O gustach podobno się nie dyskutuje. I dobrze, bo dawniej te gusta były zwyczajnie horrendalne.
Wszystkie pozycje w zestawieniu TOP10 jak zawsze zostały oparte na publikowanych przez nas artykułach. Tym razem postanowiliśmy pokazać, jak bardzo odmienne od współczesnego było przed wiekiem postrzeganie piękna.
Jeszcze nie tak dawno piękno oznaczało…
8. Ciało zakute w gorset
Idealne ciało z przełomu wieków miało zupełnie nienaturalne proporcje. Osiągano je z pomocą sztuki krawieckiej. Damy z wyższych sfer i klasy średniej nakładały wysokie i długie gorsety, które nadawały figurze sztuczne wygięcie i niezawodnie modelowały posturę.
Zakładanie gorsetu nie było przyjemną chwilą, ale bolesnym obowiązkiem. Zakute w „zbroje” panie w pewnym sensie przypominały średniowiecznych rycerzy. One też poruszały się z trudem, a nabieranie powietrza do płuc stanowiło dla nich nie lada wyzwanie.
Oprócz tego, że gorset przytrzymywał piersi i wypychał je ku górze, wysmuklał też talię i utrzymywał plecy absolutnie proste. Robiąc to wszystko, siał zarazem spustoszenie w organizmie. Zasznurowany z całej siły, niemożliwie ściskał narządy wewnętrzne (przeczytaj więcej na ten temat).
7. Chodzenie w śmiercionośnej spódnicy
Dziś mamy wybór – w spodniach, czy w sukience. Ale przed ponad wiekiem kluczem do podziwianego wyglądu był tylko jeden ubiór: krynolina, czyli rodzaj spódnicy uszytej z materiału rozpiętego na metalowych obręczach lub włosiance. Była popularna mniej więcej od 1850 roku.
Bez wątpienia eleganckie, krynoliny były jednak niezwykle niepraktyczne ze względu na ilość miejsca, które zajmowały. Damy nie mogły w nich siadać w fotelach, przechodzić przez drzwi, spacerować w zatłoczonych miejscach, podróżować pociągiem czy komunikacją miejską, ani nawet uklęknąć! A dżentelmeni skarżyli się, że nie mogą już podawać towarzyszkom ramienia w trakcie spaceru, bo suknia im w tym przeszkadza.
Mało tego, w wietrzne dni krynolinę łatwo podwiewało do góry. Ale najgorsze było zagrożenie zapłonem – trudno się dziwić, gdy dama nie widziała nawet, gdzie znajduje się skraj jej sukni. Niejedna pani stała się ofiarą mody na krynolinę. Dosłownie! W Anglii w ciągu zaledwie dziesięciolecia spłonęło żywcem trzy tysiące kobiet ubranych w krynoliny (przeczytaj więcej na ten temat).
6. Nieumyte włosy
Czystość jest podstawą zdrowia i duszą toalety, przeto wiele zależy od utrzymania włosów w czystości – czytamy w „Przewodniku dla dam czyli Radach dla płci pięknej” z 1842 roku. Dalsza część wywodu nie brzmi jednak tak znajomo. Otóż w zachowaniu czystości nie należy sięgać po wodę i szampon, lecz po… zestaw grzebieni i szczotek!
Włosy trzeba było co rano ostrożnie rozczesywać grzebieniem, by ich nie wyrywać ani nie łamać. Następnie „czyszczono” je szczotką o miękkim włosiu. A jak często należało uciekać się do wody i mydła, by nie zasłużyć na miano brudasa? W ramach zwyczajnego dbania o higienę zalecano mycie włosów zaledwie… raz na miesiąc!
Dopiero pochodzący z polski wirtuoz fryzjerstwa, Antoine Cierplikowski, zaczął myć kobietom włosy przed ścinaniem i czesaniem. Brudne, lepiące się od pomad i odpychające swym zjełczałym zapachem kudły napawały go obrzydzeniem, więc odmawiał zajmowania się klientkami, które nie chciały umyć głowy (przeczytaj więcej na ten temat).
5. Spaleniznę na głowie
Długie, tłuste włosy najpiękniej wyglądały ułożone w pukle i wyraźnie pofalowane. Ale w czasach międzywojennych nie było prostownic i lokówek z powłokami ochronnymi. Nie istniały też produkty zabezpieczające strukturę włosa przed nadmiernym gorącem. Układając wymyślne fryzury damy musiały liczyć się ze swądem spalonych włosów.
Normalnym zabiegiem fryzjerskim było przypalanie włosów na żelazkach, co działało fatalnie na strukturę włosa. Pukle po takim traktowaniu często zostawały w ręce niewprawnych fryzjerów. Nic dziwnego, że panie zbierały włosy po czesaniu i przechowywały w szkatułkach, by potem sztukować nimi wybrakowane fryzury.
Trwałą ondulację także przeprowadzono przy użyciu osobliwej maszyny. By proste włosy zamienić w seksowne loki, nawijano pasma na gorące wałki z klamrami, podłączone za pomocą kabli do wielkiej suszarki. Podczas tego kilkugodzinnego zabiegu zdarzały się przypadki nie tylko spalonych włosów, ale i poparzeń skóry (przeczytaj więcej na ten temat).
4. Kształty co najmniej krągłe
Dla XIX-wiecznej damy „utrata form okrągłych”, czy mówiąc inaczej „spadnięcie z ciała” było tym, czym dla dzisiejszych kobiet „zbędne kilogramy”. Talia miała być cienka, za to odpowiadał gorset. Ale wylewające się piersi i ramiona, a także dłonie i oblicze damy, powinny być pulchne i zaokrąglone.
Jeśli już nieszczęsna pani nieopatrznie schudła, można było zaradzić złu. Recepta była prosta – zalecano nie mieć żadnych kłopotów, do tego nie mieć wiele ruchu, spać długo najmniej godzin dziewięć, na śniadanie pić co dzień filiżankę czekolady z Salepą perską, rozmieszaną z dwoma żółtkami, w parę godzin zjeść odrobinę białego baranka, cielęciny tłustej, albo wołowiny soczystej.
Należało również podjadać między posiłkami – a to środki kartofli ugotowane w mocnych bulionach, kaszę ze śmietaną, mleko migdałowe, jajka na mleku czy kremy z czekolady. Zachęcano też do codziennych relaksacyjnych kąpieli, po których miał następować posiłek. Po jedzeniu z kolei wypadało położyć się na sofie, wypić filiżankę czekolady i spać aż do obiadu (przeczytaj więcej na ten temat).
3. Cerę białą jak papier
Słońce było największym wrogiem piękności z początku XX wieku, a chronienie cery przed jego zgubnym działaniem stało się prawdziwą obsesją kobiet. Gdy tylko kończyło się lato, najdrobniejsze ślady opalenizny musiały zniknąć. Bardzo jasna cera była oznaką delikatności płci, elegancji i pozycji społecznej.
Wymagało to intensywnych, czasem kilkutygodniowych zabiegów rozjaśniających skórę. Specjalnie przygotowane mikstury na bazie soku z cytryny, wody utlenionej czy pietruszki były regularnie wcierane w twarze, ramiona i dłonie. Dopiero zupełnie „wybielona” kobieta mogła zacząć myśleć o pojawieniu się na salonach.
Oprócz substancji, które miały pomóc w zachowaniu alabastrowej bladości, stosowano jeszcze jeden trik. Tam, gdzie natura poskąpiła paniom siateczki żyłek, pomagały sobie… farbkami akwarelowymi. Należało używać właśnie ich, bo dzięki rozcieńczaniu wodą nie rysowały zbyt wyraźnych linii (przeczytaj więcej na ten temat).
2. Brak makijażu
Jeszcze pod koniec XIX wieku wyrazisty sposób podkreślania urody uznawany był za wulgarny. Uszminkowane usta, zaróżowione policzki i przyciemnione brwi kojarzono z wizerunkiem prostytutki. Szminka, w postaci zbliżonej do tej, którą znamy teraz, pojawiła się zresztą w sprzedaży nie wcześniej niż w 1915 roku.
Dopiero aktorki kina niemego, poszukując sposobów podkreślenia wyrazu twarzy, sięgnęły po makijaż, szczególnie oczu. Uwodzicielski wizerunek gwiazd, rozpropagowany na srebrnym ekranie, szybko podchwyciły kobiety wyemancypowane.
Szanującym się pannom i damom jeszcze długo nie wypadało się malować. Gdy nastoletnia Magdalena Samozwaniec szykując się na bal wysmarowała sadzą brwi na czarno, jej matka z wrażenia wyparła się jej przed panią z towarzystwa (przeczytaj więcej na ten temat).
1. Zero piegów
Kiedy zdjęcie uśmiechniętej nastoletniej Kate Moss w pióropuszu ozdobiło w 1990 roku okładkę brytyjskiego magazynu „The Face”, absolutnie nikomu nie przeszkadzały jej piegi. Postrzeganie brunatnych plamek wkrótce zmieniło się do tego stopnia, że specjaliści od makijażu zaczęli je imitować.
Jednak 1918 roku Kate nie miałaby najmniejszych szans na zrobienie kariery. Jej kultowe zdjęcie ówczesne damy uznałyby za podobiznę wiejskiej dziewuchy pasającej krowy. Żadna elegancka kobieta nie mogła pozwolić sobie na takie oszpecenie! Zarówno młode dziewczęta, jak i starsze panie, gotowe były na wszystko byle tylko usunąć piegi.
W każdym poradniku kosmetycznym można było znaleźć metody pozbycia się problemu, niejednokrotnie mało przyjemne. Zwalczanie piegów wymagało przede wszystkim cierpliwości i staranności, jednak liczne reklamowane w prasie środki przynosiły marne rezultaty. Zamiast nich można było użyć znacznie prostszych, domowych specyfików (przeczytaj więcej na ten temat).
KOMENTARZE (19)
Pani ze zdjęcia spod numeru 5 nie ma zniszczonych włosów. Aby zobaczyć jak wyglądał stan włosów modnej, dziewiętnastowiecznej damy, polecam zdjęcia chociażby słynnej Sary Bernhardt: https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/96/52/f9/9652f97ac0ec67a0153dd121989020a9.jpg
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/cf/91/58/cf915821161fe9e22f1b5f873e6b138d.jpg
Kobieta ze zdjęcia nr 4 wcale nie jest gruba, moim zdaniem ma całkiem seksowną figurę i nie pchałabym jej na siłę na żadne diety. Obecnie jest moda na promowanie anorektycznie chudych modelek o wąskich biodrach i płaskim biuście ale podejrzewam, że za 100 lat też się to będzie wydawało dziwne.
Pani pisze swoje artykuły w dziwnym tonie. Jakby tylko szukała sensacji. Poza tym, zupełnie nie bierze pod uwagę sytuacji. Np. włosy. Mycie tak długich to było zajęcie na cały dzień dla kilku osób, jedna nie była w stanie tego zrobić. Mycie, płukanie, wielogodzinne rozczesywanie, suszenie. Potem układanie fryzury, przez kilka kolejnych godzin. Tak długie włosy przetłuszczone są tylko przy skórze, dalej po prostu nieświeże i zakurzone, na to pomaga szczotkowanie. Stęchłe i śmierdzące? Pewnie tak, ale nie ma się co dziwić, że myły rzadko. Zresztą, nie wszystkie, patrz cesarzowa Sisi. Gusta horrendalne dawniej? To już sięgnijmy aż do średniowiecza, kiedy damy depilowały pół głowy, by mieć wysokie czoła. Albo nosiły pudrowane peruki , bieliły twarze ryżową mąką i naklejały czarne „muszki” później. Tylko, czy dzisiejsze rozdęte silikonem usta, doklejone włosy, powiększone pupy, wytatuowane ciała, mogą być miarą normalności?
W tak poczytnym portalu poświęconym historii, po prostu nie wypada na samym początku materiału, popełnić błąd nieprawidłowego tłumaczenie popularnego zwrotu z języka łacińskiego:
„de gustibus non est disputandum”
Prawidłowe tłumaczenie tego zwrotu to:
Gust nie podlega dyskusji…
Hmmm… Mam krynolinę i byłam w niej teatrze, do którego jechałam tramwajem. W przerwie siadłam w fotelu i kucałam :) Magia jakaś czy coś?
Miałam krynolinę na ślubie (jestem fanką reko). Normalnie wszystko w niej robiłam, choć ten strój wymaga pewnej zręczności. Ale p. Zaprutko wygląda na unikającą sukienek jako takich…
Krynilinę na metalowym stelażu? Przeczytały Panie i wzięły pod uwagę że dzisiejsze krynoliny mogą być zupełnie innej konstrukcji?
Bardzo dziękujemy za to dopowiedzenie. Zdecydowanie ta sama nazwa „wczoraj i dziś” może oznaczać jednak nieco inne rzeczy. Pozdrawiamy :)
Świetny artykuł, miło jest czytać tak dobrze napisane wpisy, czekam na kolejne :D Pozdrawiam.
Zastanawiam się jak można było dać prawa wyborcze płci która jest tak szalenie próżna?!
Pozdrowienia dla Pana rodzicielki,z przyjemnością przeczyta Pana wpis.
@maciejmakro Dokladnie. Do garów i dzieci robić. Ot co.
To oklepane.Mógłby Pan sie bardziej wysilić.Pozdrawiam
Pani Dominio, niech się Pani nie spodziewa od istoty tak ograniczonej jak ten Pan lub jego poprzednik wypowiedzi z polotem lub jakąkolwiek oznaką inteligencji. Nie ma co się dziwić że owi Panowie i osoby im podobne mają takie poglądy, zacofanie to ogromna plaga naszych czasów. Należy współczuć owym ludziom i w tym przypadku kobietom w ich otoczeniu, ponieważ z pewnością nie otrzymają odpowiedniego szacunku na jaki zasługują.
A ty won do roboty rodzinę utrzymywać a nie wypisywać durnoty. Faceci są naprawdę ograniczeni, chcieliby żebyśmy tylko zaspokajały ich potrzeby i nic więcej. Pomyłka, jesteśmy ludźmi, a nie zwierzętami. Może to wy jesteście samcami :)
Wszyscy się czepiają tego mycia włosów, ale zapominają, jak trudna była to operacja w czasach, kiedy wodę trzeba było wydobyć ze studni, przynieść do domu, zagrzać na kuchni, nalać do wanny, odbyć w tejże kąpiel bez prysznica i innych udogodnień, następnie wodę wylać, a włosy wysuszyć mając do dyspozycji tylko ciepło z kominka. Oczywiście część tych czynności można było przekazać służbie, ale służące zajęte przygotowaniem kąpieli nie mogły wtedy robić innych rzeczy – nie każdy miał do dyspozycji armię pracowników, a w gospodarstwie do ogarnięcia było dużo. Opał swoje kosztował, woda jest ciężka. Do tego ludzie wtedy panicznie się bali przeziębień – może przesadnie, ale nie wolno zapominać, że przed wynalezieniem antybiotyków dzisiaj łatwo uleczalne choroby bywały zabójcze.
Innymi słowy – rzadko myte włosy to nie była kwestia gustu i mody, a po prostu okoliczności.
Pamiętam swoją „ ciotkę”, w latach 70 jako dziecko niechcący podejrzałam ją szczotkującą włosy. Przedwojenna szlachcianka z zawsze uniesioną głową ( nic dziwnego, jej kok musiał ważyć parę kilo) stała wtedy w koszuli nocnej do ziemi s wokół jej stóp ścieliły się czarno siwe loki, które czesała szczotką z nałożonym wacikiem bawełnianym nasączonym jakimś olejkiem, następnie polerowali je pasmo po paśmie szczotką z włosia. Jak już opanowała oburzenie, że ją przy tak intymnej czynności zastałam, następnego dnia objaśniła mi swoje działania. Włosy myła raz w miesiącu, za to szczotkowana je codziennie wieczorem ponad godzinę. Włosy zachowywały puszystość, nie wyglądały na tłuste i cudnie pachniały. Zaplatała je w luźny, ciągnący się po ziemi warkocz, żeby się nie plątały w nocy. Po umyciu dwa dni były mokre. Miała przepiękne grube włosy bez żadnych strzępów na końcach kunąvy jedwab. Do tej pory jestem pod wrażeniem bo ja pomimo zabiegów odżywek cudów wianków mam kupkę siana na głowie od matury coraz mniej
Uprzedmiotowienie kobiety, tak jak i dziś.
Sara Bernard była ruda. A rude, naturalnie kręcone włosy są z natury suche i rozwichrzone. Nie potrzeba żadnych żelazek, żeby tak wyglądały.