To on odpowiadał za rzeź Woli. Pod jego rozkazami byli zwyrodnialcy, którzy zmasakrowali Ochotę. Jego siepacze zabijali masowo mężczyzn, kobiety i dzieci na warszawskich ulicach, podwórzach, w powstańczych szpitalach. Jego zbrodnie są znane, lecz kary nigdy nie doczekał.
Młody prawnik z Chociebuża przeszedł długą drogę od „adwokata nazistów” do „namiestnika” Himmlera w Kraju Warty i pacyfikatora Powstania Warszawskiego. Jeszcze bardziej pokręcona jest jednak ścieżka, która z Norymbergi zaprowadziła go… na fotel burmistrza Westerlandu na wyspie Sylt! Ten kat Powstania w spokoju dożył swoich dni, otoczony sympatią i szacunkiem.
Droga do Warszawy
Dzień po wygranych przez nazistów wyborach do Reichstagu Heinz Reinefarth, czując zbliżającą się koniunkturę, wstąpił do NSDAP, a z końcem roku został członkiem SS.
Dzięki pozycji „adwokata nazistów” kariera Reinefartha kwitła. Ale młody Reinefarth osiągał sukcesy nie tylko w cywilu. W trakcie kampanii wrześniowej walczył w Wehrmachcie i dosłużył się Krzyża Żelaznego i awansu. Prawdziwą chwałę przyniosła mu kampania na Zachodzie, gdzie jako zwykły feldfebel doprowadził do wzięcia do niewoli kilku tysięcy Francuzów, za co dostał, jako jeden z niewielu podoficerów, Krzyż Rycerski.
Od kwietnia 1942 był generałem majorem policji. Następnie został przydzielony do sztabu Głównego Inspektora SS w Protektoracie Czech i Moraw, gdzie wezwał go Kurt Daluege, jego długoletni protektor. We wrześniu 1943 przeniesiono Reinefartha do Głównego Urzędu Policji Porządkowej SS.
Pozycję Daluegego osłabiła konfrontacja z Hansem Frankiem, ale Reinefarth miał już nowego, potężniejszego protektora. Zainteresował się nim sam Himmler, który, jak pisze Philipp Marti w książce „Sprawa Reinefartha”: starannie wyszukiwał osoby na przyszłe kierownicze stanowiska. Głównymi kryteriami była ideologiczna spolegliwość i sprawność (…).
Reinefarth celował w jednym i drugim, dlatego od stycznia 1944 pełnił funkcję Wyższego Dowódcy SS i Policji w Kraju Warty. Mimo tego, że swoje stanowisko określał jako „szumnie brzmiący tytuł, za to żadnej treści” i „zupełnie bez znaczenia”, starał się jakoś wykazać. Okazją była akcja przesiedleń ludności polskiej i tworzenia miejsc zamieszkania dla Niemców znad Morza Czarnego. Philipp Marti w „Sprawie Reinefartha” cytuje jego słowa, wypowiedziane na spotkaniu szefów sztabów wysiedleńczych:
Te liczby nie wystarczają. Więcej Niemców czarnomorskich przybywa, niż wysiedla się Polaków. (…) Liczy się tylko i wyłącznie sukces. (…) Drobiazgami nie należy się przejmować (…).
W efekcie takiego postawienia sprawy brutalne wysiedlenia Polaków z Warthegau nabrały na sile. Dla Reinefartha los wybrał jednak inne zadanie – nie miał przesiedlać Polaków, miał ich zabijać.
”Mam mniej amunicji niż jeńców”
Wybuch powstania 1 sierpnia, mimo tego, że Niemcy spodziewali się większej akcji polskiego podziemia, był dla nich pewnym zaskoczeniem. Brak rezerw, gdyż wszystkie możliwe siły walczyły z Armią Czerwoną, zmusił ich do użycia tego, co było pod ręką.
3 sierpnia przebywający w Poznaniu Himmler wysłał do Warszawy Reinefartha. Wraz z nim przybyły dwa bataliony złożone z wielkopolskich policjantów, które miały stanowić trzon sił przeznaczonych do tłumienia zrywu powstańczego.
Na 5 sierpnia wyznaczono termin głównego natarcia. Zadaniem było przebicie się do pałacu Bruhla, w którym schronił się komendant miasta i administracja wojskowa. W natarciu miały również uczestniczyć dwie jednostki podporządkowane dzień wcześniej Reinefarthowi, a których wątpliwa „sława” obiegła potem świat. Były to pułk specjalny SS Dirlewanger, złożony z pospolitych przestępców i Brygada Szturmowa Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej Bronisława Kamińskiego.
To, co wydarzyło się w Warszawie 5 sierpnia, przekroczyło wszelkie zbrodnie, jakie do tej pory zostały popełnione w trakcie wojny.
Niemieckie natarcie ruszyło o 7 rano. Równocześnie z działaniami wojennymi trwała masowa eksterminacja ludności. Nie zabijano tylko powstańców, których uważano za „bandytów” i „partyzantów”, mordowano również cywili, kobiety, starców i dzieci.
W samej fabryce Ursus podwładni Reinafartha mieli wymordować nawet sześć tysięcy Polaków – mężczyzn, kobiet i dzieci. Nie oszczędzano nikogo, nawet przebywających w szpitalach. W Szpitalu Wolskim oprócz personelu rozstrzelano trzystu chorych, w szpitalu św. Łazarza liczba ofiar przekroczyła tysiąc osób. Po wymordowaniu ludzi zajmowano się paleniem domów – niszczono całe ulice, nie bacząc na to, czy ktoś nie ukrywa się w piwnicach.
Ogrom popełnionych zbrodni był taki, że niektórzy żołnierze z oddziałów policyjnych kończyli z załamaniem nerwowym. Łącznie na samej tylko Woli wymordowano od 20 do 40 tysięcy cywilów w trakcie tylko jednego dnia, gdy niemieckimi żołnierzami dowodził Reinefarth. Liczba ofiar na Ochocie była mniejsza, bo siepacze Kamińskiego bardziej interesowali się rabunkami i gwałtami, niż przeprowadzaniem masowych mordów, jednak tamtejsza ludność w trakcie brutalnej „ewakuacji” do obozu przejściowego w Zieleniaku również poniosła ogromne straty.
Nie sposób stwierdzić, ilu ludzi zabiły oddziały dowodzone przez Reinefartha ze względu na ogromny bałagan w strukturach dowódczych niemieckiej armii w ówczesnym okresie. Dolną granicę ofiar można ustalić na 45-50 tysięcy cywilów. Co do maksymalnej liczby zamordowanych wydaje się, że liczba 100 tysięcy może być przesadzana, jednak tak naprawdę nigdy się tego nie dowiemy. Rzeź dokonana przez grupę bojową „Reinefarth” z pewnością była największą masakrą jakiej dopuszczono się w ciągu zaledwie kilku godzin w trakcie całej wojny.
Czy Reinefarth odpowiada za zbrodnie podległych sobie zwyrodnialców? Czy wydał rozkaz wymordowania ludności zgodny z intencją Himmlera – tego większość wówczas obecnych [na spotkaniu rankiem 5 sierpnia z dowódcami zespołów operacyjnych] nie chciała sobie później przypomnieć – pisze Philipp Marti w „Sprawie Reinefartha. Wiemy natomiast, iż groził sądem wojennym tym, którzy nie zdobędą się na właściwą energię.
Jeden z uczestników tej narady zeznawał później:
(…) miałem poczucie, że w praktyce chyba tak właśnie miało to zostać zrozumiane – że po prostu wszyscy powstańcy mają być zabijani. Jeśli jestem pytany, czy łącznie z cywilami, to mogę powiedzieć tylko tyle, że przecież w praktyce powstańcy to byli sami cywile.
Po powrocie do Poznania Reinefarth za swoje „osiągnięcia” otrzymał Liście Dębu do Krzyża Rycerskiego, a następnie przypadł mu wątpliwy zaszczyt dowodzenia obroną Kostrzyna, której o mały włos nie przypłacił śmiercią, gdy został aresztowany po opuszczeniu twierdzy, wbrew rozkazowi Hitlera.
Problemy z ekstradycją
Po klęsce Niemiec Reinefarth trzy lata spędził w różnych miejscowościach jako amerykański jeniec wojenny i jako internowany. Przesłuchiwany twierdził, że o rozkazie Himmlera o zabijaniu wszystkich warszawiaków, bez względu na płeć i wiek, dowiedział się dopiero w Warszawie, dirlewangerowcy w ogóle mu nie podlegali, a za ludzi Kamińskiego odpowiadał tylko pod względem zaopatrzenia. Sam absolutnie nie widział, by kobiety i dzieci były rozstrzeliwane.
Polacy wielokrotnie domagali się od aliantów jego ekstradycji. Ci jednak odmawiali, tłumacząc enigmatycznie, że będzie im jeszcze potrzebny. Nie poinformowano jednak, że został zwolniony latem w 1948 roku. Ani o tym, że wcześniej, w 1947 roku wszedł w kontakt z kontrwywiadem armii amerykańskiej.
Co prawda nie dostarczył wielu cennych informacji i dość szybko, bo już we wrześniu 1947 roku stwierdzono, że nie ma dalszych pytań ani zastrzeżeń co do ekstradycji, jednak w sprawę wtrącił się Departament Stanu. Zaczęła się zimna wojna, a osoby takie jak Reinefarth, według USA, mogły być wykorzystane przez Sowietów przeciwko Stanom Zjednoczonym. Przypuszcza się, że posiadł zbyt wiele amerykańskich informacji wojskowych, aby bezpiecznie pozwolić mu się udać na jakiś obszar podległy radzieckiej dominacji – cytuje Philipp Marti.
Nowe życie
Po zwolnieniu Reinefarth udał się do Westerlandu na wyspie Sylt, gdzie w dawnym domku letniskowym teściów zamieszkała jego rodzina. Szlezwig-Holsztyn był wówczas bastionem niemieckich uchodźców ze Wschodu. Ukrywało się tam też wielu zbrodniarzy wojennych i okupacyjnych, a władzę w landzie w ogromnej większości pełnili byli członkowie NSDAP. Projekt denazyfikacji w tym kraju związkowym był skazany na porażkę. Reinefarth był wśród swoich.
W 1954 roku został burmistrzem Westerlandu na wyspie Sylt. Szanowny i wielce ceniony urzędnik, wykazał się doskonałymi zdolnościami administracyjnymi i rozwinął region, którym rządził, przez co zyskiwał poklask u miejscowych.
O swojej przeszłości nie wspominał, a jeśli już to tylko elementy o obronie Kostrzyna i skazaniu przez Hitlera na śmierć. Zyskane w wyniku dobrych rządów zaufanie przekuł w kolejny sukces polityczny, jakim było wybranie do Landtagu rejonu Szlezwik-Holsztyn. Skrywana przez niego tajemnica wyszła na jaw w 1957 roku. Pod pretekstem tworzenia filmu o wyspie Sylt, spotkała się z nim para dziennikarzy z NRD.
Wkrótce wyprodukowano we wschodnich Niemczech film o zbrodniach oddziałów Reinefartha w Warszawie – był to gwóźdź do trumny jego kariery politycznej, który jednak niespecjalnie go zabolał. Spokojnie doczekał końca kadencji, a potem powrócił do wykonywanego przed wojną zawodu prawnika. Na wyspie, do której rozwoju tak się przyczynił, do końca swoich dni był szanowany.
Trzeba było 35 lat, by Landtag Szelzwiku-Holsztyn i miasto Westerland uznały zbrodnie, popełnione przez swojego urzędnika. Reinefarth NIGDY nie poniósł odpowiedzialności za czyny popełnione przez dowodzone przez niego oddziały. Problemem byli między innymi świadkowie – von dem Bach krył Reinefartha do końca swoich dni, Kamiński i Dirlewanger już dawno nie żyli, a Ci którzy świadczyli przeciw generałowi SS mieli zbyt niską rangę bądź też ich zeznania nie zostały uznane za wiarygodne.
Bibliografia:
- Philipp Marti, Sprawa Reinefartha, Warszawa 2016.
- Niclas Sennerteg, Kat Warszawy, Warszawa 2009.
- Kronika powstań polskich 1794-1944, Warszawa 1994.
KOMENTARZE (12)
Wreszcie ktoś nie z UPA…
Wlasnie jestem po lekturze 'Co u Pana Slychac’ Krzysztofa Kakolewskiego, ktorej jednym z 'bohaterow’ jest wlasnie Reinefarth, Ksiazka porazajaca, pokazuje, jak latwo odnalezli sie hitlerowcy w powojennej rzeczywistosci. Polecam.
Też byl niskiego wzrostu ten skórwysyn jak nasz prezes
Jaki ty jesteś głupi żeby porównywać niemca nazistę do jakiegokolwiek Polaka
hola hola, to chodzi o niemiaszki weimarskie, zdrajców Cesarza i Papieża
niemiecka świnia
dokładniej republikańska weimarska świnia – kajzer się w grobie przewraca od 1918 wzwyż
wielu się dziwi dlaczego Polacy nie lubią Niemców a za co można lubić zło ?
święte cesarstwo trwało 1500 lat i było cacy, wszystkich cesarzy koronowali papieże w Akwizgranie.
potem w 1919 przyszła LGBTententa i otwarła resztki po Niemcach na faszystowskie zło finansowane z Ku Klux Klan itp…
głupi jeden wiek plugawej republiki weimarskiej 1919-1945, i późniejszego obłudnego duetu nrd-rfn miałby to przekreślić???
pora na restaurację monarchii!!!
żeby było jasne, to bydło hitlerowskie to znienawidzoną republika weimarska 1919-1945, a nie żadne Święte Cesarstwo Niemieckie
tak się ma faszyzm do cesarstwa niemieckiego
jak się ma wolność równość braterstwo śmierć do królestwa franków
Jaki „zapomniany”? Co za kretyn pisze te nagłówki?