Choć niemal każda mała dziewczynka marzy, by być księżniczką, gdyby poznała losy tych królewskich córek, zapewne zmieniłaby zdanie. Gdy przychodziły na świat matka widziała w nich tylko porażkę, bo nie były upragnionymi synami. Nie poświęcała im czasu, nie wydawała na nie pieniędzy, ale przede wszystkim - skąpiła im miłości.
Wydawałoby się, że przyjście na świat w siedzibie polskich królów i to w komnatach najjaśniejszej pani, było niczym lądowanie na puchowych pierzynach otulonych chłodnym jedwabiem poszewek.
Maleństwo urodzone w takich okolicznościach mogło liczyć na piękne stroje, najlepsze potrawy i tabun rozpieszczających je piastunek. Cały problem w tym, że większości dzieci słynnej Bony Sforzy zabrakło najważniejszego – macierzyńskiej miłości.
Kiedy małżonka Zygmunta Starego zaszła w pierwszą ciążę, wszyscy z niecierpliwością oczekiwali narodzin następcy tronu. Wszak po to została sprowadzona z odległej Italii. Gdy nadszedł czas rozwiązania, Bona powiła jednak córkę, Izabelę, na którą spojrzała jak na personifikację porażki. Współcześni wierzyli, że to od silnej woli kobiety zależy płeć jej dziecka. Widocznie temperamentna Sforza starała się za mało. Sama też tak musiała myśleć. Mimo to pokochała Izabelę szczerze i głęboko.
Potem, jako drugi, przyszedł na świat upragniony królewicz, Zygmunt August, który miał zapewnić ciągłość dynastii. Kolejne trzy córki nie miały już znaczenia. Anna, Zofia i Katarzyna były wszak tylko dziewczynkami.
Lepsze i gorsze dzieci
Psychologowie dziecięcy twierdzą, że nierówne traktowanie rodzeństwa przez rodziców może powodować w przyszłości duże problemy emocjonalne. Bona nie zajmowała się lekturą książek o wychowaniu i nie przejmowała się zbytnio tym, że od samego początku faworyzowała dwójkę starszych dzieci.
Sforzę łączyła z nimi szczególna więź. Zygmunt August był jej oczkiem w głowie, wszak to jego pojawienie się na świecie ugruntowało jej pozycję jako królowej i matki następcy tronu. Izabelę nazwała z kolei po własnej matce i od początku dopatrywała się w niej wyjątkowych cech.
To faworyzowanie nie oznaczało, że trzy najmłodsze córki były pogardzane, czy że nie zaspokajano ich podstawowych potrzeb. Po prostu nie mogły liczyć na wiele więcej.
Kiedy Bona i Zygmunt gdzieś wyjeżdżali, królowa zawsze chciała mieć ze sobą Izabelę i Augusta. Młodszych dziewczynek nie wahała się pozostawiać pod opieką piastunek na długie miesiące a nawet lata. Takie podejście miało swoje konsekwencje. Jak komentuje to Małgorzata Duczmal, biografka Izabeli:
[…] wśród dzieci królewskich powstały jakby dwa obozy – jeden tworzyli Izabela z Zygmuntem, a drugi trzy młodsze królewny.
Najlepsza edukacja
Bona przyjechała do Polski jako wszechstronnie wykształcona młoda kobieta, którą matka – wytrawna polityczka – przez lata przygotowywała do rządzenia. Co więcej, żona Zygmunta Starego nie tylko doskonale odnajdywała się w świecie intryg i spisków, ale też otaczała się wesołym i gwarnym dworem, pełnym artystów i poetów. W takim środowisku wychowywały się królewskie dzieci. Od samego początku pewnym było to, że Bona postara się dla nich o doskonałą edukację.
Maria Bogucka, biografka Anny Jagiellonki zaznacza, że to dla Izabeli i Zygmunta Augusta sprowadzano najlepszych nauczycieli-humanistów. Uczono ich nowożytnych języków obcych oraz dbano, by perfekcyjnie znali łacinę, która w ówczesnej Europie pełniła podobną rolę jak dziś język angielski. Ponadto dbano też o odpowiedni dobór lektur.
Wychowując się na dworze matki, wszystkie dzieci Bony niemal automatycznie poznawały język włoski. Kronikarze raczej nie interesowali się edukacją młodszych córek, choć można śmiało przypuszczać, że pobierały one lekcje u preceptorów sprowadzonych dla swojego starszego rodzeństwa. Za dowód możemy uznać podziw, jaki Zofia Jagiellonka wzbudziła na brunszwickim dworze swojego męża perfekcyjną znajomością łaciny.
Choć Bona całą swoją energię i uwagę poświęcała ukształtowaniu Izabeli i Zygmunta Augusta, w których widziała przyszłość domu Jagiellonów, nie zaniedbała chyba edukacji młodszych dzieci. Sama pochodziła z kraju, gdzie kobiety z rodzin arystokratycznych wszechstronnie kształcono. Gdyby jej własne córki, choćby niezbyt przez nią lubiane, odebrały jedynie pobieżną edukację stanowiłoby to dla niej ujmę.
Królewny bez zamku?
Królewskie córki nie mieszkały razem. Bona najstarszą Izabelę trzymała zawsze przy sobie, trzy pozostałe dziewczynki mieszkały z dala od niej. Małgorzata Duczmal komentuje ich status tymi słowy:
O dość niskim miejscu trzech sióstr w hierarchii Wawelu świadczy fakt, iż nie posiadały one własnego, odrębnego dworu. Mieszkały wspólnie (w jednej komnacie?) w głównym gmachu zamku, a obsługiwane były zapewne przez dworzan i sługi dworu Bony – brak w każdym razie osobnych rachunków, które świadczyłyby, że przydzielono im osobny orszak.
Na tle ogólnie przyjętych w rodzinach królewskich obyczajów była to sytuacja nietypowa. Dzieci władcy zwykle posiadały odrębny dwór, który choć był zdecydowanie mniejszy niż otoczenie koronowanych rodziców, przydawał im prestiżu. Nie oznaczało to jednak, że najmłodsze Jagiellonki żyły specjalnie skromnie czy wręcz ubogo. Jak pokazują rachunki dworskie, komnaty królewskich córek były urządzone bogato. Pełno w nich były drogich drobiazgów, czy religijnych symboli (kosztowne krucyfiksy i malowane złotem święte obrazki).
Czy polskie królewny się bawiły?
Najciekawsze wydarzenia rozgrywały się niejako obok nich. Matka, która lubiła dworskie rozrywki, trzymała przy sobie Izabelę nie przejmując się specjalnie w tym zakresie młodszymi córkami. Gdy nad Krakowem pojawiało się widmo morowego powietrza, zabierała swoje potomstwo i chroniła nie w nieodległych Niepołomicach. Rodzice oddawali się swojemu ulubionemu zajęciu – łowom, a dzieci mogły spędzać czas na świeżym powietrzu, w otoczeniu Puszczy Niepołomickiej.
Aby Anna, Katarzyna i Zofia mogły się trochę rozerwać spędzając czas na Wawelu, sprowadzano dla nich z Włoch, jak wylicza Maria Bogucka, kości, warcaby, a także szachy, które stały się wówczas na europejskich dworach bardzo modne. Największą przyjemnością młodszych Jagiellonek wydawały się jednak haft, tkactwo, przędzenie i szycie.
Królewny z czasem stały się biegłe w tych dziedzinach i własnoręcznie przygotowywały upominki dla najbliższych. Dostarczano im najlepszych materiałów, z których tworzyły swoje dziełka. Królewny miały do dyspozycji kosztowne tkaniny, złote i srebrne nici, wzory sprowadzane specjalnie dla nich z południa, a z czasem, gdy ich kunszt wzrastał, także perły i klejnoty. I tylko na zainteresowanie ze strony matki stale nie mogły liczyć.
Bona nie pospieszyła do nich nawet, gdy na Wawelu wybuchł niszczycielski pożar, a królewny o mało nie straciły życia. Zainteresowała się oczywiście własnym, strawionym przez ogień majątkiem, ale przejrzawszy skarbiec i inwentarze, zaraz na nowo porzuciła straumatyzowane dzieci. Katarzyna, Anna i Zofia miały cały kolejny rok spędzić w Krakowie, podczas gdy matka bawiła na dalekiej Litwie.
W przeciwieństwie do Izabeli, szybko wydanej za mąż za pretendenta do węgierskiego tronu, sprawą przygotowania pozostałych córek do ożenku monarchini w ogóle się nie zainteresowała. A jeśli przebywała w towarzystwie córek, to tylko po to, by stanowiły dla niej atrakcyjną scenografię. I co ciekawe, zawsze traktowała je tak, jakby… były jedną osobą. Kupiła im trzy identyczne naszyjniki. Trzy takie same łańcuchy i tak samo skrojone kołnierze.
„Nawet na znanej serii portretów rodziny Jagiellonów, wykonanej w warsztacie Łukasza Cranacha Młodszego, królewny wyglądają niemal identycznie” – podkreśla Kamil Janicki w biografii Bony Sforzy i Anny Jagiellonki. – „Mają takie same suknie, takie same ozdoby, fryzury i nakrycia głowy. Nie jest to w żadnym razie wynik lenistwa malarza. Po prostu Bona bardzo się starała, by jej trzy córki wyglądały niczym trojaczki. To czyniło z nich perfekcyjne tło!”
I na bycie czymkolwiek więcej nie mogły liczyć tak długo, jak żyła matka, kochająca tylko pierwszą córkę.
***
Dla Bony trzy młodsze córki były balastem. Nie mogła się spodziewać, że po latach właśnie one zapewnią przetrwanie jej dziedzictwu. Niezwykłą historię zahartowanych, pogardzanych, ale też ambitnych i zwyczajnie nieodzownych dla polskiej historii królewien przedstawiła w swojej najnowszej powieści Anna Brzezińska. „Córki Wawelu. Opowieść o jagiellońskich królewnach”
Źródła:
- Bogucka M., Anna Jagiellonka, Wrocław 1994.
- Borkowska U., Dynastia Jagiellonów w Polsce, Warszawa 2011.
- Duczmal M., Izabela Jagiellonka. Królowa Węgier, Warszawa 2000.
- Janicki K., Damy złotego wieku, Kraków 2014.
KOMENTARZE (1)
W tamtych czasach to byl obowiazek ojca wydac corki za maz, a malzenstwa krolewien byly aranzowane w kolyskach. Bona jakis wplyw mial, ale to krol Zygmunt olal sprawe.