O co dokładnie chodziło w najsłynniejszym sporze w dziejach wczesnośredniowiecznej Polski? Lakoniczny opis Galla Anonima, uznawany za najbardziej wiarygodny, do dzisiaj przysparza kłopotów. Czy mimo to możemy stwierdzić, czym krakowski biskup Stanisław naraził się Bolesławowi Śmiałemu?
„Wiele mu to bowiem zaszkodziło, gdy przeciw grzechowi grzech zastosował i za zdradę [traditio] wydał biskupa na obcięcie członków” – zapisał Gall Anonim. To słynne zdanie z „Kroniki polskiej” na pierwszy rzut oka niewiele mówi o tragicznym w skutkach sporze z początku 1079 roku między polskim królem, Bolesławem Śmiałym, i biskupem Stanisławem ze Szczepanowa.
Wiemy jedynie, że duchowny popełnił grzech, uznany przez monarchę za zdradę i poniósł karę, według piszącego niewspółmierną do popełnionej winy. Średniowieczny kronikarz nie podaje jednak, o jaką dokładnie przewinę chodzi. Jak się okaże za chwilę, może w ogóle nie była to zdrada w dzisiejszym tego słowa znaczeniu!
Hipoteza o obłędzie
Naukowe próby wyjaśnienia przyczyn legendarnego konfliktu pojawiały się już w drugiej połowie XIX wieku. Pochodzące ze źródeł informacje o gwałtownym charakterze króla skłoniły część badaczy do postawienia hipotezy o obłędzie, w jaki pod koniec życia popadł Bolesław. Zgodnie z nią to choroba psychiczna skłoniła monarchę do zabicia biskupa.
Na początku XX wieku przy tej koncepcji pozostał jedynie Witold Sawicki. Wielu innych historyków ją odrzuciło. Uznali, że powstała z mylnego odczytania niektórych wypowiedzi następcy Galla, dziejopisa Wincentego Kadłubka, który to zresztą doprowadził do kanonizacji Stanisława.
W szaleństwo Bolesława nie wierzy również autor książki „Drapieżny ród Piastów”, Sławomir Leśniewski. Tak pisze o polskim władcy:
Nie był (…) człowiekiem chorym na umyśle. Władca ten do złudzenia przypominał szesnasto – i siedemnastowiecznych kresowych watażków, tyleż walecznych i wyczulonych na punkcie honoru, co w gorącej wodzie kąpanych oraz nazbyt szybko dobywających szabli.
Czy Stanisław zdradził?
Inne teorie skupiają się już nie tyle na charakterze samego króla, co na czynach skazanego. Już w XIX stuleciu wykroczenie popełnione przez Stanisława próbowali wyjaśnić Maksymilian Gumplowski i Franciszek Stefczyk. Ich pogląd przyjął i dodatkowo uzasadnił także Tadeusz Wojciechowski.
Zdaniem tych badaczy, słowo traditio użyte w łacińskim tekście należy tłumaczyć jako „zdradę stanu”. Działania Stanisława odczytywali oni jako próbę obalenia króla w zmowie z Czechami i Niemcami. Jednym z koronnych argumentów na obronę tej hipotezy była diametralna zmiana polityki zagranicznej Polski, która dokonała się za panowania brata i następcy Śmiałego, Władysława Hermana. Odwrotnie niż wojowniczy poprzednik, zawarł on pokój z Czechami i poparł cesarza w konflikcie z papiestwem.
Czy jednak rzeczywiście należy aż tak poważnie oskarżać duchownego? Nieco światła na to zagadnienie rzucił Roman Grodecki, tłumacz „Kroniki polskiej”. Wprawdzie przetłumaczył on słowa traditor oraz traditio odpowiednio jako zdrajca i zdrada, ale wyjaśnił, że w średniowiecznej łacinie miały one dużo szersze rozumienie niż obecnie.
Zdrajcami nazywani byli wówczas wszyscy ci, „którzy panom przyrodzonym nie dochowują wiary”. Określenie to obejmowało między innymi buntowników oraz ludzi dokonujących zamachu na monarchę i stanowione przez niego prawa. Jak różne czyny mogły być w XI wieku uznane za „zdradzieckie” pisze także Sławomir Leśniewski w książce „Drapieżny ród Piastów”, wyliczając: „wiarołomstwo lennika, obrazę majestatu, bunt przeciwko władcy, a także kilka innych przewinień”.
Podobnym do Grodeckiego tropem podążali Joachim Lelewel, Adam Miodowski i Stanisław Smolka, a później Tadeusz Grudziński. Ten ostatni gruntownie przeanalizował istotę oraz tło konfliktu między Bolesławem i biskupem. Obecnie duża część badaczy za najbardziej prawdopodobny uznaje pogląd, że Stanisław wsparł bunt możnych przeciw Śmiałemu. To stanowisko prezentuje w swojej książce także Leśniewski, u którego czytamy: „(…) według kronikarza biskup nie dochował obowiązku wierności, jaką był winien królowi (…)”.
Zarzewie konfliktu
Powodem, dla którego polski duchowny zdecydował się wystąpić przeciwko panującemu władcy, były zapewne między innymi jego zawiedzione ambicje. Do jednego z pierwszych zgrzytów między nimi doszło jeszcze przed koronacją polskiego księcia. Stanisław, zwierzchnik największej i najważniejszej obok Gniezna diecezji w państwie, oczekiwał, że przypadnie mu godność arcybiskupa. Stanowisko pozostawało nieobsadzone przez wiele lat, a on, jako biskup krakowski, czuł się wręcz oczywistym kandydatem.
Nadzieje przyszłego świętego spełzły jednak na niczym. Ostatecznie to nie jego ręce włożyły koronę na skronie Bolesława zimą 1076 roku. Za taki obrót sprawy mógł winić monarchę. Wprawdzie Śmiały w trwającym za czasów jego panowania sporze między papiestwem a cesarstwem stanął po stronie papieża Grzegorza VII, ale nie zrezygnował ze świeckiej inwestytury. Oznaczało to, że to on podejmował ostateczne decyzje odnośnie wyboru arcybiskupa.
Stanisław prawdopodobnie czuł się osobiście pokrzywdzony przez króla. Moment rewanżu nadszedł, gdy polski władca wyprawił się na Kijów. W kraju wybuchła wówczas rebelia przeciwko niemu. A krakowski biskup otwarcie opowiedział się po stronie buntowników.
Dlaczego bunt?
Konflikt skończył się tragicznie dla obu antagonistów. Kościelny hierarcha został skazany na obcięcie członków, a król niedługo później musiał uchodzić z kraju. Czy jednak przyczyną jego obalenia był właśnie nadmiernie surowy wyrok?
Gall nie wspomina wprost, co spowodowało zrzucenie Bolesława z tronu. Rewelacje Kadłubka odłóżmy na bok jako wyssane z palca. Wiemy jednak, że „represjonowanie Stanisława bardzo Bolesławowi zaszkodziło, ale nie zdecydowało o jego wypędzeniu”. Co zatem przesądziło sprawę? Trzeba założyć, że do wygnania króla przyczynili się możni. Jak podkreśla Sławomir Leśniewski, byli oni „zrażeni do króla prowadzoną przez niego polityką zagraniczną, obciążeniami fiskalnymi”.
W dziejach pierwszych Piastów nie jest to jedyny przypadek konfliktu poddanych z panującym. Wystarczy przywołać przypadek Przybywoja i Odylena, wspierających Odę, drugą żonę Mieszka I, przeciwko Bolesławowi Chrobremu. Przed Śmiałym koronę stracił natomiast Mieszko II, który przegrał z bratem, Bezprymem. Jego żona, Rycheza, i syn, Kazimierz Odnowiciel, także musieli uchodzić z kraju.
W 1079 roku antykrólewskie postawy mogły wynikać z tego, że możni czuli, iż tracą wpływ na politykę kraju. Ostatecznie po koronacji Bolesław był już nie tylko pierwszym z równych, ale wstąpił poziom wyżej: stał się monarchą, pomazańcem Bożym. Obawy musiał też budzić gwałtowny charakter króla, który mógł przekształcić go w tyrana i despotę.
Możliwe, że urażony biskup krakowski podzielał niepokój i niezadowolenie polskich panów. Jeśli tak, to całkiem prawdopodobne, że poparł ich bunt. Tezę tę potwierdza jeszcze jedna istotna przesłanka. Przywołuje ją Sławomir Leśniewski w książce „Drapieżny ród Piastów”:
Kanonizacja po dwustu latach (…) dowodzi, że biskup w sporze z władcą nie reprezentował Kościoła. W przeciwnym razie, jako męczennik za wiarę, zapewne zostałby znacznie szybciej zaliczony w poczet świętych.
Proces kanonizacji duchownych poległych w służbie Kościoła rzeczywiście z reguły przebiegał sprawnie. Biskup Wojciech został wyniesiony na ołtarze zaledwie dwa lata po śmierci. Podobnie biskup Canterbury Thomas Becket, który został ogłoszony świętym trzy lata po tym, jak zamordowali go rycerze Henryka II. Fakt, że w przypadku Stanisława trzeba było czekać o wiele dłużej, żeby móc podjąć starania o uznanie go świętym, wydaje się znaczący. A przecież choćby Wincentemu Kadłubkowi, jednemu z późniejszych biskupów krakowskich, wyjątkowo na tym zależało.
Także sama kara obcięcia członków pasuje do tej interpretacji. Być może miała po prostu na celu zastraszenie opozycji i zademonstrowanie królewskiej potęgi – co, jak wiemy z historii, zupełnie się nie powiodło. Warto dodać, że najprawdopodobniej Bolesław nie nadużył swojej władzy wydając ten okrutny wyrok.
Oczywiście, kwestia jurysdykcji panującego w stosunku do duchowieństwa we wczesnośredniowiecznej Polsce nie została (i pewnie już nie zostanie) jednoznacznie rozstrzygnięta. Część badaczy, w tym Tadeusz Grudziński, stoi jednak na stanowisku, że duchowni podlegali sądowi monarchy w sprawach majątkowych i karnych. Pogląd ten podziela Sławomir Leśniewski, pisząc:
Nieważne, czy Stanisław działał z pobudek politycznych czy religijnych. Według władcy, któremu w 1072 roku, zostając biskupem, złożył przysięgę wierności, dopuścił się zdrady. Karą za takie zachowanie było wspomniane wcześniej obcięcie członków (…).
Bibliografia:
- Gall Anonim, Kronika polska, przekład Roman Grodecki, Zakład Narodowy im. Ossolińskich 1996.
- Tadeusz Grudziński, Bolesław Śmiały-Szczodry i biskup Stanisław. Dzieje konfliktu, Interpress 1986.
- Sławomir Leśniewski, Drapieżny ród Piastów, Wydawnictwo Literackie 2018.
- Janusz Sondel, Słownik łacińsko-polski dla prawników i historyków, Universitas 1997.
KOMENTARZE (22)
szkoda że nie wybił tej zarazy do nogo bo to gorsza zaraza jak czerwona niczym się nie różni tylko czarni wymordowali więcej dzieci i kobiet
Komentarz bardziej do moderatorów strony . Ciekawostki historyczne . Taki jest tytuł waszej strony . Dopuki w waszym tytule nie ma słowa obłęd który popieramy powinniście kasować takie chore komentarze jak anonim . Chciałem poczytać coś ciekawego o historii i powiem szczerze nie spodziewałem się tu spotkać komentarza jak z np. O2 czy Onetu . Skasujcie ten komentarz anonima razem z moim i pilnujcie żeby treści jeżeli na nie zezwalacie były merytoryczne bez nienawiści i fanatyzmu .
Do anonima-i pewnie zakladali tez obozy na kolymie czy Buchenqwaldzie?
Tzw. czerwona zaraza korzystała z doświadczeń religijnych pasterzy oraz ich świeckich królewskich i cesarskich opiekunów
Kolejny świr i jego teorie spiskowe. Słodko :)
Artykuł wzbudza drożne odpowiedzi. Ujawnia antyklerykalizm pisarki. Tego typu książki omijam, bo szkoda czasu.
Pan natomiast tutaj pokazuje swój proklerykalizm. Omijam tego typu komentarze, bo szkoda czasu.
Bzdura, akurat jak na ten konkretny temat autorka calkiem neutralnie podeszla do sprawy. Jakby artykul pisal Janicki ktory zeby bylo smieszniej robi tu za naczelnego to zaiste, bajkopisarstwa pod z gory zalozona teze byloby sporo.
O tym ze Stanislaw to nie byla za fajna postac swiadczy chocby legenda hagiograficzna gdzie jest przeciez bez ogrodek opisane jak odbiera dzieciom zmarlego Piotrowina. Gall Anonim zreszta przeciez wcale nie broni Stanislawa a wrecz jednoznacznie stwierdza jego wine (jaka by ona nie byla) a ma wylacznie zastrzezenia do surowosci kary.
A pamiętajmy o pewnym czynniku, który zauważył Jasienica. Gall Anonim żył i pisał na dworze Krzywoustego, głównego beneficjenta (w II pokoleniu) czynu Stanisława i upadku Śmiałego. Powinien więc wynosić biskupa pod niebiosa, żeby legitymizować prawa swojego protektora i mu się przypodobać, a nie robi tego. Dlaczego?
Cóż dziś też mamy biskupów zdradzających polskie interesy narodowe z Niemcami… Tylko Śmiałych brakuje.
Z wielką uwagą przeczytałem artykuł Pani Moniki Kassner o „Najsłynniejszej egzekucji polskiego średniowiecza” (osobiście nazwałbym ten temat jedną z najbardziej kontrowersyjnych spraw w całej historii Polski). Chciałbym w tym miejscu podzielić się z osobami zainteresowanymi tym zagadnieniem kilkoma uwagami odnośnie treści artykułu. Dla większego porządku ujmę je w punktach:
1. Wypada pogratulować Autorce, iż uwypukliła bardzo ważną rzecz, a mianowicie – zmienność treści pojęć w czasie, w podstawowej dla tej sprawy terminologii. Otóż, tak jak to zostało zauważone: „słowa traditor oraz traditio odpowiednio jako zdrajca i zdrada, (…) w średniowiecznej łacinie miały (…) dużo szersze rozumienie niż obecnie”. Uwaga ta ma bowiem kapitalne znaczenie z punktu widzenia rozpatrywania przewinienie biskupa – „zdrady” bądź „buntu”. Między tymi przestępstwami, choć niewątpliwie oba godzą w osobę panującego, istnieje (zarówno w tamtych czasach jak i później) niebagatelna różnica. Zanim przejdę do jej krótkiego wyjaśnienia, w tym miejscu należy wyrazić ubolewanie, iż Autorka nie wyzyskała, poza przytoczeniem osoby Witolda Sawickiego i tego, że na początku XX wieku tylko on pozostał przy koncepcji obłędu Bolesława, jego bardzo ważnych badań z dziedziny historii prawa („Studia nad wpływem praw obcych w dawnej Polsce”, Warszawa 1971). Witold Sawicki był znawcą prawa kanonicznego średniowiecznej Europy. W wyżej przytoczonej pracy podjął się on zbadania terminów prawnych występujących w Kronice Galla, posługując się metodą komparatystyczną (porównanie praw na szerszym, europejskim tle). Doszedł on tym sposobem do następujących wniosków:
a) najważniejszymi terminami prawnymi Kroniki (z punktu widzenia sprawy Stanisława) są: „traditio” i „truncatio”;
b) pierwszy z nich odnosi się w powszechnym tłumaczeniu do „zdrady”, aczkolwiek Sawicki z całą stanowczością podkreśla, iż łacińskie terminy mają zazwyczaj co najmniej dwa znaczenia. Termin „traditio” posiadał w średniowieczu dwa prawnicze znaczenia: „zdrada” i „bunt”, natomiast prawo kościelne stosowało na określenie obu stanów faktycznych jednego określenia – „traditio”;
c) rozróżnienie obu czynów było w prawie kościelnym już na początku XI w. ujęte w odpowiednie przepisy prawa i włączone w zbiór prawa Burcharda z Wormacji;
d) Kanon z ww. zbioru odnoszący się do „zdrady” stanowi: „Ktokolwiek z ludzi świeckich na szkodę swego narodu, kraju albo władzy królewskiej przeniósł się do obcych krajów, niech będzie pozbawiony Komunii i nie będzie mu wolno jej udzielać, wyjąwszy przed jego śmiercią”, natomiast w kanonie dotyczącym „buntu” można przeczytać: „Jeżeliby kto ze świeckich złamał przysięgę, którą składa królowi swemu i panu, a następnie traktował w sposób podstępny i przewrotny jego panowanie i w jakikolwiek sposób spiskował przeciw jego życiu, ponieważ podniósł dłoń na pomazańca Pańskiego, niech będzie ekskomunikowany, chyba że czyn swój poprawi przez godną pokutę (…) Biskup, kapłan i diakon, który popełnił to przestępstwo, winien być zdegradowany”. Sawicki komentuje powyższe przepisy prawa w odniesieniu do sprawy biskupa Stanisława opisanej w Kronice Galla Anonima w następujący sposób: „Nie ma śladów w tekście wskazujących na to, by grupa przeprowadzająca przewrót miała na celu szkodę własnego państwa, korzyść państwa obcego i współdziałała z nim w tym kierunku. Nie było więc <> i tłumaczenie w tym wypadku terminu <> przez <> przeinacza tekst Anonima”;
e) drugi z terminów łacińskich – „truncatio” dotyczy kary jaką miał Bolesław zadać biskupowi za jego czyn. Mogła ona mieć dwojaki charakter: albo kary na ciele, polegającej na obcięciu członków, albo kwalifikowanej kary śmierci, którą poprzedzały męki w postaci odrąbywania członków. Sawicki zauważył, że stosując wobec biskupa karę „trunkacji” król złamał prawo, gdyż posłużył się w tym przypadku niedozwolonym odwetem. Wprawdzie król posiadał władzę karania swych poddanych, również w drodze karnego pozasądowego postępowania z urzędu, lecz przywileje jakie przysługiwały wtedy biskupom zakazywały karania ich na ciele, czyli m.in. poprzez zastosowanie kary śmierci czy też „trunkacji”. Król w sprawach o przestępstwo popełnione przez biskupa powinien zgodnie z prawem wystąpić z oskarżeniem przed synodem kościelnym. Wyrok synodu podlegał zaskarżeniu do Stolicy Apostolskiej. W razie zatwierdzenia kary przez papieża, monarcha mógł ją zastosować wobec oskarżonego, lecz nie powinien godzić w jego zdrowie lub życie. Zachowanie króla mogło zostać uznane za tyrańskie, co dawało podstawę prawną do legalnego przewrotu, czyli usunięcia go od władzy.
2. Powyżej przedstawione stanowisko historyka prawa ma moim zdaniem wielkie znaczenie dla wyjaśnienia kluczowego problemu – „zdrajca” czy „buntownik”, w kontekście czynu biskupa Stanisława. Argumenty Witolda Sawickiego na rzecz stosowania tego drugiego terminu powinny, jeśli przyjęłyby się szerzej w nauce historycznej, wyrugować termin „zdrajca” jaki przypisywany jest biskupowi. Na marginesie należy również zauważyć, że następujące słowa Autorki artykułu: „Oczywiście, kwestia jurysdykcji panującego w stosunku do duchowieństwa we wczesnośredniowiecznej Polsce nie została (i pewnie już nie zostanie) jednoznacznie rozstrzygnięta”, nie do końca odpowiadają prawdzie w świetle badań poczynionych przez historyków prawa (nie tylko Witolda Sawickiego). W związku z powyższym należałoby również z większą rezerwą podejść do stwierdzenia Sławomira Leśniewskiego, które Autorka zamieściła jako cytat kończący artykuł.
3. Chciałbym jeszcze na koniec Czytelnikom oraz szerszemu gronu pasjonatów historii, których być może zaintrygowały przedstawione wyżej słowa, polecić lekturę, niejako uzupełniającą zarówno temat „sprawy św. Stanisława” jak i szerzej rozumianą problematykę zdrady oraz przestępstw z nią ściśle związanych:
a) warto zwrócić uwagę na doskonałą pracę jednego z najwybitniejszych mediewistów polskich, czyli Gerarda Labudy: „Święty Stanisław biskup krakowski, patron Polski. Śladami zabójstwa-męczeństwa-kanonizacji”, Poznań 2000.
b) w szerszym kontekście historycznym przestępstwem zdrady, jako wywodzącym się z instytucji prawa rzymskiego – crimen laesae maiestatis (przestępstwo obrazy majestatu), zajmuje się Marzena Dyjakowska w pracy pt.: „Crimen laesae maiestatis. Studium nad wpływami prawa rzymskiego w dawnej Polsce”, Lublin 2010.
c) bardzo ważnym także, z punktu widzenia prawa do oporu wobec władcy w wiekach średnich, jest artykuł zamieszczony na łamach „Czasopisma prawno-historycznego” (1968, t. XX, z. 1) pióra Stanisława Russockiego: „Opór władcom i prawo oporu u Słowian w wiekach średnich”.
4. Zważywszy, iż temat „sprawy św. Stanisława” najczęściej przybierał oblicze ideologiczne (zarówno w dawnej nauce historii, jak i w środowisku jej miłośników), a punkt widzenia na nią częściej był uzależniony od światopoglądu wypowiadającego się niż od chłodnego i obiektywnego (w rozumieniu metodologii historii) spojrzenia, tym bardziej należy cieszyć się, że Autorka zaprezentowała problem w sposób wyważony i, na ile ramy artykułu pozwalały, wszechstronny.
„słowa traditor oraz traditio odpowiednio jako zdrajca i zdrada, (…)” – ???
W łacinie klasycznej traditio to: oddanie,,podanie,, tradycja; zdaje mi się, że w kościelnej też.
Trado,, tradidi, traditum – oddać, powierzyć, zawierzyć, zdradzić coś komuś raczej nie kogoś.
Niestety jest Pani w błędzie. Traditor -oris to w średniowiecznej łacinie oprócz darczyńcy i nauczyciela także zdrajca, natomiast traditio -onis, to w łacinie śred. zdrada, także stanu. Trado -didi -ditum w łacinie śred. oprócz polecić, zalecić, zostawić po sobie znaczy również po prostu zdradzić, niekoniecznie coś komuś. Proszę sprawdzić w stosownych publikacjach np.: Sondel J.: Słownik łacińsko-polski dla prawników i historyków, Kraków 1997, wyd. Universitas, odpowiednie hasła s. 948-949. Pozdrawiam serdecznie.
Dlaczego? Był zdrajcą. Sprzymierzając się z opozycją królewską pośrednio wiązał się z Henrykiem IV. Nic więcej. Ps. Pominięcie w artykule sporu o inwestyturę i jego wpływu na sytuację w Europie to dyletanctwo
Obok pominięcia kwestii inwestytury brak mi w artykule kwestii celibatu, o który Grzegorz VII toczył zacięty bój z duchownymi , szczególnie biskupami . Ten temat miał niebagatelne znaczenie dla postawy Stanisława, który nie był wzorem cnót i ascezy. Toczył spory majątkowe z wykorzystaniem swej pozycji dla powiększania własnego majątku i uparcie łamał papieski nakaz celibatu . Miał żonę i nałożnice , miał w pogardzie nakazy papieża. Bolesław, jako jeden z ważniejszych stronników Grzegorza VII był naturalnym wrogiem biskupa oraz zagrożeniem jego pozycji i majątku .Królewski brat Jan, który po śmierci Bolesława oddał cesarzowi Niemiec polskie insygnia królewskie i zrzekł się tytułu króla na rzecz władcy Czech był marionetką Henryka IV i zapewne odegrał ważną rolę w buncie stronnictwa cesarskiego na naszym dworze, którego ofiarą stali się obaj protagoniści ale w największym stopniu Polska. Patrząc z tego punktu widzenia zdrada biskupa była zdradą stanu i kara , aczkolwiek surowa , sprawiedliwa. Pozycja Św. Stanisława w dzisiejszym kościele polskim jest co najmniej niezasłużona i wobec niepodważalnych faktów historycznych można by ją uznać za hańbiącą ,
Popieram tezę ,że mianując Stanisława na patrona Polski robi się z Polaków szmaty i rzyga im się w twarz wielopiętrowym kłamstwem. Nigdy nie uznam tego człowieka swoim patronem co oświadczam wszem i wobec.
To prawda, zdrajca patronem kraju jak to wygląda!!!!
Sorry ,pomyliłem imię brata Bolesława. Chodziło oczywiście o Władysława I.
Uważam, że Stanisław zwany biskupem brał udział w spisku antypolskim. Wskazuje na to negatywna propaganda i sabotaż w czasie gdy Bolesław toczył wojnę na Węgrzech z Niemcami. Władysław Herman -miękka parówa- robił mu także koło pióra mamiony koroną Polski, której w końcu nie dostał.. Spisek musiał być powszechny, a Stanisław pewny i bezczelny skoro Bolesław skarcił go boleśnie. Pozostaje pytanie dlaczego Bolesław nie otoczył się wiernym rycerstwem, które przecież musiało mu ufać w bitwie? Być może użyto podstępu z użyciem wtyczki, radząc Bolesławowi szybką ewakuację bez wzywania zwolenników? Znajdując się na bezludziu z rodziną nie miał szans na inna opcję. Druga wersja to honorowe opuszczenie kraju i sprzedajnych poddanych , chociaż nikt nie podaje informacji o abdykacji. Zastanawia też fakt o braku danych co do śmierci Bolesława, w końcu nie był to byle rycerz wędrowniczek, a wielki wódz i król . Informacje takie powinny być w archiwach węgierskich, watykańskich lub niemieckich.
Ten Świat był zawsze zwariowany i takim jest do dzisiaj. Z tej całej historii najbardziej zainteresował mnie rodzaj kary czyli obcięcie członków biedakowi, któremu nie wolno było mieć własnych racji. Czy oprócz członków, czyli rąk i nóg, obcięto biedakowi także członka? Pytam się bo, o ile wiem, ani święci, ani mniej święci nie stronili specjalnie od seksu, a w takim
razie członek mógł mu służyć nie tylko do siusiania.
Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. Państwo Polskie wystąpiło do Watykanu o uznanie zdradzieckiego charakteru czynu biskupa i odjęcie mu tytułu patrona Polski. Wojna polsko-bolszewicka i późniejsza odbudowa państwowości w duchu prawicy społecznej przerwała starania rządu polskiego i nadal Patronem Polski jest Pierwszy Zdrajca Stanu z Kościoła Katolickiego. Jaki kraj taki i patron, można by rzec, ale wszystko przed nami. Według najnowszych badań historyków z Uniwersytetu Poznańskiego przypisane pochodzenie biskupa z rodu ze Szczepanowa jest fałszywe i dodane w wiekach późniejszych, a według uzyskanych informacji o składzie narodowościowym episkopatu polskiego po odbudowie państwa przez Kazimierza I – wszyscy, poza jednym biskupem Bogumiłem, pochodzili z Cesarstwa Niemieckiego lub Czech, sam rzekomy Stanisław z Lotaryngii albo Burgundii, mając odbyte studia w Paryżu. Ten to biskup Bogumił został, z nadania księcia Bolesława II, arcybiskupem Gniezna i zwierzchnikiem kościelnym biskupa rzekomego Stanisława. Bunt podnieśli możni, bo w żadnym przypadku, na terenie plemion polskich, nie akceptowali wywyższenia się jednego z nich do poziomu pomazańca bożego. Najmocniejszy z nich, Bolesław I, odważył się koronować tuż przed śmiercią czyli dopiero gdy czuł już przedśmiertną słabość, a Mieszko II za ukoronowanie się w 1025 r., już w 1031 r. został wypędzony z kraju i okaleczony przez czeskiego kuzyna, wrócił już jako książę. Przyrodni brat Bezprym, który pierwszy się zbuntował i objął władzę po Mieszku II, pozwolił krolowej Rychezie, bratowej, emigrować do Niemiec z klejnotami koronnymi i nie miał zamiaru ryzykować z przyjmowaniem tytułu królewskiego. Sam Bolesław II koronował się wbrew cesarzowi Niemiec, mając poparcie Papieża, szwagra w Rusi Kijowskiej i przyrodniego brata na Węgrzech.
To mu też nie wystarczyło i został po trzech latach obalony przez możnych i wygnany z kraju. Należy pamiętać, że ci możni to byli potomkowie rycerzy z Cesarstwa Niemieckiego, którzy w liczbie 300 restaurowali w kraju polskim Kazimierza I, po śmierci Bezpryma i pokonaniu w boju Masława mazowieckiego, byłego cześnika czyli pierwszego zausznika Mieszka II. Cześć tej dawnej drużyny, jeszcze Bolesława I i Mieszka II, dołączyła, po przegranej bitwie, do zwycięskiego Kazimierza I i „odnawiała” z nim księstwo polskie. Trudno się dziwić, że „wyskok” Bolesława II z koronowaniem im się nie spodobał. Bezpośrednio po koronacji Bolesława II przybył do Polski, z tajną misją, jeden z najbliższych doradców Cesarza Henryka, który zmontował spisek z niezadowolonymi możnymi i biskupem, z planowanym na następcę bezwolnym bratem króla, Władysławem I Hermanem, proczeskim i proniemieckim. Spisek udał się, bunt obalił króla Bolesława II i jego następcy przez 300 lat nie ośmielili się koronować. I jeszcze należy wiedzieć, że arcybiskup Gniezna Bogumił, jako zwierzchnik kościelny biskupa rzekomego Stanisława, uznał jego winę zdrady stanu i zdjął z niego sakrę biskupią. A kat złagodził, pewnie za łapówkę, wykonanie kary obcięcia członków czyli wykrwawienia skazańca i zdrajcę pozbawił życia ciosem w tył głowy.
Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. Państwo Polskie wystąpiło do Watykanu o uznanie zdradzieckiego charakteru czynu biskupa i odjęcie mu tytułu patrona Polski. Wojna polsko-bolszewicka i późniejsza odbudowa państwowości w duchu prawicy społecznej przerwała starania rządu polskiego i nadal Patronem Polski jest Pierwszy Zdrajca Stanu z Kościoła Katolickiego. Jaki kraj taki i patron, można by rzec, ale wszystko przed nami. Według najnowszych badań historyków z Uniwersytetu Poznańskiego przypisane pochodzenie biskupa z rodu ze Szczepanowa jest fałszywe i dodane w wiekach późniejszych, a według uzyskanych informacji o składzie narodowościowym episkopatu polskiego po odbudowie państwa przez Kazimierza I – wszyscy, poza jednym biskupem Bogumiłem, pochodzili z Cesarstwa Niemieckiego lub Czech, sam rzekomy Stanisław z Lotaryngii albo Burgundii, mając odbyte studia w Paryżu. Ten to biskup Bogumił został, z nadania księcia Bolesława II, arcybiskupem Gniezna i zwierzchnikiem kościelnym biskupa rzekomego Stanisława. Bunt podnieśli możni, bo w żadnym przypadku, na terenie plemion polskich, nie akceptowali wywyższenia się jednego z nich do poziomu pomazańca bożego. Najmocniejszy z nich, Bolesław I, odważył się koronować tuż przed śmiercią czyli dopiero gdy czuł już przedśmiertną słabość, a Mieszko II za ukoronowanie się w 1025 r., już w 1031 r. został wypędzony z kraju i okaleczony przez czeskiego kuzyna, wrócił już jako książę. Przyrodni brat Bezprym, który pierwszy się zbuntował i objął władzę po Mieszku II, pozwolił krolowej Rychezie, bratowej, emigrować do Niemiec z klejnotami koronnymi i nie miał zamiaru ryzykować z przyjmowaniem tytułu królewskiego. Sam Bolesław II koronował się wbrew cesarzowi Niemiec, mając poparcie Papieża, szwagra w Rusi Kijowskiej i przyrodniego brata na Węgrzech.
To mu też nie wystarczyło i został po trzech latach obalony przez możnych i wygnany z kraju. Należy pamiętać, że ci możni to byli potomkowie rycerzy z Cesarstwa Niemieckiego, którzy w liczbie 300 restaurowali w kraju polskim Kazimierza I, po śmierci Bezpryma i pokonaniu w boju Masława mazowieckiego, byłego cześnika czyli pierwszego zausznika Mieszka II. Cześć tej dawnej drużyny, jeszcze Bolesława I i Mieszka II, dołączyła, po przegranej bitwie, do zwycięskiego Kazimierza I i „odnawiała” z nim księstwo polskie. Trudno się dziwić, że „wyskok” Bolesława II z koronowaniem im się nie spodobał. Bezpośrednio po koronacji Bolesława II przybył do Polski, z tajną misją, jeden z najbliższych doradców Cesarza Henryka IV, znany z imienia i znajomości języków słowiańskich, który zmontował spisek z niezadowolonymi możnymi i biskupem, z planowanym na księcia Polski następcą króla bezwolnym bratem króla, Władysławem I Hermanem, proczeskim i proniemieckim. Spisek udał się, bunt obalił króla Bolesława II i jego następcy przez 300 lat nie ośmielili się koronować, a księstwo polskie wypadło z orbity papieża i powróciło na orbitę Cesarstwa, z nagrodą dla Władysława I Hermana w osobach jego obu kolejnych małżonkach Judytach, czeskiej i niemeckiej. I jeszcze należy wiedzieć, że arcybiskup Gniezna Bogumił, jako zwierzchnik kościelny biskupa rzekomego Stanisława, uznał jego winę zdrady stanu i zdjął z niego sakrę biskupią. A zatem odbył się synod w polskiej prowincji i episkopat uznał winę zdrady stanu rzekomego Stanisława. A kat złagodził, pewnie za pieniądze lub szatę skazańca, wykonanie kary obcięcia członków czyli wykrwawienia skazańca i zdrajcę pozbawił życia ciosem w tył głowy, w lochu na Wawelu.