Już w 1940 r. Churchill zapowiadał ofensywę w Europie. Najpierw jednak trzeba było przetrwać niemieckie naloty. W końcu nadszedł czas, by otworzyć drugi front.
Wielka Brytania i USA zatwierdziły projekt przeprowadzenia inwazji przez kanał La Manche na początku 1942 roku. Zaczęto stopniowo przerzucać amerykańskie wojsko na Wyspy Brytyjskie. ZSRR naciskał na jak szybsze rozpoczęcie ofensywy. Stany Zjednoczone również były skłonne działać. Jednak Brytyjczycy wciąż uważali, że nie są gotowi. Kubłem zimnej wody dla aliantów okazała się też katastrofa operacji w Dieppe. Mimo to jeszcze w 1943 roku zaczęto planować operację „Overlord” wraz z jej wstępną morską fazą o kryptonimie „Neptun”. Miało wziąć w niej udział około 7000 różnego typu jednostek transportowych i bojowych: 80% brytyjskich, ponad 16% amerykańskich, a poza tym: polskich, francuskich, belgijskich, holenderskich, norweskich i greckich. Polskę reprezentowały niszczyciele „Krakowiak” i „Ślązak” oraz krążownik „Dragon”.
Dowódcą całości wojsk inwazyjnych mianowano generała Dwighta Eisenhowera, a wojsk lądowych – Bernarda Montgomery’ego. Jako miejsce lądowania brane były pod uwagę silniej ufortyfikowane Pas de Calais oraz Normandia. Zdecydowano się na tę drugą. Inwazja miała nastąpić na obszarze 90 km: od ujścia rzeki Dives do wybrzeży półwyspu Cotentin. Lokalizacji desantu na plażach miało być pięć. Nazwano je: „Sword”, „Juno”, „Gold”, „Omaha” oraz „Utah”. Amerykanie mieli wylądować na „Utah” oraz „Omaha”, Brytyjczycy na pozostałych (wśród ich wojsk znalazł się także kontyngent kanadyjski oraz Francuzi). Wielu żołnierzy po raz pierwszy miało przekonać się na własne oczy, czym jest wojna…
W tym roku mija 80 lat od lądowania aliantów w Normandii. O sile, determinacji i odwadze młodych ludzi –uczestników tej operacji – opowiada film dokumentalny Lądowanie w Normandii: 80. rocznica, który można obejrzeć na antenie Polsat Viasat History w czwartek 6 czerwca o godz. 21:00. Dokument dzięki materiałom archiwalnym, także w kolorze, ukazuje proces przygotowań do inwazji z morza, która miała odwrócić bieg II wojny światowej.
Końcowe odliczanie
Termin lądowania ustalono ostatecznie na czerwiec 1944 roku. To musiał być czas odpływu, ponieważ Niemcy umieścili w wodzie niezliczone przeszkody. Ale oznaczało to jednocześnie znacznie dłuższy dystans do pokonania dla żołnierzy – pod ogniem nieprzyjaciela. Odpływ determinował też godzinę rozpoczęcia inwazji, która dla sektora wschodniego została ustalona na 7:30, a zachodniego – 6:30. Pierwotnie asekuracyjnie na D-Day, czyli Decisive Day, wyznaczono 5 czerwca.
Przez kilka pierwszych dni miesiąca rozważano, czy nie przełożyć całej operacji ze względu na prognozowane niekorzystne warunki atmosferyczne. Wiązałoby się to jednak z ryzykiem, że wszystko wyjdzie na jaw i przygotowania pójdą na marne. Eisenhower postanowił zatem jedynie przesunąć ją o 24 godziny – na ranek 6 czerwca. Ostateczna decyzja zapadała dopiero 5 czerwca rano. Płyniemy!
Niemcy dali się nabrać
Trałowce świetnie wykonały swoje zadanie, oczyszczając 10 korytarzy wodnych z min. Jedną z barek transportowych do wybrzeży Normandii odholował… cywilny holownik! Niemcy byli przekonani, że alianci nie zaryzykują operacji przy tak fatalnej pogodzie, a co za tym idzie – braku wsparcia lotnictwa. Bardzo się pomylili. Zresztą nie był to ich jedyny błąd. Przed desantem alianci przeprowadzili szeroko zakrojoną – i jak się okazało, skuteczną – akcję dezinformacyjną, która przekonała hitlerowców, że natarcie będzie miało miejsce w zupełnie innym miejscu: Pas de Calais. Rozrzucano nawet z samolotów paski staniolu, aby niemieckie niedobitki radarów „zobaczyły” tam flotę inwazyjną!
Nie wszystko jednak poszło tak dobrze. Przerobione shermany-amfibie miały być potężnym wsparciem, ale ich zabezpieczenia nie dały sobie rady z falami. Wiele zwyczajnie zatonęło. Z drugiej strony alianckie okręty, a w niektórych miejscach także bombowce, zdołały skutecznie „zmiękczyć” niemiecką obronę, ułatwiając zadanie siłom inwazyjnym.
Czytaj też: Najbardziej ryzykowna misja D-Day. Rangersi szturmują Pointe du Hoc
Inwazja z nieba
Skoro już mowa o samolotach: to właśnie z nich mieli desantować się alianccy żołnierze. Łącznie kilkanaście tysięcy. Już o 1:30 w nocy, wykorzystując pełnię, zaczęli wyskakiwać z maszyn. Podzielono ich na dwie grupy, które miały wylądować na tyłach plaż „Utah” i „Sword”, ale zachmurzenie sprawiło, że odsunięte od siebie dla bezpieczeństwa samoloty zrzuciły pierwszą z grup na znacznie większym obszarze niż planowano. Straty były dotkliwe: około 20% żołnierzy zostało zabitych, rannych lub wziętych do niewoli.
Mimo to grupa za plażą „Utah” odniosła sukces, ponieważ zgodnie z planem wprowadziła zamieszanie w niemieckie szeregi i odwróciła ich uwagę. Brytyjczykom lądującym za „Sword” poszło łatwiej: wykonali zadanie, przejmując kontrolę nad mostami nad rzekami Orne i Dives oraz kanałem Caen, co było kluczowe dla uniemożliwienia Niemcom szybkiego sprowadzenia wsparcia. Przejęli również jedną z niemieckich baterii.
Dwa różne losy na loterii
W końcu do wybrzeży Normandii zaczęli docierać również ci, od których zależał los całej operacji: żołnierze piechoty. Na plaży „Utah” na skutek niekorzystnego wiatru, kierunku fal i zadymienia od ostrzałów oraz bombardowań lądowanie nastąpiło o jakąś milę dalej na południe niż planowano. Paradoksalnie wyszło to żołnierzom na dobre, bo niemiecka obrona była tutaj słabsza. Ostrzały z morza i starcia ze spadochroniarzami skutecznie osłabiły hitlerowców – zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Wielu zwyczajnie się poddało lub próbowało uciekać. W efekcie na tym odcinku lądowanie zakończyło się pełnym sukcesem. Zdobyte zostało m.in. miasto La Madeleine, a straty Amerykanów były minimalne: jedynie 197 zabitych i rannych na 23 000 żołnierzy.
Ci, którzy otrzymali za zadanie zdobycie „Omaha” (filmowy odpowiednik tej plaży został pokazany w Szeregowcu Ryanie), mieli zdecydowanie mniej szczęścia. Planując inwazję, zakładano, że punkty oporu obsadzone będą głównie żołnierzami starszymi lub młodymi, ale słabiej wyszkolonymi. Tymczasem pech chciał, że akurat w dniu inwazji na plaży „Omaha” ćwiczenia urządziła sobie 352 Dywizja generała Rommla. Amerykańskie siły inwazyjne trafiły tam zatem na najsilniejszy opór ze wszystkich zdobywających Normandię grup. Dodatkowo obszar ten był znacznie mocniej ufortyfikowany niż „Utah”.
Czytaj też: Największe operacje powietrznodesantowe II wojny światowej
Pyrrusowe zwycięstwo
Początkowo nic nie zapowiadało kłopotów. Ostrzał z okrętów – w tym dwóch francuskich krążowników – przebiegł zgodnie z planem. „Odzew” ze strony Niemców był niewielki. Ale sama plaża była trudnym terenem: nierównym, usianym minami, drutami kolczastymi i innymi przeszkodami. Nad wszystkim górowała bateria dział na klifie Pointe du Hoc, którą – zdaniem jednego z alianckich oficerów – mogłyby obronić trzy staruszki z miotłami. Ale w innym miejscu wylądować się po prostu nie dało. Jedynym plusem był całkowity brak samolotów Luftwaffe.
Baterią zajął się 2 Batalion amerykańskich Rangersów. Pomóc miały także bombowce, ale zachmurzenie znacznie utrudniło im działanie. Aby mieć pewność, że nie zbombardują „swoich” zbliżających się do plaż, mieli odczekiwać 30 sekund po wleceniu nad ląd przed rozpoczęciem ostrzału. W efekcie „pudłowali”, miejscami masakrując np. pastwiska dla krów. Nacierający mogli zatem liczyć jedynie na wsparcie z morza, ale aż 15 barek zatonęło ze wszystkimi żołnierzami na pokładzie.
Na plaży działy się dantejskie sceny. Kolejne fale żołnierzy zalegały na piasku. Sytuacja była na tyle zła, że w pewnym momencie zastanawiano się, czy nie przekierować kolejnych transportów na „Utah”. Ale stopniowo i tutaj niemiecki opór zaczął słabnąć. Do tego nadchodziły dające nadzieję meldunki. Dlatego Amerykanie wciąż lądowali i ruszali do ataku. Hitlerowcy nie mogli liczyć na żadne wsparcie. Łącznie na plaży „Omaha” do zmroku wylądowało 34 000 Amerykańskich żołnierzy. Straty sięgnęły 2400 zabitych i rannych. Ci, którzy byli na tej plaży 6 czerwca i przetrwali, zapewne nie zapomnieli tego do końca życia.
Czytaj też: Największy podstęp w dziejach wojskowości. Jak alianci ukrywali datę i miejsce lądowania w Normandii?
Namiastka piekła
Ze względu na mniej korzystny układ fal Brytyjczycy rozpoczęli działania później od Amerykanów – o godzinie 7:25. Zrekompensowano to dłuższym ostrzałem przez okręty Royal Navy. Było to potrzebne, ponieważ na „Juno”, „Gold” i „Sword” nie spadły bomby lotnicze. Plaża „Gold” okazała się dla Brytyjczyków dość gościnna. Nie napotkali na niej większego oporu z wyjątkiem jej zachodniego krańca, który znajdował się w zasięgu dywizji Rommla masakrującej Amerykanów na „Omaha”. Brytyjczycy czuli się na tyle pewnie, że pozwalali sobie na… śpiewanie wojskowych piosenek. Zepchnęli Niemców aż 6 mil w głąb lądu. Do wieczora na „Gold” wylądowało 25 000 żołnierzy. Straty własne były niewielkie: jedynie 400 ludzi zginęło lub zostało rannych.
Znacznie gorzej wyglądała sytuacja na „Juno”. Tak jak w przypadku plaż zdobywanych przez Amerykanów stracono większość czołgów. Piechotę powitały 50-, 75- i 88-milimetrowe działa i jeszcze cięższa artyleria. W momencie lądowania aż 80% fortyfikacji na „Juno” była wciąż w dobrej kondycji. Pierwsze fale brytyjskich i kanadyjskich żołnierzy dały radę pokonać plażę. Dotarły nawet do Courseulles. Tam jednak alianci na kilka godzin utknęli w wyczerpujących walkach o każdy dom. Na tej plaży straty były największe: 1200 z 21 400 żołnierzy, którzy na niej wylądowali.
Ostatnia plaża – „Sword” – okazała się inna niż pozostałe. Chroniło ją z powietrza m.in. polskie 131 skrzydło, w skład którego wchodziły dywizjony 302, 308 i 317. Dodatkowo aż 28 z 44 czołgów udało się bezpiecznie wylądować. Nawet jednorazowy popis umiejętności pilotów junkersów, którzy zdołali zrzucić bomby, nie mógł powstrzymać inwazji. Na plaży „Sword” znalazło się ostatecznie 29 000 żołnierzy, z czego zginęło lub odniosło rany 630.
Na wszystkich plażach inwazja zakończyła się większym lub mniejszym sukcesem. Wieczorem 6 czerwca 1944 roku wybrzeże Normandii wyglądało zupełnie inaczej niż o poranku. Ale tym razem słońce zachodziło tylko dla III Rzeszy i Hitlera. Dla aliantów wstawał zupełnie nowy dzień.
Inspiracja:
Bibliografia:
- R. Bielecki, Normandia 1944, Bellona, Warszawa 1991.
- B. Bliven, Jr., The Story of D-Day, Random House Bullseye Books, New York 1994.
- Boje Polskie 1939-1945. Przewodnik Encyklopedyczny, Bellona, Warszawa 2009.
- D-Day: The Beaches, dod.defense.gov, dostęp: 05.06.2024.
- D-Day. The Invasion of Europe, American Heritage Publishing Co., Inc., New York 1962.
- M. Gilbert, D-Day, John Wiley & Sons, Inc., New Jersey 2004.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.