W latach 40. i 50. XX w. na warszawskiej Ochocie pewien starszy pan siadywał na ławeczce i wpatrywał się w pomnik Marii Skłodowskiej-Curie. Wskazując na rzeźbę, mógł powiedzieć: Gdybym się z nią ożenił, nie zostałaby noblistką. I miałby rację!
Historia znajomości Marii Skłodowskiej i Kazimierza Żórawskiego – bo tak nazywał się ów mężczyzna – zaczęła się kilkadziesiąt lat wcześniej. Był rok 1886. Osiemnastoletnia Maria Skłodowska zdobyła posadę guwernantki w miejscowości Szczuki koło Ciechanowa u państwa Żórawskich, którzy dzierżawili tę wioskę. Pracodawcy byli majętni: pan Żórawski zbił niemałą fortunę w branży cukrowniczej.
Maria miała uczyć młodszą córkę gospodarzy, Annę, liczącą sobie prawie 10 lat. Jak pisała Skłodowska, było to dobre, pojętne dziecko, ale bardzo nieporządne i roztrzepane. Zajmowała się też edukacją starszej córki Żórawskich, rok młodszej od siebie Bronisławy. Ta druga wychowanka stała się jej dobrą przyjaciółką.
Później razem z Brońcią udzielały lekcji wiejskim dzieciom. Jeszcze po wojnie mieszkały w wioskach pod Ciechanowem osoby, które edukację zakończyły na poziomie podstawowym, ale mogły się chwalić, że czytania i pisania uczyła ich późniejsza laureatka Nagrody Nobla.
„Uroki” życia towarzyskiego
Szczuki, mówiąc oględnie, nie przyciągały ludzi intelektu. Krąg towarzyski Żórawskich przypominał najgłupszych bohaterów powieści Jane Austin. W lutym 1886 roku Maria Skłodowska tak pisała do jednej z przyjaciółek:
Nic tu nie robią, tylko bawią się, a nas co mniej udziału bierzemy w tym ogólnym pomieszaniu zmysłów, obmawiają okropnie, prawdziwie po parafiańsku. Wystaw sobie, że ja już zostałam obgadana trochę za to, że w tydzień po przyjeździe, nie znając nikogo, odmówiłam bytności na balu w K., miejscu będącym siedliskiem plotek.
Kiedy osiemnastoletnia Maria wybrała się wreszcie na bal, zauważyła, że młodzież wcale nieciekawa, panny zaś albo gąski, nic nie mówiące, albo też prowokujące w wysokim stopniu. Twierdziła też, że wśród młodych brakuje osób bardzo miłych i jako tako inteligentnych, parę zaś jest takich okazów, że możnaby dać na wystawę. W innym liście, już z kwietnia 1886 roku, donosiła z kolei, że:
Starsze panie i panienki są tym, czego się można było spodziewać po nich, to jest nie mają żadnego zdania o niczym; ale co smutno, to to, że nawet salonowej rozmowy prowadzić przyzwoicie nie umieją, tak głowy ich są ubogie w pomysły. Idzie więc plotkarstwo na wielką skalę, bo jedynym przedmiotem rozmowy są sąsiedzi i bale, zebranie etc.
Na scenę wchodzi Kazimierz
Kazimierz Żórawski (podpisywał się także Żorawski), najstarszy syn pracodawców Marii, był o rok starszy od zdolnej guwernantki. Jak pisała Françoise Giroud, biografka noblistki, był to piękny chłopiec, pełen uroku, zręczny łyżwiarz, świetny tancerz, dobra partia, na którą czyhały wszystkie matki w okolicy. Studiował matematykę w Warszawie, do rodzinnej wioski przyjechał na Boże Narodzenie w 1886 roku.
Dziewiętnastoletni student i osiemnastoletnia guwernantka zakochali się w sobie. Postanowili się pobrać, ale na przeszkodzie stanęli rodzice Kazimierza. Tak pisała o tym biografka Skłodowskiej, Susan Quinn:
Jej inteligencja, wychowanie i pochodzenie szlacheckie nie miały tu większego znaczenia – państwo Żorawscy uważali, że ich syn nie powinien żenić się z osobą o tak niskim statusie społecznym, nie posiadającą w dodatku żadnego majątku.
Kazimierz wrócił na studia do Warszawy, a Maria pozostała w Szczukach. Nie mogła zrezygnować z pracy, bo część pensji przeznaczała dla studiującej w Paryżu starszej siostry Bronisławy Skłodowskiej, która docelowo miała ją ściągnąć do francuskiej stolicy.
Listy do domu
To nie był koniec związku Skłodowskiej i Żorawskiego. Kazimierz jeszcze kilka razy próbował przełamać opór rodziców, ale za mało było w nim odwagi i zdecydowania. Echa tej historii odbijały się w listach Marii.
Jej ojciec chyba obwiniał siebie za nieszczęście córki, przekonany, że nie zapewnił rodzinie wystarczającej pozycji materialnej. W każdym razie Maria pisała do niego:
Przede wszystkim i nade wszystko, mój kochany Ojciec musi przestać wyrzucać sobie, że nie jest w stanie nas wspomóc. Niemożliwe, by Tata mógł zrobić dla nas więcej, niż uczynił. Otrzymaliśmy dobre wykształcenie, porządne wychowanie, charakter, który też nie należy do najgorszych (…) Stąd też Tata nie powinien sobie nic wyrzucać – poradzimy sobie zupełnie dobrze, na pewno.
Kiedy jednak w 1887 roku jej młodsza siostra Helena została, najwyraźniej z tego samego powodu, uznana za nieodpowiednią partię, przyszła noblistka dała w listach upust swojemu gniewowi. Jeśli nie chcą poślubić ubogiej dziewczyny, niech idą do diabła! – irytowała się.
Skłodowska wytrwała w Szczukach trzy lata, aż do początku 1889 roku. Pod koniec przyznała w liście do jednej z przyjaciółek, że pobyt tam bardzo ją zmienił, i fizycznie, i moralnie. Wszak przybyła do Żorawskich jako osiemnastolatka! Tyle tu przeszłam, były i takie chwile, które do najboleśniejszych w życiu policzę – zwierzała się.
Po opuszczeniu posady guwernantki znalazła inną pracę. Przeniosła się do Warszawy, gdzie zaczęła przeprowadzać w małym laboratorium różne doświadczenia z fizyki i chemii. Laurent Lemire w wydanej właśnie książce „Maris Skłodowska-Curie” sugerował, że koncentracja na nauce mogła być sposobem radzenia sobie ze złamanym sercem:
To właśnie wówczas, w czasie tych pierwszych prób odkrywa przyjemność, jaką mogą sprawiać badania eksperymentalne, i dochodzi do równowagi psychicznej. Nauka jako terapia. Dzięki tym skromnym zajęciom Maria odzyskuje werwę i chroni swą wrażliwość przed światem zewnętrznym.
Spotkanie w Zakopanem
W 1891 roku, dwa lata po wyjeździe ze Szczuk, Maria Skłodowska udała się do Zakopanego. Chciała tam podratować zdrowie – uskarżała się na męczący kaszel. Przy okazji zamierzała się spotkać z Kazimierzem Żorawskim. Czy to spotkanie mogło skończyć się szczęśliwie? Józef Skłodowski, brat późniejszej noblistki, nie miał złudzeń. W liście do ich siostry Bronisławy przepowiadał:
O ile nie jestem w błędzie, Manię znów czeka rozczarowanie ze strony tych samych osób, które już ją raz zawiodły. Ale jeżeli istnieje nadzieja na zbudowanie życia w zgodzie z własnymi uczuciami i uczynienie dwojga ludzi szczęśliwymi, być może warto podjąć taką próbę.
Niestety, obawy Józefa okazały się uzasadnione. Próba ułożenia sobie życia z Kazimierzem nie powiodła się. Zaraz potem Maria Skłodowska wysłała list do przebywającej w Paryżu siostry: Teraz Brońciu raz jeszcze proszę Cię o ostateczne postanowienie: namyśl się, czy możesz mnie wziąć do siebie, bo ja mogę przyjechać.
Po otrzymaniu od siostry pozytywnej odpowiedzi wyjechała do Francji. Już w listopadzie 1891 roku kontynuowała edukację na Sorbonie. Jako kierunek studiów wybrała matematykę i fizykę.
Jak leczyć złamane serce? Pracą!
Paradoksalnie trzy lata później pojawiła się szansa, że Żorawski i Skłodowska będą mieć tego samego pracodawcę. Kazimierz po doktoracie w Lipsku i habilitacji we Lwowie znalazł zatrudnienie na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1894 roku Maria Skłodowska starała się o pracę na najstarszej polskiej uczelni, ale w żadnym laboratorium nie było dla niej miejsca.
Większość biografów jest zdania, że rozdział pod tytułem „Kazimierz” w jej życiu był już dawno zamknięty. Jednak niektórzy widzą w tym próbę znalezienia się blisko młodzieńczej miłości i niedoszłego narzeczonego…
Maria Skłodowska osiadła na stałe we Francji, gdzie w pełni rozwinęła skrzydła. Jej kariera naukowa była spektakularna. Do dzisiaj Maria pozostaje jedyną kobietą dwukrotnie nagrodzoną Nagrodą Nobla. I jedyną uczoną, która otrzymała te Nagrody w dwóch różnych dziedzinach nauk przyrodniczych: fizyce i chemii.
Także jej życie osobiste ułożyło się szczęśliwie. Wyszła za mąż za Pierre’a Curie, z którym miała dwie córki. Tymczasem Żórawski pozostał w ojczystych stronach. Wykładał później na Politechnice Warszawskiej. Ożenił się zgodnie z oczekiwaniami rodziców.
(Nie)szczęśliwe zakończenie
Nie można wykluczyć, że niedoszli małżonkowie spotkali się jeszcze raz w 1932 roku. Maria Skłodowska-Curie przyjechała wtedy do Warszawy na uroczystość poświęcenia Instytutu Radowego (a dokładnie, jego części szpitalnej… bo tylko tyle udało się ukończyć).
W ceremonii uczestniczył jej kolega ze studiów, prezydent Ignacy Mościcki, ale czy zjawił się wtedy profesor Kazimierz Żorawski? Nie wiadomo… Byłoby to ich ostatnie spotkanie, bo polska noblistka zmarła dwa lata później. Lucjan Biliński, pisząc o niedoszłym małżeństwie Kazimierza i Marii, zastanawiał się:
Być może, gdyby była jego żoną nie poszłaby tak daleko w głąb nauki, a na pewno nie zostałaby noblistą. Ale może byłaby szczęśliwsza w życiu.
Bibliografia:
- Korespondencja polska Marii Skłodowskiej-Curie 1881-1934, opr. Krystyna Kabzińska, Małgorzata H. Malewicz, Jan Piskurewicz, Jerzy Róziewicz, IHN PAN 1994.
- Lucjan Biliński, Z Mazowsza do sławy paryskiego Panteonu, wyd. Biblioteka Główna Województwa Mazowieckego 2003.
- Tadeusz Estreicher, Curie Maria, [w:] Polski Słownik Biograficzny, red. Władysław Konopczyński, t. 4, Kraków 1938.
- Françoise Giroud, Maria Skłodowska-Curie, tłum. Janina Pałęcka, PIW 1987.
- Laurent Lemire, Maria Skłodowska Curie, tłum. Grażyna i Jacek Schirmerowie, Świat Książki 2017.
- Susan Quinn, Życie Marii Curie, tłum. Anna Soszyńska, Prószyński i S-ka 1997.
KOMENTARZE (9)
Znałem tą historię, ale nie wiadomo czy nie zdobyłaby nagrody Nobla jeśli wyszłaby za mąż za Kazimierza Żorawskiego.
Myślę, że z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że nie, choć pewnie Skłodowska nie porzuciłaby całkiem kariery naukowej. Nie miałaby jednak takich samych warunków, nie dzieliłaby też swoich zainteresowań z mężem..
Wspaniałe napisane pysznie się to czyta
Dziękuję :)
Zaiste serwis plotkarski a nie historyczny!
Ciekawa historia choć smutna . Dziękuję za artykuły, pozdrawiam.
artykul ciekawy, nie podoba mi sie jednak wydzwiek sugestii pana Lemire (biograf), wedle ktorej zainteresowanie nauka mialoby by byc lekiem na zlamane serce…nie jestem w najmniejszej mierze specjalistka od historii, ale nie wydaje mi sie zeby w tamtych czasach kobiety podejmowaly prace zawodowa (zwlaszcza w dziedzinie nauki), ot tak, zeby pocieszyc swe zlamane serce… uwazam ze to raczej wyraz determinacji, upor i konsekwntne dazenie do spelniania sie…I wrecz zupelnie przeciwnie niz uwaza pan Bilinski – obawiam sie, ze to wlasnie u boku Zorawskiego Maria moglaby okazac sie byc nieszczesliwa…ale nie nam sadzic, nalezy sie tylko cieszyc i czerpac inspiracje z takich osobowosci
Drogi komentatorze/ komentatorko rzeczywiście teza ta jest dość kontrowersyjna, zwłaszcza dla kobiet. Z jednej bowiem strony pokazuje ich dążenie do nauki, a z drugiej znowu wszystko sprowadza do jednego: mężczyzn. Zgadzam się, że to raczej wyraz determinacji, uporu i konsekwencji oraz dodałabym – odwagi i inteligencji. Nam jednak jako historykom wypada przytaczać także kontrowersyjne tezy innych historyków, czy – jak w tym przypadku – biografistów, tak abyśmy mogli potem o nich dyskutować i je konfrontować. Pięknie dziękujemy za wpis i pozdrawiamy :)
Piękna data i warto o niej pamiętać. Ciekawie napisany artykuł. Pozdrawiam