Było ich tylko czterdzieści sześć, ale nawet mężczyźni przyznawali: stanowiły największy atut polskiego wojska i odnosiły sukcesy, do których oni sami byli zupełnie niezdolni. Dlaczego tak rzadko się o nich mówi?
W najwcześniejszych dniach pierwszej wojny światowej setki kobiet wspierały tworzenie oddziałów kadrowych. Wiele też wyruszyło na ziemie zaboru rosyjskiego, by tam – ramię w ramię z mężczyznami – organizować zaopatrzenie, służby sanitarne, agitację. Były też takie, które garnęły się do walki w pierwszej linii.
Początkowo z chęcią korzystano z zapału ochotniczek i z ich zdolności organizacyjnych. Gdy jednak struktury Legionów Polskich zaczęły krzepnąć, Józef Piłsudski – znany mizogin i szowinista – wydał rozkaz o „usunięciu wszystkich kobiet ciągnących za armią”.
Zrobiono tylko jeden zasadniczy wyjątek. Nawet zatwardziali seksiści przyznawali bowiem, że Żeński Oddział Wywiadowczy jest absolutnie nieodzowny.
Słowa uznania
Była to niewielka, nie rzucająca się w oczy formacja, przez którą przewinęło się łącznie czterdzieści sześć kobiet. Zaczęto ją tworzyć od pierwszych dni sierpnia 1914 roku i także Józef Piłsudski (co do zasady wypowiadający się o damskiej służbie z dozą wyniosłości czy wręcz pogardy) przyznawał, że oddała mu ona nieocenione przysługi, zupełnie niewspółmierne do jej liczebności.
Każda z wywiadowczyń pracowała za trzech, pięciu lub dziesięciu mężczyzn. Dziewczyny brały na siebie obowiązki z jednej strony kluczowe, z drugiej zaś – wymagające ogromnego sprytu, ponadprzeciętnej ostrożności, a często też… szczególnej gracji, zupełnie niedostępnej panom.
W pierwszych dniach wojny zadaniem Żeńskiego Oddziału Wywiadowczego było prowadzenie strategicznego wywiadu na tyłach wroga. Żołnierki miały stale śledzić posunięcia Rosjan i zachowywać kontakt z ich oddziałami, tak by całe przedpole frontu, na czterdzieści, sześćdziesiąt czy nawet więcej kilometrów w głąb było doskonale znane dowódcom oddziałów kadrowych.
„Wielka jest zaiste zasługa mego biura wywiadowczego, złożonego prawie wyłącznie z kobiet, że mogłem wówczas posiadać dane o nieprzyjacielu” – wspominał po latach Piłsudski. Twierdził, że panie pełniły służbę nawet „bardziej ofiarnie” od jego zaufanych kawalerzystów. „Na furmankach tłukły się one samotnie po wszystkich drogach, zataczając kręgi znacznie obszerniejsze niż jazda, bo sięgające do Warszawy, Piotrkowa i Dęblina” – pisał. Podkreślał, że w efekcie mógł być „spokojny” o pozycję swoich oddziałów i o to, że nie zostaną one zaskoczone przez Moskali.
„Kategoria prawdziwych bohaterstw”
Same wywiadowczynie nie mogły nawet marzyć o podobnym spokoju ducha. Stale narażone były na spotkania z rosyjską żandarmerią. Siedem żołnierek istotnie zostało aresztowanych, w tym dwie w trakcie przekraczania linii frontu. W tej grupie znalazła się między innymi Wanda Wasilewska, matka przyszłej akuszerki Polski Ludowej.
Na polskie żołnierki czyhały także przyfrontowe służby sojuszników. Dowództwo wymagało, by kobiety wszystkie raporty przekazywały w ręce przełożonych, nigdy zaś Austriakom czy broń Boże Niemcom. W efekcie nagminnie zdarzało się, że „sprzymierzeńcy” zatrzymywali i więzili polskie wywiadowczynie. Jedna z nich, odmówiwszy zdradzenia pozyskanych danych, trafiła do paki na długie dwa miesiące.
„Wiele spośród kurierek przechodziło po kilkanaście razy przez front w warunkach tak trudnych, że gdy czyta się ich wspomnienia lub słucha ich opowiadań, ma się wrażenie, że to nie rzeczywistość, lecz jakaś fantastyczna bajka” – stwierdziła po latach z uznaniem Wanda Pełczyńska: polityczka oraz posłanka na sejm II Rzeczypospolitej. I wiedziała, co mówi, bo nie tylko sama należała do oddziału wywiadowczego, ale też – składała meldunki bezpośrednio Komendantowi. Po fakcie wolała jednak wypowiadać się o osiągnięciach koleżanek, a nie o osobistych sukcesach. Można by oczywiście zarzucić jej, że nie była bezstronna. Ale opinii podobnych do tej, którą sformułowała nie brakuje.
Lekarka legionowa Julia Świtalska też pisała z emfazą: „Służba kobiet w wywiadzie to kategoria prawdziwych bohaterstw”. A przy okazji dodała, z optymizmem, który miał się okazać zdecydowanie przesadzony: „Nazwiska kobiet tych w dziejach Polski zostaną zapisane zapewne złotymi zgłoskami”.
Techniki niczym z powieści szpiegowskiej
W codziennej pracy wywiadowczej trzeba było uciekać się do często zaskakujących kroków, by uniknąć uwagi wroga. Bronisława Bobrowska wspominała, że kobietom nie wolno było na przykład nosić plecaków, bo choć te wielce ułatwiłyby długie marszruty, to zarazem niepotrzebnie ściągałyby uwagę postronnych.
Inna wywiadowczyni, Zofia Zawiszanka, podkreślała z kolei znaczenie stroju, który w żadnym razie nie mógł robić wrażenia podróżnego, być zaniedbany czy przesadnie męski. Należało ubierać się nawet nie przyzwoicie, ale wręcz – szykownie. W ten sposób najłatwiej było wcielić się w zagubioną damulkę, kręcącą się przy froncie tylko ze względu na własną niefrasobliwość i zagubienie.
Niedozwolone były postoje w hotelach (obowiązek meldunkowy narażał szukającą wygody kurierkę na szybkie zdemaskowanie), trzeba było zachowywać wielką ostrożność przy wynajmowaniu koni i umieć kłamać jak z nut w razie zatrzymania lub rewizji.
Czasem dla podtrzymania kamuflażu do towarzystwa brano starszą żołnierkę, pięćdziesięcio- czy sześćdziesięcioletnią, mogącą odgrywać rolę „babci”. Wtedy młodsza kurierka wchodziła w rolę opiekunki schorowanej kobiety, potrzebującej pilnie dotrzeć do domu albo do wnuków, z którymi została rozdzielona. Gdy zachodziła potrzeba, płacono łapówki, bądź… flirtowano z rosyjskimi żołdakami.
Flirt, infiltracja, manipulacja…
Maria Rychterówna opowiadała na przykład z dumą, że podczas jednej z misji tak zawróciła w głowie wrogiemu oficerowi, iż ten nawet się nie spostrzegł, a już podpisał jej przepustkę uprawniającą do podróży. „Och, mężczyźni, panowie świata!” – śmiała się. Wspomniany wyczyn blednie zresztą na tle osiągnięć innej wywiadowczyni, Marii Korniłowiczówny.
Pewnego razu stanęła ona przed koniecznością przebycia rozległego jeziora. Zamiast prosić o pomoc chłopów i ryzykować, że zostanie zdemaskowana, postanowiła wysłużyć się nawet nie jednym rosyjskim żołnierzem, ale całym ich oddziałem. Zauroczyła stacjonujących nieopodal szeregowców i przekonała ich, by… sami zdobyli dla niej łódź i przyprowadzili ją na przystań. W zamian obiecała niewinną, ale romantyczną przejażdżkę po jeziorze. Słowa dotrzymała, po czym nocą wykradła łódź i przepłynęła na przeciwległy brzeg.
Na oficerów miała inny sposób. Mistrzowsko wzbudzała w nich litość. Potrafiła na przykład przekonać generalskiego adiutanta, że rodzina jej przyjaciółki utknęła po niemieckie stronie frontu i wymaga pilnej pomocy… Mężczyzna nie tylko uwierzył w rzewną historię i podbił dokumenty, ale nawet przydzielił agentce eskortę. Mało tego! Polecił jednemu ze swoich ludzi, by nosił za Marią walizki.
Od wywiadowczyń oczekiwano, że będą się wykazywać doskonałą, wprost fotograficzną pamięcią. Miały baczyć na to, by nie pomylić ani jednego numerka napotkanych pułków rosyjskich i nie przekręcić żadnego z odnotowanych nazwisk czy terminów.
Gdy tylko było to możliwe, należało unikać pozostawiania fizycznych śladów, tak więc raporty częstokroć istniały tylko w głowach żołnierek i były recytowane ustnie. Nieliczną dokumentację sporządzano zgodnie z prawidłami służby szpiegowskiej. Wiadomości były notowane drobnym maczkiem na wąskich bibułkach lub też niewidocznym atramentem na specjalnych ręcznikach; to drugie rozwiązanie dostarczyli dziewczynom zaprzyjaźnieni chemicy.
Komendantka wywiadu
Szczególnie wiele informacji o służbie wywiadowczej pozostawiła Aleksandra Szczerbińska – przyszła żona Piłsudskiego, doświadczona konspiratorka, a od połowy września 1914 roku dowódczyni oddziału.
Z notatek Aleksandry wiemy, jak zmieniały się i rozszerzały zadania żołnierek i jak różne sukcesy im zawdzięczano. Podkreślała ona, że gdy „wszelka łączność z Warszawą została przerwana, wówczas łączność tę nawiązały kurierki Oddziału Wywiadowczego”. Zdaniem przyszłej pani Marszałkowej, w pierwszych miesiącach wojny żołnierki „stały się jedynym łącznikiem między ziemiami Polski przedzielonymi linią bojową”.
Docierały nie tylko do stolicy zaboru rosyjskiego, ale też do Mińska czy Odessy. Nie dość, że zbierały bezcenne dane wojskowe, to w miarę potrzeb przerzucały też bibułę, transportowały materiały wybuchowe i przekazywały wieści oraz rozkazy rodzącym się po drugiej stronie kordonu organizacjom niepodległościowym.
Ich zasługi trudno zliczyć. Mimo to członkinie oddziału potraktowano tak samo, jak wszystkie inne kobiety, pragnące aktywnie bić się o niepodległość. Chociaż pełniły kluczowe funkcje, stopniowo je marginalizowano i odcinano od informacji.
Wreszcie, 25 marca 1914 roku, zapadła zupełnie nieuzasadniona (i niszczycielska w skutkach) decyzja o likwidacji kobiecej służby wywiadowczej.
Haniebna decyzja
Rozkaz oficjalnie podpisali Austriacy, ale dowódca pierwszej brygady, Józef Piłsudski, wcale nie bronił swoich żołnierek. Wywiadowczynie z goryczą komentowały, że właśnie straciły już ostatni „dostępny im rodzaj służby”. Tym, które kończyły akurat misje, nawet nie pozwolono dostarczyć raportów do celu. Miały wszystko oddać w ręce kolegów.
Kobiety wysyłały protesty i prosiły, by w takim razie przeniesiono je do oddziałów walczących na pierwszej linii frontu. Wniosek w tej sprawie złożyła między innymi Aleksandra Szczerbińska, domagająca się przyjęcia do oddziału saperów. Piłsudski nie tylko „stanowczo się temu sprzeciwił”, ale też zagroził, że usunie malkontentki z wszelkich organizacji powiązanych z legionami.
Większość kobiet, pragnących nadal pomagać sprawie, choćby pozostając na tyłach, było zmuszonych zaakceptować haniebne rozstrzygnięcia. Jednak nie każda żołnierka pogodziła się z decyzjami wielkiego seksisty. Były takie, które zamierzały walczyć bez względu na wszelkie przeciwności. Nawet jeśli w tym celu musiały zostać mężczyznami…
Bibliografia:
Artykuł powstał w oparciu o materiały i literaturę zebrane przez autora podczas prac nad książką „Niepokorne damy. Kobiety, które wywalczyły niepodległą Polskę”. Pełna bibliografia w książce, poniżej wybrane pozycje:
- Barthel de Weydenthal J., Sekcja wywiadowcza POW [w:] Wierna służba. Wspomnienia uczestniczek walk o niepodległość 1910-1915, Główna Księgarnia Wojskowa, Warszawa 1927.
- Dudek A., Pełczyńska Wanda z Filipkowskich [w:] Kto był kim w Drugiej Rzeczypospolitej, red. J.M. Majchrowski, G. Mazur, K. Stepan, Polska Oficyna Wydawnicza „BGW”, Warszawa 1994, s. 390.
- Dufrat J., Kobiety w kręgu lewicy niepodległościowej. Od Ligi Kobiet Pogotowia wojennego do Ochotniczej Legii Kobiet (1908–1918/1919), Adam Marszałek, Toruń 2002.
- Dufrat J., Kobiety w Legionach i kobiety związane z ideą Legionów [w:] Legenda Legionów. Opowieść o Legionach oraz ludziach Józefa Piłsudskiego, Demart, Warszawa 2008.
- Filipowska W., Z raportem do Komendanta [w:] Wierna służba. Wspomnienia uczestniczek walk o niepodległość 1910–1915, Główna Księgarnia Wojskowa, Warszawa 1927.
- Jędrzejewicz W., Kronika życia Józefa Piłsudskiego 1867–1935, t. I, Wydawnictwo Sanacja, Warszawa 1989.
- Jędrzejewicz W., P.O.W. i Batalion Warszawski. Moja służba 1914-1915, Instytut Józefa Piłsudskiego, Warszawa 1939.
- Korniłowiczówna M., Ostatnia wyprawa [w:] Wierna służba. Wspomnienia uczestniczek walk o niepodległość 1910–1915, Główna Księgarnia Wojskowa, Warszawa 1927.
- Pełczyńska W., Kobieta w walce o niepodległość [w:] Dziesięciolecie Polski odrodzonej. Księga pamiątkowa, Ilustrowany Kuryer Codzienny, Kraków 1928, s. 871.
- A. Piłsudska, Oddział wywiadowczy I Brygady [w:] Wierna służba. Wspomnienia uczestniczek walk o niepodległość 1910–1915, Główna Księgarnia Wojskowa, Warszawa 1927.
- A. Piłsudska, Udział kobiet w walkach o niepodległość, „Niepodległość”, t. 5 (1955).
- Piłsudska A., Wspomnienia, LTW, Warszawa 2004.
- Piłsudski J., Moje pierwsze boje [w:] tegoż, Pisma zbiorowe, Wydanie prac dotychczas drukiem ogłoszonych, t. IV, Instytut Józefa Piłsudskiego, Warszawa 1937.
- Rychterówna M., Według rozkazu [w:] Wierna służba. Wspomnienia uczestniczek walk o niepodległość 1910–1915, Główna Księgarnia Wojskowa, Warszawa 1927.
- Rychterówna M., Zdala od frontu [w:] Wierna służba. Wspomnienia uczestniczek walk o niepodległość 1910–1915, Główna Księgarnia Wojskowa, Warszawa 1927.
- Świtalska J., Wspomnienia lekarki legionowej, Książnica–Atlas, Lwów 1937.
- Zawiszanka Z., Poprzez fronty. Pamiętnik wywiadowczyni I pułku piechoty Legionów z 1914 r., Główna Księgarnia Wojskowa, Warszawa 1928.
KOMENTARZE (8)
Czyli nic nowego – dowódcom i rządzącym zawsze dobrze wykorzystywało się dokonania kobiet, tylko po to, by później szybko się ich pozbyc i usunąc w niepamięc, tak jakby ich zasługi powodowały jakąś stratę czy ujmę dla męskich dowódców. Tak było na początku XX w. tak, było i pod koniec przy Okrągłym Stole, oby już więcej się nie powtórzyło.
Ja uważam że NASZE kobiety to Polska właśnie.I na wszystkich etapach istnienia
i nieistnienia państwa poLASZKI to sól tej ziemi.To zadaniem kobiet było prowadzenie gospodarstwa domowego a często i zarządzanie majątkiem,wychowanie dzieci.
To że mężczyzni tak często ginęli,byli mordowani,gineli na zsyłce,przymuszani do służby w obcym wojsku powodowali ze przestali brać czynny udział w wychowaniu synów.I tak już zostało.Facet jako mąż i ojciec
często zachowuje się jak stare dziecko a z żony swoją matkę do obsługi.
Polscy mężczyźni są bardzo słabi psychicznie
A ta p. Szczerbinska to żydówka z urody.
Bardzo ciekawy temat. Do tej pory nie spotkałem się aby ktoś go poruszał. Jak zwykle jest jednak łyżka dziegciu która psuje beczkę miodu. Te kobiety uważały się za żołnierzy określenie „żołnierka” w tamtych czasach oznaczało w najlepszym przypadku żonę żołnierza. Dobrze o tym wiem gdyż jedna z legionistek była moją wychowawczynią w szkole podstawowej. Dowiedziałem się od niej o tym że kobiety służyły w legionach dopiero wtedy kiedy po wyborze Karola Wojtyły na papieża odwiedziłem ją w domu starców w Żywcu. Ciężką obrazą dla niej byłoby nazwanie jej żołnierką tak samo jakby z powodu tego że była żoną oficera nazywano ją „oficerką” (oznaczało to jednego oficerskiego buta). Pisząc o ludziach którzy kiedyś dokonali róbmy to tak aby oni nie poczuli się urażeni gdyby mogli to przeczytać. Nie można mówić o tym że współczesny język jest inny bo język jest jednym ze źródeł i dla kogoś czytającego ten tekst w przyszłości może w najlepszym przypadku być on niezrozumiały a co najmniej dwuznaczny. Szkoda że nie można nigdzie znaleźć spisu tych dzielnych kobiet.
…chyba zbyt ostra ocena marszałka…
Seksista?
Żona jego, chyba ta najukochańsza, Aleksandra odpowiadała za uzbrojenie organizacji bojowej PPS, brała udział w akcjach bojowych…
No i Piłsudski jednak podpisał dekret o tymczasowym równouprawnieniu – nadaniu praw wyborczych kobietom, i to pod chyba, przyznajmy to, stosunkowo niewielkim naciskiem sufrażystek polskich w 1918…, A jego wątpliwości, że w ogóle je miał? No cóż wówczas miała je zdecydowana większość panów nie tylko w naszym kraju…
Pełne prawa wyborcze „wielce kulturalni” Brytyjczycy nadali swym paniom przecież dopiero w 1928 roku (sufrażystki organizowały tam zaciekłe kampanie !), znani z galanterii wobec dam Francuzi w 1944, wcześniej oczywiście twardo walcząc z sufrażystkami, ustami swych przywódców protestując przeciwko nadaniu praw wyborczych swym rodaczkom… Pierwsze Francuzki wybrane do parlamentu były wręcz prześladowane, a po latach traktowane jako bohaterki…
A kobiety w otoczeniu Piłsudskiego przecież go uwielbiały, bo był dla nich ciepły i serdeczny (tak najczęściej go opisują). Sam zresztą mówił, że komplementy mógłby im (kobietom) prawić godzinami…
Polecam uzupełniającą lekturę „Kobiety w życiu Marszałka Piłsudskiego” I. Kiezler.
Swoje córki chciał kształcić, a gdy dowiedział się, że jedna z nich interesuje się lotnictwem, klei modele samolotów, to był zachwycony, uradowany tym, że być może będzie mogła ona zdobyć wykształcenie politechniczne… Wykształcenie uważane przecież wówczas za typowo męskie!
A kobiet w wojsku unikali wówczas wszyscy, takie były wtedy powiedzmy „stereotypy”… Ale i fakty za tym przemawiały, np. brak możliwości zapewnienia kobietom odpowiedniego zaplecza higienicznego.
Znaczy zachowanie i poglądy męszczyzn z początku XX wieku według standardów XXI wieku uznajemy za „mizoginistyczne i szowinistyczne”.
Z zaznaczeniem że polscy mężczyźni początku XX wieku według standardów epoki uchodzili na tle reszty Europy za …”feministów”? … (trochę na wyrost, ale jakoś brakuje mi odpowiedniego słowa)
Jak to definicje się zmieniają.
I jak zwykle, kiedy Pan Janicki zabierze się do pisania to z ciekawego tematu zrobi okazję do popisania się swoją „postępowością”… Obrzydliwe i kłamliwe inwektywy jakie padają pod adresem Marszałka całkowicie dyskwalifikują ten artykuł jako historyczny.
„Wreszcie, 25 marca 1914 roku, zapadła zupełnie nieuzasadniona (i niszczycielska w skutkach) decyzja o likwidacji kobiecej służby wywiadowczej.”
Literówka.
A w PRL to co?