Ciekawostki Historyczne
Średniowiecze

Klątwa Andegawenów. Co zabiło jedną z najpotężniejszych dynastii na kontynencie?

Trąd, syfilis, a może rak skóry? Tajemnicze schorzenie od całych stuleci rozpala wyobraźnię historyków. To z jego winy rozpadło się imperium Andegawenów. To ono mogło też przyczynić się do śmierci polskiej królowej Jadwigi.

W 1370 roku Ludwik Andegaweński był jednym z najpotężniejszych ludzi w chrześcijańskim świecie. Rządził opływającymi w bogactwa Węgrami, siał postrach na Bałkanach i we Włoszech, a wreszcie – po śmierci wuja, Kazimierza Wielkiego – zasiadł też na tronie Polski. Cesarz uważał go za równorzędnego partnera, a papież – autentycznie bał się jego wpływów. Król Węgier i Polski liczył sobie dopiero 44 lata, można więc było oczekiwać, że osiągnie znacznie więcej. I że kierowana przez niego dynastia na stałe dołączy do grona najbardziej wpływowych rodów Europy.

Król Karol Robert, twórca potęgi węgierskich Andegawenów, na XVIII-wiecznej podobiźnie.

Król Karol Robert, twórca potęgi węgierskich Andegawenów, na XVIII-wiecznej podobiźnie.

Dlaczego tak się nie stało? Dlaczego węgierscy Andegawenowie, w których państwie wydobywano nawet 1/3 światowego złota i którzy rządzili na modłę niemal absolutną, dzisiaj interesują wyłącznie historyków, a losy ich dynastii okazały się tak krótkie?

Tajemnicza dolegliwość

Ciało Ludwika Węgierskiego już w 1370 roku trawiła tajemnicza, wyniszczająca choroba. Mówiono, że król nieprzypadkowo unika wizyt w Polsce. Podobno twierdził, że nie służy mu tutejszy, surowy klimat. Monarcha wolał przebywać na południu, gdzie prościej było mu wstać z łóżka, wsiąść na konia, wydawać rozkazy.

Jego uwagę w coraz większym stopniu zaprzątały zresztą nie tyle sprawy państwa, co – medycyny. Ludwik otaczał się całymi gromadami eskulapów. O pomoc w odnalezieniu specjalisty, który zdoła wyleczyć jego dolegliwość, zwrócił się aż do króla Francji. Żaden lekarz, nawet najlepszy, nie był jednak w stanie pomóc monarsze.

Ludwik Wielki. Posąg na Placu Bohaterów w Budapeszciefot.Imoti95 / CC ASA 4,0

Ludwik Wielki. Posąg na Placu Bohaterów w Budapeszcie

Wiemy, że ciało Ludwika pokrywały widoczne, nie chcące się goić i bolesne wrzody. Włoski dziejopisarz, Piotr z Gazatty, twierdził że król cierpiał na chorobę określoną łacińskim mianem lepra. Dosłownie oznaczałoby to trąd i wśród węgierskich historyków nie brakuje takich, którzy właśnie tę przypadłość przypisują synowi Elżbiety Łokietkówny.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Trędowaty król?

Trąd był w średniowieczu powszechny, choć najwięcej pisano o nim w XI czy XII stuleciu. Za czasów Ludwika epidemia albo cofnęła się, albo może – została przyćmiona przez zabijającą o wiele szybciej i brutalniej czarną śmierć. W każdym razie na kontynencie istniało nawet dziewiętnaście tysięcy przytułków przeznaczonych dla nieszczęśników dotkniętych trądem. Nazywano je szpitalami, pełniły jednak przede wszystkim funkcję miejsc odosobnienia. Trądu bano się jako plagi niezwykle zaraźliwej i nieustępliwej.

W wielu miejscach od chorych wymagano, by stale nosili grzechotki lub dzwonki i przy ich użyciu odstraszali przechodniów. Nie wolno im było wchodzić do kościołów, odwiedzać targowisk ani nawet dotykać zdrowych osób inaczej, jak tylko przez grube rękawice. Krążyły opinie, że trąd dotyka ludzi nieczystych, grzesznych. Ale byli też tacy, którzy twierdzili, że dolegliwość ta stanowi… oznakę łaski boskiej. A to z tego względu, że daje człowiekowi szansę odpokutowania grzechów jeszcze podczas pobytu na ziemskim padole i pozwala mu sprawdzić siłę swojej wiary.

Trędowatym był król Jerozolimy, Baldwin IV, panujący w okresie między drugą a trzecią wyprawą krzyżową. O jego przypadłości rozprawiano w całej Europie, chorował jednak na formę trądu szczególnie widoczną i zjadliwą. Jeśli owrzodzenia Ludwika rozwijały się wolniej i król był w stanie ukrywać je przed postronnymi, prawdziwa postać jego choroby mogła przez całe lata umykać uwadze poddanych. Mogło być jednak i tak, że monarcha wcale nie cierpiał na trąd.

Czy to mógł być syfilis?

Już u schyłku XIX wieku padła opinia, że mianem lepry określano w średniowieczu także kiłę. Chorobę, na którą cierpieli niezliczeni władcy, łącznie z Zygmuntem Augustem oraz matką Bony Sforzy, Izabelą Aragońską. Stąd hipoteza, że Ludwik nie był wcale trędowatym, lecz syfilitykiem.

Kiła także prowadzi do widocznych zmian skórnych, problem jednak w tym, że nie potwierdzono dotąd niezbicie, czy choroba ta w ogóle występowała w Europie przed epoką wielkich odkryć geograficznych. Tradycyjnie przyjmowano, że dopiero marynarze Kolumba przywlekli ją ze sobą do Starego Świata. Niekiedy pisano nawet ironicznie, że kiła była swoistą „zemstą Indian” za wszystkie nieszczęścia, które ściągnęły na nich europejskie wyprawy. O tym jednak, że schorzenie mogło istnieć w Europie także wcześniej, zdaje się świadczyć… ołtarz Wita Stwosza z krakowskiego kościoła Mariackiego.

Baldwin IV, najsłynniejszy z trędowatych królów, na XIX-wiecznym malowidle Charlesa-Philippe'a Lariviere.

Baldwin IV, najsłynniejszy z trędowatych królów, na XIX-wiecznym malowidle Charlesa-Philippe’a Lariviere.

W 1933 roku znany polski wenerolog Franciszek Walter opublikował pracę naukową poświęconą „dermatologicznym szczegółom Ołtarza Mariackiego”. Wywołała ona niespotykany wręcz ferment na styku historii i medycyny. Autor twierdził, że przybyły z Norymbergi i znany z niezwykłej dbałości o realizm artysta oddał na ołtarzu twarze ludzi takich, jakich widywał na co dzień na ulicach Krakowa, łącznie z widocznymi zmianami skórnymi i objawami schorzeń. Jedna z postaci, a konkretnie skryty w tle tłumu Judasz, ma wielką, łysą głowę i guzy na czole. Jego oczy są zezowate, nos – charakterystycznie zapadnięty, a niepokojąco wytrzeszczone oczy – pozbawione rzęs. Wszystkie te detale podpowiadały Walterowi jedną tylko możliwą diagnozę. Wit Stwosz ukazał na swoim ołtarzu (ukończonym na trzy lata przed tym, jak Kolumb wyruszył za zachód w poszukiwaniu drogi do Indii) typowego syfilityka.

Wywrotowa analiza krakowskiego dzieła dała początek szeroko zakrojonym poszukiwaniom. Przez kolejne lata namierzono rozliczne malowidła i rzeźby, pochodzące niekiedy nawet z epoki antyku, ukazujące ludzi najpewniej dotkniętych kiłą. Nic więc chyba nie stoi na przeszkodzie przyjęciu, że także Ludwik mógł cierpieć na tę chorobę. Mógł… ale wcale nie musiał.

W rzeczywistości trędowatymi nazywano w średniowieczu ludzi dotkniętych niemal dowolnymi (ale, rzecz jasna, ciężkimi) dolegliwościami skórnymi. O leprze pisano w przypadku łuszczycy, egzemy, raka skóry. Jeśli coś wydaje się względnie prawdopodobnie, to dziedziczność królewskiej przypadłości.

Ludwik Andegaweński. Miniatura z tak zwanej "Kroniki Ilustrowanej".

Ludwik Andegaweński. Miniatura z tak zwanej „Kroniki Ilustrowanej”.

Węgierscy Andegawenowie uchodzili za niezwykle słabowitych. Spośród piętnastu członków dynastii wyłącznie dwóch przekroczyło pięćdziesiąty rok życia. Inni umierali w dzieciństwie czy nawet niemowlęctwie, a tylko z rzadka po przekroczeniu granicy dorosłości. Z kolei dwaj najbardziej długowieczni Andegawenowie to też ci, o których najlepiej wiemy, że długo i ciężko chorowali: Ludwik Andegaweński oraz jego ojciec Karol Robert.

Z ojca na syna

Drugi z nich, dzisiaj słusznie uważany za twórcę potęgi późnośredniowiecznych Węgier, też zaczął niedomagać w wieku około czterdziestu lat. W 1332 roku dolegliwość zdiagnozowana przez lekarzy jako podagra uniemożliwiła mu zaplanowaną podróż do Włoch. Gdy wreszcie w 1333 roku z opóźnieniem dotarł do Italii, zapadł tam na „febrę” i to tak ciężką, że jego stan wzbudził niepokój papieża Jana XXII.

Powrót do formy przeciągał się, a medycy pozostawali bezradni. Karol Robert był gotów płacić im prawdziwe fortuny, o ile tylko zdołają przynieść mu chwilową ulgę. Jednego z lekarzy uczynił nawet biskupem Zagrzebia. Może na skutek jakiejś lepiej rokującej kuracji, a może w nadziei, że ten wymodli dla niego poprawę zdrowia.

Karol Robert u schyłku swego życia. Litografia z początku XIX wieku.

Karol Robert u schyłku swego życia. Litografia z początku XIX wieku.

Z Włoch król przywiózł ze sobą trzech nowych lekarzy, którzy dołączyli do i tak pokaźnego zastępu dworskich eskulapów. Za ich radą kolejną zimę monarcha spędził w Dalmacji, licząc, że łagodny klimat poprawi jego formę. Rachuby okazały się chybione. W 1336 roku król znowu niedomagał. Choroba była chroniczna i nieuleczalna. Krytyczne epizody powtarzały się co parę miesięcy, a w 1338 roku wydawało się wręcz, że Karol Robert wyzionie ducha. W 1339 roku nastąpił kolejny atak, a w 1340 władca, złamany bólem, przestał opuszczać zamkowe komnaty. Wreszcie zmarł w roku 1342, przekazując władzę młodemu i z pozoru wciąż zdrowemu synowi.

Ostatnie ogniwo

Znawca losów dynastii Andegawenów, tworzący na przełomie XIX i XX wieku mediewista Jan Dąbrowski, domyślał się, że tajemnicza przypadłość – zapewne weneryczna – „podkopała zdrowie całej dynastii”. Przeniesiona z Włoch, „gdzie ciepły klimat łagodził jej skutki, w ostrzejszym klimacie Węgier stała się zabójcza”.

To ona mogła sprawiać, że w rodzinie dzieci tak często i młodo umierały, a dorośli zmagali się z ciągłym bólem. Jeśli choroba w istocie była dziedziczna i tak bardzo zjadliwa, to po ojcu przejąć ją musiały także córki: zmarła w dzieciństwie Katarzyna, Maria, która zginęła w wypadku na polowaniu, a wreszcie Jadwiga. Polska królowa, która także umarła zaskakująco młodo, kończąc historię jeszcze do niedawna wspaniałego rodu.

Wybrana bibliografia:

Artykuł został oparty na materiałach zebranych przez autora podczas prac nad książką „Damy polskiego imperium. Kobiety, które zbudowały mocarstwo”. Poniżej wybrane z tych pozycji. Pełna bibliografia w książce.

  1. Dąbrowski J., Elżbieta Łokietkówna 1305-1380, Universitas, Kraków 2007.
  2. Dąbrowski J., Ostatnie lata Ludwika Wielkiego 1370-1382, Universitas, Kraków 2009.
  3. Engel P., The Realm of St. Stephen. A History of Medieval Hungary 895-1526, I.B. Tauris, London-New York 2001.
  4. Garcia-Ballestar L., Practical Medicine from Salerno to the Black Death, Cambridge University Press, Cambridge 1994.
  5. Lendvai P., Węgrzy. Tysiąc lat zwycięstw w klęskach, Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków 2016.
  6. Sroka S.A., Andegaweńska reorganizacja Węgier, „Kwartalnik Historyczny”, t. 103, z. 2 (1996).
  7. York W.H., Health and Wellness in Antiquity through the Middle Ages, ABC-Clio, Santa Barbara 2012.

Zobacz również

Nowożytność

Jan Olbracht. Alkoholik, chory na syfilis erotoman… i najbardziej wyuzdany król Polski!

Nie żałował sobie jedzenia, alkoholu ani uciech cielesnych. Przez jego łoże przewinęło się morze kobiet – nic dziwnego, że od jednej w końcu zaraził się...

10 listopada 2018 | Autorzy: Maria Procner

Średniowiecze

„Woda królowej węgierskiej”. Czy Elżbieta Łokietkówna naprawdę wynalazła magiczne, niezawodne lekarstwo przeciwko starzeniu?

Wierzono, że ten preparat pozwala odmłodnieć o dziesiątki lat. Za jego sprawą staruszki stawał się powabnymi młódkami. Jednocześnie miał to być pierwszy kosmetyk w Europie...

2 września 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Władysław Biały. Były mnich i zbankrutowany nieudacznik, który marzył o polskiej koronie

Władysław Biały to był zupełny unikat. Rozrzutny i kapryśny ekscentryk, niepotrafiący zapanować nad własnym domem, a co dopiero – nad jakimkolwiek państwem. Zarazem był to...

29 czerwca 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Nowożytność

Barbara Zápolya. Być może jedyna polska królowa, którą mąż kochał szczerze, gorąco, wręcz bez pamięci

„Nasza miłość jest tak silna, że żadna odległość jej nie osłabi” – zapewniał Zygmunt Stary swoją pierwszą żonę, Barbarę Zápolyę. Kochał ja na zabój. Chyba...

4 marca 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Gdy Kazimierz Wielki zasiadł na tronie, Polska była na skraju upadku. Jak król uratował kraj przed katastrofą?

Do starcia, które zdecydowało o losach Polski nie doszło na polu bitwy, ale w pałacowych komnatach, w toku potajemnych negocjacji. Kazimierz Wielki zgodził się zapłacić...

8 stycznia 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Nieustępliwa królowa, która przeciwstawiała się samemu papieżowi. Nieznana twarz Jadwigi Andegaweńskiej

Święta królowa Jadwiga nie bała się przyznać, że ze strony hierarchii kościelnej Polacy mogą się spodziewać głównie niegodziwości. O działaniach Kościoła mówiła, że zakrawają na...

19 listopada 2017 | Autorzy: Kamil Janicki

KOMENTARZE (14)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Evii

Gdyby choroba tocząca Andegawenów była weneryczna, to Elżbieta Łokietkówna również byłaby chora – chyba, że miała szczęście i w jej przypadku choroba przebiegałaby bezobjawowo i bez wpływu na długośc życia, w co jednak trudno uwierzyc. Podobnie rzecz miałaby się z Jagiełłą – a jednak ten też dożył sędziwego wieku i doczekał jeszcze kilkorga zdrowych dzieci (a na pewno urodzonych przez zdrową kobietę – Zofię, która współżyjąc z chorym na pewno również byłaby zarażona i przekazała chorobę swoim dzieciom). Teoria o chorobie wenerycznej niestety raczej upada, raczej należałoby szukac chorób genetycznych, zwłaszcza obniżających odpornośc.

    Czytacz

    Dokładnie, nic dodać! Ponadto trąd jako taki jest mocno zjadliwy co z potencjalnym zakażeniem osób z najbliższego otoczenia króla, żoną dziećmi?!

      Wierus

      To normalka u Janickiego, on nie umie pisac o Sredniowieczu inaczej niz poprzez bajdurzenie i kocopaly.

a...

…Po pierwsze p. Janicki i tak jest „łagodny” i ostrożny (wobec twierdzeń sporej części historyków) w ocenie moralności Andegawenów i Jagiellonów.
Np. krótka kwerenda w Internecie czy podręcznej biblioteczce, daje takie bardziej goniące za sensacją, ostre, kategoryczne „sformułowania”: dr Andrzej Zieliński, autor książki „Skandaliści w koronach. Łotry, rozpustnicy i głupcy na polskim tronie” w wywiadzie dla radiowej jedynki stwierdza: „Gdy u władzy była już dynastia Jagiellonów, śmiertelne żniwo wśród jej przedstawicieli zbierał syfilis.” „Pierwszą ofiarą na tronie był Jan Olbracht, który znany był ze swojego bardzo swobodnego życia. Potem jego brat Aleksander, nie mówiąc już o biskupie gnieźnieńskim Fryderyku, który „długo cierpiał francuską chorobą zemdlony”, jak pisali kronikarze…” „…Zygmunt August poszedł w ślady swoich stryjów i na tym zakończyła się dynastia Jagiellonów w Polsce…”
Inny historyk J. Jankowski mówi o tym także jak o bezspornie udowodnionym fakcie: „Ludwik Andegaweńczyk umarł w wyniku dziedzicznej kiły…” „Od Ludwika kiła rozpowszechniła się zresztą wśród monarchów, gdyż chorowali na nią Jan Olbracht, Aleksander, Zygmunt August, Henryk Walezy, Władysław IV, Jan Kazimierz i Jan Sobieski. Protokół sekcyjny Sobieskiego zawiera na przykład informację, iż „król miał dwie gangreny koło jajec.” „Synowie Jagiellończyka, Jan Olbracht i Aleksander, umarli na syfilityczny paraliż.” „Niezwykle schorowany był także ostatni z Jagiellonów – Zygmunt August, ponieważ oprócz kiły…”
Dlaczego nie wszyscy Andegawenowie i Jagiellonowie oraz ich krewni chorowali na kiłę?
Primo: kiła jest stosunkowo mało zaraźliwa (choć o tym dla czego „raz jest tak a raz tak”, jak przyznają to bezradni lekarze, wiemy jeszcze ciągle stanowczo zbyt mało). Jedynie w I fazie z reguły bardzo krótkiej, jest mocno zaraźliwa. W II dłuższej, średnio… A później zarażenie jest niemal równoznaczne z cudem… Także w kile dziedzicznej najprawdopodobniej w blisko połowie przypadków, krętki są zbyt słabe, aby wywołać nie tylko ostre ale i jakiekolwiek objawy.
Owszem wśród Słowian, szczególnie Polaków, kiła jest bardziej zaraźliwa (dlatego na świecie bardzo często nazywana jest polską, a nie francuską chorobą), ale wśród np. Litwinów, Celtów, Germanów jej zaraźliwość jest wyraźnie mniejsza.
Secundo: występuje mutacja genowa odpowiedzialna za częściową klub całkowitą odporność na kiłę. Jeśli w występuje ona w puli chromosomów obu komórek rodzicielskich, ojcowskiej i matczynej, to kiła nie uaktywnia się lub nie daje silniejszych, wyraźnych objawów.

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    Drogi a… dziękujemy za rozbudowany i ciekawy komentarz, w którym przytacza Pan nie tylko swoje zdanie, ale obszernie cytuje historyków. Pozdrawiamy i mamy nadzieję, że artykuł Pana zaciekawił. Pozdrawiamy.

    Czytacz

    Nie chcę się oburzać, ale! Kiła w I i II stadium jest niezwykle zakaźna! III stadium rzeczywiście cechuje niższa zakażalność, ale na łysinę Cezara nie znaczy to, że nie istnieje możliwość zakażenia. I najważniejsze nieleczona kiła jest chorobą śmiertelną. Syphilis jest chorobą która zawsze wykazuje objawy i się uaktywnia! I ostatnie najważniejsze, nie występuje i nie istnieje wrodzona odporność osobnicza u homo sapiens!!! Żeby cię krętek blady, mam nadzieję, że w przyszłości zastanowisz się zanim coś napiszesz.

      Czytacz

      Dodam jeszcze, że „polską chorobą” to raczej nazywana była w Rosji nie na świecie! U nas raczej „niemiecką” potem „francuską”. Obecnie część badaczy (DNA) uważa, że przypłynęła z Ameryki:-)

    zniesmaczony

    Piszesz A…. długo i nieprawdziwie Jagiellonowie to nie byli Polacy!!! Do tego jesteś rasistą, bez dowodów przypisujesz grupie etnicznej jakieś cechy. Trudno bowiem cytaty z historyków uzanać za dowód!

Kobieta

„Owszem wśród Słowian, szczególnie Polaków, kiła jest bardziej zaraźliwa (dlatego na świecie bardzo często nazywana jest polską, a nie francuską chorobą)”

…a Elżbieta Łokietkówna i Elżbieta Bośniaczka to nie Słowianki ani nawet Polki…zarażone syfilisem nie przeżyłyby dorosłości w średniowieczu (wynikałoby, że większość dzieci w średniowieczu umarło na syfilis), poza tym mają zmiany skórne. Maria Andegaweńska zginęła w trakcie polowania, a Jadwiga po porodzie. Ta ostatnia niemal miesiąc po porodzie – obydwie w wieku 25 lat mniej więcej i uznawane za najpiękniejsze kobiety Europy – gdzie tu znamiona syfilisu?

„Dlaczego nie wszyscy Andegawenowie i Jagiellonowie oraz ich krewni chorowali na kiłę?
Primo: kiła jest stosunkowo mało zaraźliwa (choć o tym dla czego „raz jest tak a raz tak”, jak przyznają to bezradni lekarze, wiemy jeszcze ciągle stanowczo zbyt mało). Jedynie w I fazie z reguły bardzo krótkiej, jest mocno zaraźliwa. ”

To niby jak Jagiełło miał przenieść zarazki kiły z Jadwigi na swoje wnuki, skoro się nie zaraził i raczej nie był nosicielem? Tym bardziej że wg Pańskiej teorii Jagiełło miał niskie szanse na zarażenie się od Jadwigi, a jego synowie jako dzieci pary litewskiej (Sonka nie była Słowianką!!!) i jego wnuki jako dzieci Litwina i Germanki nie miały prawa na kiłę/syfilis chorować.
PONIEWAŻ PO PIERWSZE JAGIELLONOWIE NIE BYLI POLAKAMI!!!

Sugeruję poczytać najpierw coś więcej, zanim się coś napisze. Ja bym obstawiała u Ludwika raka skóry, tym bardziej, że znam objawy z autopsji i jest to choroba, w której objawy cofają się i nawracają i na początku nie są bolesne. Ani Elżbieta Łokietkówna, ani Elżbieta Bośniaczka nie zaraziły się od swych mężów ani dzieci nie miały żadnych objawów chorób wenerycznych – Zygmunt Luksemburczyk (mąż Marii) zmarł w sędziwym wieku bez żadnych dolegliwości, podobnie jak jego rozpustna żona Barbara. Dziwne, że cesarzowa niczym się nie zaraziła od swoich licznych kochanków.
No chyba że wypadek konny Marii dyskutant a… przypisuje działaniu syfilisu, ale to raczej chyba chorobą obarczyć należałoby konia, a nie Andegawenkę ;)

Gall

Powinni ekshumować szczątki Ludwika Wielkiego (Węgierskiego) i innych już jego rodziny jeżeli oczywiście zachowały się ich groby i przebadać, zapewne dowiedzieli byśmy się więcej, atak to tylko spekulacje które nic nie wyjaśniają.

Anonim

kto zaraził jadwigę ?

Wiedźma

Drodzy komentujący, pragnę przypomnieć, iż kiła (i wszelkie inne choroby weneryczne) to choroba ZAKAŹNA nie GENETYCZNA, więc dywagacje ilu krewnych na nią chorowało są bez sensu. Kiła wrodzona nie jest dziedziczna – dziecko zaraża się wewnątrzmacicznie od chorej matki. Biorąc pod uwagę ówczesne standardy medyczne, miało małe szanse przeżycia, poza tym objawy kiły wrodzonej nie uszłyby uwagi kronikarzy i portrecistów.
Mnie czytając artykuł naszła myśl, czy to nie było coś z chorób zapalnych tkanki łącznej (inaczej chorób z autoagresji). Królowi służył łagodny klimat – ludzie cierpiący na zapalenia stawów także unikają chłodu, bo nasila dolegliwości. Do tego zmiany skórne, objawy nasilające się okresowo, rzutami, możliwa dziedziczność lub przynajmniej rodzinna skłonność, szeroko rozumiane problemy z płodnością… No cóż, za mało danych na postawienie diagnozy, ale nie ukrywam, że temat mnie zaciekawił.

    Alchemik

    Zgadza się, ale z artykułu to nie wynika ponadto można wysnuć bzdurne wnioski jak A.

triarius

Nie wymądrzam się, ale bardzo ciekawe i dobrze napisane.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.