Tysiąc lat temu gimnazjalista mógł być królem. A chłopak z podstawówki: dowodzić zbrojną rebelią. I nikogo to nie dziwiło.
Był 6 lutego 1026 roku. Święto Ofiarowania Pańskiego – niezwykle hucznie obchodzone na dworze niemieckiego króla, jak zresztą niemal każda z ważnych dat w kalendarzu kościelnym. Ten konkretny dzień miał jednak dla całej Rzeszy szczególne znaczenie.
W państwie wrzało. Zaledwie dwa lata wcześniej doszło do zmiany na tronie. Władzę przejął nie tylko nowy król, Konrad II, ale też zupełnie nowa dynastia. Wojna domowa, tląca się od długich miesięcy, budziła powszechne obawy. Ale wydawała się też nieunikniona.
O dwóch takich, którzy…
Przeciwko monarsze występował własny pasierb – syn jego żony z pierwszego małżeństwa, królewicz Ernest. Teraz, w Augsburgu, doszło do spotkania ostatniej szansy. Królewicz dzielnie negocjował, stawiał opór, do pomocy zaprzągł kohortę dostojników państwowych. Opowiedział się za nim także jego przyrodni brat: drugi królewicz i przyszły król, Henryk. Monarcha opierał się radom i błaganiom.
Stawiał trudne do zrealizowania warunki polityczne. Ernest i Henryk musieli przekonywać go przez długie godziny. Wreszcie uległ. Zgodził się wybaczyć pasierbowi i okazać mu łaskę, o ile ten wesprze go zbrojnie w nadchodzącej wyprawie do Włoch. Wszystko to zrelacjonowały nie budzące wątpliwości źródła. I zreferowana historia brzmiałaby jak zupełnie zwykły epizod średniowiecznej polityki, gdyby nie jeden detal.
Zapiekły wróg króla – zbuntowany Ernest, którego działania groziły wojną domową całemu królestwu, za którym stała potężna armia i który umiejętnie negocjował warunki rozejmu – miał zaledwie czternaście lat. Z kolei drugi z królewiczów, aktywnie zaangażowany w arbitraż Henryk, był… ośmiolatkiem. I to z tymi dzieciakami tak zajadłe układy prowadził najpotężniejszy władca Europy.
Mityczna osiemnastka
Dla nas brzmi to absurdalnie, a polscy mediewiści przez lata bagatelizowali podobne historie. Nic dziwnego, bo przecież nestor badań nad początkami państwa Piastów, Gerard Labuda, jeszcze w 2008 roku twierdził, że 1000 lat temu granica pełnoletności była taka sama jak dzisiaj. Wynosiła osiemnaście lat.
Nie jest to prawdą, nawet jeśli (chyba siłą rozpędu) podobne opinie wciąż padają w akademickich podręcznikach. Z najnowszych badań – prowadzonych w zachodniej Europie, ale też w Polsce, przez Pawła Żmudzkiego czy Błażeja Śliwińskiego – wynika, że ludzie tej zamierzchłej epoki zupełnie inaczej podchodzili do pojęcia dorosłości.
Frankowie, od których większość chrześcijańskiej Europy wywodziła swoją kulturę prawną, nigdy nie powiedzieliby o rzeczach „dozwolonych od latach osiemnastu”. W świetle ich tradycji chłopcy stawali się dorośli po dwunastych lub najpóźniej piętnastych urodzinach. I nie była to żadna teoretyczna granica, ważna wyłącznie dla spraw dziedziczenia.
Znane są niezliczone przykłady piętnastolatków sprawujących władzę, dowodzących armiami, zawierających pakty polityczne, a nawet – jak Ernest II – buntujących się zbrojnie przeciw ojcom. Oczywiście fakt, że dawne społeczeństwa pozwalały młodzieńcom na bardzo wczesne przyjmowanie przeznaczonych im ról, wcale nie oznaczał, że ci byli do tego bardziej gotowi, niż dzisiejsi gimnazjaliści. Ludzie byli jednak skłonni słuchać ich rozkazów, a to prowadziło do wiekopomnych katastrof.
Szczeniacka strona historii
Cesarz Otton III jako trzynastolatek przegrał swoją rodzoną siostrę w kości. Pierworodny syn Bolesława Chrobrego, Bezprym, mając lat czternaście, wyjechał z imperatorem do Italii na czele polskiej armii. Oszołomiony jego religijnością postanowił wyprzeć się ojca, władzy, a wreszcie: przywdziać mniszy habit. Bolesław Krzywousty już jako dwunastolatek podniósł bunt przeciw ojcu, Władysławowi Hermanowi.
Podobne przypadki można mnożyć i do niedawna widziano w nich tylko baśnie. Historycy odrzucali je jednak głównie dlatego, że nieprawdopodobne wydawało im się, by ktoś przed osiemnastym rokiem życia mógł kształtować wydarzenia polityczne. Dzisiaj wiemy, że rzeczywiście mógł. I w dziesiątkach przypadków każe to w zupełnie nowy sposób spojrzeć na historię.
Także tę polską, bo nawet Ernest II miał związek z krajem nad Wisłą. To do wsparcia jego buntu próbowano namówić naszego króla Mieszka II przy użyciu słynnego „Kodeksu Matyldy”. I zdaniem niektórych badaczy właśnie w obronie tego (sic!) szesnastolatka Piast najechał dwa lata później Saksonię, uruchamiając łańcuch wydarzeń prowadzący do upadku imperium Chrobrego.
Bibliografia:
Artykuł powstał w oparciu o literaturę i materiały zebrane przez autora podczas prac nad książką „Żelazne damy. Kobiety, które zbudowały Polskę”. Wybrane z wykorzystanych publikacji:
- S. Bardsley, Women’s Roles in the Middle Ages, Westport-London 2007.
- F. Harris-Stoertz, Adolescence Women and Gender in Medieval Europe. An Encyclopedia, red. M. Schaus, New York 2006.
- G. Labuda, Mieszko II król Polski (1025-1034). Czasy przełomu w dziejach państwa polskiego, Poznań 2008.
- J.L. Nelson, Politics and Ritual in Early Medieval Europe, London 1986.
- B. Śliwiński, Bezprym. Pierworodny syn pierwszego króla Polski, Kraków 2014.
- H. Wolfram, Conrad II, 990-1039. Emperor of Three Kingdoms, University Park 2006.
- P. Żmudzki, Władca i wojownicy. Narracje o wodzach, drużynie i wojnach w najdawniejszej historiografii Polski i Rusi, Wrocław 2009.
Polecamy:
Inna wersja artykułu ukaże się także w kolejnym numerze magazynu „Newsweek Historia” (7/2015).
KOMENTARZE (6)
„I zdaniem niektórych badaczy właśnie w obronie tego (sic!) szesnastolatka Piast najechał dwa lata później Saksonię, uruchamiając łańcuch wydarzeń prowadzący do upadku imperium Chrobrego”
Czy to była wina Mieszka II? Bolesław narobił sobie sporo wrogów przez podboje, więc ci kiedy była okazja zrobili odwet.
Moim zdaniem niepotrzebnie prowadził wojnę na dwóch frontach. Mógł się przyczaić i w sojuszu z Czechami napaść na Niemców. Ewentualnie rozbudowywać państwo i armię.
chciał za dużo w zbyt krótkim czasie
Przecież ci chłopcy nie dokonywali tych wszystkich czynów sami – posiadali dorosłych doradzców.
Nie rozumiem tonu niedowierzania, który przebija z tego artykułu. Po prostu ówcześni ludzie rozwijali się szybciej bo byli od wczesnego dzieciństwa przygotowywani do ról , które przyjdzie im pełnić – czy to poważanego rycerza, czy żony i matki. Czy to takie niezrozumiałe, że 14- czy 16-latek może być w pełni dojrzałą psychicznie osobą? Absurdem jest to, że obecnie większość dwudziestoparolatków jest kompletnie niedojrzała i nieporadna. Natura daje człowiekowi dojrzałość płciową ok. 13 roku życia – i po co? Żeby go „nosiło” przez kolejne 5 lat? Kiedyś 13-15 latkowie wchodzili w związki małżeńskie i zaspokajali te potrzeby w zdrowy sposób. Owszem zdarzały się jednostki, które wykazywały się bezmyślną brawurą lub okrucieństwem ale to się tyczy nie tylko młodych.Nie wynika to jednak z wieku lecz z osobowości i wpojonych w dzieciństwie zasad – większość przyszłych możnowładców była wychowywana w przeświadczeniu, że są bezkarni… A teraz uważają tak nie tylko ludzie u władzy ale cała młodzież – i mają rację – wszelkie przewiny zrzucane są na niedojrzałość lub niedostosowanie (biedne dzieciątka skrzywdzone w dzieciństwie mają przecież prawo być agresywne i okrutne…) więc RÓBTA CO CHCETA… Nakazy i zakazy rodzicielskie to już teraz przemoc psychiczna. Co ciekawe – obecnie ludzie ok. 30-stki kwestionują wychowanie tradycyjne. Skoro więc ich rodzice mieli złe metody wychowawcze to „produkt” tego wychowania również powinien być „wadliwy”. Jeśli jednak sami siebie uważają za osoby ukształtowane prawidłowo to po co zmieniać metody, które były dobre? Jak to mówią „lepsze” jest wrogiem „dobrego”. Potem wieczne narzekania – co za młodzież… To nie młodzież się zmieniła – zawsze była taka sama – ciekawa zakazanego owocu i skłonna do przekraczania granic. To „dorośli” są winni, że tych granic nie stawiają…
Dobrze powiedziane