Ciekawostki Historyczne
Starożytność

Za małżonkiem na stos. Jaki los czekał wdowy w świecie dawnych Słowian?

Określenie „do grobowej deski” w tym przypadku brzmi wyjątkowo dosłownie. Słowiańskie żony umierały wraz ze swoimi mężami. Opisy arabskich kupców i średniowiecznych dziejopisów pełne są wstrząsających relacji o tym, że kobiety oddawały życie, gdy zmarł ich mąż. W ten sposób potwierdzały, że naprawdę go kochały...

Plemię, o którym wspomnieliśmy, że się nazywa Srnin (Sᵉrbin), palą siebie w ogniu, gdy umrze ich wódz i palą swoje wierzchowce. Postępowanie ich jest [w tym względzie] podobne do postępowania Hindusów. (…) Żony zmarłego krają sobie ręce i twarze nożami, a gdy która z nich twierdzi, że go kocha zawiesza sznur i wspina się ku niemu po stołku, po czym obwiązuje sobie nim szyję. Potem wyrywają spod niej stołek, a ona pozostaje zawieszona, drgając, aż skona, po czym zostaje spalona i łączy się ze swym mężem – opisuje arabski pisarz Al-Masudi.

Określenie „do grobowej deski” w tym przypadku brzmi wyjątkowo dosłownie. Słowiańskie żony umierały wraz ze swoimi mężami. (il. poglądowa)fot.Anselm Feuerbach /domena publiczna

Określenie „do grobowej deski” w tym przypadku brzmi wyjątkowo dosłownie. Słowiańskie żony umierały wraz ze swoimi mężami. (il. poglądowa)

Kronikarz, który prawdopodobnie przytoczył obyczaj pradawnych Serbów, nie bez przyczyny nawiązał do tradycji Hindusów, u których funkcjonował podobny zwyczaj – sati, a więc dobrowolnego pójścia na stos żony po śmierci męża. Zgoda na spalenie była oznaką heroizmu i prawdziwej miłości małżonki, dlatego też sati oznaczało zarówno rodzaj obrzędu pogrzebowego jak i określenie „dobra żona”. Małżonkę, która wybrała „drogę prawdy”, czekały nagrody i tysiące lat szczęśliwości w zaświatach.

Zgoda na spalenie była oznaką heroizmu i prawdziwej miłości małżonki, dlatego też sati oznaczało zarówno rodzaj obrzędu pogrzebowego jak i określenie „dobra żona”.fot.Frederic Shoberl /domena publiczna

Zgoda na spalenie była oznaką heroizmu i prawdziwej miłości małżonki, dlatego też sati oznaczało zarówno rodzaj obrzędu pogrzebowego jak i określenie „dobra żona”.

I słowiańska żona nie cieszyła z życia bez męża. Wolała dalszą przyszłość z nim na drugim świecie. Bizantyjski kronikarz z VI wieku zanotował o Słowianach nad Dunajem: ,,żyją cnotliwie, także ich niewiasty ponad wszelką ludzką miarę, tak że wiele z nich śmierć męża za własny koniec uważa i dobrowolnie same się duszą, nie uważając wdowieństwa za życie”. Wybitny badacz obyczajów słowiańskich, prof. Aleksander Gieysztor, opisywał:

Św. Bonifacy pisał o Wendach-Słowianach zachodnich do króla anglosaskiego w VIII w.: ,,z taką gorliwością przestrzegają wzajemnej miłości małżonków, że kobieta, gdy jej mąż umrze, nie chce żyć dłużej. I z uznaniem spotyka się wśród nich taka niewiasta, która własnoręcznie sobie śmierć zadaje i na jednym stosie spłonie ze swoim mężem”. Podobnie w pocz. XI w. pisze Thietmar z Merseburga o zwyczajach polskich za Mieszka I przed jego chrztem w 966 r.; żony miano tu po śmierci męża ścinać i palić na stosie.

Ekwipunek na drugą stronę

Dawni Słowianie wierzyli, że zmarły powinien udać się na drugą stronę dobrze wyposażony – tak, by odnalazł się w nowej rzeczywistości. Dlatego też przykładano ogromną wagę do ekwipunku. Ewentualne braki w tym zakresie, a nawet niewłaściwe przygotowanie stosu pogrzebowego, mogło skutkować faktem, że nie odnalazł drogi i spokoju na tamtym świecie i jako zjawa, strzyga bądź upiór błąkał się ciągle po tym, nachodząc i prześladując żyjących.

Stanisław Bylina w pracy „Słowiański świat zmarłych u schyłku pogaństwa. Wyobrażenia przestrzenne” pisze:

W wyobraźni eschatologicznej Słowian funkcjonowały dwie podstawowe kategorie zmarłych. Do pierwszych z nich zaliczano duchy przodków, dziadów, zmarłych śmiercią naturalną, pochowanych zgodnie z przyjętym rytuałem kończącym pełny cykl ludzkiego życia, zaopatrzonych przez bliskich z troską o pomyślny byt pośmiertny.

Byli to zmarli „swoi”, zachowujący więź z rodziną i rodem, pojawiający się w świecie żywych wokół ustalonych dat roku obrzędowego, słowiańskich „Zaduszek”, i przeto nie budzący szczególnego lęku. Żywi dbali o potrzeby zaświatowych gości i mogli oczekiwać od nich objawów przychylności.

Dawni Słowianie wierzyli, że zmarły powinien udać się na drugą stronę dobrze wyposażony – tak, by odnalazł się w nowej rzeczywistości.fot.domena publiczna

Dawni Słowianie wierzyli, że zmarły powinien udać się na drugą stronę dobrze wyposażony – tak, by odnalazł się w nowej rzeczywistości.

Odmienną kategorię duchów zmarłych stanowiły istoty człowiekowi nieprzyjazne, wyraźnie budzące jego lęk i prowokujące przeciwdziałanie. Pochodziły one między innymi od ludzi zmarłych śmiercią przedwczesną i gwałtowną, ukaranych przez siły natury, wtedy zwłaszcza, gdy ich ciała zostały unicestwione w sposób hańbiący. Szczególną obawę budzić mogły mściwe, nienawistne duchy wrogów.

Nasi pogańscy przodkowie najczęściej palili zwłoki zmarłych na stosach. Wierzyli, że ogień oczyszcza zmarłego i pomaga mu szybciej dostać się na tamten świat. Z czasem przejmowali też tradycję pochówków szkieletowych. Naukowcy do dziś spierają się, czy był to skutek naporu chrześcijaństwa, czy nieokreślonych zmian w religijności naszych przodków – w każdym razie skłonność do wyposażania grobów dotyczyła obu tych form pochówku.

Czytaj też: Czy pradawni Słowianie składali ofiary z ludzi?

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Anioł Śmierci

Żona jako „element wyposażenia” przydatny na tamtym świecie, mogła być wymieniona na nałożnicę. Taka ewentualność – co oczywiste – dotyczyła tylko bogatych i możnych członków plemienia – ówczesnej elity, a nie zwykłych kmieciów.

Wyjątkowo szczegółowy i wstrząsający opis uroczystości pogrzebowej pozostawił nam arabski kronikarz i dyplomata Ibn-Fadlan, poseł kalifa abasydzkiego al-Muktadira do króla Bułgarów nad Wołgą w 922 r. Wysłannik kalifa na własne oczy oglądał wielodniowe przygotowanie i pogrzeb bogatego wielmoży, podczas którego rytualnie zamordowano nałożnicę, gotową pójść na tamten świat ze swoim panem.

Włożyli go do grobu, który przykryli [dachem], na dziesięć dni, dopóki nie ukończyli krojenia i szycia jego odzieży. (…) Skoro zmarł ów człowiek, o którym uprzednio wspomniałem, rzekli [krewni] do jego niewolnic: »Która umrze razem z nim?«. I rzekła jedna do nich: »Ja«.

Wtedy powierzyli ją dwóm dziewczętom aby jej strzegły i przebywały z nią gdziekolwiek by się udała (…) Niewolnica zaś każdego [z tych] dni piła i śpiewała, wesoła i [jakby] oczekująca czegoś radosnego. (…) A gdy nastał już ten dzień, w którym miał być spalony on i owa niewolnica, przybyłem nad rzekę, na której znajdował się jego statek. Wyciągnięto go już [na brzeg] (…)

[Wtedy] przyszła stara kobieta, którą zwą „Aniołem Śmierci” (…). To ona zarządza szyciem [odzieży] dla niego i [wszystkimi] jego przygotowaniami; ona też zabija niewolnice. Spostrzegłem, że była to krzepka wiedźma, gruba i ponura. (…).

Wprowadzili ją [niewolnicę, która miała zostać zabita] na statek. (…) Podano jej kielich nabidu; zaśpiewała nad nim i wypiła go. Rzekł do mnie tłumacz: »W ten sposób pożegnała się ze swymi towarzyszkami«. Następnie podano jej drugi kielich, wzięła go i długo śpiewała, a starucha ponaglała ją, aby go wypiła i weszła do szałasu, w którym był jej pan (…).

Wysłannik kalifa na własne oczy oglądał wielodniowe przygotowanie i pogrzeb bogatego wielmoży, podczas którego rytualnie zamordowano nałożnicę, gotową pójść na tamten świat ze swoim panem.fot.domena publiczna

Wysłannik kalifa na własne oczy oglądał wielodniowe przygotowanie i pogrzeb bogatego wielmoży, podczas którego rytualnie zamordowano nałożnicę, gotową pójść na tamten świat ze swoim panem.

Potem weszło do szałasu sześciu mężczyzn i wszyscy oni spółkowali z ową niewolnicą. [Następnie] położyli ją u boku jej pana i dwu schwyciło ją za nogi a dwu za ręce, [zaś] starucha zwana „Aniołem Śmierci” nałożyła jej na szyję sznur założony w przeciwne strony i wręczyła go [następnym] dwu mężczyznom], aby go ciągnęli. [Wtedy] zbliżyła się, mając ze sobą nóż z szeroką klingą i jęła wbijać go jej pomiędzy żebra i wyjmować go, a owi dwaj mężczyźni dusili ją sznurem dopóki nie skonała.

Potem przyszedł najbliższy z ludzi dla tego zmarłego wziął kawałek drewna, zapalił go od ognia i szedł cofając się, (…) aż zapalił przygotowane drewno, które było pod statkiem. (…) i objął ogień [najpierw] te drwa, potem statek, szałas, owego człowieka i niewolnicę i wszystko, co na nim było. 

Naukowcy do dziś spierają się o to, czy jest to opis obrzędu Słowian, czy może np. kogoś z możnych Waregów, a więc Wikingów, którzy wówczas opanowali Ruś. I wojownicy z północy (także prawdopodobnie Bałtowie i Prusowie) składali w ofierze kobietę. Nałożnica władcy w czasie przygotowań do obrzędu zyskiwała prestiż i sławę, a także wolność. Oczywiście, po odurzeniu jej alkoholem i roślinami narkotycznym wmawiano jej szczęśliwe i dostatnie życie w świecie zmarłych.

Czytaj też: Nałożnice, wojowie i kastraci. Słowiańscy niewolnicy w krajach arabskich

Nałożnica na stos, wdowa na tron

Z czasem, być może pod wypływem naporu chrześcijaństwa, wdowy nie musiały już udowadniać prawdziwej miłości. Ten obowiązek ograniczono głównie do nałożnic. Aleksander Gieysztor pisał:

Jeśli wdowom po przywódcach słowiańskich w VI-VIII w. wmawiano, że należy do obowiązków wierności samobójstwo i pójście na stos, to w X w. zwyczaj ten wydaje się ograniczać do niewolniczych nałożnic. Żony, także wielmożów, już u schyłku doby pogańskiej miały niemało autorytetu, obejmowały po śmierci męża zarząd domu i trzymały go silną ręką.

Fakt, że w słowiańskich społecznościach wdowa mogła osiągnąć zaszczyty, a nawet władzę, odróżnia obyczaj pójścia na stos za mężem od znacznie bardziej rygorystycznego zwyczaju sati w Indiach. Wdowę, która nie wybrała śmierci, czekało życie pełne upokorzeń i osamotnienia, nieomal bez praw publicznych.

Historycy i etnografowie znają wiele przykładów władczyń w słowiańskim świecie, które rządziły po śmierci mężów, choć podkreślają, że chrześcijaństwo dodatkowo wzmocniło pozycję kobiet. Aleksander Gieysztor relacjonował:

Księżna wdowa Ludmiła rządziła Czechami jako regentka i opiekunka nieletnich wnuków po śmierci księcia Wratysława; została w 921 r. uduszona z rozkazu synowej Drahomiry, która sięgnęła po władzę. Najstarsza kronika ruska nie ma dość słów zachwytu nad rządami księżny Olgi, która w 945 r. objęła, po śmierci męża rządy w państwie kijowskim, prowadziła ekspansję zewnętrzną, organizowała eksploatację kraju, jeździła do Konstantynopola i śmiało sobie poczynała z wrogami.

U progu przyjaźni polsko-węgierskiej stoi postać innej niezwykłej kobiety. Adelajdy, żony Gejzy węgierskiego, a siostry Mieszka I polskiego, która jeździła konno, w gniewie zabiła człowieka, piła jak mężczyzna, miała być biegła w Piśmie Świętym, a dzięki urodzie nosiła miano Białej Knegini.

Jak zmarła Sygryda – tego nie wiemy, ale na pewno nie na stosie i nie „za mężem”. Po śmierci Widłobrodego żyła jeszcze co najmniej kilka lat.fot.Erik Werenskiold /domena publiczna

Jak zmarła Sygryda – tego nie wiemy, ale na pewno nie na stosie i nie „za mężem”. Po śmierci Widłobrodego żyła jeszcze co najmniej kilka lat.

A my do listy białogłów, które zaskakiwały swą nieomal męską charyzmą, nie możemy nie dorzucić Sygrydy Storrady, czyli Świętosławy – córki Mieszka I wydanej za króla duńskiego Swena Widłobrodego, któremu urodziła dwóch przyszłych królów Haralda II i Kanuta Wielkiego.

Historycy do dziś spierają się o to, czy faktycznie słynna Sygryda była córką Mieszka, czy może któregoś ze słowiańskich władców pomorskich. W każdym razie po śmierci szwedzkiego Eryka Zwycięzcy, za którego była pierwotnie wydana, nie tylko sama nie musiała iść za nim do grobu, ale twardą ręką trzymała władzę, doprowadzając do małżeństwa z duńskim Swenem Widłobrodym, a tym samym do sojuszu szwedzko-duńskiego .

Urodziła Swenowi pięcioro dzieci, w tym dwóch przyszłych królów duńskich. Jednak z czasem małżonek miał już dość temperamentnej żony (ponoć spaliła w łaźni niewygodnych jej absztyfikantów). Wygnał ją z Danii. Wówczas schroniła się u brata – Bolesława Chrobrego, skąd po śmierci Swena odebrali ją synowie. Jak zmarła Sygryda – tego nie wiemy, ale na pewno nie na stosie i nie „za mężem”. Po śmierci Widłobrodego żyła jeszcze co najmniej kilka lat.

Bibliografia:

  1. Aleksander Gieysztor, „Kobiety słowiańskie u progu wieków średnich”, w: Mówi Wieki I/1968.
  2. Tadeusz Lewicki, „Źródła arabskie do dziejów słowiańszczyzny”, PAN 1956.
  3. Jarosław Molenda „Ofiary z ludzi. Od faraonów do wikingów”, Bellona 2013.
  4. Paweł Szczepanik, „Słowiańskie zaświaty. Wierzenia, wizje i mity” , Triglav 2018.

Zobacz również

Starożytność

Perun – starosłowiański Zeus

Między mitologią słowiańską i grecką są pewne podobieństwa. W obu występował gromowładny bóg. Ale Perun, zamiast na Olimpie, przesiadywał na... dębie.

14 sierpnia 2024 | Autorzy: Herbert Gnaś

Kobiety w świecie Słowian

Rozdzielność majątkowa, władza nad dziećmi, dziedziczenie po mężu – Słowianki były zdumiewająco wyzwolone! Czy w świecie słowiańskim panował matriarchat?

11 lutego 2024 | Autorzy: Marcello Garzaniti

Barbarica. Tysiąc lat zapomnianej historii ziem polskich

Brakujący rozdział naszej historii.

13 października 2023 | Autorzy: Redakcja

Starożytność

Pochodzenie Piastów-przełomowe badania polskich naukowców

W V wieku n.e. zakończyły się zasadnicze procesy demograficzne kształtujące strukturę genetyczną populacji zamieszkującej w X-XII wieku n.e. obszar współczesnej Polski. Do ukształtowania się struktury...

8 sierpnia 2023 | Autorzy: Nauka w Polsce

Historia najnowsza

Pogrzeby w Japonii

„Japończyk rodzi się w shintō, a umiera buddystą”. Formalnie pogrzeby odbywają się zwykle w obrządku buddyjskim, ale w praktyce systemy religijne się mieszają.

31 maja 2023 | Autorzy: Gabriela Bortacka

Starożytność

Skandynawskie ofiary z mokradeł. Nie tylko mumie bagienne!

Kiedy słyszymy o ofiarach składanych z ludzi znajdowanych w Europie północnej na terenach bagien, mokradeł i jezior od razu myślimy o niesamowicie dobrze zachowanych mumiach...

23 kwietnia 2023 | Autorzy: Archeowieści

KOMENTARZE (13)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Anonim

Ten opis śmierci niewolnicy na Ruś i brzmi jak scenariusz kiepskiego filmu porno. Zaczyna się seksem zbiorowym oszołomionej narkotykiem kobiety z 6 facetami przez BDSM – duszenie i dzganie nożem aż do snuff czyli śmierci. Ze Słowianami nie miało to nic wspólnego, to opis śmierci jakiegoś Jarl lub Konunga Wikingów czyli był to obrzęd Skandynawski a nie Słowiański o czym mówi płonący statek. Opisy śmierci wśród Słowian mówią o śmierci żony ( tak samo jak w Indiach ) a nie niewolnicy.

    Alchemik

    Oszem mi to wygląda na obrzędy Wikingów, tym bardziej, że w owym okresie sprawowali oni tj. Waregowie tam władzę. Najlepiej skopać, zniesławić, zdeprecjonować Słowian potem zmieszać z błotem.

      new

      obrzęd odbywał się na Rusi, nawet jeśli zmarłym był wiking to nałożnicą pewnie rusinka. wikingowie zresztą przejmowali obyczaje miejscowych ludów. mógł być to więc na przykład i rusiński naczelnik nadany przez waregów. zresztą naprawdę – kto da głowę, że takie rzeczy się nie odbywały i u słowian? przecież i mieszko, a zwłaszcza wcześniejsi mieli haremy.

        Alchemik

        Tylko u nas wdowy, nałożnice i córki po Mieszku między innymi miały się dobrze i żyły po śmierci męża. To tak jak z ofiarami z ludzi wśród Słowian dowodów brak, ale: „mogło tak być, wiele prawdopodobnym, to możliwe bo u wikingów tak było to czemu nie na naszych terenach”? Spalenie łodzi, akurat nie świadczy o przejmowaniu obyczajów miejscowych ludów tylko o próbie implementowania skandynawskich zwyczajów na Rusi. Ponadto, czy to nie Arabowie są autorami księgi tysiąca i jednej nocy? Bajkopisarstwo nie jest zarezerwowane tylko dla jednej nacji, ubarwianie rzeczywistości wówczas było powszechną praktyką. Za przykład niech posłużą milionowe armie starożytności które miały się ścierać na polach bitew.

        Mefisto

        Ta historia którą opisał arabski kronikarz o ile jest prawdziwa, za co nie dałbym głowy, bo równie dobrze może być w części prawdziwa a w części tylko fantazją tego kronikarza. Załóżmy że jest prawdziwa dotyczy obrzędu pogrzebowego jakiegoś wielmożny, wodza. Kim mógł być ten zmarły w 922 na Rusi wódz jak nie Skandynawem, kontrolującym drogę wodną Wołge łączącą Skamdynawie, konkretnie Szwecję, może też Danię z klifatem Abbasydow ze stolicą w Bagdadzie którym rządził w tym czasie Kalif – Al-Muktadir. Samobójstwo żony po śmierci męża praktykowane wśród naczelników plemiennych Słowian wywodzi się wprost z Indyjskiego obrzędu Sati. W przypadku Słowian wdowa wieszała się lub wypijała truciznę oraz była palona na stosie pogrzebowym z mężem. Tymczasem opowieść kronikarz Ibn – Fadlana brzmi wprost fantastycznie, pytają się niewolnicy ( nie żony ), czy zgodzi się umrzeć – kto by rozmawiał z niewolnicą, której zgoda lub jej brak nie miały żadnego znaczenia, jeśli pan miałby taką fantazję wszystkie jego niewolnice zostały by spalone na stosie razem z nim. Żaden kronikarz opisujący śmierć żony Słowiańskiego wodza nigdy nie wspominał o mężczyznach którzy uprawiali seks z kobietą przeznaczoną na stos – Sati w Indiach nie zna takiego zwyczaju. Kolejna wskazówką że mamy do czynienia z obrzędem Skandynawskim jest płonący statek-łódź wikingów. Płonący drakar jako stos pogrzebowy, lub pochówek w łodzi wikingów to typowo Skandynawski zwyczaj. Po co kobietę pod wpływem narkotyków dodatkowo dusić i dzgać nożem ? Wystarczyło tej kobiecie podać truciznę która paraliżuje lub zabija z opóźnieniem. Jeśli ten opis jest prawdziwy to opisuje jakiś dziwny obrzęd praktykowane wśród Skandynawskich pogan, którzy połączyli to z pewnymi obrzedami występującymi wśród Słowian, a mianowicie stos pogrzebowy naczelnika-wodza, śmierć kobiety, żony-niewolnicy. A już baba jako Anioł Śmierci wygląda zupełnie jak Czarownica z bajki o Jasiu i Małgosi. Wierząc bezkrytycznie w relację Ibn-Fadlana można dojść do wniosku że procesy Czarownic miały jednak prawdziwe źródła, które zostały jednak zniekształcone i wyolbrzymione.

      neo

      Ofiary z ludzi były i wśród Słowian – dekapitację chrześcijańskich mnichów, misjonarzy były formą ofiary z ludzi. Jest masa opisów z zachodniej słowiańszczyzny o rytualnym zabijaniu chrześcijan i wrogów. ale też są opisy z Rusi gdzie ta obrzędowość wydaje się bardziej nasilona. W tym kontekście – zwyczaj opisany w tym tekście nie powinien dziwić i wcale nie dałbym głowy że na 100 proc. wareski

      „I czynił [Włodzimierz] ofiary bałwanom z ludźmi swoimi. I rzekli starcy i bojarzy: „Rzucimy los na młodzieńca i dziewicę; na kogo padnie, tego zarżniemy bogom”. Był Wareg pewien, a dwór jego był, gdzie dziś cerkiew Świętej Bogarodzicy, którą zbudował [później] Włodzimierz. Wareg ten przyszedł z Greków i zachował wiarę chrześcijańską. A miał syna pięknego licem i duszą; na tego padł los przez zawiść diabelską. (…) I posłani do niego przyszedłszy, rzekli: „Padł los na syna twojego, wybrali bowiem go bogowie sobie, chcemy więc złożyć ofiarę bogom”. I rzekł Wareg: „(…) Nie dam syna swojego biesom”. Oni zaś poszli i powiedzieli ludziom. Ci zaś, wziąwszy oręż, poszli nań i roznieśli jego dwór. On zaś stał na sieni z synem swoim. Rzekli do niego: „Wydaj syna swojego, abyśmy oddali go bogom”. On zaś rzekł: „Jeśli są bogowie, to niech poślą jednego boga spomiędzy siebie i niech wezmą syna mojego. A wy czemu składanie ofiary im?” I krzyknąwszy podrąbali sień pod nimi, i tak zabili ich. I nie wie nikt, gdzie pochowano ich.”

        Anonim

        A co pisze „Legenda o Ruryku” rok 862 ? ” Wygnali Waregow za morze i nie dali im dani; i sami poczęli się rządzić i nie było u nich sprawiedliwości ; i powstał ród przeciw narodowi, były zwady i poczęli wojować sami ze sobą. Powiedzieli sobie ; Poszukajmy księcia by nami władał wedlug porządku i prawa. Szli za morze ku Waregom ku Rusi, bowiem tak się zawali ci Waregowie Rusią jako się drudzy zawią Szwedami, inni Normanami, Anglami a inni Gotami ; takoż i ci się zwali. I rzekli Rusi Czudowie, Słowianie, Krywicze i Wesowie ; ziemia nasza wielka jest i obfita a ładu w niej nie ma ; pójdzcie więc rządzić i władać nami. I wybrali się trzej bracia z rodami swoimi, wzięli z sobą wszystką Ruś i przyszli do Słowian naprzód i obwarowali gród Ładogę i osiadł Ruryk najstarszy w Ładodze, a drugi Sineus w Białym Jeziorze, a trzeci Truwor w Izborsku. Po dwóch zaś latach umarł Sineus i brat jego Truwor. I objął Ruryk sam wszystkie ziemię i przyszedł nad Ilmen i obwarował gród nad Wołchowem i nazwał bo Nowogród. I osiadł w nim jako książę i rozdawał dostojnikom swoim włości i grody. A w tych ogrodach Waregi są przybysze, zaś pierwsi osadnicy są w Nowogrodzie Słowianie”. Tak więc obok Slowian-Ilmenskich, Krywiczów, Połoczan. Finów-Wotowie, Weś, Meria, Muroma, Mieszczera. Waregow-Rusi, było jeszcze nawet jedno plemię bałtów-Goladź. Przy takiej mieszance ludów ten dziwaczny obrzęd pogrzebowy który opisał arabski kronikarz Ibn-Fadlan rzeczywiście mógł mieć miejsce, ale z wierzeniami Słowian i ich zwyczajami pogrzebowym miał niewiele wspólnego.

        Alchemik

        Neo, znam tą przypowieść, weź jednak pod uwagę dwa aspekty tej sprawy. To chrześcijanie spisali tą przypowieść, jest więc to forma propagandy- jacy to poganie brutali i prymitywni, po drugie trzeba wziąć pod uwagę ostrą rywalizację z chrześcijaństwem i brutalizację zachowań szczególnie w przypadku Słowian Zachodnich którzy walczyli o przetrwanie. Przytoczysz pewnie historię biskupa Jana lub św. Wojciecha, ich zamordowanie miało na celu przekaz to nasza ziemia nie zapraszaliśmy was. Niestety Słowianie nie zdawali sobie sprawy, że to woda na młyn chrześcijan i Niemców. W świetle tego posunięcie Mieszka o przyjęciu chrześcijaństwa była niezwykle dalekowzroczna i rozsądna.

        Alchemik

        Neo, jeszcze jedno zabijanie przedstawicieli wrogiej religii, jest czym innym niż składanie ofiar z członków własnej społeczności na ołtarzach bogów. Zabijanie wrogich kapłanów i wodzów stosowane jest do dziś (dyktator Iraku, procesy Norymberskie). W odnalezionych słowiańskich świątyniach pogańskich nie odnaleziono szczątków ludzkich. Z tradycji i przekazów słowiańskich też nie wynika ażeby taka tradycja/zwyczaj był kultywowany. W przeciwieństwie do Wikingów czy Celtów. Nie wykluczam oczywiście incydentalnych przypadków, ale raczej służyły temu zwierzęta. Wieleci i Obodrzyce wróżyli powodzenie wypraw lub zbiorów z kroków konia władcy lub kapłana a następnie składali go w ofierze.

        NosFeratu

        Opisy męczeństwa kościelnych, spisane przez kościelnych? Bardzo wiarygodne źródło wiedzy…

new

Rusini co najmniej akceptowali tego typu mord rytualny na swoim terenie. Ale co ciekawe – w serialu Wikingowie widziałem nieomal kopię tego rytuału. Był anioł śmierci, znarkotyzowana nałożnica itp. Widać że czytali takie źródła, mieli dobrych ekspertów. Serial może hollywoodzki, ale niektóre rzeczy dobrze pokazywał

https://alerzeczy.pl/

Ale to były dziwne i straszne czasy. W życiu nie chciałbym się urodzić w tych czasach. Dramat.

anna

Matko boska za obcego kolesia oddać zycie? nigdy !!

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.