Przeciwstawił się wikingom i zmusił ich do uległości. Nakłonił króla Duńczyków, Guthruma, do przyjęcia chrztu. Wreszcie – zjednoczył swój kraj i położył podwaliny pod rozwój rodzimej kultury. Nic dziwnego, że otrzymał przydomek „Wielki”. Ale czy faktycznie Alfred był aż tak wybitnym władcą?
Obejmując tron Wessexu w 871 roku, Alfred nie miał łatwego zadania. Od połowy IX wieku Normanowie duńscy nie ustawali w działaniach zmierzających do opanowania Anglii. W 851 roku założyli zimowy obóz na wyspie Thanet, a czternaście lat później „Wielka Armia” pod dowództwem Halfdana i Ivara Bez Kości najechała na ziemie angielskie.
Miejscowa ludność określała przybyszów mianem wicingas, choć w mrożących krew w żyłach opowieściach o ich okrucieństwach występowali także jako „Danowie”, „poganie”, „obcy” bądź „ludzie z Północy”. Podporządkowali sobie Wschodnią Anglię, Northumbrię oraz Mercję. W 870 roku ich celem stał się Wessex. I pomimo oporu ze strony ówczesnego władcy, Ethelreda, nie zamierzali tak łatwo się poddać. Zwłaszcza, że królowi południowego państewka fortuna bynajmniej nie sprzyjała. Bitwy z Duńczykami toczył ze zmiennym szczęściem, a w końcu zginął, walcząc z nimi pod Merton. Po jego śmierci koronę przejął młodszy brat, Alfred.
„Żniwa” ludu z Północy
Rządy nowego władcy nie zapowiadały się spokojnie ani pomyślnie. Już na początku swojego panowania poniósł klęskę pod Wilton i został zmuszony do zawarcia ugody z najeźdźcami. Kolejne lata także nie przyniosły nadziei na poprawę sytuacji. Rozejm z duńskim wodzem okazał się chwilowy. W 876 roku część Wielkiej Armii pod dowództwem Guthruma zajęła Wareham w Dorset, a następnie Exeter.
Na mieszkańców Wessexu padł blady strach, gdy w 878 roku wikingowie wyruszyli z bazy w Gloucester w kierunku ich państwa. Wojownicy z Północy napadli na Chippenham, które bez większego trudu zdobyli. Alfred o włos uniknął wtedy pojmania. Ostatecznie jednak wymknął się Duńczykom i wraz z niewielkim oddziałem zdołał przedostać się na Wyspę Athelney na mokradłach Somerset Levels.
Na temat pobytu władcy wśród tamtejszych bagien powstało wiele legend. Według jednej z nich król w przebraniu barda zakradł się do obozowiska wikingów i podsłuchując ich rozmowy, poznał dalsze plany podboju, co zapewniło mu później zwycięstwo. Jak było naprawdę – trudno powiedzieć. Faktem jest, że wiosną 878 roku los Alfreda w końcu się odwrócił i władca zaczął „zarabiać” na swój przydomek.
Nadszedł czas długo oczekiwanej zemsty na ludziach Północy. Alfred zgromadził wojska z Somerset Levels, Hampshire, Wiltshire i poprowadził je na nieprzyjaciela. Do starcia doszło pod Edington, gdzie król wraz ze swymi poddanymi dosłownie rozgromił przeciwników. Wikingowie stawiający opór w Chippenham bronili się jeszcze przez piętnaście dni, ale i oni musieli się poddać. Co więcej, Guthrum zobowiązał się przyjąć chrzest i raz na zawsze opuścić Wessex. Jak zapisał autor „Kroniki anglosaskiej”:
Armia najeźdźców przekazała mu zakładników oraz przysięgła, iż opuści jego królestwo, jak również, że ich król ochrzci się; dotrzymali słowa. Trzy tygodnie później, król Guthrum przybył doń, jako jeden z trzydziestu najgodniejszych ludzi w armii pod Aller – a to jest w pobliżu Athenley – zaś król przyjął jego chrzest; krzyżmo uświęcone zostało pod Wedmore.
Niestrudzeni najeźdźcy
Wydawałoby się, że po ceremonii zbiorowego chrztu wikińskich wojowników, których ojcem chrzestnym został Alfred we własnej osobie, Duńczycy dadzą wreszcie za wygraną i zrezygnują z podboju tej części Anglii. Nic bardziej mylnego. Jeszcze jesienią 878 roku Normanowie przedostali się przez Tamizę i założyli obóz w Fulham.
Alfredowi ponownie udało się ich jednak pokonać. Tym samym władca Wessexu umocnił swoją pozycję w kraju, a wkrótce został ogłoszony królem wszystkich Anglosasów. Przez następne lata dzielnie bronił mieszkańców swego państwa przed kolejnymi najazdami. A było z kim walczyć, wojownicy z Północy okazali się bowiem wyjątkowo uparci.
Pierwszy poważniejszy atak z ich strony od czasów bitwy pod Edington nastąpił w roku 884. Załoga okrętów anglosaskich, która dwa lata wcześniej przechwyciła cztery wrogie jednostki niedaleko brzegów cieśniny La Manche, tym razem nie była w stanie powstrzymać duńskiej flotylli przybyłej z terenów Franków. Normanowie natarli na ziemie angielskie od strony Kentu, a Guthrum udzielił wsparcia swym pobratymcom.
Alfred znowu znalazł się w trudnej sytuacji. Pomimo to udało mu się pobić Duńczyków bez większych strat własnych. Zwycięstwa, które odnosił na terenach Kentu i Essexu, zwieńczył zajęciem Londynu w 886 roku. Zawarł wtedy z Guthrumem układ wyznaczający granicę między ich krajami. Nowa linia graniczna biegła od ujścia rzeki Lei do Tamizy, następnie do Bedford i dalej do Watling Street. Ponadto na mocy ugody zabezpieczone miały być prawa Anglosasów po duńskiej stronie; wprowadzono też zakaz migracji z jednego państwa do drugiego.
Na pewien czas zapanował spokój. Porozumienie zostało utrzymane nawet po śmierci Guthruma w 890 roku – lecz nie na długo. Już w 892 roku wikingowie znów dali się we znaki Alfredowi. Normanowie z Boulogne przypuścili wówczas atak na Kent, a normandzki wódz Hastein utworzył swoją bazę w Benfleet. Jak można było się spodziewać, Duńczycy osiadli na terenach króla Wessexu, nie zważając na wcześniejszy układ, udzielili najeźdźcom wsparcia. Przyszłość Anglii po raz kolejny była zagrożona.
Anglosaski władca był już jednak gotowy na tę okazję. Dzięki umocnionym fortyfikacjom nadbrzeżnym i śródlądowym oraz dobrze wyszkolonemu wojsku zapewnił swoim poddanym skuteczną ochronę. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie szereg reform, które przeprowadził w czasie pokoju.
Historię piszą zwycięzcy
Bynajmniej wtedy nie próżnował. Z jego inicjatywy w miastach hrabstw Sussex, Surrey i Wessex utworzono targowiska. Część zysków, jakie przynosiły, była przeznaczona na działania wojenne. Ponadto król dokonał również podziału fyrdu na dwie części. Podczas gdy jedna z nich służyła w armii, drugą kierowano do pracy na roli. Co jakiś czas ludność wymieniała się zadaniami, dzięki czemu w 892 roku Anglosasi byli dobrze przeszkoleni z zakresu sztuki wojennej, a gospodarka funkcjonowała bez problemów.
Wojowniczy Skandynawowie, docierający drogą morską aż do Devonu, po raz kolejny zostali więc powstrzymani, choć nie obyło się bez strat. Kiedy po wielu porażkach w Kencie i Esseksie wojska normańskie podążyły w stronę miasta Chester, Alfred zastosował taktykę spalonej ziemi.
Pozbawienie najeźdźców dostępu do żywności okazało się strzałem w dziesiątkę. W ciągu kolejnych czterech lat król zdołał w ten sposób wyprzeć ich ze swoich ziem. Pokonani wikingowie rozproszyli się – jedni udali się do Wschodniej Anglii, drudzy na tereny Northumbrii, a jeszcze inni odpłynęli na południe w stronę Sekwany. Nikt już nie miał wątpliwości, że Alfred w pełni zasłużył sobie na przydomek „Wielki”.
Ale czy faktycznie był tak wybitnym władcą, jak opisują to kroniki? Z pewnością przyczynił się do rozkwitu Anglii – i to nie tylko ze względu na fakt, że pokonał najeźdźców z Północy. Za jego rządów dokonano istotnych reform struktur wojskowych, rozbudowano flotę, jak również system obronnych grodów. Miał też olbrzymi wkład w rozwój kultury, między innymi założył szkołę pałacową i wyposażył uczelnię w Oksfordzie, a także kazał tłumaczyć dzieła łacińskie na język anglosaski. Zainicjował również powstanie zbioru przepisów, tak zwanego „Prawa króla Alfreda”.
Był też gorliwym chrześcijaninem. Bernard Cornwell w inspirowanej historią władcy powieści „Zwiastun burzy” (drugim tomie bestsellerowej serii „Wojny wikingów” zauważa: „Przypodobać mógł mu się jedynie ten, kto wykazywał równie chrześcijańską postawę i przypisywał Bogu zasługi za każdy uśmiech losu”. Z drugiej strony, jak podkreśla Aleksandra Sosnowska:
Wyidealizowany obraz króla bohatera i mędrca przetrwał rzecz jasna dzięki współczesnym rodzimym źródłom pisanym, które powstawały wyłącznie w jego kręgu lub w jego królestwie. Łatwo też przecenić znaczenie Wessexu i jego władców, gdy — poza szczątkami roczników w późniejszych wersjach „Kroniki [anglosaskiej” – przyp. red.] – nie pozostały żadne źródła narracyjne z innych królestw anglosaskich, znacznie bardziej dotkniętych wojną.
Po części więc mit Alfreda jest więc wyłącznie tym – mitem, stworzonym przez średniowieczną propagandę. Co nie zmienia faktu, że gdy 26 października 899 roku król zmarł, poddani żegnali go ze smutkiem, jako powszechnie miłowanego, wybitnego władcę. O ile oczywiście wierzyć doniesieniom kronikarzy…
Inspiracja:
Inspiracją do napisania tego artykułu stała się powieść Bernarda Cornwella pod tytułem „Zwiastun burzy”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Otwarte. To drugi tom bestsellerowej serii o burzliwych czasach wikińskich najazdów na Anglię w IX wieku.
Bibliografia:
- Czapliński W., Górski K., Historia Danii, Zakład Narodowy im. Ossolińskich 1965.
- Forte A., Oram R., Pedersen F., Państwa wikingów: Podboje – władza – kultura, Wiek IX – XI, Wydawnictwo Naukowe PWN 2010.
- Pollard J., Alfred the Great: the man who made England, John Murray 2005.
- Roesdahl E., Historia wikingów, Wydawnictwo Marabut 1996.
- Sosnowska A., Alfred Wielki – nowe spojrzenie czy fałszywy trop w badaniach nad biografią średniowiecznego władcy?, „Kwartalnik Historyczny”, Rocznik CV, 1998, 2.
- Trevelyan G., Historia Anglii, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1965.
- Zins H., Historia Anglii, Zakład Narodowy im. Ossolińskich 1979.
KOMENTARZE (3)
Czy był wybitnym królem? Tak!
Każdy mieszkaniec był mu pewnie wdzięczny za przepędzenie najeźdźcy, który go grabił, palił. Samo zachowanie ich po jego śmierci to obrazuje. Skąd więc to pytanie?
Nie no przecież do pięt nie dorastał Janu Pawłu Katz ten tak zmasakrował pielgrzymki Polskę w ustawce zwanej „obalenie komuny” , że proletsriusze z Kanaanu cudownym cudem przekształcono w akcjonariuszy Polin. Wdzięczni Polacy płakali na jego pogrzebie kiedy wyciągnął czacie kopyta. Nawet Bush był na pogrzebie i brewiarz czytał.
Ładnie ci te korki wybiło 😆