Polacy z pełną powagą traktowali rolę obrońców przedmurza chrześcijaństwa. Zamiast wspominać Warnę i inne porażki, warto powiedzieć o triumfalnych potyczkach. Bo nasi przodkowie przynajmniej pięciokrotnie pokazali, że „Pohańca” można pobić. I to tak, by mu aż w pięty poszło.
Początki były trudne. 10 listopada 1444 roku pod Warną przewaga liczebna była po stronie wojsk sułtana tureckiego Murada II. Jednak wojska polsko-węgierskie pod dowództwem wojewody siedmiogrodzkiego Jana Hunyady’ego – zwanego przez Turków „Przeklętym Jankiem” – i króla Władysława III – zwanego od zakończenia tej bitwy „Warneńczykiem” – walczyły bardzo sprawnie. Wydawało się, że wymkną się z pułapki i odniosą zwycięstwo. Losy starcia barwnie odmalował Maciej Siembieda – autor intrygującej powieści „444”:
Hunyady był panem sytuacji. Stając w strzemionach, po raz dwunasty spojrzał na pobojowisko i nagle chwycił się za głowę, jakby dosięgnął go cios: król Władysław, który miał czekać na ostateczne uderzenie ciężkiej jazdy – o ile w ogóle będzie ono potrzebne – samowolnie ruszył z chorągwiami na janczarów.
Przeklęty Jan zdążył jeszcze krzyknąć: „Nie!”, aż przerażony koń stanął pod nim dęba, ale był to już tylko krzyk rozpaczy. Pancerna konnica wbiła się w czworobok piechoty otaczający sułtana i nawet uczyniła w nim wyłom, ale dla janczarów opanowanie nieprzemyślanej szarży było dziecinnie proste. Precyzyjnie razili włóczniami konie, a kiedy te padały, zrzucając jeźdźców – zabijali leżących pojedynczym pchnięciem jataganu. Do likwidacji rumaka okutego żelazem i rycerza w pełnej zbroi potrzebowali tak naprawdę dwóch ruchów.
Wierzchowiec króla – rażony grotem – również zarył przednimi kolanami w piach, a jeździec w lśniącej zbroi przeleciał nad jego karkiem i runął metr dalej. Kilku tureckich piechurów ruszyło w jego stronę, ale powstrzymał ich krzyk olbrzymiego janczara w czerwonej kierei:
– Stójcie! Jest mój!
Cofnęli się. Lśniący rycerz z zamkniętą przyłbicą zdążył w tym czasie się podnieść, a wtedy Kodża Chazer mimo swoich potężnych rozmiarów podskoczył do niego z kocią zręcznością i jednym ruchem szabli odciął mu głowę. Nad centrum bitwy rozległ się ogłuszający ryk triumfu.
OK, faktycznie, tego dnia pod Warną nie poszło nam najlepiej. Król Władysław, co prawda zyskał swój przydomek, wieczną sławę rycerską i wdzięczność (za wysiłki, choć nie za efekty) ludów słowiańskich uciskanych przez osmańskich Turków, ale stracił koronę, władzę, życie i głowę, którą zawieziono do tureckiej stolicy. Bilans cokolwiek kłopotliwy.
Przedmurze chrześcijaństwa
9 lat później upadł Konstantynopol i zaczęła się nowa epoka w dziejach kontaktów polsko-tureckich. Generalnie były one zupełnie w miarę, a w 1533 r. Zygmunt Stary i Sulejman Wspaniały zawarli nawet układ o wieczystym pokoju, co przełożyło się na basen Morza Śródziemnego, gdzie sułtan zakazał atakowania statków i posiadłości Księstwa Bari – rodowej posiadłości żony polskiego króla, Bony Sforzy.
Czasami jednak iskrzyło. Najczęściej wtedy, gdy do łupieżczych akcji ruszali podlegający Turcji Tatarzy i Kozacy formalnie podporządkowani Rzeczypospolitej. Walki toczyły się także w Mołdawii, gdzie swojej polityki próbowali polscy magnaci, a pamiątką po wcale realnym zagrożeniu atakiem tureckim na Kraków jest istniejący wciąż Barbakan. Tak naprawdę sytuacja między oboma państwami zaostrzyła się, gdy król Zygmunt III wysłał na pomoc Habsburgom oddział lisowczyków, co Turcy uznali za pomoc dla ich wrogów. Wybuchła pierwsza z serii wojen.
Fortuna wojenna sprzyjała to jednym, to drugim, ale parokrotnie nasi ówcześni południowi sąsiedzi spod znaku półksiężyca dowiadywali się aż nadto wyraźnie, co to znaczyło zadrzeć z przedmurzem chrześcijaństwa. Takich przedmurzy było oczywiście więcej – każdy kraj graniczący z obcą kulturą lub religią mógł takie miano przyjąć, ale skupmy się na tym, co nasze. I przypomnijmy kilka miejsc i dat, o których tureccy wojskowi woleliby nie pamiętać.
Chocim po raz pierwszy
Początek wojny z Turcją z lat 1620-21 nie był najlepszy – przegraliśmy bitwę pod Cecorą, gdzie poległ dowodzący wojskami Rzeczypospolitej hetman Stanisław Żółkiewski. Rozochocony sukcesem 17-letni sułtan Osman II planował dokończyć dzieła – zająć Polskę po Bałtyk i zniszczyć Habsburgów w wojnie trzydziestoletniej.
Powinien jednak był odpuścić, gdy w dniu wymarszu jego wojsk nastąpiło zaćmienie słońca. Nie odpuścił i do bitwy doszło pod Chocimiem, gdzie w warownym obozie znalazło się 25-26 tysięcy żołnierzy pod dowództwem hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza i 20-30 tysięcy Kozaków pod wodzą hetmana Piotra Konaszewicza Sahajdacznego. Wkrótce obległo ich 100 tysięcy wojska tureckiego, mocarstwa przed którym drżała Europa. Od 2 września trwały walki, Turkom nawet udało się wedrzeć do polskiego obozu, ale kontratak jazdy prowadzonej przez samego hetmana wyparł ich poza wały. 9 października 1621 roku podpisano układ.
Kto wie, jak potoczyłyby się dalsze losy bitwy, gdy w trakcie oblężenia nie zmarł schorowany polski hetman. Jednak o końcu wojny zadecydowały braki jedzenia, paszy i materiałów wojennych, które dokuczały obu stronom. Do momentu podjęcia rokowań Turcy stracili 40 tysięcy poległych i zmarłych, a Polacy i Kozacy łącznie 14 tysięcy poległych, zmarłych z głodu i chorób oraz dezerterów.
Po porażce turecki sułtan Osman II chciał zreformować korpus janczarów, który oskarżył o tchórzostwo. Jednak to podwładni wykazali się sprytem, inicjatywą i zdecydowaniem – uwięzili swojego władcę i zamordowali go.
Chocim po raz drugi
Początki znowu były złe – w 1672 roku Mehmed IV zdobył Kamieniec Podolski i obległ Lwów. W Buczaczu Rzeczpospolita zrzekła się części Ukrainy oraz Podola z Kamieńcem. Takiej hańby Sejm jednak nie ratyfikował i uchwalił podatki na wojsko.
Tym razem zaatakowali Polacy, którzy ruszyli na Turków pod Chocimiem. Siły były wyrównane – obie strony miały po ok. 30 tys. jazdy i piechoty. Choć Polacy byli wymęczeni 300-km marszem oraz brakami w zaopatrzeniu, to jednak mieli przewagę jakościową, bo dowodził nimi hetman wielki koronny Jan Sobieski. Ten znał się na sztuce wojennej jak mało kto i zdaniem Pawła Jasienicy „Zaprosił listopad na sprzymierzeńca. Noc, lodowaty wicher i deszcz ze śniegiem były udręką dla Polaków i Litwinów, śmiertelną torturą dla Turków”.
Przez całą noc z 10 na 11 listopada 1673 r. polska artyleria prowadziła ogień, a trębacze grali do szturmu. Ten nie nadchodził, ale mroźna noc z szalejącą zadymką śnieżną przerzedzała szeregi tureckich obrońców i zmęczyła tych, którzy trwali na posterunku.
Gdy rankiem kolejny sygnał przyniósł prawdziwy atak, mołdawscy sojusznicy Turków uciekli, a polska piechota zdobyła wały i rozkopała je, aby wpuścić do obozu jazdę. Następnie, mimo tureckich kontrataków dokończono dzieła, a reszty dokończył atak husarii. Turków spotkało jeszcze jedno nieszczęście – pod naporem uciekających jedyny w Chocimiu most na Dniestrze załamał się. Straty tureckie były znaczne.
Co ciekawe – zwycięstwo nastąpiło w rocznicę bitwy pod Warną. Przyniosło obfite łupy, a w Polsce znacznie zwiększyło się pogłowie wielbłądów. Jana Sobieskiego Turcy zaczęli nazywać z respektem „Lwem Chocimskim”, ale niestety nie dokończył on dzieła – tuż przed bitwą zmarł król Michał Korybut Wiśniowiecki, a zwycięski hetman pojechał na wolną elekcję jako kandydat na przyszłego monarchę.
Jak moździerz wystraszył Szejtana
Potyczki pod Żurawnem (pisanym czasem: Żórawnem) stoczonej w widłach Dniestru i Krechówki na Ukrainie między 25 września a 14 października 1676 roku nie da się porównać z wielkimi bitwami toczonymi przez Rzeczpospolitą. Warto ją jednak przybliżyć z uwagi na ciekawy fortel zastosowany przez Polaków. Armia turecko-tatarska pod wodzą paszy Damaszku Ibrahima Szejtana i chana Selima Gireja miała 40 tysięcy ludzi i dwukrotną przewagę nad Polakami, którzy pod wodzą króla Jana III schronili się w obozie warownym.
Po pierwszych nieudanych i odpartych krwawo szturmach, Turcy zaczęli oblężenie i ograniczyli się do ostrzału z armat. Ogień był intensywny, powodował duże straty, a w dodatku obrońcom zaczęło brakować jedzenia i paszy. Owszem, ogień polskiej artylerii też powodował duże straty w szeregach tureckich, ale dopiero przyciągnięcie przez obrońców starego moździerza z pobliskiego zamku i otwarcie z niego ognia spowodowało tureckie zaniepokojenie. Otóż Turcy wiedzieli, że Polacy nie mają moździerzy, dlatego nowy rodzaj broni artyleryjskiej spowodował u nich poważną obawę, że oto nadeszła polska odsiecz. Bardzo szybko zawarto zawieszenie broni, a trzy dni później 17 października podpisano rozejm. Tak oto iście szatańska sztuczka ze starym moździerzem wystraszyła Ibrahima Szejtana…
Wiedeń – triumf znany w świecie
Tym razem była to bitwa, która zdecydowanie powinna być określona przez lorda Edgara Vincenta D’Abernona jako jedna z decydujących bitew świata. Polski król – zwany z nienawiścią przez Turków „przeklętnikiem nazwiskiem Sobieski” – wyruszył z armią koronną w sile 27 tysięcy jazdy i 27 dział na pomoc Habsburgom.
Polska wchodziła w skład szerszej koalicji złożonej z Austriaków, Bawarów, Szwabów, Frankonów i Sasów. Ich celem było uwolnienie stołecznego Wiednia, który obległa ponad stutysięczna armia oblężnicza pod wodzą wezyra Kara Mustafy. Ten mógł zdławić opór miasta wcześniej, ale chciał doprowadzić do jego poddania się, a nie rozstrzygać sprawy atakiem. Nie chodziło mu wcale o ocalenie swoich żołnierzy, ale o to, że kapitulacja twierdzy dawała prawo do łupu wodzowi, a wzięcie jej szturmem – żołnierzom.
Gdy nadeszła odsiecz, Turcy część wojsk zostawili w szańcach oblężniczych, a częścią próbowali powstrzymać wojska sprzymierzone, którymi dowodził polski król. Siły były wyrównane – 60-80 tysięcy ludzi i 70 dział tureckich przeciwko 70 tysiącom ludzi i 80 działom chrześcijańskim. Najpierw uderzyli Austriacy pod wodzą księcia Karola Lotaryńskiego, potem Niemcy księcia Georga Waldecka. Na końcu wyszedł główny cios – z prawego skrzydła ruszyła najpierw polska piechota, potem lekka jazda zbadała teren, aż wreszcie do boju ruszyła husaria i reszta jazdy sprzymierzonych. Nie było siły, by powstrzymała ten impet. Najeźdźcy stracili 10-15 tysięcy żołnierzy w bitwie, sprzymierzeni – 15 tysięcy (łącznie podczas walk i oblężenia), ale klęska Turków była niepodważalna. Utracili nie tylko obóz, ale i prawie pewne zwycięstwo.
Bogate łupy wpadły w ręce zwycięzców, niejeden z uczestników tej wiktorii stał się dzięki temu prawdziwym panem. Zwycięstwo stało się słynne w całej Europie, na Bałkanach rozwinął się ruch narodowowyzwoleńczy, a Turcy zaczęli odwrót ku Bosforowi. W Wiedniu pojawiła się zdobyczna kawa serwowana w kawiarni, a król zyskał wdzięczność wiedeńczyków i miano „Lwa Lechistanu” u Turków.
Wiedeń został ocalony, a plany zajmowania Europy Środkowej Turcy musieli schować głęboko do archiwum. Choć niestety akurat Polska żadnych wymiernych profitów z tego nie wyciągnęła.
Ostatni akord – Parkany
W zasadzie to bitwy były dwie. W pierwszej, rozegranej 7 października 1683 r., triumfowali Turcy, za którymi zapędził się król Jan III Sobieski po zwycięstwie pod Wiedniem. Od niewielkiego starcia pod Parkanami na Węgrzech do wielkiego nieszczęścia było bardzo blisko. Wystarczyło, że błąd popełniła straż przednia, a potem nagle wybuchła panika w polskich szeregach i wojsko uciekło. Uciekał z nim sam król, którego w ostatniej chwili przed atakiem tureckich spahisów uratował nieznany z imienia i nazwiska żołnierz. Pogoń zawróciła dopiero na widok cesarskich kirasjerów. Polacy stracili półtora tysiąca ludzi.
Dwa dni później król wziął rewanż prawie dokładnie na miejscu swojej klęski. Turcy mieli 36 tysięcy wojska, a Polacy i Austriacy – 31 tysięcy. Mimo przewagi liczebnej i dużej odwagi wojska sułtańskie nie przełamały frontu. Gdy najeźdźcy wyczerpali wszystkie swoje odwody, do ataku ruszyła polska jazda, której impetu Turcy ponownie nie wytrzymali i rzucili się do panicznej ucieczki przez most.
Ten most też z kolei nie wytrzymał – ciężaru. Część armii tureckiej została wycięta, część potopiła się, a całość praktycznie przestała istnieć. Z pogromu uratowało się jedynie tysiąc dwustu ludzi.
Wojny Rzeczypospolitej z Turcją trwały do momentu podpisania pokoju w Karłowicach w 1699 roku. Przez kolejne 220 lat Turcję wypychano z Europy, ale ostatecznie do końca wyrzucić się z niej nie dała. Przyjęła alfabet łaciński, wstąpiła do NATO. A w międzyczasie – pomimo trudnej historii – jako jedyny kraj na świecie nie uznała rozbiorów Polski i jej władcy cały XIX i kawałek XX wieku czekali aż przybędzie poseł z Lechistanu.
Bibliografia:
- Tomasz Gąsowski, Jerzy Ronikier, Piotr Wróbel, Zdzisław Zblewski, Bitwy polskie. Leksykon, Kraków 2000.
- Paweł Jasienica, Rzeczpospolita Obojga Narodów, Warszawa 1982.
- Leszek Podhorodecki, Sławne bitwy Polaków, Warszawa 1997.
- Michał Wasiucionek, Między przedmurzem chrześcijaństwa a posłem z Lechistanu, „Dzieje Turków”, „Pomocnik Historyczny” magazynu „Polityka”, nr 3/2016.
KOMENTARZE (33)
I jak zwykle idziemy po łebkach… Radziłbym (jak zwykle) poczytać o Chocimiu (1621), a szczególnie o Żórawnie i Parkanach. Ten artykuł może tylko zachęcić do sprawdzenia jakie bzdury autor tu wypisuje (jedyny jego plus) :P Nie powinien się zajmować epokami na których całkowicie się nie zna :P
Ależ wszystkich zachęcam do dodatkowej lektury na ten temat. Artykuł ten, siłą rzeczy, jest znacznym skróceniem tego prawie stuletniego okresu w historii kontaktów Rzeczypospolitej i Turcji. Cieszę się, że trafiłem na znawcę tematyki wojen polsko-tureckich w XVII w., więc rozumiem, że korzystając z okazji, będę mógł prosić o listę uwag. Wówczas będę się mógł odnieść do konkretów, a nie do ogólników.
Lista uwag to pewnie „:P :P”
Autor pisze bzdury.
Rozochocony sukcesem 17-letni sułtan Osman II planował dokończyć dzieła – zająć Polskę po Bałtyk i zniszczyć Habsburgów w wojnie trzydziestoletniej.”
Podstawówka i wojna 30-letnia. Hilfe. Pomocy. Niech autor coś przeczyta zanim coś napisze. Proszę.
Skoro tajemniczy Anonim woła o pomoc, to chętnie jej udzielę. Ale wcześniej poproszę o konkrety, do czego mam się odnieść, bo rozumiem, że daty życia sułtana Osmana II i wojny 30-letniej to sobie może sam sprawdzić w Wikipedii. I uznać, że pasują do pierwszej bitwy pod Chocimiem. Co do „bzdur”, to poproszę o konkretne zarzuty. Do nich można się odnieść.
Pozdrawiam,
Mateusz Drożdż
Cóż, bardzo chętnie zapoznam się ze źródłami świadczącymo o tym, że:
„Tak naprawdę sytuacja między oboma państwami zaostrzyła się, gdy król Zygmunt III wysłał na pomoc Habsburgom oddział lisowczyków, co Turcy uznali za pomoc dla ich wrogów.”
bo na ile ja znam temat, to Lisowczycy przeciwko chrześcijanom mieli walczyć i z tego „nie”zasłynęli i to w Europie :)
– udział Turcji w wojnie 30-letniej – po czyjej stronie, cele, sojusze, dlaczego Turcja przystąpiła do wojny itd.
Bardzo chętnie się zapoznam :)
Rzeczpospolita i Turcja nie brały udziału w wojnie 30-letniej – i nie pisałem, że było inaczej. Co nie oznacza, że nie wspierały/ popierały ich uczestników – Rzeczpospolita obóz katolicki, Porta – obóz protestancki, bo Habsburgowie byli jej wrogami. O interwencji lisowczyków jako możliwej przyczynie wybuchu wojny (plus paru innych przyczynach) pisał Leszek Podhorodecki w książce „Sławne bitwy Polaków” na str. 183-184, wydawnictwo Mada, Warszawa 1997. Swoje dołożyli Kozacy i prowokacja austriacka, a być może i inne względy, co samo w sobie jest dobrym tematem na odrębny artykuł. Dyskusja historyków na ten temat trwa, wojna jednak wybuchła, a lisowczycy atakujący Węgry mogli być zarówno jej pośrednią przyczyną, jak i pretekstem. Na str. 185 autor pisał o planach sułtana dotyczących dojścia do Bałtyku.
Dodałem drugi komentarz i go nie widać ??? Warum ?
Już jest :) No to czekam na źródła o planach wojennych Turcji w temacie zniszczenia Habsburgów w ramach udziału w wojnie 30-letniej. Znanej wojny między islamem, a chrześcijaństwem jak sądzę…
Moja odpowiedź też jest. Mam nadzieję, że wyjaśni wątpliwości. :)
Jakie hilfe ,jakie warum ,nazisto?
Po co Polsce była ta bitwa pod Wiedniem ? Trzeba było podbić Prusy. A później odebrać Slask osłabionej AustrIi. Ale Polacy jak zwykle walczyli w nie swoim interesie. Austryjacy odwdzięczyć się udziałem w rozbiorach Polski. Gdyby powstała Rzeczpospolita Trojga Narodów ,do żadnych rozbiorów by nie doszło ,Rzeczpospolita rozpadła by się najwyżej na trzy państwa. Z korzyścią dla Polski. A sama Turcja powinna być sojusznikiem Polskia nie jej wrogiem.
Wybacz, ale jedna pozycja o słynnych – i obawiam się, że tylko w Polsce słynnych – bitwach Polaków, na dokładkę polskiego autora – to dość słabe źródło. I dyskusje historyków – tych anonimowych jak ja…
Jest też polska książka o pochodzeniu Polan od Trojan…
Jaki tekst, takie źródła.
W artykule z „Dziejów Turcji” autor pisał jeszcze o dwóch możliwych powodach – atakach Kozaków i chęci sułtana do zorganizowania sobie krótkiej a zwycięskiej wojny. Czy to prawda? Nie wiem. Wiem natomiast, że Leszek Podhorodecki specjalizował się w historii wojskowości z okresu I Rzp i – przypuszczam, że nie napisałby o pochodzeniu Polan od Trojan – https://pl.wikipedia.org/wiki/Leszek_Podhorodecki. Wydaje mi się więc, że jest to dobre i rzetelne źródło. Tym bardziej, że uczciwie pisał w książce, że w zbliżeniu się do prawdy o przyczynach wybuchu wojny 1620-21 może pomóc jedynie zbadanie archiwów tureckich. Czy jednak powód wybuchu tej jednej wojny jest najistotniejszym wątkiem artykułu, który mówi o bitwach z paru różnych wojen?
Strasznie irytujące są komentarze typu : bzdury, głupoty brednie itd, bez konkretnego ustosunkowania się do treści. Pokazuje frustrację, agresję i kompleksy komentującego.
Yyy, z tym posłem Lechistanu to bym nie przesadzał. Owszem, Turcja nie uznała zaborów, ale nie z jakiegoś sentymentu do Rzeczpospolitej, tylko z czystego pragmatyzmu. Z dwojga wrogów lepsze I RP, niż Rosja.
Po roku Pańskim 1699, nie byliśmy już wrogiem Imperium Osmańskiego, trafnie przewidującego , że Rzeczpospolitą swym nierządem szlag trafi. Od pokoju karłowickiego byliśmy PRZYJACIELEM!Stąd pomoc konfederacji barskiej w an. Domini 1768.
Podpierasz się nieprawdziwym argumentem mającym swoje źródło w rusofobii, a nie mającym poparcia w faktach. Możesz łatwo zweryfikować swoją wiedzę w temacie nieuznania rozbiorów przez Turcję. Słusznie ktoś tu wskazał Pokój Karlowicki z rokiem 1699. Dodatkowo, co jest trudniejsze do sprawdzenia to wiedza co na ten temat mówi system edukacj w Turcji, a ten w ogóle nie wspomina o „wątku Rosji czy Rusi”. Na to trafiłem przypadkiem po rozmowie z kilkoma Turkami w różnym czasie i miejscach. Pozdrawiam.
A między 1497 a 1621 wojen między Turcja o Polską nie było. Zwłaszcza Sulejman I Kanuni i Selim II dbali o dobre stosunki z Polską. A bliski kumpel sułtana Murada III został nawet królem RON. W historiografii zachodniej spotkać się można z określeniem XVI wiecznych stosunków polsko – tureckich jako nieformalnego, antyhabsburskiego sojuszu dobrze służącego obu państwom.
Myślę Panie Mateuszu,że z „historykami” pokroju rzeczonego Anonima nie za bardzo jest sens kruszyć kopie. Kończy się to zazwyczaj epitetami od takowych dyskutantów. Serdecznie Pozdrawiam i gratuluję pasji. Jestem przekonany ,że pisze Pan z pozycji patrzącego na procesy a nie pojedyncze wydarzenia.
Ukłony
Ryszard J. Czarnowski
Szanowny Panie Ryszardzie,
Bardzo dziękuję za te słowa, bo są one dla mnie bardzo ważne! Pokazują, że to co robię, ma sens – a staram się to robić zarówno rzetelnie, jak i ciekawie. Nie przytłaczać datami, miejscami, liczbami i nazwiskami, a zainteresować tematem, wyciągnąć anegdoty, czasem zażartować, a przy okazji pokazać, że historia jest wielowątkowa. Jestem przekonany, że dokładne dane i dywagacje, kończące się czasem wręcz przysłowiowym dzieleniem włosa na czworo można znaleźć w źródłach zawodowych historyków lub w książkach poświęconych tematowi. Z niektórych z nich sam korzystam i tam odsyłam zainteresowanych tematem czytelników. Choć do wszystkich pewnie nie docieram.
Jest mi bardzo miło, że wsparł mnie Pan w tej dyskusji i raz jeszcze za to dziękuję!
Pozdrawiam serdecznie, Mateusz Drożdż
Pozdrawiam ponownie i jeszcze raz podkręślę ,że z Przyjemnością zaglądam do Pana opisów. Sam jestem autorem kilkunastu książek na tematy kresowe i lwowskie i z takowymi adwersarzami również mam do czynienia , choć nie wystrzegam się błędów. Panu gratuluję również dystansu i wyrozumiałości dla tych głosów.
Warto sobie czasem przypominać bitwy, w których wygraliśmy. Tym bardziej, że nie było ich w historii zbyt dużo…
Nie było zbyt dużo wygranych bitew? Grubo przesadzone stwierdzenie patrząc na całokształt dziejów.
Rozumiem, że to żart??
Świetne artykuły Pan pisze. Tylko powinno być, nie; „polskich rozbiorów” a „rozbiorów Polski” a jeszcze lepiej „rozbiorów Rzeczypospolitej”, bo ciągle byliśmy Republika i Unią trojga narodów, potwierdzoną w Hadziaczu.
Bardzo dziękuję za miłe dla mnie słowa. :) I za słuszną uwagę, którą Redakcja wprowadziła – za co też dziękuję! :)
Pozdrawiam,
Mateusz Drożdż
Ewenement,Republiką z królem.
Z frustracji spowodowanej uciazliwym „sylwestrem” / w tv wygibasy na wszystkich kanalach, za oknami lataja petardy/ przelecialam po internecie i wpadlam na bardzo ciekawy portal.
Winszuje Redakcji i zycze pomyslnosci w nadchodzacym roku.
Szanowny komentatorze, bardzo się cieszymy, że nawet w takim dniu jak Sylwester przyciągamy do nas czytelników takich jak Pan :) Dziękujemy za tak miły komentarz – w imieniu Redakcji i oczywiście naszego Autora. Również życzymy wszystkiego dobrego – proszę nas częściej odwiedzać w Nowym Roku :)
W bitwie pod Wiedniem 12 wrzesnia 1683 Turcy stracili 15 tys. zabitych i 5 tys. rannych a Chrzescijanie 3 tys. zabitych i rannych. W oblezeniu Turcy stracili 20 tys. kiedy Chrzescijanie stracili ok. 12 tys.
Bardzo dziękuję za tę informację! W tekście – choć nie jest to napisane wyraźnie – straty oddziałów chrześcijańskich z bitwy i oblężenia zostały zsumowane. Poproszę Redakcję o stosowną korektę.
Pozdrawiam,
Mateusz Drożdż
Chocim 1621 – film przygotowany z okazji 400. rocznicy bitwy:
https://www.youtube.com/watch?v=xU4vDW2y6y0