Józef Piłsudski sam przyznawał, że kobiety były „najgorliwszymi propagatorkami jego imienia”. Przykładów nie brakuje. Ale ten jeden naprawdę warto znać.
Kobiety związane z ruchem strzeleckim i z Legionami już od pierwszych dni wojny wzięły na siebie obowiązki niestrudzonych propagandystek. To one budowały renomę polskiego wojska i jego dowódców.
Widać je było w służbach frontowych, gdzie starały się skłaniać cywilów do pomocy i do służby ochotniczej, w redakcjach podziemnych czasopism, gdzie odpowiadały za druki trafiające do dziesiątek tysięcy odbiorców, czy wreszcie – w przeróżnych legalnych i konspiracyjnych organizacjach, wszechstronnie wspierających czyn zbrojny.
Pracowały bez wytchnienia na przeróżnych frontach. Szczególnie ważny etap ich działalności nadszedł jednak w chwili najgłębszego kryzysu: po tym, jak latem 1917 roku niemieckie władze zdecydowały o zatrzymaniu Józefa Piłsudskiego i o wywiezieniu legionistów nie chcących służyć w „polskim Wehrmachcie” do obozów internowania.
W reakcji na te haniebne decyzje wezbrała prawdziwa fala oburzenia. Tysiące kobiet skupionych w organizacjach niepodległościowych żądały uwolnienia Komendanta i internowanych legionistów. Na tym w żadnym razie nie poprzestawały. Zaczęły drukować memoriały i odezwy, namawiały do buntu przedstawicieli rad miejskich, powiatowych czy gminnych… Bezkompromisowo występowały przeciw okupantom, którzy dopiero co mienili się wyzwolicielami.
Trzy tysiące podpisów
Na terenie okupacji austriackiej szczególnie aktywnie występowała Zofia Zawiszanka: była strzelczyni i żołnierka Żeńskiego Oddziału Wywiadowczego, a teraz peowiaczka.
W pamiętnikach relacjonowała ona, że na wieść o zatrzymaniu Piłsudskiego udało jej się, mimo żniw i ulewnego deszczu, zebrać w wiosce pod Miechowem kilkutysięczny tłum, który wysłuchał przekazywanych przez nią „hiobowych wieści”. Następnie działaczki kobiece rozwinęły „gorączkową akcję zbierania podpisów” pod ułożonym naprędce (rzecz jasna przez panie) protestem:
Aresztowanie i uwięzienie przez Niemców Twórcy żołnierza polskiego uważamy za ciężką obelgę, rzuconą całemu Narodowi naszemu. Jako obywatele, bez względu na odcienie przekonań politycznych i społecznych, przeciw gwałtowi temu protestujemy!
Oba Państwa Centralne poręczyły uroczyście Niepodległość, oba zatem są wspólnie odpowiedzialne za uwięzienie Tego, który przez całe życie swoje o tę ideę tylko walczył. Żądamy, aby Józef Piłsudski wypuszczony został natychmiast na wolność!
Ten adres do władz sygnowały prawie trzy tysiące osób. A przecież to był tylko jeden dokument, ułożony w jednym powiecie na północ od Krakowa. Podobnych memoriałów było całe mrowie. I najczęściej historia się powtarzała.
To kobiety, zgodnie ze słowami samego Józefa, były „w ogóle najgorliwszymi propagatorkami jego imienia”. To one najgłośniej, najbardziej stanowczo występowały przeciw władzom. One wreszcie zainicjowały ostatni już etap budowy obrazu Komendanta. Długa droga od zera do bohatera dobiegała końca. Zresztą – nawet nie do bohatera, a do wprost nadludzkiego herosa. Polskiego Heraklesa o półboskiej mocy.
Piłsudski to twarda laska
Ta sama Zofia Zawiszanka, która pod Miechowem zbierała protestacyjne podpisy, była też odpowiedzialna za stworzenie jednej z najwcześniejszych, a zarazem najbardziej entuzjastycznych, wprost egzaltowanych broszur propagandowych poświęconych ściśle Józefowi Piłsudskiemu.
Publikacja, wydana pod pseudonimem Zofii Przeorowej, nosiła dumny tytuł „Nasz Naczelnik”. Pojawiła się w roku 1917, już po zatrzymaniach i rzecz jasna – w drugim obiegu. Autorka otwierała ją z naprawdę wysokiej nuty. Na starcie postanowiła udowodnić, że Piłsudski to… wyjątkowo twarda laska.
„Nawet dzieci znają i rozumieją powiastkę o siedmiu laskach, które w żaden sposób złamać się nie dały, gdy je razem było związać, choć każdą z nich łatwo było pokruszyć” – tłumaczyła. Z pozoru po to, by pokazać wielkie znaczenie współpracy między ludźmi i wspólnego dążenia do celu. Zaraz jednak skontrowała własną sugestię: „Ale ludzie, to nie laski, nie wszyscy są jednakowi”. Zdaniem Zawiszanki prawdziwie twarde, niezniszczalne drągi niemal się nie zdarzały. O ile można było spotkać osobników ponadprzeciętnych, to już ludzie prawdziwie „wielcy” stanowili ewenement.
„Wielki człowiek, to jakby wielkolud między karzełkami, jakby rosły dąb między marną krzewiną” – wyjaśniała z patosem autorka. – „Jakaś dziwna jest w nim siła, jakby cudownie dana od Ducha Świętego. Iskra Boża, z której się rozpalają ognie dla oświecenia i ogrzania całej ziemi”. Zadaniem ludzi było rozpoznać w swych otoczeniu „wielkoluda”. A gdy już go dostrzegą – oddać mu się całym sercem, bez najmniejszego wahania. Należało:
(…) Iść za nim z takim zaufaniem, jak dzieci za ukochanym nauczycielem. Bo on wie najlepiej, co jest dla narodu dobre, a co szkodliwe, nieraz ma nawet dar jasnowidzenia przyszłości i przed niebezpieczeństwem ostrzega. To też nieszczęśliwe są narody, które nie słuchają swoich wielkich ludzi i nie pozwalają im siebie uszczęśliwić.
Czwarty wspaniały
W całej polskiej historii Zofia Zawiszanka była w stanie wskazać tylko czterech takich herosów. Był Kazimierz Wielki, który „Polskę zastał drewnianą, a zostawił murowaną”. Po nim przyszedł Stefan Batory, „mocną ręką hamujący rozzuchwaloną i zgłupiałą szlachtę”.
Jako kolejny na miano naprawdę wielkiego człowieka zasłużył ponoć dopiero Tadeusz Kościuszko. „Ukochany Naczelnik, któremu wszyscy zgodnie najwyższą władzę przyznali w powstaniu przeciwko Moskalom”. A zarazem wódz, który „na taką miłość i cześć zasłużył, że go w grobach na Wawelu razem z królami pochowano”. Na czwartego bohatera przyszło czekać kolejne stulecie. „Zjawił się” – jak pisała Zawiszanka – „dopiero dziś”. I był to rzecz jasna Józef Piłsudski.
Publikacja Zawiszanki wprost perfekcyjnie wpisywała się w reguły propagandy. Autorka, mająca za sobą lata agitacji wśród chłopów, wiedziała, że wizerunek Wodza musi być prosty, jednoznaczny; musi przywodzić na myśl święte obrazki i biblijne przypowieści. O Piłsudskim pisała więc, że pochodzi z rodziny od zawsze odznaczającej się wielkimi „cnotami domowymi” i „dla dobra Ojczyzny chętnie oddającej wszystko”.
Podkreślała jego pilną naukę w szkole, oddanie rodzicom, wielki patriotyzm, który spijał z mlekiem matki… Opowiadała, że z Syberii (gdzie krótko przebywał, ukarany za dość przypadkowy udział w spisku na życie cara) wrócił jako już dojrzały „budziciel i obrońca ludu”. „Powiedział sobie, że będzie żył tylko po to, aby swoich sponiewieranych rodaków przerobić na wolnych ludzi” – pisała Zawiszanka wzniośle, ale w gruncie rzeczy też bez uciekania się do kłamstwa.
Z drugiej strony, gdy było trzeba, upraszczała i naginała rzeczywistość. Usuwała wszelkie rozterki, porażki, obawy i wertepy życia. Piłsudski działał sam, z własnej inicjatywy i bez czyjejkolwiek pomocy. Bo przecież był laską nie do złamania. Jeśli nie odnosił pełnego sukcesu, to tylko z winy postronnych. Gdyby ludzie za nim poszli, to Kadrówka zaraz by przegnała Moskali z Polski, ratując kraj przed zniszczeniem i biedą. Gdyby Austriacy nie odrzucali jego żądań, to mieliby na usługach setki tysięcy żołnierzy…
Zawiszanka przekonywała, że dymisja Komendanta w lecie 1916 roku sprawiła, iż na okupantów padł „blady strach”. Potem zaś tylko pod naporem usuniętego Brygadiera… zdecydowali się ogłosić fasadową polską niepodległość. Jeśli ktoś twierdził inaczej, to powtarzał „fałsze i głupoty”.
Kto jest w Polsce od niego mądrzejszy?
W decydującym momencie jeden jedyny człowiek walczył o powołanie polskich władz i urzędów. Człowiek „mądry, odważny, a tak hartowny jak żelazo”. Nie trzeba chyba mówić, kto konkretnie.
Przekonali się Niemcy i Austriacy, że bez Niego nic w Polsce zrobić się nie da.
Można powiedzieć, że On to jest duszą walki o prawa narodu, On pobudza go i umacnia do ciężkiej walki o Polskę – nie szukając przy tym żadnej chwały dla siebie, nieraz ukrywając nawet swoje zasługi.
I nam też nie o to idzie, aby wychwalać naszego najdroższego Naczelnika. Na to czas będzie, gdy walka się skończy. Jeżeli piszemy o Jego czynach, to tylko po to, aby ludziom oczy otworzyć, pokazać im wyraźnie, za kim iść mają w tych czasach trudnych.
„Bo co tu owijać w bawełnę?” – pytała retorycznie Zawiszanka. „Kto rozsądny”, ten sam powinien przyznać, że niewielkie ma zdolności, że mało potrafi i że… rozgarnięty jest tylko na tyle, by ślepo podążyć za wodzem. Takiego przecież wielkiego człowieka dał Polakom „Pan Bóg i tym objawił wielkie swoje miłosierdzie”.
Osądźcie sami: czy jest kto w Polsce od Niego mądrzejszy, czystszy w sercu i mocniejszy w czynie? Czy wart, aby go słuchać? Czy on jest, czy nie jest tym człowiekiem przez Boga zesłanym na ratunek narodowi?
A jeżeli jest – to biada tym, co Mu przeszkadzają! – podobnie jak miastu Jeruzalem, które kamienowało proroki. Kto Jemu nie pomaga w Jego trudzie, ten nie chce pracować nad poprawą własnej doli. Kto Jemu kamienie pod nogi rzuca, ten powstającą Ojczyznę na powrót do grobowca wtłacza.
Prorok został wprawdzie uwięziony, tym bardziej jednak należało dbać o to, by z polskich „serc i mózgów” nigdy nie zniknęło „to, co On głosił i to, czego dla nas żądał”. Trzeba było trwać w oporze przeciw „fałszywym, zdradzieckim przyjaciołom” Niemcom. I czekać na powrót jedynego człowieka, który jest władny przywieść Polskę do wolności i wziąć w swe ręce stery rządów.
Kto jemu nie pomaga w jego trudzie…
Czy Zawiszanka wiedziała, że manipuluje rzeczywistością? Że fałszuje obraz Piłsudskiego i że ten w rzeczywistości nie jest nowym Abrahamem, ale zwyczajnym człowiekiem, o ogromnych słabościach i boleśnie seksistowskich poglądach? Oczywiście, musiała mieć tego pełną świadomość. Zarazem jednak była głęboko przekonana, że wyidealizowany, po części wykreowany przez nią samą Komendant, jest potrzebny Polakom.
Jeśli rodacy mieli się otrząsnąć z niemocy, to musieli uwierzyć w istnienie nowego Kazimierza Wielkiego, Stefana Batorego i Tadeusza Kościuszki w jednym. W „ukochanego Naczelnika”, który się mroku nie ulęknie… I który we właściwiej chwili powróci, by odbudować wolną ojczyznę.
Bez tej broszurki i podobnych jej publikacji, bez wielkiego zaangażowania setek różnych Zofii Zawiszanek, 10 listopada Piłsudski byłby tylko jednym z rozlicznych pretendentów do władzy w kraju. Politykiem drugo-, a może wręcz trzecioplanowym. Za ich sprawą z niemieckiej twierdzy wracał już w zupełnie innej woli: jako jedyny człowiek, któremu Polacy byli gotowi oddać władzę w kraju.
Bibliografia:
Artykuł powstał w oparciu o materiały i literaturę zebrane przez autora podczas prac nad książką „Niepokorne damy. Kobiety, które wywalczyły niepodległą Polskę”. Pełna bibliografia w książce, poniżej wybrane pozycje:
- M. Chorązki, Małopolscy bohaterowie niepodległości. Zofia Zawiszanka (1889-1971) – legionistka z Goszyc, IPN Kraków, [] (dostęp 25 sierpnia 2018).
- E. Jogałła, Dwór w Goszycach, Zofia Zawiszanka-Kernowa i dzieje przyjaźni Szczepańskich i Turowiczów, „Konteksty Kultury”, t. 11 (2014).
- Z. Przeorowa [właśc. Z. Zawiszanka], Nasz Naczelnik, Warszawa 1917.
- Z. Zawiszanka, Burzliwe dni powiatu miechowskiego [w:] Służba Ojczyźnie. Wspomnienia uczestniczek walk o niepodległość 1915-1918, Główna Księgarnia Wojskowa, Warszawa 1929.
KOMENTARZE (3)
Szanujmy wodzów każdego okresu i pamięć o nich,tych wszystkich ,którzy wywalczyli naszą niepodległość po okresie zaborów.
Myślę, że warto szanować zasłużonych ludzi i wodzów. Ale nie mity o nich lecz prawdę. A jeśli chodzi o ludzi z zaboru rosyjskiego, to więcej w nich picu i mitu, aniżeli prawdy i walki z carem. Szczególnie w okresie I wojny.
A Targowiczan i folksdojczów na szafot!