„Od średniowiecza Polacy i Litwini więcej razy wiktymizowali innych, niż walczyli ze sobą”. Jak wyglądały stosunki polsko-litewskie podczas II wojny światowej?

Car Aleksander II stał się grabarzem Rzeczypospolitej Obojga Narodów, ale wcale nie dlatego, że skutecznie stłumił powstanie styczniowe. Wprowadzając dekret o przeprowadzeniu reformy uwłaszczeniowej, znacznie utrudnił ziemiaństwu egzystencję na dotychczasowych warunkach. Ukaz znosił pańszczyznę, a istnienie mniejszych czy nieumiejętnie zarządzanych majątków ziemiańskich przestawało mieć rację bytu. Czy właśnie wtedy polskość, rozumiana na Litwie jako „szlacheckość”, przestawała być atrakcyjna?
To ciekawe, że już od lat siedemdziesiątych XIX wieku na nagrobkach polskich rodzin na Litwie zaczynają dominować nazwiska pisane po litewsku. Dlaczego więc Józef Piłsudski nie został Juzefasem Pilsudskisem, a już w przededniu walki o niepodległość między oboma narodami zaczęła wyraźnie narastać wrogość? O tym rozmawiałem z profesorem Šarūnasem Liekisem, litewskim politologiem i historykiem, dziekanem Wydziału Nauk Politycznych i Dyplomacji Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie.
Profesor Liekis ukończył Uniwersytet Wileński, studiował na Uniwersytecie Oksfordzkim, a w latach 1995–1996 pracował jako badacz wizytujący na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie w Izraelu. Uzyskał doktorat w Uniwersytecie Brandeisa w Stanach Zjednoczonych. Był ekspertem Europejskiej Komisji przeciwko Rasizmowi i Nietolerancji (ECRI) przy Radzie Europy, jest członkiem Rady Doradczej do Ramowej konwencji o ochronie mniejszości narodowych przy Radzie Europy. Napisał książki A State within a State? Jewish Autonomy in Lithuania, 1918–1925 oraz 1939: The Year that Changed Everything in Lithuania’s History.
***
CEZARY KORYCKI: Jaka była reakcja Litwinów na wydarzenia z lat 1938–1939, gdy po konferencji monachijskiej w Europie zaczęło być bardzo gorąco?
ŠARŪNAS LIEKIS: Po jednym z incydentów granicznych Litwa otrzymała z Polski ultimatum i w końcu zostały nawiązane stosunki dyplomatyczne, ale Niemcy także przedstawiły swoje ultimatum i rok później zajęły autonomiczny okręg Kłajpedy na Litwie. Gdy patrzymy dziś na wojskowe plany Litwinów, to widać, że liczyli się oni z koniecznością obrony przed Polską i Trzecią Rzeszą, z kolei nie mieli żadnego wariantu defensywnego wobec Sowietów. Chyba ze względu na brak granicy z ZSRS nie zakładano zagrożenia z tej strony.

Niemcy Hitlera bardzo nieprzychylnie patrzyły na Litwę, a on sam wręcz nienawidził Litwinów.
Niemcy Hitlera bardzo nieprzychylnie patrzyły na Litwę, a on sam wręcz nienawidził Litwinów po wydarzeniach z lat trzydziestych, gdy władze kraju zdecydowanie rozprawiły się z przywódcami nazistowskiej partii planującymi przejęcie władzy w Kłajpedzie. Był to głośny proces i nastąpiła eskalacja napięcia dyplomatycznego między dwoma państwami, gdy po cyklu procesów kilka osób skazano na śmierć i dożywocie. Wyroków nie wykonano, lecz Hitler nie mógł ścierpieć porażki i poniżenia doznanego w Kłajpedzie.
Wydaje się więc, że przed wojną Litwa chyba najbardziej życzliwie patrzyła na Sowietów, co oczywiście w żaden sposób nie miało związku z kategoriami ideologicznymi, tylko zwykłą realpolitik. Państwa takie jak Litwa czy Czechosłowacja utrzymywały relacje z Moskwą i traktowały ZSRS jak normalny kraj.
Myślę, że nie do końca rozumiemy konfigurację, w jakiej znalazła się Litwa po podziale Europy w ramach paktu Ribbentrop-Mołotow.
Litwa została potraktowana instrumentalnie i wymieniona przez Niemców za… Lubelszczyznę. Siedemnastego września 1939 roku Sowieci zajęli część Polski, w tym Lubelszczyznę, a już 28 września 1939 roku w pakcie o granicach i przyjaźni pomiędzy Trzecią Rzeszą a ZSRS Litwa została przesunięta do strefy wpływów Moskwy. Od Sowietów dostaliśmy wspaniałomyślnie Wileńszczyznę, acz zaraz musieliśmy podpisać umowę o udostępnieniu krajowych baz wojska i marynarki.
Wracając do września, to istnieją dowody na to, że Niemcy oferowali Litwie udział w agresji na Polskę, zupełnie tak jak wzięła w niej udział Słowacja. Litwa odmówiła. Sądzę, że po wcześniejszym zagarnięciu Kłajpedy pozostała część kraju nie miała dla nich aż takiego znaczenia pod względem strategicznym.
Czytaj też: „Polacy muszą w końcu zrozumieć, że Białorusini mają swoją historię” [WYWIAD]
Oczywiście każdy z narodów, nad którymi załopotał czerwony sztandar, szybko przekonywał się, czym jest komunizm w wydaniu sowieckim. Czy faktycznie po wejściu Niemców latem 1941 roku Litwini witali ich kwiatami?
Nie, to jest mit, podobnie jak wyjątkowe represje doświadczane w czasie pierwszej okupacji sowieckiej. Oczywiście oficerów czy szaulisów i innych przeciwników politycznych aresztowano i wysłano na Syberię, ale było ich najwyżej kilka tysięcy. Prawdziwy szok u Litwinów wywołały dopiero deportacje, które Sowieci nieoczekiwanie zaczęli stosować w połowie czerwca 1941 roku, a zatem raptem tydzień przed atakiem Hitlera. Zdążyli już wysłać na Syberię kilkanaście tysięcy ludzi i nagle przychodzi wybawienie w postaci Niemców.
Najpierw oczywiście nikt nie zdawał sobie sprawy, czym będzie polityka nazistowska. Rozczarowanie przyszło po kilku miesiącach niemieckiej władzy, gdy okazało się, że nie ma mowy o jakiejkolwiek państwowości litewskiej, a zaczyna się polowanie na Żydów, tworzenie gett, rozstrzeliwanie. Trzeba jednak zaznaczyć, że polityka Niemców na Litwie i w Polsce to dwie różne sprawy. Na Litwie nie było tak ostrych represji, nie wysyłano ludzi do obozów koncentracyjnych za posiadanie książek czy słuchanie radia.
W ogóle może warto podkreślić, że i liczba ludzi, którzy zginęli w czasie okupacji niemieckiej, była bez porównania niższa niż w Polsce — około pięciu tysięcy mieszkańców, a oprócz tego więcej niż dwieście tysięcy Żydów litewskich. Po prostu Niemcy nie byli zainteresowani jakimś specjalnym represjonowaniem obywateli. Mieli oni na celu ofensywę na wschodzie, a nie zaangażowanie wojska w utrzymanie porządku na Litwie. Relatywnie późno, bo w 1943 roku, chcieli zwerbować Litwinów do walki na froncie wschodnim, powstał pomysł stworzenia Litewskiego Legionu SS, lecz zgłosiło się zaledwie dwustu ochotników, co było kompletnym niepowodzeniem.
Zaostrzenie polityki Niemców wobec Litwinów nastąpiło dopiero w czasie odwrotu w roku 1944, jak choćby wtedy, gdy po ataku Armii Krajowej na mały niemiecki oddział potrafili spalić w odwecie całą wieś i wymordować jej mieszkańców. Zaznaczę przy tym, że spalili wieś litewską, która nie miała z akcją nic wspólnego. Wcześniej tego nie było.
Czytaj też: Komandosi kontra cywile, czyli radziecka agresja na Litwę w 1991 roku
W czasie niemieckiej okupacji pojawił się jednak inny istotny wątek. Eksplozja antysemityzmu. W Polsce jest takie przekonanie, że była to reakcja na wcześniejszą współpracę Żydów z Sowietami. Jak to wyglądało na Litwie?
Trzeba zrozumieć jedną rzecz. W okresie międzywojennym Żydzi na Litwie nie mieli dostępu do żadnych funkcji w administracji publicznej, nie mogli być choćby wojskowymi czy pracować w urzędach. Jedyne, co mogli osiągnąć w dziedzinie awansu społecznego, to dostęp do wolnych zawodów. Gdy weszli na Litwę Sowieci, którzy wyznawali przecież ideologię internacjonalistyczną, to przed Żydami otworzyły się wszelkie możliwości. Rozwinęła się kolaboracja z władzą, ale przecież nie dotyczyła ona tylko Żydów, bo z Sowietami współpracowali także i Litwini.

Zaostrzenie polityki Niemców wobec Litwinów nastąpiło dopiero w czasie odwrotu w roku 1944.
Gdy Sowieci uciekli w czerwcu 1941 roku, zaczął się ogromny chaos — proniemieckie powstanie, nadużycia i pogromy. Niemiecka policja i niemieckie wojsko niedaleko granicy z Prusami Wschodnimi rozstrzeliwały Żydów już w pierwszych dniach ataku na Związek Sowiecki, od 22 czerwca 1941 roku. Do sierpnia tego roku jeszcze dziewięćdziesiąt pięć procent Żydów na Litwie pozostawało przy życiu. Dopiero wtedy doszło do zorganizowanej zagłady i masowej eksterminacji Żydów, koordynowanej i organizowanej przez policyjną i wojskową administrację niemiecką.
Czytaj też: „Ewakuacja” Żydów z Europy. Pierwszymi osobami, które w II wojnie światowej zginęły od brytyjskich kul, nie byli Niemcy, ale uciekający przed Niemcami Żydzi
Później byli eksterminowani, i to z udziałem lokalnych współpracowników Niemców. Czy dzisiejsza Litwa ma z tego powodu łatkę narodu antysemitów w Izraelu, tak jak Polska?
Z Izraelem jest inny problem, bo nie chodzi o to, co naprawdę wydarzyło się w Europie, nie mówi się o niuansach ani o wszystkich tragediach, takich jak Holokaust, ale chodzi o podglebie dla syjonistycznej ideologii także i dziś. Żydzi są uczeni w szkole, że wtedy, gdy nie mieli swojego państwa, spotykały ich wszelkie możliwe krzywdy. Holokaust był tego końcową fazą i tylko teraz, mając swoje państwo, mogą się obronić. To dlatego tam są tak kształtowane podręczniki szkolne i cała narracja, w którą muszą wierzyć. Nie ma szans, żeby to zmienić.
Skala udziału miejscowej ludności w Holokauście była wszakże na Litwie dość duża.
Temat został dość dokładnie opisany przez Christopha Dieckmanna, historyka dobrze znającego litewski, w książce o Holokauście wydanej na Litwie w dwóch tomach. Generalnie przyczyny eksterminacji Żydów w 1941 roku były związane bezpośrednio z działaniami Einsatzgruppen SS na froncie wschodnim. Latem 1941 roku Wehrmacht zaczął mieć problemy z aprowizacją, planowanie wojskowe zakładało, że może wojsko będzie musiało się cofnąć właśnie na tereny Litwy. Pojawił się wtedy pomysł prewencyjnej eksterminacji wszystkich mieszkańców. Ale skończyło się eksterminacją podejrzanych grup, w tym wcześniej w jakiś sposób związanych z Sowietami, także i Żydów.

Dopiero latem 1941 roku na Litwie doszło do zorganizowanej zagłady i masowej eksterminacji Żydów, koordynowanej i organizowanej przez policyjną i wojskową administrację niemiecką.
Działania Ypatingasis būrys, czyli litewskiej formacji pomocniczej, liczącej około stu ludzi, polegały na masowym mordowaniu, tak jak stało się w Ponarach. (W latach 1941–1944 Niemcy przy udziale litewskich formacji kolaboracyjnych zamordowali w Ponarach około stu tysięcy osób. Większość ofiar stanowili Żydzi z terenów Wileńszczyzny, ale też Polacy, Białorusini, Romowie, Tatarzy i Litwini oskarżani o działalność antyniemiecką oraz jeńcy z Armii Czerwonej). Liczba kolaborantów, którzy aktywnie działali w formacjach wojskowych, przez cały okres wojenny nie przekroczyła dziesięciu tysięcy.
Czytaj też: „Za ukrywanie Żydów – kara śmierci”. Zagłada ludności żydowskiej na terenach ZSRR
Musimy zdawać sobie sprawę, że w Polsce przedmiotem nieustającej kontrowersji jest stodoła w Jedwabnem, a na Litwie w Ponarach z rąk litewskich śmierć poniosło sto tysięcy ludzi, w tym dwadzieścia tysięcy Polaków. Czy to jest dziś kontrowersyjna lub niewygodna sprawa w litewskiej debacie publicznej?
O jakiej liczbie zamordowanych Polaków pan mówi?
Podaje się nawet i dwadzieścia tysięcy Polaków zabitych przez litewskie oddziały pomocnicze.
Dane dotyczące Żydów są znane, jednak osobną sprawą jest polska wiktymologia. Dwadzieścia tysięcy to za duża liczba. Może gdyby włączyć całe terytorium Białorusi, Nowogródczyznę oraz ofiary deportacji do obozów, to liczba ta oddawałaby rzeczywistą skalę mordu, lecz w Ponarach nie było aż tak dużo polskich ofiar.
Oczywiście przyznajemy się do zbrodni w Święcianach, gdzie zamordowano od czterystu do tysiąca dwustu Polaków. (Była to największa zorganizowana akcja odwetowa zaplanowana i przeprowadzona przez Niemców na Wileńszczyźnie. Była wynikiem napadu zorganizowanego w 1942 roku przez grupę komunistycznych partyzantów Fiodora Markowa, w której zginęła trójka niemieckich wojskowych. Niemcy wydali rozkaz rozstrzelania czterystu Polaków zamieszkujących Święciany i okoliczne miejscowości położone w promieniu pięćdziesięciu kilometrów od miejsca akcji. W ekspedycji karnej udział wzięli funkcjonariusze niemieckiej policji, litewscy policjanci oraz członkowie oddziału specjalnego Ypatingasis būrys z Wilna).

Tablice przy wjeździe na teren miejsca pamięci w Ponarach.
Natomiast w Ponarach możemy realnie mówić o liczbie do dwóch tysięcy Polaków, na pewno zaś nie o dwudziestu tysiącach. Monika Tomkiewicz w pracy Zbrodnia w Ponarach pisze o maksimum półtora tysiąca–dwóch tysiącach polskich ofiar. Zidentyfikowano trzy setki z nich. Tam rozstrzeliwano także Litwinów.
Gdy mowa o skali zbrodni popełnianych w czasie wojny, jak zawsze mamy problem z liczbami. Często są zawyżone, z czym spotykam się jako członek komisji badającej zbrodnie niemieckie i sowieckie na Litwie. Realizowałem również badania o zbrodni w Koniuchach, gdzie sowiecka partyzantka zaatakowała wieś. W litewskiej historiografii pisano, że wieś była litewska, tymczasem wiemy, że była polska. W raporcie Armii Krajowej napisano, że w następstwie tej zbrodni zginęło czterysta osób. Tak się składa, że na pomoc mieszkańcom przyszła wtedy litewska policja, która finalnie ratowała wieś popierającą wrogą wobec niej AK. Raport wysłany do Londynu mówił o tych czterystu ofiarach, ale gdy określiliśmy prawdziwą ich liczbę, okazało się, że śmierć poniosło trzydzieści siedem osób.
Cokolwiek by rzec, trzeba podkreślić, że litewskie oddziały pomocnicze w istocie nie przeprowadzały samodzielnych działań. To było narzędzie represyjne rządów nazistowskich i działania z własnej inicjatywy miały bardzo ograniczony zakres, czego przykładem są wydarzenia z lata 1941 roku. Dodatkowo chciałbym dodać, że od czasów Konrada Mazowieckiego Polacy i Litwini więcej razy wiktymizowali innych, niż walczyli między sobą. Tak więc cała martyrologia, która podkreśla krzywdzenie, nie ma statystycznej podstawy.
Czytaj też: Nie oszczędzili nawet najmniejszych dzieci. Jak Niemcy „pomścili” Reinharda Heydricha?
Nie zmienia to faktu, że w czasie wojny relacje polsko-litewskie cechuje wyjątkowa wrogość.
W odróżnieniu od rządu w Londynie Litwa nie miała żadnego rządu ani w kraju, ani na Zachodzie. A to duża różnica. Kto jest podmiotem relacji? Ruchy polityczne na Litwie nie przyjmowały kompromisu co do przynależności Wilna do Polski. I to była zawsze podstawa obustronnego konfliktu. Trudno oceniać relacje na poziomie ludzkim, gdy nie ma oficjalnej władzy, a wszystko jest zarządzane przez Niemców.
Możemy podawać wyrwane z kontekstu historie, mówiąc o wrogości, ale tak naprawdę postawy były diametralnie różne. Na przykład Armia Krajowa na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie była skrajnie prawicowa i tym różniła się politycznie od swoich towarzyszy z Kresów na południowym wschodzie czy w Generalnej Guberni, gdzie było więcej osób politycznie zorientowanych ku centrum.
Armia Krajowa na Litwie była zradykalizowana, także w kwestii podejścia do Żydów, którzy czasem bardziej bali się polskich partyzantów niż litewskiej policji. Jedynymi „przedstawicielami Litwy”, których oni znali, była policja litewska pod kontrolą niemiecką. Przecież zdarzało się, że Armia Krajowa na Litwie atakowała litewską wieś i mordowała kilku czy kilkunastu mieszkańców, a w polskiej wsi ginęli ludzie z rąk litewskiej policji. To są tragedie, o których musimy pamiętać i upamiętniać ich ofiary, ale nie widzę powodów, żeby na ich podstawie dokonywać jakichś generalizacji odnośnie do naszej wspólnej historii.
Wydaje mi się, że w Polsce myślenie o wojnie jest ukształtowane na bazie stereotypów ukutych przez ludzi, którzy po jej zakończeniu zostali na Zachodzie. Tam powstawały narracje i mity, ale to samo było z Litwinami, gdyż nasza powojenna historiografia w Stanach Zjednoczonych także była bardzo antypolska. A w rzeczywistości ten konflikt w liczbach ofiar po obu stronach nie był aż tak dramatyczny. W starciach między Polakami i Litwinami zginęło może stu–dwustu partyzantów i stu litewskich policjantów. Największym zagrożeniem dla polskiej partyzantki były natomiast sowieckie podziemie i sowiecka partyzantka. Pamiętniki z tego czasu bardzo wyraźnie to ukazują.
Był jednak moment, w którym partyzanci polscy i litewscy zdali sobie sprawę, jak duże zagrożenie przychodzi wraz z „wyzwoleniem”.
Zajmowałem się tym tematem i rozmawiałem z ludźmi, którzy pamiętali te czasy. Wspominali oni życie pod okupacją, gdy co rusz pojawiały się oddziały partyzanckie, które zabierały im bydło i po prostu rabowały wsie. Pewna Polka przyznała, że najspokojniej się żyło, gdy kontrolę mieli Niemcy. Dodała, że jej mąż, który nawet nie był w Armii Krajowej, tylko miał z tą organizacją luźne powiązania, od razu po wejściu Sowietów został wysłany na Syberię. Wtedy to właśnie byli komunistyczni partyzanci wskazywali, kto miał powiązania z podziemiem, i sami stawali się aparatem nowej władzy.

Dla Polaków to okres nazistowskiej okupacji był najgorszy, a dla Litwinów — stalinowski.
Z kolei części Polaków nie chciano wypuścić do Polski, ponieważ brakowało rąk do pracy na wsi. Do repatriacji kwalifikowali się raczej wykształceni mieszkańcy miast, a nie ludzie z wiosek. Od roku 1944 dla mieszkańców Litwy zaczął się prawdziwy horror, na poziomie wręcz apokaliptycznym. Dwieście pięćdziesiąt tysięcy ludzi zostało wysłanych na Syberię. W walkach po wojnie zginęło około pięćdziesięciu tysięcy osób. Różne okoliczności i fakty tworzą różnice w narracji po stronie polskiej i litewskiej. Dla Polaków to okres nazistowskiej okupacji był najgorszy, a dla Litwinów — stalinowski.
Jak wyglądało życie Polaków w Litewskiej Socjalistycznej Republice Sowieckiej i ile prawdy jest w dość szokujących słowach Vytautasa Landsbergisa, który mówi, że mniejszość polska była w schyłkowym ZSRS nastawiona przez KGB przeciwko dążeniom niepodległościowym Litwinów?
(śmiech) Nie traktowałbym poważnie słów Landsbergisa, który ostatnio zachowuje się trochę jak Joe Biden — co innego chce powiedzieć, a co innego mówi, traci kontakt z rzeczywistością. Inna sprawa, że najbardziej oskarżają innych o współpracę ci, którzy sami coś mają na sumieniu. Ojciec Landsbergisa, słynny architekt już w latach dwudziestych, współpracował z Sowietami, później, w 1941 roku, czyli za rządów niemieckich, był ministrem w podporządkowanym Rzeszy rządzie Ambrazevičiusa i odpowiadał za infrastrukturę i miasta. I na pytanie, czy brał jakiś udział w tworzeniu gett na Litwie, ja nie chciałbym spekulować…
Oczywiście, że o wszystkim wiedział i wszystko podpisywał. Po wojnie jego rodzina znalazła się nagle w Australii, później wróciła do LSRS. Któremu z ministrów różnych rządów kolaboracyjnych Sowieci pozwolili wrócić na Litwę? Innego przykładu nie znam. A potem sam Vytautas jeździł często do zachodniej Europy i został profesorem w konserwatorium. Jak mógłby zostać nim bez aprobaty Centralnego Komitetu Partii Komunistycznej?
Na Litwie to jest często bardzo negatywnie oceniana postać. Walczy w kraju o miano najmniej popularnego polityka ze swoim wnukiem, ministrem spraw zagranicznych. Dlatego już może zostawmy temat, kto był, a kto nie był agentem w czasach sowieckich. Polakom na Litwie w tym czasie nie było łatwo, bo o ile większa ich część wyjechała do Gdańska i na inne ziemie zachodnie, o tyle reszta znalazła się pod presją rusyfikacji, a bez poddania się tym działaniom nie było szans na jakikolwiek awans czy zdobycie wykształcenia. We wzajemnych relacjach istniało wiele stereotypów. O nowej nomenklaturze litewskiej w Wilnie mawiało się, że jest „albo ze wsi, albo z Kowna”.
Kiedyś powiedział pan inne ciekawe zdanie: że nasze narody są jak stare małżeństwo.
No tak (śmiech), powiedziałem, że Polacy i Litwini są jak takie dobre małżeństwo, ale jak w każdym małżeństwie lepiej się rozmawia o tym, co było po ślubie, niż o tym, co było przed ślubem. Tyle że dla mnie w obecnej sytuacji ciekawa zaczyna być rozmowa nie o przeszłości, lecz o naszej przyszłości. W dziedzinie postrzegania historii w naszych krajach już wiele się zmieniło, i to na lepsze. Są przecież u was rzetelni historycy, jak choćby profesor Marek Kornat, racjonalnie opisujący czasy i procesy, o których dziś rozmawialiśmy. Wcześniej historycy starali się mnożyć problemy i konflikty, a nie je zasypywać.

Punkt graniczny na granicy polsko-litewskiej nad rzeką Mereczanką. Symboliczne otwarcie granicy polsko-litewskiej.
Historyk, niezależnie od tego, z jakiego wywodzi się narodu, powinien mówić o trudnych faktach, jeżeli tego wymaga prawda. Ja dla przykładu wcale nie odżegnuję się od tego, że Litwa w czasie wojny 1920 roku była de facto po stronie bolszewików, pisałem o tym i moje opracowania na ten temat były wydawane i w Polsce, i na Litwie.
Czy takie podejście nie sprawia, że historyk jest stawiany pod pręgierzem?
Na dzisiejszej Litwie historia nie wywołuje takich emocji, jak w Polsce, a politycy mniej ją wykorzystują w bieżącej walce. Skrajna prawica nie jest bardzo popularna, a to takie formacje żerują na narodowych mitologiach. Na Litwie nawet nominalni konserwatyści, jak partia Landsbergisa, to w gruncie rzeczy liberałowie. Zasadniczo dość krytycznie podchodzi się do nacjonalizmu, a jego krytyka jest nawet w dobrym tonie.
Więcej emocji wywołują dyskusje o sytuacji bieżącej, a zwłaszcza dyskusja na temat rządów autorytarnych. Oczywiście nawet gdy zgadzamy się w sprawie zbrodniczych działań Putina, to już jakakolwiek próba racjonalizacji działań Rosji od razu spotyka się z oskarżeniami o to, że jesteś pachołkiem Kremla. Wiem, że u was jest geopolityk Jacek Bartosiak, na którym co rusz ktoś wiesza psy za to, że stara się racjonalizować politykę mocarstw. Tymczasem to, że ktoś na przykład powie, iż Putin nie jest wariatem i racjonalnie realizuje swoje interesy, nie oznacza, że popiera jego politykę wobec Ukrainy.
Generalnie więc na Litwie dobrze jest widziana krytyka autorytaryzmu i konserwatyzmu, a wszelkie pozytywne opinie o nich, a także próby rozmowy o alternatywach dla neoliberalizmu, stanowią temat tabu. Na przykład gdy ktoś stwierdzi, że silna władza może być skuteczniejsza niż liberalna demokracja, natychmiast przypina mu się łatkę zwolennika Putina. Jak w czasach sowieckich: mówcie, co tam chcecie, byle nie podważało to założeń ideologicznych wolnorynkowego ustroju.
Źródło:


KOMENTARZE (1)
Litewski historyk pominął pewien istotny szczegół, a mianowicie fakt że swoją państwowość Litwa w roku 1918 oparła na antypolonizmie oraz germanofilii. Litwa została utworzona za pieniądze niemieckie i przy udziale Niemców. Warto zacytować słowa ministra spraw zagranicznych Litwy – Augustinasa Voldemarasa z pochodzenia Niemca który tak mówił – „Gdyby Litwa nie utrzymała się jako niepodległe państwo i znowu powróciła pod jarzmo obcej władzy albo Polski albo Rosji to lepsza jest władza rosyjska która ma przynajmniej tę zaletę że jest znana.” Tak jak chciał Valdemaras dostała Litwa władzę radziecka którą znała, najpierw w latach 1939-1941, a następnie w latach 1944-1991 i pewnie była to dobra władza dla Litwy w końcu „podarował” Stalin – Litwie Wilno w którym mieszkało 65% Polaków i 28% żydów oraz 0,8% Litwinów z Kowna. Ciekawa jest szczególnie ta Polska „okupacja”, bo Litwa miała w latach 1569-1795, swoje państwo, swoje wojsko, swój skarb, osobne urzędy a wspólny z Koroną był tylko władca i sejm. RON nie był państwem Polskim tylko państwem federacyjnym Korony i Litwy. Przez 226 lat ludność Litwy używała języka Ruskiego, natomiast na Żmudzi używano języka Żmudzkiego. Później przyszła rusyfikacja w latach 1795-1918, widocznie przez Litwinów dobrze zapamiętana. Jej kolejne odsłony miały miejsce w latach 1939-1941 oraz 1944-1991 w ramach ZSRR jako Litewska SRR. Natomiast co do żydów zamieszkujących Wilno którzy stanowili 28% jego mieszkańców to nie pomogło im ochocze przyjmowanie Litewskiego obywatelstwa, bo Litewska policja wymordowała w Ponarach 100 000 ludzi w tym 80 000 żydów i kilka tysięcy Polaków. Także w Kownie dokonali Litwini pogromu żydów w którym zginęło ich 2500.