Przeprowadzoną w 1947 roku „Akcję Wisła” uzasadniano tym, że wojsko musi odciąć UPA od zaopatrzenia, które ochoczo dostarcza mu miejscowa ludność. W rzeczywistości był to wyłącznie fałszywy pretekst, a ukraińscy powstańcy wcale nie cieszyli się wielką popularnością.
Przymusowe migracje ludności z południowo-wschodniego pogranicza Polski zaczęły się zaraz po wojnie. Wcale nie objęły one wyłącznie Ukraińców. Wszyscy, którzy pisali cyrylicą i modlili się przed ikonostasem, bez względu na to, czy byli Bojkami, Łemkami czy Dolinianami, w oczach komunistycznych władz stawali się podejrzanymi. Miejscowi nie potrafili zrozumieć, dlaczego nagle mianowano ich Ukraińcami i dlaczego muszą opuścić swoje domy, zabierając ledwie garść dobytku i jedną krowę na postronku.
Sytuacja na tym obszarze wrzała od lat. We wsiach pogranicznych województw co rusz pojawiali się ludzie z karabinami – Niemcy, Sowieci, Polacy i Ukraińcy. Podejrzliwość nie zelżała wraz z zakończeniem II wojny światowej. Komuniści twierdzili, że niepolska ludność z województw rzeszowskiego, lubelskiego i krakowskiego gremialnie popiera ukraińskie podziemie. Takie same sądy wydają obecnie ukraińscy historycy, jak np. Wołodymyr Wiatrowycz (szef tamtejszego odpowiednika IPN). Wbrew tym opiniom, zdecydowana większość wspomnianej ludności chciała przede wszystkim wreszcie zaznać odrobiny spokoju.
Herojam slava? Bynajmniej!
Pragnienie stabilizacji najwyraźniej widać nie w statystykach czy dokumentach, a we wspomnieniach samych zainteresowanych. Mieszkanka Cisnej, urodzona w 1934 roku Anna stwierdza, że o banderowcach usłyszała dopiero jako nastoletnia dziewczyna. Cytowana przez Krzysztofa Potaczałę w książce „Zostały tylko kamienie. Akcja 'Wisła’: wygnanie i powroty„ wyjaśnia, że miejscowym Ukraińcom wcale nie spieszyło się do walki w ich szeregach:
[Banderowcy] nie byli jednoznacznie dobrze postrzegani przez ukraińską społeczność. Niektórzy miejscowi wprawdzie żywili jakieś nadzieje na niepodległą Ukrainę, ale większość marzyła o spokoju. Nie zajmowała ich polityka. Wielu Ukraińców w czasie wojny wzięto do sowieckiej armii, co najmniej połowa nie wróciła, dlatego ludzie nie garnęli się masowo do nowego konfliktu.
Jak podkreśla Grzegorz Motyka w książce poświęconej konfliktowi polsko-ukraińskiemu w latach 1943-1947, najmniejsze poparcie UPA miała wśród Łemków. Mimo usilnych zabiegów propagandowych i prób rozprowadzania bibuły i książek, mieszkańcy Beskidu Niskiego byli absolutnie obojętni na kwestię niepodległej Ukrainy. Rachityczna siatka ukraińskich nacjonalistów objęła na tym terenie zaledwie… kilkadziesiąt osób. Co ciekawe, Łemkowie nie tylko nie poddawali się ukraińskiej nacjonalistycznej agitacji, ale też czuli się w obowiązku informować władze polskie o tym, że na ich terenie pojawiają się partyzanci z tryzubem na czapkach.
Także wielu rdzennych Ukraińców wcale nie było zwolennikami UPA. Paulina z domu Karpecka, z rodziny mieszanej (ojciec Ukrainiec, matka Polka), wychowała się w środowisku skręcającym mocno w stronę tożsamości ukraińskiej, w miejscowości Romanowa Wola. Chodziła do ukraińskiej szkoły oraz do cerkwi i do kościoła, a zdecydowana większość jej sąsiadów to były rodziny ukraińskie. Około roku 1944 po raz pierwszy zetknęła się z oddziałem UPA.
Banderowcy zjawili się uzbrojeni, bez zaproszenia i kazali gospodyni nagotować sobie jedzenia, za które wcale nie mieli zamiaru płacić. Zażądali jajecznicy i placków. Następnie kazali rodzinie stanąć na czatach i sprawdzać, czy nie nadchodzą Polacy, a sami porozkładali się w ich łóżkach i zasnęli. Kobieta wspomina, że się bała. Jak pokazuje historia jednego z jej sąsiadów – słusznie. Autor książki „Zostały tylko kamienie. Akcja 'Wisła’: wygnanie i powroty„ cytuje:
Niedaleko mieszkał znajomy taty. Chodził w konkury do pewnej panny, nosił dla niej miód, a na którejś randce wyrwało mu się, że UPA wywalczy niepodległą Ukrainę, jak mu kaktus na dłoni wyrośnie. Nazajutrz przepadł bez wieści.
Paulina opisuje też podobne zdarzenie, ale z udziałem dwóch kobiet. Obie Ukrainki wracały z cerkwi i przy tej okazji (jak i przy wielu innych) zwyczajnie wymieniały się ploteczkami. Pierwsza z nich w trakcie rozmowy zapytała po jaką cholerę ci banderowcy chodzą po wioskach, ludziom żyć nie dają. Dalsze wydarzenia dowiodły, że język rozwiązał jej się w złą godzinę. Nie spodziewała się, że jej koleżanka wspiera UPA i doniesie na nią do „leśnych”. Jak opisuje Paulina:
Nocą przyszli do jej chaty, pobili i pognali w brzozowy zagajnik. Dzieci błagały o litość dla matki, lecz chwilę później zawisła na gałęzi.
Nastawienia ludności do sprawy walki o niepodległość Ukrainy nie poprawiał prowadzony przez UPA przymusowy zaciąg wśród młodzieży ukraińskiej, który rozpoczął się od 1945 roku. Czy im się to podobało, czy nie, młodzi chłopcy musieli iść do lasu. Nawet tacy, którzy właśnie wrócili z frontu i byli ranni. Jedna z bohaterek książki Krzysztofa Potaczały „Zostały tylko kamienie. Akcja 'Wisła’: wygnanie i powroty„ opisuje, że jej brat wrócił z wojska do domu bardzo słaby, po wielomiesięcznym pobycie w szpitalu. Na wieść o tym zjawili się banderowcy i zaraz chcieli go zabrać do sotni. Dzięki wojskowemu przeszkoleniu był doskonałym rekrutem. Nie przewidzieli jednak, że on wcale nie ma ochoty do nich dołączyć.
Chłopak chciał się wymigać do tego stopnia, że rozdrapywał swoje ledwie zagojone rany i sypał do nich wapno, żeby jak najdłużej się paprały. Od pójścia do oddziału udało mu się wyłgać, jednak od zbierania kontyngentów już nie. Jeżeli zależało mu na życiu i zdrowiu bliskich, nie mógł tak po prostu powiedzieć „nie”. Ci, którzy protestowali, musieli się liczyć z konsekwencjami, a te były brutalne.
Banderowcy podkładali ogień pod domy niepokornych rekrutów, a tych, którzy po przymusowym zabraniu ich do oddziału uciekali, zabijali strzałem w głowę. Także bliskich chłopaka, który nie chciał iść do UPA, mogła spotkać kara. Tak stało się w przypadku ojca nastoletniej Marii, jednej z bohaterek książki Krzysztofa Potaczały „Zostały tylko kamienie. Akcja „Wisła”: wygnanie i powroty”. Jak opisuje po latach:
Banderowcy przy każdej okazji zabierali młodych Ukraińców do lasu, nieustannie wzmacniali szeregi. Kiedyś przyszli do Seredniego, wywlekli ojca z chałupy i za to, że nie oddał syna do sotni, obili go batogiem. Potem ksiądz się nad nim modlił, bo leżał prawie bez ducha. Całe plecy miał w ranach, mięso z niego wyłaziło, ale szczęśliwie się wylizał.
Sprzyjający ukraińskiemu ruchowi nacjonalistycznemu historycy chcą budować obraz, w którym Ukraińską Powstańczą Armię popierali wszyscy mieszkańcy ziem uważanych przez nią za ukraińskie. Prawda leży jednak gdzie indziej. Wielu tych ludzi było przeciwnych działalności UPA, lub nawet nie interesowała ich wolna Ukraina. W 1947 roku nikt jednak nie pytał ich o poglądy i poza nielicznymi wyjątkami, wszyscy padli ofiarą „Akcji Wisła”.
Źródła informacji:
- Akcja „Wisła”. Dokumenty i materiały, red. Eugeniusz Misiło, Archiwum Ukraińskie 2013.
- Koprowski M.A., Akcja „Wisła”.Krwawa wojna z OUN-UPA, Replika 2016.
- Koprowski M.A., Akcja „Wisła”. Ostateczna rozprawa z OUN-UPA, Replika 2017.
- Motyka G., Od rzezi wołyńskiej do Akcji „Wisła”. Konflikt polsko-ukraiński 1943-1947, Wydawnictwo Literackie 2011.
- Potaczała K., Zostały tylko kamienie. Akcja „Wisła”: wygnanie i powroty, Prószyński i S-ka 2019.
- Wiatrowycz W., Druga wojna polsko ukraińska 1942-1947, Archiwum Ukraińskie 2013.
KOMENTARZE (31)
i w ten oto sposób powstał we wrocławiu frasyniuk.
Dla ciebie Pan Frasyniuk …..
E za czyny to trza mendą zwać, forsa oddana,żona wymieniona, firma uczciwie finansowana?
Na pana trzeba mieć wygląd i wykształcenie.
Ukraińska propaganda oni byli zagrożeniem chcieli Zakierzonski Kraj
Znów burżujska propaganda oczerniania „zbrodniczego” PRL-u. Gdzie autor wyczytał usprawiedliwianie akcji Wisła, poparciem ludności ukraińskiej dla banderowców. Najważniejszym uzasadnieniem było; wyeliminowanie w czasie walk ofiar wśród ludności cywilnej, banderowcy często ukrywali się i bronili we wsiach, posługiwali się cywilami jak tarczami, Ludność była bardzo często przymusową bazą zaopatrzenia w żywność i przymusowego rekruta. dlatego Wisła była konieczna. Samo wysiedlenie odbyło się bez ofiar nie wywieziono ich do obozów koncentracyjnych tylko na ziemie odzyskane gdzie dostali poniemieckie gospodarstwa, chcą wracać i odzyskać ojcowiznę, proszę bardzo ale niech udadzą to co dostali po przesiedleniu.
„…chcą wracać i odzyskać ojcowiznę, proszę bardzo ale niech udadzą to co dostali po przesiedleniu.” Czyli zrujnowane gospodarstwa i przeorane pola, które trzeba było odnowić i od początku zagospodarować? I oddać Niemcom, których też przesiedlono a nie Państwu Polskiemu.
A co do przesiedlonych w ramach Akcji Wisła:
– Często ich w ramach wynaradawiana rozpraszano, i mieszano z ludnością polską. Mimo to się wyprowadzali się z tych „gospodarstw” i łączyli w mniejsze diaspory jak była tylko taka możliwość. – „Bez ofiar” nie jest tożsame z brakiem dramatów rodzinnych, późniejszych represji czy zabieraniem tożsamości. Taka dygresja i podkreślam że to moja opinia
Przesiedlanie, zbiorowa odpowiedzialnosc to sa hitlerowskie i stalinowskie metody
Doucz się, przesiedlanie stosowani już Asyryjczycy. Co do akcji Wisła metoda może nie zbyt moralna ale skuteczna. Pozwoliła ocalić wiele polskich istnień.
Masz całkowitą rację. Hitler i Stalin stosowali zbiorowe przesiedlenia. Natomiast Ukraińcy stosowali masowe czystki etniczne, po co przesiedlac jak można wymordowac 100 tysięcy Polaków na Wołyniu. A i tak żadna zasrana Ukraina w 1945 nie powstała.
PRL z przyczyn politycznych temat działalności UPA podlegał zniekształceniom, przemilczeniom i zafałszowaniom, a polska obecność na Kresach stała się tematem tabu.
Prawdę mówiąc, barbarzyńskie masowe mordy na polskich cywilach, jakich w 1943 r. dopuściła się na Wołyniu i w 1944 r. w Galicji UPA, stanowiły jeden z najbardziej przerażających epizodów wojennych. (…) Władza komunistyczna rozproszyła ocalałych w całej Polsce. Nie wolno im było zabierać głosu, by mówić o swych przeżyciach, ponieważ dyskusja o utraconych przedwojennych terytoriach stanowiła tabu. Udziałem ocalałych Polaków stało się także głębokie upokorzenie, wynikające z upadku cywilizacyjnej misji na Wschodzie, która to idea określała niegdyś Polską tożsamość narodową (…)[11].
Prawdziwe zbrodnie UPA dokonane na Kresach Wschodnich traktowano zdawkowo, nie pozwalając na ich rzetelne badanie i sporządzenie rejestru ofiar[12]. W powstających artykułach, pracach naukowych i beletrystyce wyolbrzymiano wkład partyzantki sowieckiej w obronę Polaków, przemilczając istnienie i rolę Armii Krajowej. Przemilczane zbrodnie na Kresach rekompensowano, szczególnie w pozycjach beletrystycznych, opisami niekiedy fikcyjnych zbrodni UPA na terenie powojennej Polski oraz ubarwionymi opisami walki z UPA po wojnie[12]. Zdaniem G. Motyki władze stworzyły „mit Bieszczadów”, który miał zastąpić „mit Kresów” i ukoić tęsknotę kresowiaków za utraconymi ziemiami. Jego celem było także przedstawienie funkcjonariuszy Polski Ludowej walczących z UPA jako polskich patriotów[12]. Według tego historyka w okresie PRL w różnym stopniu takiemu skażeniu politycznemu, niezależnie od intencji autorów, podlegały wszystkie publikacje – w sumie 58 prac naukowych i popularnonaukowych, 50 wspomnień, 10 tomików serii „Żółtego Tygrysa” i ponad 60 powieści[12].
Na prywatne inicjatywy zmierzające do policzenia ofiar zbrodni UPA na Kresach władze pozwoliły dopiero w 1985 roku[12].
G PRL z przyczyn politycznych temat działalności UPA podlegał zniekształceniom, przemilczeniom i zafałszowaniom, a polska obecność na Kresach stała się tematem tabu.
Prawdę mówiąc, barbarzyńskie masowe mordy na polskich cywilach, jakich w 1943 r. dopuściła się na Wołyniu i w 1944 r. w Galicji UPA, stanowiły jeden z najbardziej przerażających epizodów wojennych. (…) Władza komunistyczna rozproszyła ocalałych w całej Polsce. Nie wolno im było zabierać głosu, by mówić o swych przeżyciach, ponieważ dyskusja o utraconych przedwojennych terytoriach stanowiła tabu. Udziałem ocalałych Polaków stało się także głębokie upokorzenie, wynikające z upadku cywilizacyjnej misji na Wschodzie, która to idea określała niegdyś Polską tożsamość narodową (…)[11].
Prawdziwe zbrodnie UPA dokonane na Kresach Wschodnich traktowano zdawkowo, nie pozwalając na ich rzetelne badanie i sporządzenie rejestru ofiar[12]. W powstających artykułach, pracach naukowych i beletrystyce wyolbrzymiano wkład partyzantki sowieckiej w obronę Polaków, przemilczając istnienie i rolę Armii Krajowej. Przemilczane zbrodnie na Kresach rekompensowano, szczególnie w pozycjach beletrystycznych, opisami niekiedy fikcyjnych zbrodni UPA na terenie powojennej Polski oraz ubarwionymi opisami walki z UPA po wojnie[12]. Zdaniem G. Motyki władze stworzyły „mit Bieszczadów”, który miał zastąpić „mit Kresów” i ukoić tęsknotę kresowiaków za utraconymi ziemiami. Jego celem było także przedstawienie funkcjonariuszy Polski Ludowej walczących z UPA jako polskich patriotów[12]. Według tego historyka w okresie PRL w różnym stopniu takiemu skażeniu politycznemu, niezależnie od intencji autorów, podlegały wszystkie publikacje – w sumie 58 prac naukowych i popularnonaukowych, 50 wspomnień, 10 tomików serii „Żółtego Tygrysa” i ponad 60 powieści[12].
Na prywatne inicjatywy zmierzające do policzenia ofiar zbrodni UPA na Kresach władze pozwoliły dopiero w 1985 roku[12].
Czytając przykłady podane przez autora raczej jawi się obraz że to niechętni UPA byli mniejszością która była w ten czy inny sposób prześladowania. A nawet jeśli Ukraińcy zaraz po wojnie byli niechętni partyzantce nie znaczy że za 10 lat nie zmienili by zdania. Podobny problem jest w Europie zachodniej gdzie getta islamskie są potencjalnym siedliskiem terrorystów. Problem stanowi odmienność i uczucie odrębności od reszty kraju co w przypadku np kryzysu gospodarczego może prowadzić do skrajnych poglądów. Akcja Wisła się wzglednie udała Francuzi podobnej akcji nie zrobią i przez to będą żyć w strachu może już zawsze…
Sprytna metoda mieszania Ukraińców z Łemkami i Bojkami, którzy żadnymi Ukraincami nie byli tylko góralami, wyznającymi prawosławie. Nie rozumiem po co przesiedlenia Ukraińców na Mazury i Pomorze Zachodnie ? Trzeba ich było wysłać na Wołyń, wymordowali tam Polakow to im ziemi nie brakowało. Jeśli wysyłano Polaków z Małopolski Wschogdniej do Polski to trzeba było wysłać Ukraińców z Bieszczad na Ruską Ukrainę. I tak się Polacy z tą Ukraińską dzicz dobrze obeszli, bo powinno się ich wymordowac, w taki sam sposób jak oni mordowali Polaków.
Niestety nie dało się na Wołyń, bo w pewnym momencie Kreml nakazał zakończenie obustronnych przesiedleń (tak, obustronnych, bo płaczący nad losem Ukraińców wysiedlonych z Bieszczadów zapominają, że ci Polacy, którzy przeżyli rzezie z rąk ich pobratymców na Wołyniu byli również przymusowo wysiedlani ze swoich terenów – i oni nie walczyli z żadnym legalnym państwem ukraińskim, tak jak Ukraińcy z polskim).
Jako potomek, już dość wiekowy, przesiedlonych…
Nasza rodzina od wieków czuła się polska, mówiła doskonale czystą polszczyzną, i to tak na co dzień, nie tylko od święta, rodzina chodzącą do kościoła (cerkwie po I Wojnie świeciły pustkami w wyniku emigracji rusińskiej na wschód, i właściwie żyły one z tego, że „wynajmowały się” jako kościoły). Jak zdecydowana większość rzekomych Łemków będących tak naprawdę pochodzenia głównie wołosko-czesko-polskiego – nie rusińskiego, czuła się ona „do szpiku kości” polska, choć przyznaję była pod silnym wpływem ich – rusińskiej kultury, jak to ZAWSZE na pograniczu bywa.
Zresztą pojęcia typu Łemkowie, Bojkowe zostały po części „odkurzone” – wyciągnięte z dość dalekiej przeszłości (XVI-XVII wiek), „przywrócone” przez naszych uczonych, którzy jak to w ich przypadku często bywa, chcą wszystko uporządkować co dla nich znaczy po prostu poszufladkować… A, że folklor łemkowsko-bojkowski etc., zaczął się w latach 30. b. dobrze sprzedawać… a i dzisiaj przecież sprzedaje się znakomicie…
Długie lata żyłem na Dolnym Śląsku i widziałem jak sobie radzą rzekomi Łemkowie. Owszem jest tam kilka stowarzyszeń łemkowskich – z nazwy takich lecz raczej o nie polskiej ale o rusińskiej proweniencji. Moim jednak zdaniem to raczej tylko przykrywki dla ukraińskich nacjonalistów – tak by byli – stali się oni bardziej „strawni” dla sąsiadów Polaków. Zdecydowana większość jednak z Łemków uważa, że są i od zawsze byli Polakami. Po co tworzyć więc stowarzyszenia?
A czy stracili, czy może skorzystali na akcji Wisła?
Początkowo na tzw. ziemiach odzyskanych „Łemk” było to po prostu mocno pejoratywne przezwisko – jedno z najgorszych, było bowiem synonimem ułomnego intelektualnie, „brudnego”, biednego „Ukraińca” – takiego prawie „nie człowieka” z najgorszych nizin społecznych pochodzącego, czyli kogoś ze zdecydowanie najniższej kasty.
Jednak prawda była inna. W wyniku celowej polityki władz Łemkom, by nie wracali w swoje rodzinne strony i z racji ich niezłego stosunkowo wykształcenia oraz doskonałej znajomości polskiego, dawano najczęściej najlepsze poniemieckie gospodarstwa. Ponadto zostawali bardzo często sołtysami i wójtami, nierzadko awansowali jeszcze wyżej! Mój wujek, wieloletni sołtys odznaczony brązowym i (chyba?) srebrnym krzyżem zasługi, na pytanie, czy by wrócił w rodzinne strony na stałe, zawsze więc chyba ze zrozumiałych względów, odpowiadał: „Nie. Tam miałem ledwie kilka hektarów ziemi z czego połowa to gleby szkieletowe- 10cm a potem skała. Z nich zbierałem co najwyżej często tylko raz na 5 lat kilka kwintali owsa…, także przez nawet miesiąc w roku jedliśmy tylko zupę z pokrzywy i lebiody…”
Gospodarstwa poniemieckie. Owszem zawsze były one poddawane powojennemu szabrowi, zniknęły z nich meble, porcelana, drobny sprzęt, zwierzęta domowe ale… Ale zostawały znakomite maszyny rolnicze (szczególnie do omłotów) i – z czego się najbardziej cieszono – murowane domy i budynki inwentarskie! Te „cuda” były praktycznie nieobecne na wsi w Polsce przedwrześniowej. Jednak…
Jednak pamiętano komunistom przesiedlenie, akcję Wisła: wyraźnie mniejszy odsetek przesiedleńców należał do partii, owszem zapisywali się gremialnie, skoro już musieli będąc na stanowiskach, ale… Ale do ZSL.
A dzisiaj? Rzeczeni łemkowscy Polacy z dziada pradziada, vide wezwany tutaj „do tablicy” Frasyniuk (choć akurat dominują u nich – nas, nazwiska z końcówką -ak, a nie rusińską -uk), są to obecnie doskonale wykształceni, często bogaci ludzie biznesu – stanowią też znaczącą część do cna polskich elit intelektualnych ziem zachodnich, a zatem…
No więc dlaczego mieliby wracać do ciągle jednych z najbiedniejszych w Polsce ziem Podkarpacia?
Obok pozycji powyżej, którą, okey, niewątpliwie warto przeczytać – jak wszystko co ukazuje się na ten „trudny”, „zamiatany pod dywan” temat, ja jednakże polecam – aby zrozumieć lepiej decyzje większości przesiedlonych „o niewracaniu”, pozycję: „Za tamtą górą” A. Kroha, chyba obecnie najlepsze opracowanie na tematy tzw. łemkowskie na rynku, którą to było mi dane przeczytać, przeanalizować.
Zgadzam się z Pana słowami w pełni. Myślę, że każda rodzina wie, kim jest i nie ma potrzeby, żeby wszystkich podstawiać do wspólnego mianownika. W 1947 roku zostali przesiedleni mieszkańcy np. dawnego województwa krakowskiego i nikt nie powinien robić kariery publicystycznej na krzywdzie ludzkiej. Wcześniej należy zapytać, czy ludzie chcą, żeby wszystkich zaliczać do Ukraińców. Byli to obywatele Polski, musieli wyjechać też Polacy, jakoś o tym się nie mówi. Wystarczyło współdziałać z tymi, którzy robili spis wysiedleńców i za srebrniki pojechali ludzie, którzy w metryce byli Polakami, ktoś chciał namieszać i namieszał. Może ktoś napisze pracę doktorską w tej kwestii. Nie można wypowiadać się za kogoś. Pozdrawiam
Autor zastanawia się nad tym, czy wszyscy Ukraińcy popierali UPA- a czy wszyscy Polacy popierają PiS?
Ooo! Mądrze pisze.
Albo Unię Europejską?
Są teksty wybielające Łemków i robiące z nich całkowicie pokrzywdzonych – są dokumenty pokazujące, że w niektórych rejonach Łemkowie stanowili sporą część oddziałów UPA (choć fakt, że wielu w reakcji na akcje polskie przeciw Ukraińcom wspierającym UPA, w czasie których często nie rozróżniano, kto Ukrainiec, a kto z Łemków). Są też takie strony jak apokryfruski gdzie bez cienia wyjaśnienia piszą, że „bojówki polskie zlikwidowały wielu wybitnych Łemków, a czasem całe wsie”, choć były to akcje skierowane nie w Łemków jako takich, lecz w działaczy antypolskich, probanderowskich, proniemieckich i prosowieckich, a „całe wsie” niszczono w ramach potyczek z upowcami, którzy się w tych wsiach (nie bez powodu) kryli.
Na wojnie nikt pytań nie zadaje a wykonuje rozkazy. KBW nie miało jak rozkminić kto do jakiej mniejszości należy i czy popiera UPA czy nie. Politbiuro zdecydowało i koniec.
„konfliktowi polsko-ukraińskiemu” – ciekawie nazwane ludobójstwo UPA. Poza tym cytowane wspomnienia dosłownie kilku wybranych osób ma „wybielić” Ukraińców… Do dziś czczą Bandere jako bohatera narodowego!
Gdyby artykuł polegał na prawdzie nie istniałaby partyzantka UPA. Łemkowie i Ukraińcy popierali UPA i już. Akcja „Wisła” zlikwidowała zaplecze UPA tzn. okazała się skuteczna. Zapanował upragniony cyt.” większość wspomnianej ludności chciała przede wszystkim wreszcie zaznać odrobiny spokoju.” – spokój. Niestety holibi ten portal staje się coraz bardziej ideologiczny i nieobiektywny.
„I już „. Wszystko wiedzący i nieomylny?
A może Anonim jakiś argument?
Akcję ocieplania wizerunku Ukraińców uważam za rozpoczętą.
Jak z Niemcami – oni też nie zgadzali się z Hitlerem.
buahahahaha
I co – z pozycji maj 2022r? Zaznaczam – jestem zwolenniczką pokoju i absolutnie przeciwniczką rozstrzygania sporów przy pomocy wojen czy mordowania „innych”. Kto miał jeszcze w trakcie nieludzkiej wojny i zaraz po niej, kiedy nadal trwały różne walki, rozstrzygać indywidualne losy poszczególnych osób czy rodzin, kiedy na śmierć wydawali za nieopatrzne słowo znajomi, sąsiedzi a dopiero świeżo powstały, wcale nieidealny rząd miał rozstrzygać kto jest ten dobry a kto zły i to pojedyncze osoby. Problem rozstrzygnięto przecinając jednym ciosem ten istny węzeł gordyjski, który wojna tylko jeszcze bardziej splątała. Ocalono przez przesiedlenie życie nie tylko Polaków ale i tych innych narodowości kresowych, wciąganych nieraz siłą (i mordowanych) przez bandytów nie wiadomo po co. Czy to UPA wywalczyła wolną Ukrainę czy tylko narobiła bałaganu i smrodu narodowi ukraińskiemu, za co teraz czczą Banderę i ryczą: baćka nasz Bandera oraz stawiają wszędzie takiemu bohaterowi pomniki. Z tym przesłaniem lądują w Polsce na całkowite utrzymanie przez wrogów- Polaków i ryczą – budem wojowaty! Z kim, z Polakami? Droga wolna, na razie Ukraińcy mają wojnę u siebie, mogą tam wojowaty. Niech posprzątają u siebie ten niekończący się faszyzm, od 2014 r. trwa u nich wojna faszystów (bo jak ich inaczej nazwać? znów „patrioci”?) z ludnością ukraińską rosyjskojęzyczną (ok. 30% ludności Ukrainy) , z ich przecież braćmi, bo znów przyśniła im się „Ukraina czysta jak szklanka wody”? (cytat z baćki Bandery) Resztę wymordować w możliwie okrutny sposób? Odessa maj 2014r to było powtórzenie Wołynia tylko tym razem na własnych braciach za to, że byli ruskojęzyczni i nie chcieli przestać, protestowali pokojowo. Nietrudno wyobrazić sobie co w obecnej sytuacji znaczyłoby pozostawienie takiego ogniska zapalnego na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie – zresztą pewnie byłoby tak przez cały czas. To nie chodzi o to już co i jak było, tylko skąd w tym narodzie takie okrucieństwo (nie, naród nie odżegnał się od zbrodniarzy i zbrodni, udaje ze nie wie i że wszyscy „biednych” Ukraińców bezustannie krzywdzą i mordują!) oraz że oni nadal to okrucieństwo i faszyzm ciągną! Zaznaczam – nie twierdzę, że wszyscy Ukraińcy są tacy. Ale niech Polacy patrzą komu pomagają i w jaki sposób (czy również nie na szkodę Ukraińców?), czy na pewno w taki sposób należy pomagać i gloryfikować wszystko co ukraińskie, bo oni biedni i tylko pokrzywdzeni. W tym czasie „biedni, bohaterscy” azowcy (z małej litery! bo to nadal galicjen ss!) robią sami i wrzucają do internetu filmiki co oni robią z bezbronnymi, związanymi jeńcami rosyjskimi (nie oglądałam, nie jestem psychopatką), np. krzyżują i palą żywcem, albo kastrują (podobno dosyć często) albo strzelają związanym jeńcom w kolana i pozwalają umrzeć w męczarniach. Ot, co tam – to ruscy są ludobójcy! A Polacy niech pilnują swojego interesu, bo tam nie rozbierzesz (nie dopuszczają bezstronnych obserwatorów) kto, kogo, jak i za co morduje, to ich wojna i ich problemy do rozwiązania. I Polacy niech pilnują, żeby cudza wojna nie wylądowała w Polsce, bo to nie Putin do tego nas pcha. Nie będzie unii ukraińsko-polskiej, później wielkiej ukrainy po wymordowaniu i wygonieniu Polaków. Obudzić się!
Zgodziłbym się z tobą w generalnej ocenie, ale nie porównuj strefy starcia z ruskimi na wschodzie i sprawy Odessy z naszymi dawnymi problemami z UPA. W Donbasie Ukraińcy nikogo nie mordowali tylko przycisnęli miejscowych, że język urzędowy na Ukrainie to ukraiński i w paru innych w miarę zasadnych tematach. To Kreml, widząc odseparowywanie się Ukrainy i dryfowanie w stronę Zachodu nie chciał stracić sowich wpływów, więc uruchomił agenturę i bojówki tworzone z półświatka przestępczego, żeby z pomocą miejscowych oligarchów (chcących kręcić biznesy poza kontrola Kijowa) wzniecić antyukraińską rebelię w łakomych strefach przemysłowych przy granicy. Dopiero w odpowiedzi na to Kijów zaczął (w pełni uzasadnienie) reagować siłowo – ale jak nawet ostatnio Prigożynowi się wyrwało: to Rosja podjęła kroki w celu oderwania tamtych rejonów i nie była to żadna reakcja na ukraińskie zbrodnie tylko wymiana ciosów, zapoczątkowana przez służby rosyjskie. Rzekomi ochotnicy antyukraińscy to też w dużej mierze rosyjski element napływowy, łącznie z całymi jednostkami armii rosyjskiej. To samo próbowali wzniecić w Odessie, ale spotkali większy opór, a tragiczne wydarzenia, o których wspominasz to był efekt prowokacji rozpoczętej przez prorosyjskich „tituszków”, przy specjalnej bierności milicji dowodzonej przez prorosyjskich dowódców. Pożar wybuchł po ostrzeliwaniu się proruskich z budynku i nie wiadomo kto go wzniecił. Paru strzelców zostało brutalnie potraktowanych, ale inni, uciekający z ognia byli ratowani przez przeciwników. Tak że nie powielaj rosyjskiej narracji, która sprzedawała celowo mocno zmanipulowany obraz tamtych wydarzeń w świat, w wiadomym celu, tak jak celowo podtrzymywała od 2014 r. konflikt na wschodzie Ukrainy (tak samo zresztą jak w Osetii i Abchazji na szkodę Gruzinów). temu samemu celowi służy wyolbrzyymianie „nazizmu” na Ukrainie, gdy ultranacjonalistyczne ugrupowania i idee to niewielki procent tamtejszej rzeczywistości, a banderowska symbolika króluje nie jako czczenie wodza UPA od ludobójstwa na Polakach, tylko od późniejszego oporu przeciw ZSRR (większość Ukraińców nawet nie ma pojęcia o tym co UPA wyprawiało przeciw Polakom). To wszystko jest już od dawna udokumentowane, ze wskazaniem konkretnych uczestników z rosyjskich służb. Co do reszty, zwłaszcza ostrożności z naszej strony – pełna zgoda.
A co do filmików, których nie oglądasz o Azowcach, to zarówno ten z krzyżem, jak i strzelaniem w kolana został zweryfikowany jako fałszywka. Kastrowanie to natomiast głównie specjalność drugiej strony, już od 2014 r., o czym mogą zaświadczyć medycy działający w tamtym terenie – i filmy z takich okrucieństw znane są wyłącznie w wykonaniu ruskich, a nie Azowców. Po stronie ukraińskiej znana jest tylko wtopa z wypowiedzią ministra zdrowia, który powiedział, że ruskich najeźdźców za ich gwałty powinno się „z urzędu” kastrować, ale to tylko gadanie w uzasadnionych emocjach. jeszcze raz więc: niechętne nastawienie do Ukraińców nie usprawiedliwia podpierania się ruskimi fałszerstwami.
Łemkowie jakos nie staneli po polskiej str