Wprowadzenie latem 1976 roku drastycznych podwyżek cen doprowadziło do fali brutalnie tłumionych protestów. To był początek końca Edwarda Gierka.
„Trzeba pójść do tych fabryk, trzeba im powiedzieć, jak ich nienawidzimy, jak pogardzamy nimi, jak plujemy na nich” – oświadcza Edward Gierek, I sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Jest 25 czerwca 1976 roku; słów Gierka słuchają pierwsi sekretarze komitetów wojewódzkich partii. Co istotne, i co podkreśla grozę sytuacji, nie ma ich w Warszawie. Szef partii rozmawia z władcami czterdziestu dziewięciu województw za pomocą łączy telefonicznych. Towarzysze mają siedzieć na miejscu i pilnować swoich „księstw”, bo partyjna góra obawia się, że protesty mogą się rozlać na cały kraj.
Mit Drugiej Polski
Tego dnia, 25 czerwca 1976 roku, wali się mit Drugiej Polski, dziesiątego gospodarczego mocarstwa świata. Dla bardzo wielu Polaków ten dzień oznacza również kres wiary w socjalizm, a dla większości – kres mitu Gospodarza. Dotyczy to również, co w ówczesnej rzeczywistości jest dla Gierka szczególnie groźne, działaczy partyjnych.
„Nie wydaje się możliwe, by Gierek psychicznie mógł się kiedykolwiek podnieść. Ten cios był zbyt silny” – zapisuje w swoich Dziennikach politycznych Mieczysław F. Rakowski, redaktor naczelny tygodnika „Polityka” i członek Komitetu Centralnego. Rakowski uchodzi za człowieka bliskiego I sekretarzowi KC PZPR i do niedawna był entuzjastą jego polityki. Jeszcze głośniej i jeszcze bardziej jednoznacznie w gmachu KC rozprawia się o rychłym odejściu premiera Piotra Jaroszewicza.
Protesty zaczynają się rano 25 czerwca 1976 roku, gdy robotnicy Zakładów Metalowych im. generała „Waltera” w Radomiu ogłaszają strajk, a próba jego ugaszenia przez dyrektora przedsiębiorstwa kończy się fiaskiem. W tej sytuacji spora grupa robotników – wkrótce będzie to około sześciu tysięcy osób – zbiera się pod budynkiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR.
Żądają rozmowy z szefem wojewódzkich struktur partii, ale Janusz Prokopiak nie zamierza dyskutować z tłumem, żąda wyłonienia delegacji. Do robotników wysyła jednego z sekretarzy KW, ale ci kwitują jego wystąpienie gwizdami, a zaraz potem niewielka grupa protestujących wdziera się do budynku.
Spotykają Prokopiaka i ten w końcu decyduje się przemówić do zgromadzonych ludzi, a później telefonicznie przedstawia ich żądanie cofnięcia podwyżki cen Janowi Szydlakowi, sekretarzowi Komitetu Centralnego i członkowi Biura Politycznego.
Czytaj też: Luksus na kredyt. Jak wyglądały „tłuste” lata Gierka?
Protesty w Radomiu i Ursusie
Tymczasem robotnicy, zniecierpliwieni brakiem odpowiedzi, zaczynają plądrować i niszczyć radomski „pałac władzy”. Do wściekłości doprowadzają ich odkryte w partyjniackim bufecie niedostępne w normalnej sprzedaży wiktuały, przez okna wyrzucają: meble, dywany, na bruku lądują telewizory i dokumenty.
Wczesnym popołudniem tłum zgromadzony przed budynkiem Komitetu Wojewódzkiego liczy już około 20 tysięcy osób, a do Radomia ściągają Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej z Warszawy, Łodzi, Kielc i Lublina, a także słuchacze Wyższej Szkoły Oficerskiej MO w Szczytnie. Wieczorem, po gwałtownych walkach na ulicach, władzom udaje się opanować sytuację, ale protesty wybuchają też w innych miastach, przede wszystkim w Ursusie oraz Płocku.
W Ursusie walki są nie mniej gwałtowne niż w Radomiu. Rano demonstranci rozsiedli się na torach kolejowych, blokując przejazdy pociągów na linii Warszawa–Poznań i Warszawa–Łódź; udaje im się nawet zatrzymać pociąg do Paryża oraz rozkręcić tory kolejowe i wykoleić jedną z lokomotyw.
Wiele godzin później, gdy znaczna część demonstrujących rozeszła się już do domów, nastąpił atak jednostek ZOMO. Sytuacja zostaje opanowana, a milicjanci wyłapują zbiegów i wsadzają ich do aresztów.
W Płocku demonstracja pracowników Mazowieckich Zakładów Rafineryjnych i Petrochemicznych, do których później dołączyli robotnicy z Fabryki Maszyn Żniwnych, ma spokojniejszy przebieg, choć i tu dochodzi do tłuczenia szyb w budynku Komitetu Wojewódzkiego i niszczenia samochodów z urządzeniami nagłaśniającymi. Edward Gierek jest wściekły. Czuje się tą rebelią osobiście dotknięty, wręcz obrażony.
Czytaj też: Śląska mafia. Kim byli technokraci, których rękoma Edward Gierek rządził Polską?
„Ja im tego nie zapomnę”
Tak bardzo, że wypowiada słowa, których dotąd nie tylko publicznie, ale również w prywatnych rozmowach nie używał: „Powiedzcie tym swoim radomianom, że ja mam ich wszystkich w dupie i te ich wszystkie działania też mam w dupie! – krzyczy do Janusza Prokopiaka, I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Radomiu. – Zrobiliście taką rozróbę i chcecie, by to łagodnie potraktować? To warchoły, ja im tego nie zapomnę”.
Wściekłość I sekretarza KC PZPR jest tym większa, że wieczorem tego samego dnia w Berlinie ma się rozpocząć spotkanie szefów wszystkich partii komunistycznych obozu sowieckiego. Wielka feta, w której udział wezmą też komuniści z Europy Zachodniej.
W ostatnich latach Edward Gierek mógł w tym gronie uchodzić niemal za zbawcę światowego socjalizmu. Wydawało się, że Polska rozwija się szybciej niż inne kraje obozu sowieckiego, a naród, który dotąd uchodził w tym gronie za krnąbrny – przynajmniej część spośród tych wychowanków Stalina musiała znać słowa generalissimusa, że „komunizm pasuje do Polaków jak do krowy siodło” – został poskromiony.
Wielu akolitów Moskwy z zazdrością spoglądało na Warszawę, która pełnymi garściami czerpie z międzynarodowego odprężenia, a Gierek był dotąd przyjmowany w europejskich stolicach z niedostępną większości z nich otwartością i celebrą.
Czytaj też: Co Edward Gierek robił na emeryturze?
„Żelazna dłoń”
Któż inny spośród władców państw socjalistycznych mógł się cieszyć osobistą przyjaźnią i podziwem kanclerza Niemiec Helmuta Schmidta i być przez niego goszczonym na prywatnej kolacji oraz sympatią prezydenta Francji Valéry’ego Giscarda d’Estaing, potomka bogatego szlacheckiego rodu, z którym chadzali na polowania?
W tym gronie komunistycznych namiestników Moskwy, owych „ludzi bez właściwości”, czerwonych plebejuszy, których władza opierała się na sowieckich bagnetach, miało to swoje znaczenie.
Obecni w Berlinie: János Kádár, przywódca Węgier, rządzący w Czechosłowacji Gustáv Husák, Bułgar Teodor Żiwkow, trzymający wschodnich Niemców w żelaznym uścisku Erich Honecker, a i sam władca sowieckiego imperium Leonid Breżniew mogą czuć cichą satysfakcję. Ten ostatni tym większą, że Moskwa przestrzegała „drogich polskich towarzyszy” przed wprowadzeniem podwyżek.
Ale ani Gierek, ani stojący na czele rządu Piotr Jaroszewicz żadnych przestróg słuchać nie chcieli. „Sztygar”, jak za Jarosławem Iwaszkiewiczem, prezesem Związku Literatów Polskich, nazywano Gierka w gronie partyjnych działaczy najwyższego szczebla, jest przekonany, że naród go kocha, że z ufnością zawierzył mu swój los. Jaroszewicz patrzy na świat nieco trzeźwiejszym okiem i wie, że niewprowadzenie „operacji cenowej” rozwali bardzo już rozchwianą równowagę rynku, prze więc do podwyżek, nie zważając na żadne przestrogi i niedawne, sprzed sześciu lat, polskie doświadczenia.
Jest zresztą przekonany o swoim ekonomicznym geniuszu, uważa się też za wybitnego specjalistę od zarządzania. „Wprowadził rządy kapralskie, odebrał ludziom inicjatywę, zdusił wszystkie reformy demokratyczne – oceniał we wrześniu 1976 roku Mieczysław F. Rakowski. – Wydawało mu się, że gdy wszystko podporządkuje swojej »żelaznej dłoni«, to Polska będzie się wspaniale rozwijać, bo przecież on, Jaroszewicz, wie, co jest dobre dla kraju”.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Piotra Gajdzińskiego „Czas Gierka. Epoka socjalistycznej dekadencji”, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Bellona.
KOMENTARZE (7)
Wikipedia się nie zna. Były to ZMILITARYZOWANE odwody milicji, a nie zmotoryzowane. Chodzi o jednostki skoszarowane i uzbrojone jak wojsko oraz wyposażone we wszelki inny ciężki sprzęt np. armatki wodne.
Przekręty Gierka przy przekrętach
dzisiejszych, polskojęzycznych rządach to mały pikuś. Teraźniejsi oprawcy to dopiero kręcą lody i nikt z tego powodu nie strajkuje że coś drożeje o stokilkadziesiąt procent .
Widzę, że jesteś przepełniony chrześciańską miłością bliźniego, jak na dobrego Polaka katolika przystało. :)
Art. 262.
§ 1. Kto znieważa zwłoki, prochy ludzkie lub miejsce spoczynku zmarłego, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Art. 255.
§ 3. Kto publicznie pochwala popełnienie przestępstwa, podlega grzywnie do 180 stawek dziennych, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Edward Gierek został pochowany na cmentarzu w Sosnowcu-Zagórzu. Zmarł 29 lipca 2001 w Szpitalu Śląskim w Cieszynie na pylicę płuc. Miał z nią problemy od dawna. był górnikiem.
Widziałeś co zostało z Polski po II wojnie? To komuniści odbudowali kraj praktycznie od podstaw. Do tego, to co Gierek wybudował, to przez 15 lat III RP wyprzedawała.
Mieli inne wyjście? Doczłapali się na sowieckich bagnetach do władzy to musieli odbudować kraj. Gdyby żelazna kurtyna zaczynała się za naszą wschodnią granicą (jak daleko by ona nie sięgała) i rząd na uchodźstwie wrócił do kraju to myślisz, że by go nie odbudował i rządził ruinami? Brednie… Obejmowałby nas Plan Marshalla i nie bylibyśmy z pewnością tak zacofani względem zachodu jak pod rządami agentów Moskwy. No i ilu polskich patriotów nie straciłoby życia w katowniach UB… Zawsze mnie bawiło te gloryfikowanie komunistów jak to oni rzekomo odbudowali kraj czy jak wyprowadzili Polskę z mroków średniowiecza ograniczając analfabetyzm itd. To nie była zasługa komunizmu, a znak czasów. Wolna Polska po 45 roku, i tego jestem absolutnie pewny, byłaby dziś krajem znacznie bogatszym i nowocześniejszym.
Wypisujesz frazesy Pawulon. Zachodni alianci sprzedali nas ruskim za pomoc w walce z III Rzeszą. Twoje rozważania co by było gdyby, nie mają żadnego sensu. Polska była w takiej, a nie innej sytuacji. Gierek starał się to zmienić. Nie wyszło, bo w tamtym systemie nie mogło wyjść. Ale był gościem co starał się wznieść Polskę na wyższy poziom.
Szkoda, że dziś nie ma nikogo takiego. Po wyjściu Wielkiej Brytani z Unii Europejskiej mogliśmy rządzić Unią razem z Niemcami i Francją. Po raz pierwszy mieliśmy szansę być pierwszoligowym graczem. Ale wyszło jak zwykle. Nawet siedząca u ruskich w kieszeni maleńka Białoruś skacze nam na plecy. A w Unii jesteśmy pariasem. Na własne życzenie.