Kiedy pogrążoną we śnie wieś otaczał tłum uzbrojonych i zdeterminowanych oprawców, mieszkańcy mieli niewiele czasu. Zaraz rozlegały się pierwsze strzały i rozdzierające ciemność krzyki. Jeśli chcieli przeżyć, musieli działać natychmiast. Ci ludzie zdołali ocalić życie i ujść cało z rzezi wołyńskiej. Jak to zrobili?
To była najważniejsza niedzielna msza, suma. Zawsze wówczas znajdowało się w kościołach najwięcej wiernych. 11 lipca 1943 roku ten fakt postanowili wykorzystać ukraińscy nacjonaliści, atakując polskie świątynie na Wołyniu, w tym tą w Kisielinie. W miejscowości jednak nie wszystko poszło po myśli napastników.
Uzbrojeni Ukraińcy czekali pod kościołem, aż ludzie zaczną wychodzić z mszy, wprost pod lufy ich karabinów, tymczasem ktoś zauważył podstęp i zaalarmował wiernych. Zamiast wystawiać się na strzał, część osób cofnęła się do wnętrza i uciekła na połączoną z kościołem plebanię.
Wśród osób, które schroniły się w tym budynku znajdowali się rodzice kompozytora Krzesimira Dębskiego: osiemnastoletnia Aniela Sławińska i dwudziestojednoletni Włodzimierz Sławosz Dębski. Kilka miesięcy wcześniej mężczyzna oświadczył się swojej sympatii, jednak ta odrzuciła propozycję małżeństwa uznając, że jest zbyt młoda. Kiedy jednak znaleźli się w obleganej przez ukraińskich nacjonalistów plebanii, ojciec kompozytora ponowił propozycję. Tym razem został przyjęty, choć ani on, ani świeżo upieczona narzeczona nie mogli mieć pewności, że przeżyją noc.
Polacy ukryci na plebanii nie zamierzali się poddać i stawiali odpór atakującym. Granaty wrzucane przez okna natychmiast odrzucali. Gdy napastnicy próbowali dostać się do środka po drabinie przystawionej do okna, rzucali w nich cegłami. Kiedy podpalone zostały drzwi odgradzające Polaków od atakujących, gaszono je moczem, byle nie osłabły i powstrzymały morderców.
Obroną dowodził Włodzimierz Sławosz Dębski, który ledwo wywinął się wówczas śmierci – został poważnie ranny w nogę i gdyby nie to, że przyszła żona robiła mu prowizoryczne opatrunki, wykrwawiłby się na łóżku należącym do księdza. Po kilkunastu godzinach atakujący odeszli, a broniącym się Polakom ukazał się straszliwy widok. 80 osób zginęło, jednak im udało się przetrwać.
Sól w oku
W niektórych miejscowościach, na wieść o ponawianych napaściach na Polaków, zaczęto się organizować. Wśród takich ośrodków oporu znalazły się Zasmyki. W tej osadzie było około stu polskich gospodarstw. Mężczyźni zaczęli wyciągać dawno ukrytą broń i tworzyć samoobronę. Skąd w samym środku okupacji wzięli karabiny? Część pochodziła jeszcze z kampanii wrześniowej, inne dostały się w ręce chłopów, gdy Sowieci w panice cofali się po napaści Trzeciej Rzeszy na ZSRR. Zapobiegliwi gospodarze ukrywali te kłopotliwe fanty, zabezpieczając je przed wilgocią. W 1943 roku wydobyli je ze schowków i doprowadzili do stanu używalności.
Jak wspomina mieszkanka Zasmyk, urodzona w 1927 roku Janina Wójcik, w książce Anny Herbich „Dziewczyny z Wołynia”:
Dowódcy samoobrony zorganizowali system alarmowy, patrole i warty, które nocami czuwały na obrzeżach wsi. Dzięki temu nie musieliśmy spać w zbożu lub lesie, jak czyniła to ludność wielu innych polskich miejscowości. W Zasmykach trwały intensywne szkolenia, samoobrona zwiększała szeregi. Nawiązano kontakt z Kedywem. W efekcie wieś zamieniła się w twierdzę. Dla banderowców – trudny orzech do zgryzienia.
Na wieść o prężnie działającej samoobronie, do Zasmyków zaczęli ściągać Polacy z innych narażonych na atak lub już napadniętych miejscowości. W gospodarstwie należącym do rodziny Janiny Wójcik koczowało około 60 osób. Wieś odpierała kolejne ataki z pomocą oddziału Władysława Czermińskiego „Jastrzębia”.
Żołnierze Armii Krajowej stosowali ciekawą taktykę – tak poruszali się po terenach okalających Zasmyki, by Ukraińcom wydawało się, że w okolicy stacjonują znacznie większe polskie siły. W międzyczasie intensywnie szkolili młodych ludzi do walki. Zaprawiony w boju i dobrze przygotowany oddział „Jastrzębia” wkrótce miał się stać częścią 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Wieś zniszczona została dopiero po ataku Niemców, którzy obawiali się uzbrojonych Polaków na tyłach frontu i napadli na Zasmyki w porozumieniu z UPA.
Czy strzelą do trupa żeby upewnić się, że nie żyje?
Matka Józefy Bryg miała przeczucie. Nie chciała nocować już w piwnicy; uznała, że nie jest to bezpieczne. Na wieść, że do wsi zbliżają się ukraińscy nacjonaliści zabrała dzieci i popędziła do Podkamienia, do klasztoru dominikanów, gdzie przebywał spory tłum uchodźców. Niestety intuicja ją zawiodła i to właśnie tam doszło do pogromu.
Napastnicy z UPA odsiali Ukraińców i pozwolili im odejść, po czym rozstawili karabin maszynowy i zaczęli strzelać. Najpierw do Żydów, później do Polaków. Wreszcie serię wymierzono też w rodzinę Józefy.
Dziewczynka, która miała wówczas zaledwie pięć lat, padła przygnieciona ciałem swojej matki jeszcze przed chwilą trzymającej ją w chuście na plecach. Jej ojciec nie zginął od razu, tylko ciężko ranny jęczał coraz głośniej. Oprawcy po chwili podeszli do niego i dobili go pojedynczym strzałem w głowę. Dziewczynki nie tknęli, sądząc że już nie żyje. Janina jednak tylko udawała. Jak możemy przeczytać w jej relacji, którą przekazała Annie Herbich:
Kula trafiła w głowę. Uchem i ustami buchnęła gęsta krew, zalewając mu całą twarz. Schowałam się głębiej pod futro mamusi. Leżałam nieruchomo, udając trupa. Spod ciała mamy wystawała mi jedna noga. Bałam się zmienić pozycję, bo wydawało mi się, że banderowcy zapamiętali pozycję mojego ciała. Jeżeli zobaczą, że coś się zmieniło, zorientują się, że żyję, i mnie zamordują.
Spod ciała matki wypełzła po kilku godzinach, gdy była pewna, że ukraińscy nacjonaliści odeszli. Zaczęła w szoku błagać głośno martwą matkę, by ta wstała i z nią uciekała. Jej krzyki dotarły do uszu dwóch napastników znajdujących się jeszcze w pobliżu. Czym prędzej wrócili oni do miejsca, gdzie leżała Janina.
Dziewczynka zdążyła wcisnąć się znowu pod ciało matki i ułożyć w pozycji takiej jak wcześniej. Mordercy zaczęli dobijać rannych. Gdy doszli do miejsca, w którym leżała, jeden z nich stwierdził, że szkoda naboju na ponowny strzał do niej, bo już nie żyje. Jak się okazało, przeżyć zdołał także brat Janiny, również osłonięty przez trupy.
Dla wielu ludzi pojawienie się uzbrojonych nacjonalistów oznaczało straszliwy koniec. Zdecydowana większość kresowych polskich wsi nie broniła się przed atakami, a ich mieszkańcy padali ofiarą brutalnych napaści. Ci, którzy przeżyli, zawdzięczali to swojemu sprytowi, zapobiegliwości, czy pomocy ukraińskich sąsiadów, którzy w porę ostrzegali przed niebezpieczeństwem. Najczęściej jednak odpowiedzialne za przetrwanie były nie wiara, czy rozum, a zwyczajny łut szczęścia, który pozwalał przemknąć bezszelestnie, ukryć się w kępie krzaków, czy pozostać niezauważonym, choć morderca stał o krok dalej.
Źródła:
- Dębski W.S., Było sobie miasteczko, Polihymia 2011.
- Herbich A., Dziewczyny z Wołynia, Znak Horyzont 2018.
- Koprowski M.A., Akcja „Wisła”. Krwawa wojna z OUN-UPA, Replika 2016.
- Koprowski M.A, Wołyń. Wspomnienia ocalałych, t.1, Replika 2016.
- Koprowski M.A, Wołyń. Wspomnienia ocalałych, t.2, Replika 2016.
- Motyka G., Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”. Konflikt polsko-ukraiński 1943-1947, Wydawnictwo Literackie 2011.
- Motyka G., Wołyń ’43, Wydawnictwo Literackie 2016
- Popek L., Wołyńskie ekshumacje w latach 1992-2015, ipn.gov.pl [dostęp 08.07.2018]
- Siemaszko E., Siemaszko W., Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939–1945, Von Borowiecky 2000
- Szablowski W., Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia, Znak 2017.
KOMENTARZE (22)
To okropne co ci ludzie przeżyli-jeśli w ogóle przeżyli!!!!
„Ci ludzie wołają zza grobów, których nie mają……..”
A potem Ukraińcy się dziwią skąd ta wrogość, gdy niedawno ogłosili całe UPA bohaterami narodowymi
Nigdy nie, aufam Ukraincom
Pokazali tona Wolyniu
I teraz dalej są butni
Robią problemy z uczeniem
ofiar ich mordu.
A pchają się opolski jak im bieda.
Nie wszyscy byli mordercami moja mama przeżyła tą rzęs bo dostała cynk od Ukrainca bo w kościele będą mordowano i nieposzla
Drogi Anonimie, Twoja mama miała prawdziwe szczęście. Dziękujemy za ten wpis, bo udowadnia, że nigdy nie wolno uogólniać na całe narody, a historia nie jest czarno-biała. Pozdrawiamy.
Sądząc po ortografia i stylistyce twojej wypowiedzi, sam/sama jesteś Ukrainką/Ukraińcem!
dlaczego AK wykazała się taką indolencją? pomagali kacapom , a swoim nie
Dlatego bo Polska w ostatniej wojnie była po złej stronie, rozkazy przychodziły z Londynu,
A w interesie Anglii było dogadywac sie z Sowietami a nie zajmowac sie jakims tam Wołyniem,ktory po wojnie tak miał przypasc Sowietom ,,,,Jak zwykle polscy politycy działali w sprzecznosci z Polską racją stanie..
Prawdą jest że nie wszyscy Ukraińcy byli zbrodniarzami. Rodzina mojej mamy przetrwała dzięki temu, że sąsiad Ukrainiec przyszedł ukradkiem i kazał dziadkowi zabrać wszystkich i uciec do lasu. Tej nocy spalili i zamordowali całą wieś. Ale trzeba również pamiętać o tych Ukraincach, którzy ryzykując własne życie ratowali Polaków.
Drogi Gościu, święta prawda – nie wszyscy. Dlatego tak ważne są głosy autentycznego doświadczenia, które to potwierdzają. Dziękujemy i pozdrawiamy.
Należy zapomnieć o Wołyniu i wszelkich polsko-ukraińskich waśniach narodowych i niesnaskach. Nienawiść poprzez pokolenia doprowadza do zagłady, to właśnie konflikty wewnętrzne pielęgnowane przez pokolenia prowadzą do krwawych rozrachunków i wojen. To właśnie doprowadziło do wyrzynania się wzajemnego w b. Jugosławii. A skąd wzięli się banderowcy, czy nie gnała ich nienawiść do Polaków, którzy kiedyś i Ukraińców na pal wbijali? Stosunki polsko-ukraińskie mają jeszcze dłuższą historię. Co opisywał Słowacki? „A i Lachy tłukły Ukraińców ile wlazło”. Jeśli chcecie się nadal opluwać, trudno.
Drogi Szymonie, wszystko co Pan napisał to prawda – waśni nie powinno się pielęgnować, a przeciwnie: wybaczać, ponieważ żadna ze stron nie jest bez winy. Trudno jednak się zgodzić ze stwierdzeniem, że należy o Wołyniu zapomnieć – pamięć to jeden z elementów który chroni nas przed powtórzeniem się tamtych zdarzeń, a ponadto oddaje niejako cześć ofiarom. Pozdrawiamy.
Jak rozumiem pan Ukrainiec. Nie możemy i nie chcemy zapominać o własnej historii, a tym bardziej o zbrodniach na naszym narodzie. Naród który zapomina własną historię zmuszony jest ją powtarzać.
Święte słowa – tylko zapomnienie może przynieść pokój. Jeśli przez pokolenia przekazuje się historie straszne, tragiczne nigdy nie będzie zgody między narodami. Ci którzy zginęli są męczennikami, ale nawoływanie do ich pomszczenia to tylko kolejny krok do tego, by historia się powtórzyła. Może gdyby raz a dobrze jakieś pokolenie zapomniało, następne mogłyby zacząć z czystą kartą. Czy myślicie, że Ci, którzy tam zginęli, chcieliby, aby kolejnych ludzi dotknął podobny los? Rozdrapywanie ran nic nie da, przekazywane historie odżyją w kolejnej historycznej zawierusze i będą punktem zapalnym do powtórzenia tego, czego nikt tak naprawdę nie chce. Bo jeśli ktoś nawołuje do zemsty, czyli robienia tego samego przecież, to albo jest głupi i naiwny (i nie umie sobie wyobrazić, jakie to wszystko będzie straszne) albo chory (w sensie aż tak zdemoralizowany, że chciałby zabijać).
Jak tu zapomnieć jeśli na Ukrainie uczą o Banderze jako bohaterze narodowym stawiają mu pomniki itp ? W 2010 roku Juszczenko nadał banderze tytuł bohatera narodowego. Ogolnie rozumiem dlaczego ukraincy nie chcą uznać Wołynia, bo to tak jak by podkopywali swoje własne dążenia i wierzenia.
Chwała dzielnym Wołyniakom
Zapomnieć o Wołyniu to tak jakby kazac zapomnieć o Katyniu Auschwitz Treblince itp.miejscach gdzie mordowano bez mrugniecia okiem to tak jakby kazac zapomniec o naszej historii.Od jakiegos czasu czytam artykuly i powiem szczerze bardzo mnie interesują wiele ciekawych faktów można się dowiedzieć o których na lekcjach historii nawt nie ma mowy
Droga Czytelniczko, nie sposób się z Tobą nie zgodzić. Cieszymy się, że artykuły Panią interesują i zachęcamy do częstszego pozostawiania komentarzy. Pozdrawiamy serdecznie :)
Gość tak piszę że śmiem twierdzić że jest Ukraińcom. Ukrainy nie ma i nie będzie! Ukraińcy to pasożyty innych narodów. Lenie pijaki i głąvy. Takie są fakty. Bóg jest sprawiedliwy. Nie będzie nie było i nie ma wolnej Ukrainy!. Polacy mogą płacić Izraelowi!?/szok żeby Ukraina za Wołyń nie zapłaciła!!!!; choć nic nie zrekompensuje cierpienia tysięcy niewinnych kobiet dzieci i starców!!!! Kobiet dzieci i starców!!!! To nawet nie było mowy o odszkodowania ch!!!! Co z nami Polakami jest??? Może Duda i Kaczyński Jarosław to Ukraińcy??? Bo innego wytłumaczenia nie widzę. Teraz możemy na nich ruszyć jak oni na nas!!! Nas biło dwóch ich tylko jeden bije!! Oni na naszym miejscu nie zmarnowali by takiej szansy!!! Bracia za Wołyń!! Piotrek z żyrardowa.
Tak streszczę szybko. Żeby znać pochodzenie. Pradziadka rostrzelało Ss pod wołominem gdy frąt wchodził. Drugi pradziadek z syłki się wymknął na syberię- gdy by nie to nie było by mojej babci i mnie. Ojciec dziadka ułan – kawaleria warszawska, dużo by wymieniać. Z mlekiem mamy nienawiści do ukraińców się napoiłem. I nie bez podstaw. Zamiast pomagać nam to mordowali nasze kobiety dzieci starców. Śmierć mała kara pieszczoty. Ukraina musi zniknąć z mapy świata. Za Wołyń!!! Piotrek zŻyrardowa.
Dopiero jako dorosła kobieta zrozumiałam dlaczego moja św.pamięci babcia tak, delikatnie mówiąc, nie lubiła Ukraińców. Pamiętam, że gdy mówiła o kimś dwulicowym albo brutalnym , używała sformułowania ” taki z niego Ukrainiec”. Ale to było dawno, świat i ludzie byli wtedy inni, ich zachowania determinowała straszna , wyniszczająca wojna. Babcia jako mała dziewczynka w bardzo dramatycznych okolicznościach z rodzicami uciekała z Wołynia, później jako córka partyzanta nosiła meldunki w warkoczach. Z kolei rodzice mojego dziadka od dawna przygotowywali się do wyjazdu z Wołynia, prababcia suszyła mięso na podróż. W odpowiednim momencie ostrzegł ich sąsiad Ukrainiec. Wszyscy uciekli i przeżyli. Pamiętajmy o tym tragicznym okresie w dziejach świata i bądźmy dla siebie przyjaciółmi