Niemcy przebrani za członków NKWD. Amerykanie, rekrutujący jednostkę specjalną spośród niemieckich komunistów. Długo planowane zamachy na Hansa Franka i Erwina Rommla. Czasem nawet niewielkie operacje, wymierzone w czuły punkt przeciwnika, potrafią zmienić przebieg wojny. Oczywiście, jeśli się powiodą...
Jak zawsze wszystkie pozycje w TOP10 zostały oparte na publikowanych przez nas artykułach. Tym razem postanowiliśmy przypomnieć Wam spektakularne, choć niekoniecznie zwieńczone sukcesem, operacje sił specjalnych podczas II wojny światowej.
Kto by się spodziewał, że losy wojny zależały od…
10. Niemców w jankeskich mundurach…
Podczas niemieckiej ofensywy w Ardenach hitlerowscy żołnierze próbowali zyskać przewagę nad Amerykanami… przebierając się za nich. Operację, której pomysłodawcą był sam Adolf Hitler, wykonywała specjalna jednostka żołnierzy mówiących biegle po angielsku, odzianych w amerykańskie mundury i zaopatrzonych w zdobyczną broń i pojazdy. Wojskowego slangu jankesów uczyli się od więźniów obozów jenieckich. Mieli przy sobie nawet zdjęcia zabrane zabitym Amerykanom.
Celem występujących incognito Niemców było przechwycenie mostów na Mozie. Ruszyli do akcji w nocy z 15 na 16 grudnia 1944 roku, w zdobycznych dżipach bądź na piechotę przedostając się przez linie amerykańskich wojsk. Przecinali druty telefoniczne, podmieniali drogowskazy, jednej grupie udało się nawet skierować na złą drogę cały pułk piechoty amerykańskiej.
Amerykanie postanowili wyłapać błąkające się „własne” kolumny w równie niekonwencjonalny sposób. Podejrzanych osobników pytali o wiedzę „popkulturową”, jak choćby o to, kto jest aktualnym mężem aktorki Betty Grable… Nieprzygotowani dywersanci wpadali jeden po drugim. Ponieśli klęskę, a mosty na Mozie pozostały w rękach wroga. Uzyskali choć tyle, że tysiące alianckich żołnierzy zamiast walczyć na froncie, szukało ich (przeczytaj więcej na ten temat).
9. …i przebranych za NKWD
„Jeśli nie weźmiemy Majkopu i Groznego, będę musiał zakończyć tę wojnę” – tak stwierdził Hitler pod koniec lipca 1942 roku. Zadanie przechwycenia tamtejszych instalacji naftowych powierzono żołnierzom elitarnej jednostki Brandenburg. Żołnierzy uczono wcześniej m.in. obsługi środków łączności i posługiwania się materiałami wybuchowymi. By ułatwić im zwycięstwo i jednocześnie zdezorientować przeciwnika, zaplanowano też, że wystąpią w „pożyczonych” od wroga mundurach.
Tym razem Niemcy wybrali mundury NKWD, chcąc wykorzystać strach, jaki ta jednostka budziła powszechnie wśród krasnoarmiejców. By przeobrazić się w typowych czekistów przyswoili sobie nawet żargon tej formacji i bezwzględność zachowania jej członków. W programie nauczania znajdowały się nawet „zajęcia” z picia jak największych ilości wódki.
Akcja odniosła spektakularny sukces. Po przybyciu do Majkopu fałszywi enkawudziści zostali gorąco przyjęci przez tych prawdziwych. W przeddzień niemieckiego uderzenia komandosi zadziałali w trzech grupach. Pierwsza wysadziła centralę łączności, uniemożliwiając kontakt z linią frontu. Druga zajęła centralę telefoniczną dowództwa i rozsiewała fałszywe pogłoski o ewakuacji miasta. Trzecia nie dopuściła do zniszczenia infrastruktury wydobywczej. Działania specjalsów pozwoliły oszczędzić Niemcom co najmniej czterech dni walk (przeczytaj więcej na ten temat).
8. „Cichociemnych” ze Wschodu
Po ataku Niemiec na ZSRR Sowieci rozpaczliwie potrzebowali informacji o sile przeciwnika, ruchach jego wojsk, miejscach koncentracji itp. Do ich zdobycia wykorzystali między innymi… polskich jeńców. Specjalną grupę wywiadowczą stworzyli byli oficerowie Wojska Polskiego, którzy po 22 czerwca 1941 roku wyrazili chęć nawiązania z dotychczasowymi wrogami współpracy przeciwko niemieckiej inwazji. Wkrótce zostali przerzuceni do Polski, gdzie stworzyli jedną z najskuteczniejszych siatek wywiadowczych II wojny światowej.
Polską grupę dywersyjną zrzucono tuż poza granicami Generalnego Gubernatorstwa po miesięcznym szkoleniu. Oddział ulokował się ostatecznie w Warszawie. Efekty, jakie uzyskała zorganizowana błyskawicznie siatka wywiadowcza, przeszły najśmielsze oczekiwania. Danych było tak wiele, że pewnego razu nadawano je do Moskwy niemal bez przerwy przez 36 godzin! Grupie udało się kiedyś nawet przechwycić transporty papierosów i pomarańczy.
Choć po niecałym roku istnienia Niemcy urządzili kocioł, rozbijając siatkę, do tego czasu jej doniesienia pozwoliły na odtworzenie pełnego obrazu niemieckiej koncentracji wojsk przed letnią ofensywą w 1942 roku. Sowieci dobrze wykorzystali te informacje. Wyprowadzili uderzenie wyprzedzające, przez co ofensywa na Kaukaz przesunęła się aż o sześć tygodni. Być może właśnie to opóźnienie przesądziło o ostatecznej klęsce Niemców (przeczytaj więcej na ten temat).
7. Kamikadze znad Yontan
Kiedy w listopadzie 1944 roku startujące z baz na Marianach amerykańskie bombowce dokonały pierwszego od dwóch lat nalotu na Tokio, w japońskim sztabie generalnym powstała idea powołania formacji Giretsu Kuteitai, czyli „bohaterskich spadochroniarzy”. Ta specjalna jednostka miała nocami atakować bazy jankesów. Wyselekcjonowano do niej żołnierzy o żelaznej kondycji, którzy świetnie posługiwali się różnego rodzaju bronią i znali wschodnie sztuki walki. Przeszli oni szkolenie w zakresie niszczenia bombowców za pomocą materiałów wybuchowych.
Japończycy postanowili wykorzystać Giretsu Kuteitai podczas trwających od marca 1945 roku walk o Okinawę. Amerykanie już w dniu lądowania zdobyli tamtejsze lotniska. Jedno z nich – Yontan – mieli za zadanie odzyskać właśnie spadochroniarze do zadań specjalnych. Wyruszyli – na pokładzie 12 bombowców – 24 maja 1945 roku. Z założenia była to misja samobójcza. Każdy kamikadze przed śmiercią miał zniszczyć co najmniej 2 samoloty wroga.
Ambitny plan nie został jednak wykonany w całości. Z powodu usterek technicznych i ostrzału tylko jedna maszyna zdołała wylądować. Przez noc Giretsu zniszczyli tylko 9 samolotów, a 29 uszkodzili. Puścili z dymem 265 tys. litrów paliwa. Poległo trzech Amerykanów, osiemnastu było rannych. Tymczasem wszyscy Japończycy – 69 żołnierzy – zginęli. Akcja samobójczych komandosów miała niewielki wpływ na wynik walk na Okinawie. Mogła zaważyć na ostatecznym zakończeniu zmagań na Pacyfiku (przeczytaj więcej na ten temat).
6. Zamachowców z AK
Niewiele brakowało, by Hans Frank nie doczekał końca wojny i zginął już w styczniu 1944 roku. Żołnierze Armii Krajowej przygotowali plan wysadzenia w powietrze pociągu, którym Generalny Gubernator podążał do Lwowa. Zorganizowali też trotyl z kopalni w Wieliczce, broń maszynową oraz granaty, by dopełnić dzieła zasadzką ogniową.
Do akcji przystąpiono 29 stycznia. Saperzy założyli ładunek wybuchowy. Skład został dostrzeżony około godziny 23.15. Dwie minuty później ciszę nocy przerwał potężny wybuch. Nastąpił on jednak dosłownie o ułamek sekundy za późno. Szyny z podkładów wyrwało tuż za ostatnią osią salonki.
Niemcy mieli niesamowite szczęście: nikt z nich nie odniósł poważnych obrażeń. Mimo że akowcy starali się zwalić winę na sowiecką partyzantkę, w odwecie za ten zamach Niemcy rozstrzelali setkę krakowian (przeczytaj więcej na ten temat).
5. Rangersów wdrapujących się na klif
Usytuowana na wysokim klifie Pointe du Hoc niemiecka bateria sześciu ciężkich dział stanowiła śmiertelne zagrożenie dla floty inwazyjnej w Dzień D. Można było ją zaatakować tylko od strony morza. Misji tej podjął się Amerykański 2. Batalion Rangersów, który miał wylądować u stóp trzydziestometrowej skały, wdrapać się na nią i zniszczyć działa. Łatwizna, prawda?
Szóstego czerwca około godz. 4.00 ponad dwie setki żołnierzy przeładowało się z transportowców na barki desantowe. Podejście do brzegu w ciemności i przy rwącym prądzie było niezwykle trudne. Mimo to Amerykanie byli zdeterminowani. Po przybiciu niektórzy zaczęli wspinać się gołymi rękami, bez żadnego zabezpieczenia. Pierwsi Rangersi znaleźli się na szczycie klifu już 5 minut od momentu lądowania.
Mimo kłopotów ze znalezieniem dział – w miejscu, gdzie ich oczekiwali, stały słupy telefoniczne imitujące lufy – udało się zniszczyć je wszystkie. Na dodatek specjalsi odnaleźli i wysadzili w powietrze skład amunicji artyleryjskiej. Cel misji został zrealizowany, a tysiące aliantów zawdzięczało Rangersom życie (przeczytaj więcej na ten temat).
4. Nazistowskich terrorystów w Nowym Jorku
60 lat przed zamachami na World Trade Center podobną operację planowali przeprowadzić Niemcy. Do akcji „Pastorius” zwerbowane zostały osoby deportowane z USA, wyszkolone w ośrodku Abwehry pod Berlinem. Dywersanci mieli uderzyć w najczulsze punkty amerykańskich metropolii, takie jak elektrownie, mosty czy stacje metra. Najcięższy cios miał spaść na Nowy Jork. Niemcy chcieli wywołać w amerykańskim społeczeństwie psychozę strachu i podważyć jego zaufanie do rządu.
Ośmioosobowy oddział wylądował tuż po północy 13 czerwca 1942 roku na plaży w pobliżu Long Island. Dywersanci mieli na sobie niemieckie mundury, by w razie wpadki podlegać pod przepisy konwencji wojennych. Szczęśliwe lądowanie było jednak końcem ich sukcesów na amerykańskiej ziemi… Już w momencie, gdy ukrywali swój sprzęt, wpadł na nich kadet Straży Wybrzeża, który zawiadomił swoich przełożonych o zajściu. Niemcy wprawdzie zdołali uciec, a przybyły na miejsce patrol odnalazł jedynie w piasku niemieckie mundury, ale Amerykanie zostali ostrzeżeni. Rozpoczęła się obława.
Część terrorystów, wiedząc o tym, że są poszukiwani, rozjechała się po prostu do swoich krewnych i znajomych. Inni postanowili się ujawnić, by uniknąć kary. Dzięki przekazanym przez nich informacjom w krótkim czasie aresztowano wszystkich. Na dywersantach – choć de facto nic karalnego nie zrobili – popełniono mord sądowy. Sześciu z nich stracono na krzesłach elektrycznych (przeczytaj więcej na ten temat).
3. Włoskiego lilipuciego okrętu
Idea uderzenia na Nowy Jork pojawiła się także we Włoszech, i to już miesiąc po nieudanej akcji Niemców, czyli w lipcu 1942 roku. Jej pomysłodawcy chcieli uderzyć w morale jankesów i zmusić ich do przeznaczenia większych środków na obronę własnych portów, osłabiając tym samym ich siły na oceanie.
Atak zaplanowano na grudzień 1943 roku. Do operacji wyznaczono lilipuci okręt o nazwie CA2 oraz kilku płetwonurków z elitarnej grupy Gamma. Zlecono prace mające przystosować okręt podwodny, zwany pieszczotliwie kangurem, do transportowania na swoim pokładzie CA2.
Dlaczego do ataku ostatecznie nie doszło? Włosi postanowili wcześniej podjąć podobne działania przeciw bazom morskim w Sierra Leone i RPA. Kangur zapuścił się wtedy aż w pobliże portu w Durbanie. Wprawdzie skutecznie unieszkodliwił łącznie aż cztery alianckie statki, sam jednak został podczas akcji zatopiony na pełnym morzu. Utrata przygotowanego już okrętu oraz zawieszenie broni między Włochami i aliantami uchroniły Nowy Jork przed włoską inwazją (przeczytaj więcej na ten temat).
2. Brytyjczyków polujących na Lisa (Pustyni)
Brytyjczycy chcieli przyspieszyć zakończenie wojny w Afryce, wysyłając swoich najlepszych komandosów, by pojmali bądź zabili Erwina Rommla – słynnego „Lisa Pustyni”. Akcji nadano kryptonim „Flipper” i zamierzano zrealizować ją w nocy z 18 na 19 listopada 1941 roku. Jednocześnie planowano rozpoczęcie uderzenia 8. Armii brytyjskiej, mające na celu odblokowanie obleganego przez wojska Osi Tobruku. Niemieckim wojskom miało zabraknąć zdolnego dowódcy w decydującym momencie…
Komandosi przybyli do Afryki na pokładzie dwóch okrętów podwodnych. Wykonanie zadania utrudniały im od początku niezwykle trudne warunki atmosferyczne. Wicher i sztorm sprawiły, że do brzegu w dniu lądowania dotarło zaledwie 33 ludzi z 59-osobowej jednostki! Mimo ulewy bohaterscy członkowie Scottish Commando skierowali się prosto do kwatery Rommla, znajdującej się – jak ich instruowano – w wiosce Beda Littoria. Po drodze dowiedzieli się, że informacja ta jest błędna, a Lis Pustyni rezyduje w Sidi Rafa. Kiedy wreszcie, mimo utrudnień, udało im się dotrzeć we właściwe miejsce, wystrzelali serię z broni maszynowej… jednak niemieckiego dowódcy nie znaleźli.
Odwrót nastąpił w strugach lejącego się z nieba deszczu. Tylko dwóm osobom udało się dotrzeć z powrotem do własnych pozycji. A Erwin Rommel? Znajdował się wtedy w Rzymie, gdzie nieświadomy niczego świętował z żoną swoje urodziny… (przeczytaj więcej na ten temat).
1. Alianckich komunistów, którzy udając nazistów mieli zabić Hitlera
Pod koniec drugiej wojny światowej powstała specjalna amerykańska jednostka, złożona głównie z niemieckich antynazistów internowanych we Francji. 175 osobom, które udało się zrekrutować, powierzono jedno zadanie: fizyczną eliminację niemieckich władz, z Adolfem Hitlerem na czele. Nowi „alianci”, prawie wszyscy o komunistycznych poglądach, działali w ramach operacji „Iron Cross”, której celem było uniemożliwienie dowódcom III Rzeszy ufortyfikowania się w tzw. twierdzy alpejskiej. Obawiano się, że jeśli nazistowskim dygnitarzom uda się tam schronić, wojna może przedłużyć się nawet o 2 lata…
Członkowie jednostki byli przebrani w mundury niemieckich strzelców górskich. Przeszli specjalne przeszkolenie w zakresie działań partyzanckich i sabotażowych. Przygotowywano ich, by możliwie skutecznie eliminowali nazistowskich oficjeli. W połowie kwietnia 1945 roku zmieniono jednak główny cel misji. Oddział miał już nie zabijać, a jedynie wyłapywać niemieckich przywódców usiłujących przedostać się do Reduty. Amerykanie chcieli zachować ich przy życiu, aby można było ich postawić przed trybunałem ds. zbrodni wojennych. Członków oddziału zaczęto więc szkolić w taktykach komandosów.
Finał operacji „Iron Cross” zaplanowano na koniec kwietnia. Start przez sześć dni opóźniał się z powodu złej pogody, aż w końcu… akcję odwołano. Oficjalnie kierownictwo twierdziło, że powodem zmiany decyzji były szybkie postępy wojsk alianckich. Możliwe też, że wywiad już wtedy odkrył, że Hitler znajdował się w oblężonym Berlinie. Albo, że politycy nie chcieli mieć w amerykańskiej strefie okupacyjnej setki uzbrojonych komunistów. Oddział został rozwiązany a jego ekipa znów umieszczona w obozach jenieckich (przeczytaj więcej na ten temat).
KOMENTARZE (1)
Chyba najlepiej opisane akcje specjalne. Dzięki za ten artykuł