Obóz Mauthausen-Gusen był jednym z najcięższych obozów nazistowskich. Jego komendanci szczycili się tym, że mało kto dożywał w nim pół roku. Kazimierz Gelinek trafił tu już w 1940 roku i przeżył 5 lat rodem z horroru. Archeologia pozwoliła mu ocalić życie swoje i niejednego współwięźnia.
Zwykłe początki niezwykłego człowieka
Kazimierz Gelinek urodził się 23 sierpnia 1882 roku w Brzeżanach (obecnie zachodnia Ukraina). Niedługo potem stracił ojca. Kazimierz był dzieckiem chorowitym, a mimo to odbył służbę wojskową w VII pułku ułanów, który stacjonował pod Wiedniem. Z poczynionych w tym czasie oszczędności opłacił szkołę i ukończył gimnazjum oraz zdał maturę.
Niestety niedługo przed egzaminem dojrzałości zmarła jego matka. Zaoferowano mu posadę urzędnika kolejowego, jednak on wiedziony pasją do nauki i marzeniami o edukacji przyjął pracę nauczyciela. W sierpniu 1916 roku został mianowany inspektorem i otrzymał zlecenie otwarcia szkół w Zamościu i całym powiecie lubelskim. Ochoczo zabrał się do pracy rozpoczynając od wykształcenia i przygotowania 16 nauczycielek, a następnie rozpoczął prowadzenie kursów i konferencji dla łącznie 100 nauczycieli i nauczycielek. Inicjatywa ta zakończyła się sukcesem.
Praca nauczyciela rozbudziła w Gelinku zamiłowanie do przyrody. W efekcie w roku 1922 zapisał się na studia na wydzielę geografii w Instytucie prof. Ludomira Sawickiego w Krakowie, a następie po 2 latach przeniósł się do Wilna, gdzie uzyskał dyplom nauczyciela szkół średnich ogólnokształcących i seminariów nauczycielskich.
Z łatwością mógł przyjąć niejedną ofertę pracy, jednak Kazimierz Gelinek miejsce swojego zatrudnienia uzależnił od panujących dookoła niego warunków przyrody. Podjął pracę jako nauczyciel w Płocku, a także współpracę z Muzeum i Towarzystwem Naukowym Płockim. To właśnie w tym okresie życia zaczął zgłębiać tajniki archeologii. Jego badania umożliwiły postawienie tez, które w znacznym stopniu przyczyniły się do poznania dziejów Polski w neolicie.
Przybyli z zachodu
W roku 1939 Kazimierz Gelinek był wielokrotnie nakłaniany do podpisania Volkslisty, jednak prośby te spotykały się z kolejnymi odmowami. Jeszcze w tym samym roku niemieccy żołnierze wtargnęli do muzeum i zaczęli rabować zgromadzone w nim zabytki. Gelinek głośno protestował i za to został oskarżony o obrazę munduru żołnierza niemieckiego.
9 kwietnia 1940 roku o piątej rano Kazimierz Gelinek został aresztowany i przetransportowany do obozu koncentracyjnego w Działdowie. Następnie przeniesiony został do KL Dachau, aby ostatecznie trafić do obozu Mauthausen-Gusen w Górnej Austrii. Był to pierwszy obóz koncentracyjny stworzony poza granicami III Rzeszy i powszechnie uważa się, że należał do najcięższych. Dla porównania, przetransportowani tu więźniowie z KL Auschwitz-Birkenau niezwykle szybko umierali, a ci, którzy przeżyli choć trochę dłużej, z sentymentem i niemal z tęsknotą wspominali swoje poprzednie więzienie. W roku 1940 w podobozie Gusen 97% więźniów pochodziło z Polski, a celem jednostki było m.in. niszczenie polskiej inteligencji.
Niemal od razu Kazimierza Gelinka przydzielono go do pracy w kamieniołomach, z czasem doczekał się przeniesienia do prac ziemnych przy budowie kolei. Gelinek oraz dr Józef Iwiński niezależnie od siebie natrafili wtedy na dwa cenne stanowiska archeologiczne. To właśnie Kazimierz Gelinek nakłonił władze obozu do zgłoszenia tego faktu do Instytutu Ochrony Zabytków.
Archeolodzy wystąp
Na apelach więziennych z czasem zaczęto poszukiwać archeologów. Nie trudno sobie wyobrazić, że nikt z więźniów nie chciał się wychylać. W obozach koncentracyjnych, jeśli ktoś wywołany został na apelu, najczęściej oznaczało to dla niego jedno – śmierć. Jednak wkrótce wyjaśniono, że chodzi o prowadzenie badań na terenie obozu i wraz z tą informacją udało się zebrać kilku ochotników.
Decyzję o rozpoczęciu prac ratowniczych na terenie obozu wydał komendant SS-Standartenführer Franz Ziereis. Powszechnie wiadomo, że badania naukowe były działalnością prężnie rozwijaną przez nazistów. W tym celu został założony w 1935 roku Instytut Ahnenerbe, na którego czele na polecenie Heinricha Himmlera stanął Herman Wirth.
Badania archeologiczne wykorzystywane były w propagandzie, m.in. jako uprawomocnianie zajmowanych przez III Rzeszę terenów. Jeśli zatem komendant Ziereis zdołałby potwierdzić osadnictwo germańskie na obszarze Austrii, z łatwością można by było uzasadnić wcielenie tych obszarów w granice Rzeszy. Franz Ziereis mógłby odnieść także swoje prywatne zwycięstwo i zaimponować swojemu zwierzchnikowi Heinrichowi Himmlerowi.
Obóz odwiedził dyrektor Instytutu Ochrony Zabytków i już następnego dnia Kazimierzowi Gelinkowi zlecono prowadzenie badań archeologicznych w ruinach pobliskiego zamku Spielberg. Do pomocy przydzielono mu asystentkę Herthę von Orel oraz preparatora Josefa Vockenhubera.
Komando zbawienia
Niedługo później, 19 listopada 1940 roku stworzone zostało tak zwane „Komando Spielberg” składające się z 30 więźniów, którzy pracowali podczas prac wykopaliskowych. W pierwszym zespole znajdowało się aż 27 księży, którzy niedługo potem zostali przeniesieni do innego obozu – KL Dachau. Na przestrzeni czasu liczba więźniów zabieranych do prac archeologicznych zmieniała się w zależności od zapotrzebowania.
Z relacji świadków wynika, że „Komando Spielberg” stało się bardzo ważnym elementem codzienności więziennej. Kazimierz Gelinek zawsze starał się wybierać do pracy w ruinach osoby najbardziej opadające z sił, podupadające na duchu. W ruinach zamku, na uboczu tragedii, która była w tym czasie ich codziennością, osoby takie nabierały sił zarówno fizycznych, jak i psychicznych, do walki o życie i człowieczeństwo.
Na zamku w konspiracji stworzona została organizacja gusenowska, na czele której stanęli Władysław Gębik, Kazimierz Gelinek i nauczyciel pochodzący z Bielska, którego imienia niestety nie znamy. Organizacja miała na celu ratowanie więźniów najbardziej wyczerpanych i niesienie im pomocy i chwili wytchnienia od morderczej pracy w obozie. Średnia życia w tym jednym z najcięższych obozów koncentracyjnych wynosiła 3 miesiące. Na tym jednak nie koniec. Prowadzono także działania mające na celu szerzenie kultury pośród więźniów, tworzono poezję więzienną, a nawet snuto plany dotyczące życia w wyzwolonej Polsce.
Do więźniów, którzy zdobyli się w tak okrutnych czasach na oddanie sztuce, należał Władysław Wnuk. Pisał:
Jesteśmy jak żywe kamienie rzucone w przepaść bezdenną,
w której goreje marzenie, że górę stworzoną płomienną.
I na nas, jak na opoce, powstanie gmach wspaniały.
Jak jasny piorun w pomroce, jak wieczny pomnik chwały.
Barak muzealny
Wkrótce po dokonaniu pierwszych odkryć Kazimierz Gelinek otrzymał rozkazy stworzenia muzeum obozowego, w którym następnie wystawiano i opracowywano materiały pozyskane podczas prac archeologicznych. Na ten cel przeznaczono jeden z baraków więziennych.
Prace posuwały się na przód i spełniały oczekiwania nazistów, dlatego też w tuż przed Bożym Narodzeniem 1942 roku komendant obozu KL Gusen Schutzhaftlagerführer Karl Chmielewski nakazał ekipie badawczej przygotować monografię podsumowującą dotychczasowe prace. Książka miała być dokładna i bogato ilustrowana rysunkami zabytków, wzbogacona danymi topograficznymi, profilami geologicznymi i wieloma innymi detalami.
Nie było to zadanie proste, ponieważ wyznaczono także termin, w którym monografia miała być gotowa. Przypadał on na 21 grudnia tego samego roku. Następnie książka opatrzona została wstępem komendanta Chmielewskiego i przedmową prof. Dra Menghina. Cel został osiągnięty i jeden z pięciu powstałych wtedy egzemplarzy, wręczono Himmlerowi podczas jego drugiej już wizyty w obozie.
Prace wykopaliskowe prowadzono aż do wyzwolenia obozu przez wojska amerykańskie 5 maja 1945 roku. Kolejna wersja monografii powstała już w obozie przejściowym w lutym 1946 roku i jest to maszynopis wspomnień Kazimierza Gelinka pt.: „Wykopaliska na lewym brzegu Dunaju…”. Część zbiorów razem ze szkicownikami oznaczonymi numerem więziennym Gelinka – 43041 wywieziono w tym czasie do Forschungsabteilung beim Kaastroche batallion, Pottenstein Oberfranken Station: Behringermühle über Nürnberg Foochheim.
Najgorsze było za nim
Jaki los spotkał Kazimierza Gelinka po wojnie? Chciałoby się wierzyć, że osoba takiego kalibru, po przetrwaniu pięciu lat w jednym z najgorszych obozów koncentracyjnych III Rzeszy, powróci do domu jako bohater i odnajdzie spokój wśród rodziny. Jednak Gelinkowi nie było dane zaznać tego luksusu. Po wyjściu z obozu ważył zaledwie 34 kg, był wyniszczony zdrowotnie, a kiedy powrócił do swojego ukochanego Płocka odkrył, że stracił żonę i córkę, cały swój dobytek, pracę.
Nie miał gdzie mieszkać. Sypiał na ulicy lub po znajomych, aż w końcu udało mu się znaleźć pracę w technikum (t. zw. Ośrodek Szkolenia Zawodowego). Gelinek wspominał, że zima przełomu lat 1946/47 była tak mroźna, że w szkole zamarzała woda w szklance. Od września 1956 roku aż do emerytury przyjął posadę nauczyciela w Liceum Ogólnokształcącym dla Pracujących.
Kazimierz Gelinek w nazistowskim obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen spędził 5 lat. Dzięki swoim umiejętnościom i archeologii udało mu się nie tylko przeżyć, ale także uratować wielu ze swoich współwięźniów. W tych trudnych i okrutnych okolicznościach zachował nie tylko człowieczeństwo, ale także profesjonalizm. Prowadzone przez niego badania ratownicze były niezwykle dokładne. Spełnił rolę archeologa, muzealnika i naukowca.
Co zaskakujące jego praca, choć przekazana została prof. Józefowi Kostrzewskiemu, nie została opublikowana. Do dziś nie wiemy dlaczego. Prof. Kostrzewski mógł z jednej strony podchodzić krytycznie do tego rodzaju działalności, z drugiej zaś mógł chronić Gelinka przed konsekwencjami, jakie publikacja taka mogłaby sprowokować ze strony ówczesnych władz.
Materiały z wykopalisk obozowych doczekały się ponownego opracowania w roczniku „Archeologia Austriaca”, jednak redakcja rocznika, jak i autorzy innych opracowań odnoszących się do obozu Mauthausen-Gusen niemal całkowicie pomijają Kazimierza Gelinka i jego współtowarzyszy, poza jednym. Rocznik jako inicjatora badań przedstawił dra Johanna Grubera – katolickiego księdza z Linzu, który do zespołu Gelinka dołączył w 1942 roku i pełnił w nim funkcje administracyjne (dr Gruber był osobą niezwykle szlachetną i zasłużoną dla Austrii).
Bibliografia:
- Andrzej Prinke, Ocaliła go archeologia: działalność badawcze Kazimierza Gelinka (1882-2969) jako więźnia niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Mauthausen-Gusen (Górna Austria) w latach 1940-1945, Przegląd Archeologiczny, vol 59, 2011, ss. 167-183.
- Anna Stogowska, Wojenne losy Kazimierza Gelinka, Notatki Płockie 3 (140), 1989, ss. 43-47.
- Feliks Załachowski: Gusen – obóz śmierci, Poznań 1946.
KOMENTARZE (12)
Kazimierz Gelinek w nazistowskim obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen spędził 5 lat. Dzięki swoim umiejętnością OM
Oczywiście! Dziękujemy za czujność :)
Dobrze by było poprawić błędy ortograficzne.
Ciekawe
Dlaczego Nazista a nie nazista?
Naziści – nikt tak nie mówił podczas okupacji niemieckiej 1939 – 1945.
Może wróćmy do ówczesnego nazewnictwa z szacunku dla Polaków, którzy wtedy żyli /
Podobny na zdjęciu do Harrisona Forda
Kolejny artykuł o obozach i kolejny raz ani słowa o Niemcach, nie licząc tego o mundurze żołnierza niemieckiego. Jakaś tam Trzecia Rzesza (nota bene to nazwa nieoficjalna, oficjalna nazwa to Rzesza Niemiecka) i jacyś tam naziści. Nie wstyd wam tak przekłamywać historię, zwłaszcza że nazywacie siebie pasjonatami historii?
Co warto by było jeszcze dodać o naszym wybitnym rodaku?
Kazimierz Gelinek był przed wojną kierownikiem działu archeologiczno-etnograficznego Muzeum Mazowsza Płockiego TNP, im. prof. Ignacego Mościckiego, a następnie jego pierwszym dyrektorem. Motto jego pracy jako archeologa de facto nie tylko amatora, naprawdę było – jest piękne: „Ziemia nasza jest hipoteką, która starannie przechowuje dokumenty z przeszłości, pozwalając nam zajrzeć każdorazowo i stwierdzić istotny stan naszego posiadania. (…).”
Miał też bardzo szerokie zainteresowania około archeologiczne. Opracował np. program edukacyjny oparty na zbiorach azjatyckich. Był też jako zwiedzający – obserwator, przy przedwojennych pracach w Biskupinie prof. Kostrzewskiego.
A austriaccy naukowcy mieli okazję dowiedzieć się o nim dopiero niedawno w 2015 r. W pracy niemieckojęzycznej: Archäologische Denkmalpflege zur NS-Zeit in Österreich (Prace archeologiczne w czasach narodowego socjalizmu w Austrii) pod red. Marianne Pollak (jest tam m. in. nieco skrócony art. Andrzeja Prinke.).
Pokazuje to przy okazji dobitnie, jaki to do tej pory Austriacy mają „kłopot” ze swoją przeszłością – konkretnie przyznaniem się do współudziału w zbrodni niemieckiej – niemieckim ludobójstwie, jak właśnie chronią się za określeniami „wytrychami” typu „nazizm”, „hitleryzm” – o czym dobitnie świadczy choćby fakt, że pełna rehabilitacja księdza dra Johanna Grubera została przeprowadzona dopiero ponad 70 lat po jego śmierci !!! Dopiero bowiem wyrokiem z dnia 7 stycznia 2016 r. sąd okręgowy do spraw karnych w Wiedniu, unieważnił i uchylił wyrok sądu z 1939 r. !!!
Grzesiuk w swojej ksiazce „5 lat kacetu” tez w Gusen mial kontakt z wykopaliskami archeologicznymi (podczas prac znaleziono jakies urny) i na zlosc ssmanowi ktorego nazywali „Smieciarz” (ze wzgledu na jego zainteresowanie takimi odkryciami) OSIKAL wykopalisko (za co dostal niezle bicie bo zostal przylapany).No coz…
Prosimy o kontakt rodziny polskich wiezniow niemiecko-austriackich obozow koncentracyjnych.
Stowarzyszenie Rodzin Polskich Obozow Koncentracyjnych
Niektórzy z dyskutantów nie lubią słowa „nazista” lub „hitlerowiec” żądając zastąpienia ich słowem „Niemiec”. Taka zamiana byłaby grubym przekłamaniem, bowiem na rzecz Rzeszy Niemieckiej w czasie II wojny działali nie tylko Niemcy ale całe mnóstwo ludzi różnych narodowości służących w szeregach SS i organizacji pomocniczych, poczynając od Hiszpanów na zachodzie po narody kaukaskie na wschodzie. Trafiali się też Arabowie, Hindusi a nawet nieliczni Murzyni oraz Anglicy z Wysp Kanałowych okupowanych przez Niemcy. Polaków ze Śląska czy Pomorza nikt nie pytał o zdanie, jeżeli urodzili się przed rokiem 1918, tylko brali ich do Wehrmachtu jak leci. Folksdojczów przyjmowano do Waffen SS. Łatwo się było dostać do Organizacji Todt, która zajmowała się szeroko pojętym budownictwem wojskowym. Cudzoziemcy nie przejawiający sympatii do nazizmu mieli zapewnioną przymusową pracę w rolnictwie i przemyśle Rzeszy. Kozaków dońskich z ROA trudno nazwać Niemcami, gdyż nie mówili po niemiecku a w mundurach mieli elementy tradycyjnego kozackiego stroju. Jeżeli ktoś, dla wygody swych szarych komórek chce wszystkich wrzucać do jednego niemieckiego worka, jego sprawa, jednakże od historyka wymaga się odróżniania i ideologii, i narodowości.