Ciekawostki Historyczne
Średniowiecze

Jak Kazimierz Wielki został bigamistą? Rozstanie z Adelajdą Heską, potajemny ślub z Krystyną Rokiczaną

Był rok 1356. Kazimierz Wielki wygnał właśnie swoją żonę, Adelajdę Heską i postanowił zawrzeć nowy związek. Ceremonia nie była huczna. Nie sproszono setek gości, nie zorganizowano zabaw dla gawiedzi. Król żenił się niemal w tajemnicy. Nic dziwnego. Małżeństwo było poniżające, grzeszne i nielegalne.

Nigdy wcześniej nie zdarzyło się jeszcze, by polski monarcha poślubił kobietę spoza swego stanu. Nie królewnę czy księżniczkę, nie arystokratkę, ale… zwyczajną mieszczkę. On sam był przekonany, że wchodzi w związek z prażanką Krystyną Rokiczaną z miłości. Rzeczywistość wyglądała inaczej. Ponętną kochankę podsunął mu król Czech i cesarz, Karol IV Luksemburski. A Krystyna była w rzeczywistości agentką wrogich interesów.

O kulisach tego niedorzecznego związku pisałem już w innym artykule (kliknij, aby go przeczytać). Król i mieszczka poznali się w Pradze, podczas wizyty Kazimierza u południowego sąsiada. Do Krakowa jechali już wspólnie, Krystyna była jednak stanowcza. Stwierdziła, że z monarchą zamieszka tylko, jeśli ten odprawi żonę, a z nią samą weźmie ślub. Właśnie dlatego Kazimierz, już od lat starający się pozbyć bezpłodnej Adelajdy, ostatecznie zerwał z żoną i oświadczył się nowej partnerce.

Kazimierz Wielki według wzoru Tytusa Maleszewskiego. Litografia z drugiej połowy XIX wieku.

Kazimierz Wielki według wzoru Tytusa Maleszewskiego. Litografia z drugiej połowy XIX wieku.

Ślub odbył się niemal natychmiast. Sakramentu udzielił nawet nie żaden biskup, lecz opat Tyńca. Człowiek oddany monarsze, ale i tak zupełnie świadomy, że błogosławi związkowi ze wszech miar niegodnemu i nielegalnemu. Bo przecież wcześniejsze małżeństwo Kazimierza nie zostało unieważnione przez Kościół.

Średniowieczne kary za bigamię

Gdyby Kazimierz nie był królem, a do tego żył gdzieś w zachodniej Europie, za czyn, którego się dopuścił, mogłyby mu grozić nawet kastracja albo odrąbanie ręki. Tak postępowano z bigamistami na przykład w północnych Włoszech. W sporo bliższym Wrocławiu wielożeńców ścinano, jakby byli mordercami. W Krakowie sądy też nie były zbyt wyrozumiałe. Znany jest chociażby miejscowy XIV-wieczny przypadek bigamisty, którego publicznie wychłostano, wygnano z miasta, a jego ohydny postępek nakazano obwieścić poprzez heroldów wszystkim mieszkańcom stolicy.

Kazimierz Wielki z jedną ze swoich kochanek na obrazie Franciszka Żmurki (koniec XIX wieku).

Kazimierz Wielki z jedną ze swoich kochanek na obrazie Franciszka Żmurki (koniec XIX wieku).

Podwójne małżeństwo króla też musiało być na językach całego miasta. Kazimierza nie mogli jednak ukarać rajcy ani nawet biskupi. Instancja była jedna – papież. I to właśnie do niego natychmiast zwróciła się oddalona i poniżona żona króla, Adelajda. Od 1357 roku skarżyła się już nie tylko na porzucenie i wygnanie, ale również na nowy, perfidny związek króla.

Domagała się wprost, by „małżeństwo, a w istocie konkubinat z Rokiczaną i cały wynikający stąd związek, zawarty w sposób próżny a zuchwały pomiędzy wspomnianym królem a Krystyną, mieszczką praską, zostały unieważnione i aby wymienionego króla zmuszono wszelkimi środkami prawnymi do jej usunięcia i wygnania z kraju”.

Kazimierz musiał się spodziewać, że nie po raz pierwszy, ale za to w stopniu większym niż kiedykolwiek będzie mieć na pieńku z ojcem świętym. Liczył pewnie, że Czesi wyciągną do niego dłoń i pomogą zalegalizować związek z kobietą, którą sami mu naraili. Można się domyślać, że właśnie wiara we wsparcie cesarza skłoniła monarchę do tego, by zawrzeć bigamiczny związek. Kazimierz łamał kościelne przepisy, bo był święcie przekonany, że nie dosięgnie go żadna kara.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Karol IV. Niezwykle pomocny sąsiad

Cesarz Karol IV Luksemburski w istocie nie pozostał bezczynny. Spełnił prośbę sąsiada i nie poparł petycji Adelajdy. Zarazem jednak obudziły się w nim nagłe skrupuły i zaczął przekonywać Kazimierza, iż… pragnie zaprowadzić zgodę między poróżnionymi małżonkami.

Niespodziewanie, po piętnastu latach małżeństwa polskiego króla, stwierdził, że nie godzi się, aby posag za żonę nie został zapłacony. Wypada przypomnieć, że małżeństwo Adelajdy z Kazimierzem też zostało zapośredniczone przez Czechów, a zwłaszcza przez samego Karola, który był wówczas następcą tronu. Związek nie tylko okazał się wyjątkowo nieudany, ale też – wybitnie nieopłacalny. Ojciec panny młodej, Henryk Żelazny rządzący Hesją, nigdy nie wypłacił obiecanego posagu. Czechom to nie przeszkadzało. Aż do roku 1357.

Karol IV Luksemburski

Karol IV Luksemburski

Dopiero teraz w Karolu IV niespodziewanie obudziło się sumienie. Doszedł do wniosku, że jeśli Henryk Żelazny nie uiścił zobowiązań, to w takim razie cesarz – będący przecież jego suwerenem –zrobi to osobiście.

Akt łaski nie był przypadkowy. Prawnicy doradzający Kazimierzowi właśnie w braku posagu widzieli bodaj jedyną szansę na legalne pozbycie się Adelajdy. Jeśli ślub nie został właściwie opłacony, to też królowej nie należały się w gruncie rzeczy żadne dobra i dochody w Polsce. Można ją było pozbawić uposażenia i posiadanej dożywotnio oprawy w postaci Ziemi Sandomierskiej. A przynajmniej… można to było zrobić tak długo, dopóki w awanturę nie wmieszali się Luksemburgowie. Teraz wszystko wskazywało na to, że sprawa ugrzęźnie w kościelnych sądach na całe lata.

Żona króla czy wtyczka konkurencyjnego rodu?

Wygranym był, rzecz jasna, Karol. Rozwój wypadków w jakąkolwiek stronę służył jego interesom. Szachował króla w kurii, ale też – śledził wszystkie jego poczynania i wywierał na nie silny wpływ. Zamontował przecież na Wawelu własną, niezawodną agentkę.

Kazimierz Wielki na słynnej uczcie u Wierzynka. Litografia z połowy XIX wieku.

Kazimierz Wielki na słynnej uczcie u Wierzynka. Litografia z połowy XIX wieku.

Krystyna Rokiczańska doskonale rozumiała, komu zawdzięcza bajeczny awans i komu winna jest absolutną lojalność. Już ze swojej nowej rezydencji i jako królewska małżonka słała potajemne listy do władcy Czech. Jeden z nich zachował się i zdradza prawdziwe kulisy szokującego małżeństwa.

Krystyna zapewnia swojego mocodawcę, że pamięta, iż „przebywa w Polsce dzięki niemu”. Podkreśla, że Karol „może jej ufać tak, jakby ciągle jeszcze przebywała w mieście Pradze”. Słowem: Rokiczana była na każde jego skinienie. A on nie obawiał się wykorzystywać wywieranego na kobietę wpływu.

Dziedzictwo Krystyny Rokiczany

Krystyna stale przebywała u boku króla. Towarzyszyła mu w podróżach, ingerowała w jego decyzje, odwracała jego uwagę od naglących, ale mogących źle wpłynąć na interesy Luksemburgów problemów. Paraliżowała poczynania Kazimierza przez kilka długich lat.

Adelajda Heska na szkicu Jana Matejki.fot.domena publiczna

Adelajda Heska na szkicu Jana Matejki.

Nie była w tym czasie na pewno jego jedyną partnerką. Być może monarcha właśnie w trakcie związku z Rokiczaną nawiązał też relację z niejaką Esterą. Romans z piękną Żydówką przeszedł do legendy, choć trudno dowieść, że w istocie miał miejsce. Nawet jeśli Estera nie istniała, to musiały pojawić się inne kochanice. A wpływy Krystyny, którą Kazimierz stopniowo się nudził, zaczęły nieubłaganie słabnąć. To już jednak nie miało żadnego znaczenia.

Król był bigamistą, jego relacje z kurią papieską znajdowały się w rynsztoku, a związek z Rokiczaną, jako nielegalny i morganatyczny (zawarty poza stanem) nie mógł przynieść uznanego następcy tronu. Przez naiwność i podatność na kobiece wdzięki Kazimierz postawił pod znakiem zapytania przyszłość całej dynastii.

Wybrana bibliografia:

Artykuł został oparty na materiałach zebranych przez autora podczas prac nad książką „Damy polskiego imperium. Kobiety, które zbudowały mocarstwo”. Poniżej wybrane z tych pozycji. Pełna bibliografia w książce.

  1. Kiryk F., Wielki król i jego następca, Krajowa Agencja Wydawnicza 1992.
  2. Klápště J., The Czech Lands in Medieval Transformation, Brill, Leiden–Boston 2012.
  3. Kurtyka J., Odrodzone Królestwo. Monarchia Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego w świetle nowszych badań, Societas Vistulana, Kraków 2001.
  4. Wyrozumski J., Kazimierz Wielki, Ossolineum, Wrocław 2004.
  5. Śliwiński B., Kronikarskie niedyskrecje, czyli życie prywatne Piastów, Marpress, Gdańsk 2004.
  6. Śliwiński J., Mariaże Kazimierza Wielkiego. Studium z zakresu obyczajowości i etyki dworu królewskiego w Polsce XIV wieku, Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Olsztynie, Olsztyn 1987.
  7. Świeżawski E.S., Esterka i inne kobiety Kazimierza Wielkiego [w:] tegoż, Zarysy badań krytycznych nad dziejami, historiografią i mitologią, t. 3, Warszawa 1894.

Zobacz również

Średniowiecze

Krystyna Rokiczana. Jakim cudem czeska mieszczka została żoną Kazimierza Wielkiego?

W jej żyłach nie krążyła błękitna krew. Nie miała zacnego pochodzenia, ani królewskiego majątku. Czym więc odznaczała się Krystyna Rokiczana? Była ponętną uwodzicielką. I agentką...

27 kwietnia 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Kazimierz Wielki zamknął swoją żonę w wieży. Dla Adelajdy to nie była historia z bajki, ale najprawdziwszy koszmar

Król Kazimierz Wielki nie odegrał roli rycerza w lśniącej zbroi. Wręcz przeciwnie. To on zamknął niechcianą i niekochaną żonę w twierdzy, próbując złamać jej wolę...

20 marca 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Kazimierz Wielki i Adelajda Heska. Jak doszło do związku, przez który wymarła dynastia Piastów?

Przebiegły podstęp, związek z martwą kobietą i pospieszne małżeństwo z podstawioną zamiast niej zastępczynią. Drugie małżeństwo Kazimierza Wielkiego było więcej niż nieporozumieniem. Król dał z...

25 lutego 2018 | Autorzy: Kamil Janicki

Średniowiecze

Prawda historyczna w „Koronie królów”. 10 artykułów, które powinieneś przeczytać, jeśli chcesz wiedzieć jak było naprawdę

Czy koronę można było kupić? Za ile? Jak naprawdę układały się relacje Kazimierza Wielkiego z jego matką, a jak z żoną? Jeśli oglądając "Koronę królów"...

21 stycznia 2018 | Autorzy: Redakcja

KOMENTARZE (29)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Bartosz W.

Jedyny „rynsztok” jaki tutaj widzę to słownictwo i poziom argumentacji pana autora. Naprawdę panie Janicki, czy postawił pan sobie za cel życia przekraczanie kolejnych limitów żenady, do której może się posunąć dyplomowany historyk? Tak z ciekawości pytam. No chyba, że robi to pan odpłatnie. Wtedy zwracam „honor”.

Do warstwy stricte „merytorycznej”, to nie ma co się nawet zbytnio odnosić bo bez zmian, czyli właściwie nie istnieje.

Już nie mogę się doczekać kolejnej odsłony tej telenoweli. Normalnie lepiej jak w „Koronie Królów”.

    Anonim

    Zgadzam się z Przedmówcą. Każdy kolejny artykuł Pana Janickiego na temat Kazimierza Wielkiego jest coraz bardziej żałosny. Tylko nagonka na króla Polski. Uwidacznianie wad przy braku ukazania zalet panowania Wielkiego. Zaiste, telenowela warta oczekiwania. Kiedy kolejna część?

      Bartosz W.

      Pewnie niedługo, pocieszające jest to, że materiał jest praktycznie na wyczerpaniu (o Jadwidze żagańskiej właściwie nie ma co za bardzo pisać). Powałkuje jeszcze trochę tą nieszczęsną Rokiczanę (tak jak powyżej, w praktyce będzie to kopiuj-wklej wcześniejszego tekstu) i może po pewnym czasie wreszcie da sobie spokój. Jest to jednak raczej gorzka satysfakcja, bo kiedy skończy się „obsikiwanie” prawdopodobnie najwybitniejszego polskiego monarchy, to znajdzie się szybko nowy temat np. odwieczny klasyk pt. „Polacy: zbrodniarze, prześladowcy i mordercy przenajświętszych górali z Góry Synaj”. Oczywiście wszytko zależy też od tematu najnowszej książki wiadomego autora. To będzie najpewniej czynnik rozstrzygający.

Bartosz W.

Słabo, bardzo słabo. Właściwie kopiuj-wklej z poprzedniego tekstu. Nie wiem doprawdy jaki jest sens powtarzania w kółko tego samego. Rozumiemy, autor nienawidzi z jakiegoś niezrozumiałego powodu osoby króla Kazimierza Wielkiego i szczerze nim gardzi, naprawdę pojmujemy to wszyscy. Teraz może czas najwyższy przejść dalej?

    Anonim

    Każdy artykuł Janickiego na temat polskiego króla jest taki sam. Niczym się nie różni. Autor przeszedł dalej. Teraz jest krytyka społeczeństwa miedzywojnia. Ciekawe co dalej…

      Bartosz W.

      Tak jak pisałem, ciągłe mielenie tego samego, aż do zwymiotowania po prostu.

    Bartosz W.

    Aha i jeszcze jedno na sam koniec. Dalsze lansowanie absurdalnej tezy, że to „coś” z Rokiczaną to był poważny ślub. No , ale przecież gdyby autor napisał prawdę (że był to najprawdopodobniej teatrzyk w kiepskim wydaniu obliczony tylko i wyłącznie na zasięgnięcie do łóżka kobiety, która „bez ślubu nie chciała”) to całą jego „misternie” budowana narracja o, za przeproszeniem wszystkich państwa, „debilu Kazimierzu”, znalazłaby się tam gdzie jej miejsce, czyli dosadnie mówiąc na śmietniku. A tego byśmy przecież nie chcieli, prawda?

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    Szanowny Panie Bartoszu, a jednak świat jest paradoksalny. Czyżby Pan też nie powtarzał w kółko tego samego? ;) Pozdrawiamy :)

      Anonim

      Pan Bartosz.W nie pracuje w Waszej redakcji i nie pokazuje jak dobrych macie historyków.

FAUST

panowie, Sowa CONTRA Bartosz W. & Jean Meslier, może już czas się przedstawić ??? !!!

    Bartosz W.

    A o co ci właściwie teraz chodzi?

Anonim

Panie Bartoszu W. skoro nie lubi pan artykułów Pana K.Janickiego to po co Pan czyta? Proszę omijać artykuły i wszystkim ulży. Nie pozdrawiam

    Bartosz W.

    Bo taki mam kaprys. Głupie pytanie i adekwatna do niego odpowiedź. Zrewanżuje się ponadto propozycją: jak się nie podobają moje komentarze, to proszę nie czytać i „wszystkim ulży”. Również nie pozdrawiam.

      Nasz publicysta | Anna Dziadzio

      Panie Bartoszu pytanie Anonima nie było głupie. Było bardzo zasadne. Natomiast Pana odpowiedź była takim „oko za oko, ząb za ząb”. Jeśli ma Pan taki kaprys – proszę bardzo. Nie przestaniemy publikować tekstów, więc będzie miał Pan dużo czytania. No chyba że Pan już po prostu widzi w nagłówku „Kazimierz Wielki” i po prostu komentuje. Mam jednak nadzieję, że tak nie jest :)

        Bartosz W.

        Nie, praktycznie zawsze czytam przed skomentowaniem, za kogo mnie pani ma? Choć przyznaję bez bicia, że zaczyna mnie to nudzić. Po prostu teksty redaktora Janickiego o KW nie są już nawet śmieszne. Stają się zwyczajnie bezwartościowe. Ileż to razy musi on jeszcze pokazywać, że tego konkretnego monarchy chyba autentycznie nienawidzi (chyba był po prostu za dobry dla nas i stąd ta obsesja w mieszaniu go z błotem)? Chyba wszyscy potrafiący czytać ze zrozumieniem już dawno to pojęli. Po co wałkować w kółko to samo?

        A komentuje głównie po to, że może ktoś zajrzy do tych komentarzy i poczyta sobie, jak bzdurne i nie mające praktycznie nic wspólnego z rzeczywistością są teorie zawarte w tych tekstach. To zawsze zasługa i sukces jeśli choćby jedna osoba da się odwieść od wtłoczenia sobie do głowy nieprawdziwej wersji.

        Nasz publicysta | Anna Dziadzio

        Panie Bartoszu, to Pana subiektywna opinia, że teksty te są bezwartościowe, więc proszę nie wypowiadać tego w sposób autorytarny jako prawdy objawionej. Jeśli ktoś zajrzy i poczyta komentarze, niech się dowie, że Pan nie zgadza się z tezami Autora. To jednak nie znaczy, że nie są one zgodne z prawdą historyczną. Pozdrawiam.

Czytacz

Witam szanownych przedmówców na froncie walki o dobre imię króla Kazimierza. Pozdrawiam p. Bartosza W. Oczywiście jako wielbiciel Kazimierza kibicuję panu Bartoszowi. Pozdrawiam:-)

    Nasz publicysta | Anna Dziadzio

    Drogi Czytaczu, my natomiast nie kibicujemy nikomu bo to nie ring, ale historyczny portal. A bić się o źródła historyczne nie zamierzamy. Zachęcamy w dalszym ciągu do czytania i inicjowania ciekawych dyskusji. Pozdrawiamy :)

      Czytacz

      Pani Anno, historia to nieustanna walka! O sposób widzenia i rozumienia przeszłości przez obecne pokolenie. Brak mi oczywiście obiektywizmu albowiem „Kazimierz III …. wielkim królem był” w moim mniemaniu. Dziwię się natomiast, iż ślub z Krystyną Rokiczaną ma być osią sporu. Mam wątpliwości co do legalności tego ożenku. Można stwierdzić jednakże, że w tym wypadku król myślał „małą głową”, a przypuszczenia, że została ona podstawiona przez Karola IV są moim zdaniem uzasadnione. Pozdrawiam.

        Bartosz W.

        Nawet jeśli była podstawiona to nie miało to znaczenia. Z przebiegu wypadków widać doskonale, że Kazimierz nie traktował tego „ślubu” poważnie. Przecież miał mu go udzielić biskup, a on kazał przebrać jakiegoś podrzędnego duchownego w szaty biskupie… przecież po czymś takim banalnie łatwo można było taki „związek” uznać za niebyły (i tak chyba zrobiono) właśnie na podstawie udzielenie go przez „oszusta” podszywającego się za biskupa… (bo jak to powiedział w „Potopie” Sakowicz do Bogusia Radziwiłła: „jak majster kiepski, to i da się łatwo unieważnić”). Przecież później nie potrafili sobie wytłumaczyć o co chodziło w tej całej sprawie i wymyślali różne historyjki o świerzbie itd. A według mnie prawda jest bardziej prozaiczna. Otóż król chciał sobie pofiglować, tamta powiedziała: „po ślubie”, no to ślub urządził… tylko, że lipny i bezwartościowy. A kiedy już wziął co chciał to ją bezceremonialnie kopnął w tyłek i powiedział: „won”. Nie no faktycznie, super agentka Karola IV, która została pogoniona jak tylko ten, którym miała tak niby kręcić (w wyobraźni autora) się z nią przespał kilka razy… Normalnie nie wiem czy się śmiać z ludzi wierzących w takie bzdety, czy też ich żałować. Oczywiście z punktu widzenia moralnego było to niewłaściwie, ale byli tacy co dużo gorsze rzeczy robili i uchodziło im to płazem (Kazimierzowi też uszło). Doprawdy nie wiem jaki ma cel budowanie takiej fałszywej narracji jakby nie wiadomo co się stało.

        Czytacz

        W „Potopie” to Sakowicz do Bogusia Radziwiłła powiedział: „A że kiepski majster i do cechu nie należy, łatwo będzie po nim rozpruć”. Poza tym nie było czego pruć, skoro Kazimierz był w myśl prawa kanonicznego jeszcze żonaty. Bardziej mi w naszym królu nie leży, że nie wydał którejś z swoich córek za kogoś z bliższej rodziny, żeby zachować dynastię. Ponadto był zbyt mało zdecydowany jeśli chodzi o niechciane małżonki. W którymś z moich wcześniejszych komentarzy pisałem, iż należało je uczyć trudnej sztuki oddychania mułem z Wisły. Wiem, że to okrutne, ale sukces kraju i dynastii jest najważniejszy. Pozdrawiam cię Bartoszu coś długo się nie udzielałeś na tym portalu.

        Bartosz W.

        To ja też pisałem, że jedyne co można zarzucić Kazimierzowi to zbyt miękkie serce w stosunku do Adelajdy. Dobrze to o nim świadczy jako o człowieku, ale jednak bardziej korzystne byłoby zaaranżowanie „nieszczęśliwego wypadku”.

        Co do tej drugiej sprawy (zachowania dynastii) to osobiście nie winię go za takie, a nie inne myślenie. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, otóż winne były w tym przypadku wieki rozbicia dzielnicowego (a za to trzeba podziękować pra-pra-pradziadkowi Krzywoustemu i jego skrajnej naiwności politycznej/zdominowaniu przez drugą żonę, niewiarygodną wręcz szkodniczkę). Nie tylko Polska była w porównaniu do sąsiadów (Węgier i Czech) dziadowskim państewkiem (dopiero Kazimierz sporo wyrównał, choć wciąż były poważne braki), a co za tym idzie związanie ją z jedną z tych dwóch silnych dynastii nie wydawało się wtedy złym pomysłem, ale dodatkowo Piastowie nie stanowili jedności tak jak przywoływani już przeze mnie Kapetyngowie francuscy. Tam zostało jasno uregulowane w XIV w., że wszyscy męscy potomkowie Hugo Kapeta (u nas takim odpowiednikiem byłby zapewne Mieszko I) to „jedna rodzina” (co przecież według dzisiejszych standardów było oczywistością). Nie ważne, czy linia główna (z angielska tzw. „Direct Kapetians”), czy Walezjusze (de Valois), czy Burbonowie (de Bourbon). U nas od Mieszka I do Bolesława III mamy „linię główną” Piastów, a potem poszczególne linie: śląską, wielkopolską, małopolską, które następnie dzielą się na mniejsze odłamy. Inaczej niż we Francji (niestety) u nas to poczucie wspólnoty niejako… rozjeżdża się. Dla takiego Kazimierza Wielkiego zdecydowanie bliższy był jego własny wnuk, a nawet siostrzeniec Ludwik, chociaż żaden z nich nie był Piastem, a odpowiednio Gryfitą i Andegawenem. Przecież we Francji po śmierci Karola IV Pięknego/Łysego jednym z pretendentów do tronu był jego siostrzeniec Edward III z angielskich Plantagenetów. W końcu bezpośrednimi związkami krwi był bliższy zmarłemu niż jego kuzyn pierwszego stopnia (brat stryjeczny) Filip de Valois… Ale to właśnie ten ostatni został królem Filipem VI. Zwyciężyła tam idea „Domu Francuskiego” i jedności dynastii Kapetyngów… U nas przez rozbicie poszło to w innym, gorszym kierunku. Czy wiec można winić Kazimierza za to, że był tak, a nie inaczej ukształtowany przez większą część dziejów swojego rodu? Tak miał po protu „ustawioną” mentalność i już.

        CO do cytatu literackiego to oczywiście wiedziałem, że przedstawiam go mocno niedokładnie (delikatnie mówiąc), ale chodziło mi z grubsza o oddanie sensu. Przecież tamten biedny kleryk, prosty ksiądz czy kto to tam był też nie „należał do cechu” (na rozkaz króla udawał biskupa, a to było niedopuszczalne). Ponadto jak sam zauważyłeś, Kazimierz był cały czas żonaty, więc cały ten „ślub” i tak był farsą. Dlatego już kiedyś pisałem, że ostatnie małżeństwo z Jadwigą było aktem desperacji. I gdyby Kazimierz był bardziej ostrożny to kto wie. W końcu Adelajda przeżyła go nieznacznie, a po jej śmierci jego aktualny związek mógłby zostać w pełni zalegalizowany. Mieli trzy córki, a każde następne dziecko mogło być synem, zaś Kazik był jeszcze w dobrej formie… ale to niestety gdybologia.

        W każdym razie nie ma u mnie zgody na lansowanie takich dziwacznych tez jak w powyższym artykule. Tez, które mają niewiele wspólnego ze znanymi faktami, nie mówiąc już o logice. Np. twierdzenie, że król tym pseudo-ślubem sobie cokolwiek zaszkodził w sprawie unieważnienia małżeństwa… Bzdura, jak nie otrzymał owego unieważnienia przez 15 lat, to naprawdę musiałby być głupcem żeby sądzić, że papieżowi coś się nagle odwidzi i mu go udzieli. Prawdopodobnie już wtedy czekał aż bezużyteczna żona zemrze (oczywiście licząc na to, że zrobi to przed nim), Albo kolejne twierdzenie, że był głupi licząc na pomoc Karola IV. Po pierwsze nikt nie wie czy poważnie na nią liczył. Osobiście wątpię, raczej podszedł do tego tak, że jak jest możliwość, nawet nikła, to nie zaszkodzi jej wysondować. Naturalnie tak robiło wielu władców (sondowało różne możliwości, nawet te bardzo wątłe), ale dla redaktora Janickiego jest to oczywisty dowód na upośledzenie umysłowe znienawidzonego monarchy. Pomijam już, że mam poważne wątpliwości co do tezy, że Luksemburgowi tak się paliło do sukcesji andegaweńskiej w Polsce (bo tylko to wchodziło realnie w rachubę jak pokazała przyszłość)… Patrząc na elementarne interesy jego rodu to tak jakoś nie bardzo. Tak więc logika Kazimierza (jeśli na serio liczył się z jakimś wsparciem ze strony Karola) nie była taka znów zła jak się temu przyjrzeć od innej strony.

        Można tak wymieniać i wymieniać. Powoli staje się to nudne. Ponieważ autor jest kompletnie niereformowalny w tym swoim zacietrzewieniu i popełnia coraz to gorsze teksty na ten temat… To jest normalnie jak walka don Kichota z wiatrakiem…

        Nasz publicysta | Anna Dziadzio

        Drogi Panie Bartoszu, Kichot w końcu zakończył swoją walkę. Może czasem warto brać przykład ze słynnych bohaterów literackich? Pozdrawiamy.

        Bartosz W.

        Pisałem raczej o autorze powyższych… „rewelacji” i jego groteskowej „krucjacie”, a nie o sobie. Ale skoro tak sobie to państwo interpretujecie, cóż… Wasza wola.

Tofik

Patrząc na historię Kazimierza Wielkiego i jego bigamicznego związku można wręcz cieszyć się (lub żałować), że nie doszło w Polsce do sytuacji podobnej do tej, kiedy to Henryk VIII poślubił Annę Boleyn. W przeciwieństwie do Anglii, kraj Kazimierza mógłby tego nie wytrzymać.

    Bartosz W.

    Czyli co niby? Jakieś „reformatorskie” brednie (i zbrodnie)? Na szczęście nasi monarchowie nie mieli na ogół odchyłów heretyckich (aż do Augusta Mocnego będącego różokrzyżowcem).

      Czytacz

      Co do odchyłów, to w moim przekonaniu już jego elekcja to jakaś farsa. Religię traktował raczej instrumentalnie popatrz na jego przejście na katolicyzm:-) Różokrzyżowcem i masonem był z powodów koniunkturalnych. Jego rządy to tragedia w czterech aktach. Dodaj do tego jego „uroczyste” zrzeczenie się tronu polskiego wplątanie w wojnę północną. reasumując PORAŻKA.

        Bartosz W.

        Pomijając walory moralne, to tragedią Augusta (i Rzeczpospolitej) był… brak szczęścia, tak po prostu. Nie można królowi odmówić tego, że miał on swoje konkretne plany, które (gdyby doszły do skutku) mogłyby autentycznie przysłużyć się państwu polsko-litewskiemu. Powiedziałbym nawet, że w tym przypadku górował August II nad swoim poprzednikiem Janem III, tj. posiadaniem jakieś konkretnej wizji politycznej i próbie jej stopniowej realizacji. Tak stereotypowo wychwalany Sobieski był bardzo dobrym wodzem, ale miernym politykiem (a przez to mocno przeciętnym królem), który nie potrafił nawet wznieść się ponad fakt, że nie jest już jednym z magnatów, lecz koronowanym monarchą.

        Co do zrzeczenia się tronu przez Augusta w rokowaniach pokojowych z Karolem XII to nowsze badania, jeśli dobrze kojarzę, dowodzą, że nie udzielił on swoim komisarzom plenipotencji (jakby ktoś nie kojarzył to chodzi po prostu o to, że nie mieli uprawnień) do składania w jego imieniu tak daleko idących zobowiązań, a tym bardziej przyrzeczeń, i zrobili to na własną rękę, co rozwścieczyło Augusta, ale było już po fakcie (to trochę jak z traktatami welawsko-bydgoskimi, gdzie dyplomata cesarski Lisola reprezentujący Jana Kazimierza udał, że nie dotarły do niego nowe instrukcje królewskie zakazujące zrzekania się zwierzchnictwa lennego nad Prusami Książęcymi i poszedł całkowicie na rękę elektorowi brandenburskiemu). Tak więc akurat z tą rezygnacją z tronu polskiego przez Augusta Mocnego to bym uważał, bo to śliska i niejednoznaczna sprawa. Zresztą kto jak nie August? Leszczyński? Ta miernota, bezwolna marionetka Karola XII, który obiecywał w zamian za poparcie znaczne koncesje terytorialne na rzecz króla Prus Fryderyka Wilhelma I, chana krymskiego i sułtana osmańskiego? Nie, temu panu już dziękujemy.

Kobieta

Panie Bartoszu, a ja chciałam zauważyć, że przecież pan Janicki w swoim artykule pisze o tym, że ślubu z Rokiczaną udzielił opat tyniecki przebrany za biskupa, i że Kazimierz nią się znudził. Nie rozumiem więc, dlaczego uważa Pan ten artykuł za obraźliwy dla Kazimierza. Może i owszem, straciła znaczenie, kiedy królowi obmierzła, ale przyzna Pan, że po pierwsze taki „udawany” ślub to o jedno pokolenia za wcześnie – to Edwardowi III (mam nadzieję, że nie pomieszałam liczebników) zarzucano, że swój ślub z Elżbietą Woodville również sprokurował – a po drugie dopóki Kazimierz był nią zafascynowany, Rokiczana mogła na niego wpływać (a że tylko kilka lat, no coż – nie uwzględniono tego w rachubach na praskim dworze) – a co byłoby, gdyby mu urodziła syna?…Czy stwierdzenie faktu, iż kochanice podsunął mu cesarz, jest jakimś powodem do uznania, że to obraża mądrość Kazimierza? Wiadomo, że mężczyźni nie zawsze kierują się rozumem, a to, że my znamy pewne fakty, nie znaczy, że ówcześni je również znali. Żaden powód do wstydu albo do uznania, że to określa króla jako idiotę. Nie wiem, dla mnie nie ma tam nic obraźliwego dla naszego wielkiego króla. Proszę sobie poczytać Narbutta historię Litwy w okresie panowania Olgierda – zwłaszcza ten fragment, jak Krzyżacy zdobywali Kowno. Jakoś nikt nie twierdzi, że Narbutt robi tam z Olgierda głupka (w sumie z tego, co pamiętam, to wychwalał go w tej swojej historii), chociaż ja po przeczytaniu tego fragmentu i ogólnie okresu wojen z Moskwą stwierdziłam, że Olgierd był chyba najgłupszym władcą, jaki się Litwie mógł przytrafić ;)

Pozdrawiam

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.