Józef Boruwłaski miał trudne życie. Słynny karzeł bywał w miejscach niedostępnych dla przeciętnych ludzi, lecz mimo popularności traktowano go jak zwierzę.
Jak sam podkreślał, był człowiekiem. I to człowiekiem wrażliwym, a nie tylko „zabaweczką”, jak wielu go nazywało. Miał przy tym bardzo wiele talentów.
Trudne dzieciństwo i wczesna młodość
W listopadzie 1739 roku koło Halicza na Pokuciu w ubogiej rodzinie szlacheckiej przyszedł na świat Józef Boruwłaski. Kiedy się urodził, jego wzrost wynosił około 22 cm. W dorosłym życiu – w zależności od źródeł – osiągnął od 71 do 97 cm. Jak sam pisał o sobie: mając rok, miałem cali jedenaście, w trzech leciech jedną stopę, cali dwa […], w trzydziestu trzy stopy, calów trzy. Jego rodzice byli typowego wzrostu, ale wśród łącznie sześciorga ich dzieci oprócz Józefa jeszcze jeden z synów oraz jedyna córka byli karłami.
Gdy Boruwłaski miał zaledwie 9 lat, zmarł jego ojciec. Pogorszyło to i tak trudną sytuację jego rodziny. Ich sąsiadka, a jednocześnie starościna Jarlicka przekonała matkę Józefa, by oddała go na jej dwór. Dzięki temu zyskałby on (oczywiście dwór) na atrakcyjności. Chłopiec trafił zatem do starościny. Jego sytuacja zmieniła się diametralnie w momencie, kiedy po pierwsze kobieta wyszła za mąż, po drugie – zaszła w ciążę, a po trzecie – w sprawę wtrąciła się przyjaciółka starościny, miecznikowa wielka koronna Anna Humięcka.
O co dokładnie chodziło tej ostatniej? Otóż jej zdaniem obecność Józefa Boruwłaskiego na dworze starościny mogłoby zaszkodzić jej nienarodzonemu dziecku. A to z kolei było związane z absurdalnym ówczesnym przesądem, zgodnie z którym jeżeli ciężarna kobieta zapatrzy się na karła, to i sama karła może urodzić…
Na dworach wybitnych europejskich osobistości
W ten sposób w wieku 14 lat Józef Boruwłaski trafił pod opiekę Anny Humięckiej, która wywiozła go do Warszawy. Urządziła mu u siebie swoisty domek dla lalek – z niewielkimi meblami, a nawet stołem bilardowym. To ten okres w jego życiu miał mu dać możliwość zobaczenia pokaźnej części Europy. W roku 1755 wraz z miecznikową odwiedził w Wiedniu dwór Marii Teresy. A że był wykształcony i taktowny, szybko dał się poznać również od innej niż „wzrostowej” strony. Samej cesarzowej zademonstrował chociażby szereg polskich tańców.
Był to w istocie człowiek wielu talentów. Wspominano o nim jako o niezwykle dowcipnym rozmówcy, który przy tym był nad wyraz dojrzały. Ponoć cieszył się także sporym zainteresowaniem ze strony kobiet. W swoim życiu poznał kilka języków obcych: niemiecki, francuski, a później również angielski. Potrafił naprawdę dobrze grać na fortepianie i gitarze. Był podobno wirtuozem gitary angielskiej, na której grać nauczył się podczas pobytu w Paryżu w latach 1760–1761. Lekcje pobierał u skrzypka Pierre’a Gavinièsa. Już na późniejszym etapie życia korzystał z tego talentu, występując m.in. w Wiedniu w roku 1781 oraz w Londynie w latach 1782–1783 i 1786. Można też przypuszczać, że w trakcie pobytu w Polsce przyczynił się do popularyzacji tego instrumentu w naszym państwie.
Czytaj też: Karły na dworze Jagiellonów
O krok od śmierci
Kontynuując podróż po Europie, odwiedzał dwory w Wersalu i Holandii. Na dłuższą chwilę należałoby się zatrzymać przy jego pobycie u Stanisława Leszczyńskiego, zdetronizowanego króla Polski, który był już wtedy „na garnuszku” u swojego zięcia, Ludwika XV. Wydarzenie to było dla samego Boruwłaskiego uwłaczające.
Otóż na dworze Leszczyńskiego przebywał wtedy jego „własny” karzeł nazwiskiem Nicholas Ferry, którego nazywano Bebe. Postanowiono zatem urządzić absurdalny „pojedynek” obu panów, w którym zwyciężył Józef Boruwłaski. A to dlatego, że okazał się nie tylko niższy, ale i… ładniejszy. Dla Mikołaja Ferry’ego była to zniewaga, której nie zamierzał darować. Doszło nawet do tego, że postanowił zabić rywala. Jak o tym wspominał Boruwłaski: ująwszy mnie znienacka i silnie za nogi, chciał wrzucić w palący się ogień na koninie. Na szczęście na odgłosy szamotaniny i krzyki niedoszłej ofiary zareagowali inni. Przeciwników rozdzielił sam Stanisław Leszczyński. Ferry’ego nakazał ukarać chłostą.
Od rozpusty do love story
Po pobycie we Francji i Holandii Boruwłaski powrócił w roku 1779 z miecznikową Humięcką do Warszawy. Często przebywał na tamtym etapie z magnacką młodzieżą – i romansował z aktorkami. W swoich pamiętnikach zapisał, iż wdał się w rozpustę, do domu nie wracał, zaś służących Humięckiej musiał przekupywać, byle by go tylko nie wydali. W końcu celnie trafiła go strzała Amora. Zakochał się w dwórce Anny Humięckiej, młodszej od niego o 15 lat Francuzce Izalinie Barboutan. Ściągnęło to na niego gniew miecznikowej.
O dziwo w sprawę zaangażował się wtedy sam król Stanisław August Poniatowski. Izalinę przekonano do wyjścia za mąż za Józefa, a monarcha przyznał mu roczną pensję, która miała wynosić 120 dukatów. Józef i Izalina doczekali się 3 lub 4 córek. Żadna z nich nie odziedziczyła wzrostu po ojcu. Para w 1780 roku wyruszyła w podróż po Europie, trafiając najpierw do Wiednia, a potem w 1782 roku do Londynu.
W Anglii Józefa Boruwłaskiego spotkały dwie przykrości. Po pierwsze, okradł go jego własny służący. Po drugie – jego małżeństwo się rozpadło. Izalina postanowiła zabrać córki i wrócić z nimi do Polski.
Czytaj też: Dosieczka. Polska karlica, która trzęsła całą Europą?
Angielskie gniazdo
Boruwłaski osiedlił się w znajdującym się w północnej Anglii Durham. I tam miał wysoko postawionych przyjaciół. Wiadomo, że znał osobiście królów Jerzego III oraz Jerzego IV. Temu ostatniemu zadedykował wydanie swoich pamiętników z 1820 roku. Pierwsze wspomnienia Boruwłaski opublikował po francusku już w roku 1788, w Londynie. W tym samym roku ukazało się tłumaczenie angielskie, a w 1790 – niemieckie. Aż dziw bierze, że na wydanie ich całości w języku polskim musieliśmy czekać do XXI wieku. Ich polską wersję zawdzięczamy Annie Grześkowiak-Krwawicz.
Publikacja z 1820 roku poprawiła nieco sytuację materialną Boruwłaskiego. Wszelkie źródła dochodów były dla niego wówczas na wagę złota, ponieważ król Polski wstrzymał wypłatę jego pensji. Karzeł musiał więc zadbać o siebie. Grał na gitarze. Zarabiał też, pokazując się za pieniądze. Pewnego dnia został zestawiony z Charlesem Byrne’em, „irlandzkim olbrzymem” mierzącym aż 249 cm. Boruwłaski skomentował to słowami: Gdyby był przy tym malarz, kontrast naszych powierzchowności mógłby mu dać temat do interesującego obrazu. Zresztą nie był to jedyny „gigant”, z jakim miał na tym etapie życia do czynienia. Jednym z jego przyjaciół był bowiem mierzący 2 m aktor Stephen Kamble.
Józef Boruwłaski spędził w Durham aż 47 lat swojego życia. Jak zapisał: Polska była moją kolebką, Anglia jest mym gniazdem. Durham jest moją cichą przystanią, w której spoczną me kości. Generalnie był lubiany przez mieszkańców. Z brzmieniem jego nazwiska w tamtych stronach związana była jednak pewna zabawna anegdota. Sprawiało ono miejscowym dość spore problemy. Szkoci twierdzili, że brzmi ono jak barrel-of-whisky! Najsłynniejszy karzeł Rzeczypospolitej, jak go czasem określano, zmarł 5 września 1837 roku, przeżywszy imponujące 98 lat. Został pochowany w Katedrze w Durham, w kaplicy Nine-Altars.
Czytaj też: Ile „wybryki natury” zarabiały w XIX-wiecznej Ameryce?
Przez całe życie zmagał się z brakiem szacunku
Pomimo wielu jego zalet niestety wielu ludzi odbierało go tylko przez pryzmat wzrostu. Dość powiedzieć, że przylgnęło do niego określenie Joujou, czyli „zabaweczka”. Sam wielokrotnie wspominał o tym w swoich pamiętnikach, pisząc, że: prawie wszyscy uważali mnie jako cacko, jako lalkę, ale przecież nigdy nie widzieli we mnie istoty równej im. Czasem stwierdzał wprost: wielu ludzi nie bierze pod uwagę tego, że jestem człowiekiem, tego, że jestem człowiekiem uczciwym, tego, że jestem człowiekiem wrażliwym.
Inne jego spostrzeżenia napawają jeszcze większym smutkiem: Nawet nie uznają we mnie człowieka, istoty moralnej, myślą, że ze mną można się obchodzić jak ze zwierzęciem. Niektóre zdania w jego pamiętniku świadczyły dobitnie o tym, że naprawdę ciężko było mu znieść swój los: mam być zawsze igraszką losu, bawidełkiem pospólstwa, niewolnikiem obecnej potrzeby? Mimo to udawało mu się przezwyciężać przeciwności, a nawet odnaleźć przyjaciół, którzy zobaczyli w nim człowieka. Niestety pomimo upływu całych stuleci wciąż mamy skłonność do stygmatyzowania innych. I to z najróżniejszych powodów.
Bibliografia
- Fabiani, Niziołki, łokietki, karlikowie. Z dziejów karłów nadwornych w Europie, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1980.
- Gombin, Latarnie magiczne, występy iluzjonistów, pokazy osobliwości – karta z dziejów rozrywki (i nie tylko) dziewiętnastowiecznych lublinian [w:] G. Kondrasiuk (red.), Cyrk w świecie widowisk, Warsztaty Kultury w Lublinie, Lublin 2017.
- Gurgul, Gitara angielska w polskiej kulturze muzycznej przełomu XVIII i XIX wieku, „Muzyka”, nr 1/2022.
- Komuda, Warchoły, złoczyńcy i pijanice, Fabryka Słów, Lublin 2021.
- Limon, Hrabia Józef Boruwłaski (1739-1837) – najbardziej znany polski karzeł osiemnastowiecznej Europy, „Gazeta GUMed. Miesięcznik Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego”, nr 2/2020.
- Rydlewski, Ludzkie zoo dzisiaj, czyli upokorzenie w czasach popkultury, „Dyskurs & Dialog”, nr 1/2019.
KOMENTARZE (2)
To Borusławski czy Boruwłaski? Proszę o sprecyzowanie.
Okropny , wynaturzeniec… Ohyda..