomunie”
Mimo tego pogardliwego słownictwa los „przyszłych niewolników” go obchodził. Protestował nawet u samego przywódcy III Rzeszy przeciwko złemu traktowaniu podbitej ludności. Oczywiście chodziło mu wyłącznie o względy praktyczne, a nie jakiekolwiek aspekty humanitarne.
W stosunku do Żydów nazistowski teoretyk nie wykazywał nawet takich sentymentów. Bez zastanowienia sankcjonował mordercze działania Einsatzgruppen, specjalnych oddziałów służących likwidacji wszelkich “wrogich elementów” operujących na tyłach armii niemieckiej. Wsławiły się one zwłaszcza eksterminacją ludności żydowskiej z ZSRR.
Rosenberg miał też pełną świadomość zbrodniczej polityki III Rzeszy. Jego pełnomocnicy wzięli udział w słynnej konferencji w Wannsee na początku 1942, na której zapadły decyzje o uruchomieniu Holokaustu, oględnie nazwanego “ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej”.
Mimo całego zaangażowania antysemickiego ideologa w hitlerowską machinę zagłady, wszystko wskazuje na to, że on sam do końca nie był w stanie dojrzeć w swoich dokonaniach poważniejszych wad. Jak w książce „Dziennik diabła” piszą David Kinney i Robert K. Wittman, w więziennej celi, do której trafił po klęsce Niemiec, przypominał co najwyżej „przedsiębiorcę pogrzebowego po godzinach pracy”. Podczas wielogodzinnych przesłuchań przed procesem w Norymberdze próbował zasłaniać się niewiedzą. Mówił między innymi, że nigdy nie był w obozie koncentracyjnym. Utrzymywał, że nie miał pojęcia, co się w nich działo. Podobno… nikt go o tym nie informował.
Podczas procesu niedoszły architekt podkreślał, że uniknął poznania obozowej rzeczywistości… ze względów estetycznych. Owszem, Himmler zaprosił go kiedyś do Dachau, aby na własne oczy przekonał się w jak doskonałych warunkach przebywają tam więźniowie. “Mamy tam basen, mamy urządzenia sanitarne” – zachwalał.
Rosenberg odmówił jednak udania się na wycieczkę, jak mówił, “z przyczyn estetycznych; po prostu nie chciałem oglądać ludzi, których pozbawiono wolności”. Zapewnienia te nikogo nie przekonały. Dygnitarz po prostu ewidentnie nie radził sobie z upadkiem ze szczytu i próbował wymigać się od presji oskarżycieli.
Twórcę nazistowskiej ideologii skazano na śmierć. Jako jedyny spośród tych, którzy otrzymali najwyższy wymiar kary, przed zawiśnięciem nie powiedział nic.
„Zrobiłbym to bez wahania”
Nie tylko autor „Mitu XX wieku” twierdził w Norymberdze, że nie zauważył prawdziwej natury uprawianego przez nazistów procederu. Joachim von Ribbentrop, hitlerowski minister spraw zagranicznych, uczestniczył w planowaniu niemal całej agresywnej polityki Niemiec. Nie przeszkodziło mu to zrzucać w trakcie procesu przynajmniej części swojej winy na Hitlera, który podobno go „oszukał”. Nazistowski polityk przyznawał jednak, że był w rękach Führera bezwolnym narzędziem. „Gdyby Hitler wszedł teraz do mojej celi i powiedział: zrób to czy tamto, to zrobiłbym to bez wahania,” powiedział, zanim go powieszono.
Posłuszeństwo było ważniejsze od ludzkiego życia także dla Rudolfa Hössa, komendanta obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Wprawdzie na pytanie, czy kiedykolwiek było mu żal ofiar, odparł on twierdząco, ale podkreślił też, że dla niego jedynym kryterium był osobisty rozkaz Himmlera.
Jak radził sobie z ewentualnymi wyrzutami sumienia? Uzasadnienia sensu swojej “pracy” szukał między innymi w książce Rosenberga. “Brałem to wszystko za fakty, tak jak katolik akceptuje dogmaty kościelne” – powiedział odwiedzającemu go w celi amerykańskiemu psychologowi.
Höss był esesmanem, bezlitosną i w sumie bezmyślną maszyną do zabijania, ale podobne zaćmienie umysłu ogarniało też „honorowych” żołnierzy i dowódców Wehrmachtu. Doskonałym tego przykładem był feldmarszałek Wilhelm Keitel. Bezpośrednio przed napaścią Niemiec na Związek Sowiecki podpisał on rozkaz, w którym nakazywał niemieckim żołnierzom absolutną bezwzględność w traktowaniu podbijanej ludności cywilnej.
Co ciekawe, wojskowy sam był przeciwnikiem tej inwazji. Uważał ją za poważny błąd strategiczny. To nie przeszkodziło mu jednak w wiernym wykonywaniu każdego rozkazu Hitlera. Był nawet z tego powodu nazywany przez kolegów „lokajem”.
Pozorna niewiedza i kłamstwo zwycięzców
Pełnia jego zbrodni została obnażona dopiero podczas procesu w Norymberdze. Okazało się, że jego rozkazy doprowadziły do śmierci tysięcy osób, w tym wielu jeńców wojennych, których likwidowano bez sądu. Jego pomysłem było też zachęcanie do linczowania zestrzelonych nad terytorium Niemiec alianckich lotników.
Na procesie Keitel bronił się, cytując przysięgę lojalności wobec Hitlera, którą złożył i której – jak twierdził – musiał być wierny do końca. Przyznał jednak, że popełniał błędy i że nie powstrzymał „tego co powinno być powstrzymane”. Sędziowie nie uznali tego tłumaczenia i potraktowali feldmarszałka jak zwykłego kryminalistę. Odmówiono mu żołnierskiej śmierci przez rozstrzelanie. Podobnie jak większość skazanych, „lokaj” skończył więc na szubienicy.
Kolejny z nazistowskich przywódców, Hermann Göring, po zapoznaniu się z porażającymi dowodami niemieckich zbrodni wydawał się autentycznie zaskoczony i przygnębiony. Twierdził wręcz, że pokazywane filmy, nakręcone po wyzwoleniu obozów koncentracyjnych, muszą być sprytnym montażem. Już na sali sądowej próbował ten punkt widzenia narzucić także swoim kolegom.
Na nieszczęście dla nazistowskiego działacza, będącego w swoim czasie prawą ręką Hitlera, okazało się, że istnieją dokumenty bezsprzecznie obalające tę linię obrony. Udowodniono mu, że wiedział o popełnianych przez nazistów zbrodniach. W wielu wypadkach sam był ich inicjatorem.
Czy Göring miał wyrzuty sumienia? Jego prywatne rozmowy z psychologami i prawnikami w celi śmierci ukazują fascynującą i złożoną osobowość. Wynika z nich, że w swoich ciemniejszych momentach odczuwał ciężar winy już w trakcie trwania II wojny światowej. Miał też pełną świadomość tego, że może nadejść czas zapłaty.
Ciekawostką jest to, że zausznik Hitlera w czasie wojny aktywnie wspomagał swojego brata, zdecydowanego przeciwnika nazistowskiej polityki. Albert Göring pomagał na przykład w ucieczkach więźniów z obozów koncentracyjnych. Sędziowie nie wzięli jednak tego pod uwagę, wydając wyrok. Marszałek Rzeszy nie czekał jednak na egzekucję. Otruł się kapsułką cyjanku, którą ukrywał w pośladkach.
„Chryste przebacz”
Jedynym “nawróconym” nazistą w Norymberdze był Hans Frank, generalny gubernator okupowanych ziem polskich. W trakcie procesu przyznał się do winy. Ogrom dowodów przeciw niemu był porażający, podobnie jak skala i niezwykłe okrucieństwo popełnianych na terenach Polski zbrodni.
O tym, że doskonale wiedział, co dzieje się wokół niego, świadczą choćby jego słowa z października 1941 roku:
Skazujemy na śmierć głodową 1,2 miliona Żydów, nie ma potrzeby wiele mówić. Jest to zrozumiałe, a jeżeli Żydzi nie wymrą z głodu, trzeba będzie przyspieszyć antyżydowskie zarządzenia, i miejmy nadzieję, że tak się stanie.
Frank prześladował też Polaków. Na rządzonych przez niego terenach trwała ich masowa eksterminacja. Za samo udzielanie pomocy Żydom stracono około tysiąca osób. Dokładnej liczby jego ofiar polskiego pochodzenia nigdy pewnie nie poznamy.
Hitlerowski funkcjonariusz, być może przytłoczony materiałem dowodowym, okazał skruchę. Jak sam mówił „odnalazł w celi śmierci Boga“ i był gotów zapłacić za swoje czyny. „Chryste przebacz!” powiedział tuż przed egzekucją, do której jako jedyny ze skazańców szedł z uśmiechem na ustach.
Bibliografia:
- Kinney, R. K. Wittman, Dziennik Diabła. Alfred Rosenberg. Człowiek, który stworzył Hitlera, Znak Horyzont 2018.
- Dziennik Hansa Franka, oprac.Stanisław Piotrowski, Wydawnictwo Prawnicze 1956.
- Karol Grünberg, Bolesław Otręba, Hans Frank na Wawelu, WSHE we Włocławku 2001.
- Leonard Mosley, The Reich Marshal: A Biography of Hermann Goering, Weidenfeld & Nicolson 1974.
- Protokół konferencji w Wannsee 20.01.1942, Dom Konferencji w Wannsee.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.