Obchodzony corocznie 1 maja Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy, znany też jako Święto Pracy, kojarzy się różnorako. Starsi pamiętają pochody i uroczystości organizowane przez władze komunistyczne. Dla młodszych dzień ten jest początkiem długiego majowego weekendu. Warto jednak wiedzieć, jaka jest jego geneza i historia. Ma ona bowiem niewiele wspólnego z uśmiechniętym, maszerującym ulicami miast tłumem, albo odpoczynkiem. Więcej w niej ludzkiej tragedii i krwi.
Skojarzenia – właśnie one mylnie szufladkują pierwszomajowe święto jako wymysł radziecki. Fakty są takie, że w czasie, gdy pierwszy raz organizowano tego typu uroczystość, ZSRR jeszcze nie istniał. Dzień ten zawdzięczamy raczej Amerykanom. Dlaczego? Musimy przenieść się do drugiej połowy lat 80. XIX wieku, gdy prawo w USA było dla pracowników, łagodnie mówiąc, nieprzyjazne. W tym czasie w Niemczech kanclerz Bismarck wprowadzał już reformy ubezpieczeniowe, w Australii obowiązywał ośmiogodzinny dzień pracy, w Wielkiej Brytanii funkcjonowały tzw. ustawy fabryczne, ograniczające m.in. zatrudnianie dzieci. W Stanach Zjednoczonych takie rozwiązania były dla pracowników mrzonką.
Czytaj też: Katorżnicza praca, sponsoring i skandale. Rosyjski balet to nie tylko piękno i gracja
Zamieszki na Haymarket
Był 1 maja 1886 r., kiedy rosnące w siłę związki zawodowe zorganizowały w Chicago strajk, mający na celu wprowadzenie ośmiogodzinnego dnia pracy. Warunki w tamtejszych (i nie tylko) fabrykach były nędzne, a wielu robotników pracowało od dziesięciu do dwunastu godzin dziennie, przez sześć dni w tygodniu, za niewielkie pieniądze, często narażając się na wypadki – wszak przepisy BHP jako takie wówczas nie istniały. Znane też były przypadki zmuszania do ciężkiej pracy dzieci.
3 maja strajkujący spotkali się przed fabryką kombajnów McCormick i zostali bez ostrzeżenia zaatakowani przez chicagowską policję, która otworzyła ogień. Sześciu protestujących zginęło, a wielu innych odniosło rany. Wiadomość o bezpardonowej akcji służb szybko się rozeszła, wywołując niemałe oburzenie. Dlatego następnego dnia na ulicach znów pojawił się kilkudziesięciotysięczny tłum.
Ludzie przemaszerowali w kierunku Haymarket Square. Policja ponownie próbowała przerwać zgromadzenie. Nieskutecznie, protest trwał i – co ważne – był pokojowy. Przybyły na miejsce burmistrz Chicago, zobaczywszy bezkonfliktowo nastawionych protestujących, udał się do domu. Minęło kilka minut i… rozpoczęła się masakra. Najpierw około 180 funkcjonariuszy agresywnie ruszyło na zgromadzonych, których liczba z powodu siąpiącego deszczu znacznie się zmniejszyła. Parę sekund później ktoś wyrzucił bombę, której eksplozja zabiła 11 osób, w tym policjanta Mathiasa J. Degana. W odpowiedzi rozjuszeni funkcjonariusze znów otworzyli ogień do protestujących. Nie wiadomo dokładnie, ile osób zginęło, ale skala tamtej tragedii była niewyobrażalna. Do dzisiaj nie ustalono również, kto rzucił ładunek wybuchowy.
Wyrok śmierci za protestowanie
Ośmiu mężczyzn, którzy pomagali organizować strajk, zostało oskarżonych i uznanych za winnych. Nie było dowodów łączących oskarżonych z zamachem bombowym. Sędzia Joseph Gary argumentował jednak, że zamachowiec działał zgodnie z intencjami mężczyzn, czyniąc ich w ten sposób współwinnymi. Wyroki były różne – od kar pozbawienia wolności do kary śmierci. Jeden z powieszonych, August Spies, miał powiedzieć: „Nadejdzie czas, kiedy nasze milczenie będzie silniejsze niż głosy, które dziś nas dławią”.
Po wykonaniu wyroków śmierci wybuchły kolejne, międzynarodowe protesty. Ich skutek był taki, że wsadzonych do więzienia mężczyzn uniewinniono.
To dla upamiętnienia tych wydarzeń w 1889 r. na kongresie w Paryżu II Międzynarodówka Socjalistyczna wprowadziła Święto Pracy, które miało odbywać się corocznie 1 maja. Co ciekawe, prawie we wszystkich państwach ruchy związkowe zgodnie uznały ten dzień za swoje święto. Prawie, gdyż Stany Zjednoczone – być może chcąc uniknąć przykrych wspomnień z wydarzeniami z Chicago – za swój „Labour Day” uznały pierwszy poniedziałek września.
Czytaj też: „Bykowe” w PRL
Przed wojną? Radośnie, ale i krwawo…
Na terytorium Polski pierwsze obchody Święta Pracy odbyły się w 1890 r. Robotnicy we wszystkich trzech zaborach, podobnie jak ich zagraniczni kompani, postulowali wprowadzenie ośmiogodzinnego dnia pracy oraz innych, korzystnych dla zatrudnionych regulacji. Zgromadzenia, wiece czy strajki odbyły się w wielu miejscowościach, choćby Warszawie, Lwowie czy Białej Krakowskiej. Tamtejsze obchody tak opisano w „Czasie”:
„Miasto przybrało dziś charakter świąteczny; we wszystkich fabrykach wstrzymano ruch, a robotnicy wszelkich kategoryj świętują. Na ulicach ruch bardzo mały. Piechota i konnica stoją od godziny 5 zrana na rynku w pogotowiu. Robotników w mieście bardzo mało, gdyż wszyscy z okolicznych wsi wczoraj do domu odjechali. Dzień cały przejdzie niewątpliwie spokojnie. W okolicznych wsiach zamówili robotnicy na dzisiaj Msze św., podczas których mają być także kazania”.
W Krakowie na pierwsze obchody Święta Pracy władze przygotowały nadzwyczajne środki ostrożności. „Kuryjer Warszawski” w numerze 70/1890 donosił (pisownia oryginalna):
„Onegdaj wieczorem po wszystkich ulicach w mieście, na przedmieściach i po wsiach okolicznych krążyły bardzo liczne patrole wojskowe: w mieście piechoty, po wsiach/kawalerji, z dobytemi pałaszami. W bardzo wielu domach na Kazimierzu przebywało wojsko. Na placu kazimierskim rozłożono formalny obóz i palono ognie przez noc całą”.
Dzień Solidarności Ludzi Pracy
I Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy nad Wisłą przeszedł oczekiwania polskich socjalistów, wobec czego obchodzono go rokrocznie. Uroczystości organizowały lokalne związki zawodowe, ale i partie politycznie, choćby Polska Partia Socjalistyczna Józefa Piłsudskiego. Bywało różnie. Nie obyło się bez starć i ofiar śmiertelnych. Tyle że ruch robotniczy ścierał się wówczas z aparatem państwowym Rosji, Austrii i Prus, a strajki i zgromadzenia niekiedy przypierały charakter narodowowyzwoleńczy. Były miejscem wyrażenia sprzeciwu wobec zaborców.
Po odzyskaniu niepodległości, w czasie posiedzenia Sejmu Ustawodawczego w 1919 r. omawiano wniosek o ustanowienie dnia 1 maja Świętem Pracy. W Sprawozdaniu Stenograficznym z 31 Posiedzenia Sejmu Ustawodawczego z dnia 29 kwietnia 1919 r. zanotowano:
„Dzień pierwszy maja uznaje się za powszechne w całej Polsce święto pracy. Za świętowanie w dniu 1 maja nie wolno nikogo usuwać z zajmowanego stanowiska, ani też potrącać mu w jego płacy zarobkowej.
Uzasadnienie:
Od szeregu lat robotnicy polscy porzucają w dniu 1 maja pracę, manifestując uroczyście w imię swych ideałów i dążeń. Rząd rosyjski, a później niemieckie i austrjackie władze okupacyjne nie szczędziły z tego powodu ruchowi robotniczemu najostrzejszych represji. Przemysłowcy potrącali świętującym z ich płacy zarobkowej, wywołując słuszne oburzenie, a nieraz nową falę strajkową. Sejm Ustawodawczy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej winien położyć kres tym przedawnionym stosunkom, winien uznać głośno i wyraźnie, że klasa robotnicza ma prawo do własnego uroczystego święta”.
Do 1939 r. 1 maja świętowano, choć niektóre zgromadzenia były krwawe. W 1935 r. Kołykach na Wołyniu zginęli ludzie. Ostatnie przedwojenne uroczystości były okazją do antyhitlerowskich manifestacji. Ramię w ramię z czerwonymi, robotniczymi sztandarami szli chłopi. W czasie II wojny światowej o Święcie Pracy nie zapomniano. Wówczas również przybierało ono charakter protestu przeciwko Hitlerowi i jego polityce.
Czytaj też: Gołąb antyburżuazyjny: tajna broń polskich komunistów!
Święto upaństwowione
26 kwietnia 1950 r., pięć lat po zakończeniu II wojny światowej, Święto Pracy zyskało status święta państwowego. Do tego wolnego od pracy. Obok Święta Odrodzenia (22 lipca) w Polsce była to najważniejsza państwowa uroczystość, jednocząca klasy pracujące wszystkich państw odwołujących się do marksizmu i leninizmu. Dla ZSRR i demoludów była czymś na kształt „imienin”.
Przez kolejne lata władze PRL odgórnie planowały i kontrolowały przebieg Święta Pracy. Rokrocznie organizowano barwne pochody pierwszomajowe, gromadzące miliony Polaków. Nierzadko obecność nań była obowiązkowa. Władza znalazła też sposób na obywateli, którzy nie mieli ochoty uczestniczyć w świętowaniu – starano się przekonać ich możliwością zakupu atrakcyjnych towarów. Wszystko po to, by pokazać, jak silny jest kraj.
Ludzie podzieleni na kolumny maszerowali w miastach, miasteczkach i wioskach. Po ulicach niosły się głośne okrzyki: „Wiwat 1 maj!”. Ci, którzy zostawali w zakładach pracy, również świętowali – czasami przy czymś mocniejszym, śledziu i ogórku. Media relacjonowały szczegółowo, jak pochody łączą pokolenia, jak radośni są ich uczestnicy. I tu warto zauważyć, że przed, w trakcie i po obchodach propagandowa maszynka działała pełną parą, przedstawiając komunistyczne władze w pozytywnym świetle.
Nagrody za pracę
Uroczystości centralne rozpoczynało zazwyczaj przemówienie najważniejszej osoby w państwie, która dziękowała i mobilizowała ruch robotniczy do dalszej, intensywnej pracy. W 1975 r. w radiu i telewizji odbiorcy mogli usłyszeć Edwarda Gierka, który mówił do zgromadzonych:
„Chcieliśmy wyrazić nasz szacunek dla tego wszystkiego co zrobiliście w ciągu tych 30 lat dla kraju. Chciałbym także wyrazić naszą serdeczną wdzięczność dla obecnych tu przodowników pracy – a także dla tych wszystkich, których tutaj nie ma za – wkład w rozwój Polski. Wszystko to, co robiliście robicie i będziecie robić – dobrze służy sprawie kraju”.
Trąbiono też o wielkich sukcesach i wynikach pracowników. Odznaczano załogi i grupy zawodowe legitymujące się najlepszymi wynikami. I tak na przykład w 1975 r. na pierwszej stronie „Trybuny Robotniczej” napisano:
„Górnicy witają święto 1 Maja znacznymi nadwyżkami węgla, wydobytymi w odpowiedzi na listy I sekretarza KC PZPR i prezesa Rady Ministrów. W ciągu 4 miesięcy br. załogi kopalń dały już dodatkowo 515 tys. ton węgla, a ich ambicją jest przekroczenie w roku bieżącym, roku VII Zjazdu PZPR, zaplanowanego poziomu wydobycia 170 mln ton”.
W Kościele katolickim 1 maja obchodzone jest wspomnienie św. Józefa Rzemieślnika. Papież Pius XII w 1955 r. wprowadził to wspomnienie jako alternatywę dla świeckiego Święta Pracy.
Czytaj też: Pierwsza wolna sobota w PRL
Znaczenie symboliczne
Taka forma świętowania skończyła się wraz z upadkiem komunizmu. W 1989 r. w wielu miastach Polski po raz pierwszy na obchodach pojawiły się regionalne komitety obywatelskie „Solidarności”, które zorganizowały legalne manifestacje. W ich trakcie dokonywano prezentacji kandydatów na posłów i senatorów z ramienia opozycji.
Później różne środowiska organizowały co prawda wiece z okazji Święta Pracy, ale nigdy nie miały one i nie mają takiego zasięgu i „pompy” jak w czasach PRL. Były i są raczej symboliczne. Nie zmienia to faktu, że Święto Pracy pozostało w Polsce uroczystością państwową. 1 maja nadal jest dniem wolnym od obowiązków zawodowych zarówno u nas, jak i w 15 innych państwach na świecie.
Bibliografia:
- Sprawozdanie Stenograficzne z 31 Posiedzenia Sejmu Ustawodawczego z dnia 29 kwietnia 1919 r.
- 1 maja – Święto Pracy, dzieje.pl (dostęp: 17.11.2022 r.).
- Iwiński, Święto Pracy – wczoraj i dziś, przegladdziennikarski.pl (dostęp: 17.11.2022 r.).
- Kurjer Warszawski. R. 70, 1890, nr 120.
- Trybuna Robotnicza, 1975, nr 99.
- Daniszewski, 1 maja w Polsce, [w:] Encyklopedia Powszechna, Warszawa 1957.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.